~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [Zwiadowcy][T][M] Gdzie jest Will?

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[Zwiadowcy][T][M] Gdzie jest Will?  Empty
PisanieTemat: [Zwiadowcy][T][M] Gdzie jest Will?    [Zwiadowcy][T][M] Gdzie jest Will?  EmptyNie 05 Mar 2023, 11:44

Tytuł: Gdzie jest Will?
Oryginalny tytuł: Where There's A Will
Autor: apisdn
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Brak
Link: https://archiveofourown.org/works/24728953

Gdzie jest Will?

Minęło około miesiąca od ostatniego spotkania Halta ze swoim uczniem, kiedy włożył mu na pierś srebrny liść i pożegnał się z nim. Jego mały Gil, którego kochał jak syna, odszedł, a na jego miejscu był dwudziestojednoletni mężczyzna, samodzielny Zwiadowca, niezależny od Halta. Halt był z niego taki dumny, ale jednocześnie bardzo za nim tęsknił. To było jak brakująca kończyna. Halt nie mógł policzyć, ile razy w ciągu ostatniego miesiąca zwracał się do Gilana, żeby coś powiedzieć albo nabierał tchu, by nakrzyczeć na swojego ucznia za spóźnienie. Wiele razy przyłapał się na tym, że przygotowywał wystarczająco dużo jedzenia dla dwóch lub bezczynnie tworzył harmonogramy treningów. To było okropne, a Halt, który wolał nie myśleć o uczuciach w najlepsze dni, po prostu marzył, żeby cały ten bałagan łzawych myśli i brakujących uczniów po prostu się skończył.

Świat nie postąpił jednak zgodnie z jego życzeniami, a zamiast tego był zmuszony postępować zgodnie ze starą praktyką Zwiadowców, by odsuwać swoje uczucia na bok. Każdego ranka pogrążał się w ćwiczeniach i pozwalał, by znajomy brzęk strzały trafiającej w cel ponad dwieście metrów dalej stał się jedyną rzeczą, o której myślał. To było to samo, co robił każdego ranka od dwudziestu lat, a rutyna była w nim zakorzeniona tuż obok instynktów, które przypominały mu o spaniu i jedzeniu.

Jak przygnębiające stało się jego życie. Śpij, jedz, strzelaj. Oczywiście w tym podsumowaniu pominięto jego samotne patrole lenna, czytanie raportów i okazjonalne misje. Prawie chciał, żeby pojawiło się coś większego, tylko po to, żeby miał coś do zrobienia.

Nagle brzęk został zastąpiony trzaskiem. Jedna z jego strzał trafiła w poprzednią. To było rzadkie i irytujące zdarzenie. Oznaczało to, że Halt będzie musiał wykonać więcej strzał. Niestety nic nie można było z tym zrobić. Kiedy wystrzelisz wiele pocisków w przestrzeń o wielkości mniejszej niż pięć centymetrów, w końcu nałożą się na siebie. To nieuniknione. To nie czyniło tego łatwiejszym do zaakceptowania.

Halt skończył swoją serię, ostatnia strzała z czterdziestu, które wyciągnął tego ranka, brzdęknęła, gdy trafił w tarczę po lewej. Potem poszedł zebrać strzały z każdego z siedmiu celów, do których mierzył.

Kiedy wyciągał rozłupaną strzałę z drugą wbitą w nią, usłyszał za sobą nagłe i wyraźne westchnienie.

Halt odwrócił się. Jego ręce były pełne strzał, ale gdyby ich nie było, jego łuk byłby uniesiony i przygotowany do wystrzelenia w kierunku… małego chłopca? Który jakoś zdołała podkraść się do niego niezwykle blisko?

— Trafiłeś STRZAŁĄ w STRZAŁĘ?! — wykrzyknął mały chłopiec. — To NAJLEPSZA rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.

Halt, co zrozumiałe, był zdezorientowany. Był prawie pewien, że wierzenia zwykłym ludzi na temat Zwiadowców generalnie trzymały ich z daleka od niego, i chociaż od czasu do czasu było znane, że jakiś ciekawski nastolatek podchodził do jego domu, jako oznaka odwagi, nie było tak, że miał wielu gości, zwłaszcza takich jak maleńkie stworzenie, z którym miał do czynienia.

— Zgubiłeś się? — zapytał.

To było jedyne wyjaśnienie, jakie przyszło mu do głowy, dlaczego mały chłopiec wylądował ponad trzy kilometry od Zamku Redmont i otaczającego go miasta.

— Nieeeeee — powiedział chłopiec, przeciągając słowo przez kilka sekund. — Byłem ciekawy.

Halt uniósł brew.

— Czyli odszedłeś, ledwie pół godziny po świcie, do lasu wędrując ponad trzy kilometry od innych ludzi?

— Był wózek — powiedział chłopiec, wskazując na drogę, która biegła do lasu kilkaset metrów na południe.

— Byłeś ciekaw wózka — stwierdził stanowczo Halt.

— Nie, uch — powiedział chłopiec tonem, który dał Haltowi do zrozumienia, że powinien już o tym wiedzieć. — Po prostu Horacy, powiedział, że mieszka tu potwór, który zjada ludzi, ale Horacy jest idiotą, więc nic, co powie się nie liczy.

— Potwór, który zjada ludzi? — zapytał Halt, rozbawiony upiornymi mitami, które najwyraźniej wymyśliły dzieci z wioski, aby wyjaśnić, dlaczego rodzice powiedzieli im, żeby nie chodzili tą drogą.

— Cóż, nie jesteś nim — powiedział niecierpliwie chłopiec. — Już mówiłem, że Horacy jest idiotą.

— Rozumiem — rzekł Halt, który w rzeczywistości nie rozumiał tego. Jego zaskoczenie opadło jednak na tyle, że mógł zacząć odkładać strzały i zdjąć cięciwę z łuku.

— Jeśli nie jesteś potworem, kim jesteś? — zapytał chłopiec. — Chyba nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.

— Jestem królewskim Zwiadowcą. W każdym lennie jest tylko jeden. Naszym zadaniem jest ochrona ludzi.

— Och! Jak rycerz, tylko lepszy! — powiedział mały chłopiec. Za to stwierdzenie Halt uznał, że go lubi. — Jak masz więc na imię? — zapytał dzieciak.

Halt skończył się pakować i nadszedł czas, aby pójść i przygotować śniadanie.

— Halt. Jestem Zwiadowcą Haltem — powiedział.

Potem wszedł do swojego domu, zakładając, że to będzie koniec. Niestety, miłość do świeżego powietrza, która zwykle powodowała, że zostawiał otwarte drzwi przez większość lata, działała przeciwko niemu. Był śledzony. Chłopak po prostu wszedł, nie zastanawiając się nawet nad pytaniem o pozwolenie, po czym wskoczył na stołek przy kuchennym stole Halta.

— Po prostu Halt? — zapytał. — Bez nazwiska? — Wydawał się tym raczej podekscytowany.

— Tak — odpowiedział Halt. — Po prostu Halt.

— Hej — zawołał chłopiec. — Mam to samo! To znaczy, mam tylko imię! — Potem oparł łokcie o stół i kontynuował, obserwując, jak Halt siekał cebulę swoją bronią. — Nazywam się Will — przedstawił się. — Horace mówi, że nie mam nazwiska, bo moi rodzice mnie nie chcieli.

Wydawał się z tego powodu trochę smutny, a Halt poczuł nagłą i wyraźną potrzebę zduszenia tej emocji w zarodku.

— Myślałem, że powiedziałeś, że Horacy jest idiotą — rzekł.

— Tak — potwierdził chłopiec o imieniu Will. — Dlatego, to co mówi, nie ma znaczenia.

— Oczywiście, że nie. W końcu potrzebuję tylko imienia — powiedział Halt.

Will rozpromienił się, był niczym słońce wychodzące zza chmury. Halt nie mógł powstrzymać małego uśmiechu, który pojawił się w kąciku jego ust na ten widok.

— Słuszna uwaga — powiedział Will. — Czy mogę dotknąć twojego noża, kiedy skończysz? Jest bardzo ładny.

Kiedy Halt skończył siekać cebulę i zsunął ją na patelnię, nie przestawał myśleć o tym, że małe dzieci prawdopodobnie nie powinny być w pobliżu noży.

— Nie dotykaj krawędzi — powiedział. — Już wiesz, że jest ostry.

Will z powagą skinął głową, a Halt wbił trzy jajka do patelni z cebulą i wczorajszymi ziemniakami, które następnie usmażył na piecu, poświęcając chwilę, by sprawdzić, czy kawa była już gotowa.

Kiedy skończył przygotowywać posiłek, odwrócił się i zobaczył, że Will próbuje utrzymać saksę w równowadze trzymając ją na kilku palcach. W skupieniu wystawił w uroczy sposób język. Halt uśmiechnął się odrobinę mocniej.

— Jest wyważona do rzucania — powiedział. — Dlatego tak dobrze się nią balansuje.

— Och — powiedział Will, a potem wznowił wysiłki na rzecz utrzymania równowagi.

— Czy jadłeś już śniadanie? — zapytał Halt.

— Nie — odpowiedział Will, wciąż pochłonięty nożem.

Halt chwycił dwa talerze. W dalszym ciągu nie przyzwyczaił się do gotowania dla jednej osoby, więc zrobił więcej, a przynajmniej tak sobie mówił.

Will zjadł swoją małą porcję ze smakiem, cały czas gadając z Haltem. Ich rozmowa była wypełniona niekończącymi się pytaniami ze strony chłopca, głównie dotyczącymi zawartości chatki, ogólnymi informacjami o Zwiadowcach i samego Halta. Najlepszy moment był wtedy, gdy zapytał mężczyznę o kawę.

— Co pijesz?

— To kawa — odpowiedział Halt.

— Pachnie naprawdę ładnie. Czy mogę spróbować? — zapytał Will. — Chyba że to napój dla dorosłych. Opiekunka Mora mówi, że nie możemy pić napojów dla dorosłych.

— Jest dość gorzka — ostrzegł Halt. — Wiele osób nie lubi jej z tego powodu. Mój stary uczeń lubił ją tylko z dużą ilością mleka lub śmietanki.

— I tak spróbuję — powiedział zdecydowanie Will po chwili namysłu. — A potem wleję do niej mleko. — Następnie wypił mleko ze swojego kubka i podał puste naczynie Haltowi.

Halt nalał do środka niewielką ilość kawy i oddał kubek Willowi. Następnie czekał i zastanawiał się, czy to powinno być prawie tak dobre, jak stary żart Zwiadowców, polegający na nie dawaniu ochraniaczy na nadgarstki uczniom, dopóki ci nie spróbują strzelić z łuku.

Twarz Willa była całkowicie skrzywiona od goryczy napoju. Było to w rzeczywistości lepsze niż żart z ochraniaczami.

— Miałem rację — powiedział, a jego małe usta zacisnęły się z niesmakiem. — Będę musiał dolać mleko.

Szybko dolano mleko, a Will z radością popijał miksturę, której Halt nie nazwałby kawą, ponieważ tylko dziesięć procent tego było rzeczywistości czarnym napojem.

— Jest lepsza — zakomunikował Will. — Teraz smakuje tak jak pachnie.

Po zjedzeniu śniadania Halt napełnił wiadro wodą i umył wszystkie naczynia. Następnie wręczył je Willowi, który z wielce poważną miną wskoczył na stołek ze szmatką do wycierania. Gdy zakończyli proces mycia i suszenia, Will zaczął wiercić się z podekscytowania. Halt zastanawiał się niejasno, czy to była kawa, czy też Will po prostu czegoś oczekiwał. Zastanawiał się też, czy w pierwszej kolejności dzieci powinny pić kawę.

— Powiedziałeś, że masz noże do rzucania? Pokażesz mi? Proooooszę — powiedział Will.

Halt udawał, że się nad tym zastanawiał, chociaż wiedział już, że zrobi wszystko, czego chłopiec zapragnie.

— Planowałem wymienić strzały, które zrujnowałem dziś rano — rzekł.

— Jeśli ci pomogę, to rzucałbyś potem nożem?

Halt skinął głową, ustąpiwszy. Oczy Willa zrobiły się ogromne jak u małego jelonka. Halt nie sądził, że poradzi sobie z jego radością, więc wziął jedynie garnek z klejem, groty, lotki i drzewce, a następnie wyszedł na ganek.

Wbrew temu, co powiedział, Will w ogóle nie był pomocny, a szybkie zadanie stworzenia dwóch nowych strzał w celu zastąpienia tych uszkodzonych przekształciło się w dwugodzinny samouczek, jak dołączyć lotki do strzały bez niszczenia zapasów, spodni Halta, ganku, włosów Willa czy cokolwiek innego. W końcu, kiedy Halt był przekonany, że Will nie zamierzał ponownie zaplątać całego łoju, usiadł, aby we względnym spokoju przygotować własne strzały, podczas gdy Will bawił się swoją strzałą, którą “pomógł” zrobić.

Kiedy Halt skończył, poczuł szarpnięcie za krawędź peleryny. Spojrzał w dół i znalazł nieco lepkiego Willa oferującego mu strzałę, którą zrobił. Miała teraz około dziewięciu piór, starannie umieszczonych w przypadkowych miejscach na bokach drzewca.

— Dzięki większej ilości piór, może polecieć o wiele dalej — powiedział Will.

Gdyby ktoś przyszedł i zmarnował tyle dobrych piór Halta w jakichkolwiek innych okolicznościach, to prawdopodobnie byłby bardzo zły. W tej chwili czuł się nieprzyjemnie czuły i zastanawiał się, czy czegoś nie złapał. Prawdopodobnie i tak musiał się sprawdzić u medyka Aralda…

— Dziękuję Will. To bardzo miłe — powiedział. — Następnym razem umieść pióra tylko na końcu. W ten sposób będzie lecieć tak samo, jak wszystkie inne strzały.

— Och — sapnął Will. Wyglądał na trochę smutnego, że jego strzała nie była dobra.

— To najłatwiejsza strzała, jaką kiedykolwiek widziałem, nawet jeśli nie jest taka sama jak inne — powiedział Halt.

Will uśmiechnął się do niego.

Halt odłożył wszystkie zapasy do robienia strzał, zanim wrócił, aby rzucać nożami. Jeśli przez lata trzymał tę strzałę w swoim biurku ze swoimi najcenniejszymi rzeczami, nigdy nikomu nie powiedziałby o tym, zwłaszcza Willowi, który w tej chwili przemykał między nim a drzewem, którego używał jako celu, zwracającego mu noże, a następnie mówiącego o miejscu na drzewcu, w które miał trafić, to naprawdę nie była niczyja sprawa.

OoO

— Po co są te wszystkie papiery? — zapytał Will.

Halt otworzył oko, żeby spojrzeć na niego ze swojej leżącej pozycji na ganku. Robił sobie krótką przerwę od czytania raportów, które właśnie nadeszły. Przez chwilę zastanawiał się, jak Will zbliżył się tak blisko, bez zauważenia, po czym odrzucił tę myśl. W ciągu ostatnich kilku tygodni, odkąd go poznał, chłopiec wykazał się niemal niesamowitym talentem do skradania się.

— Mają mi powiedzieć, co się dzieje w całym kraju — powiedział wreszcie, odpowiadając na pytanie.

Will wskoczył na ganek i przejrzał papiery.

— To dużo słów. Czy naprawdę musisz to wszystko przeczytać?

— Tak — powiedział Halt. — Ważne jest, aby Zwiadowcy wiedzieli, co się dzieje, abyśmy mogli wiedzieć, co z tym zrobić.

— Co robić? — zapytał Will.

— Jeśli nie wiesz, na czym polega problem, nie będziesz w stanie go naprawić. Wiedza o tym, co się dzieje i co z tym zrobić, jest najważniejszą rzeczą, jaką robię.

—Na przykład, jak zawsze wyjeżdżasz na koniu, aby dowiedzieć się, co dzieje się w lennie? — zapytał Will.

— Dokładnie — potwierdził Halt. — Wszyscy inni Zwiadowcy robią to w innych lennach, a czasami w innych krajach, a potem dzielimy się tym, co wiemy między sobą, z baronami i królem.

— A potem rozwiązujesz wszystkie problemy — powiedział Will z największą pewnością siebie.

— Tak — powiedział Halt. — Naprawiamy problemy.

Will w zamyśleniu przetasował papiery.

— To wciąż dużo papierów — powiedział. — Powinni coś z tym zrobić, abyś nie musiał tego czytać.

— A dlaczego miałbym tego chcieć? — zapytał Halt.

— Czytanie jest trudne — powiedział Will. — Opiekunka Mora próbuje nas tego nauczyć, ale Horace ciągle niszczy moją tabliczkę i nie mogę tego zrobić. I to jest takie nudne. — Z tym oświadczeniem rozłożył się na ganku niczym kot.

— Jest wiele ciekawych rzeczy — zaczął Halt — ale nie zrobisz ich, jeśli nie wykonasz też te nudne.

— Nie mogę zrobić nic ciekawego — powiedział Will. — Uczę się jedynie nudnych rzeczy.

— Hmmm — mruknął Halt. — Powiedz mi, czy umiesz czytać mapy?

— Nie — odpowiedział Will. — Dlaczego miałbym?

— Ponieważ wtedy możesz się udać do tych miejsc na mapie bez zgubienia się — wyjaśnił Halt, już sięgając po mapę Araluen, która wyciągnął, by porównać ją z jednym z raportów.

Will wydawał się być sceptyczny.

— Nie mogę zapytać kogoś innego o drogę? — zapytał.

Halt uniósł brew.

— A co, jeśli zgubisz się, podążając za nimi? — zapytał.

— Zapytam kogoś innego? — powiedział Will.

— A jeśli nikt nie będzie wiedział? A co, jeśli nikogo nie będzie w pobliżu?

— W takim razie… — powiedział Will, urywając, a potem westchnął — używam mapy — dokończył.

Halt nie mógł powstrzymać krótkiego wybuchu śmiechu.

— A co, jeśli nie umiesz czytać mapy? — zapytał.

Will westchnął jeszcze mocniej, tym razem poruszając przy tym całym ciałem dla lepszego efektu.

— Wtedy bardzo ładnie proszę, aby ktoś cię tego nauczył — odpowiedział.

Halt spojrzał wyczekująco na Willa.

— Halt, czy powiesz mi, jak czytać mapy? — zapytał Will, po kilku sekundach przerwy, która miała pokazać, że nadal nie był w pełni zadowolony z tego.

— Oczywiście Willu, będę zachwycony — oznajmił Halt.

Halt rozwinął mapę na ganku i ułożył swoje ciało, by usiąść obok niej i Willa.

— Zacznijmy od znalezienia domu — powiedział. — Cały ten obszar to Araluen, a te pocięte kawałki są lennami.

Will skinął głową i przeskanował wzrokiem mapę.

— Redmont jest gdzieś pośrodku? — zapytał.

— Nie całkiem. Jesteśmy na południowym zachodzie — wyjaśnił Halt.

— Południowy zachód? — powtórzył Will.

— Spójrz tutaj, widzisz to coś? — Halt, wskazał na namalowany kompas. — To ma ci powiedzieć, w jakim kierunku są rzeczy. N to północ, S to południe, E to wschód, a W to zachód.

— Czyli południowy zachód jest… — Will przyglądał się uważnie mapie. — Tutaj — powiedział.

— Tak — powiedział Halt. — Kolejną wskazówką jest to, że mamy dużo lasów.

— To jeden z tych dużą ilością ciemnej zieleni? — zapytał Will.

Halt skinął głową i na kilka sekund zapadła cisza. Wtedy Will krzyknął z zachwytu i wskazał na Redmont na mapie.

— Spójrz, Halt, tutaj jest napisane Redmont! — krzyknął.

— Tak — potwierdził Halt. — A teraz, jak dostaniesz się do Zamku Araluen… wielkiej złotej gwiazdy w Królewskim Księstwie?

Will znalazł go i palcem prześledził zaznaczone drogi. Znalazł kilka sposobów.

— Poszedłbym chyba tą — powiedział, wskazując idącą przez lenno Seacliff.

— Dlaczego ta? — zapytał Halt.

— Jest nad oceanem. Zawsze chciałem zobaczyć ocean — wyjaśnił Will.

— Och naprawdę? — powiedział Halt. — Ale czy to oznacza, że jest najlepsza? — dopytywał.

Will był zbity z tropu.

— Cóż, tak naprawdę niewiele o nich wiem. Po prostu ją wybrałem.

Halt uśmiechnął się. Teraz dostał dokładnie to, czego chciał.

— Hmmm. — Podniósł rękę, przeglądając swoje papiery. — Trzy drogi, które widziałeś, przechodzą przez trzy różne lenna w drodze do stolicy. Seacliff, Marborough i Tellwood. Tellwood to głównie lasy, tak jak my, Seacliff jest pełne sadów i rybaków, a Marborough to jedno z najlepszych lenn dla farm zbożowych.

— Och — sapnął Will. Spojrzał z powrotem na mapę. — Która droga jest najlepsza?

— Pomyśl Will, jaka jest pora roku? — zapytał Halt.

— Już prawie żniwa! — krzyknął Will. — Ta z farmami i ta z sadami będzie pełna ludzi. Poszedłbym wtedy leśną.

— Z pewnością miałbyś mniej problemów ze znalezieniem miejsca na nocleg, ponieważ w gospodzie byłoby miejsce, ale Tellwood tez ma wiele problemów.

Will westchnął.

— Czyli która? — zapytał zrezygnowany.

— Pozwól sobie pomóc — powiedział Halt, podnosząc raport, który przyszedł z Tellwood. Potem przeczytał część na głos. — Zmarł baron Gregory, a jego następcą został baron Tristan, który ma zaledwie osiem lat. Do czasu osiągnięcia pełnoletniości mianowano na namiestnika Malcoma Ungusa. Namiestnik Ungus obniżył przydział łowiecki o jedno zwierzę na rodzinę i nieznacznie podniósł podatki, aby ustabilizować lenno w miarę dostosowania się do nowego przywództwa. Na południu doszło do kilku kolejnych ataków bandytów, a Ungus zamierza zwiększyć liczbę zbrojnych, aby poradzić sobie z tym problemem.

— Czyli Baron zmarł? A teraz rządzi ten drugi człowiek? — podsumował Will. — Dlaczego miałoby to sprawić, że nie chcielibyśmy tam pojechać?

— Ponieważ podjął pewne decyzje, które bardzo utrudniają życie w Tellwood. Tellwood ma wiele problemów z wilkami, a ograniczenie polowania zwiększy ich liczebność. Ponadto, jeśli będzie więcej podatków, wszystko będzie droższe. I istnieją również bandyci.

— Nie chcemy tam jechać, ponieważ będzie to dużo kosztować i będzie to niebezpiecznie?

— Tak — potwierdził Halt. — Za każdym razem, gdy umiera baron, wszystko się zmienia. Zwykle wszystko się trochę pogarsza, zanim sytuacja stanie się lepsza. Dlatego prawdopodobnie nie jest dobrym pomysłem pojechanie tam właśnie teraz.

— Ale w innych miejscach będą zbierać plony. Którą drogę byś w końcu wybrał?

— Marborough zaopatruje prawie całą stolicę w żywność, więc przejeżdża przez nie wiele wozów. Z drugiej strony Seacliff dostarcza jedynie owoce i ryby, przez co jest mniej zatłoczony. Wybrałbym Seacliff.

— Ale to ta droga, która chciałem pójść w pierwszej kolejności! — krzyknął Will.

Brwi Halt uniosły się w górę.

— Ale czy miałeś dobry powód, aby ją wybrać? — zapytał.

— Nie — przyznał Will.

— Następnym razem, przynieść swoją woskową tabliczkę, a pomogę ci ćwiczyć pisanie. W ten sposób się nie zrujnuje — powiedział Halt.

Niespecjalnie chciał pomagać Willowi w czytaniu, ale… właściwie nie mógł wymyślić powodu, czemu by tego nie zrobić. Nie był pewny, czy chodziło w tej chwili tylko o Willa.

OoO

— Dlaczego nie jesteś na dożynkach Will? — zapytał Halt, wystrzeliwując ostatnie strzały do odległego celu.

Will właśnie przybył na piechotę, ponieważ bardzo niewiele wozów odjeżdżało z Zamku Redmont. Większość ludzi właśnie wtedy chciała do niego przyjechać.

— Dlaczego ty nie jesteś na dożynkach, Halt? — odpowiedział pytaniem Will.

Halt bardzo chciał, żeby Will był jego uczniem, żeby mógł go ukarać za to oświadczenie. Może trochę dobrego szorowania garnków… A tak naprawdę nie mógł zrobić nic, by powstrzymać jego cięty język.

— Nie jestem na dożynkach, bo wolałem tu być. Muszę iść dziś wieczorem na ucztę u barona, ale zamierzam tego unikać, dopóki absolutnie nie będę musiał się tam udać — powiedział Halt.

— Och. Czy to dlatego, że wszyscy się ciebie boją? — zapytał Will.

Halt spojrzał na niego.

— Nie — zaprzeczył.

Will z całych sił starał się wyglądać jednocześnie na niepewnego i niewinnego. Nie działało to dobrze, ponieważ Halt go znał i doskonale zdawał sobie sprawę, że był gremlinem, a zatem kimś złym. W końcu musiał jednak zapaść na jakąś chorobę, ponieważ z jakiegoś z jakiegoś powodu za każdym razem, gdy Will tak na niego patrzył, robił to, co chłopiec chciał.

— W porządku. Tak — zgodził się. — To denerwujące rozmawiać z ludźmi, którzy się ciebie boją.

Will rozpromienił się.

— To smutne — powiedział, jakby to była najszczęśliwsza proklamacja, jaką kiedykolwiek wygłosił. — Ale jeśli nie pójdziesz, to chyba nie dostaniesz żadnego ciasta mistrza Chubba.

— To nie jest powód do radości — stwierdził Halt.

— Może, ale jest, bo trochę go przyniosłem.

Will podniósł płócienną torbę, która była wypchana czymś, co bardzo ładnie pachniało.

— Myślałem, że nie wyciągnie je z pieca przynajmniej do południa — powiedział Halt.

— Cóż… Nie daje ich ludziom, ale są gotowe znacznie wcześniej. Pozwala im ostygnąć przy oknie — wyjaśnił Will.

— Ty mały złodziejaszku — powiedział Halt. — Daj mi je tutaj.

Will roześmiał się.

— Co mi za nie dasz? — zapytał.

— Przywilej bycia w moim towarzystwie? — Halt uniósł wysoko jedną brew.

— A co… z nożem?

Will wyglądał na niezmiernie zadowolonego z siebie, że wymyślił tak sprytny plan kradzieży jednego z noży Halta. Chciał je mieć praktycznie od pierwszego spotkania, ale Halt odmówił mu jednego, ponieważ nie był Zwiadowcą, a jedynie małym chłopcem, który prawdopodobnie go zgubi.

— Nie — powiedział Halt. Will wyglądał na załamanego. — Ale nauczę cię nim rzucać.

Will natychmiast się ożywił, a plany Halta na ten dzień polegające na pójście na długą spokojną przejażdżkę, sprawdzając swoje sidła w okolicznym lesie, a następnie praca nad paleniskiem, rozpłynęły się jak mgła w słońcu.

— Dlaczego nie spakujemy tych ciast z kilkoma innymi potrawami i odrobiną wody, kończąc pracę na dzisiejszy dzień. Możemy zabrać Abelarda do przyjemnego strumienia, a ty możesz stać się brudny, jak tylko chcesz.

W tym momencie Will praktycznie aż wrzał z podekscytowania.

— Naprawdę? Mówisz poważnie? Mogę jeździć na Abelardzie, a on mnie nie rzuci, tak jak powiedziałeś, że to zrobi?

Halt zdał sobie wtedy sprawę, że w ciągu ostatniego półtora miesiąca Will był wtajemniczony w wiele sekretów Zwiadowców. Nie pozwolił, żeby długo go to dręczyło.

— Powiem ci, dlaczego tego nie zrobi, ale musisz to zachować w tajemnicy — powiedział.

— Nie martw się — stwierdził Will. — Horace nawet mi nie uwierzył, kiedy powiedziałem mu, że cię spotkałem. Nikomu nic nie powiem.

Halt wątpił w to. Miał nieszczęście bycia obciążonym wiedzą o każdym wydarzeniu z życia Willa, opowiedzianym przez samego chłopca w straszliwych szczegółach. Mimo to Will nie wydawał się kimś, kto miał wielu innych ludzi, którym chciałby nawet powiedzieć różne rzeczy.

— Dobrze — powiedział Halt. — Nigdy nie powinieneś nikomu mówić niczego, czego nie muszą wiedzieć.

Will poważnie pokiwał głową i Halt wiedział, że prawdopodobnie zastosuje się do tej zasady niemal religijnie, tak jak robił to ze wszystkimi innymi wskazówkami, które mu dał Halt, oprócz tych, by przestać mówić, odejść lub być mniej bezczelnym.

— Powiesz mi teraz sekret Abelarda? — zapytał, po tym, co wydawało mu się, że było wystarczająco ilością czasu, aby docenić powagę (wątpliwej) mądrości Halta.

— Każdy koń Zwiadowców jest wyjątkowy — zaczął Halt.

— Na przykład, to że są mali i nie muszą być przywiązane? — zapytał Will.

— Tak — potwierdził Halt. — Między innymi są bardzo dobre w rozpoznawaniu, kto powinien na nich jeździć. Zanim na niego wsiądziesz, musisz podać hasło, aby upewnić się, że wie, że możesz na nim jeździć. Kiedy raz to powiesz, zawsze będzie wiedział, że to ty.

— Łał — powiedział Will. — I każdy, kto je nie zna zostanie zrzucony! — Najwyraźniej był zachwycony tą perspektywą.

— Tak. Dla Abelarda jest to “permettez moi”.

— “Per-met-e miau?” — powtórzył Will.

— “Permettez moi” — poprawił Hat. — To po galijsku.

— Galicianie to ludzie, którzy mieszkają w wielkim kwadratowym kraju na wschodzie końcu mapy? — zapytał Will.

— Tak. Może spróbujesz powiedzieć to Abelardowi. — Potem zagwizdał na konia, który pasł się w pobliżu.

Podczas gdy Abelard podchodził do nich, Will kilkakrotnie ćwiczył wymowę, dopóki nie zrozumiał, jak prawidłowo to powiedzieć.

Will zbliżył się do konia z poważną miną, co było zupełnie odmienne od tego, jak zwykle traktował Abelarda. Zamiast zarzucić mu ręce na szyję i bawić się jego grzywą, zdawał się przygotowywać do konfrontacji. Pod sam koniec zdenerwował się i na sekundę odwrócił się do Halta.
— “Permettez moi”? — zapytał, prawdopodobnie po to, aby upewnić się, że mówi to poprawnie.

Halt przypomniał sobie, że musi nauczyć go podstawowych zwrotów w najpopularniejszych językach, a potem uderzył się w myślach, ponieważ Will nie był jego cholernym uczniem i nie zamierzał brać na siebie dodatkowej pracy tylko dlatego, że chłopak był uroczy.

— Powiedz to koniowi, a nie mnie — kazał, unosząc brwi bez żadnych znaków swoich wewnętrznych myśli.

To odniosło pożądany skutek i Will zarumienił się ze wstydu, a potem odwrócił się, by szepnąć do ucha Abelarda.

Gdy to zrobił, sprawy potoczyły się dość szybko. Halt osiodłał Abelarda ze skutecznością wynikającą z wieloletniego doświadczenia, zatrzymując się tylko po to, aby wyjaśnić Willowi, jak przebiega ten proces, i wkrótce wyruszyli z torbą jedzenia do lasu.

Halt przyniósł swoje torby. Tylko dlatego, że Will był zdeterminowany, by zrujnować wszystkie jego plany, nie oznaczało to, że nadal nie mógł sprawdzić swoich sideł.

