Autor: Salomanka
Tytuł (roboczy): Metoda
Beta: brak, cholera!
Kanon: o, bardzo chętnie.
Gatunek: quazi-angstowa nowelka.
Pairing: (pre-)snarry, a jakże.
Długość: 340 słów
Nota odautorska: napisane na kolanie.
– Pamiętaj, Potter, nie możesz się zakochać – oznajmił sucho Snape, gdy ćwiczenia oklumencji dobiegały już końca. Zdanie to padło tak nieoczekiwanie, że Harry drgnął, zaskoczony. – Twoje umiejętności są teraz na o wiele wyższym poziomie, niż skłonny byłem podejrzewać, że to w ogóle możliwe – kontynuował Sevrus, jakby nie zauważając reakcji swojego ucznia – ale miłość... Nie jesteś dość silny. Nie dałbyś rady uwięzić jej w swoim umyśle. Zginiemy, jeśli pozwolisz sobie teraz na coś tak żałosnego – niemal wysyczał mężczyzna.
Harry uśmiechnął się blado i pokiwał głową. Wiedział, że Snape musi mieć rację. Oczywiście pamiętał słowa Dumbledore'a, że jego największą bronią ma być zdolność do odczuwania miłości, ale przebywanie z Severusem nauczyło go czegoś jeszcze, choć głównie o nim samym. Gdy zaczynali szkolenie, uważał je za stratę czasu, ale teraz za nic nie zmarnowałby całych tygodni lekcji zamykania umysłu, czarnej magii i pojedynków, i nie chciałby zaprzepaścić tego nieoczekiwanego porozumienia z dawniej nienawidzonym mężczyzną. Nie z powodu głupiej słabości i szalejącego libido. Nie, jeśli Snape uważa, że wciąż nie umiałby oswoić w sobie tej najpotężniejszej broni, dzięki której miałby moc pokonać Voldemorta.
– Oczywiście, profesorze – rzekł niemal potulnie, przybierając wyuczony, kamienny wyraz twarzy.
Snape, mimo równie nieczytelnej miny, był dumny ze swojego ucznia. Lekcje nie poszły na marne.
– Nigdy nie wierzyłem, że pan to odwzajemni, więc to i tak się nie liczy, prawda? – zapytał niespodziewanie Harry, i tylko ton jego głosu mógłby zdradzić jego bezradność.
Gdy Snape nie odpowiadał, wpatrując się w Gryfona szeroko otwartymi oczami, Potter westchnął i choć jego serce biło jak oszalałe, rozbijając się na kawałeczki, zaraz dodał stanowczo:
– Zwalczę to, obiecuję. Poćwiczmy jeszcze zamykanie umysłu.
Snape wciąż milczał. Nie zdarzyło mu się jeszcze czuć aż takiej dumy... z samego siebie.
Oczywiście wiedział, że nonsensownie romantyczne konkurowanie z panną Weasley byłoby poniżej jego godności, ale od samego początku tłumaczył Albusowi, że najwyżej kilka tygodni zajmie mu uświadomienie Potterowi, iż jest on już gotów do ostatecznego pojedynku z Czarnym Panem.
I, cóż... Nie pomylił się. Nauczył Harry'ego prawdziwie kochać.
Och tak, z wzajemnością.