Autor: Salomanka
Tytuł: Realizując plan
Beta: brak
Kanon: taaaak?
Gatunek: thriller
Pairing: Harry/Ginny, Ginny/Dean
Długość: drabble (8x50)
Nota: tekst powstał na akcję
H&V II i realizuje prompt numer 7 z worka numer 4,
śmierć w kreskówkowym stylu.
Realizując plan
Pierwszy był Ronald.
Gęsta siatka ciemnych piegów ostro kontrastowała z poszarzałą skórą. Głowa, nienaturalnie odchylona do tyłu, zwisała poza oparcie krzesła, nogi miał rozstawione szeroko na boki, ręce wyciągnięte na blat kuchennego stołu. Znaleźli go dopiero rano, gdy zeszli na śniadanie. Przesiedział tak całą noc, nawet nie dojadł ostatniego posiłku.
Kilka tygodni później pochowali Hermionę.
Gdyby tylko nie upierała się, że wróci do domu sama... Dziewczyna przekonała jednak znajomych, że posiedzi jeszcze kilka godzin w bibliotece, więc zostawili ją, zagrzebaną w stosie książek. Skąd mieli wiedzieć, że właśnie tak to się skończy, pod łamiącą jej kości lawiną? Krew była wszędzie.
Ostatni był Potter.
Gdyby Severus Snape żył, nie odmówiłby sobie komentarza, że nie widzi różnicy, jeśli chodzi o głowę Pottera, bo z nią zawsze było coś nie tak. Teraz mogli to stwierdzić wszyscy, taktownie jednak unikali pytań. Ginny i tak przestała mówić, gdy kości jego czaszki wylądowały na jej kostiumie.
Trzeba przyznać, że pogrzeb Weasley'a przeszedł bez większego echa, nawet jeśli uczestniczył w nim Minister Magii. Zaktualizowano jedynie przypis na kolekcjonerskich kartach z czekoladowych żab, a informacja o jego śmierci trafiła zaledwie na trzecią stronę. Pannę Granger opłakiwano już z większym zainteresowaniem, „Druga z Trojga”, pisano pod nagłówkiem „Tajemnicza śmierć”.
Śmierć Pottera była oczywiście największą sensacją, pisano o niej najdłużej. Ostatecznie nie ustalono jednak nic nietypowego; stopniowy rozpad legendarnej trójki wybawicieli uznano za zupełny przypadek. Przelano stosowną ilość łez, postawiono nowe pomniki, nie doszukiwano się większej tragedii w tych tak niepotrzebnych zgonach. Zadławienie, krwotok, upadek... Śmierć nie sobie wybiera metody.
Ta Rona była... nudna. Niedbała i zupełnie niepotrzebna, tak uwłaczająca dla heroicznych Gryfonów. Nikt nie chciałby też skończyć jak Harry. Po jego upadku zmieniło się wiele przepisów dotyczących quidditcha. Hermiona zmarła groteskowo, co się spodobało; mówiło się później: „jak się będziesz tyle uczył, skończysz płaski jak Granger”. Było to śmieszne.
Czy ktoś zauważył, że zginęli robiąc to, co lubili? Co wielokrotnie im wytykano, nieraz wyśmiewając się z obżarstwa Rona, ciągłego przesiadywania w książkach panny Granger, a także z niepotrzebnej brawury podczas towarzyskich meczy quidditcha; co budziło irytację, będąc ich nieodłączną częścią? Tak typowe dla nich słabości zadecydowały o ich losie.
Jak to ujął Dean Thomas w ostatniej ze swoich mów pożegnalnych, „śmierci tak głupie, ofiary tak wielkie” mogły być jedyną odpowiedzią na szereg tak przedziwnych przypadków. Opłakano ich i nauczono w końcu żyć z cierpieniem po tej stracie. Dean także się tego nauczył. Odzyskał przecież Ginny, a tylko tego chciał.
***