~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos]

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos] Empty
PisanieTemat: [One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos]   [One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos] EmptyCzw 21 Mar 2024, 09:46

Tytuł: Osobowość bohatera
Oryginalny tytuł: Hero Persona
Pozwolenie na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Uwagi: Jest to alternatywa. Genos i Saitama spotykają się dopiero wtedy, gdy ten drugi już jest zawodowym bohaterem.
Link: https://archiveofourown.org/works/12578768

Osobowość bohatera

Jego duży, wirujący róg wydawał zabawny dźwięk, gdy uderzył w asfalt, po czym rozległ się stukot jego głowy, uderzającej wystarczająco mocno, by utworzyć wgniecenie w ziemi. A potem ślad za tym szła jego reszta, tarzająca się w kurzu, zanim walnął w znak stopu i gwałtownie się zatrzymał. Saitama skrzywił się, gdy bohater zakaszlał żałośnie, ścierając brud z oczu, kiedy powoli wstawał. Musiał to przyznać, dzieciak był uparty.

Był w drodze do domu, po swojej służbie, kiedy usłyszał trzask i dziwny szum - okazało się, że były to ogniste ataki drugiego bohatera. Zatrzymał się, żeby zobaczyć, jak się sprawy mają. Bycie zawodowym bohaterem wciąż było dla niego całkiem nowe i nie był pewien, czy istniał protokół określający, jak powinien radzić sobie z potworami. Może by się czegoś nauczył.

Głośny podmuch, nagły przepływ ognistego gorąca i podobny do demona koleś znów ruszył do przodu, gotowy na drugą rundę z przerośniętym awokadowym… czymś. Udało mu się wyprowadzić kilka dobrych kopnięć, zanim potwór zdołał uchwycić nie ukruszony róg, rzucając bohatera w ścianę wysokiego budynku.

Facet prawdopodobnie miał wyglądać przerażająco czy coś, ale potwora to nie obchodziło. Zaatakował go bez wahania i teraz drugi bohater zaczynał wyglądać na nieco poobijanego.

Patrzył, jak odepchnął się od ściany i z powrotem na ziemię. Łał, wciąż wstawał i był gotowy na więcej? Naprawdę był uparty. Saitama obserwował z łagodną aprobatą, jak drugi strząsnął kawałki betonu z swoich pleców i ramion, gdy przygotowywał się do kolejnej rundy.

Nie był pewien, co skłoniło go do zawołania do dzieciaka. Może to była jakaś próba zachęcenia go, dopingowania.

— Porzuć rogi!

— Co?!

Wystarczyła chwila zawahania, ułamek sekundy, by drugi zwrócił się do widza ich walki. Saitama skrzywił się, gdy chłopiec został ponownie złapany za rogi i rzucony, tym razem na budynek po przeciwnej stronie ulicy. Kiedy dzieciak zsunął się na ziemię, jego kolana ugięły się i prawie upadł na popękany beton z niskim jękiem, nie wstając ponownie.

Dobra, Saitama widział wystarczająco dużo.

Ponadgabarytowe… warzywo? Owoc? rechotało maniakalnie i już zaczęło mówić stereotypową złośliwą mowę, kiedy pięść Saitamy dotknęła jego zaskakująco miękkiego boku. Mała jego część miała nadzieję, że może przynajmniej dostanie trochę darmowego jedzenia za swoje kłopoty, ale wnętrzności potwora były przejrzałe, obrzydliwe i odbarwione. No cóż.

— Wszystko w porządku, dzieciaku?

— Ty…

Drugi bohater patrzył na niego ze swojego małego krateru, z otwartymi ustami i oczami dosłownie świecącymi czymś, co wyglądało jak jakiś rodzaj zachwytu nad celebrytą. Ech, nie podobało mu się to spojrzenie.

— Możesz wstać?

Mrugając, dzieciak zdawał się wracać do siebie.

— Spróbuję — obiecał Saitamie i powoli udało mu się wstać, choć z jego mechanicznych stawów dochodziły nieprzyjemne kliknięcia i skrzypnięcia.

Saitama mógł zobaczyć różne zadrapania w miejscach, gdzie czarna farba odprysnęła, odsłaniając matową szarość pod spodem.

— Bez rogów byłoby ci lepiej.

Dzieciak ostrożnie uniósł jedną metalową dłoń, by delikatnie dotknąć tego wystającego z jego głowy po lewej stronie. Z daleka wyglądało to tak, jakby to coś naprawdę wyrastało z jego głowy, ale z bliska można było ujrzeć, jak było przymocowane, zwłaszcza z niektórymi blond lokami oderwanymi od upadku i odsłaniającymi więcej tego szarego metalu pod spodem.

— To część mojego stroju bohatera — mruknął.

— Jak tam chcesz. — Saitama wzruszył ramionami. — Są po prostu idealne dla potworów, by cię za nie złapać. To wszystko. Trochę się rozleciałeś. Możesz sam wrócić do domu?

— Jak masz na imię?

— Saitama.

— A… twoje imię bohatera?

Skrzywił się.

— Łysy w pelerynie.

W oddali rozbrzmiewał cichy dźwięk, podobny do szybko zbliżającego się helikoptera.

— A ty?

— Nie poznajesz mnie? — Nie brzmiał na urażonego, tylko na zdziwionego.

Saitama zlustrował dzieciaka od stóp do głowy. Nieco wyższy od niego, potargane blond włosy, metal… prawie wszędzie, ciemny i złowróżbny. Do jego ramion przyczepione były dwa wątła małe skrzydełka i te wielkie, bezużyteczne rogi, choć teraz przypominały bardziej półtora rogów, z drugim zestawem przyczepionym do piersi.

— Uch… czy powinienem…?

— Jestem Demonicznym Cyborgiem. To mój dron, który mnie zabierze. Dziękuję za twoją pomoc, Saitamo.

— Koleś, nie ma problemu.

Patrzył, jak dzieciak został uniesiony w powietrze przez jakiś pozornie automatyczny system uprzęży, po czym wzruszył ramionami i ruszył dalej. Może gdyby wrócił do domu i pospieszył się umyć, nadal mógłby zdążyć na wyprzedaż.

OoO

Ostatecznie przegapił wyprzedaż, co było irytujące. Musiał czekać jeszcze trzy dni, zanim nadszedł następny dzień wyprzedaży, a do tego czasu prawie nie miał już nic do jedzenia. Wyjście na zakupy spożywcze z pustym żołądkiem zawsze było złym pomysłem, ale nie miał wielkiego wyboru.

Przynajmniej nie było zbyt wielu ludzi - i tak rzadko było ich widać w Mieście Z, ale szczególnie nie w tych częściach. Większość ludzi, którzy tu mieszkali, to albo ci, którzy mieszkali tu przez całe życie i odmawiali przeprowadzki pomimo coraz częstszych ataków potworów, albo tacy jak on, których nie było stać na nic w lepszym miejscu.

Spotkali się przy świeżych produktach, między jabłkami a arbuzami.

— Przepraszam — mruknął Saitama, przeciskając się między wyższym mężczyzną a sklepowymi półkami.

Drugi facet wydawał się dziwnie zaskoczony, po zauważeniu Saitamy, chociaż ten drugi nie zwracał na niego większej uwagi, zbyt zajęty przeglądaniem owoców.

— Pan…?

Marszcząc brwi, Saitama porównał dwa melony, podnosząc jeden z nich, by stuknąć go porządnie i posłuchać, jaki wydawał dźwięk. Dobra, ten się nada.

— Przepraszam… Łysy w pelerynie?

Przynajmniej te słowa odbiły się w jego głowie. Nie pamiętał jednak, kiedy ostatnio słyszał te głupie imię swojej bohaterskiej osoby wypowiedziane z czymś innym niż z pogardą lub irytacją. Ten ton był… inny.

Mrugając uniósł wzrok na blondyna.

Było w nic coś niejasno znajomego, chociaż Saitama nie mógł go od razu skojarzyć. Błyszczące oczy, sterczące włosy, szare metalowe ramiona.

— Uch, czy my się wcześniej spotkaliśmy?

— Tak! — Nadeszła podekscytowana odpowiedź. Jego oczy zaświeciły jeszcze jaśniej. — W zeszły czwartek pokonałeś tajemniczą istotę rangi Demon nazywającą siebie Awokalipsą. Stowarzyszenie Bohaterów przypadkowo przypisało mi twoje zwycięstwo, więc dziś rano poszedłeś wyjaśnić tę sprawę.

— Och. — Saitama zamrugał powoli, wpatrując się w drugiego bohatera. — Och, racja. Ty jesteś tym demonem.

— Tak! Jestem Demonicznym Cyborgiem i jestem uho…

— Nie ten. Ten jest lepszy.

Podczas mówienia demoniczny facet podniósł melona, żeby włożyć go do swojego wózka, ale Saitama go powstrzymał nagle wręczając mu w zamian tego, którego miał w dłoniach.

— Proszę pana?

— Ten melon jest lepszy niż ten, który miałeś.

Tym razem to blondyn zamrugał zaskoczony, kiedy wymienili się melonami.

— Dziękuję?

Saitama zmarszczył brwi, patrząc na inne produkty w wózku. Nie była to jego sprawa, ale mógł stwierdzić, że było tam dużo gotowych posiłków i innych drogich produktów. To była strata pieniędzy. I facet nie najlepiej się spisał w zakupie świeżych produktów…

— Ogórek także jest zły. Kolor nie jest dobry. Mieli lepsze niż to.

— Och.

— Nie robisz zbyt często zakupów spożywczych?

— Ach, tak…

Nie był pewien, co go skłoniło, ale jakoś Saitama zorientował się, że prowadził Demonicznego Cyborga po sklepie, wymieniając ponad połowę jego produktów na tańsze lub świeższe.

— A ta marka jest tańsza na kilogramie. Widzisz? Na dłuższą metę zaoszczędzisz pieniądze, nawet jeśli zakup tego większego pakietu kosztuje teraz więcej.

— Rozumiem!

Blondyn nie wydawał się być zdenerwowany tymi improwizowanymi sugestiami - wyglądał na podekscytowanego. To było tak, jakby wiele wskazówek Saitamy było dla niego całkowitym objawieniem, jakby naprawdę nie wiedział nic o zakupach.

— Jesteś nowy w mieście? — Saitama zapytał, wręczając mu paczkę soczewicy.

— Można tak powiedzieć.

— Pierwszy raz mieszkasz sam?

— Tak.

Dobra, to trochę pomogło wyjaśnić tę sprawę. Wyglądał całkiem młodo, kiedy przyjrzano mu się bliżej, pomimo tego niemal ciągłego marszczenia brwi, które robił.

Saitama nie był do końca pewien, co sprawiło, że ulitował się nad dzieckiem. Zwykle nie wtykał nosa w cudze sprawy, ale dzieciak wyglądał na naprawdę wdzięcznego za każdą radę, jaką Saitama miał do zaoferowania.

Może miało to coś wspólnego z tym, jak bardzo różnił się od swojego stroju bohatera. Kiedy widział go walczącego, jego ręce były czarne z ostrymi krawędziami. Jego ubranie również było czarne i oczywiście miał te głupie, zakrzywione rogi na głowie. Miał nawet idiotyczny ogon ciągnący się za nim. Ale tutaj, w sklepie spożywczym, jego ramiona były matowo szare, miał na sobie jasnoniebieską bluzkę z kapturem i ciemnoniebieskie dżinsy, a na stopach parę znoszonych tenisówek. Wyglądał tak… miękko.

— Myślę, że to wszystko. Potrzebujesz czegoś jeszcze?

Stopniowo przesuwali się w stronę kolejki do kasy.

— Nie. Mam wszystko, nawet więcej niż po co przyszedłem. Dziękuję. To było bardzo pouczające.

— Nie ma problemu. — Saitama przestąpił z nogi na nogę, czując małą dziurę w jednej z podeszwy. Wkrótce będzie musiał zdobyć nowe buty. Uch, kolejny niechciany wydatek.

— Proszę, pozwól mi zapłacić za twoje zakupy.

— Absolutnie nie.

Saitama spojrzał na blondyna, po czym na swój wózek. Zawierał tylko połowę produktów, które miał Demoniczny Cyborg i wszystkie były najtańszymi markami, jakie miał do zaoferowania sklep.

Drugi bohater przygryzł wargę, marszcząc brwi.

— W takim razie pozwól mi chociaż pomóc zanieść je do twojego domu. Czy mieszkasz w okolicy?

— Tak… ale naprawdę nie musisz.

— Proszę.

Westchnął.

— W porządku.

Droga do domu przebiegła bez przygód. Mówili o małych, nieistotnych rzeczach. Saitama dowiedział się, że blondyn dołączył do Stowarzyszenia Bohaterów prawie w tym samym czasie co on, ale w jakiś sposób został natychmiast umieszczony w klasie S, pomimo jego (w jego własnych słowach) braku doświadczenia w bohaterskim zawodzie.

Zapytał Saitamę, dlaczego został bohaterem, który był szczery - to było głównie hobby, ale potrzebował jakiegoś dochodu, aby się utrzymać. Ranga C nie przynosiła mi wiele pieniędzy, ale lepsze to niż nic. Poza tym dawało mu to coś do roboty w wolne dni.

— Cóż, jesteśmy na miejscu.

Zatrzymali się przed opuszczonym kompleksem apartamentów, które Saitama nazywał swoim domem. Blondyn spojrzał z zaciekawieniem, kiwając głową, gdy zauważył balkon Saitamy, białe prześcieradła wisiały do wyschnięcia, powiewając lekko na wietrze. To był chyba jedyny znak, że ktoś tu naprawdę mieszkał.

— Saitamo, byłem… bardzo pod wrażeniem, kiedy zobaczyłem, jak pokonałeś tego potwora. Chciałbym dowiedzieć się więcej o tobie. Proszę. Czy mógłbym… czy mogę postawić ci obiad?

— Och. Eee… to miło z twojej trony, ale… nie przepadam za facetami. Przepraszam. To znaczy, jesteś uroczy i w ogóle, ale nie chcę robić ci nadziei.

Tak, jego nadzieje wzrosły. Saitama zauważył sposób, w jaki zamrugał, a potem szybko odwrócił wzrok na te słowa. Prawdopodobnie nie mógłby się zarumienić, nie z tą sztuczną twarzą, ale było to widoczne w całej jego mowie ciała. Blondyn był kiepski w ukrywaniu swoich emocji.

— Przepraszam, jeśli sprawiłem ci przykrość. Chciałbym dowiedzieć się więcej o twoim dojściu do tak niesamowitej siły. Wiele by to dla mnie znaczyło. Nadal chciałbym ci postawić posiłek w zamian za odrobinę twojej mądrości. Byłoby to czysto platoniczne.

— Cóż… — Nigdy nie odmówił darmowego posiłku. I nie było wiele do powiedzenia na temat jego treningu siłowego, więc będzie mógł szybko to skończyć.

— W porządku, dzieciaku.

— Genos, panie Saitamo. I bardzo dziękuję!

— Hę?

— Demoniczny Cyborg to tylko przepisane mi imię bohatera. Proszę mi mówić Genos. Czy sobota o 7 byłaby odpowiednia? Może miejsce w pobliżu Banku Z?

Saitama westchnął. To wciąż brzmiało podejrzanie jak randka.

— Tak, jasne, chyba będzie w porządku. A teraz daj mi moją kapustę.

Genos uśmiechnął się od ucha do ucha, wręczając mu dwie do połowy wypełnione torby z zakupami.

OoO

— Saitama, proszę pana!

— O, cześć Genos.

Trudno było nie zauważyć wściekłego machania drugiego. Saitama posłał mu mały uśmiech, gdy przeszedł nad połamaną latarnią - sprzątanie po potworach zawsze było tak powolne w tym mieście - by przywitać się z drugim bohaterem.

Rany, Genos wystroił się na dzisiejszy wieczór. Nie był dziś w swoim czarnym stroju bohatera ani nie miał na sobie bluzy z kapturem, ale raczej nieskazitelną białą koszulę z wysokim kołnierzem, która tak dobrze pasowała do jego sylwetki, że Saitama był na wpół przekonany, że musiała być uszyta specjalnie dla niego. Dla porównania, czuł się jak niechluj we własnej koszuli - tej z napisem SOS SOJOWY. Była wygodna i kiedy ją zakładał, wydawała się być odpowiednia - i spodniach khaki. Cóż, teraz było już za późno, aby coś z tym zrobić.

— Jeszcze raz dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać!

— Tak, nie musisz tak dziękować, dzieciaku…

Nie był pewien, do jakiego miejsca mógł go zabrać Genos, ale to rzeczywiście wyglądało obiecująco. To była bardziej mały lokal niż porządna restauracja i najwyraźniej specjalizowali się w udon. Zauważył sposób, w jaki ludzie pracujący w środku kiwali głowami Genosowi, kiedy weszli.

— Często tu przychodzisz?

— Ach, czasami tak… nie zawsze mam czas na gotowanie dla siebie…

Saitama skinął głową. Czasami miło było coś zamówić, pomimo kosztów.

Znaleźli mały boks i zamówili po misce.

Genos dobrze to ukrywał, ale Saitama podejrzewał, że był zdenerwowany. Właściwie nie wiercił się, ale jadł jedzenie z zawrotną szybkością i od czasu do czasu z jego ramion wydobywały się kłęby pary. Czyżby znowu był zdenerwowany? Czy Saitama… dawał mu złe wrażenie? Był z nim szczery, ale…

— Saitama, proszę pana, jest coś, o co chciałbym cię poprosić.

— Tak?

— Chciałbym dowiedzieć się więcej, aby być lepszym bohaterem. Kiedy zobaczyłem twój wyczyn, zdałem sobie sprawę, jak absurdalnie niedoświadczony jestem. Mam misję do wykonania i muszę stać się znacznie silniejszy niż jestem teraz. Byłoby dla mnie nieocenione, gdybym mógł dowiedzieć się więcej od ciebie…

— Och.

Saitama próbował słuchać, naprawdę, ale ten facet gadał tak dużo i tak szybko… Wydawało się to ciągnąć w nieskończoność.

— …a także dla doktora Kuseno. Dlatego chciałbym cię zapytać, czy mogę… czy mogę zostać twoim uczniem?

— Moim uch! — Saitama prawie zakrztusił się z ustami pełnymi makaronu, uderzając się w pierś i ciężko kaszląc. — Mój co? Uczeń?!

— Tak! — Genos odpowiedział ochoczo, najwyraźniej zapominając o swojej własnej misce, której zawartość w większości zjadł. — Gdybym mógł uczyć się pod twoim okiem, dowiedzieć się o twoim procesie osiągania obecnego poziomu, bardzo pomogłoby mi to w rozwoju!

Czyli o to w tym wszystkim chodziło? Odniósł wrażenie, że Genos był zainteresowany… chciał… hm, no cóż, w ogóle, dlaczego miałoby tak być? Był najwyraźniej za stary dla dzieciaka, łysy i zbyt obojętny na świat, ledwo mógł utrzymać pracę…

Słyszał, jak wymamrotał “okej”, prawie krzywiąc się na widok blasku oczu Genosa, gdy w kółko dziękował mu obficie. Rany, dzieciak musiał nauczyć się uspokajać przynajmniej o trzy poziomy intensywności.

— Przyjdę jutro do ciebie po śniadaniu i zacznę studiować twoje codzienne nawyki i maniery…

Na co dokładnie zapisał się Saitama?

— Um, okej… Hej, nie zapomnij o jedzeniu, robi się zimne.

Skończyli posiłek, a Genos wydawał się być odprężony, gdy wyrzucił z siebie, to co leżało mu na sercu. Zapytał Saitamę, o jego życie, co robił, zanim został bohaterem, jakie były jego obecne cele. Saitama nie miał mu wiele do powiedzenia na ten temat.

— A co z tobą?

Natomiast Genos miał wiele do powiedzenia. Saitama zapamiętał może jedną trzecią tego, co wyjaśniał o swojej przeszłości, misji oraz decyzji o zaciągnięciu się jako bohater, aby mieć dostęp do większej ilości zasobów i większej informacji na temat miejsca pobytu cyborga… rzeczy… na którą polował.

— Ale po co ta cała demoniczna otoczka?

— Och. Cóż, znasz zasady stowarzyszenia. Wszyscy bohaterowie muszą mieć odrębną osobowość bohatera wraz z unikalnym, rozpoznawalnym kostiumem…

Saitama tak naprawdę nie wiedział - ledwie przekartkował broszury, które otrzymał po rejestracji - ale to wyjaśniało wiele dziwnie wyglądających bohaterów, których widział w telewizji. A niektóre szydercze komentarze, które wypowiedziano na temat jego własnego braku stroju, pomimo faktu, że jego kostium i peleryna powinny być wystarczające… to nie tak, że potrzebował głupiej maski do walki z potworami…

— Próbowałem się z nimi kłócić, ale jest numerem jeden wśród ranki A i trudno go przekonać. Z jakiegoś powodu był nieugięty, że powinienem być przedstawiany jako posiadający jakąś “mroczną i tajemniczą” osobowość.

— Um , dlaczego?

Genos pociągnął długi łyk ze swojego kieliszka, prychając z mrocznym rozbawieniem. Saitama nigdy nie rozmawiał osobiście z tym niebieskowłosym facetem, ale wiedział, kim był. Wszyscy to wiedzieli.

— Próbował mnie przekonać, że mam wygląd odpowiedni dla “idola nastolatków”, jak to ujął. Że pomogłoby mi to w rozwoju jako bohatera, gdyby ludzie mogli mnie rozpoznać i że był to najskuteczniejszy sposób. Ale podejrzewam, że głównym powodem było przyciągnięcie datków do stowarzyszenia poprzez zwrócenie się do młodych fanek.

— I nie zależy ci na zainteresowaniu z ich strony?

— Nie.

— Cóż, Słodka Maska to kutas, to powszechna wiedza. Dlaczego więc go nie zignorujesz i mimo wszystko będziesz robić to, co uważasz za słuszne? Bez urazy, ale ten strój demona wygląda na cholernie niepraktyczny.

— Bo jest. Kilkukrotnie próbowałem przemówić mu do rozsądku, wraz z innymi przedstawicielami Stowarzyszenia Bohaterów. Ale przypomina to mówienie do ściany lub przekonywanie potwora. Nigdzie mnie to nie prowadzi, a już na pewno nie przybliża do celu. Uznałem, że lepiej będzie ignorować ich głupotę najlepiej i skupić się wyłącznie na wzroście w siłę. A teraz mam ciebie! — dokończył, wyraźnie z siebie zadowolony.

— Tak… — Saitama westchnął.

Dlaczego ten dzieciak pokładał w nim tyle nadziei, zwłaszcza jeśli nie miał złudzeń co do skuteczności Stowarzyszenia Bohaterów? Wszystko, co mógł zrobić, to uderzać w rzeczy.

Najprawdopodobniej Genos zda sobie z tego sprawę i wystarczająco szybko ruszy dalej.

Ta myśl sprawiła, że coś w nim zacisnęło się, co było głupie. Ledwie w ogóle znał drugiego.

A jednak było w nim coś intrygującego, coś, co sprawiało, że się zastanawiał, chciał dowiedzieć się o nim więcej.

— Teraz masz mnie.

OoO

Zgodnie z obietnicą Genos pojawił się następnego ranka, chociaż jego pomysł “po śniadaniu” najwyraźniej różnił się od Saitamy, gdy zapukał nieco po 7:30.

Jako nauczyciel wpuścił swojego ucznia, z załzawionymi oczami będąc jeszcze w piżamie. Nie żeby to przeszkadzało Genosowi, który wykrzyknął, jak bardzo się cieszy, że może być świadkiem jego reżimu treningowego od samego początku.

Saitama nie miał nawet serca powiedzieć mu, że nie zawracał sobie głowy rutyną treningową od dłuższego czasu, odkąd nawet się przy tym nie pocił. To nie wydawało się warte czasu, kiedy nic mu to nie dawało. Zamiast tego siedział, z jedną ręką podtrzymującą podbródek, a drugą obejmującą filiżankę herbaty, próbując zrozumieć, dlaczego w ogóle zgodził się przyjąć ucznia.

Oczywiście opowiedział mu o swoim starym planie treningowym, chociaż Genos nie był z tego w najmniejszym stopniu zadowolony (nie żeby mógł go za to winić) i pokazał mu swoje mieszkanie, co jadł i gdzie robił zakupy. To było trochę dziwne, gdy dzieciak szedł za nim, czepiając się każdego jego słowa, ale w pewnym sensie doszedł do wniosku, że Genos był po prostu… bardzo intensywnym typem osoby. Pod każdym względem.

— Żałuję, że nie mogłem studiować pana dokładniej.

— Jak mógłbyś zrobić to bardziej dokładnie niż to?!

Dzieciak siedział obok niego w pełnej szacunku pozie seiza i obserwował, jak składał ubranie, trzymając zeszyt w dłoniach. Genos zmarszczył brwi na to pytanie.

— Wielu uczniów studiuje pod okiem nauczyciela przez całą dobę.

— To nieprawda, ludzie muszą spać. Ty… śpisz, prawda? Pomimo bycia… metalem?

— Tak, mój mózg jest organiczny i wymaga odpoczynku jak każdy inny.

— Okej.

Genos wyszedł o zachodzie słońca, spędziwszy cały dzień u swojego nauczyciela. To było… wyczerpujące. I dziwne. Jeszcze bardziej dziwaczne niż zwykłe życie Saitamy.

Czyli zyskał nowego ucznia. Młodego, dziwnie przystojnego faceta, który z jakiegoś powodu zdecydował, że może się czegoś nauczyć od Saitamy. Kto wiedział o wiele więcej o Komisji Bohaterów niż Saitama kiedykolwiek, a mimo to twierdził, że był ignorantem w tym temacie.

Był intensywny i trochę wyczerpujący, kiedy chodził za Saitamą jak zagubiony szczeniak. Był przyzwyczajony do samotności, robienia własnych rzeczy we własnym tempie.

Ale najdziwniejsze było to, że kiedy Genos pożegnał się i wyszedł, Saitama martwił się jeszcze bardziej.

OoO

Nadal codziennie pojawiał się u Saitamy, pozostając prawie od wschodu do zachodu słońca. I powoli Saitama przyzwyczaił się do jego obecności. Zaczął się tym cieszyć. Genos naprawdę studiował wszystko o Saitamie, łącznie z tym, jak gotował, sprzątał, wykonywał swoje codzienne nudne zadania. A potem zaczął oferować, że sam je zrobi. Saitama odmówiłby, ale Genos wyglądał na tak zadowolonego, kiedy pozwolono mu pomóc w przygotowywaniu obiadu lub wyniesieniu śmieci, jakby wykonanie jakieś głupiej czynności domowej było darem lub specjalnym zadaniem, które otrzymał.

Saitama zaczynał nabierać dokuczliwych podejrzeń, że nie on sam był tutaj jedyną osobą, która czuła się trochę samotna.

Aż pewnego dnia Genos się nie pojawił.

OoO

Czekał godzinę, a potem dwie. Genos czasami trochę się spóźniał, od czasu do czasu dawał się złapać w walce z potworami albo robił jakieś głupie rzeczy w drodze do domu, ale nigdy wcześniej nie spóźnił się tak bardzo.

A potem, czekając, Saitama włączył telewizor, dowiadując się o lokalnym ataku potwora na wschodnim krańcu miasta.

Tam, gdzie mieszkał Genos.

Nałożył w pośpiechu swój mundur i popędził na drugi koniec miasta, czując jak coraz ciężej wziąć mu oddech ze zdenerwowania.

Zniszczenia widać było już z dużej odległości. Spomiędzy zniszczonych budynków powoli unosił się czarny dym, w powietrzu unosił się smród spalonego plastiku, kurzu i drobinki betonu. Coś tu szalało, niszcząc wszystko w zasięgu wzroku.

Saitama mieszkał w przeważnie opuszczonej okolicy, ale ta część miasta była bardziej zaludniona. Widział, jak cywile ostrożnie podchodzą bliżej, szukając tego, co pozostało z ich starych domów.

— Ktoś jest ranny? — zapytał ostro.

— Ni… Nie, nic o tym nie wiem — odpowiedziała nastolatka. — Zostaliśmy ewakuowani, wszyscy weszli do schronu…

— Nie wszyscy — wtrącił się mężczyzna w średnim wieku. — Ten dzieciak-cyborg został, żeby z tym walczyć…

— Gdzie on jest?! — Ton Saitamy był całkowicie biznesowy.

Zarówno dziewczyna, jak i mężczyzna potrząsnęli głowami.

— Brak pomysłu. Wszyscy weszliśmy do schrony, kiedy zaczęły wyć syreny…

— Genos! — wołał głośno i w kółko. — Gdzie jesteś?!

Saitama przeskakiwał przez sterty kamieni i asfaltu, szukając jakichkolwiek oznak życia, czując, jak serce wali mu mocno za każdym razem, gdy widział coś zrobionego z metalu, cokolwiek, co błyszczało w słońcu.

Podszedł do czegoś, co wyglądało, jak kiedyś mogło być częścią fundamentu budynku i zatrzymał się.

— Genos?

Cyborg spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Siedział nie w swojej zwykłej pozycji seizie, ale niechlujnie, jakby po prostu pozwolił sobie zsunął się na ziemię. Może właśnie to zrobił.

— Jesteś ranny?

— Nie… tylko drobne zadrapania. Pokonałem to…

— Więc co jest nie tak?!

— Sensei, moje… mieszkanie zniknęło.

Nie wyglądał na smutnego, wyglądał na… zupełnie pustego, jakby to do niego nie docierało. Albo jakby nie chciał sobie na to pozwolić. Siedział, patrząc przed siebie w nicość.

— Genos? — Brak odpowiedzi. — Koleś. Chodźmy.

Ostrożnie Saitama pochylił się, by chwycić Genosa za rękę, podnosząc go z małego krateru, w którym siedział. Mógł go podnieść brutalną siłą, ale jego uczeń pozwolił się poruszyć, nie walcząc ani nawet nie patrząc na niego.

Bez słowa Saitama poprowadził go z powrotem do własnego mieszkania, do domu. To był cichy spacer i to samo w sobie było przerażające - nie żeby tamten zawsze coś mówił, ale zawsze był uważny, zainteresowany tym, co robili, ale nie teraz.

Zaprowadził Genosa do swojego mieszkania, pomógł mu rozebrać się z podartych i osmalonych cywilnych ubrań i prawie wepchnął go do wanny.

Genos wciąż tylko się wpatrywał w przestrzeń, więc z westchnieniem Saitama podwinął rękawy, wziął słuchawkę prysznica w rękę i odkręcił wodę do przyjemnej, ciepłej temperatury, cicho obserwując, jak kurz i popiół spływają do odpływu z blond loków.

— Przykro mi z powodu twojego mieszkania, koleś.

Minęło dużo czasu, zanim Genos odpowiedział.

— To były tylko rzeczy. Odzież i zeszyty, części, które można wymienić. Jedzenie… niewiele więcej. Ale to były moje rzeczy. Byłem głupcem, pozwalając sobie znowu przywiązać się do przedmiotów. Nigdy się nie uczę.

Racja. To nie był pierwszy raz, kiedy Genos stracił wszystko, co coś dla niego znaczyło… Cholera, to było naprawdę do bani.

— Co teraz zamierzasz zrobić?

— Przypuszczam, że wrócę do doktora Kuseno, dopóki nie znajdę nowego mieszkania. Mam fundusze, więc nie powinno to być trudne. Bardziej martwi mnie… moja kolekcja, sensei.

— Czego kolekcja?

To był pierwszy raz, kiedy Genos patrzył bezpośrednio na niego tego dnia. To jednak nie było dobre spojrzenie i Saitama pierwszy odwrócił wzrok.

— Moje notatki o… tobie. Nas. Wszystko, odkąd zostałem twoim uczniem. Teorie, doświadczenia, pytania, instrukcje…

— Koleś, to… to nic wartościowego.

— To było dla mnie.

Genos wyglądał na tak zdenerwowanego, że prawie złamał serce Saitamie. Musiał to naprawić, nie chciał, żeby tak wyglądał…

— Posłuchaj. Nie idź do swojego doktora. Zostań… tutaj, okej? Dopóki nie staniesz na nogi. Studiuj mnie przez całą dobę, czy cokolwiek. Zapisałeś wszystko raz, możesz to zrobić jeszcze raz.

— Sensei?

— Lepiej powiedz tak, zanim zmienię zdanie, Blondi.

— Tak! Dziękuję!

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.


Ostatnio zmieniony przez Lampira7 dnia Czw 21 Mar 2024, 09:47, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos] Empty
PisanieTemat: Re: [One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos]   [One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos] EmptyCzw 21 Mar 2024, 09:46

OoO

Kiedy naprawdę zdał sobie sprawę i zrozumiał, że rzeczywiście zaoferował Genosowi zamieszkanie z nim, jego uczeń obiecał, że będzie wykonywał domowe roboty w zamian za to, pomimo zapewnień Saitamy, że nie było to konieczne.

Z niemalże przerażającym zaangażowaniem zaczął sprzątać i porządkować każdy zakamarek mieszkania. Saitama prawie się zastanawiał, czy to był jego własny, niezwykły sposób radzenia sobie z utratą domu. Szorował i mył przez cały wieczór, aż każdy zwykły człowiek byłby wyczerpany. A potem kontynuował, zmywając naczynia, a następnie podlewając samotnego kaktusa.

Po kąpieli Saitama pożyczył Genosowi koszulkę, wiedząc, jak jego była spalona po walce. Dżinsy młodszego bohatera były na szczęście w większości nie uszkodzone, ale nie było mowy, żeby mógł spać wygodnie w tak obcisłych spodniach.

— Masz.

Genos podniósł wzrok znad kolekcji mang, by spojrzeć na złożoną tkaninę w jego ramionach.

— Sensei?

— To moje zapasowe… Nie wiem, czy będą pasować, ale… są wygodne…

— Dziękuję.

Genos wstał, ostrożnie chwytając dresowe spodnie w pszczoły. Rzucając Saitamie nieodgadnione spojrzenie, wszedł do łazienki, aby się przebrać, a jego metalowe stopy wydawały cichy stukot na zniszczonych deskach podłogowych.

Pojawił się kilka minut później, patrząc z nadzieją na Saitamę, który właśnie zdał sobie sprawę, jak złym pomysłem było pożyczenie tych dresów Genosowi.

Byli dla niego za ciasne. Zdecydowanie za ciasne. Mógł dostrzec każdy najmniejszy szczegół jego nóg, które nie powinny wyglądać seksownie, ale tak było, nawet w tym spodniach z głupimi rysunkowym wzorem w pszczoły.

Wyglądało na to, że Genos również zauważył jego zawstydzone gapienie się.

— Wszystko w porządku, sensei?

— Um. Tak. Jest świetnie. Herbata przed snem?

Zanim Genos mu odpowiedział, Saitama uciekł do kuchni.

OoO

Dał mu kilka dni, pozwalając Genosowi powoli pogodzić się z tym, co się stało, zanim Saitama o tym wspomniał.

— Chcesz wrócić? Sprawdzić, czy któreś z twoich rzeczy przetrwało? Nigdy nie wiesz, może coś zostało.

I nie mógł już znieść Genosa parodiującego wokół w jego (za ciasnych dla faceta) ubraniach, ale Genos nie musiał o tym wiedzieć. Albo to, albo skierują się prosto do sklepu z ubraniami.

Genos zgodził się w wahaniem, nie spodziewając się niczego znaleźć - z pewnością gdyby choć jedna z jego rzeczy przetrwała, szabrownicy i tak by już ją zabrali. Mimo to szli razem, uroczyście i cicho, przez całą drogę na drugą stronę miasta.

Ustawiono tymczasowe ogrodzenia i bariery, aby trzymać ludzi przed najgorszymi zniszczonymi częściami miasta, ale nikt ich nie zatrzymał, gdy przez nie przechodzili. Nie było tam nikogo, kto mógłby to zrobić i o ile mogli stwierdzić, ludzie nie wrócili na ten obszar od czasu jego zniszczenia. Było pusto i cicho.

Trochę czasu zajęło odkrycie, która część gruzu tworzyła kiedyś ściany mieszkania jego ucznia, ale po kilku poszukiwaniach znaleźli właściwy obszar. Saitama posłusznie podniósł to, co pozostało z betonowej ściany, podczas gdy Genos skanował okolicę, marszcząc brwi i rozglądając się dookoła.

Głęboki smród spalenizny i zniszczenia zniknął, podobnie, jak dym, ale w powietrzu nadal unosił się dziwny zapach kurzu, który unosił się przy każdym szybkim ruchu. To był naprawdę smutny widok.

— Znalazłeś cokolwiek? — Saitama zawołał z miejsca, w którym stał, podnosząc całą ścianę bez żadnego wysiłku.

— Jeszcze nie, sensei.

Ale w końcu Genosowi udało się odzyskać trochę bibelotów. W pewnym momencie Saitama odpiął swoją pelerynę i położył ją w kurzu, patrząc, jak Genos ostrożnie upuszczał na nią żałośnie wyglądający notatnik, kilka zakurzonych, ale w większości nienaruszonych koszul i coś co mogło być częściami starego zdjęcia. Dołączyło do nich kilka innych przedmiotów, ale po ich dodaniu nadal była to żałośnie mała kolekcja.

— Myślę, że to wszystko — wymamrotał w końcu Genos, spoglądając na pelerynę.

— Gotowy do powrotu do domu? — zapytał Saitama, nie wychwytując spojrzenia Genosa na wzmiankę o “domu”.

— Tak.

Pozwolił Genosowi związać swoją pelerynę w coś w rodzaju tymczasowego nosidła, a potem zaczekał, aż odsunie się na bok, po czym Saitama delikatnie opuścił betonową płytę. Stworzył przy tym chmurę kurzu, która powoli opadała, gdy odchodzili.

OoO

Kiedy byli z powrotem w mieszkaniu starszego bohatera, Saitama poszedł oglądać telewizję, uznając, że najlepiej będzie zostawić drugiego, by w spokoju poukładał swoje rzeczy. Słyszał, jak Genos pisał coś w jednym ze swoich nowych zeszytów - wyszedł, żeby kupić zestaw nowych dzień po zniszczeniu swojego mieszkania - a także ciche westchnienie i sapanie, zanim wszystko stopniowo ucichło.

— Wszystko w porządku?

Nie było odpowiedzi.

— Genos?

Saitama powoli wstał i wszedł do kuchni, żeby sprawdzić, co tamten robił.

Kiedy przybyli do domu, Genos stał w ciasnej przestrzeni, używając blatu jako miejsca pracy podczas sortowania i sprzątania. Teraz tak nie było. W tym momencie siedział na podłodze z podciągniętymi kolanami, ściskając to, co Saitama słusznie założył, było pozostałością starego zdjęcia.

— Hej, wszystko w porządku?

Jeśli była jedna rzecz, w której Saitama nie był dobry, było to pocieszanie innych. Ledwo radził sobie z własnymi emocjami.

Kiedy Genos spojrzał na niego, na jego policzkach pojawiły się ciemne plamy. Cholera, dzieciak płakał. Płakał… olejem?

Ostrożnie, Saitama zsunął się na ziemię obok niego z niskim westchnieniem.

— Czy mogę zobaczyć? — zapytał, wskazując na zdjęcie.

Bez słowa Genos podał mu je, a on przyjrzał się mu. Było osmalone i poważnie zniszczone, pozostała tylko połowa, ale mógł stwierdzić, że zdjęcie kiedyś przedstawiało rodzinę. Była na nim kobieta, mężczyzna i połowa twarzy dziewczynki, reszty brakowało. Wszyscy spoglądali w stronę aparatu, uśmiechając się. Nie wiedzieli, co ich czekało.

— To twoja rodzina?

— Tak. — Głos Genosa był nietypowo drżący. Wziął zdjęcie z powrotem, rzucając na nie jeszcze jedno szybkie spojrzenie, zanim schował je do kieszeni. — Już raz straciłem wszystko. Wszystko, co uratowałem to to zdjęcie. Przysiągłem wtedy, że nie pozwolę sobie znowu przywiązać się do rzeczy, nie zanim się nie zemszczę. Prowadzi to tylko do złamanego serca. W tym mieszkaniu miałem niewiele rzeczy osobistych, a teraz… tęsknie za nimi.

— Stary, serio? To zupełnie normalne. To były twoje rzeczy.

Genos kontynuował, nie dając żadnych wskazówek, że w ogóle słyszał Saitamę.

— Kiedyś chowałem to zdjęcie w szafie, w pudełku, daleko od siebie, żebym nie musiał na nie patrzeć. To była jedna rzecz, jaka mi została z… pierwszego razu. Być może, sensei, dlatego przetrwało, podczas gdy większość innych rzeczy nie. — Uśmiechnął się smutno do Saitamy. — Może powinienem był zostawić to w reszcie gruzów.

Saitama nie wiedział, co na to odpowiedzieć. To było poza jego ligą.

— Wiesz, możesz tu zostać tak długo, jak chcesz. Lubię cię… to znaczy… przyzwyczaiłem się do ciebie. Nie przeszkadzasz mi.

— Czy naprawdę tak myślisz, Saitama-sensei?

— Jasne, to nie pro…

— Lubisz mnie? Bo ja również cię lubię.

Saitama mógł spróbować się wytłumaczyć, mógł wymyśleć wyjaśnienie, ale sposób, w jaki Genos nagle przeszedł od smutnego do wyglądającego… jeśli nieszczęśliwego, to przynajmniej pełnego nadziei, próbującego wytrzeć tłustą łzę ramieniem (i udało mu się tylko rozsmarować ją na twarzy), po prostu nie mógł tego zrobić. Skinął głową i odwrócił wzrok, całkiem pewny, że był cały czerwony na swojej głupiej twarzy.

Poza tym, choć nie planował tego powiedzieć, nie było to do końca kłamstwem.

OoO

— Co robisz?

Minął ponad tydzień i powoli wrócili do bardziej znajomej rutyny. Saitama podejrzewał, że Genos wciąż myślał o swoich straconych przedmiotach, ale jeśli tak było, dobrze to ukrywał. A może naprawdę był zbyt zajęty przepisywanie wszystkich swoich notatek, żeby się nad tym zastanawiać. Ilekroć nie był wzywany do bohaterskiej pracy, dotrzymywał towarzystwa Saitamie (czy ten tego chciał, czy nie), dbał o ich mieszkanie lub jeździł na rzadkie wycieczki do swojego lekarza w celu ulepszenia lub naprawy.

Odzyskał nową edycję swojego kostiumu bohatera ze Stowarzyszenia Bohaterów - najwyraźniej miał doświadczenie w rozdzieraniu swoich strojów, więc komisja była na to gotowa i mieli więcej w rezerwie. Nie żeby to za bardzo pomagało - po każdej walce z potworem Genos wracał ze złamanym rogiem, brakującym skrzydłem lub zdartą połową farby z części bojowych. To naprawdę był cud, że utknął z tą głupią rzeczą. Kostium Saitamy mógł być mniej krzykliwy (dużo mniej krzykliwy), ale był trwały i w ogóle mu nie przeszkadzał w walce. Na początku trochę się go wstydził, ale teraz… całkiem mu się podobał. Co z pewnością nie było tym, co Genos myślał o swoim.

Słyszał, jak jego uczeń cicho przeklinał w korytarzu - zawsze było to zabawne, zwłaszcza, że Genos rzadko przeklinał bezpośrednio przed swoim nauczycielem - kiedy kręcił się i wił, aby przymocować swoje bezużyteczne skrzydła.

— Potrzebujesz pomocy? — Saitama uśmiechnął się do niego.

— Robiłem to już milion razy. — Genos zmarszczył brwi. — Nie wiem, dlaczego sprawiają mi dzisiaj kłopoty.

— Pewnie dlatego, że jesteś zestresowany. Nie ruszaj się.

Położył dłoń na kolczastym ramieniu drugiego bohatera - było gorące, Genos naprawdę był zdenerwowany - czując, jak stopniowo uspokaja się pod jego dotykiem.

W mechanicznych łopatkach Genosa znajdowały się małe otwory mocujące, odpowiadające podstawie skrzydeł.

— Czy to boli, kiedy są wyrwane?

— Nie, nie są wyposażone w syntetyczne nerwy. Tak naprawdę nie pełnią żadnej funkcji poza tym, że są częścią mojego kostiumu bohatera. — W jego głosie znów pobrzmiewa gorycz.

Saitama miał właśnie przyłączyć pierwsze skrzydło, ale zamiast tego opuścił je w dół.

— Koleś. Idź bez nich. Wcale ci nie pomagają. One… przeszkadzają ci. Daj sobie z nimi spokój.

Genos odwrócił się, by na niego spojrzeć, marszcząc brwi.

— Tak myślisz, sensei?

— Tak. Właściwie to ja… rozkazuję ci. Wiesz, jako twój nauczyciel i tak dalej. Zatrzymaj te głupie rogi i kolce, jeśli chcesz, ale reszta to idiotyzm.

Genos powoli skinął głową. Miał już na sobie rogi, więc pozostawił je, ale zrezygnował zarówno z skrzydeł, jak i z ogona, gdy przyczepił swoje bojowe ramiona i wciągnął czarną koszulę na podkoszulek.

— Dziękuję, sensei.

— Nie ma problemu. I hej, Genos?

— Tak?

— Proszę, wróć w jednym kawałku.

OoO

Nie chciał twierdzić, że to dokładnie jego sprawka, ale po tym Genos wrócił do domu nietknięty. I następnym razem i kolejnym razem.

Ze względu na różnice w randze nie mieli zbyt wielu okazji by walczyć ramię w ramię - zasady Stowarzyszenia Bohaterów były surowe, irytujące nawet - ale wiedział wystarczająco dużo Genosa w telewizji, by móc zweryfikować to, co już wiedział. Dzieciak robił postępy, stosował więcej strategii, przemyślał wszystko.

I porzucił ten głupi kostium bohatera.

Saitama nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale uśmiechał się, gdy oglądał reportaż, pokazujący drżące zbliżenie na Genosa pędzącego w powietrzu z dziką prędkością, z włosami odrzuconymi do tyłu i oczami świecącymi wystarczająco jasno, by rywalizować z płomieniami w jego ramionach. Nosił broń bojową i ciemne ubrania, ale nic poza tym. A jednak, nawet bez rogów, ogona i skrzydeł, wciąż wyglądał jak Demoniczny Cyborg, z całym ogniem, ciemnością i swoim przystojnym wyglądem oraz…

Okej, Saitama miał problem.

Przyznanie się do tego przed samym sobą zajęło trochę czasu, to trochę… działo się stopniowo, to nie było coś, co planował! Jeśli już, to odmawiał przyznania się do tego tak długo, jak tylko mógł.

Mógł rozwinąć w sobie nastoletnią, malutką sympatię do swojego ucznia. Ale kto mógłby go winić? Genos był przystojny i wspierający, a we wszystko, co robił, zawsze wkładał całe serce. Był… spoko.

Zwykle nie interesował się facetami, zazwyczaj nie czuł pociągu do nikogo, ale było coś w Genosie, w jego intensywności, jego poświęceniu.

Zrobiło mu się ciepło na wspomnienie ich pierwszych spotkań, kiedy Genos był… no cóż, zainteresowany nim, ale nie zrobił nic w tym kierunku, odkąd Saitama go odrzucił. Nigdy nie popychając Saitamy ani nie próbując go do niczego zmusić.

Bardziej niż prawdopodobnie, uważał Saitamę za przegraną sprawę i dał sobie spokój.

Saitama był idiotą.

OoO

— Co robisz?

Genos pisał czy coś w jednym ze swoich zeszytów, podczas gdy Saitama oglądał jakiś stary program w telewizji. Podniósł wzrok, mrugając, jakby był głęboko zamyślony.

— Tylko rysuję, sensei.

— Jakieś bazgroły? — Genos czasami robił szkice, ale zazwyczaj były to nudne diagramy i wykresy. Nawet z daleka Saitama mógł powiedzieć, że to było coś innego. Podszedł, biorąc zeszyt, gdy Genos bez słowa mu go podał. — Koleś.

Strona po stronie zawierała szkice, wszystkie umiejętnie wykonane pewnymi ruchami. Kilka ujęć całego ciała, ale głównie twarze.

— Czy to pomysły na nowy strój?

— Ach, cóż… — Genos odwrócił wzrok, garbiąc się lekko, co Saitama nauczył się rozpoznawać jako zawstydzenie lub nieśmiałość. — To tylko głupie szkice.

— Nie! Są super fajne. O wiele lepsze niż to, co zaprojektować dla ciebie ten niebieskowłosy palant. — Przesunął dłonią po jednym ze szkiców, pokazując coś, co wyglądało trochę jak połączenie maski i hełmu, zakrywającego usta i nos, chociaż oczy i czoło pozostały odsłonięte. Genos naszkicował na nim coś, co wyglądało jak twarz demona z kłami, otoczona płomieniami z małymi otworami w miejscu ust i uszu. — Poważnie. Powinieneś mieć ten i używać go w walkach.

— Myślałem o tym, czego mnie nauczyłeś. Że lepiej używać czegoś praktycznego, co nie będzie przeszkadzać w postępach i wydajności podczas ruchu lub walki.

Saitama tak naprawdę nie pamiętał, żeby powiedział coś takiego, ale wciąż skinął głową.

— Tak, jasne, ale także z tymi ustami, będziesz wyglądasz naprawdę przerażająco. W rzeczywistości jak… demon!

Genos uśmiechnął się do niego.

— Porozmawiam z doktorem Kuseno!

OoO

Przypuszczał, że było to tylko kwestia czasu.

To był pracowity dzień, obaj poza domem wykonywali głównie heroiczną pracę - Genos walczył z jakąś wielką sosną, podczas gdy Saitama został wysłany na głupie ćwiczenia z pracy zespołowej z garstką innych bohaterów rangi C (które poszły tak jak można było się spodziewać) i obaj byli w domu dopiero po zachodzie słońca. W tamtym momencie Saitama był głównie głodny i marudny, choć poza tym czuł się dobrze, ale Genos był trochę bardziej zniszczony. Jedno kolczaste ramię ledwo się trzymało, iskrząc i wydając niepokojące dźwięki.

Chociaż wiedział, że Genos już dawno wyłączył receptory bólu - o ile w ogóle jeszcze działały - niepokoiło go, ilekroć widział, że ten drugi był zraniony. Nie wiedział nic o zaawansowanych technologicznie cyborgach, ale zaoferował pomoc, gdyby tylko mógł w czymś pomóc. Okazało się, że mógł.

Genos siedział na podłodze, wokół niego leżały różne części, gdy pracował nad sobą, a Saitama podawał mu wszystko, na co wskazywał, gdy zadzwonił telefon Genosa. Młodszy bohater zerknął przelotnie na ekran.

— Och, to Czarująca Maska. Sensei, czy mógłbyś? Myślę, że muszę odebrać to połączenie.

— Jasne. — Saitama podniósł telefon i przyłożył go do ucha Genosa, podczas gdy ten ze spokojnym wyrazem twarzy kontynuował zdejmowanie zepsutych elementów ze swojego ramienia.

Mimo, że telefon nie był ustawiony na tryb głośnomówiący, Saitama słyszał każde słowo, które Maska wykrzykiwał do Genosa, krzycząc o tym, jak został zauważony - wielokrotnie - walcząc z potworami bez kostiumu. Jak łamał kontrakt, rujnował swój wizerunek, sprawiał, że wszyscy bohaterowie wyglądali niechlujne i profesjonalnie. To było prawie zabawne, jak mało Genos zdawał się przejmować tym wszystkim. Jego wyraz twarzy nie zachwiał się, gdy spokojnie odpowiedział, że było mu przykro z tego powodu oraz że jego kostium był trakcie rewizji, ale wiedział, że Czarująca Maska, będąc sprawiedliwym i prawym człowiekiem, nie winiłby go mimo wszystko, ponieważ życie cywilów było prawie najważniejszym czynnikiem. Nie mogąc się z tym kłócić, bohater w randze A zakończył swoją rozmowę z irytacją, żądając, aby Demoniczny Cyborg nie był widziany bez kostiumy, gdy następnym razem zostanie wezwany do walki z potworami.

Genos obiecał mu, że następnym razem będzie gotowy.

OoO

— Powinien cię wyrzucić — zażartował Saitama, wskazując na stos papieru. — To jest jak… dwa razy więcej niż zwykła ilość listów od fanów. Te wszystkie biedne drzewa, które musiały z tego powodu umrzeć!

— Przepraszam, sensei. — Genos odwzajemnił uśmiech, wcale nie brzmiąc na przepraszającego. — Chociaż, żeby być uczciwym, to była twoja sugestia.

Oczywiście miał na myśli nowy kostium. Kiedy Genos wrócił od swojego doktora z dużą torbą… czegoś, Saitama był nieco zaciekawiony, ale nie naciskał, by Genos ujawnił jej zawartość. Wiedział, że ten dzieciak miał czasem zachowywał się trochę dramatycznie i miał przeczucie, że Genos chciał, żeby to była niespodzianka. Dlatego nie był aż tak zszokowany, gdy zaledwie kilka minut po wezwaniu do walki z potworami otrzymał wiadomość od swojego ucznia zawierającą tylko nazwę ulicy, na której znajdował się Genos. Chciał więc, żeby Saitama to zobaczył.

Dotarł na miejsce w ciągu minuty. Znalazł lokalizację z łatwością, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że obecnie zamieszkiwało to miejsce coś, co z daleka wyglądało jak majestatyczny smok z legendy, choć z bliska okazało się, że było to coś mniej niezwykłego jak smok, a bardziej jak ślimakowa… rzecz.

— Jasna cholera — mruknął Saitama, kiedy w końcu dostrzegł Genosa.

Wyglądał… niesamowicie. Zniknęły niepotrzebne rogi, skrzydła, cienki ogon i zamontowane kolce.

Ubrany był na czarno, jak zawsze w dobrze dopasowanych ubraniach, przerywane jedynie białym brzegiem i podartymi rękami, które w jakiś sposób prawie płynnie przechodziły w jego lśniące ramiona bojowe. Na twarzy miał maskę, prawie identyczną jak ta, którą Saitama widział w szkicowniku - groźną, wyglądającą niebezpiecznie, szczególnie w połączeniu z jego złotymi oczami. To był prawdziwy demoniczny cyborg, a nie ktoś w jakimś tandetny halloweenowy kostium.

I cholera jasna, gdyby Demoniczny Cyborg nie oddziaływał w specyficzny sposób na Saitamę.

Mógł pomóc, mógł zakończyć walkę jednym ciosem, ale to była walka Genosa i nie interweniowałby, chyba że zostałby o to poproszony. Zamiast tego cieszył się fajerwerkami.

Demoniczny Cyborg próbował spalić potwora, ale płomienie nie mogły przedostać się przez ochronną warstwę szlamu. Zdając sobie z tego sprawę, Genos odsunął się od wroga, jakby się wycofując, tylko po to, by zwrócić na siebie jego uwagę, gdy potwór na chwilę zaczął poruszać się w kierunku małej grupy gapiów. On to prowokował.

Pewien, że ponownie skupił na sobie całą uwagę potwora, Genos zwabił go na środek pozostałości zrujnowanego centrum handlowego, po czym rzucił się w górę, zadając serię ciosów w budynek. Beton i stal upadły z hukiem, grzebiąc przeciwnika. Potwór zawodził, nie mogąc uciec, aż gruz pokrył go całkowicie.

Kiedy kurz w końcu opadł, wszystko było nieruchome i ciche.

Widzowie wiwatowali głośno, a Saitama nie mógł ich nawet winić za to, że zostali, aby być świadkami walki, ryzykując własne życie, bo to było cholernie niesamowite.

— Genos! — zawołał, gdy jego uczeń wylądował z hukiem blisko niego, wciąż świecąc, z włosami ułożonymi we właściwy sposób nad jego maską. Złudzenie grasującego demona dopełniały małe smużki pary wydobywającej się przez otwory przy jego ustach i nosie.

— Sensei! — odpowiedział, brzmiąc tak samo fajnie, jak wyglądał, dopóki nie załamał się i nie zaczął trajkotać, ujawniając młodego, podekscytowanego mężczyzny pomiędzy ognistą powierzchownością. — Miałeś rację, jak zawsze! Mogłem się swobodnie poruszać, nie martwić się, że utknę lub zostanę schwytany. Czuję się o wiele bardziej komfortowo w takim stroju! Dziękuję!

Saitama nie doszedł dalej niż: “Nie ma problemu”, zanim zdał sobie sprawę, że Genos nagle stał o wiele za blisko niego z całą swoją mrocznością i jarzącym się żarem. Czuł zapach ciężko pracującej maszynerii w jego ramionach, jego płonącej klatce piersiowej. A jednak, nawet z maską nadal wyglądał bardziej jak podekscytowany szczeniak.

Saitama pocałowałby go tu i teraz, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o gapiach. Więcej niż jeden z nich trzymał telefon w dłoniach… obejrzał się i tak, co najmniej dwa tuziny aparatów były wycelowane prosto w ich dwójkę.

— Sensei, co się stało? — Genos musiał wyczuć jego wahanie.

— Ach, pieprzyć to.

— Hej Genos, czy mógłbyś zdjąć na chwilę maskę?

Demoniczny Cyborg wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, zanim wykonał polecenie. A kiedy maska została usunięta, jego wyraz twarzy był tak samo diabelski.

Być może Saitama miał jakiś powracający niejasny plan złapania drugiego i pocałowania go, ale nigdy nie miał szansy spróbowała tego. Zanim zdążył mrugnąć, Genos chwycił go za ramiona, przyciskając go do jego płonącego ciała i łącząc ich usta.

I tak po prostu świat Saitamy eksplodował w ognistym piekle.

Kiedy się rozstali, po tym, co mogło być wiecznością, a trwało może zaledwie kilka sekund, Saitama sapnął, trzymając się drugiego bohatera jako wsparcie niż cokolwiek innego.

— Cholera, Genos. Mogłeś mnie ostrzec.

— Myślałem, że mnie ostrzegłeś.

Dzieciak wciąż wyglądał na zbyt zadowolonego z siebie. Saitama miał w połowie ochotę go szturchnąć, w połowie ponownie go pocałować. Wybrał coś pomiędzy i po prostu na niego patrzył, mrugając powoli.

Kiedy stopniowo skończyli wracać do prawdziwego świata, Saitama usłyszał niekończące się kliknięcia migawek komórek niedaleko za nimi. Stanowczo odmówił obejrzenia się za siebie, wdzięczny, że zawsze mógł przynajmniej schować się za swoją pelerynę. Nie żeby wszyscy prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawę, kim był.

Głupia zasada dotycząca rozpoznawalnego kostiumu bohatera.

— Chodźmy do domu, Genos.

— Za tobą. — Demoniczny Cyborg mrugnął do niego.

OoO

— Jak Czarująca Maska to przyjęła?

— Którą część?

— Każdą? Wszystko. Podaj mi imbir.

W niewielkiej kuchni było ciasno, ale im to nie przeszkadzało. Genos również miał na sobie swoją bardziej smukłe ramiona bojowe, co ułatwiało mu manewrowanie w ograniczonej przestrzeni.

— Cóż… — wycedził Genos, gdy szybko wytarł blat do czysta, akceptując wdzięczne skinienie głowy Saitamy. — Zgodnie z oczekiwaniami było dużo krzyku. Pokazałem mu dokumenty, o które prosiłem w wydziale ekonomicznym, potwierdzające niedawny wzrost darowizn, odkąd zmieniłem kostium.

— Serio? Czy to go uciszyło?

— Nie, jego kolejnym argumentem było to, że ja jako nowicjusz twierdzę, że jestem lepszy w tworzeniu osobowości bohatera niż on sam, doświadczony profesjonalista.

— A jak zaprotestowałeś przeciwko temu?

Genos parsknął.

— Nie zrobiłem tego. Jego przypuszczenie było słuszne.

— A co z… no wiesz?

Coś w oczach Genosa złagodniało i wrócił do bycia miękkim, blond włosym młodym mężczyzną. Dzikiego Demonicznego Cyborga już nie było w zasięgu wzroku. To była strona, której Saitama był prawie pewien, że nikt poza nim nie miał okazji zobaczyć. Ta myśl sprawiła, że poczuł mrowienie w środku.

— To nic, co chciałbym ci powtórzyć. Zresztą to nie jego sprawa. Nie ma zasad, które dyktowałyby mi, z kim mogę umawiać się jako bohater, a z kim nie pod warunkiem, że jest to zgodne z prawem. Ja… uch… chyba go spławiłem.

Saitama roześmiał się na to.

— Dobry chłopak.

Genos wzruszył ramionami.

— Po prostu próbuję sprostać mojej starannie skonstruowanej osobowości bohatera. Nikt poza mną nie decyduje o tym, komu poświęcam swoją miłość.

— Twoje fanki mogą się z tym nie zgodzić.

— Właściwie, sensei…

— Tak? — Saitama odwrócił się i, och, nagle niemal drapieżny wyraz powrócił na twarz drugiego bohatera. Cholera, ten dzieciak…

— Chociaż niektórzy są niezadowoleni, jest też spora ilość, która jest dość… wspierająca… moim zdaniem sprawiedliwe jest, abyśmy nadal nagradzali ich hojne datki.

— Chcesz po prostu całować się publicznie, żeby się popisywać.

— Jeśli nic innego, to z pewnością wkurzy to Czarującą Maskę…

W tym momencie Saitama odwrócił się, szczerząc zęby i złapał drugiego, by przyciągnąć go do szybkiego buziaka w policzek.

— Zgoda.

Koniec

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
 
[One-Punch Man][T][M] Osobowość bohatera [Saitama/Genos]
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Anime & Manga/Komiks & Serial/Film animowany :: Yaoi/Slash :: +12-
Skocz do: