Fandom: Harry Potter
Link do tekstu:
Diligamus - tristiAutor: Nuwanda Marauder
Tłumacz: RedRum
Beta: trochę przejrzała Wirka.
Zgoda: wysłano zapytanie - bez odpowiedzi
Pairing: Godric/Salazar
Gatunek: wedle autorki: Romance/Tragedy
Ostrzeżenia: To moje pierwsze tłumaczenie, które wykonałam w ramach akcji urodzinowej, więc przepraszam za wszelkie uchybienia "w sztuce"
Uwagi: Z dedykacją dla Fantasmagorii, ubolewając, że ta para ma tak mało tekstów (pomimo potencjału tak dobrego, jak snarry). Po konsultacji, otrzymałam informację, że prawdopodobnie znasz wszystko, co powstało w j. polskim i angielskim. Rzucono mi wyzwanie i podjęłam - o to moje pierwsze i prawdopodobnie jedyne tłumaczenie z j. hiszpańskiego. Z góry przepraszam, jeśli ktoś tutaj zna ten język biegle i zauważy błędy - zrobiłam co mogłam
Tekst składa się z kilku części, które wrzucam w całości.
1. Zakazane pragnienieGodric wolno wspinał się po kamiennych schodach. Jego stopy wydawały się być dużo cięższe, niż zazwyczaj. Oddychał ciężko, a serce waliło mu w piersi. Mógłby przysiąc, że czuje pot na dłoniach. Minął kilkoro uczniów, ledwie się do nich uśmiechając.
Westchnął, gdy tylko dotarł do jednych z ostatnich drzwi Wieży Astronomicznej. Stał tam, zdezorientowany. Wiedział, że jeśli wejdzie, nie będzie odwrotu. Dlaczego tu przyszedł? Gdy tylko odczytał wiadomość, którą przyniosła mu sowa, wiedział już, co się stanie, jeśli się zgodzi. Wiedział, że ta samo będzie się dziać znów, i znów… Więc… dlaczego.
Wciąż stał i wpatrywał się w drzwi. Za nim otwierała się otchłań pustego teraz korytarza. Nie słyszał nikogo, żadnych kroków na schodach. Może zapomniał? Może żałował.
Byłoby najlepiej odwrócić się i uciec. Udawać, że do niczego nie doszło.
Odwrócił się i już stawiał pierwszy krok, gdy ktoś otworzył drzwi za jego plecami. Zatrzymał się. Salazar stał, z ręką na kołatce. Jego twarz wykrzywiał uśmieszek, a oczy - słabo skrywana groźba. Godric wstrzymał oddech.
- Myślałem, że nie przyjdziesz.
- Nie zamierzałem. - Przyznał.
Salazar uśmiechnął się szerzej.
- Ja…
Mężczyzna zbliżył się i oparł dłoń na jego karku. Godric zadrżał. Ciało wzywało.
Rzucili się ku sobie, wpadając w płomień pocałunku, niemal desperacko. Ich usta starły się, boleśnie. Bogowie, to było tak dobre, znów mieć go tak blisko. Wtoczyli się do sali, prawie nie odrywając się od siebie.
Godric zatrzasnął drzwi kopnięciem. Ich ręce poczęły zrywać szaty, zęby kąsały. A ich wściekłe pocałunki przesączała furia.
2. Pragnąc Salazar prowadził zajęcia na świeżym powietrzu dla grupy swoich najbardziej uzdolnionych uczniów. Zaczarowywał drzewo, to powiększając je, to pomniejszając spowrotem. Godric obserwował go z daleka. Tak najbardziej lubił go widzieć. Kiedy uczył, Salazar całkiem zapominał się w swojej pasji. Jego oczy lśniły, gdy przekazywał swoją mądrość, a uśmiech zdradzał, że czerpie z tego satysfakcję.
Był jeszcze tylko jeden moment, w którym Godric widział go takim. Gdy dla odmiany nie był otoczony przez uczniów, uciekając do intymności, tylko oni dwaj, nikogo więcej.
Tak, lubił obserwować, jak tamten skupia się, wpatrując się w niewidzialną magię, którą ukształtował na pniu drzewa. Ale bardziej podobało mu się, gdy Salazar podnosił wzrok, a ich spojrzenia spotkały się ponad głowami adeptów, tak jak teraz.
Obdarzył go porozumiewawczym uśmiechem, a Godric poczuł boleśniej pustkę wokół siebie.
Dopiero pół godziny później wpadli na siebie w jakimś ciemnym kącie zamku, a on mógł wdychać jego woń, dotknąć skóry i poczuć, jak ich ciała przylegają do siebie.
3. Diligamus tristi* Nie rzucając słów na wiatr, można było powiedzieć, że Salazar Slytherin nigdy się nie uśmiecha. Niektórzy uważali go za złowrogiego i zgorzkniałego. Ale nie mieli racji. Pomimo przekonania, że brakuje mu poczucia humoru, umiał docenić dobry żart lub sarkastyczny komentarz, poczyniony we właściwym czasie. To, że nie pokazywał tego głośnym śmiechem, było inną sprawą. Prawy kącik wargi drgały i to wszystko. Wydawało mu się, że dźwięk śmiechu, to coś dla ludzi, którzy chcą zwrócić na siebie uwagę. Jego prawie niezauważony uśmiech wydawał się bardziej szczery niż wydawanie tego irytującego hałasu.
Ale zdarzało się, bardzo rzadko, że Salazar wybuchał śmiechem tak donośnym, że rekompensował wszystkie te poprzednie, mniej ekspresyjne momenty. Były to wyjątkowe chwile, intymne chwile. Ponieważ jedyną osobą, która sprawiła, że miewał łzy rozbawienia w oczach, był Godric. I Salazar mógł wtedy wytłumaczyć się sam przed sobą, że nie robi tego wcale, w ten plebejski sposób, atencjonalny sposób, bo zawsze byli wtedy sami i już skupiał na sobie całą uwagę Godrica.
Ale co, jeśli to nie wystarczało? Podczas gdy ocierał łzy i śmiał się głośno, wciąż rozbawiony komentarzem Godrica na temat diademu Roweny, Salazarowi wymkneły się z ust słowa. Po prostu je czuł i zupełnie nie zauważył, kiedy zaczął mówić.
- Kocham cię, tak bardzo…
Godric zamarł i wpatrywał się w niego bez słowa, ale ten pozornie nic nie zauważał. Nawet takie wyznanie - pierwsze takie - nie wydawało się go ruszać. Jakby było mu wszystko jedno. Jakby to było oczywiste, i nie potrzebowali do tego słów.
Po kilku sekundach Godric odpowiedział śmiechem.
- Ja też cię kocham - mruknął, wpatrując się w Salazara. Nie słyszał go, ponieważ szaleńczy śmiech był wciąż zbyt głośny, aby słyszeć cokolwiek innego. Ale to nie miało znaczenia. To przecież też było oczywiste.
4. Plany małżeńskie Hogsmeade było pełne czarodziejów i czarownic. Wszyscy studenci Hogwartu wybrali się tam tego dnia i nawet ulice wydawały się przepełnione. Godric i Salazar szli w milczeniu. Cieszyli się nawzajem swoim towarzystwem i tymi sekundami, w których ich dłonie ocierały się o siebie niby przypadkiem.
Obok nich przeszła grupa kobiet. Dwudziestokilkuletnia wiedźma, tylko trochę młodsza od nich, posłała Godricowi sugestywny uśmiech. Plecy Salazara zesztywniały automatycznie.
Zdaje się, że darzy cię sympatią - skomentował z nieskrywaną obojętnością.
- Co? - odparł rozkojarzony Godric, szukając miejsca w cieniu, w którym mogliby się ukryć przynajmniej przez chwilę.
- Ta dziewczyna. Darzy cię sympatią. - Salazar skinął głową w jej kierunku, a Godric podążył za tym ruchem. Czarownica wciąż patrzyła na niego z wielkim zainteresowaniem.
- Ach, tak - powiedział, nie troszcząc się tym zbytnio i wracając do swoich poszukiwań.
- Może mógłbyś ją poślubić.
To go zaskoczyło. Godric oderwał wzrok od alejki, którą właśnie znalazł, i popatrzył na swojego towarzysza. Oczy Salazara, dalekie od uśmiechu, wyrażały absolutną powagę.
- O czym ty mówisz? - spytał Godric.
- O tym, że mógłbyś poślubić tę dziewkę.
- A dlaczegóż miałbym robić coś takiego? - drążył skonfundowany.
Prędzej czy później będziesz musiał kogoś wybrać - Głos Salazara był nadal neutralny, choć jego oczy przepełniał ból.
Czy możesz mnie oświeć, skąd ci to przyszło do głowy? Naprawdę, nie rozumiem, czemu poruszasz ten temat.
Salazar naprawdę przewrócił oczami.
- Dobrze, Godricu, mogę ci powiedzieć. Za mocno się zaangażowałeś. To nie powinno się zdarzyć. Co żeś myślał? Że mnie poślubisz i spędzimy razem wieczność?
Godric zamarł. Miał taki sam wyraz twarzy, jakby ktoś kopnął go mocno w klatkę piersiową. Bo mniej więcej to właśnie miało miejsce. Milczał przez kilka sekund, jakby szukał właściwych słów lub jakby zabrakło mu powietrza.
- Zdaje się, że zapomniałem o swojej różdżce - powiedział w końcu. - Będę musiał po nią wrócić.
Odwrócił się ruszył w kierunku zamku ze łzami w oczach i różdżką w kurczowo zaciśniętej dłoni.
5. Unikanie - Otwórz te drzwi, Godric! Mówię poważnie!
Wrzaski mieszały się z silnymi uderzeniami o drewno. Ale Godric zamknął drzwi zaklęciem i nie zamierzał ich już nigdy otwierać.
- Nie zniosę dłużej tego, że mnie unikasz! Musimy porozmawiać - nalegał Salazar.
Od tego popołudnia w Hogsmeade minęło wiele dni, a Godric wciąż ignorował go i unikał. Było oczywiste, że w pewnym momencie Salazar zmęczy się taką obojętnością i zacznie go szukać. I może właśnie tego teraz chciał; znaleźć go, przeprosić, powiedzieć, że to był tylko zły żart.
- Nie odejdę, dopóki nie otworzysz tych drzwi! I mówię poważnie! Nie zdołasz zasnąć! - Ostrzegł Salazar, zwiększając szybkość i siłę swoich uderzeń.
Ale Godric po prostu wrócił do książki, którą czytał, i dalej go ignorował. To prawda, chciał z nim porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. Nie był gotowy.
Bo gdyby to wszystko okazało się prawdą, gdyby Salazar poważnie wierzył, że nigdy nie powinien się w nim zakochać, jeśli pomyślałby, że nie powinni być bliżej siebie…
Godric nie mógłby tego znieść.
6. W cieniu Godric szedł bardzo cicho, w ciemności. Nie był nawet w stanie zapalić różdżki. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. Salazar mógł tam być, ukryty, mógł czekać na niego. Chociaż Godric nie rozumiał dlaczego. Po tym jak go odtrącił, zranił, po tej całej zabawie z nim, czemu Salazar tak bardzo chciał z nim jeszcze rozmawiać?
Wszedł do sal kuchennych. Żołądek buntował się głośno, jakby rozumiał, że w końcu nadszedł czas jedzenia, po dwudziestu czterech godzinach spędzonych w zamkniętej sypialni.
Pozwolił sobie na chwilę nieuwagi, jedząc resztki z obiadu, kiedy coś go zaskoczyło. Hałas za nim. Odwrócił się i spojrzał na sylwetkę przy drzwiach. Z początku myślał, że to Salazar. Ale to była absurdalna myśl. Ten ktoś miał krąglejsze kształty i zdecydowanie nie był dość wysoki.
- Helga, przestraszyłaś mnie - westchnął z ulgą i kontynuował posiłek.
- Co tu robisz? - zapytała wiedźma, siadając obok niego.
- A ty? - Dobił pytanie.
- Śpię w pobliżu kuchni, kochanie. Hałas twojego brzucha przenika ściany.
- Przepraszam, że cię obudziłem.
- Co cię trapi?
Godric patrzył na nią przez kilka sekund. Helga zawsze dobrze wiedziała, kiedy ktoś miał jakieś zmartwienie. Westchnął.
- Wdałem się w kłótnię z Salazarem” - powiedział w końcu.
- Tylko tyle? Spokojnie. Rozwiążesz to. Jesteście dobrymi przyjaciółmi.
„Przyjaciółmi”, pomyślał Godric. To był problem. Nie chciał być jego przyjacielem.
- Wróć do łóżka, Helga. Skończyłem.
Skinęła głową, położyła mu rękę na ramieniu, jakby sugerowała, że jest z nim, i wyszła z kuchni.
Jednak Godric nie wyszedł. Siedział tam w milczeniu przez kilka minut.
Usłyszał, jak ktoś znów wchodzi do środka. Tym razem nawet się nie odwrócił.
- Helgo, proszę. Chcę być sam.
- Nie jestem Helgą.
Poczuł, jak puls mu przyspiesza, i westchnął lekko.
- Musimy porozmawiać.
Byli tak blisko siebie, że oddech Salazara owiał jego usta. I pomimo cierpienia, Godric pragnął więcej. Bo, najwyraźniej, to było jedyne możliwe lekarstwo.
Od tłumaczki: Seria kończy się w tym miejscu. Nie były to teksty najwyższych lotów, ale tych panów nigdy za dużo, więc - wszystkiego najlepszego jeszcze raz, Fantasmagorio.RED.