Fandom/Fandomy: Harry Potter
Autor/autorzy: Fantasmagoria.
Beta/bety: Brak
Pairing: Salazar/Helga
Gatunek: Humor
Ostrzeżenia: Hetero serio powinno być ostrzeżeniem...
Beznadziejny przypadek
Helga Hufflepuff, jak co wieczór zajmowała się swoimi roślinami w szklarni i nuciła przy tym pod nosem jakąś starą, bardowską pieśń. Związywała właśnie rumianek w pęczek, aby zawiesić go nad drzwiami leśnej chatki i wysuszyć, gdy do pomieszczenia wszedł Salazar. Właściwie, bardziej wpadł, bo jej borsuk spał na progu, a Slytherin go nie zauważył i potknął się o niego.
― Próbowałem posadzić wiggen, ale nie chce mi się przyjąć... ― powiedział mężczyzna, gdy odzyskał równowagę. Popatrzył na Helgę ze zrezygnowaniem. ― Trzy razy go sadziłem, prosiłem nawet Ahenra o pomoc, ale najpierw ładnie rosło, a potem zachorowało… ― dodał, nagle wyglądając jak siedem nieszczęść.
W sumie, wyglądał, jakby coś go zjadło i wypluło, a potem jeszcze na nim usiadło. Hufflepuff wiedziała, że ten zrobił to specjalnie, by wzbudzić jak najwięcej jej współczucia i empatii, ale mimo to nie potrafiła się oprzeć nawet tak jawnej manipulacji.
― Wiesz co by ci się przydało? ― Spytała retorycznie Helga, mimo wszystko podając mu doniczkę z młodą magiczną jarzębiną. Czasami naprawdę chciałaby nie odczuwać tego irytującego czegoś, co zmuszało ją do pomagania wszystkiemu, co o pomoc się prosiło. Była tak bardzo słabym człowiekiem...― Kobieta ― stwierdziła z przekonaniem, przycinając liście ciemiernika. ― Taka, która miałaby rękę do roślin, chciała się nimi zajmować, bo jestem pewna że największym problemem w twej hodowli stanowi fakt, że nie opiekujesz się tym tak, jak trzeba i zapominasz.
Slytherin wzdrygnął się, patrząc na nią niedowierzająco.
― Ja? Kobietę? Helgo, przecież wiesz, że…
― Wiem. ― Przerwała mu, wzdychając i dalej zajmując się pielęgnowaniem rośliny. ― Ale nie możesz mieć wiecznej alergii na związki z kobietami. Musisz się przecież w końcu ożenić, spłodzić potomka, spełnić obowiązek, że tak powiem… Dobra rada - znajdź sobie jakąś miłą, pomocną, cierpliwą, kochającą i spokojną kobietę, która nie będzie ci zbytnio wadzić, a zajmie się twym wielkim domem i uprawą roślin... urodzi ci dzieci i nie będzie narzekać na to, że nie ma cię przez większość czasu w domu, bo pracujesz w zamku… może jakąś nauczycielkę? W sumie, to naprawdę dobry pomysł...
Salazar spojrzał z zastanowieniem na przyjaciółkę, postukując w zamyśleniu palcami o trzymaną w dłoniach doniczkę. Z jednej strony miała rację, z drugiej jednakowoż sama myśl o
związku i
stabilizacji sprawiała, iż robiło mu się słabo. Był za młody, żeby umie… się żenić!
Coś jednak nadal nie pasowało mu w oświadczeniu Helgi. Cała jej przemowa brzmiała trochę jak…
Slytherin doświadczył czegoś, co bardzo przypominało olśnienie. Spojrzał dziwnie na Hufflepuff, jednocześnie się przysuwając do niej bliżej i kładąc jedną dłoń na jej biodrze.
― Helgo, czyżbyś właśnie próbowała złożyć mi matrymonialną propozycję? ― zapytał miękkim, dziwnie brzmiącym w jego ustach tonem. Przebiegł palcami wzdłuż podbrzusza Helgi, po czym położył znów dłoń nieruchomo na wcześniejszym miejscu.
Hufflepuff wytrzeszczyła oczy zszokowana, odwracając głowę w jego stronę. Chciała zobaczyć ten ironiczny uśmieszek, który zawsze towarzyszył mu, gdy z kogoś kpił; jednakże nie dostrzegła go tam. Salazar wyglądał niemalże na śmiertelnie poważnego, nie drgnął mu ani jeden mięsień. Wróciła myślami do początku rozmowy i przeanalizowała ją, próbując zrozumieć z czego Slytherin wyciągnął takie wnioski. Po chwili miała ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło.
Zamiast to, zamrugała parokrotnie, po czym odwróciła się w stronę ciemiernika i odłożyła nożyce na stolik.
― Jednak jesteś beznadziejnym przypadkiem ― skwitowała z ciężkim westchnieniem, oswobadzając się z tego dziwnego uścisku i przechodząc do alejki z mandragorami.