Ich ścieżka zaprowadziła ich bezpośrednio do lasu, a Halt automatycznie rozejrzał się, skanując otoczenie, gdy Will obrócił się przed nim, by spojrzeć na wszystko ze swojego nowego, wyższego punktu obserwacyjnego. Kiedy dotarli do miejsca położonego najbliżej pierwszej pułapki Halta, podekscytowanie Willa było zbyt wielkie, by mógł je powstrzymać.

— Czy to tutaj jest twoja pułapka? Myślisz, że złapałeś niedźwiedzia? Jak to działa? Bo to linka, która chwyta rzeczy, ale linki nie mogą chwytać rzeczy, a to dziwne.

— Ciii — uciszył go Halt. — Pokażę ci, jak to działa, kiedy ustawię z powrotem sidła. A teraz chodź.

Will zeskoczył z grzbietu Abelarda wprost w ramiona Halta, a kiedy mężczyzna skończył się zataczać z zaskoczenie, opadł na ziemię i poszedł dalej, jakby nic się nie stało. Halt dodał odpowiednie zejście z konia do listy umiejętności, dzięki którym Will będzie mniej denerwujący.

— Czy wiesz, dlaczego zostawiłem tu sidła? — zapytał Halt, powracając do dawnego nawyku nieustannych wyjaśnień, który zaczął się, gdy przyjął Gilana jako ucznia.

Will rozejrzał się, a Halt zauważył z pewną satysfakcją, że zanim odpowiedział, zrobił coś więcej niż tylko pobieżne spojrzenie na wszystko.

— Czy to z powodu wąskiej ścieżki? — zapytał w końcu. — Gdybym chciał znaleźć osobę, szukałbym go na drodze. Może to droga dla zwierząt.

— Dokładnie — potwierdził Halt. — Każde miejsce, do którego zwierzęta chodzą tyle często, że wytyczają szlak w zaroślach, jest doskonałym miejscem na zastawione sidła. A teraz chodź, pułapka jest za zakrętem.

Will pobiegł przed nim, przeskakując z wolnej przestrzeni na miejsce na szlaku.

— Myślisz, że złapałeś niedźwiedzia? — zapytał ponownie.

— Nie — powiedział Halt. — Wnyki są dla małych zwierząt. Niedźwiedzie wymagają odpowiedniego polowania.

Will nie odpowiedział, ponieważ dotarli do sidła i złapano w nie grubego królika. Halt pochwycił go, a Will wiwatował.

— Możemy go zjeść! — krzyknął. — Możemy zrobić gulasz!

Wydawał się być trochę nazbyt podekscytowany, ale Will był odrobinę zbyt entuzjastyczny wobec wszystkiego, co robił Halt, więc Zwiadowca po prostu skinął głową, a następnie rozpoczął nieco przyprawiający o ból głowy samouczek, jak ustawić wnyki bez zaplątywania ich w płaszcz Halta. Albo włosy Halta. Albo wokół całego ciała Willa. (To, jak doszło do tego splątania, było czymś, co go zdziwiło).

Kiedy skończyli, powtórzyli ten proces przy następnej pułapce, a potem przy następnej, aż w końcu dotarli do małej polany przy strumieniu, gdzie Halt lubił czasem łowić ryby. Will skierował się w stronę wody i zaczął skakać po wystającymi z niej skałami, kilka razy prawie spadając, zanim dotarł na drugą stronę. Kiedy tego dokonał, spojrzał z dumną na Halta, najwyraźniej oczekując jakieś uznania za swoje osiągnięcie.

— Nie wpadnij do wody — powiedział Halt.

— Nie wpadnę.

Will uśmiechnął się i następnie wpadł do strumienia.

Kiedy Halt wyciągnął Willa na brzeg i wykręcił wodę z jego ubrania najlepiej, jak potrafił, usiedli obok siebie na płaszczu Halta i podzielili się torbą pełną ciast. Abelard podszedł do nich, aby zbadać ich jedzenie, ale Halt odesłał go z jabłkiem i poklepaniem po głowie.

— Jesteś winien mi lekcję — powiedział Will, kiedy większość ciast zostało już podzielona. (Halt miałby nawet je na jutrzejszy lunch, jeśli Will nie dotrze do nich pierwszy).

— Hmmm — mruknął Halt. Leżał na płaszczu niczym kot rozgrzewający się na słońcu, senny i usatysfakcjonowany.

Will szturchnął go w bok.

— Noże — powiedział.

— Za chwilę — stwierdził Halt. — Jestem zajęty.

Will westchnął i opadł na klatkę piersiową Halta. Nadal był lekko wilgotny, ale Zwiadowca nie był poruszony jego dramatyzmem.

— Ciesz się słońcem — powiedział. — Nożami będziemy rzucać trochę później.

Przez chwilę panowała miła, spokojna cisza. Początkowo Will podjął symboliczny wysiłek, by zaprotestować, składający się z odgłosów zniecierpliwienia wydawanymi co kilka minut, ale w końcu zapał w lekki sen. Było trochę po południu.

Niemal sama z siebie ręka Halta podniosła się z jego piersi i spoczęła na głowie Willa. Przeczesał palcami jedwabiste włosy Willa, a chłopiec wydał senny dźwięk zadowolenia.

— Mięknę — wymamrotał.

Naprawdę powinien już to wiedzieć. Gil pozbawił go wszelkich ostrych krawędzi, które mógł mieć kiedyś, niemal natychmiast po tym, jak się spotkali, a Will ulokował się w jego sercu z radosnym lekceważeniem jego pragnień.

— Bachor — powiedział.

Abelard spojrzał na niego z wyrazem surowego osądu. Halt odwzajemnił je.

— Wiem, że lubisz go bardziej niż kiedykolwiek lubiłeś mnie, ale wciąż jest bachorem.

Całe zachowanie Abelarda sugerowało zwątpienie.

— Skradzione ciasta, Abelardzie. Tylko bachor by to zrobił.

Abelard przyznał mu rację. Halt jednak wciąż czuł, jakby przegrał kłótnię.

Mniej więcej godzinę później Halt prawie skończył drzemkę i wiedział, że za kilka godzin będzie musiał być na uczcie barona. Gdyby chcieli dzisiaj rzucać nożami, musiało to wkrótce nastąpić.

— Will — powiedział, szturchając jego bok. Will jakoś zrobił się cięższy podczas snu i zaczął emanować ciepłem jak małe ognisko. — Will, czas się obudzić.

Will mruknął sennie.

— Chcesz rzucać nożami czy nie? — zapytał Halt.

Po tym Will odzyskał przytomność z niezwykłą szybkością.

OoO

Wrócili późno, a Halt opuścił większość uczty barona, zabierając Willa z powrotem do sierocińca znajdującego się pod opieką barona i bezpiecznie chowając go do łóżka. Arald, zawsze będąc taktownym przyjacielem, odciągnął go na bok pod koniec, aby zapytać, o co w tym wszystkim chodzi.

— Halt, czy coś jest nie tak w lennie? — zapytał cicho.

Halt uniósł brew.

— A czy powinno? — zapytał z powrotem.

Arald skierował na niego TO spojrzenie.

— Spóźniłeś się — powiedział. — Nigdy się nie spóźniasz, chyba że jest w tym czasie coś ważniejszego. I wyglądasz, jakbyś się nad czymś zastanawiał.

Halt zmarszczył lekko brwi. Właściwie tak było, ale to nie była sprawa Aralda.

— Nie chodzi o lenno — odpowiedział.

— W takim razie o kogoś — stwierdził Arald.

Halt spojrzał na niego surowo.

— Kto zaprząta twoje myśli? — zapytał. — Pauline, Gilan czy Crowley?

Spojrzenie Halta nabrało na sile.

— Dlaczego myślisz, że to osoba? — zapytał.

— Znam cię — stwierdził Arald. — Jesteś irytująco małomówny we wszystkim, ale jesteś tak zły tylko w dwóch sprawach. Rzeczach dotyczących interesów króla i problemach związanych z ludźmi. A ostatnio nie zrobiłem niczego rażąco irytującego, więc to Pauline, Gilan lub Crowley. Czy Gilan dobrze sobie radzi w swoim nowym przydziale?

Halt chwycił okazję na zmianę tematu.

— Tak. Całkiem dobrze, dodam. Od czasu jego przybycia lenno Avebury doświadczyło znacznego spadku przemytu. Byłem na początku trochę zaniepokojony, wiesz, że jego praca pod przykrywką jest trochę mniej niż idealna, więc martwiłem się, kiedy skończył w lennie z tak wieloma intrygami, ale naprawdę rozkwitł. W swoim ostatnim raporcie wspomniał o kilku nowych kontaktach.

Chociaż nie był na ogół rozmowny, Halt w każdej chwili był w stanie długo rozmawiać o Gilanie. Był całkiem dumny z tego, jak chłopiec dorósł. Był doskonałym Zwiadowcą i jeszcze lepszym człowiekiem.

Arald nie był pod wrażeniem.

— Nie oczekiwałem mniej od niego — powiedział. — Dobrze go wyszkoliłeś. Tak więc, jeśli to nie on, martwisz się o kogo: Pauline czy Crowleya?

— Nie martwię się o nich — powiedział Halt. — Oboje są zajęci dyplomatycznymi misjami w różnych lokalizacjach i obaj są w stanie zadbać o siebie.

— To jak wyciskanie wody z kamienia — powiedział Arald w przestrzeń. Ze swoim najbardziej upartym wyrazem twarzy zwrócił się do Halta. — Zamierzam to z ciebie wyciągnąć w taki czy inny sposób i chętnie pomogę ci, jeśli będę mógł, więc współpraca jest naprawdę w twoim najlepszym interesie.

Gdyby Halt był gorszym człowiekiem, mógłby w surowy sposób odciąć się od rozmowy. W tym momencie zacisnął usta i próbował wymyślić sposób, by wyjaśnić sytuację Willa.

Kiedy odprowadził z powrotem chłopca, zauważył kilka rzeczy, które nie były w porządku, a niektóre inne miały sens. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale ilość wolności, jaką miał Will, aby wędrować po okolicy o każdej porze dnia, była raczej niezwykła, a fakt, że nigdy nie podniesiono alarmu, nawet gdy zasypiał na ganku Halta, gdzie Zwiadowca mógł go zobaczyć, gdy wrócił po długim patrolu, był nieco niepokojący.

Zapytany o to, Will powiedział tylko, że opiekunka Mora w końcu “poddała się”, ale czy to oznaczało rezygnację z kontrolowania Willa, czy też całkowitą rezygnację z niego, jeszcze się nie okazało. Tak czy inaczej, w domu dziecka było bardzo mało personelu i był trochę przepełniony sierotami z ostatniej wojny, i chociaż grupa wiekowa Willa zawierała tylko pięć dzieciaków, pochodzili oni z końcówki konfliktu, kiedy i tak rodziło się mniej dzieci. Inne grupy wiekowe składały się aż z piętnastu dzieci, a każdy pracownik miał średnio dwanaścioro dzieci pod opieką - o wiele za dużo, by mogli przypilnować każdego z nich.

Arald wciąż patrzył na niego wyczekująco, dlatego Halt poddał się nieuniknionemu.

— Jest pewne dziecko. Śledzi mnie wszędzie. To irytujące.

Te słowa wydawały się zszokować Aralda.

— Dziecko? Gdzie do diabła, zdobyłeś dziecko?

— Po prostu… pojawił się pewnego dnia — powiedział Halt.

— Pokazał się — powtórzył Arald z niedowierzaniem. — Masz na myśli, że ktoś chętnie podszedł do ciebie, a potem nie odszedł natychmiast po ekspozycji na twoją… — wskazał niejasno na Halta, który uniósł brew — “osobowość”? — zakończył w końcu. — Pogardę? Nie wiem, jak to opisać, ale naprawdę nie jesteś najbardziej przystępnym mężczyzną.

Halt spojrzał na niego gniewnie. Arald uśmiechnął się.

— To jest przykład - powiedział. — Wciąż nie mam pojęcia, jak udaje ci się być taki zagrażający, skoro jesteś o dobre piętnaście centymetrów niższy ode mnie.

Spojrzenie Halta stało się bardziej piorunujące. Do tego czasu pozostali ludzie w pokoju odsuwali się nieświadomie, pozostawiając duży okrąg przestrzeni wokół tej dwójki.

— Jeśli masz taki być, to nic ci nie powiem — powiedział Halt.

Podążył za tym stwierdzeniem z dość anty klimatycznym odwróceniem się na pięcie i wtopieniem się w tłum, ponieważ Halt nie robił takich rzeczy jak ucieczka lub robienie scen.

Poza tym Will mógł być teraz bez nadzoru, co prawda był całkiem samo wystarczający, jednak Halt i tak nie mógł go zostawić samego.

OoO

— Will — powiedział stanowczo Halt.

Will spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami i smarkami wiszącymi z nosa. Może i był wyjątkowo uroczym dzieckiem, ale w następstwie emocjonalnego załamania nie było nic ładnego.

— Przepraszam — powiedział ochryple Will.

Jego palce bawiły się świeżym bandażem owiniętym wokół jego ręki. Halt westchnął, poprawiając go z powrotem.

— Wiem — powiedział. — I wiem, że nie popełnisz ponownie tego błędu, ale naprawdę powinieneś mnie posłuchać. Mogę ci powiedzieć, czego nie robić, w sposób znacznie mniej boleśniejszy niż doświadczenie tego na własnej skórze.

Ciało Willa stało się wiotkie, a możliwości Halta ograniczały się do niezręcznego podparcia go lub wzięcia go na kolana, a to drugie było tak łatwe, jak oddychanie.

— Chciałem tylko być taki jak ty — powiedział żałośnie.

— Opanowanie tego wymaga czasu, Will. Nie nauczysz się wszystkiego w jeden dzień i wcale nie będziesz dobrze radził sobie sam.

Will pociągnął nosem.

— Staram się z całych sił — rzekł. — Chcę być lepszy, ale jestem bardzo zły.

— Jesteś tylko początkującym — stwierdził Halt. — Będziesz lepszy.

Will potrząsnął głową.

— Nie w nożach. Chcę być dobry. Chcę być dobry dla ciebie. Po prostu nie mogę. Tak mówi opiekunka Mora.

— Och?

Will milczał przez kilka sekund, a Halt delikatnie szturchnął go.

— Co mówi Mora? — zapytał.

— Jestem bardzo zły w byciu dobrym — stwierdził Will. — Powiedziała, że równie dobrze mogę być odmieńcem ze względu na moją dzikość. I bardzo się staram, ale widzę rzeczy, a potem chcę o nich wiedzieć, a potem wszystko się pogarsza.

Halt znowu westchnął.

— Nie sądzę — powiedział. — Jesteś bardzo dobrym chłopcem.

— Dlaczego więc ciągle wszystko psuje? — zapytał Will.

Halt zastanowił się chwilę. Incydent z nożem nie był pierwszy. Ponieważ sezon żniw pozostawił go pod jeszcze mniejszym nadzorem, a na dworze ochłodziło się, ograniczając jego mobilność, Will trochę wariował. W zeszłym tygodniu został wychłostany przez Matronę za to, że prawie spalił sierociniec i w różnych momentach przypadkowo się otruł, dał Abelardowi “strzyżenie”, zrujnował większość cięciw Halta i popełnił mnóstwo innych małych niewygodnych psot i miał doświadczenia bliskie śmierci. Halt bardzo się starał, ale nie mógł cały czas obserwować Willa i trudno było mu dowiedzieć się, jak go zdyscyplinować, gdy nie miał innego punktu odniesienia dla kary niż bicie. Najbliżej, kiedy się zbliżył do dyscypliny były intensywne lekcje o tym, czego nie jeść w lesie, ale to było coś, czego Will aktywnie chciał po bliskim spotkaniu ze śmiercią po swoim zatruciu.

— Myślę — powiedział w końcu powoli Halt — że nie masz nic do roboty. A ponieważ nie masz nic do roboty, nie wiesz, co ze sobą zrobić.

Will długo milczał.

— Co mam wtedy zrobić? — zapytał udręczony.

Halt zastanawiał się przez chwilę, dlaczego miałby się tym zająć, ponieważ tak naprawdę nie był do tego zobowiązany i nie miał szczególnej ochoty na to, ale potem spojrzał na chłopca, który wciąż kulił się na jego kolanach i przypomniał sobie, że naprawdę to zrobi.

— Cóż, po pierwsze — powiedział Halt — jeśli nadal możesz być tak niezgrabny z nożami, to nie nauczyłem cię wystarczająco dużo.

Will ożywił się, a Halt uśmiechnął się wewnętrznie. Właściwie był całkiem dobry w posługiwaniu się nożami do rzucania, ale próba nowego rodzaju, takiego jak saksofon, była receptą na katastrofę.

— Oczywiście nie nauczę cię niczego nowego, dopóki się nie wyleczysz — powiedział Halt. — Do tego czasu obawiam się, że nie zrobisz nic zabawnego. — Entuzjazm Will opadł, a Halt kontynuował: — A biorąc pod uwagę, że nie angażujesz się zbytnio w swoje lekcje, jesteś daleko w tyle w swoich lekturach. A twoja arytmetyka prawie nie istnieje.

Will wpatrywał się w niego z przerażeniem.

— Ale Halt! Jestem ranny — powiedział, unosząc prawą rękę, aby to podkreślić.

Halt chciał się roześmiać z niego, ale w takich sytuacjach trzeba było wyglądać surowo, więc tylko trzepnął delikatnie Willa w nos.

— Wiem na pewno, że możesz użyć drugiej ręki — powiedział. — I wcale nie potrzebujesz rąk, żeby czytać.

Will wydał z siebie odgłosy oburzenia, ale Halt pozostał niewzruszony. Właściwie czuł się zaskakująco pewnie w swoich decyzjach. Pogodzenie się z napiętym harmonogramem, który utrzymywał, po odejściu Gila, aby nauczyć małego chłopca czytania, był szokująco łatwym wyborem. Zastanawiał się, czy powinien w tym celu zobaczyć uzdrowiciela. Mógł zostać uderzony w głowę.

Z drugiej strony, jeśli nadzór i aktywność mogły utrzymać ich z dala od kolejnego pożaru w pobliżu sierocińca, to Halt wyświadczał światu przysługę. Praktycznie jego obowiązkiem jako Zwiadowcy było trzymanie lenna z dala od tego konkretnego, znudzonego dziecka.

Nie oznaczało to jednak, że naprawdę chciał nauczyć chłopca czytać. (Wolałby nauczyć go strzelać z łuku, ale prawdopodobnie nie stanie się to, dopóki nie nastąpi wiosenna odwilż i następny skok wzrostu Willa).

OoO

Halt w rzeczywistości nie praktykował wyrażania emocji za pomocą mimiki. Jego beznamiętny wyraz twarzy stanowił taki sam kamuflaż, jak jego peleryna, a to co było pod nim, nie należało do nikogo.

Mimo to czasami trudno było się nie uśmiechnął, kiedy Will był w pobliżu.

Odkąd przyjął go półoficjalnie, Will rozkwitł. Minęło zaledwie kilka miesięcy, żniwa prawie niezauważalnie minęły, a dni skracały się w miarę nastawania zimy, ale dziecko już wydawało się… nie spokojniejsze, ale bardziej stabilne. Roztrzęsienie zniknęło, a pozostało nieugaszone pragnienie wiedzy i jeden z najbystrzejszych umysłów, jakie Halt kiedykolwiek widział.

Will niekoniecznie był najlepszy w bardziej statecznych dziedzinach edukacji (Halt rozpaczał nad jego arytmetyką), ale każda cząstka wiedzy, którą Halt mu przekazał w terenie, wydawało się zmieniać Willa w nic więcej jak w grudkę gliny, która kształtowała się pod jej wpływem. Halt wątpił, że kiedykolwiek dojdzie do kolejnego urazu podczas ćwiczeń z nożami lub do kolejnego zatrucia. Will nie był kimś, kto powtarzał swoje błędy i szybko chłonął każdą lekcję, jaką mógł mu dać Halt. Mężczyzna widział to nawet w sposobie poruszania się chłopca.

Nie dał mu jeszcze peleryny, ale nawet bez niej Will poruszał się we właściwy sposób w cieniu, aby stać się jak najmniej widoczny, a Halt od ponad tygodnia nie usłyszał żadnego jego kroku, mimo że wędrowali po okolicy prawie codziennie, chodząc i ucząc się tak, jak w tym momencie.

Po szczególnie dobrym manewrowaniu na luźnych skałach, Halt musiał się poddać i uśmiechnąć się szerzej niż od dłuższego czasu - co mogło być lekkim wygięciem ust u innego mężczyzny.

— Bardzo dobrze — pochwalił cicho.

Jego… chłopak uśmiechnął się do niego przez ramię, a Halt skinął mu głową. Odkrył, że Will potrzebował znacznie większej porcji pochwał słownych, niż kiedykolwiek potrzebował Gil, prawdopodobnie ze względu na jego młodszy wiek, a Halt na razie był gotów ich udzielać.

W końcu Will radził sobie całkiem nieźle.

Kiedy wrócili do chaty, Halt zrobił obiad i przez chwilę zastanawiał się, gdzie Will będzie spał. Właściwie nie był opiekunem chłopca, ale wiedział, że Will czasami nie zadawał sobie trudu, aby wrócić do domu dziecka, śpiąc w stajni lub na ganku. Zastanawiał się, czy nie byłoby bardzo niestosowne zaoferowanie mu starego pokoju Gilana. W końcu trzymał język za zębami, wciąż niepewny, czy może zostać oskarżony o porwanie i czy Will będzie tego chciał. Chętnie wykonywał polecenia Halta, ale w niektórych sprawach był trochę ostrożny i Halt raczej uważał, że boi się czegoś stałego, bez względu na to, jak było to dobre.

To była sprawa wymagająca przemyślenia.

OoO

Will miał misję.

Odkąd Halt zaczął go uczyć, wiele dowiedział się o różnych rzeczach, a jedną z nich było to, że jedną z najlepszych umiejętności mężczyzny było planowanie. Musiał planować podróże na podstawie map, wymyślać, jakie rzeczy przywieść, z kim porozmawiać, aby dowiedzieć się czegoś i wykonać misje. Takie jak misja Willa, którą sam sobie wyznaczył, a teraz musiał zaplanować. A gdyby zaplanował to naprawdę dobrze, to wszystko potoczyłoby się gładko. A wtedy Halt byłby z niego dumny i może uśmiechnąłby się do niego lub uściskał.

A może nie zrobiłby tego, ponieważ misja była poniekąd przeciwko niemu, ale jeśli wszystko zadziała, to Will mógłby podróżował z Haltem i Abelardem, co było prawie tak dobre, jak to, że Halt byłby z niego dumny.

Pierwszym krokiem, oczywiście po sporządzaniu planu ze wszystkimi krokami, było zdobycie wszystkich niezbędnych zapasów. Will miał większość z nich już gotowe, ale niektóre były za zamkniętymi (na zamek) drzwiami. To wcale nie zniechęciło Willa. Przez większość czasu, jeśli nie mógł czegoś zrobić, to dlatego, że po prostu nie wiedział jeszcze jak, a Halt zawsze miał tę wiedzę. Dlatego musiał jedynie nauczyć się otwierać zamki. Co oznaczało, że musiał sprawić, by Halt nauczył go tego.

Wtedy mógłby ukraść łapówkę oraz inne zapasy i wszystko przygotować, a Halt nie miałby powodu, by nie zabierać go na patrole.

Dlatego musiał podjąć pierwszą próbę. Zapytałby Halta. Jeśli to nie zadziała, wymyśli argumenty. A jeśli to również nie zadziała, zastosowałby podstęp.

— Halt, czy nauczysz mnie otwierać zamki? — zapytał.

Właśnie skończyli lekcję rzemiosła polowego, wędrując po lesie w poszukiwaniu jadalnych (i trujących) roślin oraz wypatrując zwierzęcych tropów, a Halt był miły i zrelaksowany, więc był to optymalny czas na składanie próśb.

Halt uniósł brew po chwili namysłu.

Will potraktował to jako pytanie.

— Myślę, że to ważna umiejętność — powiedział. — Zawsze mi mówisz, jak poruszać się po lesie, ale chcę móc również poruszać się po mieście. Jestem dobry we wspinaczce, ale czasami będą drzwi i okna, które są zamknięte na zamek.

— Nie kradnij niczego zbyt cennego — powiedział Halt.

— Oczywiście, że nie — powiedział Will. — Łatwiej jest po prostu zapytać.

Halt westchnął bardzo cicho.

— Czy wiesz, jak działają zamki? — zapytał.

Will zmarszczył brwi.

— Nie — powiedział.

— Odłóżmy to, co zebraliśmy, a potem zaczniemy od tego.

Will uśmiechnął się. W końcu nie musiał stosować podstępów. Naprawdę, nie spodziewał się, żeby był do tego zmuszony. Halt był szokująco łatwy do manipulowania. W przeciwieństwie do opiekunki Mory, Will musiał tylko zapytać, a jeśli Halt uznał, że miał dobry powód, aby to otrzymać, zgadzał się.

OoO

— Halt, Halt, Halt, Halt, Halt, Halt.

— Nie — powiedział Halt.

Will wydął wargi ze swojego miejsca na stołku przy łóżku Halta.

— Nawet nie pozwoliłeś mi skończyć — jęknął.

— Jest środek nocy — odpowiedział Halt. — A to oznacza, że jedyną rzeczą, przez którą wstanę jest nagły wypadek lub jeden z moich przyjaciół.

— Nie masz żadnych przyjaciół — powiedział Will, będąc małym gremlinem. — Nikt cię nie lubi.

Halt rozważał wściekłe spojrzenie, ale zrezygnował z tego, ponieważ musiałby otworzyć oczy. To pogłębiło kaca, którego nabawił się poprzedniej nocy.

— Dlaczego jesteś w moim domu? — zapytał. — Jak się tu dostałeś?

Will zadrwił.

— Jestem tu od jakiegoś czasu — powiedział. — Ale to nie o to chodzi. Wschód słońca jest za dwie godziny, a więc już ranek, a chciałem cię złapać, zanim wyruszysz na patrol.

Halt w końcu otworzył oczy i przez chwilę gorzko żałował swoich życiowych wyborów. Wymyślił patrol jako metodę na kilka dni wolnych od Willa, podczas których zamierzał ukryć się w lesie, gdzie chłopiec nie mógł go znaleźć. Faktycznie planował przespać się przez kilka godzin, zamiast wyjść w normalnym czasie na patrol, czyli godzinę przed świtem. Niestety, wyglądało na to, że mimo wszystko wyjdzie wcześniej, a jeśli podróżnicza torba, którą Will rzucił przy jego łóżku, była czymś, na podstawie czego można było wyciągnąć wnioski, nie będzie na nim sam.

— Nienawidzę cię — powiedział w końcu.

Will skrzywił się - Halt nie był pewien, co próbuje zrobić - a potem westchnął, poddając się.

— W takim razie nie podzielę się z tobą śniadaniem. I przyniosłem smaczne rzeczy.

— Smaczne rzeczy? — zapytał Halt.

Zwykle gotował dla siebie, ale Will mieszkał w sąsiedztwie zamkowych kuchni i posiadał parę, ogromnych, brązowych oczu, zdolnych oddzielić wiele niewinnych kuchennych rąk od wyśmienitego jedzenia, którego strzegli. Był także zwinny, miał szybkie palce i doskonale potrafił otwierać zamki (kolejny okropny wybór ze strony Halta - z jednej strony była to przydatna umiejętność, ale z drugiej Will nie miał moralności ani wyczucia w umiarze), ale Halt zwykle ignorował ten fakt, gdy chodziło o jedzenie, ponieważ w rywalizacji między moralnością a kuchnią mistrza Chubby, to drugie zawsze zwyciężało.

— Co przyniosłeś? — zapytał.

Will uśmiechnął się zwycięsko.

— Trochę różnych bułek serowych, szynki i torebkę dobrej kawy, którą baron przywiózł z Arridy.

Halt otworzył szerzej oczy z uznaniem.

— To jest dobra rzecz.

— To łapówka! — krzyknął z dumą Will.

— Jesteś okropnym, manipulacyjnym stworzeniem — powiedział Halt. — I planowałeś z wyprzedzeniem.

— Tak! — Will uśmiechnął się, a Halt westchnął.

— To jest… zaskakująco dobrze przemyślane.

To sprawiło, że Will promieniał z dumy, a Halt cierpiał z powodu jednoczesnego pragnienia zwymyślania go za zrujnowanie jego planów i komplementowania jego przebiegłości. Na pierwszy rzut oka nie wydawało się to ważne, ale Halt domyślał się, że ten plan był bodźcem dla lekcji otwierania zamków, a Arald nie ogłaszał dokładnie, kiedy będzie dostarczał luksusowe towary.

W końcu zwyciężyła duma.

— Bardzo sprytne z twojej strony. Dokładnie odgadłeś moją cenę.

— Czy to oznacza, że pójdę z tobą? — zapytał Will nieco nieśmiało.

Halt spojrzał na niego.

— Planowałem wyjść później, żeby móc się przespać trochę więcej — powiedział. — Nie przeszkadzaj mi, aż nie minie pół godziny od wschodu słońca. Przynajmniej te pół godziny.

W jakiś sposób to zinterpretowano jako zaproszenie do wejścia do łóżka Halta i przytulenie się.

OoO

— Zwolnij trochę, Will. Abelard wie, co robi.

— Okej. Hej! Powinniśmy przeskoczyć to.

— Nie, Will. Nie ABELARD.

— To było zabawne.

— Will — powiedział Halt z białymi knykciami w miejscu, w którym jego dłonie były zaciśnięte na siodle.

— Tak, Halt?

— Nigdy więcej skakania albo koniec lekcji.

Will wyglądał na urażonego, opierając się na piersi Halta siedząc w siodle. Halt przez chwilę miał ochotę poinformować go, że miał idealną postawę do skoków. Jednak ten rodzaj pobłażania był tym, co doprowadziło do tego patrolu z piekła rodem, więc pozostał silny i milczał.

— Wracajmy do obozu. Możemy poćwiczyć omijanie mniejszych przeszkód.

— Ale to nudne!

— Bez wodzy — powiedział Halt.

Will nadal wydawał się sceptyczny, ale zrobił na nim wrażenie fakt, że potrzebował wodzy, podczas gdy Halt nie, więc ustąpił.

— Dobra.

OoO

Kiedy wrócili do domu, po czterodniowej wędrówce po obrzeżach lenna, Will spał. Wciśnięty w klatkę piersiową Halta, gdy mężczyzna kierował wierzchowcem głównie nogami, zajęty pilnowaniem, aby śpiący chłopiec nie spadł. Zejście z konia okazało się trudne, ale w końcu Halt stanął przed swoim domem, trzymając chłopca, z którym nie miał pojęcia, co zrobić.

Abelard parsknął szyderczo i popchnął go głową w stronę domu.

— To nie tak, że jest koniem Abelardzie, nie mogę go zanieść do stajni.

Abelard dał mu swoje najbardziej pogardliwe spojrzenie, któremu towarzyszyło potrząśnięcie łbem.

— Oczywiście, że nie zabieram go do sierocińca! Co to za sugestia? — wycedził Halt, wciąż zdecydowany nie budzić swojego cennego ciężaru.

Halt otrzymał za to takie same spojrzenie, jakie mogło dostać krnąbrne (i głupie) dziecko, na co się nie zgadzał.

— Nie doceniam tego — powiedział Halt, idąc (spokojnie, żeby nie obudzić Willa) w kierunku chaty.

Abelard odniósł zwycięstwo, a Halt postanowił nie karmić go żadnymi smakołykami, kiedy wyjdzie, aby go odsiodłać.

Ostatnio i tak położył nowe prześcieradła w starym pokoju Gilana.

Fin

Wiadomość od tłumacza: Szukam bety

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
 
[Zwiadowcy][T][M] Gdzie jest Will?
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Literatura & Ekranizacja :: Ogólne :: +12-
Skocz do: