~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [HP][M] Stereotypy [HP/SS]

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][M] Stereotypy [HP/SS] Empty
PisanieTemat: [HP][M] Stereotypy [HP/SS]   [HP][M] Stereotypy [HP/SS] EmptyCzw 29 Lip 2021, 20:32

Fandom: Harry Potter
Autor: carietta
Beta/bety: być może Martynax lub mea, nie pamietam ;_;
Pairing: Harry Potter/Severus Snape, poboczne Ron/Hermiona
Gatunek: ee, obyczajówka, tak myślę, lekki romans i get together
Ostrzeżenia: poboczne one direction
N/A*: Jeśli chodzi o autorskie snarry, to może zaczniemy na spokojnie. Tekst pisany kilka lat temu; jedna z pierwszych prób napisania Snape'a, ale mimo wszystko lubię do niego czasem wrócić.



Harry pracował w Hogwarcie dopiero od pół roku, kiedy dyrektor zaproponował mu objęcie stanowiska Opiekuna Domu. Mówiąc szczerze sam nie wiedział, co na ten temat sądzić, pomimo że zgodził się, oczywiście, bo Albusowi trudno było cokolwiek odmówić, kiedy wpatrywał się w ciebie z uśmiechem i błyskiem w oku, po raz dwudziesty podsuwając miseczkę z cukierkami. Harry przyjął propozycję chociażby tylko po to, aby uniknąć próchnicy i jak najszybciej opuścić gabinet. W drodze do siebie wyczyścił zęby szybkim zaklęciem.
Zazwyczaj Opiekun Domu zmieniał się tylko w przypadku śmierci poprzedniego lub po tym, gdy odchodził na emeryturę. Jednak tym razem jeden z nauczycieli otrzymał propozycję przeprowadzenia badań w jakimś dzikim, magicznym kraju, co było dużym zaszczytem, ponieważ został on wybrany spośród setek innych kandydatów, a prestiż, jaki się z tym wszystkim wiązał, był wprost nie do opisania.
Harry nie do końca ogarniał ten temat, chociaż może powinien, biorąc pod uwagę, że właśnie przez niego został nowym Opiekunem Hufflepuffu.
Ron nie da mu z tym żyć.
Dyrektor ogłosił nowinę podczas śniadania, ale sam Harry dopiero wieczorem miał szansę porozmawiać ze swoimi nowymi podopiecznymi i oficjalnie im się przedstawić. Stał więc teraz w nieznajomym Pokoju Wspólnym, przed grupą nie-do-końca-jeszcze-znajomych uczniów, którzy wpatrywali się w niego z lekkim zdezorientowaniem. Jego pierwszym wrażeniem była myśl, że wszystko jest bardzo… żółte.
— Um — zająknął się, przebiegając po wszystkim wzrokiem. — Jak zapewne wiecie, nazywam się Harry Potter i od pół roku jestem waszym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią, a od dzisiaj również, um, opiekunem. Mój gabinet znajduje się przy klasie obrony i jeśli, ee, będziecie mieli do mnie jakąś sprawę, tam znajdziecie mnie najszybciej. — Wykręcił ręce. Uwielbiał uczyć, ale nienawidził przemawiać, pomimo że w zasadzie te dwie kwestie miały ze sobą trochę wspólnego. — Także tego… um, jeśli nie macie żadnych pytań…
Jeden z Puchonów uniósł w górę rękę. Harry skinął mu głową.
— Tak?
— Kto będzie uczył nas Zielarstwa? — zapytał chłopak, unosząc podbródek w sposób, który przypomniał Harry’emu o Hermionie.
— Profesor Longbottom zastąpi profesor Sprout na czas jej nieobecności. Powinniście go kojarzyć z praktyk, które mieliście z nim w zeszłym roku — wyjaśnił.
Chłopak skinął głową, wyraźnie usatysfakcjonowany odpowiedzią.
— Czy macie jeszcze jakieś pytania? — zapytał Harry, czując się odrobinę pewniej.
— Czy to prawda, że pokonał pan Sam-Wiesz-Kogo? — zapiszczało coś po jego lewej stronie.
Harry spuścił wzrok w sama porę, żeby zobaczyć, jak chłopiec, który zadał pytanie, dostaje mocnego kuksańca w bok od swojego kolegi. Uśmiechnął się do niego i skinął głową.
— Wow — sapnął chłopiec, a potem zwrócił się do towarzysza. Jego szept był na tyle głośny, że Harry doskonale usłyszał, co mówi. — Mówiłem ci, że będziemy mieli bohatera za opiekuna, super, nie?
Harry pokręcił głową z uśmiechem i po raz ostatni powiódł spojrzeniem po grupie. Na chwilę zatrzymał wzrok na parze siedmiorocznych, siedzącej na jednym z foteli przy kominku. Kojarzył ich z zajęć, ale jedyne, co o nich tak naprawdę wiedział to fakt, że byli praktycznie nierozłączni.
— Dobrze więc, jak mówiłem, mój gabinet zawsze stoi dla was otworem. Wiem, że cała sytuacja wyszła dość niespodziewanie — zaśmiał się, pocierając szyję niezręcznym gestem. — Ale mam nadzieje, że jakoś się ze sobą dogadamy i obejdzie się bez większych spięć. — Przez chwilę wpatrywał się w uczniów, czekając na jakieś pytania, ale kiedy żadne nie nadeszły, wyprostował się i kiwnął im głową. — Dobrze więc. Do zobaczenia jutro na śniadaniu. Dobranoc.
Kilkoro uczniów wymamrotało pożegnanie, a blondyn z fotela pomachał mu, szczerząc się z policzkiem wypchanym zapewne czekoladową żabą. Chłopak siedzący na oparciu uderzył go w tył głowy, mówiąc coś do niego.
Kiedy Harry wyszedł na korytarz, a wieko beczki zasunęło się za nim cicho, przez chwilę zastanawiał się, czy nie wpaść do kuchni i nie poprosić Zgredka o coś mocniejszego, ale doszedł do wniosku, że zna o wiele lepsze miejsce, gdzie znajdzie dobry alkohol.
Skręcił więc w lewo, minął schody prowadzące na górę i po użyciu jednego ze skrótów, już kilka minut później pukał do drzwi prywatnych kwater Opiekuna Ślizgonów.
Severus Snape otworzył mu po chwili i uśmiechnął krzywo na jego widok. Bez słowa odsunął się z przejścia, gestem zapraszając Harry’ego do środka. Harry od razu skierował się w stronę kanapy i opadł na nią z westchnieniem. Wyprostował nogi, unosząc jednocześnie ramiona w górę i przeciągnął się mocno.
— Przyszedłeś tutaj, żeby się powyciągać? — zapytał Snape, obserwując go z progu.
Harry położył głowę na oparciu i spojrzał na mężczyznę.
— Tak naprawdę przyszedłem, bo miałem nadzieję, że poczęstujesz mnie szkocką.
Snape uniósł na niego brew, ale wyciągnął z rękawa różdżkę i machnął nią, mrucząc pod nosem zaklęcia. Nagle przed Harrym zawisł kieliszek z alkoholem, więc chwycił go szybko na wypadek, gdyby mężczyzna zmienił jednak zdanie. Severus usiadł na jednym z foteli, również przywołując sobie szkocką.
Siedzieli w ciszy, pijąc, i jeśli Harry miał być szczery, był zdziwiony, że Snape zaczekał tak długo, aby zacząć szydzić z całej tej sytuacji.
— Czyli jednak przed przeznaczeniem naprawdę nie da się uciec — powiedział.
Harry uniósł brew, patrząc na niego pytająco.
— Co masz przez to na myśli?
Snape uśmiechnął się krzywo.
— Cała ta gadka o twojej ślizgońskiej stronie — przypomniał mu mężczyzna. — Przyznaj się lepiej, że Tiara chciała umieścić cię od samego początku w Hufflepuffie.
— Haha — mruknął Harry, dopijając szkocką. — Mówiąc szczerze, to nie mam pojęcia dlaczego wszyscy tak sobie żartują z Puchonów.
— Oczywiście, że nie — odparł Snape, po czym machnął różdżką, przywołując tym butelkę alkoholu i rozlał go do szklanek, najpierw Harry’emu, a potem sobie. — W końcu zostałeś ich opiekunem.
Harry przewrócił oczami. Nie miał w tej chwili ochoty na zagłębianie się w głębokie, filozoficzne rozważania na temat przynależności domowych. Jedyne, czego chciał, to szkocka i chwila na ogarnięcie myśli, i właśnie dlatego przyszedł do Snape’a. Ten… swego rodzaju rytuał został im jeszcze z lat wojny, kiedy we dwójkę przygotowywali się do starcia z Voldemortem. Harry uśmiechnął się lekko, zakręcając kieliszkiem kółka, przez co alkohol wirował w nim w lekko. Lata wojny brzmiały bardzo poważnie, a prawdę mówiąc wszystko skończyło się dopiero jakieś pięć lat temu.
I było to o wiele mniej widowiskowe od tego, czego wszyscy się spodziewali. Ponieważ okazało się, że jeśli Harry naprawdę mocno chciał się czegoś nauczyć i miał nauczyciela, który potrafił mu tę wiedzę przekazać, potrafił opanować materiał może nie doskonale, ale na tyle wystarczająco, aby pokonać największego czarnoksiężnika wszechczasów.
A Oklumencja okazała się kluczowym elementem zwycięstwa. Ona oraz urok, który pozwalał na przejmowanie kontroli nad zwierzętami. Więc to dość ironiczne, ale koniec końców, Voldemort zginął z kieł swojej najwierniejszej towarzyszki. Wystarczyło, że jego uwaga została rozproszona na tyle długo, aby Harry mógł zakląć Nagini, przejmując nad nią kontrolę, jednocześnie przez cały ten czas blokując swój umysł przed wrogiem i po prostu rozkazał wężowi zabić swojego pana.
Później spał prawie przez tydzień, doprowadzając swoją rozchwianą magię do porządku, a przez cały ten czas śniły mu się anakondy.
Harry uniósł wzrok, zerkając na Snape’a. Mężczyzna czytał jakąś gazetę, stukając palcem w kieliszek i marszcząc się na coś w tekście. Harry nie wiedział dokładnie, jakim sposobem rozwinęło się pomiędzy nimi to dziwne porozumienie, ale kwatery Severusa były jednym z nielicznych miejsc, które naprawdę działały na niego uspokajająco.
Siedział jeszcze przez chwilę, myśląc o wszystkim, aż w końcu potrząsnął głową, kiedy jego umysł zaczął zabierać go w miejsce niebezpiecznych fantazji. Odesłał kieliszek na miejsce i wstał, poprawiając szatę.
— Cóż, będę się zbierał — powiedział, przeczesując włosy dłonią.
Severus uniósł wzrok.
— Znasz drogę do wyjścia — odparł tylko i wrócił do czytania gazety.
Harry stał jeszcze przez moment, aż w końcu zdecydował, że chyba wolno mu zadać jedno pytanie.
— Czy mogę o coś zapytać?
— Już to zrobiłeś, ale proszę bardzo — mruknął Snape, nie odrywając spojrzenia od artykułu.
— Jaki… Jaki według ciebie powinien być idealny opiekun?
Poza lekkim zmarszczeniem brwi, mina Severusa nie wyrażała żadnego zdziwienia (czy jakiejkolwiek innej emocji), jakie mogłoby wywołać to pytanie. Jego wzrok przesuwał się po kolejnych linijkach tekstu, ale Harry był prawie pewien, że mężczyzna tak naprawdę go nie czyta.
— Jestem chyba ostatnią osobą, którą powinieneś o to pytać, nie uważasz? — powiedział w końcu, unosząc wzrok.
Harry przestąpił z nogi na nogę.
— Na swój sposób jesteś raczej najlepszą — odparł i przewrócił lekko oczami. — A przynajmniej, jeśli mówimy o Ślizgonach.
Kącik ust Severusa uniósł się w krzywym uśmieszku. Mężczyzna złożył powoli gazetę i położył ją na kolanach. Milczał przez moment, wpatrując się uważnie w Harry’ego, który zawiercił się niezręcznie pod tym spojrzeniem.
— Nie ma kogoś takiego, jak idealny opiekun, bo nikt nie jest idealny. — Harry otworzył usta, żeby powiedzieć, że nie chce wysłuchiwać żadnych głębokich bredni, ale Snape kontynuował, nie dając mu dojść do słowa. — I sam najlepiej wiesz, o czym mówię, więc nie rób tej miny. Twoi podopieczni muszą się czuć… bezpieczni. Poświęcaj im uwagę, kiedy inni będą ich odrzucać. Słuchaj ich, kiedy reszta odwróci się od nich plecami i zawsze, powtarzam zawsze bierz pod uwagę ich wersję wydarzeń, nawet jeśli wiesz, że to stek bzdur. Nie mogą się czuć lekceważeni, ale jednocześnie nie możesz pozwolić im sobie wejść na głowę. Chociaż, biorąc pod uwagę, że trafili ci się Puchoni, nie powinieneś mieć z tym raczej problemów — dokończył ironicznie.
Harry milczał, wpatrując się w Severusa. Właśnie o to mu chodziło, kiedy mówił o tym, że Snape na swój sposób był idealnym wyborem. We wszystkim w zasadzie, co było dość… niefortunne.
— Zrozumiałeś wszystko? — zapytał Severus. — Czy mam powtórzyć?
Drgnął, zdając sobie sprawę, że to intensywne spojrzenie musiało być nieco dziwne. Potrząsnął głowa, a potem pokiwał nią szybko.
— Zrozumiałem — wymamrotał. — Dziękuję.
Severus patrzył na niego jeszcze przez chwilę, a potem znów uniósł gazetę, wyraźnie dając do zrozumienia, że dzisiejsza wizyta dobiegła końca. Harry ruszył więc w stronę wyjścia, ale kiedy przechodził obok fotela, położył dłoń na ramieniu mężczyzny i ścisnął je delikatnie.
— Dobranoc, Severusie — powiedział cicho.
Wyszedł, zanim zdążył usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź. Powoli wchodził po schodach, myśląc o tym, że to również jest na swój sposób ironiczne. Ich relacje były lepsze, to fakt, ale nie znaczyło to, że były łatwiejsze do strawienia. Nie, kiedy Harry znał smak skóry mężczyzny, zapach jego ciała i sposób w jaki rozpadał się pod jego dłońmi. I zdecydowanie nie wtedy, gdy wszystko skończyło się zanim jeszcze porządnie zdążyło się rozpocząć.
Zatrzymał się przed drzwiami swoich kwater, słuchając ciszy śpiącego zamku. Po chwili wszedł do środka, zamykając je za sobą na klucz zaklęciem.

* * *

Harry oczekiwał, że pierwszy dzień sprawowania obowiązków opiekuna, będzie jakiś wyjątkowy, ale jak do tej pory przebiegał całkiem zwyczajnie. Z tą różnicą, że zauważał o wielu więcej Puchonów, niż wcześniej. Nie miał pojęcia, że jest ich aż tylu i ta myśl sprawiła, że poczuł się naprawdę bardzo głupio.
Uczniowie zdawali się być zadowoleni z decyzji dyrektora, a przynajmniej nie dawali po sobie poznać, że jest inaczej. Częściej niż normalnie kiwali mu głowami i witali się, gdy mijał ich na korytarzu. Kilkoro z nich zatrzymało się nawet, żeby z nim porozmawiać; wśród nich była parka, którą wczoraj dostrzegł w Pokoju Wspólnym.
— Mój przyjaciel jest wniebowzięty — mówił blondyn: miał wyraźny irlandzki akcent. — Jest podekscytowany, bo też ma na imię Harry, i…
Stojący obok niego chłopak westchnął i odsunął z czoła kręcone włosy, które zaraz znowu je przysłoniły. Uśmiechnął się do Harry’ego przepraszająco.
— Niech pan go nie słucha, panie profesorze, Niall lubi wygadywać niestworzone historie…
— Ja przynajmniej nie usypiam ludzi swoim głosem…
Harry szturchnął go mocno pomiędzy żebra, nie przestając się uśmiechać do profesora. Wymamrotał coś o kolejnych zajęciach na szóstym piętrze i pociągnął za sobą Nialla, który zdążył się jeszcze pożegnać wesoło. Harry obserwował ich przez moment, a potem ruszył do pokoju nauczycielskiego. Jeszcze dzisiaj tam nie był, bo nieco obawiał się reakcji innych nauczyciel na jego mały awans, ale w końcu uznał, że nie może się chować w nieskończoność i postanowił stawić czoła wyzwaniu.
Rozluźnił się odrobinę, kiedy zobaczył, że Severus siedzi przy stole. Przynajmniej będzie miał jednego sprzymierzeńca, gdyby doszło do jakiś rękoczynów.
Do żadnych rękoczynów nie doszło, oczywiście, ponieważ praktycznie wszyscy nauczyciele pogratulowali mu, życząc przy tym cierpliwości i tylko jeden profesor nie wydawał się zadowolony z całej tej sytuacji. W zasadzie Harry go nie winił, bo nauczyciel Mugoloznastwa był poza Sprout, jedynym Puchonem w całej kadrze, więc fakt, że na opiekuna jego Domu został wybrany Gryfon, musiał być porządnym policzkiem.
— Nie rozumiem dlaczego dyrektor podjął taka decyzję — powiedział głośno, pomimo że stał przy Harrym. — Ale, cóż, gratuluję, panie Potter, za kolejne przejęcie czyjejś zasługi — dokończył chłodno i ścisnął dłoń Harry’ego pomiędzy palcami tak lekko i krótko, jakby obawiał się, że złapie jakąś chorobę.
Harry spiął się cały, bo to nie był pierwszy raz, gdy ktoś oskarżał go o kradzież czyjeś sławy, zasługi, blasku, czy czego-kurwa-kolwiek. Tak, jakby Harry naprawdę tego potrzebował. Śmiali mu się w oczy, gdy mówił, że chce zostać nauczycielem i uczyć innych, jak się walczy. Nie mogli pojąć, że odrzucił szansę zabłyśnięcia, jako najlepszy Auror na rzecz zostania w szkole. Tylko Ron i Hermiona wspierali go w tej decyzji. Oni sami również nie wybrali ścieżek kariery, jakich spodziewały się media. Hermiona została pisarką, a Ron pracował w firmie produkującej miotły.
No i był też Snape, który na początku również szydził z niego niemiłosiernie, ale kiedy zrozumiał, że Harry mówi poważnie, wspierał go na swój sposób, oczywiście.
— Zasługi, Hummersbe? — odezwał się teraz Severus. Harry zerknął za siebie: mężczyzna wpatrywał się w nauczyciela od Mugoloznastwa z lekką pogardą. — Co takiego uczyniłeś, żeby zasłużyć sobie na miano Opiekuna?
— Czy mam ci przypomnieć, Snape, kto w tym towarzystwie jest wychowankiem Domu Hufflepuff? — wysyczał Hummersbe cały czerwony na twarzy.
Snape uniósł na niego brwi.
— Przynależność domowa nie ma tutaj nic do rzeczy. Podejrzewam, że dyrektor kierował się tym, że pan Potter nie ma na swoim koncie żadnych wypadków, jeśli chodzi o lekcje, jakie prowadzi. Z nim uczniowie będą bezpieczni — dokończył chłodno.
Harry odwrócił się w sama porę, aby zobaczyć, jak czerwień na policzkach profesora zamienia się w chorobliwą bladość. Hummersbe wyglądał, jakby chciał się rzucić na Snape’a: miał zaciśnięte pięści i oddychał szybko przez nos. Kiedy się poruszył, Harry również to zrobił, instynktownie zasłaniając drogę do Severusa i blokując widok na niego własnym ciałem. Mężczyzna jedynie uniósł wargę w szyderczym uśmiechu, patrząc na Harry’ego dziwnie, a potem odwrócił się na pięcie i ruszył ku drzwiom. Trzasnął nimi tak mocno, że wiszące na ścianach portrety krzyknęły cicho.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza, ale wkrótce znów zapanował normalny gwar. Hummersbe był znany ze swoich wybuchów. Harry nie pracował tutaj jeszcze, kiedy na jednej z lekcji stracił nad sobą panowanie na tyle, że rzucił ciężkim zaklęciem w jednego z młodszych uczniów. Dyrektor musiał się porządnie nagimnastykować, aby uratować go od kary i linczu ze strony rozwścieczonych rodziców. Od tamtej pory profesor codziennie musiał przyjmować silny eliksir na uspokojenie, który przygotowywał mu sam Severus.
Mówiąc szczerze Harry nie miał pojęcia dlaczego Albus po prostu nie zwolni typa, ale to nie była jego sprawa.
Podszedł do stołu i usiadł na krześle obok Snape’a.
— Cóż, nie było tak źle jak się spodziewałem — powiedział sztucznie wesoło.
Snape sięgnął po swoja filiżankę i upił łyk herbaty. Skrzywił się i Harry wiedział, że napój musiał już wystygnąć. Nie mylił się, bo Severus uderzył różdżką w bok czajnika, mrucząc zaklęcie i po chwili unosiła się już z niego para.
— Jestem pewien, że Hummersbe już za tydzień zapomni o całej sprawie — odparł, nalewając herbaty do swojej filiżanki. Upił łyk i zamruczał cicho; palce Harry’ego drgnęły od dziwnego pragnienia i spróbował to zamaskować, chwytając się najbliższej rzeczy, jaką miał w zasięgu, a co okazało się być właśnie gorącym czajnikiem. Syknął, zabierając błyskawicznie dłoń.
Snape patrzył na niego dziwnie, ale ból lekkiego oparzenia zagłuszył nieco tęsknotę.
— Myślisz, że przypominanie mu o tym, co się stało, to dobre rozwiązanie? — zapytał Harry, żeby zmienić temat.
Snape wzruszył ramieniem i odstawił filiżankę na spodeczek.
— Nie możemy udawać, że nic się nie stało. Ja do tej pory jestem prześladowany za swoją przeszłość, a nigdy nie rzuciłem się na żadnego ucznia. — Harry zawiercił się na swoim krześle, przez co Snape spojrzał na niego. Zmrużył oczy, a potem uśmiechnął krzywo. — Nie rzuciłem żadnym zaklęciem w każdym razie — wymruczał.
Harry poczuł, że się rumieni i uznał, że najwyższy czas stąd uciekać. Odsunął krzesło i wstał.
— Zaraz zacznie się następna lekcja — stwierdził zaznaczając oczywistość.
Snape nie przestawał wpatrywać się w niego z tym krzywym uśmiechem na ustach i Harry zamachał niezręcznie dłonią. Chciał ją położyć na ramieniu Severusa, ale w ostatniej chwili zdecydował się, że nie ma ochoty na kolejne miesiące zabawy w wysyłanie sprzecznych sygnałów i opuścił ją szybko.
— Do zobaczenia, Severusie — powiedział.
Snape skinął mu głową i Harry naprawdę chciałby mieć pewność, że to co widzi w jego spojrzeniu to rozczarowanie.

* * *

Ostatni uczniowie opuścili klasę i Harry szybko pozbierał wszystkie eseje w schludny stosik i przycisnął je do piersi, żeby żadnego po drodze nie zgubić. Rozejrzał się, sprawdzając czy niczego nie zostawił i ruszył w stronę drzwi. Chwycił za klamkę, a dosłownie jakąś sekundę później rozległo się ostre pukanie.
Mina Snape’a była komicznie zaskoczona i Harry wyszczerzył się do niego, dziwnie z siebie zadowolony. Severus skrzywił się w odpowiedzi.
— Czy możemy porozmawiać? — zapytał chłodno. Harry skinął głową, marszcząc nieco brwi, gdy mężczyzna odsunął się. Za jego plecami stał jeden z Puchonów Harry’ego. — Pan przodem, panie Styles.
Chłopak nie uniósł głowy, mocno ściskając w ramionach książki, ale Harry’emu udało się dostrzec ogromny rumieniec na jego policzkach. Nagle usłyszał cichy pisk poprzedzony drapaniem i zerknął na Severusa. Dopiero teraz zauważył, że mężczyzna trzymał w prawej dłoni małe pudełko, podobne do tego, w którym ciotka Petunia przywiozła kiedyś do domu chomika. Oczywiście biedne stworzenie szybko wróciło z powrotem do sklepu zoologicznego, kiedy ugryzło Dudley’a, gdy ten prawie na nim usiadł.
— O co chodzi? — zapytał Harry. Przyglądał się, jak Severus stawia pudełko na jego biurku i krzyżuje ramiona na piersi. — Co jest w tym…
— Być może to pan Styles powinien wszystko wytłumaczyć — powiedział Snape chłodno, piorunując Puchona wzrokiem. — No dalej — syknął.
Harry zmarszczył brwi i spojrzał na ucznia, który wymamrotał coś cicho w swoje książki.
— Mów głośniej, Harry — poprosił więc. — O co w tym wszystkim chodzi?
Chłopak westchnął, a kiedy w końcu uniósł głowę, czerwień na jego twarzy była naprawdę imponująca.
— To borsuk — mruknął cicho, unikając patrzenia Potterowi w oczy.
— Słucham? — parsknął Harry. — Jak to: „borsuk”? — Uczeń wzruszył ramionami i przestąpił z nogi na nogę. — Skąd go masz? — zapytał Potter, zerkając na pudełko. Było małe, więc jeśli naprawdę znajdował się tam żywy borsuk, dzięki Merlinowi był przynajmniej jeszcze malutki.
— Dostałem — powiedział Styles cicho. — Chyba.
Snape w końcu stracił cierpliwość.
— Mówże pełnymi zdaniami, chłopcze, nie mam całego dnia, żeby wysłuchiwać twojego inspirującego i pełnego życia tonu, który…
— Severusie — przerwał mu Harry ostro i Snape urwał, wpatrując się w niego morderczo. — Mów dalej, Harry.
Puchon zerknął na nauczyciela od Eliksirów.
— Przysłał mi go… Louis Tomlinson — powiedział, praktycznie wyrzucając z siebie to nazwisko, jakby się bał, że zabraknie mu odwagi.
Harry zamrugał.
— Louis Tomlinson? — zapytał. — Ślizgon, Louis Tomlinson, tak?
Styles pokiwał szybko głową, jeszcze raz zerkając na Snape’a, a potem na Pottera. Harry uśmiechnął się do niego.
— W takim razie nie rozumiem dlaczego pana Tomlinsona nie ma tutaj z nami. Z tego, co zrozumiałem, cała ta sytuacja jest jego zasługą — powiedział, unosząc na Snape’a brew.
Mężczyzna zacisnął zęby, a potem wysyczał.
— Panie Styles, proszę powiedzieć profesorowi Potterowi, co było przyczepione do borsuka.
Harry zaczął się obawiać, że Puchon za chwilę stanie w płomieniach, tak mocno się zarumienił.
— Uch — stęknął. — To prywatna…
— Trzeba się było nad tym zastanowić zanim zdecydowałeś się użyć mojej lekcji, jako dobrego miejsca na swaty — syknął Snape.
Harry uniósł dłoń. Nie wiedział, czy chce obronić swojego podopiecznego przed tą jawną niesprawiedliwością, czy przypomnieć Snape’owi, że uczeń prawdopodobnie nie ma pojęcia, co oznacza słowo „swaty”. Jednak nie zdążył się odezwać, bo Harry zrobił to pierwszy.
— To było zaproszenie na randkę! — krzyknął. — I to nie ja wyczarowałem tego borsuka, więc…
— Minus dziesięć punktów dla Hufflepuffu za bezczelność — syknął Snape. — Nie obchodzi mnie, kto to zrobił. Widziałem te maślane spojrzenia, jakie posyłałeś panu Tomlinsonowi, więc nie próbuj się usprawiedliwiać…
— Wystarczy, Severusie — powiedział chłodno Harry. — Myślę, że naprawdę przesadzasz.
Snape prawie się zapowietrzył i Harry w jednej chwili poczuł się dziwnie zmęczony, smutny i rozżalony. Westchnął i spojrzał na ucznia.
— Idź do swojego dormitorium, Harry, porozmawiamy o tym jutro.
Puchon rozszerzył oczy, jakby nie spodziewał się takiego obrotu spraw, a potem pokiwał szybko głową i — po ostatnim błyskawicznym zerknięciu na Snape’a — ruszył szybko w stronę wyjścia.
— Nie masz zamiaru go ukarać? — zapytał Snape jeszcze zanim Harry zdążył zamknąć za sobą drzwi.
Potter znów westchnął i podszedł do biurka. Położył eseje na biurku i otworzył pudełko.
— Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym to zrobić — powiedział i uśmiechnął się z rozczuleniem na widok małego borsuka.
— Nie widzisz? — syknął za nim Snape. — A co powiesz na robienie zamieszania na lekcji, ignorowanie nauczyciela i…
— A czy pan Tomlinson został ukarany? — zapytał. Kiedy odpowiedziała mu wymowna cisza, odwrócił się, żeby spojrzeć na mężczyznę. Uniósł brwi i przekrzywił głowę. — W takim razie nie mamy o czym rozmawiać.
— Kiedy mówiłem, żebyś zawsze wysłuchiwał swoich podopiecznych, myślałem, że to, że najpierw musisz znać wszystkie fakty, jest dość jasne — oznajmił Snape chłodno. — Gdybyś wiedział, co było w tej wiadomości…
— Wiadomości, którą napisał twój Ślizgon, więc naprawdę nie wiem, co mój Puchon ma z tym wspólnego, poza faktem, że najwyraźniej obaj są sobą zainteresowani i nie boją się tego okazać.
Snape zmrużył oczy.
— Co to miało niby znaczyć? — zapytał napiętym głosem.
Harry zaśmiał się, czując się dziwnie pusty.
— Doskonale wiesz, co to miało znaczyć.
— Powiedziałem ci…
— Tak — sarknął Harry, przerywając mu. Znów odwrócił się do mężczyzny plecami, nerwowo poprawiając stosik esejów. Kątem oka widział, jak borsuk staje na tylnych łapkach, przednimi próbując wdrapać się po ścianie pudełka. — Najpierw powiedziałeś, „kiedy skończysz szkołę, Potter”. Potem „kiedy zaliczysz wszystkie kursy, Potter.” Później „kiedy zaczniesz uczyć, Potter”, a teraz co masz zamiar mi powiedzieć, co? — zapytał, znów stając twarzą do Snape’a. — Czego się tak boisz? Było ci ze mną dobrze, może nie idealnie, ale dobrze. Było nam ze sobą dobrze. Nie ma już Voldemorta, obaj jesteśmy dorośli i naprawdę nie rozumiem czego się tak boisz, Snape.
Bladość Severusa miała to do siebie, że nawet najmniejszy rumieniec był zawsze doskonale na niej widoczny i teraz Harry bez problemu potrafił dostrzec delikatną czerwień na policzkach mężczyzny.
— Myślałem, że wyrażałem się jasno — powiedział Snape cicho.
Harry parsknął pusto.
— Chyba nie mówisz poważnie — powiedział rozbawiony. Uchylił lekko usta ze zdziwienia, kiedy zrozumiał, że Snape nie żartuje. — Te wszystkie sprzeczne sygnały były dla ciebie, kurwa, jasne? To, że potrafiłeś spędzić tydzień codziennie przywiązując mnie do łóżka, a w międzyczasie zachowywać się jak normalny partner, a w następnym wyrzucałeś mnie na zbity pysk? Czy ty masz jakieś zaburzenia? — zapytał. — Czy to normalne, żeby flirtować z kimś, a potem zamknąć się przed nim na cztery spusty, kiedy odważy się odpowiedzieć tym samym?
Snape milczał, chyba po raz pierwszy w życiu unikając spojrzenia Harry’ego. Wpatrywał się w pudełko z borsukiem, który popiskiwał cicho, najwyraźniej przestraszony hałasem.
Harry westchnął.
— Czego się boisz? — zapytał cicho. — Mnie? Tego… — Zamachał niezręcznie dłonią, wskazując pomiędzy nich.
— Czemu uważasz, że się boję? — zapytał Severus po chwili.
— To jedyne logiczne rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy.
Snape parsknął szyderczo. Uniósł brew, w końcu patrząc na Harry’ego.
— Gryfoni — zaszydził. — Oczywiście, że posądzenie kogoś o strach jest dla was logicznym rozwiązaniem każdej…
Harry aż się zagotował.
— Nie pierdol mi o żadnej gryfońskości, ani o przepełnionych mistycyzmem Ślizgonach. Chcesz jechać po stereotypach? — wysyczał, podchodząc do Severusa i szturchając go mocno w pierś. — W tej chwili zachowujesz się jak Puchon, bo boisz się opuścić swoje bezpiecznego gniazdko, żeby sięgnąć po coś, co już jest twoje — powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język.
Spiął się, kiedy zrozumiał sens swoich słów, ale nie cofnął ich. Odsunął się kilka kroków.
— Myślę, że powinieneś już iść — powiedział cicho.
Snape wpatrywał się w niego przez moment z szeroko otwartymi oczami. Uniósł dłoń, jakby chciał złapać ramię Harry’ego, sięgnąć po niego, ale Potter odsunął się, kręcąc głową.
— Nie chcę się z tobą bawić — powiedział. — Nie mam na to siły. Zastanów się nad tym, co ci powiedziałem i podejmij w końcu jakąś decyzję, Snape.
Odwrócił się do biurka, po raz kolejny układając idealny stosik esejów i zamknął na moment oczy, gdy drzwi trzasnęły głucho. Jedynymi dźwiękami w klasie był jego ciężki oddech i popiskiwanie borsuka, który nadal próbował wdrapać się po tekturowej ściance.
— Cóż, to był dość nieoczekiwany obrót spraw — zwrócił się do niego Harry. Borsuk przestał piszczeć i Harry wsadził dłoń do pudełka, delikatnie głaszcząc główkę zwierzęcia. Ku jego zaskoczeniu borsuk wygiął grzbiet w łuk i wydał z siebie dźwięk podobny do mruczenia. Harry zaśmiał się i złapał za skórę na jego szyi. Uniósł borsuka lekko w górę i zwierzak znieruchomiał. — Pan Tomlinson musi popracować nad swoimi zdolnościami w kwestiach transmutacji — powiedział cicho. Postawił borsuka, który zaczął ocierać się o jego dłoń. — Wyszedł mu całkiem koci okaz borsuczka.

* * *

Przez następnych kilka dni Severus unikał go jak ognia i na początku nawet to Harry’ego bawiło, ale kiedy nadeszła sobota, było mu po prostu przykro. Niemrawo grzebał w swoim śniadaniu, czując obecność Snape’a (cztery miejsca po jego prawej stronie) i myślał o tym, czy nie byłoby po prostu lepiej, gdyby zmienił pracę i wyjechał gdzieś daleko, gdzie znajdzie sobie porządnego faceta bez emocjonalnego zaparcia. Miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby to zrobić. Mógłby być najmłodszym sponsorem w historii, gdyby chciał.
Oczami wyobraźni widział jak siedzi pod parasolem na jakiejś egzotycznej plaży, a półnagi, umięśniony mężczyzna przynosi mu drinki i uśmiecha się przy tym olśniewająco. Widział, jak bierze oferowany alkohol, a potem przyciąga tego półboga na swoje kolana i… i nie, kurwa, to nie było to. Brakowało niskiego głosu, zrzędzącego o oparzeniach słonecznych, smukłych bladych palców obejmujących policzek Harry’ego i szyderczego uśmieszku, kiedy poprosiłby o posmarowanie kremem łuszczącej się skóry.
Westchnął i uniósł do ust widelec z jajecznicą. Przeżuwał, obserwując uczniów, i ze zdziwieniem zauważył, że pierwszym stołem, który sprawdza nie był Gryffindor, a Hufflepuff. Była to na swój sposób pokrzepiająca myśl. Zamrugał, gdy wśród morza żółci dostrzegł inne kolory. Fakt, w ciągu ostatnich lat uczniowie coraz częściej jedli posiłki nie przy swoich stołach i Harry podejrzewał, że z biegiem czasu Domy staną się bardziej samym symbolem niż wyznacznikiem wszystkiego. Tyle że jeszcze rzadko kiedy można było spotkać wszystkie kolory w jednym miejscu. Jednak, jako że grupka siedziała przy stole Hufflepuffu, który znajdował się praktycznie naprzeciwko Harry’ego i zajmowała również koniec przy stole nauczycielskim, nawet on ze swoim krecim wzrokiem nie miał problemu z rozpoznaniem uczniów.
Widział Nialla, który wsuwał swoje śniadanie z entuzjazmem, którego mógłby pozazdrościć mu nawet Ron. Naprzeciwko niego siedział Krukon – Zayn Malik, o ile dobrze Harry pamiętał – który szkicował coś chyba na kawałku pergaminu. A raczej nie coś, a Nialla, sądząc po ukradkowych spojrzeniach, jakie mu rzucał i szybkich ruchach mugolskiego ołówka, jakie następowały zaraz potem.
Obok Zayna siedział Liam – siedmioroczny Gryfon – który najwyraźniej próbował rozmawiać z Harrym. Jednak Harry nie wydawał się zbyt skupiony na rozmowie, bo co prawda kiwał głową, ale nerwowo poprawiając swój żółty krawat, niby ukradkiem rozglądał się po Wielkiej Sali. Potter zrozumiał, że znalazł swoją zgubę, gdy jego twarz rozjaśniła się, co zaraz spróbował zamaskować, robiąc jakąś dziwną minę, która miała pewnie wyrażać brak zainteresowania.
Na Merlina, dzieciak był beznadziejnym aktorem.
Harry uniósł wzrok, chociaż wiedział, kto był przyczyną takiego rozchwiania emocjonalnego u jego ucznia. Louis Tomlinson szedł w stronę grupki z miną, która również miała pewnie znaczyć, jak bardzo jest ponad to wszystko, ale jego maska opadła, gdy tylko znalazł się przy Harrym. Usiadł przy nim tak blisko, że stykali się biodrami. Uśmiechnął się krzywo do wszystkich, a potem jakby zapomniał, że miał udawać, ponieważ w jego oczach pojawiła się miękkość, która odebrała Harry’emu dech w piersiach.
Rozmawiał ze Stylesem o tym wydarzeniu na lekcjach Eliksirów i Puchon obiecał mu, że to się więcej nie powtórzy. A sądząc po ich bliskości, randka musiała być naprawdę udana.
Odwrócił głowę, czując się, jakby podglądał jakiś prywatny moment, i zauważył, że Severus obserwuje go uważnie. Szybko spuścił wzrok na swoje śniadanie i zaczął je jeść, chociaż było już zimne. Dopił swoją kawę i wstał od stołu. W ciągu ostatnich paru dni Snape nawet na niego nie spojrzał, a Harry nie miał ochoty na rozgrywanie emocjonalnej sceny w Wielkiej Sali, w sobotę rano. Poza tym był umówiony z przyjaciółmi.
A w ogóle to, że Severus na niego spojrzał nie powinno go tak pobudzać. Snape patrzył na niego z miliard razy przez ostatnie lata.
Ruszył wzdłuż przejścia pomiędzy stołami, witając się po drodze z grupką uczniów, których niedawno tak uważnie obserwował. Louis kiwnął mu głową z uśmieszkiem i zaraz wrócił do rozmowy z własnym Harrym. Potter z fascynacją obserwował, jak krzywy, cwany grymas zmienia się w coś delikatnego.
Poczuł śmieszną zazdrość buzującą gdzieś pod jego sercem. Najwyraźniej nie wszyscy Ślizgoni mieli problemy z cechami innymi niż przebiegłość, ambicja i cwaniactwo.
To wszystko było takie popieprzone, myślał, przeskakując po dwa stopnie, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoich kwaterach. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do klatki z małym borsukiem. Nie miał pojęcia, co z nim zrobić, więc po prostu go sobie zostawił, póki nie znajdzie mu zastępczego domu. Teraz wsadził go do tekturowego pudełka, w którym Snape przyniósł go tego pierwszego dnia.
— Chodź, mały, poznasz dzisiaj moich przyjaciół — powiedział, bo nieświadomie wyrobił sobie nawyk rozmawiania z tym kocim borsukiem. — Mam nadzieję, że nie boisz się ognia.
Podszedł do kominka i wolną dłonią wrzucił do niego garstkę proszku Fiuu. Wszedł w zielone płomienie i krzyknął właściwy adres, a w następnej sekundzie stał już na małym chodniczku w salonie Rona i Hermiony.
— Halo?! — krzyknął. — Gdzie jesteście?
— Kuchnia! — usłyszał głos przyjaciela i przewrócił oczami, bo oczywiście, że tak.
Szybko przeszedł przez salon i stanął zdziwiony w progu, gdy zobaczył Rona. Weasley siedział przy stole, pochylony nad ogromnym brystolem. Przyłożył linijkę do jednej z miliona krótkich kresek, które były tam narysowane, i wymruczał coś pod nosem, zanim zapisał cyfry na małej kartce obok.
— Hej? — przywitał się Harry niepewnie. — Nie przeszkadzam?
— Już kończę, rozgość się — powiedział Ron nieobecnym głosem. — Ale nie siadaj tam! — krzyknął, gdy Harry wysunął sobie jedno z krzeseł, której jak się okazało było zawalone jakimiś kartkami papieru. Ron machnął różdżką i zapiski poderwały się w górę i przefrunęły na blat kuchenny. — Teraz już możesz.
Harry ostrożnie usiadł na brzegu krzesła i położył pudełko z borsukiem na kolana, nie ośmielając się zajmować najwyraźniej bardzo cennego miejsca na stole. Ron jeszcze przez chwilę mierzył coś, a potem ostrożnie zwinął brystol i przyczepił do niego zapisaną cyframi kartkę. Odesłał wszystko z kuchni i w końcu zwrócił uwagę na przyjaciela.
— Sorry za bałagan — powiedział, wstając od stołu. — Napijesz się herbaty?
Harry pokiwał głową i ostrożnie postawił na stole pudełko.
— Co to za papiery? — zapytał.
Ron nastawił wodę i zaczął nasypywać herbaty do kubków.
— Pracuję nad nowym modelem miotły — wyjaśnił, szukając w szafce ulubionej marki Harry’ego. — To dopiero początek, ale jeśli dobrze pójdzie, w przyszłym roku zaczniemy testy próbne.
— Super sprawa, gratulacje — powiedział Harry i Ron wyszczerzył się do niego przez ramię. — Gdzie Hermiona?
— Wyskoczyła na moment do rodziców, zaraz powinna wrócić.
Ron zalał ich herbaty i kiwnął Harry’emu głową, żeby poszedł za nim do salonu. Mieszkanie przyjaciół nie było zbyt duże, ale za to całkiem przytulne.
Weasley w końcu zauważył tekturowe pudełko, które wydawało z siebie piszcząco-drapiące odgłosy i Harry wyjaśnił mu pokrótce całą sytuację, a kiedy skończył, kominek zabłysnął zielonym płomieniem i wyszła z niego Hermiona. Otrzepała się z popiołu i przywitała się z Harrym, który musiał jeszcze raz wyjaśnić wszystko, podczas gdy przyjaciółka mruczała z rozczuleniem nad borsukiem, który swoim kocim zwyczajem zaczął mruczeć i zwinął się w kłębek na jej kolanach.
— Nie wiesz może w jakim jest wieku? — zapytał Harry.
Hermiona uniosła borsuka i przyjrzała mu się uważnie.
— Trzy miesiące, a może i trzy lata — powiedziała. — Uczeń, który go wyczarował, musiał nie tylko pomieszać jego osobowość, ale też wzrost i wiek. Wydaje mi się, że dorobiłeś się borsuka miniaturki.
— Świetnie — mruknął Harry, obserwując jak borsuk macha łapkami i przekręca w uścisku Hermiony. — Jakbym mało miał zwierzaków na głowie.
Przyjaciółka posłała mu oburzone spojrzenie, a Ron parsknął śmiechem.
— Jak ci idzie opieka nad tymi szaleńczymi Puchonami? — zapytał, szczerząc się. — Pewnie dają ci w kość tak mocno, że nie śpisz po nocach, co? To prawda, że Sprout czytała im bajki na dobranoc?
Harry przewrócił oczami i wyciągnął przed siebie nogi.
— W zasadzie są bardzo mili. Spokojni, to fakt, i zdecydowanie są mniejszymi hipokrytami niż Gryfoni. Plus ich lojalność, człowieku, nie uwierzyłbyś w to, jak nawzajem siebie pilnują.
— To nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że cała szkoła ma ich za najłatwiejsze cele — wtrąciła Hermiona.
Odstawiła borsuka na podłogę i maluch natychmiast wybrał się na zwiedzanie nieznanego terytorium. Harry nawet o tym nie myśląc, rzucił zaklęcie blokujące dostęp do trudno dostępnych miejsc. Nauczył się to robić po tym, gdy borsuk wcisnął się w dziurę przy podłodze w jego gabinecie i zaklinował się tam. Harry spędził pół godziny próbując go stamtąd wyciągnąć zanim przypomniał sobie, że może poszerzyć szczelinę zaklęciem.
Przez chwilę kłócił się z Ronem o to, czy Gryfoni są hipokrytami, czy nie, aż w końcu Hermiona zadała to jedno pytanie, na które nie miał ochoty odpowiadać.
— Więc jak się mają sprawy z Severusem?
To, że Ron nie skrzywił się na imię byłego profesora wiele mówiło o tym, jak daleko zaszedł w akceptacji tego związku.
Harry wzruszył ramionami.
— Nijak. Kazałem mu podjąć jakąś decyzję.
— I podjął? — zapytała, a on posłał jej jednoznaczne spojrzenie. Westchnęła. — Rozumiem, ale przynajmniej w końcu powiedziałeś mu czego chcesz, tak? — Harry milczał. — Tak? — powtórzyła z naciskiem.
— Powiedziałem mu, że jest tchórzem, bo boi się sięgnąć po coś, co już jest jego — odparł. Zignorował Rona, który zakrztusił się na te słowa herbatą i kontynuował: — Powiedziałem, że mam dość zabawy w kotka i myszkę, i teraz nie mam już zamiaru się produkować. Niech robi z tą wiedzą, co chce.
Hermiona przewróciła oczami tak mocno, że Harry obawiał się przez moment, czy czegoś sobie przy tym nie nadwyrężyła.
— Wasz związek opiera się na niedopowiedzeniach roku — powiedziała z lekką pogardą. — A twój problem męczeńskiego bohaterstwa przechodzi chyba swój najlepszy okres. Co zrobisz, jeśli cię odrzuci? Zamkniesz się w swoim gabinecie i będziesz smutno kiwał głową nad tym, że tego się można było spodziewać po Ślizgonach?
— Dlaczego wszyscy przywiązują taką uwagę do tych jebanych bzdur o przynależności! — krzyknął Harry z frustracją, siadając prosto. Skrzyżował nogi i założył ramiona na piersi. — Czy nie możemy po prostu być sobą? Ja pierdole, czy do końca życia mam nosić znamię wybuchowego Gryfona, który ma więcej szczęścia niż rozumu? Może powinien rzucić nauczanie i zacząć polować na dzikie bestie. Wtedy wszyscy podziwialiby moje męstwo i odwagę. — Oddychał ciężko przez nos. — No i co się cieszysz? — warknął, kiedy Ron zachichotał cicho.
Rudzielec wyszczerzył się.
— Pewna dzika bestia obsikała ci właśnie nogawkę.
Harry zerknął w dół. Rzeczywiście, materiał na dole był przemoczony, a borsuk siedział obok, w spokoju przesuwając łapką po pyszczku. Mył się, udając, że nic się nie stało. Harry westchnął i zaklęciem wyczyścił spodnie, a potem złapał malucha i wsadził z powrotem do pudełka. Wstał, ściskając je pod pachą.
— Będę się zbierał — powiedział. — Dzięki za herbatę.
Hermiona podeszła do niego i przytuliła go mocno.
— Wszystko się jakoś ułoży — powiedziała. — Severus na pewno pójdzie po rozum do głowy.
— Jasne — mruknął Harry, obejmując ją ramieniem. — Tak to rozegra, że wyjdzie na to, że to ja sprawiałem najwięcej problemów.
Hermiona pocałowała go w policzek z uśmiechem, a potem jeszcze po raz ostatni pogłaskała małego borsuka.
— Nie daj się tym krwiożerczym Puchonom, stary — rzucił Ron, gdy Harry wchodził już w płomienie. — Nie czytaj im żadnych strasznych historii przed spaniem i nie całuj w czoło, bo możesz za to trafić do Azkabanu.
Harry wystawił mu w odpowiedzi język, bo obie ręce miał niestety zajęte.

* * *

Odłożył ostatni esej na kupkę sprawdzonych prac i potarł piekące oczy. Jedyne o czym marzył to długa, gorąca kąpiel i wygodne łóżko. Miał już wstawać, kiedy nagle usłyszał jakieś stukanie. Zesztywniał, nasłuchując. Po chwili znów dało się słyszeć stukanie, tym razem odrobinę głośniejsze.
Wstał i podszedł do drzwi. Zaczekał, póki ktoś lub coś po drugiej stronie znowu nie zastuka i otworzył je powoli. Nikogo tam nie było.
Już miał je zamykać, kiedy usłyszał melodyjne syczenie.
Tutaj jessstem.
Spuścił wzrok i odruchowo cofnął się o krok, gdy zobaczył całkiem sporego węża.
Nie bój sssię — powiedział gad. — Przynossszę ci wiadomośśść.
Harry ukucnął.
Od kogo? — zapytał w wężomowie.
Przysssyła mnie professsor Sssnape.
Skłamałby, gdyby powiedział, że odpowiedź go nie zdziwiła. Snape znał jedynie podstawy wężomowy. Uczył się pod pilnym okiem Harry’ego, który miał niezły ubaw z syczącego i zapluwającego się profesora. Przyjrzał się wężowi uważniej i rzeczywiście – do śliskiego grzbietu węża był przyczepiony kawałek pergaminu.
Zabiorę ją teraz — uprzedził gada Harry i ostrożnie odczepił wiadomość. — Dziękuję.
Czy nie masssz może jakiejśśś myssszy? — wysyczał wąż. Harry pokręcił głową i łepek gada opadł nieco, jakby w rozczarowaniu. — Trudno — odparł jedynie i odpełzł szybko w ciemność korytarza.
Harry zamknął drzwi i podszedł do biurka, żeby przy świetle przeczytać wiadomość.

Jeśli komukolwiek powiesz o tym, co przeczytasz w tej wiadomości, wyprę się tego, a Twój język już nigdy nie posmakuje mojej szkockiej przeczytał, co tylko pobudziło jego ciekawość. Usiadł na krześle i czytał dalej: Dopiero po kilku latach udało mi się przyznać sam przed sobą, że gryfońskość nie jest twoją dominującą i określającą Cię cechą. Nie masz w sobie inteligencji Krukona, ale nie jesteś skończonym idiotą. Masz w sobie ambicję i przebiegłość Ślizgona, chociaż brakuje Ci tego egoizmu i cwaniactwa, które mamy my. Jesteś chorobliwie wręcz sprawiedliwy i lojalny, jak prawdziwy Puchon.
Problem w tym, panie Potter, że doprowadzasz mnie tym wszystkim do szaleństwa.

Harry zamrugał. Cóż, nie spodziewał się tego i nie miał zielonego pojęcia do czego Snape zmierzał. Czytał dalej:
Mam wrażenie, że przebywanie z Tobą systematycznie burzy wszystkie mury, które wokół siebie zbudowałem przez te wszystkie lata i odkryłem, że być może nie jestem tak oziębłym i niezdolnym do miłości – serce Harry’ego zaczęło bić szybciej – mężczyzną, jakim wszyscy mnie widzą. Raz za razem łamiesz kolejne stereotypy nie tylko na mój, czy swój temat, ale i całej tej cholernej szkoły. Nie po ślizgońsku więc przyznam, że puchońsko przeraża mnie myśl, dokąd mogłaby zaprowadzić mnie przyszłość z Tobą, ale mój wewnętrzny Krukon po rozważeniu wszystkich za i przeciw, nie widzi innej opcji, jak gryfońskie podjęcie szansy, którą mi dajesz.
Jeśli nadal chcesz pozwolić mi po to sięgnąć, oczywiście.
Twój,
Severus.


Harry przeczytał wiadomość jeszcze pięć razy, upewniając się, że wszystko dobrze zrozumiał. Ścisnął pergamin w dłoni i rzucił się biegiem do drzwi, a potem w dół schodów i wszystkie korytarze. Kiedy zatrzymał się przed drzwiami Severusa, dyszał ciężko.
Nie przestawał pukać dopóki Snape mu nie otworzył.
— To było na poważnie? — zapytał, unosząc zaciśniętą na pergaminie dłoń.
Severus skinął głową i Harry nie mógłby czekać dłużej, nawet gdyby zależało od tego jego życie. Rzucił się na Snape’a, oplątując go ramionami i wcisnął twarz w jego szyję.
Po chwili poczuł dłonie mężczyzny w dole swoich pleców i rozluźnił się.
— To było dość romantyczne na swój sposób — wymamrotał w jego skórę.
Snape parsknął. Cofnął się parę kroków i zaklęciem zatrzasnął drzwi. Odsunął od siebie Harry’ego i spojrzał mu w oczy.
— Jeśli kiedykolwiek najdzie cię ochota, żeby wspomnieć o tych żenujących wyznaniach na temat moich cech innych niż te typowo ślizgońskie, pamiętaj, że umiem uwarzyć eliksiry, które rozpuszczą twoje ciało razem z kośćmi.
Harry uniósł brwi, dziwnie zaintrygowany, ale jedynie przewrócił oczami i wyszczerzył się.
— Lepiej się zamknij i w końcu mnie pocałuj, głupku.
Ku jego zdziwieniu, Snape wykonał prośbę bez żadnych sprzeciwów.

KONIEC

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][M] Stereotypy [HP/SS] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b
Powrót do góry Go down
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[HP][M] Stereotypy [HP/SS] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][M] Stereotypy [HP/SS]   [HP][M] Stereotypy [HP/SS] EmptyCzw 29 Lip 2021, 20:34

Nigdy nie spotkałam się z tym opowiadaniem.

Jest zaskakująco... sympatyczne Smile

To, że Albus podejmuje kontrowersyjne, nie dające się niczym logicznym uzasadnić decyzje odnośnie kadry pedagogicznej, którą sobie dobiera, wiemy nie od dziś. Przetrzymywanie w szkole nauczyciela, którego stać nad rzucaniem zaklęć w uczniów – spoko, żaden problem, awansowanie Pottera za to chyba, że jest Potterem – a pewnie... Rada Nadzorcza Hogwartu naprawdę ma z nim trzy światy, i czwarty malutki.
Potter jest do tego stopnia idealnym Gryfo-ślizgonem, że ładowanie go do Hufflepuffu brzmi jak niezły żart. Zawsze jednak było wiadomo, że byłby doskonałym nauczycielem, i że potrafi słuchać ludzi, a także pomagać słabszym i bronić ich każdym możliwym zagrożeniem. Dobrze, że nie dobrali go pod Ravenclaw, tam uczniowie szybko zrobiliby z niego miazgę i odesłali do biblioteki.
Tym, co naprawdę zasługuje tutaj na uznanie, jest relacja Potter-Snape. Cieszę się, że to nie jest kolejny tekst o tym, jak to Harry zastanawia się, jak zwrócić na siebie uwagę Severusa. Już coś ich kiedyś łączyło, coś mieli, ale wycofali się. To... ładne xD Bardziej uczciwe i dające o wiele większe pole do popisu. Rozumiem Pottera, który skręca się w potrzebie dotykania dawnego kochanka, i zdumiewa mnie tak opanowany i zasadniczy Snape. Ale razem wypada to bardzo solidnie, i potrafię sobie bez trudu wyobrazić podobną relację.
Są tylko dwie rzeczy, jakie mi zgrzytają. Po pierwsze, Snape zawsze był stronniczy i jawnie faworyzował Ślizgonów, ale po tej całkiem sensownej mowie, którą palnął Harry'emu, nie spodziewałam się, że tak głupio zagra z próbą ukarania niewinnego ucznia. Po drugie, sposób, w jaki Snape przekazał Potterowi swoje stanowisko w sprawie kontynuowania ich „związku” też jest... absurdalne. Już w kanonie przeszkadzało mi, że Ron był w stanie wysyczeć hasło do Komnaty Tajemnic, i robienie z języka węży czegoś na kształt języka obcego do nauczenia się, jest zwyczajnie idiotyczne. To była cecha typowa dla potomków Slytherina, gdyby można było się jej nauczyć, każdy by próbował. No i pisanie liścików, serio? Snape, liścik mógł przejąć każdy, a będąc takim paranoikiem, trzeba było pofatygować się samemu Razz
Ogólnie przyznaję, że tekst ma swoje lepsze i słabsze momenty, ale czyta się go przyjemnie i daje jakąś tam uciechę, a małe kocie borsuczki na pewno są przesłodkie, więc jestem bardzo zadowolona, że zapoznałam się z tym utworem. Wykorzystania One Direction nie komentuję, bo się nie znam Razz

Dzięki za dodanie <3
Powrót do góry Go down
 
[HP][M] Stereotypy [HP/SS]
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Literatura & Ekranizacja :: Harry Potter :: Slash :: +12-
Skocz do: