~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 02 Sty 2022, 13:37

Tytuł: Brat bazyliszków
Oryginalny tytuł: A Brother to Basilisks
Autor: Lomonaaeren
Zgoda na tłumaczenie: Czekam
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Tazkiel
Link: https://archiveofourown.org/works/2435531/chapters/5393471

Rozdział 1: Naglące obrazy

Harry obrócił się na łóżku i po raz kolejny ponuro zrzucił z siebie kołdrę. Jest za gorąco - pomyślał. Był zbyt zmęczony. Chciał spać, ale nie mógł. Jego mózg pracował niczym Hogwart Express.

Dlaczego Lupin nie pozwolił mu walczyć z boginem?

Bez względu na to, jak bardzo Harry starał się myśleć o innych rzeczach, ciągle do tego wracał. Lupin pomyślał, że był słaby, ponieważ Harry zemdlał w pociągu. Albo posłuchał tego dupka Snape’a i tego, co zawsze  mówił o Harry’m, chociaż nie słuchał tego, co Snape mówił o Neville’u. Albo po prostu pomyślał, że Harry może być chodzącą katastrofą, ponieważ uwierzył w opowieści profesor McGonagall.

To nie tak, że miałem zamiar wpakować się w tarapaty! To nie tak, że miałem wybór!

Ale nagle w uszy Harry’ego uderzył pewien dźwięk, zanim mógł rozpocząć kolejną rundę zadawania sobie pytań i próbowania zapamiętać każdej części wyrazu twarzy Lupina w poszukiwaniu odpowiedzi. Słyszał, jak ktoś go wołał. Brzmiało to jak “Pomocy, pomocy, pomocy”. Stały dźwięk, który dochodził z daleka, ale wystarczająco blisko, by Harry usiadł i rozejrzał się gwałtownie wokół. Zastanawiał się, dlaczego nikt inny tego nie słyszał.

Jednak nikt nie reagował. Wszyscy spali. Ron chrapał, podobnie jak Neville, który miał problem z zaśnięciem.

Po raz pierwszy Harry zawahał się, obraz Lupina i sposób w jaki stał przed boginem, więc Harry nie mógł walczyć ze swoim strachem, pojawił się w jego umyśle. Wszyscy myślą, że jestem jakimś awanturnikiem. Prawdopodobnie potwierdziłybym ich przypuszczenia, gdybym poszedł i zaangażował się w to. Powinienem po prostu zostać w łóżku, zaciągnąć kotary wokół siebie i udawać, że nic się nie dzieje.

Ale głos wciąż wołał i to było takie dziwne. Ten ktoś nie wypowiadał jego imienia, ale po prostu powtarzał wołanie o pomoc raz za razem. Harry kłócił się ze sobą, wstając z łóżka, zakładając okulary i upewniając się, że miał ze sobą swoją różdżkę. Gdyby to była pułapka na niego, konkretnie na niego, to ten ktoś wypowiadałby jego imię, czyż nie? Próbowałby go zwabić. Zamiast tego po prostu siedział gdzieś tam i wołał, przez co każdy mógł go usłyszeć.

Miał wrażenie, że Lupin nie byłby pod wrażeniem tego argumentu, gdyby go usłyszał, ale Harry w tej chwili również nie był pod wrażeniem zachowania mężczyzny.

Wziął swoją pelerynkę niewidkę i narzucił ją na siebie. Tak, to trzymałoby Syriusza Blacka z dala.

OoO

Podążanie za wołaniem było frustrujące.

Nieważne, ile kroków, korytarzy czy zakrętów przeszedł Harry, zawsze ten ktoś był przed nim, a potem z boku i nigdy nie brzmiało to tak, jakby był bliżej, czy dalej. Po prostu wciąż to słyszał, w kółko to samo słowo. Harry zaczął się zastanawiać, czy któryś z duchów nie potrzebował pomocy. To nie brzmiało jak głos człowieka.

A może Syriusz Black wpadł w pułapkę, którą zastawił Dumbledore, a teraz woła mnie, a ja jestem jedynym, który go słyszy.

Harry ścisnął mocniej różdżkę. Nie wiedział dokładnie, jakby to mogło się stać, ale było wiele rzeczy, których nie rozumiał w czarodziejskim świecie, o których ludzie mówili mu, że są możliwe. Jak świadomy pamiętnik Toma Riddle’a, dementorzy stojący po stronie dobra lub Snape będący dobrym nauczycielem.

W końcu zatrzymał się na środku korytarza i zamknął oczy. Zdecydował, że będzie szedł, dopóki nie znajdzie właściciela tego głosu. Może lepiej by to zadziałało, gdyby nie patrzył i pozwolił prowadzić się swoim uszom. Nie sądził, że wpadnie na panią Norris lub na Flicha. Było za późno na nich.

Pomocy, pomocy, pomocy, pomocy, pomocy…

Harry w końcu wpadł na  coś kwadratowego i sięgającego do pasa i otworzył oczy z lekkim okrzykiem. Stał w łazience. Był zdumiony tym, że naprawdę wpadł w trans słuchając tego głosu, w przeciwnym razu zauważyłby zimną płytę pod stopami i dźwięk bulgoczącej wody. Spojrzał na co wpadł. To był zlew.

Wtedy na serio zdał sobie sprawę, gdzie był i nie zadał sobie trudu, by powstrzymać jęk. To była łazienka Jęczącej Marty.

Rozejrzał się podejrzliwie. Może Marta miała kłopoty, ale równie prawdopodobne było to, że żartowała. A teraz pewnie doniesie na niego profesorowi.

Ale potem zdał sobie sprawę, że głos, który teraz słyszał o wiele lepiej i który wydawał się z jakiegoś powodu pilniejszy, dochodził z miejsca przed nim. Rozejrzał się i spojrzał na zlew.

Chwilę później rozpoznał rzeźbę węża na nim.

— Och nie — powiedział na głos Harry. I prawdopodobnie powiedział to w wężomowie, ponieważ patrzył bezpośrednio na węża.

Ale głos wciąż wzywał pomocy i nie było teraz żadnych wątpliwości skąd dobiegał. Z Komnaty Tajemnic.

Harry odsunął się od umywalki, rozmyślając intensywnie. Jak ktoś mógł się tam dostać? Czy Dumbledore nie powiedział mu, że zniszczył całkowicie pamiętnik Toma Riddle’a? Albo poszedł opętać kogoś innego, ale Harry sądził, że teraz wiedział, jak szukać oznak opętania. Wydawało się, że nie było żadnego sposobu, aby ktoś mógł wejść do Komnaty, chyba że był wężousty lub opętany przez ducha Voldemorta?

Ale to sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, kto był tam na dole, bezradny, tak jak Ginny. Może komuś udało się uwolnić od opętania i wezwać pomoc. Tak czy inaczej, Harry nie sądził, że to sztuczka. Wydawało mu się, że wiedział, dlaczego tylko on usłyszał wezwanie. Było ono w wężomowie.

Podjąwszy decyzję, pochylił się i syknął na rzeźbę węża na zlewie.

Otwórz.

Przez długą chwilę umywalka pozostała nieruchoma i Harry zastanawiał się, czy jakoś nie stracił swojej umiejętności — chociaż głos, który słyszał wołający z oddali, sugerował coś innego. Potem zobaczył, jak zlew opada na podłogę, a tunel, którym się kiedyś zsunął, znalazł się przed nim.

Harry przygryzł wargę. Tym razem nie miał feniksa, który mógłby zabrać go z powrotem na górę i chociaż chciał iść pomóc osobie, która go wołała, naprawdę nie chciał zostać tam uwięziony, gdzie musiałby czekać, aż dorośli przyjdą go szukać. Jeszcze raz skarciliby go i powiedzieli, że podejmował ryzyko.

Pokaż mi drogę na dół — wysyczał do zlewu, niepewny, czy rzeczywiście coś się stanie.

Sam tunel zareagował, falując i garbiąc się jak grzbiet węża. Harry wpatrywał się w lśniące schody, gładkie niczym łuski bazyliszka. Były fioletowo-czarne i wyglądało na to, że ciężko będzie po nich schodzić, ale wiedział również, że prawdopodobnie i tak miał szczęście, że dostał choć tyle.

— Okej — powiedział niepewny, czy to było w wężomowie, a potem podszedł do pierwszego stopnia.

Odkrył, że nie było tak źle, dopóki trzymał różdżkę oświetloną najjaśniejszym zaklęciem Lumos, na jakie mógł się zdobyć i nie patrzył w dół. Cóż, i tak było ciężko coś tam wypatrzeć. Ciemność przy schodach była zbyt wielka. Widział w większości tylko ten fragment, w którym stał, ten przed nim i kawałek spirali tunelu.

W końcu zatrzymał się na tym, co wydawało się być dnem, lekko się chwiejąc. Poczuł coś potężnego i ciemnego. Zakaszlał i zmarł. Miał nadzieję, że nie było tam nikogo takiego jak Tom Riddle, który został ostrzeżony, że nadchodził.

Ale otaczała go cisza. Z ciemności nic się nie wyłoniło. Harry przełknął ślinę i ostrożnie szedł naprzód w kierunku wołania.

OoO

W rzeczywistości nie dotarł aż do Komnaty Tajemnic. Skręcił za róg, niedaleko drzwi i nagle wołanie rozległo się tak wyraźnie, że Harry sapnął i odwrócił się, by wycelować różdżkę w ścianę.

Na początku nic nie widział, a potem dostrzegł coś innego. Małą okrągłą rzeźbę, która być może miała być zwiniętym wężem, chociaż nie miała głowy ani oczu.

Otwórz? — powiedział pytająco Harry.

Wąż uniósł się i zafalował na kamieniu. To było jak oglądanie ożywiania się części ściany lub pełzającego robaka. To było naprawdę przerażające. Harry cofnął się niespokojnie, ściskając różdżkę i nie odrywając wzroku od małego wyrzeźbionego węża, który skradał się w dół do cienkiej linii na ścianie.

Kiedy rzeźba dotknęła linii, wpłynęła w nią i nagle szczelina stała się duża i pękła. Krawędź drzwi! - pomyślał Harry z lekkim błyskiem podniecenia, z powodu którego czuł się trochę winny - ponieważ Hermiona, jeśli nie Ron, nie pochwaliliby jego obecności tutaj - i wyciągnął ręką, łapiąc za krawędź, unosząc ją.

Zgrzytliwy dźwięk, jaki się rozległ, był niemożliwie głośny, kamień ciągnący się po kamieniu, sprawiający, że Harry znów się wzdrygnął. Ale po kilku sekundach nastała cisza i Harry patrzył w dół pochyłej rynny, która wyglądała, jakby mógł się w niej czołgać, zamiast spaść, tak jak to zrobił w krętym tunelu w zeszłym roku.

Głos był teraz znacznie wyraźniejszy. Wołając: Pomocy, pomocy, pomocy, tak stanowczo, że Harry potrząsnął głową. Był naprawdę zaskoczony, że nikt tego nie słyszał, nawet jeśli usłyszeliby jedynie syk, a nie słowa, które były tak wyraźne dla Harry’ego.

Jego różdżka wciąż się świeciła. Uniósł ją wysoko, posuwając się powoli w dół  pochylni. W przeciwieństwie do tunelu, którym szedł wcześniej, ten był wolny od szczurzych kości, szlamu czy  czegokolwiek innego, co Harry kojarzył z Komnatą Tajemnic. Właściwie miejsce było zakurzone, jakby nikogo tutaj nie było od dłuższego czasu, a Harry kilka razy kichnął z powodu kurzu, idąc w kierunku głosu.

Ten głos, nigdy się nie zmienił. Harry zaczynał się zastanawiać, kto mógłby wołać tak regularnie, nawet jeśli potrafił mówić wężomową dzięki Tomowi Riddle’owi. Można by pomyśleć, że w pewnym momencie jednak będzie musiał złapać oddech.

Tunel skończył się nagle szeroką półką skalną, która sprawiła, że Harry musiał zeskoczyć na podłogę. Skrzywił się. Wciąż był jednym z najniższych dzieci na swoim roku i nienawidził, gdy mu o tym przypominano.

Odwrócił się powoli, omiatając wzrokiem pusty pokój, do którego zaprowadziło go przejście. Było po prostu suche. Nic tam nie było. Brak wody. Nie widział żadnych odchodzących rur. Harry zdezorientowany potrząsnął głową. Skąd dochodziło wołanie? Właściwie brzmiało na bardziej stłumione, gdy teraz był w pobliżu jego źródła.

Chyba, że to była pułapka ze strony Voldemorta, a ja byłem głupcem przychodząc tutaj.

Cóż, Hermiona i tak pomyślałaby, że był głupi. To sprawiło, że Harry był przewrotnie bardziej zdeterminowany, aby udowodnić jej, że się myli. Uniósł różdżkę, aż pokój wypełnił się ostrym blaskiem skoncentrowanego światła i skierował się w stronę przeciwległej ściany, gdzie głos wciąż rozbrzmiewał stosunkowo wyraźnie.

Był tam inny rzeźbiony wąż. Ten stał wyprostowany i był bardziej rozpoznawalny oraz miał mały występ wystający ze ściany w miejscu pyska. Harry był prawie pewien, że był uformowany na kształt kłów. Zawahał się, słuchając głosu.

Otwórz się? — zasugerował ponownie w wężomowie.

Tym razem nic się nie stało ze ścianą. Ale tempo krzyków wzrosło, jakby, ktokolwiek to był, usłyszał coś i zdał sobie sprawę, że to może być sposób na wydostanie się.

Harry powiedział coś, za co jego ciotka Petunia umyłaby mu usta mydłem, a potem pochylił się i zrobił coś, co wtedy wydawało się oczywiste (chociaż, gdy próbował to później wyjaśnić, jakoś zniknęła zarówno oczywistość, jak i powód, dla którego było to rozsądne). Uniósł palec i rozciął go o kieł.

Wąż zaczerwienił się od jego krwi i otworzył swoje wyrzeźbione oczy, by na niego spojrzeć. Harry spodziewał się zobaczyć małe klejnoty będące jego oczami lub coś podobnego, ale to były tylko puste dziury w kamieniu. Przez sekundę ogon węża kołysał się w przód i w tył, poruszając kamienną ścianą. Harry ostrożnie cofnął się i uniósł różdżkę. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, był atak czegoś, co nakarmił swoją krwią.

Ale zamiast go zaatakować, wąż odwrócił się, wślizgnął do ściany, która natychmiast się zawaliła, otwierając tunel. Harry odskoczył z drogi kurzowi i spadającym odłamkom skały. Jednak opadły jedynie na ziemię, zamiast spaść na niego.

Harry pomyślał, że była to pierwsza rzecz, która naprawdę poszła po jego myśli, odkąd tutaj przybył. Cóż, może to i schody, dzięki którym nie musiał spaść do Komnaty Tajemnic.

— Jest tu ktoś? — zawołał do ciemnego tunelu.

Pomocy! Proszę pomóż!

To błaganie pobudziło go. Harry wgramolił się do tunelu, rozjaśniając go swoim zaklęciem Lumos, kiedy musiał, żeby nie potknąć się o coś na podłodze. Potem skręcił za róg i zobaczył światło, którego wcześniej nie zauważył. Światło bijące z wielkiego ognia unoszącego się nad podłogą w postaci kuli, która była dwa razy większa od Harry’ego. Nastolatek gapił się na nią, odchylając głowę do tyłu, by móc odnaleźć źródło światła. Czy to był żyrandol?

Ale wydawało się, że nie miało ono żadnego źródła. To był tylko ogień, który unosił się w powietrzu i sprawiał, że w pokoju było tak ciepło, że Harry chciał zdjąć szatę, ale nie mógł tego zrobić, dopóki się nie upewni, że nie było tutaj niczego niebezpiecznego, dlatego rozejrzał się wokół ostrożnie.

W niewielkiej odległości od niego leżało coś, co początkowo wyglądało jak kilka dużych kamieni. Były czerwone i szare. Wtedy jeden z nich się poruszył, a “Pomocy!” wydobyło się z niego niczym z telefonu. Harry uznał, że teraz już rozumie.

To były jaja.

Harry przyglądał się im przez chwilę, po czym pokręcił głową i podkradł się bliżej. Wyglądało na to, że ten, kto prosił go o pomoc, był wężem.

To było tak dziwne, że naprawdę nie wiedział, co czuć. Zatrzymał się przed jajem i stał, wpatrując się w nie, nawet gdy zakołysało się i ponownie usłyszał:

Pomocy!

Co to był za wąż? Prawdopodobnie był niebezpieczny, jeśli Slytherin go tutaj zostawił. Harry ponownie spojrzał na ogromny ogień. Może ta komnata nie istniała od czasów Slytherina, ale trochę w to wątpił.

Właśnie wtedy naprawdę pożałował, że nie przyszedł z Hermioną. Przynajmniej byłaby w stanie powiedzieć mu, czy była wzmianka na ten temat w Historii Hogwartu.

A jeśli nie, geniuszu? Co byś wtedy zrobił?

Jajo znowu się zakołysało. Harry uklęknął przed nim, wpatrując się w nie. Z tej odległości dostrzegł coś, co wyglądało jak zwinięty w nim cień, ciemny na tle przezroczystej skorupy. Wyglądał bardzo podobnie do rzeźbionego węża, którego znalazł w głównym tunelu prowadzącym do Komnaty, a teraz przynajmniej wiedział dlaczego. To była podobizna węża szykującego się do wyklucia, chociaż z jakiegoś powodu ten, kto ją stworzył, nie wyrzeźbił jaja.

Co to za wąż? Harry zgadywał, że popiełek, ale wiedział, że one nie żyją zbyt długo i - cóż, to było wszystko, co o nich wiedział. Przeniósł ciężar ciała i jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jajo.

Ale przez cały czas wiedział, co zamierzał zrobić. Głupotą było zajść tak daleko, a potem bać się cokolwiek zrobić.

W końcu przyłożył różdżkę do jaja i wyszeptał:

Diffindo.

Jajo migotało przez sekundę, jakby oświetlone od środka. Potem, na skutek jego zaklęcia tnącego, skorupa pękła i wypadła z niej jakaś masa. Harry odskoczył, marszcząc nos. Podejrzewał, że to żółtko jaja, ale było jeszcze gorsze niż śluz w tunelu prowadzącym do Komnaty na jego drugim roku. Umazało jego buty i rękaw. Było czerwono-żółte, jak ogień i śmierdziało. Cuchnęło jak zgniłe jajka.

To ma sens. Ale nie stało się przez to mniej obrzydliwe.

Kiedy już nic więcej nie wypłynęło, Harry wpatrywał się w pęknięte jajo, świadom, że ucichły wołania o pomoc w wężomowie. Przez długą, bardzo długą chwilę panowała cisza. Harry przygryzł wargę. Miał nadzieję, że swoim zaklęciem nie przeciął wołającego o pomoc węża.

Ale potem nastąpił ruch i wąż wyślizgnął się z jajka i powoli rozwinął, długim, drżącym przeciągnięciem się, które przypominało Harry’emu to, kiedy sam przeciągał się, budząc się po drzemce.

Harry wpatrywał się w jego ciemnozielone łuski, dostrzegając też jego żółte oczy. Natychmiast odwrócił się, skowycząc.

Harry w ciągu jednej sekundy pomyślał o jakichś szesnastu rzeczach. - To mały bazyliszek! Myślałem, że nie ma jaj bazyliszka, a one właściwie wykluwają się po wysiadywaniu przez ropuchę. Dlaczego nie jest martwy? Co on tu robi? Dlaczego wciąż żyje?

Myśli przelatywały mu przez głowę, aż ostatnia stała się najważniejsza. Harry wstał i wbił wzrok w podłogę, usiłując spojrzeć na bazyliszka kątem oka.

Ale stało się coś innego. Coś wskoczyło mu w tył umysłu, falując wraz z jego myślami, prawie go łaskocząc.

Harry potrząsnął głową, a potem jeszcze raz zrobił to samo. Musiał mieć oko na bazyliszka i wydostać się. Musiał rozgryźć co się działo w jego głowie, a nie wiedział, jak zrobić to wszystko na raz.

Ale wtedy bazyliszek znów się poruszył, trzymając łeb ostrożnie z dala od niego. Harry usłyszał zachwycony głos w swojej głowie.

Mój? Mój!

Harry patrzył z otwartymi ustami. Bazyliszek powoli odwrócił głowę w jego stronę. Gęste, przezroczyste powieki zasłaniały jego oczy. Harry zdał sobie sprawę, że spod tych powiek wciąż widział przyćmioną, żółtą poświatę, ale nie było to rzeczywiste mordercze spojrzenie, a bazyliszek najwyraźniej też go widział.

Moja więź - powiedział bazyliszek. Miała około półtora metra długości. Nie, on miał, zrozumiał nagle Harry. Pośrodku głowy bazyliszka widniała śliska czerwona linia, która mogła być przygniecionym pióropuszem, wciąż trzymanym płasko przez śluz z jaja. Bazyliszek wił się energicznie w kierunku Harry’ego i owinął się wokół jego nóg. Mój! Pomogłeś mi, więc jesteś mój.

Harry wpatrywał się w niego chwilę dłużej, a potem powiedział bezradnie:

— Właśnie się wyklułeś. Skąd możesz to wiedzieć? Jak masz na imię?

Masz na imię Harry. To jest moje.

Przez chwilę Harry myślał, że znowu mówił o jakieś tajemniczej rzeczy, o której już wspomniał, ale potem obrazy zaczęły przewijać  się przez jego umysł i zrozumiał je w taki sam sposób, w jaki zrozumiał, że bazyliszek był samcem. Obrazy przedstawiały bieganie czworonożnych istot, latanie, bieg pająków i ludzi oraz bazyliszka podążającego za nimi tak szybko, jak młode stworzenie mogło. Godność była dla starszych węży. Może dla innych węży.

Nazywasz się… Bieg? - powiedział powoli Harry, ryzykując. Ale to nie wydawało się właściwe. Bazyliszek wysłał kolejny obraz samego siebie, zwijającego się i spływającego z powrotem jak woda i tym razem Harry uchwycił to lepiej.

Masz na imię Dash?


Bazyliszek brzmiał na tak samo zachwyconego jak poprzednio. To jest właściwe ludzkie słowo! Podoba mi się twoje imię. I twój język. Chciałbym móc nim mówić. Ale przynajmniej możesz ze mną rozmawiać na głos w moim języku. I możemy rozmawiać w myślach!

Harry uznał, że tym właściwie było to łaskotanie i głos w jego umyśle. Ale mimo tego Harry pokręcił głową, nie do końca rozumiejąc. Nie jestem dziedzicem Slytherina. Jak mogę ci rozkazywać?

Nikt nikomu nie rozkazuje! Zakomunikował mentalnie Dash niczym machnięcie ogonem przez plecy Harry’ego. Teraz pełzł powoli w górę ciała nastolatka, niesamowicie ciężki, chociaż ciągle przesuwał swoje zwoje, żeby móc lepiej zrównoważyć swój ciężar i żeby Harry mógł lepiej to znieść. Może połączenie z umysłem  chłopca pozwoliło mu wiedzieć, jak powinien to zrobić. Jesteś moim człowiekiem. Jestem twoim bazyliszkiem. Jesteśmy związani. Tak to działa.

Harry wciąż nie wiedział, co się działo, jak tu wylądował, ani jakim cudem znajdowało się tutaj jajo bazyliszka - lub rząd takich - bez kogoś, kto wyklułby kurze jajko pod ropuchą i ożywił bazyliszka. Ale zrozumiał jedną rzecz.

Będę miał teraz tyle cholernych problemów
.

Więc przyprowadź je do mnie, a ja je ugryzę - zaproponował od razu Dash. Wtedy będę mógł je zjeść. Jestem głodny. Gdzie jest śniadanie?

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.


Ostatnio zmieniony przez Lampira7 dnia Wto 07 Maj 2024, 07:57, w całości zmieniany 18 razy

Anulka likes this post

Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 16 Sty 2022, 10:47

Rozdział 2: Dorastanie bazyliszka

— Możesz tutaj zostać, a ja pójdę i przyniosę coś do jedzenia — zasugerował Harry, z trudem wspinając się z powrotem przez wąski tunel, którym przedostał się do pokoju wylęgowego. Dash był owinięty wokół niego, z głową zwisającą obok Harry’ego po drugiej stronie jego szyi, ogon zaś miał owinięty wokół jego talii.

Nie. Nie chcę. A co jeśli, ktoś napadłby na ciebie w drodze powrotnej i nigdy nie dostałbym śniadania? A potem musiałbym wędrować tunelami w poszukiwaniu zemsty, a to mogłoby zająć dużo czasu.

Harry zatrzymał się z jedną ręką na ścianie, chociaż Dash jęczał na niego, żeby się ruszył.

— Skąd wiesz o zasadzkach i zemście? A czy twoje zdania nie były o wiele prostsze kilka minut temu?

Był pewien, że tak, chociaż nie wiedział dokładnie, jak sklasyfikować różnicę.

Uczę się tego, czego ty się uczysz. Wiem, co wiesz. Wiesz o zasadzkach i zemście, więc ja również. Nastąpiła chwila przerwy i Harry miał wyraźne poczucie, że Dash robił coś z jego wspomnieniami. Miał wrażenie, że w jego głowie była tasowana talia kart. I Czarni Panowie. Dlaczego tak bardzo chce cię zabić?

— Wyłapujesz wszystko, a tego nie możesz znaleźć? — mruknął Harry, znów wspinając się.

Próbował wyobrazić sobie wyrazy twarzy wszystkich, kiedy wyjdzie z tunelu z bazyliszkiem. Nie wyglądało to ładnie w jego głowie. Zastanawiał się, czy ludzie znów zaczną nazywać go Dziedzicem Slytherina. Byłoby najlepiej, gdyby Dash został tutaj.

Nie, tak się nie stanie. Jak mógłbym cię bronić, gdybym był tutaj? A głupi ludzie nie mogą uciec od mówienia takich rzeczy, jeśli są one obelgami. Harry miał wyraźne wrażenie, że Dash nie uważał, by nazywanie go czymś kojarzonym z wężami było zniewagą. I nie mogę wiedzieć o Czarnym Panu, ponieważ ma to związek ze ssakami. Rozumiem zemstę. Zemsta to rzecz gadów. Ale wojna to rzecz ssaków.

Harry potrząsnął głową, a Dash szturchnął go w ucho. Harry zastanawiał się, czy ugryzłby go tak, jak robiła to Hedwiga, gdyby nie te niesamowicie ostre i trujące kły w jego pysku.

— Chciał zabić moich rodziców. Naprawdę nie wiem dlaczego. Myślę, że z nim walczyli. Ale próbował przekląć mnie tym samym zaklęciem, którego użył do zabicia moich rodziców, a ono odbiło się i uderzyło w niego.

Czy jest dziedzicem Slytherina? Dash brzmiał na zamyślonego. Harry miał nadzieję, że nie zamierzał zdecydować, że lepiej będzie, jeśli pomoże Voldemortowi.

— Tak. — Harry zamilkł, sapiąc i dysząc przy wejściu z powrotem do głównego tunelu, który prowadził do Komnaty. — Jesteś ciężki. Jesteś pewien, że nie możesz ze mnie zejść i sam iść?

Mógłbyś rozmawiać ze mną w swojej głowie, a wtedy nie musiałbyś mówić na głos i marnować oddechu w ten sposób. Ale pomimo tych słów Dash ześlizgnął się na podłogę z ogromną godnością, łaskocząc Harry’ego przez całą drogę i zaczął pełzać tunelem przed nim. Czyli tak naprawdę nie wiesz, dlaczego próbował cię zabić.

Harry lekko wzruszył ramionami.

— Wiem, że teraz próbuje mnie zabić, ponieważ nie udało mu się zabić mnie w przeszłości.

Dash zatrzymał się i odwrócił głowę w kierunku Harry’ego, który naprężył się instynktownie, ale powieki na oczach Dasha wciąż były mocno zaciśnięte. Syk, który wydał, brzmiał jakby był zachwycony i był wężomową, jak pierwsze prośby o pomoc, które słyszał Harry, a nie mentalną rozmową.

Opierałeś się mu? Tak, stawiałeś mu opór. I jest potężny, ale i tak udało ci się z nim walczyć.

— Oczywiście, że z nim walczyłem — warknął Harry, trochę zirytowany, omijając Dasha i obejmując prowadzenie. To on był wcześniej w tym tunelu. To on znał drogę.

Mówiłem ci, że wiem, co wiesz, przynajmniej jeśli mogę to zrozumieć.

— Cóż, właśnie się urodziłeś.

Myślisz, że żyję od momentu, gdy rozbiłem skorupę? Jak ssak?

Harry westchnął i zrezygnował z tej części rozmowy. Miał wrażenie, że to umiejętność, której będzie musiał się nauczyć.

— Ale walczyłem z nim, ponieważ chciał mnie zabić. Nie dlatego, że naprawdę chciałem być bohaterem czy coś.

Kim jest bohater?

— Kimś, kto walczy, by ocalić innych ludzi — powiedział Harry, po czym przerwał, niepewny. Tak naprawdę nie wiedział. Nigdy nie zadawał sobie tego pytania. Wiedział tylko, że nim nie był. Był normalnym chłopcem albo byłby, gdyby Voldemort zostawił go w spokoju. — To ktoś, kto umiera, aby ratować innych ludzi.

Dał Dashowi obraz swoich rodziców, kiedy wyobrażał sobie ich śmierć, chociaż mógł się oprzeć jedynie na obrazie jego mamy, krzyczącej, gdy Voldemort ją zabijał.

Rodzice powinni walczyć o swoje młode — powiedział Dash z aprobatą. Wił się obok Harry’ego i owinął zwój swojego ciała wokół nóg Harry’ego w czymś, co dziwnie przypominało uścisk. Czyli kot, który walczy o swoje kocięta, jest bohaterem. Teraz rozumiem.

Harry lekko jęknął. Potem zdecydował, że nie powinien się tym martwić, bo i tak nikt inny nie mógł porozmawiać z Dashem i dowiedzieć się o jego dziwnej definicji bohatera. Harry był jedynym, który będzie musiał z tym żyć.

— Tak jakby. W każdym razie chcę wiedzieć więcej o jajach. Miałeś braci i siostry?

Skąd mam wiedzieć? Dash odwinął się z nóg Harry’ego i prześlizgnął się przed nim. Jego cień tworzył długą, pełną gracji krzywiznę na ścianach w świetle Lumos Harry’ego. Wyklułem się pierwszy. Nie widziałeś żadnych innych kawałków jaja? Nikt do mnie nie przyszedł i nie powiedział, co mam robić. Wiedziałem tylko, że muszę rozbić jajo i muszę mieć pomoc. Potem przyszedłeś i mi pomogłeś.

Harry tym razem poczuł się nieswojo, gdy głos Dasha przemknął przez jego umysł. Był w tym jakiś rodzaj uwielbienia. W taki sposób ciotka Petunia rozmawiała z Dudleyem i Harry nie wiedział, czy to dobrze.

Ale pomyślał też, że to kolejna rzecz, na którą nic nie mógł poradzić, więc powiedział na głos:

— Ale powiedziałeś, że żyłeś, zanim wyszedłeś z jaja. Myślałem, że będziesz wiedział… różne rzeczy. O Komnacie i jajach oraz o tym, jak wyklułeś się jako bazyliszek, kiedy powinieneś wykluć się z kurzego jaja, które ogrzewałaby ropucha.

Nie jestem kurczakiem ani ropuchą. Przez chwilę Harry znów miał to uczucie tasowania, ale tym razem wiedział, że Dash tasuje warstwy wspomnień, szukając obrazów kurczaka lub ropuchy. To są rzeczy, które bym zjadł.

— Ale tak właśnie wykluwają się bazyliszki.

Nie, nieprawda. Jestem tego dowodem.


Harry potrząsnął głową, dziwnie rozczarowany. W każdym razie nie obchodziły go tak mocno Komnata, węże i bazyliszki oraz to, jak znalazły się tam jaja bazyliszka, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Nie był cholernym Ślizgonem.

Ale nadal miło było wiedzieć, dlaczego nagle znalazł się z ogromnym wężem, który będzie sprawiał więcej kłopotów, niż był tego wart, zwłaszcza gdy dorośnie.

Nie lubisz mnie?

Harry pochylił się szybko i położył ręce na głowie i plecach Dasha. Rozpoznał ton w jego głosie, to uczucie. Czuł się tak samo, kiedy patrzył przez szpary w drzwiach komórki, widząc, jak Dursleyowie bawili się z Dudleyem lub go rozpieszczali. Dlaczego jego nie lubili? To nie miało sensu.

I nie miało to również sensu dla Dasha, biorąc pod uwagę sposób, w jaki Harry odczuwał jego emocje.

— Nie chodzi o to, że cię nie lubię — mruknął Harry i pochylił głowę jeszcze bardziej, by móc pocierać czołem o plecy Dasha. Jego łuski były dziwnie miękkie i gładkie, lśniły przy skórze Harry'ego, jakby ktoś już je pocierał od dłuższego czasu. — Po prostu… nie rozumiem, jak to się stało. Wiem, że nie ma wielu innych wężoustych, ale nigdy nie słyszałem, żeby którykolwiek z nich był związany z bazyliszkiem.

Oczywiście, że nie — powiedział Dash, owijając ogon wokół kostki Harry’ego, w taki sposób, że chłopiec wiedział, że mógłby się potknąć, gdyby Dash za nią szarpnął. Jednak dzielenie umysłu z bazyliszkiem sprawiło, że Dashowi byłoby dość trudno oszukać go. Jestem wyjątkowy, ty jesteś wyjątkowy. To ma sens, że byłbym pierwszym, który wybierze wężoustego i wybrałbym najbardziej wyjątkowego.

Harry zaśmiał się powściągliwie i wstał, prowadząc Dasha z ręką na jego karku. Czy jesteś głodny? — zapytał, poddając się nieuniknionemu i wypowiadając słowa w swojej głowie. I tak musiałby to robić, kiedy byliby w pobliżu innych ludzi, chyba że chciałby ich przez cały czas niepokoić wężomową lub przypadkowym ujawnianiem informacji.

Wokół innych ludzi? Ale tak, tak będzie. Harry nie sądził, by Dash zgodził się przez cały czas pozostawać poza zasięgiem wzroku w Komnacie Tajemnic lub w sypialni, a biorąc pod uwagę, jak wścibscy byli ludzie wokół niego, było tylko kwestią czasu, zanim ktoś i tak odkryje Dasha.

Już ci o tym mówiłem, gdy zapytałem, gdzie jest śniadanie. Dash przez sekundę pozostawał w kontakcie z kostką i dłonią Harry’ego, a potem odsunął się od niego, wijąc się po popękanym kamieniu z gracją, którą Harry podziwiał. I chcę czegoś żywego, żebym mógł to zabić spojrzeniem.

Harry zatrzymał się na chwilę, po czym zmusił się do normalnego oddychania. Domyślał się, gdzie powinni szukać.

— W porządku. Ale będziemy musieli wyjść na zewnątrz.

Trochę martwił się o dementorów, ale nie o Syriusza Blacka. Już nie, kiedy miał ze sobą bazyliszka.

A mówiąc o tym, może nie musiał również martwić się do Dursleyów…

Z małym, złośliwym uśmiechem Harry podążył za Dashem z powrotem po schodach i wyszedł z tuneli, z powrotem ku temu, co miało być jego normalnym życiem.

OoO

Harry trącił bok Dasha stopą. Odkąd wyszli w ciemność poza mury zamku, Dash nie przestawał wpatrywać się w księżyc. Kręcił szyją w przód i w tył, wznosząc wzrok w górę. Daj spokój. Nie mamy dużo czasu, zanim ktoś zacznie się zastanawiać, gdzie jestem.

Ale to jest światło. Na niebie. Jak ogień w mojej jaskini, ale o wiele ładniejsze.
Dash w końcu zaczął pełznąć za Harrym, ale dobrze, że był wężem i mógł owijać się wokół różnych rzeczy, ponieważ nadal nie chciał odwrócić wzroku od księżyca. Kto to tam umieścił?

Harry przewrócił oczami. Nie wiesz, kto rozpalił ogień w twojej jaskini, a ja nie wiem, kto umieścił księżyc na niebie. Ale chodź. Tylko upewnij się, że odwracasz ode mnie wzrok, kiedy otwierasz oczy, żeby coś zabić.

Podskoczył, gdy coś mokrego i gładkiego dotknęło tylnej części jego nogi. Potem zdał sobie sprawę, że to był język Dasha. Prychnął i przesunął dłonią po szyi Dasha.

Nigdy bym cię nie zranił. Nie celowo.

Harry przewrócił oczami i zatrzymał się na skraju Zakazanego Lasu. Hagrid powiedział coś w zeszłym tygodniu o królikach harcujących w tym miejscu i Harry miał nadzieję, że znajdą jakieś, aby Dash mógł je zabić. W przeciwnym razie musiałby zabrać go nad jezioro i mieć nadzieję, że uda im się złowić rybę.

Czujesz coś?

Nie… czekaj. Harry usłyszał słaby, dziwny dźwięk i spojrzał w dół, aby zobaczyć, jak Dash wyciąga i wsuwa język w szybkim tempie, co, jak sądził, pomogło mu lepiej wyczuć zapachy. Czuję coś małego i ciepłego. Czy to dobre do zjedzenia?

Przypuszczam, że tak, jeśli dobrze pachnie — powiedział Harry. Nie wiem, co jest dobre do jedzenia dla węży. Poza mugolami, tak jak zrobił to bazyliszek Slytherina, jednak bez względu na to, jak Harry nie lubił niektórych z nich, nie miał zamiaru napuszczać Dasha na uczniów.

Nawet jeśli fajnie byłoby poszczuć nim Ślizgonów. Albo Snape’a.

Mówiłem ci, że mogę zjeść, kogo chcesz — powiedział Dash z roztargnieniem, ale napiął się, zwinął tak, że pierwsze dwie trzecie jego ciała oderwało się od od ziemia. Harry wiedział, że nie skupiał się już na rozmowie. Nadchodzi coś małego i ciepłego.

Harry ostrożnie stanął za bazyliszkiem. Nie miał zamiaru stanąć na drodze jego spojrzeniu. Biorąc pod uwagę, jak bardzo Dash starał się trzymać powieki na oczach pomyślał, że wzrok bazyliszka prawdopodobnie nadal mógłby go skrzywdzić, niezależnie od tego, że był związanym z bazyliszkiem wężoustym.

Dash przesunął się trochę do przodu, a potem nagle jego powieki uniosły się. Harry mógł zobaczyć z miejsca, w którym stał, jak podnoszą się one niczym rolety. Słaby, złoty blask na sekundę rozbłysnął w ciemności nocy.

Rozległ się zdezorientowany, cichy dźwięk i Harry zobaczył cień, o którym wcześniej nie wiedział, że tam był, który przesunął się i przewrócił. Uświadomił sobie, że to był królik,, kiedy Dash ponownie zasłonił oczy drugą parą powiek i prześlizgnął się do przodu, a potem owinął wokół ofiary górną część swojego ciała.

Dobra robota — rzekł trochę niepewnie Harry, czując, że powinien coś powiedzieć.

Dash ziewnął na znak zgody. I dalej ziewał. Kiedy Harry wpatrywał w niego, całkowicie rozwarł szczękę, aż wyglądała jak zepsute drzwi, a potem pochylił się i włożył królika do pyska, a potem go połknął. Harry widział, jak bezkształtna masa przesuwała się coraz głębiej w jego gardle.

To było trochę fascynujące i odrobinę przerażające. Harry musiał tylko pomyśleć o tym, że to mogłoby przydarzyć się Voldemortowi, żeby stało się to również lekko zabawne.

To było dobre — powiedział Dash. Ale nadal jestem głodny. Wiesz, to pochłania dużo energii. Poruszanie się i rozmawianie z tobą. Czołgał się przed Harrym, kierując wzrok na Las.

Harry zrobił kilka ostrożnych kroków za nim, mówiąc:

Bądź ostrożny. W lesie żyją istoty… no cóż, stworzenia, takie jak centaury i nie chcę, żebyś ich zabijał.

Co to jest centaur? — zapytał Dash i ponownie przetasował kilka wspomnień Harry’ego, aż znalazł odpowiedź. Och. Cóż i tak nie chciałbym ich zjeść. W tej chwili są dla mnie za duzi.

Harry przełknął ślinę. To “w tej chwili” trochę go niepokoiło.

OoO

Ale w końcu znaleźli kolejnego królika i kilka myszy, a Dash owinął się sennie wokół Harry’ego i pozwolił mu zanieść się z powrotem do Hogwartu. Jego ciało było dziwne, nierówne. Harry wiedział, że to od wszystkich zwierząt, które zabił, ale nie mógł powstrzymać się od pocierania czasami guzów, które znajdowały się na wysokości jego brzucha i ramion, dopóki Dash nie poruszył się i wymamrotał w proteście.

Przepraszam — powiedział Harry i przestał to robić. Również nie chciałby, aby ktoś inny pocierał mu brzuch po pełnym posiłku. Zwłaszcza, że tak rzadko jadał pełny posiłek, gdy byli w to zamieszani Dursleyowie.

Kim oni są? Wspomniałeś o nich wcześniej.

Harry milczał. Ale nie musiał tego mówić na głos, nie, kiedy Dash mógł prześledzić jego umysł i dowiedzieć się, kim oni byli. I na swój sposób rozumiał, co się stało z Harry’m.

Nie pozwalali ci jeść i trzymali cię w maleńkiej klatce. Dash wysunął język tak, że musnął płatek ucha Harry’ego, który podskoczył tak, jak wtedy, gdy bazyliszek polizał tył jego nogi. Przyzwyczajenie się do tego zajmie mu trochę czasu. Umrą. Największy powinien nasycić mój głód na tydzień.

Harry westchnął.

— Nie chcę, żebyś zabijał ludzi! — Wypowiedział to na głos, po angielsku, aby upewnić się, że Dash zrozumiał, że był bardzo poważny, jeśli chodziło o tę kwestię.

Co to ma wspólnego z czymkolwiek? Dash brzmiał na zbitego z tropu. Zemściłbym się za ciebie. Tak to działa.

— Nie możesz zabijać ludzi!

— Jest pan bardzo stanowczy, panie Potter. Szkoda, że nie był pan równie stanowczy w unikaniu niebezpieczeństw, kiedy wie pan, że Black włóczy się po okolicy, próbując pana zabić.

Harry zatrzymał się i poderwał głowę. Profesor Snape zbliżał się do niego, jego szaty trzepotały za nim jak flaga. Dash poruszył się obok niego i zaczął podnosić głowę, ale Harry sięgnął w dół i zakrył mu dłonią oczy.

— Mówiłem ci, żadnego zabijania!

Snape zatrzymał się. Harry wpatrywał się w niego. Wydawało się, że mężczyzna podszedł bliżej, mając wrażenie, że Harry mówił do siebie czy coś, ponieważ patrzył na Dasha w sposób, który dawał do zrozumienia, że wcześniej go nie zauważył.

Normalnie Harry nie zastanawiał się zbytnio nad tym, co Snape zrobi lub czego nie zauważył. Ale tym razem tak zrobił i nawet próby Dasha, by odepchnąć jego rękę, jęcząc: “Dobrze, w porządku. Będę trzymać powieki opuszczone. Puść mnie.”, nie sprawiły, że oderwał swój wzrok od bladej twarzy Snape’a.

— Coś ty znalazł? — wysapał Snape najmniej wrogim tonem, jaki Harry kiedykolwiek od niego słyszał. Harry zakładał jednak, że ten ton wróci za chwilę. Mężczyzna był po prostu w szoku, dlatego nie zawracał sobie głowy spokojną czy dyplomatyczną odpowiedzią.

— Małego bazyliszka. Słyszałem głos wołający z Komnaty Tajemnic i to był on.

Powiedz mu, jak mam na imię i że jesteśmy związani — powiedział Dash, a jego ogon lekko postukał w żebra Harry’ego. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli. Nie chcę, żeby jakiś brudny kot lub sowa myślały, że mogą mi cię ukraść.

Mam sowę. Musisz się z nią dogadać — powiedział wzbudzony Harry do Dasha.

Nawet o tym nie pomyślał. Wyglądało na to, że myślał o wszystkich sprawach w swoim życiu, które Dash miał zmienić, dopiero wtedy, gdy Dash o nich wspomniał. Musiał przestać zachowywać się w ten sposób.

Dogadam się z czymś, co należy do ciebie. Ale każdy przypadkowy kot lub sowa niech lepiej uważają. Dash położył głowę na ramieniu Harry’ego i dotknął językiem jego ucha, sprawiając, że chłopiec znów podskoczył. Ten też. Niech nie myśli, że może cię zamknąć w klatce albo nie nakarmić.

Nigdy by tego nie zrobił — powiedział znużony Harry w wężomowie, nie spuszczając Snape’a z oka. Mężczyzna nie poruszył się. Po prostu stał tam i gapił się, jakby to mogło sprawić, że Dash zniknie lub zmieni się w coś innego, co nie będzie bazyliszkiem, a zatem nie będzie stanowiło większego problemu. Nienawidzi mnie, ale daje mi tylko szlabany. Szybko podzielił się z Dashem wspomnieniem, gdy ten poruszył się z niezadowoleniem obok niego. Nie wiem dokładnie, dlaczego mnie nienawidzi, ani nigdy nie chciałem się tego dowiedzieć.

Zawsze powinieneś dowiedzieć się, dlaczego ktoś cię nienawidzi. To pierwszy krok do ich pokonania.

Harry zmrużył oczy, ponieważ nie brzmiało to jak myśl, którą powinien mieć młody wąż lub taką, która kiedykolwiek przeszła przez jego własną głowę, ale nie miał szansy się nad tym zastanowić, ponieważ Snape znów się odezwał.

— Udamy się bezpośrednio do gabinetu dyrektora.

Nie lubię go — powiedział Dash. Jeśli nie pozwalasz mi zabić go wzrokiem, to pozwól mi go ugryźć. Moja trucizna spowodowałaby wolniejsza śmierć. Nie musiałbyś tego oglądać.

Przestań być tak żądnym krwi — odpowiedział mu Harry, zadowolony, że zdecydował się poćwiczyć rozmowę w myślach, gdy poszedł za Snape’em. Chciał go zapytać, czy Dumbledore wysłał go, by znalazł Harry’ego, ale nie sądził, żeby Snape mu to powiedział. I może Snape właśnie zdecydował, że muszą iść do Dumbledore’a, ponieważ Harry miał teraz niebezpiecznego chowańca, który był niedozwolony w szkole.

Co mam zrobić, jeśli będą chcieli odesłać Dasha?

Walczyć o mnie — powiedział Dash, całkowicie zaskoczony. Oczywiście, że będziesz walczyć dla mnie. Walczyłbym dla ciebie. I mogę cię nauczyć, jak być bardziej niebezpiecznym.

Harry zatrzymał się. Ta myśl była właściwie dość interesująca.

— Dyrektor nie ma całej nocy, Potter.

Harry zesztywniał, przekładając ramię pod Dashem, żeby jego ogon nie ciągnął się po ziemi i poszedł dalej. Nie chciał pozostawić tego stwierdzenia bez riposty, ale nie chciał również zachęcać Dasha do naśladowania jego zachowania, a Dash był ważniejszy od Snape'a.

W każdym razie podczas ich spaceru mogli odbyć cichą rozmowę, której Snape nigdy by nie zauważył.

OoO

Severus miał Pottera na oku, tak jak miał to w zwyczaju od lat, ale jego uwaga była przynajmniej tak samo skupiona na wężu, jak na chłopcu. Widział stojący mały, czerwony pióropusz na głowie gada, dający mu do zrozumienia, że chłopiec miał rację, że to był bazyliszek, młody i w dodatku samiec.

Portrety obudziły Severusa swoją podekscytowaną paplaniną o “powrocie Slytherina”. Severus spodziewał się, że jedno z dzieci z jego Domu robi sobie kawał. Oczywiście, jeden z młodszych, bo żaden ze starszych uczniów nie byłby taki głupi, by w środku nocy obudzić gniew Snape’a.

Ale zamiast tego wyszedł i znalazł - to. Bazyliszka, który owijał się wokół chłopca i wydawał się być w stanie trzymać oczy zamknięte na jego polecenie.

Severus nie był ślepy. Chociaż nie mógł zrozumieć wężomowy, którą posługiwał się chłopiec mówiąc do węża, zauważył długie przerwy i sposób, w jaki uwaga nastolatka nie skupiała się na Severusie i kierowała się ku bazyliszkowi. Mówiło to o więzi bliższej nawet od tej, którą Severus widział, gdy Czarny Pan dzielił ją z niektórymi wężami.

Kiedy wchodzili po obrotowych schodach do gabinetu dyrektora, Severus celowo cofnął się o krok, by móc obserwować wyraz twarzy Albusa i moment, w którym ten błysk zniknie z jego oczu.

Severus zdał sobie sprawę, że na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, ale na szczęście ani Albus, ani Potter nie patrzyli na niego w tej chwili.

Wyglądało na to, że sytuacja stała się właśnie znacznie bardziej interesująca.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.

Anulka likes this post

Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 23 Sty 2022, 10:29

Rozdział 3: Konfrontacja w gabinecie dyrektora

Harry’emu wydawało się, że słyszał, jak Snape zamknął za nim drzwi do gabinetu. Jednak tak naprawdę to go nie obchodziło. Jego uwaga była skupiona na Dumbledorze, na sposobie w jaki patrzył na Dasha, a potem jak spojrzał na niego.

Był spokojny i poważny. Harry widział go już kiedyś takiego, ale pomyślał, że Dumbledore był teraz najbardziej poważny w stosunku do niego niż kiedykolwiek wcześniej.

— Przypuszczam, że wiesz, co masz ze sobą, Harry? — powiedział delikatnie.

Delikatność pogorszyła sprawę. Serce Harry’ego załomotało i podskoczyło, gdy Dash ponownie wystawił język i przesunął nim powoli po uchu Harry’ego i boku jego szyi. Nie musisz uciekać. Jestem tutaj.

Harry uspokoił się myśląc o tym, gdy położył dłoń z tyłu głowy Dasha, odpowiadając:

— Wiem, że to bazyliszek, proszę pana. Sam mi to powiedział. — Harry dotknął pyska Dasha, który po zirytowanym pstryknięciu językiem, pozwolił mu na to. — Jednak zakrywa oczy, żeby nie mógł kogoś zabić spojrzeniem. Zasugerowałem to. Zrobił to. Nie jest zagrożeniem.

— Może dla ciebie nie jest zagrożeniem — powiedział Dumbledore z powolnym i surowym naciskiem. — Ale czy nie jest zagrożeniem dla innych uczniów w szkole? Dla ludzi przechodzących obok niego na ulicy? — Potrząsnął głową. — Obawiam się, że będziesz musiał go oddać.

Harry nic nie powiedział, ale w zamian objął Dasha, chwytając część jego ciała w swoje ramiona. Dash oparł się mocniej o Harry’ego i syknął cicho. Harry nie był pewien, czy rozumiał wszystkie 4 angielskie słowa, które wypowiedział ktoś inny, ale zdecydowanie rozumiał myśli, które przelatywały przez głowę Harry’ego.

Jeśli spróbuje oddzielić cię ode mnie, ugryzę go. Zasługuje na bolesną śmierć.

To był kolejny raz, kiedy Harry był rozpaczliwie zadowolony, że nikt nie miał szans podsłuchać tego, co powiedział mu Dash.

— Nie jestem… nie mogę go kontrolować, dlatego że jestem dziedzicem Slytherina lub kimś takim, proszę pana — powiedział Dumbledore’owi. — Albo dlatego, że jestem wężoustym. — Dumbledore chciał coś powiedzieć, ale teraz czekał i przyglądał się w zamyśleniu Harry’emu. — Jest ze mną związany.

— Co? — Dumbledore wyciągnął jedną rękę, jakby chciał chwycić Dasha, ale Harry uznał, że to szok. Wpatrywał się w Harry’ego, a potem spojrzał na Snape’a, jakby ten mógł znaleźć na to jakąś odpowiedź.

Harry spojrzał na Snape’a, ale jego wyraz twarzy był beznamiętny i pusty. No dobrze. Harry i tak musiał być tym, który opowie następną część.

— Wykluł się z jaja w Komnacie Tajemnic. Usłyszałem jego głos wołający mnie i wyszedł z jaja, kiedy je rozciąłem, aby mu pomóc. — Przerwał, boleśnie przekonany, że Snape rzuci się na niego i nakrzyczy za złamanie godziny nocnej, ale nic się nie wydarzyło. Panowała cisza, więc Harry kontynuował: — A potem spojrzał na bok oczami z zakrytymi powiekami i zaczął przemawiać w mojej głowie. Powiedział mi, jak się nazywa i znał moje imię. On nie chcę odejść, proszę pana.

— Slytherin — mruknął Snape.

Harry chciał go zapytać, co miał na myśli, ale Dumbledore rzucił Snape’owi dość ostre spojrzenie, a mężczyzna umilkł.

— Przykro mi, Harry, ale wciąż pozostaje kwestia bezpieczeństwa — kontynuował Dumbledore, odwracając się do Harry’ego. — Co by się stało, gdyby twój bazyliszek zamordował kogoś przypadkowo? Po fakcie możesz później bardzo tego żałować.

Wydawało się, że tym razem Dash poświęcił chwilę na przetłumaczenie zmartwień Harry’ego z jego myśli, ale wydał z siebie kolejny wzburzony syk. Powiedz mu, że to się nie stanie, dopóki mi nie każesz. Chcę zabijać małe, ciepłe rzeczy. Ludzie nie są zabawni do zabijania, chyba że cię skrzywdzą. Musiałbym rozciągnąć szczękę zbyt szeroko, żeby ich połknąć.

— Mówi, że będzie ostrożny, proszę pana — oznajmił Harry, a jego ręka drżała na łuskach Dasha. Na początku był zdenerwowany i przestraszony, kiedy dowiedział się, że był związany z bazyliszkiem, ale teraz wszystko, o czym mógł pomyśleć, to sposób, w jaki Dudley dostawał wszystkie prezenty, gdy był dzieckiem, a Harry żadnego. Nie chciał, żeby ktoś zabrał mu Dasha.

Ugryzę ich, jeśli spróbują.

— Nie możesz go zatrzymać — powiedział Dumbledore. — Być może gdybyś był poza szkołą i nie wracał do mugolskiego świata każdego lata… ale nawet wtedy byłoby to niebezpieczne. Będziecie musieli zostać rozdzieleni.

— Dyrektorze? — mruknął Snape. — Może powinniśmy przyjrzeć się i ocenić siłę tej więzi?

Przyjrzeć się? Jak mogą to zrobić?

Przypuszczam, że zajrzą do twojego umysłu i w ten sposób zobaczą naszą więź. Dash już się uspokoił. Wydawał się zainteresowany, a nie zły. I możesz przestać myśleć, że pozwolę im nas rozdzielić. Nie zrobię tego. Wiem, że się tym martwisz, ale po prostu na to nie pozwolę. Szybkim ruchem podwinął ogon i stuknął Harry’ego w bok głowy naprzeciwko miejsca, w którym unosiła się szyja Dasha. Musisz się zrelaksować i zaufać mi.

Harry nie czuł się o wiele bardziej komfortowo z myślą, że ktoś może przejrzeć jego umysł. Zwłaszcza jeśli zrobiliby to Snape i Dumbledore. Nerwowo wodził wzrokiem między dwoma mężczyznami i zobaczył, że Dumbledore podniósł rękę, jakby chciał przycisnąć coś ciężkiego do biurka.

— Dobra sugestia, Severusie — powiedział, po czym zwrócił się do Harry’ego. — Czy pozwolisz mi zajrzeć do swojego umysłu, Harry, i przyjrzeć się twojej więzi z Dashem? Może być słaba. W takim razie nie będę mógł pozwolić ci zatrzymać bazyliszka. Możesz stracić nad nim kontrolę, a on w każdej chwili może wpaść w szał.

Chciałbym, żeby ludzie dowiedzieli się, że bazyliszki mają ważniejsze rzeczy do zrobienia niż wpadać w szał w szkole — narzekał Dash. Już widzę, że opieka nad tobą i karanie wszystkich ludzi, którzy cię skrzywdzili, będzie pracą na pełny etat.

Harry jedynie przełknął i zamrugał. Nie był pewien, co się działo, wiedział tylko, że było złe i minęła długa chwila, zanim zdał sobie sprawę, że Dumbledore czekał na jego pozwolenie. Cóż, prawdopodobnie i tak to się zdarzy i lepiej żeby to był Dumbledore niż Snape.

— Tak, proszę pana. Może pan spojrzeć. — Jakiś instynkt, aby być ostrożnym, a może był do ogon Dasha ponownie uderzający go w bok głowy, sprawił, że Harry dodał: — O ile tylko popatrzy pan na więź i na nic więcej.

Dumbledore zamarł w trakcie wyciągania różdżki i spojrzał na Harry’ego z głębokim smutkiem.

— Oczywiście, mój chłopcze. Nigdy nie naruszyłbym twojej prywatności psychicznej, patrząc na cokolwiek innego.

Harry’emu wydawało się, że słyszał, jak Snape prychnął na to, ale nie był pewien i był już wystarczająco zdenerwowany. Zastanawiał się, czy czytanie w myślach bolało. Pewnie nie, jeśli robili to przez cały czas, a on tego nie zauważył, ale w jego życiu były rzeczy, które przez cały czas sprawiały nieoczekiwany ból.

— Co muszę zrobić? — zapytał.

Dumbledore obdarzył go życzliwym uśmiechem i Harry rozluźnił się. Chciał zaufać Dumbedore’owi. Nie chciał być jakimś paranoidalnym idiotą ani sprawiać wrażenia, że zrobił coś mrocznego i złego, ponieważ tak nie było.

— Jedynie nie ruszaj się i patrz mi w oczy. Rzucę zaklęcie na głos, abyś mógł je usłyszeć i wiedzieć, kiedy się zacznie. W porządku?

Harry skinął głowa, nieco bardziej uspokojony. Dumbledore wyszeptał coś, co brzmiało jak “Legilimes” i Harry poczuł dziwne wrażenie, jakby jego umysł był kałużą, w której ktoś się zanurzył. Harry poruszył się niespokojnie. To było niewygodne, ale nie bolesne, a tym samym lepsze niż wiele innych rzeczy, których doświadczył.

OoO

Severus ukrywając swoje myśli i emocje obserwował, jak Dumbledore plądrował umysł Pottera. Albo przechodził przez niego delikatnie i rozglądał się w nadziei, że oczywista prawda nie była rzeczywistością, niezależnie od preferowanej interpretacji.

Znał dyrektora, może nawet lepiej wtedy, kiedy ten znajdował się w ekstremalnych okolicznościach. I wiedział, co oznaczały przenikliwe spojrzenia i ciche westchnienia Albusa oraz sposób, w jaki trzymał różdżkę. Miał rozpaczliwą nadzieję, że coś nie było prawdą, a jednak wiedział, że całkowicie nią było.

W tym przypadku była to więź chłopca z jego wężem.

Severus bez wysiłku powstrzymał swój szyderczy uśmiech. I tak częściej uśmiechał się w ten sposób wewnętrznie niż zewnętrznie.

— Nie, to była więź, która nie miała nic wspólnego z wężomową — Albus napomknął kiedyś Severusowi, że wiedział, iż wężomowa chłopca pochodzi od Czarnego Pana, a nie od jakiegoś przodka Pottera, który potrafił się nią posługiwać —lub z tym, że wąż opętał Pottera. To była prawdziwa więź i chociaż nie wszystkie historie o Slytherinie opowiadały o tym w tych kategoriach, Severus słyszał również takie, które o tym wspominały. Slytherin był związany z wężami, a nie tylko im rozkazywał.

Co prawda, nie było żadnych opowieści, które mówiły o jego możliwej więzi z bazyliszkiem, chociaż Severus zaczął się zastanawiać, czy powinien zapytać niektóre gadatliwe portrety o możliwe historie. A może tak było, aby nikt nie dowiedział się, że potwór Slytherina był bazyliszkiem. Gdyby zachowało się więcej informacji, mogłoby to nie być zaskoczeniem.

Taka paskudna niespodzianka, stwierdził Severus, opierając się na reakcji dyrektora. I to taka, której nie można było odrzucić, jeśli więź była prawdziwa. Wąż nie opuści Pottera, a biorąc pod uwagę sposób, w jaki chłopak trzymał bazyliszka ochronnie blisko siebie, on również będzie walczyć, aby go chronić.

Severus był wiele winien Albusowi. To on objął Severusa ochroną po wojnie i uratował go przed Azkabanem. To on dał Severusowi szansę na odkupienie. To on słuchał i wierzył, kiedy Severus powiedział mu, że chce odrzucić swoją przeszłość śmierciożercy i nie kwestionował zbyt mocno jego motywów.

Z drugiej strony, Severus nie zapomniał o faworyzowaniu przez Albusa Hunctwotów, gdy był uczniem. Nie wybaczył Albusowi, że zatrudnił Remusa Lupina, ze wszystkich wilkołaków, na stanowisko, które powinno należeć do Severusa. I były też inne podejrzenia, nie pewniki, głęboko pogrzebane, o których Severus nie pozwalał sobie myśleć na co dzień, ale które istniały.

Te rzeczy sprawiły, że Severus na kilku poziomach z przyjemnością widział świat Albusa wytrącony z równowagi w sposób, który nie miał nic wspólnego z własnymi działaniami Severusa.

A gdyby mógł podjąć jakieś drobne, niezauważalne działanie, które pogłębiłoby to drżenie i falowanie, podjąłby je bez wahania.

OoO

Dyrektor w końcu wycofał się, potrząsając głową. Harry oparł się policzkiem o pysk Dasha i westchnął. Miło było znów być samemu w swoim umyśle.

Nie jesteś sam w swoim umyśle. Jestem tam.

Wiem, ale jesteś inny — pomyślał Harry i uznał, że Dash był zachwycony tym stwierdzeniem, w ciągu tych kilku sekund, w których musiał o tym pomyśleć, zanim Dumbledore delikatnie odchrząknął.

— Masz prawdziwą więź ze swoim wężem, Harry. — Dumbledore ponownie pokręcił głową i cofnął się za biurko. Stał na nim mały, srebrny i wirujący instrument, który po jednym dotknięciu palca zaczął przyśpieszać. Harry obserwował go ostrożnie, ale ponieważ nie wyglądało na to, by miało to wpływ na Dasha, spojrzał z powrotem na Dumbledore’a. — Bardzo trudno będzie się go pozbyć lub rozdzielić z tobą.

— To właśnie mówiłem, proszę pana — powiedział Harry. Snape prawdopodobnie przewracał teraz oczami na brak szacunku Harry’ego dla dyrektora. Cóż, tym lepszy powód, by nie patrzeć na mistrza eliksirów. — Nie chcę się z nim rozstawać.

— Nie rozumiesz moich obaw, Harry? — Dumbledore powiedział to tak, jakby to było najważniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek zadał.

Harry spojrzał na niego uważnie.

— Rozumiem, proszę pana — powiedział. — Ale nie wiem, czy pan rozumie, że mogę poprosić Dasha, aby nie gryzł ludzi ani nie zabijał, a on tego nie zrobi. To wybór, proszę pana — dodał, ponieważ wiedział, że Dumbledore w to wierzył. — I to nasze wybory czynią nas tym, kim naprawdę jesteśmy. Czy się mylę?

Dumbledore odchylił się powoli w swoim fotelu.

— Ale zastanawiałem się, czy przypominasz sobie inny wybór i dokonujesz go na nowo, tym razem w inny sposób — stwierdził.

Harry nie rozumiał, co miał na myśli, dopóki Dumbledore nie pochwycił jego wzroku i skierował go na Tiarę przydziału, leżącą wysoko na półce. Harry natychmiast potrząsnął głową.

— Nie, proszę pana. To, że mam bazyliszka, nie oznacza, że chcę być w Slytherinie.

Rozległ się cichy syk, niczym czajnik. Harry już miał zbesztać Dasha, za straszenie Dumbledore’a swoim syczeniem, ale sekundę później zdał sobie sprawę z tego, że to nie Dash syczał. To Snape wydał ten dźwięk za nim. Harry odwrócił się, wpatrując się w niego.

— Co przez to rozumiesz? — Oczy Snape’a były nieco wyłupiaste. Był blady i wyglądał, jakby miał się pochorować. Harry’emu było trochę przykro, że nawet nie wiedział, co zrobił, że mężczyzna tak wyglądał. Jeśli już miał zdenerwować Snape’a, to powinno być celowe działanie.

— Pierwszym wyborem Tiary dla Harry’ego był twój Dom, Severusie — powiedział Dumbledore brzmiąc radośniej. Harry po cichu zastanawiał się, czy dyrektor również lubił denerwować Snape’a.

Lubię wszystkich denerwować — dodał Dash, niezbyt pomocnie. Harry potarł jego głowę, aby go uciszyć i raz jeszcze spojrzał na Snape’a i Dumbledore’a, rozbawiony wbrew sobie.

— Ale Harry wybrał Gryffindor i masz rację, Harry, to nasze wybory… — powiedział Dumbledore, milknąc, gdy ujrzał w jaki sposób Harry głaskał Dasha. Westchnął, brzmiąc dla nastolatka smutno i staro. — Być może, jeśli spędzisz trochę czasu ze swoim wężem, zdasz sobie sprawę, że musisz to przemyśleć? Przynajmniej przed powrotem do swoich krewnych?

Harry był absolutnie pewien, że nigdy nie rozważyłby stawienia czoła Dursleyom bez Dasha, kiedy mógł mieć jego ochronę, ale wiedział, że czasami trzeba okłamać dorosłych dla ich własnego dobra.

— Rozważę to, proszę pana.

— Świetnie! — stwierdził Dumbledore i zatarł ręce. — W takim razie jedyne, co nam pozostaje, to wprowadzić kilka podstawowych zabezpieczeń dla bezpieczeństwa twoich kolegów ze szkoły.

Machnął różdżką i powiedział coś cicho, a kilka srebrnych instrumentów wyleciało z półek i okrążyło głowę Harry’ego.

Nie lubię ich — powiedział Dash, poruszając głową w przód i w tył, ponownie dając Harry'emu możliwość zobaczenia przytłumionego żółtego światła jego oczu ukrytego pod powiekami. Niech odejdą.

Harry trzymał różdżkę w dłoni, gotów zareagować, jeśli będzie musiał, ale najpierw zapytał:

— Proszę pana? Co one mają zrobić?

— Cieszę się, że o to zapytałeś, mój chłopcze — powiedział Dumbledore radośnie, jakby faktycznie tak się czuł. — Będą działać jak lustra, jeśli twój Dash otworzy oczy. Sprawi to, że jego spojrzenie odbije się nie wyrządzając nikomu szkód. Są obdarzone wystarczającą inteligencją, aby wiedzieć, kiedy są potrzebne i ustawią się między twoim przyjacielem a innymi uczniami. — Sięgnął do szafki i wyciągnął duża, czerwoną fiolkę, której Harry wcześniej nie widział. — A to rozrzedzi jego truciznę na tyle, że będzie bolesna, ale nieszkodliwa dla każdego, kogo ugryzie. Jest to jedno z zastosowań smoczej krwi, niestety nie zadziałałoby z większym bazyliszkiem.

Harry spojrzał na Dasha, który zwinął się bliżej niego i jęknął, nie akceptując takiego rozwiązania. Co się stanie, jeśli na zawsze rozcieńczy moją truciznę? A jeśli nie będę mógł zabić królików, które muszę zjeść? Ponownie dotknął językiem szyi Harry’ego. A jeśli nie będę mógł ugryźć kogoś chcąc cię obronić?

— Martwi się, że nie będzie w stanie mnie bronić, jeśli to przyjmie, proszę pana — powiedział Harry, ponownie zwracając się do Dumbledore’a, czując przez moment niedowierzanie, że tłumaczył dyrektorowi słowa bazyliszka.

Takie jest życie — powiedział Dash, a jego ogon poruszał się powoli wokół talii Harry’ego, przesuwając się, jakby chciał poznać jego kształt. Jest pełne niespodzianek i jedzenia.

— Obawiam się, że będę musieć nalegać na te środki — oznajmił Dumbledore.

Harry rozważył to jeszcze raz, a potem chwycił fiolkę. Uniósł ją do pyska Dasha.

Możesz to dla mnie wziąć? — zapytał głośno w wężomowie. Pomyślał, że Snape raczej na to podskoczył, chociaż Dumbledore po prostu nadal obserwował go spokojnie. — Proszę?

Dash w końcu otworzył z oporem szczęki i syknął na Dumbledore’a. Harry ostrożnie wlał mu eliksir do gardła. Dash przez chwilę poruszał szczękę w tę i z powrotem, sprawiając, że jego kły błysnęły, a potem powiedział: Nie smakuje tak źle, jak się tego spodziewałem. Bardziej jak krew.

Harry stanął twarzą w twarz z Dumbledore’em.

— Czy mogę już iść, proszę pana?

Chciał się trochę przespać, a najlepiej wrócić zanim wszyscy się obudzą i będzie musiał im wyjaśnić pochodzenie Dasha.

— Chwileczkę, Harry. — Dumbledore pochylił się do przodu, kładąc ręce na biurku i ponownie przyjrzał mu się z powagą. — Czy myślisz, że to może się powtórzyć?

— Więź z bazyliszkiem, proszę pana? — Harry energicznie potrząsnął głową. — Naprawdę mam nadzieję, że nie.

Nie powtórzy się — powiedział stanowczo Dash w jego głowie. Jesteś mój i nie pozwalam, żeby inny bazyliszek był blisko ciebie.

Harry uśmiechnął się i sięgnął, by dotknąć karku Dasha. Zauważył, że Dumbledore przyglądał mu się z powagą i najeżył się lekko.

— Poczynił pan wszystkie przygotowania, których pan potrzebuje, aby inni ludzie byli bezpieczni, proszę pana. Zaufa mi pan teraz czy nie?

— Nie o to mi chodziło, Harry — powiedział Dumbledore, a potem rzekł: — Miałem na myśli, czy podejmiesz kolejną decyzję, która jest tak lekkomyślna jak ta i tak uporczywie będziesz lekceważyć bezpieczeństwo innych ludzi?

Harry umilkł. Czeka na coś - pomyślał, ale nie był pewien na co.

Potem, kiedy o tym pomyślał, znalazł odpowiedź. Czekał, aż jego żołądek zaciśnie się z powodu poczucia winy i rozczarowania Dumbledore’a. Dyrektor był pierwszym dorosłym, któremu naprawdę chciał zaimponować. Straszne było myśleć, że zrobił coś, co go zdenerwowało.

Ale nie miał tego uczucia. Spojrzał z ukosa podejrzliwie na Dasha, który natychmiast podwinął ogon i klepnął nim bok jego szyi. Mogę do ciebie przemawiać i wyłapać twoje myśli. Nie mogę tłumić twoich emocji.

— Nie wiem, proszę pana — powiedział Harry i odwrócił się do Dumbledore’a. — Nie chcę narażać ludzi na niebezpieczeństwo, ale nie mogłem zostawić kogoś, kto wołał mnie, bym mu pomógł. Nie rozumie pan tego? — dodał, bo sądził, że jeśli ktoś wiedziałby, dlaczego musiał wstać z łóżka w środku nocy, żeby kogoś uratować, byłby to właśnie Dumbledore. — Jeśli mogę coś zrobić, aby kogoś uratować, to zrobię to.

Dumbledore skinął głową, a w jego oczach ponownie pojawił się błysk.

— Rozumiem, chłopcze. Dobranoc.

Harry spojrzał instynktownie na Snape’a, ale ten wpatrywał się w Dumbledore’a i nie wydawał się skłonny eksportować Harry'ego z powrotem do Wieży Gryffindoru “aby upewnić się, że poszedł spać”, tak jak Harry był pewien, że zrobi. Wzruszył ramionami i odpowiedział:

— Dobranoc, proszę pana.

Wyszedł, poprawiając Dasha wokół swojej talii.

Zaczynam być śpiący od całego jedzenia, które zjadłem — powiedział Dash, a jego szyja owinęła się wokół Harry’ego, a potem oparł brodę na karku Harry’ego. Jego satysfakcja ciężko osiadła w umyśle Harry’ego niczym mruczący kot. Czy możemy poczekać do jutra na spotkanie z twoimi współlokatorami?

Myślę, że możemy — stwierdził Harry i pogładził jego łuski i mały pióropusz, który stał na czubku głowy węża i udał się do Wieży Gryffindoru.

Każdy krok był cięższy niż kiedykolwiek, ponieważ wcześniej nie niósł gigantycznego węża. Ale każdy krok był też bardziej radosny. Wiedział, że będzie miał kłopoty, a krążące wokół niego lustra także to pokazywały, ale wiedział, że było w tym coś jeszcze.

Już nigdy nie będzie sam.

OoO

— Wiem, co powiesz, Severusie i możesz sobie darować. Wiedziałem, gdzie Tiara Przydziału chciała umieścić Harry’ego. Już z nim o tym rozmawiałem.

Severus potrząsnął głową. W jego umyśle była mieszanina myśli i emocji, która bardzo utrudniała mu wybór tego, co miał powiedzieć. Ale przynajmniej ten temat, o którym mówił Albus nie był w pierwszej piątce najbardziej go bulwersujących.

— Nie o to chodzi — zdecydował się w końcu powiedzieć. — Chciałbym wiedzieć, dlaczego tak bardzo chciałeś pozbawić chłopca węża, a potem ustąpiłeś i pozwoliłeś mu go zatrzymać.

— Pozbawić go? — Albus zaśmiał się. — Możesz zostać uznany za fana Harry’ego Pottera, Severusie, jeśli nadal będziesz tak mówił.

Severus zmusił się do zignorowania tych słów, które sprawiły, że miał ochotę wybuchnąć. Miał nad sobą większą kontrolę, a to było ważne.

— Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?

— Ponieważ spojrzałem i zobaczyłem prawdziwą więź, jak słusznie założyłeś, że będzie istniała. — Albus nadal wyglądał na zbyt rozbawionego. — A ponieważ widziałem, że Harry chciał chronić Dasha i siebie i że… pewne rzeczy nie są takie, jak sądziłem. — Tym razem uśmiech Albusa zniknął. — Harry stoi na rozdrożu i mógłby się zatracić, Severusie. Muszę przyznać, że się o niego martwię.

Severus skinął głową i wypowiedział kilka pustych frazesów, zmieszanych z drwinami, których Albus się po nim spodziewał. Przynajmniej, kiedy dyrektor machnął mu na pożegnanie tej nocy, Severus myślał, że ten niczego nie podejrzewał.

Ale umysł Severusa pędził i do doszedł do kilku wniosków, które jak sądził, Albus uznałby za co najmniej okropne. A może uznałby za nieodpowiednie, że Severus nad nimi rozmyśla.

W rzeczywistości Slytherin był wężoustym. Przynajmniej w legendach był związany z kilkoma wężami. I chociaż Severus nigdy nie byłby tak pochopny, by uwierzyć w reinkarnację założyciela jego domu w postaci raczej głupiego Gryfona, musiał się zastanowić nad twierdzeniem Albusa, że Potter miał umiejętność wężomowy jedynie od Czarnego Pana.

Czy przejął również ślizgońską naturę i więź z bazyliszkiem od Czarnego Pana? A może było w tym coś więcej, jak zaczynał podejrzewać Severus, i Czarny Pan nie miał z tym nic wspólnego?

Bo jeśli tak, to wskazywało to na jego błędną interpretację kilku rzeczy, które Potter zrobił i wymiaru których inni nie znali.

Chciał o tym pomyśleć, ale nie zamierzał w najbliższym czasie zdradzić Albusowi swojej ciekawości ani wyciągniętych wniosków.

Opierając się na reakcji Albusa na samą myśl o Harrym Potterze zachowującym się jak Slytherin, dyrektor uznawał, że to najgorszy los, jaki mógłby spotkać chłopca. Severus tak nie sądził.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.

Anulka likes this post

Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 30 Sty 2022, 11:11

Rozdział 4: Przełomowe zmiany

— Kolego, nie ruszaj się.

Głos Rona był miękki i ochrypły. Harry zamrugał, otwierając oczy, po czym ponownie zamrugał, gdy zobaczył różdżkę Rona wycelowaną prosto w niego. Zajęło mu dłuższą chwilę, by zorientować się, dlaczego ta sytuacja ma miejsce.

Potem przewrócił oczami i celowo poruszył ręką, tak że pogładził dłonią lśniące łuski Dasha.

— Ron, wszystko jest okej.

Drugi chłopak drgnął i powiedział głosem tak cichym, że Harry był zaskoczony, że głaskanie Dasha go nie stłumiło.

— Kolego, masz na sobie cholernie wielkiego węża. Myślę, że to cię zabije i zje. Chyba, że najpierw zdołam go przekląć. — Oblizał wargi. — Nigdy wcześniej nie rzucałem klątwy rozdrabniającej, ale ją rzucę, okej? Po prostu się nie ruszaj.

Nie użyjesz na mnie klątwy rozdrabniającej — powiedział Harry i chwycił głowę Dasha w samą porę, gdy zaczął otwierać pysk, by zasyczeć na niego. — I nie przeklniesz Dasha. Jest moim przyjacielem.

Ron wpatrywał się w niego.

Zwariowałeś?

Być może, bo masz takich przyjaciół. Dash poruszył się tak, że więcej jego ciała wyłoniło się spod kołdry, sprawiając, że Ron sapnął. Harry wątpił, by jego przyjaciel do tej pory zdawał sobie sprawę z tego, jak duży był Dash. Pozwól mi go ugryźć.

Wiesz, że ten eliksir, który dał co Dumbledore rozrzedził twój jad — zauważył Harry i pociągnął lekko za pióropusz na czubku głowy Dasha.

Sądząc po wzburzonym syku Dasha, naprawdę mu się to nie spodobało. Zanim Harry zdążył go powstrzymać, powiedział: “Dlatego powinienem go ugryźć.” i prędko rzucił się przez łóżko na Rona.

Harry chwycił go za ogon w samą porę, by powstrzymać jego atak. Ron odskoczył i zaczął krzyczeć tak głośno, że Harry usłyszał, jak inni poruszają się, mamrocząc i budząc się.

Właśnie tak chciałem, żeby poznali Dasha — pomyślał z niesmakiem Harry i spojrzał na Rona, kręcąc głową.

— To bazyliszek, z którym jestem związany — powiedział. — Możesz uważać, że przeklinanie go to dobry pomysł, ale w uwierz mi, że tak nie jest.

Do tej pory ich współlokatorzy wstali i skupili się na jednym słowie.

Bazyliszek — powiedział Neville i wrócił do łóżka, zaciągając za sobą zasłony.

Harry’emu wydawało się, że usłyszał wyszeptane w przerażeniu zaklęcie, które prawdopodobnie miało zapobiec rozsunięciu ich.


— Związani?

Dean rozglądał się dookoła, jakby to była jedna z tych dziwnych rzeczy zdarzających się w czarodziejskim świecie i chciał wiedzieć, gdzie była Hermiona, kiedy właśnie jej potrzebował.

— Nie, to naprawdę dobry pomysł — powiedział Seamus i zaczął unosić różdżkę tak, by znalazła się na poziomie różdżki Rona lub znalazłaby się, gdyby ten mógł przestać się trząść, uznał Harry.

— Przestańcie! — powiedział Harry.

Włożył dużo siły w to słowo, ale nie krzyczał. Pomyślał, że bardziej przyciągnie ich uwagę, jeśli nie będzie krzyczał. I to sprawiło, że Dash odwrócił się do niego i zaczął się zastanawiać, po czym runął z powrotem na łóżko i owinął się wokół jego talii, przenosząc większość swojego ciężaru na ramię Harry’ego.

Właśnie w ten sposób — powiedział i oparł brodę na czubku głowy Harry'ego. Wiedziałem, że masz to w sobie.

Harry nie miał szansy zapytać, co miał na myśli, ponieważ Ron domagał się odpowiedzi.

— Skąd, na Merlina, to wziąłeś, kolego?

Nie jestem rzeczą
— powiedział wyniośle Dash. Ten drewniany kij w jego dłoni to rzecz. Jak by mu się spodobało, gdybym złamał ten drewniany kij?

Harry miał wrażenie, że jeszcze nie raz będzie dziękował swoim szczęśliwym gwiazdom, że nikt inny nie mógł podsłuchać tego, co Dash powiedział do niego za pomocą ich więzi.

— Słyszałem, jak wołał mnie w nocy — powiedział i przesunął Dasha tak, by wygodniej spoczywał wokół niego. — Był w Komnacie Tajemnic.
Dean potrząsnął głową z bolesnym wyrazem twarzy.

— Nie mogę uwierzyć, że tam poszedłeś, Harry. To nie jest miejsce dla Gryfona.

— Dlaczego tam był? — Seamus na razie postanowił nie atakować, ale nerwowo spoglądał w tę i z powrotem między Dashem i Harrym. Przynajmniej wydawało się, że zdał sobie sprawę, że Dash zrobił coś, by zneutralizować swój wzrok, ponieważ nie krzyczał, że padnie martwy. — Myślałem, że zabiłeś bazyliszka w Komnacie!

— Były tam jaja — powiedział trochę niechętnie Harry, ponieważ sądził, że może przewidzieć, co po tym powiedzą.

W sumie miał rację.

— Rozbijmy je! — krzyknął Seamus. — A może uda nam się włożyć go z powrotem do jaja i również go zniszczyć. Czy Hagrid ma z powrotem koguty? Możemy sprowadzić tutaj jednego i sprawić, że zapieje i bam, mamy jednego martwego bazyliszka i jesteś wolny, Harry!

Harry czuł się tak samo, jak wtedy, gdy Dudley złapał go w szkole i kazał Piersowi trzymać zapaloną zapałkę przy jego stopach. Wyskoczył z łóżka tak szybko, jakby miał skrzydła i rzucił się na Seamusa. Chłopak ledwo zdążył krzyknąć, zdumiony, po czym zatoczył się do tyłu, z jedną ręką na policzku, wpatrując się w Harry’ego, jakby był kimś obcym.

Harry nawet nie wiedział, dlaczego użył rąk zamiast różdżki. Powinien tak zrobić, ale był tak zły.

Jesteś tak zły, że nie mogłeś wymyślić zaklęcie, które by go wystarczająco skrzywdziło — powiedział Dash. Brzmiał na spokojnego, mimo że został rozciągnięty na łóżku Harry’ego przez siłę jego skoku. Podczołgał się teraz do niego i owinął się wokół nóg Harry'ego, unosząc głowę tak, że trącała zwisającą rękę nastolatka. Nie znasz jeszcze wystarczającej liczby zaklęć. Wkrótce to naprawimy.

Harry zamknął oczy, odwracając się, przemówił jednak niskim, bezwzględnym tonem, który miał nadzieję, że wszyscy zrozumieją. Może popełnił błąd, że mimo wszystko wcześniej nie krzyczał.

— Nigdy więcej nie chcę słyszeć, jak tak mówisz. Dash jest mój.

A ty jesteś mój — powiedział Dash. Na wypadek, gdyby ktoś wpadł na pomysł, że może cię mieć.

Harry był zadowolony, że nie musiał tego tłumaczyć. Brzmiałoby to niewłaściwie po angielsku, w kontekście jakiego nie miało mentalnie, a nawet w wężomiewie. Teraz, gdy o tym pomyślał, z perspektywą Dasha pulsującą z tyłu głowy, wiedział że zaborczość w wężomowie może dotyczyć gniazda i zawierać dużo defensywy.

— Harry — powiedział Seamus. — Wiesz, co te rzeczy mogą zrobić. Walczyłeś z jednym z nich w zeszłym roku.

— Tamten należał do Slytherina — powiedział Harry, wciąż na niego nie patrząc. Uciekł od Dudleya i Piersa, kiedy próbowali użyć zapałki. Biegł, biegł i biegł, czując się tak, jakby miał siłę i energię, by pobiec na koniec świata, aby od nich uciec. Mógł spędzić o wiele więcej czasu bijąc Seamusa i raniąc go. Cieszył się tylko, że nie musiał. — Tamten krążył wokół petryfikując ludzi. Nie było mowy, żebym mógł z nim porozmawiać i sprawić, by przestał ranić innych, ponieważ należał do Slytherina. Ale Dash jest mój. Nikogo nie skrzywdzi.

Musisz zacząć dodawać “i ja jestem jego” na końcu swoich wypowiedzi — powiedział Dash z urazą. I pamiętaj, że teraz nie krzywdzę ludzi. Będzie inaczej, kiedy mi to rozkażesz.

Harry lekko zgarbił ramiona. Wiedział, co sugerował Dash, ale nie chciał, żeby ten ugryzł Seamusa. Nie chciał też, żeby Seamus skrzywdził Dasha. Po prostu… chciał, żeby świat był taki, jak wcześniej, ale lepszy, ponieważ był z nim Dash.

Oczywiście, że będzie. Sprawię, że wszystko będzie lepsze.

— Co to jest, Harry?

Neville znów wyjrzał zza zasłony, może dlatego, że teraz wiedział, że nikt nie padnie trupem od spojrzenia Dasha lub jego trucizny. Harry tępo podążył wzrokiem za palcem wskazującym Neville’a i zamrugał. Srebrne przedmioty, które zaczarował Dumbledore, śmigały wokół jego łóżka, tańcząc w powietrzu, gdy krążyły wokół Dasha. Bazyliszek obserwował je tolerancyjnie.

— Dumbledore umieścił je tam jako lustra na wypadek, gdyby Dash próbował na kogoś spojrzeć — wymamrotał Harry. — Dał mu również eliksir, który rozcieńczył jego jad.

Neville odetchnął tak głęboko, że jego twarz zaczerwieniła się z wysiłku.

— W takim razie… czy to oznacza, że nie może krzywdzić ludzi?

Harry wzruszył ramionami.

— Nadal może, jeśli by cię ugryzł. — Sięgnął w dół i podniósł Dasha, owijając go wokół ramion i talii, nie zwracając uwagi na to, jak ciężki był bazyliszek. — Ale to by cię nie zabiło.

— Myślę więc, że powinniśmy zaakceptować Dasha — powiedział Neville i rozejrzał się, jakby chciał spojrzeć innym w oczy, chociaż znów odwrócił wzrok, kiedy Dean i Ron spojrzeli na niego. — Wiem, że Harry nie jest zły. Po prostu ma ba… bazyliszka.

— Ale ludzie znów powiedzą, że jesteś dziedzicem Slytherinu, kolego — spróbował Ron z desperacją w głosie.

— Nie obchodzi mnie to — powiedział uparcie Harry. — Dash jest ważniejszy.

Jesteś ważniejszy. To także coś, o czym powinieneś zacząć myśleć.

Harry przewrócił lekko oczami i odpowiedziałby Dashowi, gdyby Ron się nie odezwał.

— A jeśli inni spróbują go skrzywdzić?

— Wtedy będzie mógł się bronić — powiedział Harry i spojrzał beznamiętnie na Rona. — Chyba że sądzisz, że nie może, ponieważ Dumbledore próbował go lekko powstrzymać.

— Nie — powiedział Ron i przyjrzał się Dashowi z ukosa. — Ale musisz przyznać, że to cholernie dziwne, kolego. Nie wiem, co powie Hermiona, kiedy się o tym dowie.

Dean i Seamus poszli do łazienki, cały czas rzucając Harrry’emu i Dashowi nieufne spojrzenia. Neville przebiegł obok Harry’ego ręcznikiem w garści i nieśmiałym uśmiechem, ale zatrzymał się, gdy nastolatek również się do niego uśmiechnął i powiedział:

— Dzięki. Jestem ci winny.

— Wiem, że nie jesteś zły — odpowiedział Neville i skinął mu głową. — I nie pozwoliłbyś mu mnie ugryźć.

Harry musiał przyznać, że to była prawda. Nawet gdyby Dash musiał się bronić, nie pozwoliłby mu zranić Neville’a.

— W każdym razie dzięki — powiedział.

Uznał, że akceptacja Neville’a była jednym z powodów, dla których Seamus i Dean odeszli nic nie mówiąc, zamiast próbować naciskać w tej sprawie.

Neville skinął głową i uciekł. Ron potrząsał głową, długo i powoli.

— Powinieneś zacząć przygotowywać się do śniadania, kolego. Wydostanie się z pokoju wspólnego prawdopodobnie zajmie ci wieki, kiedy Hermiona to zobaczy.

— Czy możesz przestać mówić o nim, jakby był rzeczą? — warknął Harry i położył dłoń na szyi Dasha, gdy ten próbował podnieść głowę. — Nie lubi tego i ja również. Trudno jest słuchać wszystkich komentarzy, które może do mnie skierować za każdym razem, kiedy tak mówisz.
Ron gapił się na niego przez chwilę.

— Nie słyszałem jego syczenia. Jak on z tobą rozmawia?

— W moim umyśle — odpowiedział Harry. — Mówiłem ci, że jesteśmy związani. To właśnie to oznacza. Potrafi ze mną rozmawiać i nikt inny nie słyszy tego, ale rozumie też to, co ja słyszę. Dlatego wie, kiedy ktoś mówi o nim coś niepochlebnego po angielsku.

Spodziewał się, że Ron albo zakwestionuje jego zdrowie psychiczne albo zerwie się na nogi i ucieknie, ale zamiast tego twarz Rona rozpromieniła się niczym wschód słońca po długiej nocy.

Niesamowite. Myślisz, że mógłby podpowiadać ci podczas egzaminu z eliksirów? I czy możesz mnie wciągnąć w więź, żebym mógł go usłyszeć?

Umrę z nudów, jeśli będę musiał słuchać jego myśli — oznajmił Dash, zwijając się z godnością na ramieniu Harry’ego, spoczywając wokół jego szyi.

W każdym razie to niemożliwe — zapewnił go Harry. A przynajmniej nie wiedział, jak dołączyć Rona do więzi i nie sądził, że chciałby tego, nawet gdyby wiedział, niezależnie od tego, czy Ron był jego najlepszym przyjacielem czy nie. Dash był tylko jego. Nie chciał żeby ktoś dołączył i musiałby się z nim dzielić.

Masz teraz kogoś, z kim możesz dzielić się wszystkim — powiedział Dash. Harry przyjął ciepło, które poczuł w środku, uśmiechając się i mówiąc Ronowi, że Dash nie dbał o egzaminy z eliksirów i prawdopodobnie cały czas poświęciłby na rozważanie, które składniki eliksirów mógłby zjeść, a których nie mógłby.

OoO

— Harry!

Hermiona przeszła przez pokój, żeby go przytulić. Mówiła coś o Lupinie, ale zatrzymała się, gdy zobaczyła Dasha. Harry pogłaskał gładkie łuski bazyliszka z tyłu jego głowy i posłał przyjaciółce zakłopotany uśmiech.

— Skąd wziąłeś bazyliszka? — zapytała Hermiona, a potem zaczęła się lekko trząść. Harry przypomniał sobie nagle, że była jedną z osób, które zostały spetryfikowane i umieszczone w skrzydle medycznym. — To bazyliszek. Skąd to masz? Co się stało?

Jeden z twoich znajomych dba o egzaminy, a drugi się powtarza — powiedział Dash. Wiedziałem to, ale wydają się niezłym miksem.

Harry zmienił parsknięcie w kaszel i przedstawił Hermionie krótkie streszczenie wydarzeń od wołania o pomoc, które usłyszał i o Komnacie Tajemnic. Zanim skończył, Hermina odzyskała trochę spokoju i poprosiła o coś, na co nikt inny do tej pory się nie odważył.

— Czy mogę go pogłaskać?

Dlaczego nie? Dash powoli poruszał głową w przód i w tył. Przypuszczam, że powinienem dowiedzieć się wszystkiego o tym świecie, w którym żyję, a twoje ręce, ubrania, prześcieradła i zwierzęta, które jem, to za mało tekstury.

Harry wywrócił oczami i skinął głową. Hermiona zbliżyła się do niego, ignorując sposób, w jaki Ron mamrotał i niepewnie pogładziła ciepłe łuski na ciele Dasha, który owinął się wokół talii Harry’ego.

— Jest taki miękki — szepnęła.

Powiedz jej, żeby mnie pogłaskała, kiedy będę pełen ciał zwierząt — stwierdził Dash, po czym wysunął język w stronę schodów prowadzących do pokoi dziewcząt. Co tam jest? Pachnie dobrze.

Nie zjesz kuguchara Hermiony — powiedział mu surowo Harry i znów się uśmiechnął do przyjaciółki.

— W pewnym sensie jest. Mówi, że jesteś miła.

Nie powiedziałem tego.

Cóż, co zamierzasz z tym zrobić? Zabić mnie wzrokiem?

Harry myślał, że Dash by na to zareagował, ale zawsze chciał być w pełni skupiony, kiedy do niego przemawiał, a Hermiona mówiąc rozpraszała Harry’ego.

— Wiesz, że wszyscy będą się na ciebie gapić i gadać, Harry? — zapytała poważnie, jakby to był los gorszy od śmierci.

Harry powstrzymał się od ostrej odpowiedzi. Nigdy nie wyjawił swoim przyjaciołom wielu szczegółów na temat Dudleya i innych ludzi zastraszających go w szkole podstawowej i wiedział, że Hermiona sama była zastraszana, stając się kozłem ofiarnym. Dlatego prawdopodobnie nie mogła wymyślić wielu gorszych losów, które nie wiązałyby się ze śmiercią.

— Wiem. Ale teraz mam Dasha. Mogę to zignorować.

I mogę ci o nich powiedzieć wiele nieprzyjemnych rzeczy. Nawet jeśli masz zamiar skłamać i powiedzieć, że ich komplementuję.

Harry uśmiechnął się. To był kolejny efekt uboczny więzi, który mu nie przeszkadzał.

— Jest związany? Mówi do ciebie w twojej głowie? Czy czujesz, jakby ktoś rozmawiał z tobą przez odbiornik, czy czujesz to w swojej głowie? Myślisz, że mogłabym związać się z bazyliszkiem? I jak to zrobić?

Ta sama, dobra Hermiona - pomyślał Harry, kręcąc głową, ale to było miłe wypytywanie i starał się odpowiedzieć na pytania Hermiony, gdy szli na śniadanie.

OoO

Draco podniósł wzrok dopiero wtedy, gdy ludzie zaczęli krzyczeć. Starał się nie zwracać zbytniej uwagi na Pottera, dopóki nie wymyśli nowych drwin na temat Syriusza Blacka. Poza tym znów ramię bolało go w miejscu, gdzie ta okropna bestia go poturbowała i próbował przekonać Blaise’a, który mu w to nie wierzył, aby podał marmoladę Vince’owi, który siedział między Draco i Blaise’em, aby mógł nałożyć ją na tost. Tost Draco, jeśli Blaise poda marmoladę.

Ale krzyki były czymś nowym.

Podobnie jak cholernie ogromny wąż wokół talii Pottera. I lśniące, srebrne przedmioty, które krążyły wokół niego.

Ledwo oddychając, Draco patrzył, jak niektórzy Ślizgoni zerwali się na równe nogi i krzyczeli, a profesorowie zmarszczyli brwi znad głównego stołu. Nie wyglądali na bardzo zaskoczonych, uznał Draco. Ktoś musiał im już o tym powiedzieć.

Myśl o narzekaniu na ojca, który być może wiedział o tym i nic mu nie powiedział, przemknęła przez głowę Draco, ale potem odpłynęła, gdy skoncentrował się na Potterze, starając się zidentyfikować, jakiego rodzaju węża miał. Draco wiedział, że większość węży nie dorastała do takich rozmiarów, co ograniczało liczbę możliwości. Oznaczało to również, że Potter prawdopodobnie hodował go przez jakiś czas w tajemnicy, zanim zabrał go do szkoły i Draco zastanawiał się, będąc lekko pod wrażeniem, skąd miał czas i siłę, aby to zrobić.

I dlaczego on nie mógł mieć węża, jeśli Potter go miał?

Potem Potter dotknął głowy węża i pochylił się, jakby do niego mówił, po czym wąż uniósł się. Draco wychylił się na bok. Teraz zobaczyłby rozszerzający się kaptur, gdyby była to kobra.

Ale nie było żadnego.

Zamiast tego wąż miał pióropusz, a coś w rodzaju strachu i zdumienia ścisnęło serce Draco, sprawiając, że poczuł się tak, jak wtedy gdy był w środku meczu quidditcha, kiedy Potter nie zauważył jeszcze znicza, a Draco sądził, że wciąż miał szansę.

Ma bazyliszka.

Przez dłuższą chwilę nie było miejsca na jakiekolwiek inne myśli. Darco po prostu siedział i przeżywał to, a Potter przemieszczał się i usiadł pośrodku stołu Gryffindoru, jakby wszystko było w porządku, jakby nosił bazyliszka na ramieniu - i szyi - oraz wokół pasa… na śniadanie każdego dnia.

Miejsca obok niego szybko się opróżniły z wyjątkiem oczywiście Granger i Weasleya oraz, ku zaskoczeniu Draco, Longbottoma. Cóż, Longbottom był prawdopodobnie zbyt tępy, by zdać sobie sprawcę z tego, co mogło się stać, Weasley inwestował w sławę i fortunę, którą miał nadzieję zdobyć dzięki kontaktom z Potterem, a Granger była zbyt zainteresowana studiowaniem bazyliszka, by odejść. Draco zauważył, że zadawała Potterowi nieustanne pytania, kiedy siedział.

— Dyrektorze!

To był Zachariasz Smith, którego Draco nigdy nie lubił. Jego rodzina dryfowała pomiędzy byciem zdrajcami krwi, a byciem miłymi i szanowanymi czarodziejami, a Draco uważał, że to wszystko było zależne od tego, w którą stronę wiał wiatr, jeśli chodziło o politykę. Jego ojciec powiedział mu, że nie mieli przekonania.

— Dlaczego uczeń mógł sprowadzić niebezpieczną bestię do tej szkoły? — Smith wstał i wskazał palcem na Pottera, jakby wyobrażał sobie, że był uosobieniem zemsty, czy coś takiego. — Wiemy, że jest wężousty, ale nie sądziliśmy, że jest zły!

— Serio? — To był głos Pottera, a Draco nigdy nie słyszał, żeby brzmiał tak płasko i obojętnie. Cóż, Smith nie ma mojego talentu do wkurzania go, pogratulował sobie Draco. — W zeszłym roku myślałeś, że jestem zły.

Smith wpatrywał się w niego przez chwilę, a potem zwrócił się ponownie do dyrektora.

— Co pan na to, dyrektorze?

Rozległ się głośny pomruk zgody i jeszcze więcej krzyków. Dumbledore wstał i przyglądał się wszystkim tym łagodnym spojrzeniem, aż znowu zamilkli. Draco lekko skinął głową. Jego ojciec miał rację. Dumbledore znał kilka sztuczek, które warto było naśladować, mimo że był głupi i najgorszy ze wszystkich zdrajców krwi.

— Zbadałem więź jaką pan Potter ma ze swoim wężem — zaczął Dumbledore. — Sam zajrzałem do jego umysłu, używając legilimencji za zgodą pana Pottera.

Draco był w szoku. Próbował zrozumieć, co było najbardziej niezwykłe w oświadczeniu Dumbledore’a. Przyznanie się do bycia legilimentą, co podejrzewał jego ojciec, a czego Dumbledore nigdy nie potwierdził publicznie, czy pomysł, że Potter był związany z bazyliszkiem.

Oczywiście wężousty mógł rozkazywać wężom. Mówiły o tym wszystkie podania, jakie Draco kiedykolwiek o nich słyszał i przyjmował to bez zastanowienia. To był jeden z powodów, dla których zawsze im zazdrościł i przez sześć miesięcy syczał na wszystko, co przypominało węża, zanim musiał zaakceptować, że nie jest wężoustym.

Ale więź? Draco słyszał o tym jedynie w bajkach, opowieściach o ludziach jeżdżących na oswojonych smokach i wężach morskich, które wyhodowali z jaja. Związane zwierzęta potrafiły przemawiać do ludzi w ich umysłach i zawsze były wobec nich lojalne.

Draco musiał na chwilę zamknąć oczy. Potter nie tylko był wężoustym, z darem za który Draco oddałby mu wszystko, ale miał również potężną i niebezpieczną istotę, która podążała za nim i atakowała każdego, gdy mu to rozkazał.

To nie było fair.

Zagubiony w groźnym spojrzeniu na Pottera, Draco ledwo słuchał wypowiedzi Dumbledore’a na temat luster, które krążyły wokół Pottera będąc w stanie odbić wzrok węża i o eliksirze, którym go napoił, aby rozcieńczyć jego jad. Prychnął tylko z rozbawioną pogardą, kiedy Dumbledore ogłosił również, że wąż nazywał się Dash. Oczywiście Potter nazwałby najbardziej niebezpiecznego węża na świecie tak pospolitą nazwą.

Potter wydawał się również ignorować Dumbledore’a, a już na pewno ignorował Draco oraz sposób w jaki członkowie innych domów na niego patrzyli, a nawet zapewnienie, które powoli rozprzestrzeniało się po sali w następstwie oświadczenia Dumbledore’a. Pogłaskał węża po głowie, słuchał jego syknięć z przekrzywioną głową i syknął kilka razy w odpowiedzi, podając mu bekon. Bazyliszek odmówił wszystkiego, co próbował mu dać.

Bazyliszki wolą żywą zdobycz - pomyślał Draco. Mógł to powiedzieć Potterowi.

Potter w końcu uniósł wzrok i pochwycił spojrzenie Draco. Nie zmiażdżył go spojrzeniem, jak przypuszczał Draco, ale posłał mu paskudny uśmiech.

Przez chwilę Draco sądził, że Potter w jakiś sposób zdecydował, że Draco również chciałby mieć bazyliszka i teraz szydził z niego. Ale wtedy Draco przypomniał sobie, że nigdy nikomu nie powiedział, że pragnął być posiadaczem bazyliszka. Bał się, że wyda się to zbyt dziecinne.

Dlaczego tak się uśmiecha?

Odpowiedź była oczywista, gdy tylko Draco się nad tym zastanowił, zwłaszcza gdy zobaczył, jak Potter zerkał na jego zabandażowane ramię.

Wie, że bazyliszek mógłby mnie zaatakować, gdybym naprawdę próbował go skrzywdzić.

I to zaintrygowało Draco. Nie na tyle, żeby zapomniał o urazie i zazdrości, ale cóż, przez lata musiał ignorować inne emocje. Na przykład przełknąć swoją nudę i być miłym dla Pansy, w krótkim czasie, kiedy Parkinsonowie mieli wpływy polityczne. Odkąd dorósł, jego ojciec tłumaczył mu, dlaczego coraz częściej prosi go o robienie takich rzeczy.

Wiedział, co teraz powiedziałby jego ojciec.

Zbliż się do Pottera. Musisz. Będzie potężny. Już jest, jeśli zdołał zmusić Dumbledore’a do takich kompromisów.


Ponieważ Draco zauważył coś jeszcze. Dumbledore naprawdę wydawał się uśmiechać tylko dla dobra innych uczniów. Kiedy usiadł na swoim miejscu i przyjrzał się Potterowi, jego spojrzenie było ostre niczym diamenty.

Cóż. Zatem, miał ważne zadanie. Takie, o którym mógł napisać do ojca i zameldować mu, że przemyślał to sobie i już miał to pod kontrolą.

A może, tylko może…

Może Potter mógłby mi również załatwić bazyliszka.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.

Anulka likes this post

Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 06 Lut 2022, 16:34

Rozdział 5: Pierwsza lekcja eliksirów

— Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy się na ciebie gapią?

Harry wzruszył ramionami i usadowił się na swoim miejscu w klasie eliksirów, po czym wstał, poprawił się i usiadł ponownie, tym razem poprawnie. Dash narzekał, że Harry usiadł mu na ogonie.

Cóż, nie kładź ogona na moim tyłku, a tak się nie stanie — powiedział mu Harry, co sprawiło, że Dash syknął i wsunął głowę pod kołnierz szaty Harry’ego. Chłopiec zauważył już, że robił to, kiedy był nadąsany.

Nie dąsam się. Nigdy tego nie robię.

Tylko ktoś nadąsany mówi w ten sposób
— odparł Harry. Dash zacisnął szczęki i położył głowę na karku Harry’ego. Harry westchnął i pogłaskał gardło Dasha. Wciąż przyzwyczajał się do posiadania węża i kogoś, kto mógł mu odpowiedzieć i wydawał się chcieć go chronić.

Czy brakuje ci ludzi, którzy chcą cię chronić? Dash pozwolił swojej głowie zwisać po przeciwnej stronie szyi Harry’ego, podczas gdy ten wyjmował swój kociołek i książki. Harry zatrzymał się, by jeszcze raz go trochę przemieścić. Dotyk łusek na płatku ucha łaskotał go.

Nie sądzę, żeby o to chodziło — powiedział Harry. Od razu do głowy przyszedł mu Dumbledore, Weasleyowie, Hermiona i McGonagall.

Ale nie myślisz o swoich mugolach, kiedy to robisz. Dash wyciągnął się trochę, niecierpliwie, wokół uszu Harry’ego i czubka jego głowy. Muszę się nad tym zastanowić i zobaczyć, co da się zrobić.

Wszelkie obawy Harry’ego związane z sugestią Dasha zniknęły, gdy Snape wkroczył do sali i zajął miejsce na przodzie klasy. Potem Harry musiał się martwić strachem, który zawsze odczuwał, gdy Snape był w pobliżu. To prawda, że Snape zachowywał się przyzwoicie w stosunku do Dasha zeszłej nocy, ale Harry uznał, że to dlatego, że Dash był wężem i był zaskoczony. W końcu był zdenerwowany jakieś piętnaście minut później.

— Można by pomyśleć, że nikt nigdy wcześniej nie widział węża. — Snape wypowiedział tę uwagę w powietrzu nad głowami swoich uczniów.

Natychmiast niektórzy odwrócili się tak, że skierowani byli twarzą do przodu klasy. Harry rozpaczliwie zagryzł wargę, powstrzymując śmiech. Skazałoby go to na szlaban. Tylko Malfoyowi mogłoby ujść to na sucho w trakcie lekcji eliksirów, a było tak, ponieważ według Snape’a Malfoy był geniuszem w tym przedmiocie.

Ale potajemnie był trochę wdzięczny, że Snape mu pomagał, a przynajmniej sprawił, że inni przestali się na niego gapić. Dash był wart każdego spojrzenia, ale Harry myślał, że za jakiś czas będzie to dla niego za dużo, tak jak w zeszłym roku.

Wydają się nie ufać wężom, wężomowie i innym gadom. Dlaczego?

Harry posłał w jego stronę wyraźny obraz Voldemorta takiego, jakim go widział z tyłu głowy Quirrella, ale nie odważył się przeprowadzić cichej rozmowy z Dashem, ponieważ Snape patrzył prosto na niego.

— A pan, panie Potter, nie powinien pozwolić, aby wąż odwracał twoją uwagę od warzenia lub spowodował jakiekolwiek wypadki ze składnikami.

To była łagodna nagana, przynajmniej w porównaniu z niektórymi, które Snape zwykle mu dawał. Harry tylko skinął głową i powiedział:

— Tak, proszę pana.

Snape uniósł brwi i odwrócił się, machając różdżką tak szybko, że słowa zdawały się wyskakiwać z niej i zakrywać tablicę. Harry odgarnął ogon Dasha lewą ręką i zaczął je zapisywać.

— Instrukcje znikną za dziesięć minut — powiedział gładko Snape, a Harry’emu wydawało się, że dostrzegł uśmiech na jego twarzy w chwili, gdy łomotanie kociołków zmieniło się w gorączkowe pisanie formuł.

Harry zaczął pisać szybciej i zignorował Rona, który trząsł się w tłumionym oburzeniu obok niego. Mogli pracować razem, tak jak zwykle, i jeśli jeden z nich miał dobrą kopię notatek, mogli uwarzyć eliksir.

Albo możesz mnie zapytać — zaproponował Dash. Mogę zapamiętać formuły, a potem możesz sięgnąć i dotknąć moich wspomnień tak, jak ja dotykam twoich i zobaczyłbyś notatki tuż przed swoimi oczami.

Harry miał właśnie zapytać, w jaki sposób Dash mógł czytać po angielsku. Sądził, że Dash rozumie angielski tylko dlatego, że Harry go rozumiał, a to oznaczało, że nie byłby w stanie przeczytać czegoś, czego nie czytał razem z nim - ale teraz zastanowił się nad tym. To był naprawdę dobry pomysł.

Ale spojrzenie Snape’a było wbite w niego i Harry wrócił do pisania, mówiąc Dashowi: Nadal muszę robić notatki, bo inaczej pomyśli, że mnie rozpraszasz. Ale dam ci znać, jeśli nie będę mógł przeczytać czegoś co napiszę i będziesz mógł mi pokazać formuły.

Dash syknął cicho, zadowolony, a kilka dziewczyn z Gryffindoru, które nie były Hermioną, wzdrygnęło się. Ramiona Hermiony zesztywniały. Harry prawie słyszał, jak mówi: “Naprawdę”, ale oczywiście nie miała zamiaru odzywać się w czasie lekcji eliksirów.

Ale cisza panowała tylko do końca szalonego przepisywania instrukcji. Harry pomyślał, że Snape wyglądał na lekko rozczarowanego tym, że większość jego uczniów zakończyła przepisywać całą formułę, a potem ludzie zaczęli wstawać i przynosić składniki. Harry wstał, a Lavender Brown poruszyła się, blokując mu drogę do schowka. Harry skrzyżował ramiona i upewnił się, że nie wyglądał jakby był pod wrażeniem.

— Harry, musisz o tym pomyśleć — wyszeptała Lavender i brzmiało to tak, jakby błagała. — Nie zastanowiłeś się nad tym, inaczej nigdy nie przyprowadziłbyś węża na zajęcia. Węże są niebezpieczne. I są symbolem Slytherinu, a to oznacza, że Gryfoni nie powinni mieć…

— Panno Brown, spodziewam się, że już zaczełaś eliksir. Zmarnowałaś pięć minut na kręceniem nadgarstkiem, zamiast zapisywania formuły.

Harry uważał, żeby jego szczęka nie opadła, kiedy Snape pojawił się za Lavender i jej to powiedział, ale udało mu się to tylko dlatego, że głowa Dasha była wygodnie schowana pod jego szczęką i nie mógł nią ruszyć. Co się do cholery działo? Czy Snape go bronił?

Wydajesz się przerażony, że mógłby to zrobić — powiedział Dash z tyłu jego głowy, wysuwając język tak, że tym razem musnął szyję Harry’ego. Harry nie podskoczył, ale tylko dlatego, że Snape tam był i już go zganił za to, że daje się rozproszyć Dashowi. Przydałoby się więcej ludzi do pomocy i obrony.

Tak, ale tylko jeśli naprawdę chcą mnie chronić, a nie jeśli robią to tylko po to, by zniszczyć kogoś innego, a potem odwrócić się i zranić mnie później — pomyślał z goryczą Harry, przypominając sobie niektórych swoich nauczycieli ze szkoły podstawowej. Bronili go przed Dudleyem, ale tylko dlatego, że go nie lubili. Kilka dni później zupełnie zapominali o Harrym.

Muszę dowiedzieć się, gdzie mieszkają twoi mugole.

Lavender już uciekła, a Snape spoglądał uważnie na Harry’ego. Potrząsnął głowa.

— Może pan iść do schowka, panie Potter, a nie stać tutaj, tak jakbyś nigdy nie wiedział kociołka — powiedział.

Harry pochylił głowę i odbiegł, wykręcając swój nadgarstek, jakby również go bolał. Było to lepsze od zrobienia czegoś, co zdradziłoby, o czym naprawdę myślał.

Oznaczało to, że Snape czasami nie był taki zły, ale Harry nadal nie mógł mu zaufać, ponieważ było to “czasami”.

OoO

Draco westchnął i pokręcił głowa, odsuwając się od stołu, gdy Vince wrócił z niewłaściwym składnikiem.

— Nie używamy dzisiaj kapeluszy z grzybów Amanita — wyjaśnił tak uprzejmie, jak tylko mógł. — Nie zauważyłeś tego w instrukcjach?

Vince potrząsnął głową i położył garść składników na blacie, przyciskając je dłonią tak, że większość z nich zmieniła się w zieloną papkę. Draco wiedział, że profesor Snape nic nie powie, ponieważ Vince był Ślizgonem, a profesor Snape po prostu utknął ze Ślizgonami, ale sam Draco trochę skrzywił się, widząc marnowanie cennych roślin.

— W takim razie sam pójdę po składniki — powiedział Draco i był dumny ze swojej mądrości.

Potter nie wrócił jeszcze z własnym naręczem niezbędnych rzeczy. To była idealna okazja, żeby na niego wpaść i poobserwować jego interakcje z bazyliszkiem, a może uda mu się porozmawiać trochę z Potterem w sposób, który sprawi, że sam będzie miał własnego bazyliszka.

Vince skinął głową, ale nic nie powiedział. Draco westchnął. Czasami zazdrościł ludziom z innych Domów, którzy mogli rozmawiać z najbliższymi sobie osobami. Ale Vince i Greg mieli inne zalety, które rekompensowały brak rozmów.

Wszedł do schowka z zapasami i zobaczył, jak Potter wyciągał właśnie z półki ostatni słoik diamentowego pyłu. Natychmiast spojrzał na Draco i przewrócił oczami, kierując się do drzwi, mijając go.

— Potter, zaczekaj — powiedział Draco.

Starał się, aby jego głos był spokojny, gładki. Głos, którego używał jego ojciec, kiedy zamierzał powiedzieć Draco, że nie może mieć czegoś specjalnego, czego pragnął. Uważał, że postarał się przyjmując taki ton, ale Potter wciąż patrzył na niego przez ramię z wyrazem niedowierzania.

— Po co? — zapytał Potter. — Zamierzasz mnie obrazić, a ja nie rozumiem, dlaczego miałbym stać i pozwalać ci na to.

Bazyliszek syknął. Draco miał nadzieję, że nie wyglądał na zbyt zazdrosnego. Bazyliszek w większości znajdował się na ramionach Pottera, ale pod szatami Gryfona pojawiła się fala, co sugerowało, że ciało gada znajdowało się również tam. A Potter po prostu stał sobie, nosząc go tak swobodnie i wygodnie, jakby naprawdę nie miał się czym martwić.

Draco chciał tej swobody. Chciał mieć bazyliszka. Chciał być wężoustym, by udowodnić, że jest najlepszym Ślizgonem; wtedy starsi uczniowie mogli przestać rzucać mu te protekcjonalne spojrzenia, a inni mogli przestać mamrotać o tym, że Draco nie odziedziczył żadnej wspaniałości starej krwi Blacków.

Chciał tego tam mocno, że pozwoliło mu to nie obrażać Pottera. Potrząsnął tylko głową i zapytał:

— Czy myślisz, że moglibyśmy… moglibyśmy być trochę inni?

Już raz poprosił Pottera o bycie przyjaciółmi. Nie zrobi tego teraz. To był tylko mały krok, a jego ojciec powiedział, że nie można poświęcać całej swojej dumy dla czegoś małego.

Potter przez sekundę wpatrywał się zdziwiony w Draco, a potem parsknął. Parsknął. Draco poczuł, że pieką go policzki. Ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś w stylu: “Powiem ojcu!”. Potter oczekiwał, że to powie. Draco musiał zrobić coś nieoczekiwanego.

— To jest ta część, w której mówisz mi, że popełniłem błąd, wybierając Gryffindor, Rona i Hermionę oraz całą resztę? — Potter pokręcił głową, jakby to była nowa moda. — Nie. Kocham Dasha i cieszę się, że go mam, ale to nie sprawi, że moi przyjaciele mnie odrzucą tylko dlatego, że mam bazyliszka. I nie jestem inną osobą, ponieważ go mam. — Bazyliszek znów syknął, a Potter uniósł rękę i podrapał z roztargnieniem zwój węża, który znajdował się na górze jego koszuli. — Nie masz więc racji, Malfoy. Nie ma powodu, bym mówił, że masz rację.

— Nie zamierzałem tego powiedzieć! — warknął zdenerwowany Draco. Wszystko szło źle. — Chciałem powiedzieć, że ty… że nie wybrałeś swojego Domu, a ja… może się myliłem, mówiąc, że wszyscy wartościowi czarodzieje trafiają do Slytherinu.

Tak. To było ustępstwo i nawet ktoś taki jak Potter powinien móc to zobaczyć i podziwiać Draco za to, co zrobił.

Ale z jakiegoś powodu Potter znów uśmiechnął się do Draco.

— Nie mogłeś wybrać swojego Domu, ale ja wybrałem swój — powiedział. — Może powinienem ci za to podziękować. Bez ciebie Tiara umieściłaby mnie w Slytherinie. Ale wiedziałem, że tam jesteś i nie chciałem iść do tego samego domu co oślizgły dupek. Powiedziałem więc, żeby umieściła mnie gdzie indziej. Wybrałem Gryffindor. — Pochylił się w kierunku Draco i wyszeptał, mrugając. — Więc nadal się mylisz, Malfoy.

Draco wpatrywał się w niego. Chciał otworzyć usta i powiedzieć coś jeszcze, ale czuł się tak, jakby ktoś skleił mu wargi. Potter wzruszył ramionami i znów zaczął odchodzić.

— Nie powiedziałeś tego Tiarze — powiedział nagle zły Draco. To było kolejne kłamstwo, kłamstwo, które Potter zmyślił, żeby wydawać się wyjątkowy! Tak musiało być! Dlaczego Potter to robił? Musiał nienawidzić Draco o wiele bardziej, niż Draco sądził. — Nie powiedziałeś Tiarze czegoś takiego. Jesteś w Gryffindorze, bo twoi rodzice w nim byli.

— Powtarzaj to sobie.

Bazyliszek wysunął język w kierunku Draco, który pomyślał, że może nawet on się z niego śmieje.

— Nie miałeś być w Slytherinie!

Draco zrobił duży krok do przodu. Dzień wcześniej złapałby Pottera za ramię i odwrócił go, by stanął z nim twarzą w twarz. Ale bazyliszek obserwował go w sposób, który sprawił, że Draco nagle zaczął obawiać się żółtego blasku pod tymi przezroczystymi powiekami. Tak łatwo byłoby bazyliszkowi podnieść je…

— Nie musisz mi wierzyć, Malfoy. Możesz dalej zachowywać się tak głupio, jak zawsze. — Potter zatrzymał się i odwrócił się zgrabnie, by na niego spojrzeć. — Ale ja znam prawdę.

Draco zaczął coś mówić. Nie sądził, że to, co wyjdzie z jego ust, będzie miało znaczenie. Tak czy inaczej musiał powiedzieć coś, co wyciągnęłoby go z tej sytuacji i udowodniło, że Potter się mylił.

— Potter, Malfoy.

Głos profesora Snape’a dobiegł z progu schowka z zapasami, a Draco podskoczył i odwrócił się, by zebrać potrzebne rzeczy. Ale głos profesora znów przełamał ciszę:

Przestaniesz.

Draco odwrócił się powoli z rękami w powietrzu. To była automatyczna reakcja, gdy usłyszał profesora Snape’a mówiącego w ten sposób. Potter położył rękę na głowie bazyliszka i wpatrywał się intensywnie w te zamknięte oczy. Draco przełknął ślinę. Zastanawiał się, czy wąż zamierzał na niego spojrzeć. Ale Potter nie patrzył na niego, a bazyliszek chwilę później położył głowę po drugiej stronie szyi Pottera, więc trudno było powiedzieć.

— Tak, profesorze? — powiedział Potter, a Draco był pewien, że nie był jedynym, który mógł usłyszeć pewne pytanie w głębi tego tonu.

Draco spojrzał na swojego Opiekuna Domu. Wzrok Snape’a był utkwiony w Potterze, a na jego twarzy pojawił się wyraz, którego Draco nigdy wcześniej nie widział i nie mógł zidentyfikować. Sekundę później profesor Snape spojrzał na niego. Draco spuścił wzrok i przełknął ślinę. Czuł się wyjątkowo nieswojo.

— Powinniście zebrać składniki i wrócić do klasy kilka minut temu - powiedział w końcu profesor Snape, a jego głos znów przyjął ten straszny tnący jak bicz ton. — Panie Malfoy, zrobisz to natychmiast. I będziesz trzymać się z dala od Pottera.

Draco zamrugał, ale nic nie powiedział, chwytając odpowiednie fiołki, gałązki i mchy. Wiedział, że profesor Snape odmówił mu wyjaśnienia i profesor miał rację.

Ale wciąż trudno było wyjść stamtąd i zastanawiać się, czy nie stracił swojej najlepszej szansy na posiadanie własnego bazyliszka.

OoO

— Czy twój wąż ma zamiar spojrzeć swoim nieosłoniętym wzrokiem na Malfoya? Powiedz mi prawdę.

Severus wypowiedział te słowa, ponieważ musiał, ale jego prawdziwym powodem w tej chwili było intensywne studiowanie Pottera. Potter stał z ręką na szyi bazyliszka, a jego spojrzenie zdawało się być utkwione w rąbku własnej szaty. Jednak uniósł wzrok, kiedy Severus dokończył pytanie i potrząsnął głową.

— Nie pozwolę mu spojrzeć w ten sposób na nikogo — powiedział. — Byłem po prostu zirytowany, a Dash przesuwał się do boku mojej głowy, ponieważ on również był zirytowany.

Severus skrzywił się. Trudno było powiedzieć, ile z tego było prawdą. Z jednej strony wiedział, że Potter regularnie go okłamywał i nie lubił Draco.

Z drugiej strony prawdą było również, że Draco czasami antagonizował Pottera, a Severus nie miał dowodu na to, że bazyliszek chciał zabić spojrzeniem Draco. Po pierwsze istniały lustra, które zaczarował Dumbledore, które wciąż unosiły się milcząco w powietrzu, a Severus ufał zaklęciom dyrektora na tyle, by wiedzieć, że byłyby bardziej poruszone, a przynajmniej wibrowałyby, gdyby Draco znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie.

— Jest coś, o czym powinieneś wiedzieć, Potter — powiedział Severus.

— Tak, proszę pana?

Potter patrzył teraz na łuski bazyliszka, przesuwając jednym palcem po delikatnych płytkach. Może w tej chwili rozmawiał z wężem. Ponieważ nie musiał mówić na głos w wężomowie, Severus nie miał pojęcia, czy tak było. Wiedział tylko, co mógł dalej ciągnąć i miał wrażenie, że Potter nie chciał skrzywdzić Draco.

— To nie zmienia mojego stosunku do ciebie — powiedział Severus. — Nie mam zamiaru nagle traktować cię jak kogoś wyjątkowego, bo masz zwierzaka, który może nas wszystkich zabić. Twoje czyny wciąż mogą nas wszystkich zabić.

Głowa Pottera podskoczyła do góry i tym razem skupił się na Severusie zamiast na wężu, co ucieszyło Snape’a. Oczy chłopca były szeroko otwarte.

— Co masz na myśli? Proszę pana — dodał chwilę później, chociaż Severus nie zmienił wyrazu swojej twarzy.

— Zostaniesz zabity, zanim będziesz mógł stawić czoła Czarnemu Panu.

Wyraz twarzy Pottera w jednej chwili zmienił się w beznamiętny.

— Tak, rozumiem — powiedział. — Wiem, że muszę się z nim zmierzyć, proszę pana. I o Syriuszu Blacku. Jeśli Syriusz Black mnie zabije, nie zostanie nikt, kto mógłby zabić Voldemorta.

Machnął jedną ręką na Severusa i chciał przejść obok niego, idąc z powrotem do klasy. Jego ramiona wciąż były pełne składników.

Severus stanął przed nim, gdy przechodził obok. Potter spojrzał na niego, tak jakby chciał mieć zabójcze spojrzenie bazyliszka.

— Posłuchaj — syknął i brzmiał tak, jakby mówił na co dzień wężomową. — Wiem, że moje pokonanie go jest ważne, okej? Wiem, że tak jest. Wiem, że ludzie na mnie liczą. Wiem, że nie mogę po prostu wyjść i polować na Syriusza Blacka. Ale teraz mam kogoś, kto mnie ochroni, więc możesz przestać się bać, że umrę, zanim będę musiał uratować wasze tyłki.

— Język — powiedział Severus, ale zawahał się.

Nie spodziewał się, że Potter zareaguje w taki sposób na sugestię Severusa - raczej oczekiwał, że z zadowoleniem zgodzi się ze specjalnym statusem Chłopca-Który-Przeżył, przytaknie mu i wyjdzie z pokoju.

Severus musiał teraz zdecydować, co zrobić z tą nieoczekiwaną informacją i działaniami, zanim inni uczniowie zaczną wchodzić do schowka, szukając swoich składników.

— Świadomość, że jesteś związany z bazyliszkiem i mogłeś być Ślizgonem, zmienia wszystko — powiedział Severus, zanim zdążył się powstrzymać. — To nie tylko sama obecność bazyliszka.

Potter ponownie spojrzał na niego, a Severus rozkoszował się wyrazem jego oczu. Powinien wyglądać na równie zdezorientowanego jak każdy trzynastolatek w klasie Severusa, a nie jak cyniczny dorosły.

— Pomyśl o tym — rozkazał Severus, po czym wymknął się do klasy, zanim Longbottom mógł spowodować kolejną katastrofę.

Potter powoli podążył za nim. Severus kilka razy poczuł na sobie wzrok chłopca, gdy zaczął warzyć, nawet pomimo szeptanych próśb Weasleya i Granger, by przestał to robić.

Niech się zastanawia — pomyślał Severus. Nawet on nie był pewien, jak powinien się dzisiaj zachowywać, tak samo jak nie był pewien, jak bazyliszek chłopca ostatecznie zmieni kształt wojny.

Wiedział tylko, że tak się stanie, a teraz będzie graczem w tej rozgrywce. Nie pionkiem.

Nie, jeśli mogę w tym pomóc.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 13 Lut 2022, 10:50

Rozdział 6: Slytherin i Gryffindor

— Nie ma opcji, abyś był skłonny zostawić węża na zewnątrz?

Chwilę zajęło Harry’emu zorientowanie się, że McGonagall mówiła do niego. Kłócił się z Dashem o to, co Snape mógł mieć na myśli, kiedy rozmawiał z nim wcześniej i czyją winą było to, że Dash był wystarczająco blisko kociołka z eliksirami, by do środka spadła kropla jego śliny, co oczywiście kompletnie zniszczyło miksturę.

— Tak, pani profesor — powiedział Harry, kiedy mógł się skoncentrować. Sięgnął i pogładził łuski Dasha, uciszając syk, który mógł się pojawić. — Profesor Dumbledore powiedział, że muszę go mieć przy sobie przez cały czas, na wypadek, gdyby próbował coś komuś zrobić.

Prawdę mówiąc, Harry sądził, że lustra które zaczarował Dumbledore, aby wirowały wokół bazyliszka, prawdopodobnie podążyłyby za Dashem, jeśli musieliby się rozdzielić, ale cóż. Były rzeczy, których McGonagall nie musiała wiedzieć.

Jak bardzo obwiniasz ją za to, że ci nie uwierzyła i nie poszła z tobą, by znaleźć kamień podczas twojego pierwszego roku? — zapytał zamyślony Dash.

Harry już nauczył się, że Dash był geniuszem. Na przykład miał talent do zadawania takich pytań tuż przed przemówieniem profesora. Harry miał zamiar na niego warknąć, ale w tym czasie McGonagall powiedziała:

— W takim razie będzie musiał zostać na twojej szyi i pozostać absolutnie cicho. Nie pozwolę mu przeszkadzać w mojej klasie. Transmutacja to delikatna rzecz.

Harry wpatrywał się w McGonagall. Jasne, słyszał już jak była surowa, ale nie dla ludzi, którzy nic nie zrobili. I tym razem wydawało mu się, że dostrzegł rozczarowanie w jej oczach, zanim pospiesznie odwróciła wzrok.

Czy była nim rozczarowana ponieważ miał węża? Że związał się z bazyliszkiem? Za mówienie wężomową?

Nie sądzę, żeby to miało znaczenie — powiedział Dash i oczywiście wysyczał to na głos, zamiast przemawiać mentalnie do umysłu Harry’ego, tak jak robił to przez cały ranek. Ludzie podskoczyli na swoich miejscach i odwrócili się, wzdrygając. Harry opuścił głowę i pogładził szyję bazyliszka. Dash kontynuował bezlitośnie, jego głowa kołysała się spiralnie w tę i z powrotem. Znaleźliby jakiś inny powód, by cię nie lubić.

Ale nigdy wcześniej tego nie robiła — powiedział Harry Dashowi, wyciągając różdżkę i przygotowując się do lekcji. Tym razem McGonagall kazała im przekształcić małe książeczki w motyle. Jej głos był wysoki i sztywny, kiedy tłumaczyła zadanie i Harry był pewien, że miał z tym coś wspólnego.

Wspierała cię?

Harry zawahał się. To prawda, że nie pamiętał, żeby McGonagall interweniowała w zeszłym roku, kiedy ludzie mówili mu, że jest dziedzicem Slytherina. Ale nie była na niego zła. Zrobiła, co mogła, by traktować go zupełnie normalnie.

Czasami nie jest to coś co musisz zrobić. Dash szturchnął głową jego policzek. Czasami potrzebujesz kogoś, kto zrobi więcej.

Harry odpowiedziałby na to, ale McGonagall powiedziała w tym momencie:

— Panie Potter, muszę nalegać, żebyś zostawił węża na zewnątrz, jeśli ma odwracać twoją uwagę od zajęć szkolnych.

Harry spuścił wzrok na książeczkę i, w jego opinii, udało mu się w większości naśladować odpowiedni ruch. Strony książki przez nim zatrzepotały, ale nie uległy transmutacji. Harry skrzywił się i spróbował ponownie. Wciąż nic się nie wydarzyło i czuł gniewną frustrację, narastającą z tyłu oczu, która sprawiła, że go piekły.

Nie możesz w ten sposób koncentrować swojej magii — powiedział Dash. Musisz być spokojny i myśleć o rzeczach, które sprawiają, że będziesz jeszcze spokojniejszy.

Jak mogę to zrobić, kiedy wszyscy wobec ciebie zachowują się jak idioci? Harry ponownie machnął różdżką. Tym razem strony nawet się nie poruszyły. Sądził, że widział innych uczniów, u których skrzydła łopotały na biurku, ale nie chciał tego sprawdzać.

Musisz nauczyć się skupiać mimo gniewu. Z jednym nieufnym spojrzeniem na McGonagall, Dash pochylił głowę obok Harry’ego. Spójrz na mnie. Na moje powieki, a nie oczy.

Harry zrobił to. Nie uważał żółtego blasku za nimi za kojący, ale Dash powiedział łagodnie: Czy możesz sobie wyobrazić, jak wyglądałbym, gdybym miał je otwarte? Wiem, że nie widziałeś oczu bazyliszka, ale…

Prawie je widziałem w zeszłym roku w Komnacie Tajemnic. Było bliżej tego niżbym chciał. Harry poczuł kropelki potu z tyłu głowy, gdy te wspomnienia ponownie ożyły.

Zatem nie są dla ciebie najlepszą rzeczą, na której możesz się skupić, bez względu na to, jak są żółte i olśniewające. Dash wydawał się lekko rozbawiony. Co cię najbardziej uspokaja?

Harry musiał się nad tym zastanowić i przećwiczył jeszcze trochę ruch różdżką, ponieważ McGonagall przechodziła obok i rzuciła mu surowe spojrzenie. Ale w końcu powiedział: Latanie.

Dash musnął swoją szyją ucho Harry’ego. Prawdopodobnie nikomu innemu nie wydawało się to odmienne, ale on i Harry czuli różnicę w tym geście. To sprawiło, że Harry uspokoił się trochę, myśląc o sekretach, którymi mogli dzielić się między sobą jedynie on i Dash.

A zatem pomyśl o tym, jak czujesz się, gdy lecisz — mruknął Dash. Pomyśl o tym, jak rozluźniają się twoje mięśnie. O tym jak szykujesz się do skoku na miotłę, wiem, że jesteś czujny i gotowy…

Harry pomyślał, że zajmie mu trochę czasu, zanim przyzwyczai się do kogoś, kto mógłby usłyszeć jego myśli, zanim je miał.

Ale musisz być również spokojny i skoncentrowany, ponieważ przegrasz mecz, jeśli tego nie zrobisz. Czy potrafisz się skupić pomimo reakcji twojego organizmu? Czy możesz to przełożyć na sposób poruszania różdżką i zrobić to samo?

Harry przemyślał to. Jego ramię rozluźniło się i zastanawiał się, czy to sprawka Dasha. Zastanawianie się nad tym sprawiło, że znów zaczął się napinać.

Powinieneś nadal myśleć o przygotowaniu się do lotu — skarcił go Dash. Pamiętaj, czuję to, jeśli o tym nie myślisz.

Może istniała zaleta posiadania kogoś monitorującego, kto widział wszystko w jego głowie, uznał Harry. Zrobił, co w jego mocy, by myśleć o lataniu i pędzie wiatru na twarzy i poczuciu relaksu, które zawsze odczuwał, gdy był w powietrzu przez jakiś czas. Czuł to nawet wtedy, gdy walczył, by pokonać Malfoya. Zawsze wiedział, że wygra, jeśli tylko się skoncentruje.

Dash mruknął do niego, ale Harry nie myślał już wiele o jego słowach. Uniósł różdżkę i opuścił ją w ruchu, który pokazała im McGonagall, mrucząc zaklęcie w sposób, jaki wypowiadał obelgi pod adresem Malfoya.

— Imponujące, panie Potter.

Harry zamrugał i powoli wyszedł z transu. Kiedy spojrzał w dół, zobaczył, że dokonał niemal pełnej transmutacji. Jego książeczka miała kształt motyla, czarnego z niebieskimi paskami na końcach skrzydeł. Na jednym końcu była głowa, a ciało w większości ciągnęło się wzdłuż grzbietu książki. Jedynie, co było nie tak, to papierowe czułki zwisające z głowy.

— Zrobiłeś to, postępując zgodnie z radą swojego chowańca? — zapytała McGonagall, a jej głos był teraz lekki.

Harry spojrzał w górę i potrząsnął głową.

— Dash wykluł się dopiero wczoraj, pani profesor. Nie wie nic o transmutacji. I nie jestem pewien, czy jest moim chowańcem — dodał odwracając głowę, wpatrując się w Dasha. Czy jesteś?

To będzie zależało od tego, co masz na myśli przez to stwierdzenie — odpowiedział Dash i poświęcił chwilę na przejrzenie wspomnień Gryfona w sposób, do którego Harry prawie się przyzwyczaił. Nie, nie sądzę, że jestem. Nie mogę się połączyć z tobą i uziemić cię w sposób, w jaki powinny robić to chowańce. A ich więź jest inna niż ta, którą mamy.

— Mówi, że nie jest — powiedział Harry do McGonagall i przetrwał kilka chwil jej ostrego spojrzenia, zanim ta skinęła głową.

— W takim razie kontynuuj to, co robiłeś — nakazała mu i pomaszerowała do Neville’a, któremu jakoś udało się stworzyć jednoskrzydłego motyla, który powoli i smutno trzepotał na stole.

Harry z powrotem przemienił motyla w książkę, co było o wiele łatwiejszym zadaniem, a potem powrócił do pracy, wyobrażając sobie inny rodzaj motyla tak mocno, jak tylko mógł. Może gdyby stworzył taki, który byłby gryfońsko czerwony i złoty, wtedy McGonagall byłaby wobec niego odrobinę mniej podejrzliwa.

OoO

— To dziecko sprawi, że w końcu całkowicie osiwieję.

Severus zatrzymał się, po czym wycofał się za drzwi ambulatorium. Przyszedł poprosić Poppy o maść na oparzenia, żeby mieć ją pod rękę przy następnym spotkaniu z Longbottomem, ale wyglądało na to, że ktoś przyszedł na wizytę u uzdrowicielki przed nim. A tą osobą była Minerwa McGonagall.

Nie wymieniła jeszcze żadnych imion, ale Severus mógł sobie wyobrazić, jakie dziecko doprowadzało ją do ostateczności.

— Nie powinnaś pozwolić Harry’emu tak bardzo się zdenerwować, żebyś potrzebowała eliksiru na ból głowy — powiedziała Poppy, jak zwykle praktyczna, jednocześnie potwierdzając podejrzenia Severusa. — Myślę, że to cudownie, że zaprzyjaźnił się z wężem. Prawie w ogóle nie ma przyjaciół.

— Czyli pan Weasley i panna Granger są nieważni? — Rozległ się głos Minerwy, stłumiony tylko na chwilę przez brzęk fiolki o jej zęby. — Chcę, żebyś wiedziała, że Pomona narzekała pewnego dnia, że nie mają talentu do zielarstwa, że pan Weasley nie poświęca wystarczającej uwagi roślinom, które sadzi, a panna Granger jest dobra tylko w teorii, ale widziałam, jak oboje robili niezwykłe rzeczy…

— I nie mogą być z nim przez cały czas — odparła Poppy. Severus słyszał, jak przesuwała fiolki. Musiał przyznać, że utrzymywała eliksiry starannie zorganizowane, ale w sposób tak odmienny od jego własnego, że prościej było poprosić ją o maść na oparzenia niż próbować znaleźć ją samodzielnie. — Mam nadzieję, że ten wąż zrobi coś, co zniechęci ludzi do krzywdzenia Harry’ego poza szkołą.

Severus oparł się o ścianę. Nie miał pojęcia, o czym mówiła Poppy, ale rozpoznawał soczyste plotki, kiedy je usłyszał.

— O kim mówisz, Poppy? — zapytała Minerwa. Severus słyszał, jak spacerowała tam i z powrotem i wyobrażał sobie, jak spod jej szaty wysuwa się ogon. Widział ją raz w połowie jej transmutacji animaga, kiedy wciąż zrzucała swoje ubrania. Nie był to widok, który łatwo zapomnieć. — Wiem, że żaden Śmierciożerca nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie mieszka chłopiec, inaczej miałby kłopoty zeszłego lata, po tym, co zrobił Lucjuszowi Malfoyowi pod koniec zeszłego roku.

Severus zmrużył oczy. Słyszał plotki o kłopotach między Potterem a Lucjuszem, ale nie rozprzestrzeniły się daleko, zanim Lucjusz je zmiażdżył, a Severus nie był pewien, co się stało. Przynajmniej wiedział, że było to coś upokarzającego dla Lucjusza.

— Nie mówię o śmierciożercach — powiedziała Poppy.

— W takim razie powiedz mi, o kim mówisz — powiedziała Minerwa, ale jej głos obniżył się, jakby podzielała obawy Poppy przed podsłuchiwaniem.

Długie lata szpiegowania i długie doświadczenie z Poppy Pomfrey powiedziały Severusowi, co czarownica dalej zrobił. Natychmiast rzucił na siebie zaklęcie, który miało sprawić, że ludzie nie będą na niego zwracać uwagi i wkradł się do skrzydła medycznego, chwilę przed tym, jak Poppy wyczarowała migoczącą kurtynę magii, która zakryła wejście i zagłuszyła dźwięk. Zawsze tak robiła, omawiając poufne informacje medyczne swoich pacjentów.

Minerwa stała przez Poppy z napiętym wyrazem twarzy. Severus usadowił się w kącie, aby móc je obserwować. Oczywiście, być może druga kobieta była tylko zestresowana z tego samego powodu, z którego przyszła prosić o eliksir na ból głowy. Jej cenny Potter zdobył węża i zrujnował swój wizerunek idealnego Gryfona.

Ale było w tym coś jeszcze. Severus był tego pewien, po przyjrzeniu się jej przez chwilę. Coś, co sugerowało, że wiedziała, co powie Poppy i bała się tego.

— Dobrze wiesz, o kim mówię, Minerwo. — Poppy położyła dłoń na jej ramieniu, a potem również pochyliła się, sprawiając, że Severus był zadowolony, że wkradł się do skrzydła medycznego. Nawet bez zaklęcia uniemożliwiającego podsłuchanie Poppy mówiła na tyle cicho, że nie usłyszałaby jej z korytarza. — To ci Dursleyowie.

Severus przechylił głowę. Tak, znał to nazwisko. Mugolscy krewni Pottera.

I co związku z tym?

Ale nie mógł udawać, że to nie miało znaczenia, nie w zaciszu własnej głowy, która była jedynym miejscem, w którym Lily wciąż żyła. Wyznawał przed sobą sekrety, do których nigdy nie przyznałby się na głos.

— Wiedziałam, że to najgorszy rodzaj mugoli — powiedziała cicho Minerwa, głosem tak miękkim, jakby walczyła z gniewem. — Ale nigdy nie sądziłam… Petunia była siostrą Lily! Słyszałam, jak Lily mówiła o niej wystarczająco często! Jak mogła skrzywdzić własnego siostrzeńca? I kogoś, kto stracił rodziców w taki sposób jak Harry!

Severus zamknął oczy. Czasami irytowała go ślepa gryfońska wiara Minerwy w ludzką naturę. Przeszła przez wojnę i codziennie zmagała się z drobnymi intrygami i głupimi kłamstwami uczniów. Powinna wiedzieć lepiej.

— Można byłoby pomyśleć, że to niemożliwe — powiedziała Poppy tym samym głosem, który Severus słyszał, jak używała go na swoim ostatnim roku w szkole wobec Ślizgona, który nie przestawał rzucać klątw na jej współlokatorki. — Ale tak właśnie jest. A ten chłopak zachowuje się, jakby nikt nigdy nie pytał go, jak się czuje, a przynajmniej tak jest, gdy ja to robię… to prawda, Minerwo. To musi być prawda. A przynajmniej wąż może go przed tym uchronić.

— Nigdy nikomu o tym nie powiedziałaś?

Minerwa wyglądała na mniejszą i smutną, kiedy Severus się jej przyjrzał. Przynajmniej jej wiara nie czyniła jej już ślepą.

— Powiedziałam sobie, że najlepiej będzie, jeśli tego nie zrobię — westchnęła Poppy. — Harry nigdy się do niczego nie przyznał. Myślałam o tym, żeby powiedzieć o tym Dumbledore’owi, ale potem był ten incydent tego lata, kiedy Harry pojechał na Ulicę Pokątną. Można było pomyśleć, że gazety nie mają o czym pisać, biorąc pod uwagę, jakie zamieszanie wokół tego wywołali. Co jeśli będę się wtrącać i Harry wyląduje pod opieką kogoś jeszcze gorszego? U śmierciożercy takiego jak Lucjusz Malfoy? — Westchnęła i ponownie przycisnęła dłoń do czoła. — Knot z pewnością jest wystarczająco blisko z Malfoyem, żeby tak się stało.

Severus słuchał i milczał - oczywiście nie było sposobu, aby się odezwał, ale było w tym coś więcej. Za słowami Poppy ukrywało się coś jeszcze, strach, który musiała odczuwać. Sama niekorzystna sława nigdy by jej nie uciszyła, ani życzenie dziecka, biorąc pod uwagę, ilu dzieciom każdego dnia podawała eliksiry i otulała kołdrą. A incydent z ciotką Pottera, o którym wspominała, miał miejsce zaledwie kilka miesięcy temu.

Nie, ktoś inny ją uciszył. Ktoś, kogo nie chciała wymieniać z imienia, może ze strachu, może dlatego, że utrata wiary w tę osobę była dla niej czymś więcej, niż mogłaby znieść.

Severus wiedział, kto to był.

— Przypuszczam, że wąż może być dobrą rzeczą — powiedziała niechętnie Minerwa. — Ale tylko jeśli to nie pomoże mu oszukiwać na zajęciach! Rzucił dziś zaklęcie transmutacji, którego nikt z trzeciego roku nie potrafił wykonać, z wyjątkiem panny Granger.

— Czy rzucenie dobrego zaklęcia musi wynikać z oszustwa? — Poppy uśmiechnęła się lekko. — Może pozwolisz mu zatrzymać węża i będziesz ich rozdzielać tylko podczas egzaminów. W każdym razie to może być najwięcej, na co ci pozwoli.

— Na co mi pozwoli — powiedziała chłodno Minerwa.

Severus rozpoznał zwrot, jaki przybrała rozmowa i stwierdził, że nie ma powodu, by zostać dalej i tego słuchać. Miał własne metody radzenia sobie z Potterem, gdyby ten próbował użyć bazyliszka do oszukiwania podczas egzaminu lub warzenia eliksirów, kiedy uczniowie mieli pracować sami. Odwrócił się i prześlizgnął się przez skrzydło medyczne do zaklęcia rzuconego przez Poppy, w którym znacznie łatwiej było zrobić wyłom od wewnątrz niż od zewnątrz.

Po powrocie na korytarz, Severus poprawił swoje szaty i powoli ruszył z powrotem do lochów, skupiając swoje myśli na zajęciach i swoim mrocznym znaku.

Tylko w jego podświadomości biegły myśli, niosące poruszające obrazy i informacje, o których nieświadomie powiedziała mu Poppy.

OoO

W chwili, gdy Harry wszedł do sali, gdzie odbywały się zajęcia obrony przed czarną magią, profesor Lupin pochwycił jego wzrok i skinął, aby odszedł na bok.

— Muszę z tobą porozmawiać, Harry — powiedział cicho, ale natarczywie.

Harry podszedł do Lupina, zastanawiając się, czy mężczyzna w końcu udzieli mu odpowiedzi, dlaczego nie pozwolił mu stawić czoła boginowi. Dash milczał na jego szyi, wiercąc się, by Harry mógł wygodniej znieść jego ciężar i zmniejszyć nacisk na środek jego pleców. Może wyczuł zapach magicznych stworzeń, z którymi pracował Lupin. Może nie wiedział, co sądzić o profesorze.

Może mógłbyś mnie zapytać, jeśli chcesz wiedzieć o czym myślę. Dash przerwał jego rozmyślania i wysłała mu potok obrazów, które wychwycił z umysłu Harry’ego, w tym ten, w którym Lupin odpychał go od bogina. Nie lubię go.

Harry przewrócił lekko oczami, upewniając się, żeby zrobić to, zanim Lupin zauważy. Cóż, ja go lubię. Więc po prostu nie zgadzamy się w tej sprawie.

Dash wydał cichy, zirytowany dźwięk, a Lupin podskoczył, jakby ktoś ukłuł go szpilką, a potem spojrzał na Dasha z niepokojem.

— Zdajesz sobie sprawę, Harry, że zarabiam na życie studiując mroczne stworzenia — zaczął.

Harry skinął głowa i podniósł rękę, by pogłaskać szyję Dasha.

— Czy to ma coś wspólnego z tym, dlaczego nie mogłem stawić czoła boginowi, proszę pana?

Profesor Lupin przez chwilę patrzył na niego z kamienną miną. Harry myślał, że nie otrzyma odpowiedzi, ale wtedy Lupin machnął ręką i powiedział:

— Och, to. Nie, myślałem, że twoim boginem będzie Sam-Wiesz-Kto i przestraszy wszystkich innych.

Harry zmarszczył brwi. Brzmiało to lekceważąco.

— To byłby dementor, proszę pana. Jeśli…

Lupin przerwał mu, zanim zdążył się rozpędzić.

— Wiesz, że masz na szyi jedną z najmroczniejszych istot, Harry? Ministerstwo ocenia je jako wyjątkowo niebezpieczne. Nikt poza ekspertem nie powinien się nimi zajmować.

Harry otworzył usta, żeby powiedzieć: “Co za pieprzenie?”. Ale ostatecznie powstrzymał się. Pokłócił się już z wystarczającą liczbą osób o Dasha, który syczał tak wściekle, że Harry nie mógł nawet wyłapać słów. Przez jego głowę przemknął potok obrazów, wiele z nich przedstawiało Dasha goniącego Lupina.

Nie będziesz gonił Lupina — skarcił go Harry. Po prostu nie rozumie. Dotyczy to również wielu innych osób.

Ale niewiele z nich zarabia na życie studiując mroczne stworzenia — przypomniał mu Dash. Mimo to uspokoił się i pozwolił tylko jednemu, ciężkiemu zwojowi swojego ciała zwisać w dół klatki piersiowej Harry’ego, tak że kolidowała z ramionami chłopca i była ogólnie niewygodna. Harry cierpliwie odsunął go na bok.

— Tak, wiem — powiedział Harry, kiedy zdał sobie sprawę, że profesor Lupin wciąż czekał na odpowiedź na swoje pytanie, a niektórzy z pozostałych uczniów kręcili się w swoich ławkach, przyglądając się im. Nie chciał być oskarżony o bycie wyjątkowym ulubieńcem profesora czy coś w tym rodzaju. — W zeszłym roku walczyłem z jednym.

Lupin zamrugał powoli.

— Dlaczego więc chodzisz z jednym z nich na szyi?

Bo nie jesteś głupi i wiesz, że twoje życie jest lepsze ze mną.

— Ponieważ potrzebował pomocy — powiedział po prostu Harry.

— Dyrektor opowiedział nam tę historię. — Jednak Lupin nadal go nie odesłał, a Harry zaczął się zastanawiać, czego chciał. — Czy poszedłbyś na dół i próbował mu pomóc, gdybyś zorientował się, że woła w wężomowie?

— Prawdopodobnie tak — powiedział Harry.

Szczerze nie zastanawiał się nad tym, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej miało to sens, że poszedłby na dół, gdyby wiedział, że wołanie było w wężomowie. Kto jeszcze w całej szkole miałby to usłyszeć i pomóc?

— Wiesz, że jesteś w dużym niebezpieczeństwie ze strony Syriusza Blacka, Harry…

Dash uniósł głowę i pokręcił nią, a Harry uśmiechnął się.

— Już nie.

Lupin spojrzał na niego z poważną miną, która sprawiła, że Harry chciał spojrzeć w dół. Ale położył rękę na szyi Dasha i nie zrobił tego. Jeśli Lupin chciał, żeby Harry martwił się o Syriusza Blacka, to powinien był powiedzieć Harry’emu wszystko o niebezpieczeństwach, na jakie może narazić się spacerując po okolicy. Harry poważnie traktował niebezpieczeństwo. Miał teraz węża do obrony.

I zawsze będę cię bronić — powiedział mu Dash i tym razem zgrzytanie jego łusek na grzbiecie dłoni Harry’ego było jak pieszczota.

— Widzisz — powiedział Harry, a potem przypomniał sobie, że Lupin nie słyszał słów, które wypowiadał Dash i nie miał powodu, by czuć się uspokojonym. Potrząsnął lekko głową i kontynuował: — To znaczy, teraz, kiedy mam niebezpiecznego węża, Syriusz Black będzie trzymał się z daleka. Może uzna, że jestem zły i nie musi mnie krzywdzić. Może sobie odpuści i nikt nie musiałby zostać zraniony.

— Mam nadzieję, że wiesz o tym, że będzie lepiej, aby twój wąż nie skrzywdził kogokolwiek, Harry — powiedział Lupin. — Nawet kogoś takiego jak Black. Ludzie zasługują na proces.

— Mnie nie miał zamiaru pozwolić mieć procesu, czyż nie? — zapytał Harry i nagle poczuł w gardle zatykający ból, który wczoraj mógłby przerodzić się w krzyk lub łzy. Zakaszlał, podczas gdy Dash dotknął jego policzka tępym nosem i odsunął się. — Chce mojej śmierci z głupiego powodu, ponieważ jakoś pokonałem Voldemorta, kiedy miałem rok. Nie wiem, co według niego zabicie mnie sprawi! To go nie przywróci!

Pozostali uczniowie zdecydowanie gapili się teraz i szeptali. Lupin wyciągnął rękę i położył ostrożnie dłoń na ramieniu Harry’ego.

— Nie pozwól, aby twój wąż skrzywdził Blacka — powiedział. — Nie pozwól mu nikogo skrzywdzić, Harry. Albo może zostać ci odebrany.

Jest bardzo dziwny — powiedział pospiesznie Dash w głowie Harry’ego. Szybciej, niż by to zrobił kiedykolwiek na głos. Chce cię ostrzec czy zagrozić?

Harry wzruszył ramionami i spojrzał w dół. Nadal lubił profesora Lupina, ale nie wiedział, czego jeszcze mężczyzna od niego oczekiwał. Wszystko, co ktokolwiek zrobił, to powiedzenie mu, że Black jest niebezpieczny i że musi zostać w szkole oraz powinien uważać na wypadek, gdyby Black próbował go zabić, a teraz byli nieszczęśliwi, ponieważ Harry miał kogoś, kto byłby z nim cały czas i go chronił?

To tak, jakby bardziej troszczyli się o swoją reputację lub innych uczniów, a nawet o Blacka zamiast o mnie. Chcę kogoś, kto stawia mnie na pierwszym miejscu.

Dash przechylił głowę na bok i potarł policzek o policzek Harry’ego. Lupin gapił się na nich. Harry uznał, że było to zachowanie, którego nie spodziewał się po bazyliszku.

— No cóż — powiedział Lupin po odchrząknięciu, gdy minęła chwila ciszy. — Może powinieneś usiąść gdzieś w spokoju i… zastanowić się, co zrobić później z bazyliszkiem. Nie mam nic przeciwko, że masz go w klasie, o ile nikogo nie skrzywdzi.

Harry skinął głową, ponieważ wiedział, że Dash tego nie zrobi, po czym podszedł do swojego miejsca. Ron niezręcznie poklepał go po ramieniu, ostrożnie unikając ogona Dasha.

— Czy wszystko w porządku, kolego? — zapytał.

Harry pociągnął nosem, po czym powiedział:

— Tak, po prostu… to jest trudne, kiedy nie wiem, gdzie jest Black i co robi. Trudno być ciągle ściganym.

Tylko tak mógł, chociaż w przybliżeniu, powiedzieć co było nie tak, o czymś niełatwym do ujęcia w słowa.

Ron kiwnął ze współczuciem, po czym profesor Lupin rozpoczął zajęcia. Dash delikatnie zacisnął zwój swojego ciała wokół gardła Harry’ego.

Będę tutaj. Będę cię strzec. Postawię cię na pierwszym miejscu.

Harry już nie myślał, że może odtrącić Dasha po tym, jak uratował go z jaja i usłyszał jak rozmawia z nim w jego głowie, ale wiedział, że również Dash go teraz nie zostawi. Przytulił ogon bazyliszka i nie obchodziło go, kto to widział. I tak wpatrywali się w niego i szeptali, bez względu na to, co robił, więc Harry mógł szukać pocieszenia tam, gdzie mógł je znaleźć.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptySob 19 Lut 2022, 16:37

Rozdział 7: Szarża na wroga

Harry nie powiedziałby, że życie pozostało dokładnie takie samo, jak przed Dashem - po pierwsze, liczba gapiących się na niego ludzi była większa niż kiedykolwiek - ale zaczęło mieć swoją własną rutynę.

Profesor Lupin prowadził różnego rodzaju lekcje, które Harry lubił. Dowiedzieli się o wszelkiego rodzaju niebezpiecznych, mrocznych magicznych stworzeniach oraz o sposobach przeciwdziałania ich mocy i upewnienia się, że nikogo nie skrzywdzą, jeśli będą musieli stawić im czoła. Harry czasami musiał filtrować wiele komentarzy Dasha, kiedy odrabiał pracę domową, ale na zajęciach Dash był tak samo cichy i uważny jak każdy z uczniów.

Dopiero gdy ze swojego miejsca na szyi Harry’ego widział i czytał jego wypracowania, zaczynał być lekceważący. Coś takiego, jak zwykłe Zaklęcie Potknięcia, łączące nogi, mnie nie powstrzyma.

Oczywiście, że nie — odparł Harry i zaczął poprawiać pisownię ostatniego zdania, które napisał. Miał trudności z niektórymi słowami. Hermiona nie miała z tym problemów, ale ona nie miała problemów z niczym, jeśli chodziło pracę domową. A Hermiony tutaj nie było, jak zwykle w ostatnim czasie. Nie masz stóp.

Nie tylko z tego powodu. Dash owinął się powoli wokół jego gardła i opuścił ogon na pergamin. Kiedy dowiesz się czegoś o bazyliszkach? Na początek o tym, jacy jesteśmy piękni i gwałtowni.

Harry roześmiał się, co sprawiło, że Ron który pracował obok niego nad esejem, podskoczył. Ale sekundę potem przyjaciel przewrócił oczami i wrócił do pisania. On i inni Gryfoni dość łatwo przystosowali się do Harry’ego, który prowadził rozmowy we własnej głowie, a czasami śmiał się, parskał głośno lub dziwnie reagował.

Wiesz, że większość ludzi nie pomyślałaby, że te dwa określenia idą w parze — powiedział Harry i potarł knykciami głowę Dasha. Dash lubił, kiedy delikatnie pocierało się podstawę jego pióropusza, a potem jeszcze delikatniej w górę. Powiedział, że pióropusz nie znosi nieostrożnego obchodzenia się z nim. Albo nie pomyśleliby, że to dobra rzecz, gdyby tak zrobili.

Dash machnął językiem, poruszając głową w przód i w tył, jakby chciał złapać subtelne zapachy przemykające przez dormitorium Gryffindoru. Z jakiegoś powodu wydawał się szczególnie skupiony na łóżku Rona. To dlatego, że większość ludzi nie rozumie, jak cudowne są bazyliszki — powiedział, rozproszony. Twój profesor obiecał, że nauczy cię więcej o moim gatunku. Dlaczego tego nie zrobił?

Harry machnął ręką w stronę swojego wypracowania. Uczy nas innych rzeczy.

Jestem głodny — jęknął Dash, nie zwracając uwagi na słowa Harry’ego, co było pewnym znakiem, że naprawdę tak było.

Harry skrzywił się lekko. Ostatnim razem, tydzień temu, gdy Dash był głodny zabrał go do Zakazanego Lasu i znów go nakarmił, ale tym razem McGonagall ich przyłapała. Cicho i dobitnie, dała jasno do zrozumienia, że wymykanie się poza szkołę po ciszy nocnej nie będzie tolerowane. Przydzieliła Harry’emu szlaban, podczas którego musiał pisać linijki o odpowiedzialności i niebezpiecznych zwierzętach, aż sądził, że jego palce odpadną.

Dash spędził ten szlaban spokojnie odsypiając swój posiłek w kącie, co było jednym z niewielu razy, kiedy był w pomieszczeniu nie pokładając się na Harrym. Nie rozumiał, dlaczego dłonie Harry’ego były potem obolałe i nie mógł go pogłaskać, aż osiągnie wymaganą satysfakcję.

Teraz Harry nie był pewien, co zrobić. McGonagall powiedziała mu, że skrzaty domowe mogą przynosić jedzenie Dashowi, ale Harry sądził, że nawet skrzaty zawetują martwe króliki. A raczej żywe króliki, ponieważ Dash lubił sam je zabijać.

Harry, czy ty mnie słuchasz?

Tak — powiedział Harry i potrząsnął głową. Cóż, miał trening quidditcha za pół godziny, ponieważ Oliver nie myślał o niczym poza Pucharem Quidditcha. Mógłby zabrać ze sobą Dasha i wtedy go nakarmić, ponieważ przynajmniej byliby na zewnątrz.

Jestem głodny — nalegał Dash, a potem ześlizgnął się z ramion Harry’ego na podłogę, rozkładając się ruchem tak płynnym, że Harry'emu zajęło chwilę, aby zorientować się, co się dzieje. Jeśli w pokoju jest jedzenia, a ty mi go nie dajesz, to jest nadużycie wobec bazyliszka.

Harry otworzył usta, by odpowiedzieć, po czym zamarł i zamrugał. Ron zamarł totalnie, jak zawsze, gdy Dash zsunął się z Harry’ego. O czym ty mówisz? Jedzenie w pokoju? Nie sądzę, żeby pojawiły się tu jakieś stworzenia z Zakazanego Lasu. W całej Wieży Gryffindoru nie było już żadnych pająków, ku radości Rona.

Nadużycie wobec bazyliszka — powtórzył stanowczo Dash i ruszył w kierunku łóżka Rona.

Harry zerwał się na równe nogi. Właśnie zdał sobie sprawę, co prawdopodobnie miał na myśli Dash, a Ron nigdy by mu nie wybaczał, gdyby Dash posunął się tak daleko. Dash…

Rozległ się przerażony pisk. Dash skoczył, a Parszywek wybiegł spod łóżka Rona i pobiegł jak szalony do drzwi.

Dash uniósł górną połowę ciała - nie musiał unosić się w całości, kiedy jego rozmiar był już tak imponujący, uznał Harry - a za przezroczystymi powiekami, które zakrywały jego oczy, pojawił się charakterystyczny błysk.

Nie rób tego — powiedział Harry. Nie wiedział nawet, że potrafi brzmieć tak rozkazująco w wężomowie.

Oczywiście, jedyny raz, kiedy naprawdę spróbował jej używać w taki sposób miał miejsce wtedy, gdy mówił wyczarowanemu wężowi Malfoya, by odsunął się od Justina.

Dash powoli odwrócił głowę w stronę Harry’ego, który zdał sobie sprawę z tego, że wstaje. Skrzyżował ramiona i zmarszczył brwi, patrząc na Dasha. Nie boję się ciebie — powiedział przez więź. Wiem, że mógłbyś mnie zabić spojrzeniem, ale byś tego nie zrobił, bo oznaczałoby to, że nie miałbyś już z kim się drażnić.

Dash poruszył się z przerażającą prędkością i owinął się wokół Harry’ego od podłogi w górę, tak że jego głowa unosiła się na poziomie oczu Harry’ego. To nie jedyny powód, dla którego bym cię nie zabił. Nigdy bym cię nie zranił. Nie chciałbym cię skrzywdzić.

Harry zachował swój surowy wygląd przez kilka chwil, po czym uśmiechnął się i potarł pióropusz Dasha. W porządku. Ale zraniłbyś mnie, gdybyś skrzywdził Rona lub zniszczył moją przyjaźń z nim.

Dash wykonał głową zawiły taniec obrzydzenia. Czy postawiłby tę brzydką istotę, której jedyną wartością jest bycie dla mnie kęsem, ponad twoją przyjaźń z nim?

Jest do niego przywiązany. W sposób, w jaki ja jestem przywiązany do ciebie.

Dash posłał Harry’emu obraz po obrazie obrzydzenia, brudu, łajna i oślizgłych rzeczy za porównanie go do Parszywka. Harry zignorował go i odwrócił się, aby zobaczyć Rona tulącego ochronnie Parszywka do swojej klatki piersiowej.

— Nic mu nie jest? — zapytał Harry, czując się trochę winny.

Powinien był wcześniej wiedzieć, co zamierzał Dash i powstrzymać go. Parszywek prawdopodobnie przeżył tak długo w Wieży Gryffindoru z wężem tylko dlatego, że zwykle się ukrywał, a Dash podążał za Harrym i nie wchodził w interakcję z Parszywkiem.

— Tak myślę. — Ron spojrzał w górę, a jego wzrok był groźny. Harry nigdy go takiego nie wiedział. — Nie, dzięki tej rzeczy.

Harry odetchnął głęboko, przełykając swój gniew. Dash mógł zabić Parszywka. Było bardzo mało prawdopodobne, żeby Parszywek mógł zranić bazyliszka, albo żeby Ron odważył się zaatakować Dasha, więc wąż nie był w niebezpieczeństwie.

— Przepraszam — powiedział.

Ron odpowiedział, ale Harry go nie słyszał. Jego umysł był wypełniony brzęczeniem głosu Dasha. Dlaczego szczur pachnie człowiekiem?

Harry przez chwilę patrzył tępo na Dasha. Ponieważ Ron go trzyma? — odpowiedział w końcu. Proszenie Harry’ego o pomoc w sprawie dotyczącej zapachów nie było w stylu Dasha. Harry z pewnością nie mógł konkurować z nim w wąchaniu rzeczy, a Dash był zwykle tym, kto mówił Harry’emu, kiedy coś wyczuł.

Nie, to coś więcej. Dash wił się w górę, aż spory kawałek jego ciężkiego ciała spoczął na czubku głowy Harry’ego. Chłopiec chrząknął i zniósł to. Nie była to najbardziej niezręczna pozycja, w jakiej postawił go Dash. Sam pachnie jak człowiek. Jak nazywają się ludzie, którzy mogą zmienić się w szczury? Czy dobrze smakują?

Harry spojrzał na Dasha, który odwzajemnił jego spojrzenie, odchylając głowę na boki, aż prawie całe jego ciało zsuwało się z czoła Harry’ego niczym korona. Co? Czy odkryłem coś nowego? Czy nie wiedziałeś, że istnieją ludzie, którzy mogą zmienić się w szczury?

Harry odwrócił się na chwilę od Dasha, chociaż położył jedną ręką na zgięciu jego ciała, by pokazać, że nie został zapomniany i wyszeptał:

— Ron? Czy mogę z tobą porozmawiać na dole?

Ron skinął głową, wyglądając na zdezorientowanego. Zaczął wychodzić z pokoju niosąc Parszywka.

— Nie! — krzyknął Harry i uznał, że musiał brzmieć na zbyt spanikowanego, ponieważ Parszywek nagle zerwał się, ugryzł Rona w palec i upadł na podłogę, gdy ten jęczał.

Biegł prosto do drzwi, a zdesperowany Harry wyciągnął rękę, chociaż wiedział, że kiedy szczur wyjdzie z pokoju, prawdopodobnie nigdy go nie znajdą.

Dash płynie rzucił się z czubka głowy Harry’ego, jakby miał skrzydła. Wylądował między Parszywkiem a drzwiami i kołysał się w przód i w tył, jak kobra, sycząc, choć Harry wiedział nie były to słowa w wężomowie, tylko przypadkowe, groźne dźwięki. Parszywek zamarł. Jego nogi zablokowały się pod nim, gdy piszczał gorączkowo.

— Co się do jasnej cholery dzieje? — ryknął Ron, machając palcem i rozpryskując krew we wszystkich kierunkach. — Parszywek, wracaj tu natychmiast!

Pobiegł do szczura, który zrobił unik i uciekł w kierunku łóżka Rona.

Harry w końcu rzucił Zaklęcie Potknięcia, o którym pisał w eseju dla Lupina. Nie miał w głowie żadnego innego zaklęcia, a to zadziałało wystarczająco dobrze, głównie omijając Parszywka, ale wciąż wysyłając jego ogon na głowę.

Dash sunął do przodu mrucząc: Musimy coś zrobić z różnorodnością zaklęć, które znasz, zwłaszcza jeśli chodzi o klątwy, kiedy Ron wskoczył między niego i Parszywka i chwycił szczura. Dash zatrzymał się, obserwując Rona przez powieki. Harry prawie widział, jak Ron trząsł się, ale przyjaciel się nie poruszył.

Jest odważny — powiedział z podziwem Dash. A może kocha tego człowieka, który jest również szczurem. Czy wie, kto to jest? Zapytaj go o to. To jest interesujące.

Harry zamknął oczy. Musiał to zrobić, chociaż wolałby pójść do profesor i przyprowadzić ją tutaj. Ale uznał, że zanim by to zrobił, Ron wypuściłby Parszywka, a ten uciekłby gdzieś, a próba znalezienia szczura w zamku tej wielkości nie była czymś, o czym Harry chciał myśleć.
— Ron — powiedział i poczekał, aż jego przyjaciel zwróci uwagę na niego zamiast na Dasha, chociaż trochę to zajęło. — Dash twierdzi, że Parszywek nie jest szczurem.

— Czym więc on niby jest? — powiedział Ron i jeszcze bardziej zacisnął swój uścisk na Parszywku.

Wydawało się, że szczur znów odzyskał zmysły, ale skulił się przerażony. Harry miał nadzieję, że miało to coś wspólnego ze spojrzeniem Dasha, nawet przytłumionym. Czytał gdzieś, że niektóre węże potrafią zahipnotyzować swoją ofiarę wzrokiem.

Wydaje się to głupim posunięciem. Śledzisz ją, a potem zabijasz trucizną lub ciałem. Nie hipnotyzujesz.

Harry, uspokojony solidną pogardą Dasha, wziął głęboki oddech i powiedział.

— Dash twierdzi, że pachnie jak człowiek. Sądzę… czy to możliwe, że jest animagiem?

Ron patrzył na niego, jakby oszalał. Ale Parszywek udowodnił twierdzenie Harry’ego, w jego opinii, skacząc na ramię Rona i desperacko wyskakując w powietrze w stronę Harry'ego.

Harry nie miał pojęcia, co Parszywek zamierzał zrobić. Czy próbował go ugryźć, czy po prostu wykorzystać go jako trampolinę i uciec. Ale ręka Harry'ego uniosła się odruchowo. W końcu Parszywek nie był dużo większy od znicza. W sekundę miał garść wijącego się futra w postaci Parszywka próbującego go dziabnąć, a potem Dash prześlizgnął się obok niego, a szczur znowu znieruchomiał.

Dysząc, Harry powiedział Dashowi: Przyznaj się. Możesz zahipnotyzować kogoś, patrząc na niego przez powieki. Jedna z mniej znanych mocy bazyliszka.

Brzmisz jak ta książka, którą czytałeś dziś po południu na lekcjach Lupina. Dash przechylił głowę na bok i rozwarł szczęki, ziewając. Harry zdał sobie sprawę, że coś mokrego i śmierdzącego spływa mu po palcach i zmarszczył nos. I nie zahipnotyzowałem go. Jest po prostu tak tchórzliwy, że nie może znieść przebywania ze mną w tym samym pokoju.

Harry miał zamiar coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił. Prawdą było, że odkąd Dash z nim zamieszkał, rzadko widywał Parszywka. Po prostu myślał, że to obecność Dasha jest powodem. Krzywołap wciąż próbował go zaatakować.

Ten kot jest mądrzejszy niż na to wygląda.

Harry potrząsnął głową i zwrócił się do Rona, który maszerował w jego stronę, pytając:

— Co robisz z moim szczurem?

— Posłuchaj — powiedział Harry. Ron zatrzymał się i skrzyżował ręce, ale niechętnie słuchał. — Dlaczego zwykły szczur miałby panikować, kiedy mówię o zejściu na dół bez niego? Dlaczego miałby wykonać taki skok, kiedy zapytałem, czy jest animagiem? — Parszywek piszczał żałośnie i machał łapkami w powietrzu, ale znów znieruchomiał, gdy Dash na niego spojrzał. Harry przytaknął. Musiał sięgnąć ponad własną głowę, by pogłaskać bazyliszka po nosie, ale tym razem nie miał nic przeciwko temu, że ktoś był wyższy od niego. — Widzisz? — dodał Harry. — Szczury nie rozumieją ludzkiej mowy. Chyba, że nie są szczurami.

— Twój cholerny wąż rozumie angielski — powiedział Ron, patrząc w nieprzyjazny sposób na Dasha.

Harry niecierpliwie wyjaśnił.

— To dlatego, że jest ze mną związany i rozumie słowa, których używam. Nie byłby w stanie przeczytać ani zrozumieć tego, co kto mówi, gdybym nie był z nim. — Dash syknął na zgodę, sprawiając, że Ron podskoczył. — Ale Parszywek nie powinien zrozumieć ciebie ani mnie. Czyż nie? Chyba, że potajemnie jesteś gryzomówcą i nigdy mi o tym nie powiedziałeś.

Wywołało to krótki, niechętny uśmiech Rona, ale wciąż potrząsał głową.

— W porządku, to dziwne. Ale zawsze myślałem, że Parszywek to magiczny szczur. Żyje już bardzo długo. Dużo dłużej niż większość szczurów powinna.

Harry spojrzał na niego w milczeniu, a Ron zaczerwienił się.

— Nadal może być magiczny! — upierał się.

— Albo może być animagiem — powiedział Harry.

— Dobra. Nie musisz brzmieć tak, jakbyś myślał, że to oczywiste, jaki jestem głupi. Twój wąż na początku go nawet nie wyczuł. — Ron spojrzał na Dasha.

Do dzisiaj nie mogłem wyczuć indywidualnego zapachu tego cholernego stworzenia. Był zawsze na kocach lub w rękach człowieka, które również pachniały ludźmi.

Harry uznał, że nie musiał tego mówić tak podniesionym głosem.

— Przepraszam, że brzmię tak, jakbym uważał, że jesteś głupi. Nie myślę tak, ale sądzę, że jest animagiem. I potrzebujemy kogoś, kto może to potwierdzić. Kogoś, kto zna zaklęcie, które może zmusić animaga do powrotu do ludzkiej formy albo coś podobnego.

Po raz pierwszy odkąd Harry miał Dasha, on i Ron wpadli na ten sam pomysł jednocześnie.

— McGonagall — powiedzieli na raz i pobiegli w stronę schodów.

Dash pełzł za nimi w towarzystwie luster Dumbledore’a. Potkniesz się na schodach, jeśli będziesz trzymać coś w jednej ręce, Harry.
Mógłbym nosić dla ciebie Parszywka. Może w moich ustach
— zaoferował niewinnie.

Harry przewrócił oczami i biegł dalej. Ron był tuż obok niego i spoglądał co rusz na Parszywka, co sprawiło, że Harry zrozumiał dlaczego tak się zachowuje. Świadomość, że być może animag spał z tobą w tym samym łóżku przez lata, a ty o tym nie wiedziałeś, nie mogła być komfortowa.

Może McGonagall mogłaby się przemienić i wytropić go, jeśli uda mu się uciec, uznał z nadzieją Harry. Naprawdę liczył, że to wszystko nabierze sensu.

Nie powinna go zjeść — powiedział posępnie Dash tuż za nim. To ja pierwszy wybrałem go na posiłek.

OoO

Profesor McGonagall, kiedy otworzyła drzwi do swojego biura, spojrzała na nich w sposób, który sprawił, że Harry się skurczył. Zastanawiał się, czy się pomylił, czy nie powinni byli sami spróbować sobie z tym poradzić, zamiast iść do nauczyciela.

Ale wtedy profesor McGonagall spojrzała na szczura w rękach Harry’ego i uniosła brwi.

— Czy przyprowadziłeś mi zwierzaka pana Weasleya, abym go uzdrowiła, panie Potter? — zapytała. — Obawiam się, że nie wiem tyle o zwierzętach, ile powinnam. Profesor Hagrid byłby lepszym wyborem.

— Nie — powiedział bez tchu Ron. Harry był zadowolony, że to on podejmuje się wyjaśnienia. — Uważamy, że mój szczur może być animagiem, a Harry powiedział, że… są zaklęcia, że…. może pani użyć zaklęcia, które pokaże, że nim jest?

McGonagall wyprostowała się.

— Rzeczywiście, istnieją takie zaklęcia. Ale dlaczego uważasz, że twój szczur jest animagiem, panie Weasley?

Jej wzrok powędrował do Dasha. Harry skinął głową i dotknął szyi bazyliszka.

— Powiedział, że Parszywek pachnie człowiekiem. A potem Parszywek zaczął się dziwnie zachowywać, jakby rozumiał angielski, gdy o tym rozmawialiśmy. Ponadto żyje długo jak na szczura.

Brwi McGonagall opadły.

— Zobaczmy — powiedziała cicho, sięgnąwszy lewą ręką po Parszywka, a prawą unosząc różdżkę.

Parszywek wykonał jeszcze jeden desperacki skok w kierunku drzwi. Dash ruszył za nim, ale drzwi już się zamknęły. Zdumiony Harry uznał, że to musiała być jakiegoś rodzaju niewerbalna magia. Profesor Lupin wspominał o tym, ale powiedział również, że nauczą się tego dopiero na szóstym roku.

Homorfo! — powiedziała McGonagall, imponująco spokojna mimo okoliczności.

Powietrze wokół Parszywka zamigotało. Piszczał z czymś, co brzmiało jak przenikliwa rozpacz, gdy magia zepchnęła go na podłogę, a potem odwrócił się i zaczął rosnąć.

Ron cofnął się, wyglądając na chorego. Harry złapał go za ramię i ścisnął mocno. To było tyle pocieszenia, ile mógł mu teraz zapewnić, kiedy ich zafascynowane spojrzenia wciąż były utkwione w szczurze, który był Parszywkiem.

W mężczyźnie, który był Parszywkiem. Harry widział, że był teraz mężczyzną. Był nagi, paskudny i brzydko pachniał. Włosy opadały mu wokół twarzy. Głowę miał spuszczoną i obgryzał paznokcie. McGonagall machnęła różdżka i prawdopodobnie ponownie użyła jakieś niewerbalnej magii, bo nagle mężczyzna był ubrany w brązowy płaszcz, który zakrywał go od klatki piersiowej do podłogi. Wydawał się być w szoku.

McGonagall odetchnęła na tyle gwałtownie, że Harry pomyślał, że brzmiała tak, jakby sama się zraniła.

Peter Pettigrew?

Harry wpatrywał się z bijącym szybko sercem. Ron wydał z siebie odgłos niedowierzania.

— Nie… Nie…

— Jak w przypadku czarodzieja, którego rzekomo zabił Syriusz Black, kiedy oszalał i zabił tych mugoli.

McGonagall rzuciła kolejne zaklęcie, jej oczy były tak szeroko otwarte, że Harry nie mógł w to uwierzyć. Nigdy nie sądził, że cokolwiek może tak zaskoczyć McGonagall.

— Nie rozumiem… nie. Teraz, kiedy wiem, że jest szczurzym animagiem, rozumiem. — Zrobiła krok do przodu i rzuciła kolejne zaklęcie, a wokół Petera pojawiły się liny, które go unieruchomiły. — Mów, Peter.

Pettigrew, jeśli to był on, jęknął i próbował potrzeć ręce, ale linie wokół jego kończyn utrzymywały je na miejscu i nie mógł tego zrobić.

— Ja… uciekłem. To był cud. Ale… zbyt bałem się wrócić, kiedy Black był na wolności i…

— Black był w więzieniu przez dwanaście lat — powiedziała McGonagall. Jej głos był spokojny i Harry zdecydował, że mimo wszystko dokonali właściwego wyboru, powierzając to profesor. — Nawet wtedy bałeś się wrócić i powiedzieć Ministerstwu, co się stało?

Pettigrew nic nie powiedział, tylko przykucnął i pisnął. Spojrzenie McGonagall było odległe. Nagle wykonała ostry ruch różdżką. Rękaw płaszcza na lewym ramieniu Pettigrew podwinął się.

Harry wpatrywał się w głęboki, czarny jak węgiel znak na lewym ramieniu Pettigrew, nie rozumiejąc. Wyglądał jak wąż i czaszka…

A wąż nie jest bazyliszkiem — powiedział Dash, wijąc się tak, że jego ogon był owinięty wokół nóg Harry’ego. Co za strata. Gdybyś miał zaprojektować symbol z wężem, dlaczego nie miałbyś użyć bazyliszka?

Harry dotknął czubka głowy Dasha, czując się zagubiony. Nie rozumiał, co się działo. Spojrzał na McGonagall, która była blada i trzymała bok biurka, jakby potrzebowała wsparcia, by nie upaść. To przeraziło Harry’ego bardziej niż cokolwiek do tej pory, nie czuł się tak nawet wtedy, gdy myślał, że Parszywek ucieknie.

— Śmierciożerca — wyszeptała McGonagall.

Tym razem to Ron pisnął.

— Wy… wyznawca Sam-Wiesz-Kogo? — zapytał, a McGonagall skinęła głową.

Harry wpatrywał się w węża i czaszkę, zastanawiając się, co powiedzieć. Nie wiedział, czy może w ogóle coś powiedzieć. Jego usta były suche i chciał uciec gdzieś i zwymiotować.

— Wygląda na to — powiedziała McGonagall prawie jąkając się — że było… dwóch śmierciożerców wśród przyjaciół pańskich rodziców, panie Potter. — Spojrzała na Harry’ego z taką litością, że ten musiał odwrócić wzrok. — Albo to, albo coś poszło tu bardzo nie tak i uwięziliśmy…

Jej broda drżała. Miała zarumienioną twarz i Harry był zdumiony, widząc błysk czegoś, co mogło być łzami w kącikach jej oczy. Ale wtedy McGonagall odwróciła się szybko i Harry mógł udawać, że wcale ich nie wiedział, co było wygodniejsze.

— Biuro profesora Lupina — zawołała McGonagall, rzucając proszek Fiuu w płomienie. — Tak, Remusie. Przepraszam, że przeszkadzam, kiedy oceniasz prace, ale mamy tutaj… niezwykłą sytuację. Czy możesz przyjść do mojego biura? Tak, natychmiast, proszę. Daj mi chwilę, aby połączyć się z dyrektorem. — Zamknęła połączenie Fiuu i zawołała: — Albus Dumbledore, dyrektor!

Wydawało się, że odpowiedź dyrektora zajęła więcej czasu. McGonagall odwróciła się do Harry’ego i Rona z lekko zmarszczonymi brwiami.

— Powinniście iść, chłopcy…

Dash obrócił się z wdziękiem i syknął szorstko i groźnie, obnażając kły. McGonagall zamarła.

— Jest w porządku — powiedział pospiesznie Harry, odciągając z powrotem Dasha. — Chodzi tylko o to, jak u licha możemy odejść? Był szczurem Rona! A jeśli ma coś wspólnego z moimi rodzicami, to naprawdę chcę zostać. Proszę, profesor McGonagall — dodał, kiedy chciała się odezwać. — Nie wiem o nich nic poza tym, że mój tata był dobry w quidditchu i zginęli w mojej obronie.

McGonagall zamierzała coś na to odpowiedzieć, ale głos Dumbledore’a dobiegł z kominka:

— Tak, Minerwo, o co chodzi?

— Dobrze, możecie zostać — stwierdziła McGonagall z miną kogoś, kto udziela pozwolenia ze świadomością, że będzie tego żałować i ponownie obróciła się.

Machnęła od niechcenia różdżką, przemieniając dwa małe kufry w krzesła.

Ron usiadł na jednym z krzeseł, nie odrywając wzroku od Pettigrew. Harry usiadł na drugim i pociągnął Dasha obok siebie. Nie sycz na nikogo innego.

Ale to dzięki mnie możesz zostać — powiedział Dash i owinął ogon wokół talii Harry’ego, co było prawie uściskiem. Czy teraz, gdy jest w ludzkiej postaci, mogę go zjeść?

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 27 Lut 2022, 10:03

Rozdział 8: Obcowanie z wężem

Czy kiedykolwiek da ci odpowiedź, czy będzie jedynie tam siedział, gładząc brodę i uśmiechając się?

Harry przechylił głowę na bok tak, że jego policzek otarł się o łuski Dasha. Nie tylko o to chodzi. Widzisz, jak jego oczy przesunęły się, by skupić wzrok na mnie, kiedy to zrobiłem? Jest czymś zaniepokojony.

Dash zwinął się tak, że luźny zwój jego ciała owinął się wokół szyi Harry’ego, zaczynając się lekko zaciskać. Jednak mógłby to wyrazić słowami, zamiast siedzieć i udawać, że coś powie, a potem milczeć.

Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, Dumbledore przemówił:

— Zatem, Remusie, jesteś pewien, że to prawdziwy Peter? I nie masz mi nic więcej do powiedzenia?

Profesor Lupin nie odrywał spojrzenia od Pettigrew, a przynajmniej nie zrobił tego, po tym jak Dumbledore usiadł za biurkiem w gabinecie McGonagall, gładząc swoją brodę. Teraz zadrżał i uniósł wzrok.

— To prawdziwy Peter Pettigrew — odpowiedział, po czym odwrócił się i znów się w niego wpatrywał.

— Jak to możliwe?

Harry cieszył się, że McGonagall była na miejscu. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia, co, i sądził, że tak samo było z Ronem. Jego przyjaciel wciąż otwierał usta i po chwili je zamykał. Napotkał spojrzenie Harry’ego i zarumienił się lekko. Harry próbował uspokajająco skinąć głową.

— Nie wiem — powiedział tępo Lupin. — Sądzę… sądziłem, że Syriusz był Strażnikiem Tajemnicy rodziców Harry’ego. Ale nawet jeśli Syriusz jest również śmierciożercą, nie było żadnego sensu, żeby po wszystkim ścigał Petera. — Znów zadrżał i nagle zwrócił się w stronę Dumbledore’a z wyrazem twarzy, który Harry uznał za trochę żałosny. — Chyba, że Peter był szpiegiem? Tak… tak jak twierdzili to inni?

Kim są ci inni ludzie? — zapytał Dash i ponownie musnął językiem ucho Harry’ego. Ale w tej chwili nikt tak naprawdę nie zwracał na niego uwagi, więc nikomu to nie przeszkadzało.

— Nie — powiedział Dumbledore i na to Pettigrew skulił się i zakrył głowę ramionami. — Peter nie był szpiegiem. — Pochylił się. — Jeśli Peter nam tego nie wyjaśni, to wydaje się, że będę musiał po prostu zgadywać.

Harry czekał - myślał, że wszyscy to robili - ale cisza była pełna odgłosów szybkiego oddechu Pettigrew i niczego więcej. Dumbledore w końcu wyprostował się i westchnął.

— Nadal uważam, że Syriusz Black jako pierwszy był brany pod uwagę jako Strażnik Tajemnicy — wyszeptał. — Byłem obecny podczas większości rozmów prowadzonych przez Jamesa i Lily, kiedy przygotowywali się do ukrycia. — Odwrócił się nagle do Harry’ego. — Ty również tam byłeś, Harry. Taki młody, wyciągałeś dłonie i próbowałeś bawić się moją różdżką.

Harry spróbował odwzajemnić uśmiech, ale wiedział, że był on niepewny. Dash w jego głowie wydał dźwięk, który przypominał drapanie kłów o kości. Harry nie był pewien, czy chciałby dowiedzieć się więcej o tym, dlaczego ten dźwięk wydawał się tak znajomy. Myśli, że teraz uzyska twoją sympatię? Powinien wiedzieć, że kiedy jestem na twoich ramionach, nie będzie mógł zrobić nic tak absurdalnego.

Harry postanowił nie odpowiadać. To była krótka informacja na temat jego dzieciństwa jaką otrzymał od Dumbledore’a, jednak nadal w tym samym pomieszczeniu znajdował się skulony mężczyzna, który w jakiś sposób był zamieszany w śmierć jego rodziców.

— A James podał kilka dobrych powodów, dla których Syriusz miał być Strażnikiem Tajemnicy — kontynuował Dumbledore. — Był najlepszym przyjacielem Jamesa i nie było mowy, żeby mógł stać się poplecznikiem Voldemorta… — Harry musiał podziwiać, jak Dumbledore zignorował sposób, w jaki Lupin zadrżał, McGonagall wzdrygnęła się, a Ron podskoczył na krześle — Jego niechęć do Czarnej Magii. Miał konflikt ze swoją rodziną, Blackami, na temat bycia mrocznym czarodziejem i uciekł, by zamieszkać z Jamesem tak szybko, jak tylko mógł.

Harry nie mógł być bardziej skupiony na rozmowie. To było tak, jakby jego uszy rosły, kierując się w stronę Dumbledore’a. Wiedział, że miał szeroko otwarte oczy. Mógłby tu siedzieć do końca życia i słuchać.

Chciał tylko wiedzieć.

Zatem zrobisz tyle — powiedział Dash — i nic ponadto. Harry zdecydował, że Dash najwyraźniej zaakceptował fakt, iż jak na razie muszą słuchać Dumbledore’a i postanowił zaczekać.

— Ale podejrzewam, że Syriusz, który zawsze planował i wymyślał psikusy, o których James nic nie wiedział… — Lupin pochylił głowę, chociaż Dumbledore na niego nie patrzył —... wpadł na kolejny pomysł. Musiał powiedzieć Jamesowi, że zbyt wielu ludzi podejrzewałoby go, że jest Strażnikiem Tajemnicy, ponieważ byli najlepszymi przyjaciółmi. I był powód, dla którego nie chcieli uczynić Remusa Strażnikiem Tajemnicy. — Dumbledore odwrócił się w stronę drugiego mężczyzny. — Czy tak było, Remusie?

— Nie wiedziałem nic o tym, że Peter był brany pod tym względem pod uwagę — wyszeptał Lupin i brzmiało to tak, jakby łapał oddech. — Ale tak, wiedziałem, że Syriusz i James mi nie ufali. Myśleli, że łatwiej dołączę do Ciemnej Strony, ponieważ Sam-Wiesz-Kto zachęcał ludzi takich jak ja, by do niego dołączyli. Nie czuli się bezpiecznie, pytając mnie o to. Po prostu założyli, że tak jest. — Remus zacisnął wargi.

— Ludzi takich jak on? — szepnął Ron do Harry’ego. — Co to znaczy? Mam dość tajemnic.

Harry przytaknął, ale nic nie powiedział. Też miał dość tajemnic, ale nie chciał przerywać, kiedy Dumbledore, Lupin albo ktoś w końcu miał im powiedzieć, co się naprawdę dzieje.

To dobrze, że mogę z tobą porozmawiać i nic nas nie usłyszy — powiedział Dash wystarczająco głośno, by Harry podskoczył. Jesteś zbyt ufny. Myślisz, że powiedzą ci prawdę teraz, kiedy do tej pory nie zadawali sobie trudu, aby to zrobić?

Harry zakrył dłonią jedną z łusek Dasha i słuchał uważniej. Zgadzało się, że wszyscy, od Dursleyów począwszy, nie powiedzieli mu prawdy o jego rodzicach, ale musiał wiedzieć, co powiedzą, zanim będzie mógł pracować nad oddzieleniem prawd od kłamstw.

— A zatem — powiedział Dumbledore i odwrócił się w stronę Pettigrew. Jego spojrzenie było smutne, ale znów zaczął gładzić swoją brodę. — Domyślam się, że Syriusz nakłonił Jamesa i Lily, by zamiast niego uczynili Petera Strażnikiem Tajemnicy. Peter nie miał wśród śmierciożerców tak przerażającej reputacji jako odważny wojownik, jak Syriusz i James. Nie był też blisko Jamesa. Syriusz prawdopodobnie sądził, że nikt nie będzie podejrzewać, że jest Strażnikiem Tajemnicy.

Pettigrew pochylał głowę coraz bardziej, aż jego nos dotknął podłogi. Pociągał nosem tak mocno, że Harry był zaskoczony, że posadzka nie była pokryta smarkami. Ale nadal nie podnosił głowy.

— Jak możesz mieć pewność bez zastosowania Veritaserum, Albusie? — zapytała McGonagall.

— Nie możemy tego legalnie używać, Minerwo — powiedział Dumbledore. Harry zastanawiał się, dlaczego nie, ale nie miał czasu, aby długo o tym myśleć. — Ale jeśli nie mylę się w moich podejrzeniach, jest ktoś inny, kto może nam powiedzieć prawdę… Pod warunkiem, że go tutaj przyprowadzimy i będzie na tyle spokojny, że zareaguje racjonalnie.

Dumbledore spojrzał na Lupina. Mężczyzna wbijał wzrok w ziemię.

— Jeśli wśród twoich przyjaciół był jeden niezarejestrowany animag — powiedział Dumbledore, a Harry uznał, że mówił łagodnie, tak jak ciotka Marge, gdy rozmawiała ze swoim psem — to mogło być ich więcej. A Peter był najmniej potężny z nich. Co więc z innymi?

Lupin brzmiał, jakby oddychanie było bolesne, kiedy odpowiedział:

— James był jeleniem. Zawsze powtarzał, że musi być szybki, aby nadążyć za resztą z nas.

Mój ojciec był animagiem i zmieniał się w jelenia. Harry przysiągł sobie, że zawsze będzie o tym pamiętał. Zamierzał myśleć o swoim ojcu jako jeleniu, prawdopodobnie wielkim, czarnym jeleniu z ogromnym porożem. Zamierzał sobie wyobrażać go galopującego wokół mamy i małego Harry’ego.

Możesz również zapytać Lupina, jak był umaszczony i jak wyglądał, ponieważ wydaje się, że wie — powiedział łagodnie Dash.

Harry na chwilę go zignorował. Mógł to zrobić, ale w tej chwili chciał tylko myśleć o swoim ojcu, który był duży, szybki i opiekuńczy.

— A Syriusz?

Dumbledore wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu Lupina, jakby myślał, że to jakoś pomoże mężczyźnie mówić.

— Syriusz… Syriusz mógł zmienić się w dużego, czarnego psa — przyznał Lupin, a potem pochylił się i ukrył twarz w dłoniach.

— Jak ten, którego widziałem, jak mnie obserwuje! — wypalił Harry. McGonagall pierwsza się odwróciła, aby na niego spojrzeć, więc wyjaśnił jej: — Widziałem, jak taki pies mnie obserwuje. Myślałem, że to zwykły kundel, ale teraz… — Spojrzał na Lupina. — Czy to dlatego kazałeś mi uważać? — zapytał. — Bo nie chciałeś, żeby Dash zabił człowieka, który zdradził moich rodziców?

— Nie zdradził ich — powiedział Lupin. Jego wyraz twarzy był napięty, kiedy skinął głową w kierunku Pettigrew. — Teraz to wiemy.

— Może — powiedział Harry. Nadal uważał to za dziwne, że Syriusz Black uciekł z Azkabanu i próbował teraz przybyć do Hogwartu i najwyraźniej przez cały czas mamrotał o szkole. Dlaczego miałby chcieć tu być, skoro nie próbował go zabić? — Ale nie wiedziałeś o tym i nadal martwisz się o niego bardziej niż o mnie.

Lupin uśmiechnął się do niego słabo.

— Nieprawda, Harry. Nie chciałem, żebyś został mordercą w tak młodym wieku.

To ja byłbym zabójcą, a nie ty — powiedział Dash. A ponieważ bazyliszki nie mogą czuć się winne za obronę osoby, z którą są związane, nie byłoby winy ani morderstwa. Powinieneś mu to powiedzieć.

Harry dotknął szyi Dasha i powiedział jedynie:

— W porządku.

Nie wiedział, czy rzeczywiście wierzył Lupinowi, ale to sprawiało, że sprawy nabierały teraz większego sensu.

Spojrzał na Pettigrew i ujrzał, że mężczyzna go obserwuje, patrząc na niego przez dłonie, które wyglądały jak łapy. Pettigrew natychmiast próbował się za nimi schować, ale Harry był już dość zmęczony sytuacją, więc powiedział:

— Czy to prawda? Zostałeś śmierciożercą i zdradziłeś moich rodziców?

Pettigrew znowu pisnął, ale wydawało się, że trudniej było mu odwrócić wzrok od Harry’ego niż od innych dorosłych.

— Ja… ja nigdy nie chciałem, żeby tak się stało — wyszeptał. — Myślałem, że wszy… wszystko będzie do… dobrze. Myślałem… — Nagle zaczął jęczeć i szlochać w tym samym czasie. — Czarny Pan mnie torturował! Nigdy bym tego nie zrobił, gdyby mnie nie torturował!

Lupin rzucił Pettigrew spojrzenie pełne niechęci i czegoś innego, czego Harry nie potrafił określić. McGonagall była tą, która odezwała się ostrym tonem:

— Nigdy byś tego nie zrobił, gdybyś nie był tchórzem. — Zwróciła się do Dumbledore’a. — Znam zaklęcie, które ujawni nam położenie jakiegokolwiek animaga na tym terenie. Rzadko go używałam, ponieważ nie było takiej potrzeby, a i tak byłabym oślepiona własnym blaskiem, ale czy będziesz obserwować, czy zaklęcie doprowadzi nas do Blacka? Powinno to wyglądać jak smuga niebieskiego światła na podłodze.

— Zrobię to — powiedział poważnie Dumbledore i skinął głową Lupinowi, który przestał wpatrywać się w podłogę. Jednak nadal nie patrzył na Harry’ego. Zamiast tego Gryfon przyglądał mu się i zastanawiał się nad czymś innym.

Czy wiedział, że Black może wejść do środka, ponieważ włóczy się po okolicy zamieniony w psa? Czy zamek w ogóle mógł go powstrzymać, jeśli byłby zwierzęciem? Prawdopodobnie nie. Nie powstrzymało to Pettigrew. A dementorzy nie mogli go znaleźć.

Harry spojrzał na swoje dłonie. Był chory od tego wszystkiego i trochę oszołomiony. Lupin był przyjacielem jego rodziców, ale zdecydował, że ważniejsze było zachowanie tajemnicy przed Harrym, aby pomóc komuś, kto, jak sądził, zdradził rodziców Harry’ego. Może mogliby złapać Blacka od razy, gdyby Lupin powiedział im, że był psim animagiem.

A wtedy byśmy się o tym nie dowiedzieli — powiedział Dash, wskazując nosem na Pettigrew. Mężczyzna skulił się z powrotem w kącie pokoju tak daleko, jak tylko mógł od McGonagall, Harry’ego, Dasha lub kogokolwiek innego. Tak było lepiej dla wszystkich.

Harry skinął głową, ale czuł się odrobinę odrętwiały. Sądził, że to wiele sekretów i kłamiących dorosłych. Kiedy przybył do czarodziejskiego świata, myślał, że tutaj będzie inaczej pod tym względem. Hagrid powiedział mu prawdę o jego rodzicach i z pewnością wiele osób było z nim szczerych w kwestii Voldemorta i tego, kiedy miał kłopoty. I byli szczerzy, że nie chcieli, żeby miał Dasha.

Chcieli jednak narazić jego życie na niebezpieczeństwo, aby chronić tajemnice masowego mordercy.

Nie jest nim.

Lupin o tym nie wiedział — odwarknął Harry, a Dash zamilkł, gdy niebieskie światło rozbłysło wokół McGonagall, a następnie oddaliło się od niej. Otoczyło Pettigrew, który ze strachem patrzył na swoje ręce, a potem pojawiło się pod drzwiami. McGonagall rozejrzała się, ale Harry wiedział, że była w środku światła i nie mogła tego zobaczyć.

Dumbledore wstał i otworzył drzwi, niedbale celując różdżką w Pettigrew. Cóż, po bliższym przyjrzeniu się Harry uznał, że było to przypadkowe. Również wstał.

— Gdzie idziesz, Harry? — zapytał go Lupin.

— Chcę iść z dyrektorem i znaleźć Blacka — powiedział Harry.

Myślał, że dobrze sobie poradził. Pamiętał nawet żeby użyć poprawnego tytułu Dumbledore’a, bo czasami o tym zapominał.

Lupin potrząsnął głową.

— Jest szansa, że Syriusz jest szalony i nie pamięta, że jest niewinny. Musisz tutaj zostać, dopóki nie dowiemy się, czy będzie to bezpieczne czy nie.

Harry tylko się w niego wpatrywał. Lupin odwrócił wzrok, jakby nastolatek go uderzył. Harry pogłaskał Dasha.

— Mam ze sobą kogoś, kto zginie, by mnie chronić — powiedział i wyszedł z pokoju za Dumbledore’em. Słyszał, jak Ron go wołał, ale jego przyjaciel został w pomieszczeniu.

Dumbledore odwrócił się, kiedy znaleźli się na korytarzu i spojrzał uprzejmie na Harry’ego.

— Chęć zemsty za rodziców jest bardzo naturalna, Harry — powiedział. — Ale musisz poczekać, aż będziemy mogli sprowadzić Blacka. Nie wiemy dokładnie, co tutaj się dzieje i nie chcemy podejmować pochopnych działań.

— Idę, bo chcę poznać prawdę — odparł Harry, czując się urażony.

Potem razem z Dumbledore’em szli w milczeniu szlakiem niebieskiego światła.

OoO

Severus zdał sobie sprawę, że dzieje się coś dziwnego, dopiero wtedy, gdy pierwszoroczniak Slytherinu, któremu Severus udzielał korepetycji z eliksirów, żeby nie zawstydził jego Domu, wbiegł z powrotem przez drzwi jego biura prawie krzycząc.

Od razu rozpoznał smugę niebieskiego światła płonącego nad schodami do lochów. To było rzadko używane zaklęcie, które mogło zaprowadzić kogoś prosto do animaga. Bezużyteczne w przypadkach, gdy animagowie mogli latać lub pływać, chyba że ten, kto podążał za śladem, również mógł to zrobić i bezużyteczne dla osoby, która rzuciła zaklęcie, jeśli sama była animagiem, ale możliwe do podążenia za nim nie licząc wymienionych przypadków.

Severus uniósł brwi. Założył, że Minerwa miała swoje powody, by rzucić to zaklęcie, o ile będzie miała osoby idące jego tropem.

Nad nim rozległy się kroki. Z powodów, które trudno było mu określić nawet samemu sobie, Severus cofnął się w cień i pozwolił poszukiwaczom go minąć.

Jednym z nich był Albus z różdżką wyciągniętą nad szlakiem i cichym szeptem przechodzącym przez usta. Severus rozpoznał zaklęcie, które utrzyma oświetlony ślad. Być może zaczęło zanikać, zanim dotarli do celu.

A za nim szedł przeklęty chłopak Potterów, jak zwykle z wężem na szyi.

Severus poświęcił chwilę na rozważenie sytuacji. Był środek wieczoru i nie musiał nadzorować żadnych szlabanów. Z drugiej strony to z pewnością nie miało z nim nic wspólnego. Może Albus udzielał chłopcu dodatkowych korepetycji z transmutacji. Byłoby tak, gdyby wyczuł, że uczeń, którego faworyzuje, odsuwa się od niego. Jeśli oczaruje go wiedzą, może znów zaliczyć go do lojalnych zwolenników.

A jeśli to nie miało z nim nic wspólnego, było tym bardziej fascynujące dla każdego prawdziwego Ślizgona.

Severus rzucił na siebie zaklęcie kameleona, zanim zaczął skradać się za Albusem i Potterem. To normalnie nie wystarczyło, by oszukać Albusa, ale w tej chwili był skupiony na tropie i nie patrzył za siebie. A może wiedział i chciał, żeby Severus podążał za nimi z własnych powodów.

— Powinien gdzieś tu być — powiedział Albus, kiedy wraz z chłopcem zatrzymali się przed holem wejściowym. — Nie odszedłby daleko.

Potter zacisnął pięść, ale nic nie powiedział. Wyciągnął różdżkę, ale nie trzymał jej w pogotowiu. Severus miałby sporo do powiedzenia swojemu uczniowi, który popełnił taki błąd, że już nigdy nie dopuściłby się go ponownie. Ale Potter był uczniem Severusa z przedmiotu, który nie wymagał różdżki na początkowych etapach.

A początkujący w eliksirach będzie jedynym co Potter kiedykolwiek osiągnie. Severusa irytowało, że spuścizna Lily gnije w głowie chłopca, ale nie było sposobu zadbać o talent, który nie istniał.

— Ach, oto jesteśmy — powiedział Albus i rzucił zaklęcie, które rozbłysło z jego różdżki tworząc pierścienie, skupiające się wokół każdego zwierzęcia w pobliżu. Próżny bazyliszek Pottera wydawał się zadowolony z efektu, przechylając głowę, jakby podziwiał taniec złotego światła na swoich łuskach.

Ale Severus zwrócił większą uwagę na stworzenie, które widział stojące pod drzewami przed nimi, jakby miało nadzieję, że światło zniknie, zanim zdążą je zauważyć. Zaczęło uciekać w kierunku przeciwnym od zamku, kiedy Albus obrócił się w jego stronę.

— Jak sądzę, Syriusz Black — powiedział Albus i rzucił zaklęcie, które sprawiło, że przed psem pojawiła się szklana bariera. Zwierze odwróciło się, warcząc. Albus podszedł do przodu z rozłożonymi rękami i spokojnie wypowiadając słowa: — Teraz znamy prawdę, Syriuszu. Znaleźliśmy Pettigrew i powiedział nam…

Severus nie usłyszał kolejnych słów z powodu szaleńczego łomotu krwi w uszach.

Syriusz Black. Syriusz Black był psim animagiem i najwyraźniej potrafił zakraść się na teren szkoły, pomimo zapewnień Albusa, że bariery będą trzymać każdego z dala.

Syriusz Black po raz kolejny otrzymał od Albusa uczciwą szansę, taką, jakiej nie dałby nikomu innemu.

Syriusz Black był właśnie tam i był w stanie odwrócić się i zaatakować Pottera szybciej, niż niedoświadczony chłopak mógł się obronić. Albus oczywiście nie zareaguje, ponieważ najwyraźniej pielęgnował jakiś absurdalny pomysł, że Black może zostać odkupiony i przez to wkrótce będą mieli do czynienia z martwym Potterem.

Severus zrobił krok do przodu i rzucił własne zaklęcie. I kiedy wielki, czarny pies odwrócił się, klatka wyczarowana przez Severusa zamknęła się wokół niego, uformowana ze stali i żelaza, taka, której żaden pies ani czarodziej nie mógłby zniszczyć, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał. Sekundę później wycie psa i sposób w jaki rzucał się na kraty świadczyły o tym, że i tak mocno próbuje się uwolnić.

Albus odwrócił się i westchnął, widząc go.

— Severusie…

Severus nie zwracał na to uwagi. Tak czy inaczej, bez względu na to, czy była tu jakaś historia, czy nie, Syriusz Black musiał zostać schwytany. I stał tam chłopiec, którego wzrok biegał od jednego do drugiego, pomiędzy Blackiem i Albusem, jakby nie mógł zdecydować, kto był większym zagrożeniem.

A wokół szyi Pottera był wąż, który obserwował Severusa z czymś w rodzaju nieprzemijającego zainteresowania.

W opinii Severusa to nie mógł być zły plan,by przypodobać się zarówno chłopcu, jak i jego wężowi.

Severus ruszył do przodu z uśmiechem, o którym wiedział, że sprawiał, iż wyglądał jak wyszczerzony kościotrup, ale to mu nie przeszkadzało.

— Tak, Albusie — mruknął, chociaż Albus o nic go nie zapytał. — Jak najbardziej, zobaczymy, co Black ma do powiedzenia.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 06 Mar 2022, 11:25

Rozdział 9: Niedoinformowany

Myślę, że musisz się uspokoić. Twoje serce uderza tak szybko, jak serce królika.

Harry niewiele mógł na to odpowiedzieć. Wiedział, że powinien się uspokoić i to nie dlatego, że bicie jego serca przypominało Dashowi zdobycz. Uznał, że powinien się uspokoić, bo jeśli tego nie zrobi, upadnie i umrze na atak serca, a potem przegapi to, co będzie dalej.

Kim tak naprawdę był Syriusz Black, który wyglądał jak wielki czarny pies zwinięty uparcie na dnie klatki? Co stanie się z Pettigrew? Co powie Ronowi i czy ktoś go uspokoi, że Pettigrew nie szpiegował go, kiedy był w łazience? Czy Snape’owi uda się wypalić dziurę w Dumbledorze swoim spojrzeniem?

Jeśli chcesz wiedzieć, co będzie dalej, to obserwuj Snape’a — rozkazał Dash. Myślę, że to on wykona następny ruch. Dumbledore jest tym, który tylko mówi, a jak wszyscy wiemy, są na świecie istoty ważniejsze niż ktoś, kto akurat w tej chwili mówi po angielsku.

To sprawiło, że Harry prychnął i odprężył się. Dorośli, nie przyzwyczajeni jeszcze do jego prywatnych rozmów z Dashem, spojrzeli na niego, ale potem natychmiast wrócili do wpatrywania się na Dumbledore’a. Ron obdarzył Harry’ego słabym uśmiechem. Może ten powstrzymywany śmiech przypomniał mu, że na świecie są również normalne rzeczy.

Nic nie jest mniej normalne niż budzenie się i odkrywanie, że twój szczur jest animagiem — pomyślał Harry i lekko uderzył Rona w ramię. Rudzielec rozluźnił się jeszcze bardziej.

Dorośli w gabinecie McGonagall, w osobach McGonagall, Lupina i Pettigrew wciąż byli w szoku, natomiast Snape, Dumbledore oraz - Harry przypuszczał, że powinien doliczyć do tego grona Blacka, choćby jako dorosłego w postaci psa - byli w większości spięci. Jednak Snape zaczął otwierać usta, a Dash skinął krótko głową w ludzkim geście, który lubił. Znowu wysunął język. Pachnie gniewem. Dobry, czysty zapach. Zwykle oznacza to, że ktoś coś zabije.

To nie jest dobry zapach! Zaprotestował Harry, trochę przerażony, ale jedno z oczu Dasha ukryte pod powieką zwróciło się w jego stronę i znał już odpowiedź na swój sprzeciw, zanim Dash to powiedział.

To wtedy możesz zjeść martwą rzecz.

I tak wolisz zabić własną zdobycz — pomyślał zrzędliwie Harry, zwracając się do Dasha w tej samej chwili, gdy Snape powiedział:

— Wszystkie te frazesy o przyjaźni i całej reszcie są bez znaczenia, Albusie. Sądzę, że naszą misją jest odkrycie, dlaczego Black zdołał zmienić się w psa i jak. Oraz co z nim teraz zrobić.

— Musimy oczywiście pozwolić mu opowiedzieć swoją wersję wydarzeń, mój drogi chłopcze — powiedział Dumbledore uśmiechając się promiennie do Snape’a. Harry pomyślał, że Snape lubił być nazywany “mój drogi chłopcze” mniej więcej tak samo, jak Harry lubił to, gdy Vernon próbując popisywać się przed znajomymi nazywał go “bratankiem”. — Ale najpierw musimy dać znać Syriuszowi, że jest wystarczająco bezpieczny, aby przemienić się z powrotem.

— Jeśli o tym nie wie, to jest szalony i nie będzie i tak mógł nam pomóc — powiedział Snape i odwrócił się, by szydzić z Blacka.

— A może mógłbyś powiększyć swoją klatkę — zasugerował Dumbledore tak delikatnie, że Harry ponownie na niego spojrzał.

Nie sądził, by wzrok dyrektora był łagodny, ale trudno było to stwierdzić. Po pierwsze uważał, że kiedykolwiek słyszał, żeby Dumbledore nie był delikatny, a po drugie, i co z tego? Jakie miałoby znaczenie, gdyby musiał powiedzieć Snape’owi, że klatka jest za mała? To był rodzaj błędu, który prawdopodobnie popełniłby Harry, gdyby to on rzucał to zaklęcie.

To kolejne zaklęcie, którego możesz się nauczyć — powiedział z namysłem Dash. Wtedy mógłbyś złapać niektóre moje ofiary, które próbowałyby uciec.

Harry nie miał nawet czasu na ripostę. Snape odwrócił się i bez słowa powiększył klatkę. Pies tylko na nich warknął.

McGonagall zrobiła krok do przodu i przyjrzała mu się.

— Mogłabym oczywiście zmusić Syriusza do ujawnienia się tak, jak zrobiłam to z Pettigrew — powiedziała, jakby ktoś chciał wiedzieć, dlaczego jeszcze tego nie zrobiła. Harry pomyślał, że wszyscy dorośli brzmią niepewnie, z wyjątkiem Dumbledore’a. No i Pettigrew, ale to dlatego, że pochlipywał. — Ale wolałabym tego nie robić.

Harry wstał. Wszyscy natychmiast skupili na nim swoją uwagę. To trochę przyprawiało go o zawroty głowy.

Czemu?

Podszedł do klatki i stał tam wpatrując się w psa. Z pewnością to był ten sam, którego widział, kręcącego się przy Privet Drive.

— Posłuchaj — powiedział Harry, wpatrując się w niego. — Jesteś Syriuszem Blackiem, animagiem i moim ojcem chrzestnym. — To wciąż było dziwne. Dash przeniósł ciężar ciała, a Harry wrócił do właściwego zadania i mógł mówić dalej, to co chciał powiedzieć, zamiast dać się przytłoczyć dziwności. — I nie wiem, czy naprawdę zdradziłeś moich rodziców, czy zrobiłeś to razem z Pettigrew, czy to był tylko on. Nigdy się nie tego dowiem, chyba że zmienisz się z powrotem. Ponieważ on nigdy nie powie prawdy. — Spojrzał ostro na Pettigrew, po prostu wskazując na niego przez chwilę palcem. — Zamierzasz się zmienić, czy nie?

Black wysunął do przodu jedną łapę, a potem drugą. Z kolei Dash poruszył głową, żeby mógł widzieć wokół szyi Harry’ego, a Black zamarł i warknął na niego.

— Nie przejmuj się nim — powiedział Harry. — Nie zabije nikogo, dopóki mu tego nie rozkażę.

Nie licząc ludzi, którzy cię krzywdzą — powiedział usłużnie Dash. Lub będących akurat w formie szczura.

Pies nadal wpatrywał się w Dasha. Harry był trochę zagubiony. Nie wiedział, co Black miał przeciwko Dashowi, jak mógł mieć cokolwiek, skoro Dash wykluł się dopiero kilka tygodni temu, a Black poszedł do więzienia lata temu, ale powtórzył:

— On jest moim bazyliszkiem i nie zabije cię. Dumbledore ma lustra, które go powstrzymują. Widzisz? — Wskazał na jeden ze srebrnych przedmiotów unoszących się nad głową.

Dlaczego mu o tym powiedziałeś? Dash zwinął się posępnie jak wielka girlanda, zwisająca w dwóch mniej więcej równych polówkach na szyi Harry’ego. Sprawiasz, że wydaję się być o wiele mniej imponujący niż w rzeczywistości.

Harry tylko pogłaskał Dasha i patrzył na psa. Jakikolwiek był tajemniczy problem Blacka, nie będą mieli na ten temat żadnych informacji, dopóki nie zmieni się z powrotem.

Wreszcie Black zadrżał i przemienił się. Trzymał głowę pochyloną, a McGonagall natychmiast wyczarowała mu jakieś ubranie. Black wciąż patrzył w dół, jakby oglądał swoje blade ramiona i był oszołomiony, że nie znalazł na nich futra. Potem wziął głęboki oddech i uniósł wzrok.

Harry skrzywił się. Błysk w jego ciemnych oczach był… trochę szalony.

— To był Peter — powiedział Black ochrypłym głosem. — To tylko on. — Spojrzał na Harry’ego. — A ja nie lubię węży.

— Nie tylko ty jeden — odpowiedział Harry. — Mówię wszystkim, że ich nie skrzywdzi, a oni nadal chcą mi go odebrać. A potem po prostu się do niego przyzwyczajają, ty jednak jesteś kimś, kto nie jest z nim oswojony i chcesz, żeby zniknął. — Dotknął Dasha, kiedy podniósł głowę. Nie był pewien, czy w tej chwili to był dobry pomysł. Black był tak szalony, że mógłby pomyśleć, że Dash chce go zaatakować. — Nie możesz go zaakceptować?

Black wpatrywał się uważnie w Harry’ego i przez minutę nie odpowiadał. Nikt inny też się nie odezwał. Harry był trochę tym zaskoczony. Wiedział, dlaczego Ron tego nie robił, a Pettigrew płakał ukrywając twarz w dłoniach, ale sądził, że Dumbledore miałby jakieś mądre słowa, albo Snape obraziłby jego inteligencję, albo McGonagall przejęłaby ster i powiedziała mu, co ma dalej robić, albo Lupin zrobiłby coś, co udowodniłoby, dlaczego był dobrym profesorem.

Może nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić, tak samo jak ja. Prawdopodobnie nie mieli wcześniej do czynienia z kimś, kto okazał się animagiem i niewinnym masowego morderstwa.

— Tak bardzo wyglądasz jak James — powiedział cicho Black. — Ale James nie dorastał w mugolskim świecie. James nigdy nie musiał uciekać z domu. James nie był wężoustym. — Spojrzał z powrotem na Dasha, a jego twarz i głos stały się dzikie, przez co trudno było go zrozumieć. — James nigdy nie tolerowałby bazyliszka tak blisko siebie.

— Podkreślam, że nie jestem moim tatą — powiedział Harry. — Ale jednym z powodów, dla których nie mogę się zachowywać bardziej jak on, jest to, że nie wiem o nim nic poza tymi drobiazgami i fragmentami, których dowiedziałem się od innych ludzi. Czy możesz opowiedzieć mi o nim więcej ? Nie oddam Dasha… — Delikatne muśnięcie językiem Dasha w jego uchu i sposób, w jaki owinął ogon wokół nadgarstka Harry’ego, jasno pokazywały, że Dash również nie zamierzał go opuścić. — Ale może gdybym wiedział więcej o moim tacie, wiedziałbym więcej o różnicach między nami.

Black zamknął oczy. Jego powieki zadrżały.

— Nigdy nie sądziłem, że będę miał szansę zrobić coś więcej niż zabić Petera — szepnął. — W ten sposób mógłbym być twoim ojcem chrzestnym. Jeśli Ministerstwo uwierzy w to wszystko, a ja udowodnię swoją niewinność. Chciałbyś tego, Harry?

Oczywiście — powiedział Harry i zastanawiał się, czy to kolejny powód, dla którego Black nie chciał zmienić się z powrotem w człowieka. Czy sądził, że Harry odrzuci go z powodu ciążących na nim podejrzeń?

— Ale tak naprawdę mnie nie znasz.

Black znów wpatrywał się w niego w cichy i tęskny sposób.

— Każdy byłby lepszy od Dursleyów — powiedział szczerze Harry. — Ale nadal chcę cię poznać. Tak jak chcę poznać mojego tatę. Czy możesz mi o nim opowiedzieć?

OoO

To był moment, w którym Severus zdecydował się interweniować, ponieważ wkrótce miało to zmienić się w festiwal płaczu i dobrych wspomnień o Jamesie Potterze, który nie potrzebował nikogo, kto by go ubóstwiał.

Musiał jednak przyznać, że do tej pory był tak samo zafascynowany jak inni, choć nie z powodu sentymentalnych wspomnień i przyjaźni, które paraliżowały Lupina, ani łez, które widział zbierające się w kącikach oczu Minerwy, ani przypuszczalnie dziwacznych planów, które musiałby przemknąć przez głowę Dumbledore’a. Widział inną stronę chłopca, tę, o której wcześniej nie wiedział.

Potter skłonił Blacka, aby ten zmienił się w człowieka. Zasadniczo manipulował nim, obiecując, że będzie zachowywał się bardziej jak swój cholerny ojciec, jeśli Black ujawni mu trochę prawdy. Severusa szczerze nie obchodziło, czy ktokolwiek inny wiedział to w ten sam sposób. Ale interesowało go to, że Potter był kimś więcej niż płytką osobą, pogrążoną w obsesji szkarłatu i złota, za którą wziął go Severus.

Cóż, wiedział o tym od chwili, gdy bazyliszek związał się z chłopcem. Ale bycie wężoustym to jedno, a talent to manipulacji to co innego. Nigdy wcześniej o tym nie myślał. Chłopak mamił profesorów i łamał zasady bardziej niż powinien, ale Severus myślał, że po prostu pędził po oślepiającym szlaku stworzonym ze swojej reputacji.

Ile z tego było manipulacją, którą najwyraźniej ćwiczył? I jak długo byłem zaślepiony, nie patrząc na to i nie widząc tego, nie rozpoznając tego, nawet jeśli było tuż przed moimi oczami?

Severus potrząsnął głową. Dla kogoś, kto miał zarówno swoją reputacją, jak i doświadczenie, ten błąd był niewybaczalny.

Black usadowił się wygodniej na tyłku w klatce i otworzył usta. Wydawał się być skłonny do recytowania kolejnych opowieści o świętym Jamesie Potterze, wszystko dlatego, że chłopiec go o to poprosił. A Potter dalej patrzył na Blacka z jedną ręką opartą na łuskach węża. Jeśli to przedstawiało niestosowny obraz, to być może Black już tego nie zauważał, dopóki miał szansę rozmawiać o człowieku, którego czcił.

Oczywiście to Severusowi przypadło w udziale przerwanie tego.

— Z pewnością historie mogą poczekać, aż nie wyjaśnimy tej sytuacji — powiedział chłodno i wskazał głową w kierunku Pettigrew. — Czy ktoś wezwał aurorów? Mogą użyć veritaserum, z którego nie chcesz skorzystać, dyrektorze.

Dumbledore posłał mu łagodne, wiele mówiące spojrzenie. Severus po prostu odwrócił wzrok, nie będąc pod wrażeniem. Nie wiedział, co dyrektor próbował udowodnić, ale wiedział, że nie zamierzał tu siedzieć i pozwolić Blackowi odgrywać męczennika.

— Miałem nadzieję, że zajmę się tym i wyjaśnię sprawę przed przybyciem aurorów — powiedział Dumbledore. — Jest bardzo prawdopodobnie, że nas nie posłuchają lub nie zrozumieją złożoności sytuacji i po prostu odprowadzą Syriusza na pocałunek, zwłaszcza — dodał, marszcząc lekko brwi — biorąc pod uwagę zaangażowanie Korneliusza.

Minister rzeczywiście był irracjonalnie przerażony Blackiem, ale Severus uważał, że więcej niechęci Dumbledore’a do wezwania aurorów wynikało z jego chęci utrzymania kontroli nad sytuacją za wszelką cenę. Odwrócił się do Blacka.

— Może więc zechciałbyś to wyjaśnić, skoro wydaje się mało prawdopodobne, że Pettigrew to zrobi.

Black kłapnął zębami w sposób, który sprawił, że Severus zaczął się zastanawiać, dlaczego nigdy wcześniej nie wiedział dzikiej bestii ukrywającej się w mężczyźnie.

— Chciałem wyjaśnić, jacy byli rodzice tej małej sierotce, która nic o nich nie wie — powiedział chłodno. — To jest ważniejsze.

— Nie, Syriuszu, obawiam się, że nie — powiedziała Minerwa, a Severus z wdzięcznością zauważył, że przynajmniej kilka osób wychodziło z transu, w który Potter najwyraźniej ich wszystkich wpędził. — Musimy to jak najszybciej wyjaśnić. Po pierwsze, dementorzy mogą próbować teraz wejść do szkoły, gdy jesteś tutaj w ludzkiej postaci.

Było jasne, że Black o tym nie pomyślał. Zbladł na tyle, że sam wyglądał jak cień dementora, a potem pochylił głowę.

— W porządku — powiedział to tak, jakby ktoś wbił mu hak i wyszarpał kawał mięsa. Severus westchnął, trochę smutny, że nie mógłby tego zrobić. — Byłem Strażnikiem Tajemnicy. Podejrzewałem Remusa. Wiedziałem, że nikt nie będzie podejrzewał Petera, więc zasugerowałem, żeby James dokonał zamiany. Powiedziałem, że to ja go zabiłem, bo to zrobiłem. Gdybym nie zasugerował Petera, James nigdy by tego nie zrobił.

Po tych słowach uniósł głowę, a jego spojrzenie utknęło w Pettigrew w sposób, który pozwolił Severusowi zrozumieć nienawiść, do której Black był faktycznie zdolny. To, co kiedykolwiek czuł do Severusa było bladym i nieistotnym cieniem tej nienawiści. Pettigrew cofnął się w kąt. Severus był pewien, że upadłby, gdyby już nie siedział.

— A on był cholernym śmierciożercą — wyszeptał Black. Jego głos był prawie szalony, a ręce owinęły się wokół prętów wyczarowanej przez Severusa klatki. Jeśli zauważył, jak głęboko wrzynały się w jego dłonie, powodując leniwą strużkę krwi spływającą po stali, w żaden sposób nie okazał, że zamierza przestać. — Zdradził ich Sam-Wiesz-Komu, a kiedy to rozgryzłem i zacząłem go ścigać, wykrzyczał swoje oskarżenie i rzucił zaklęcie, które zabiło mugoli, odciął sobie palec i uciekł jak szczur do kanałów.

Lupin poruszył się na swoim miejscu. Na jego twarzy było napięcie, którego Severus nigdy wcześniej nie widział. Chwilę później szydził z samego siebie. Jakbym regularnie monitorował miny wilkołaka.

— Czyli to właśnie się stało? — wyszeptał Lupin. — W ten sposób wszystko ma sens i oznacza, że nie jesteś zdrajcą?

Ciekawe, że mniej martwi się wymianą jednego zdrajcy na drugiego - pomyślał Severus.

— Tak to się stało, przysięgam. — Black potrząsnął głową w przód i w tył. — I utrzymywałem się przy zdrowych zmysłach w Azkabanie, ponieważ mogłem zmienić się w psa, a dementorzy ignorują zwierzęta. To tak, jakby ich nie wiedzieli.

Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął twarzy Pottera przez pręty klatki. Potter stał tam i pozwolił mu to zrobić. Jego własny wyraz twarzy był dziwnie pusty i trzymał jedną rękę na bazyliszku, jakby to dawało mu całą prawdę, której potrzebował, bez konieczności usłyszenia jej od Blacka.

— Wtedy zobaczyłem zdjęcie Glizdogona w jego szczurzej postaci na ramieniu tego dzieciaka. — Black wskazał głową na Weasleya, który podskoczył, jakby nie był wdzięczny za to nagłe zwrócenie uwagi na siebie przez osobę dorosłą w tym pokoju. — I zdałem sobie sprawę, że był w Hogwarcie i nadal może być w stanie zrobić coś, co skrzywdzi Harry’ego. Wszyscy słyszeliśmy tę plotkę o powrocie Sam-Wiesz-Kogo. Może to tylko plotka, ale nie mogłem ryzykować.

Po raz kolejny zwrócił swoje miękkie spojrzenie na Pottera. Wyraz twarzy chłopca pozostał pusty przez najdziwniejszy, najdłuższy moment, po czym obdarzył Blacka niepewnym uśmiechem.

— Przyszedłeś, bo byłem w niebezpieczeństwie? — zapytał Potter.

— Tak — powiedział natychmiast Black. — To była moja odpowiedzialność jako ojca chrzestnego.

Bazyliszek coś syknął. Potter odsyknął w odpowiedzi. Black zamrugał i poruszył się niespokojnie. Nawet Lupin wyglądał, jakby wolał, żeby Potter tego nie robił.

Jak sobie poradzą z chrześniakiem, który jest o wiele mniej Gryfonem, niż przypuszczali? - pomyślał Severus. Wolał skupić się na tym, trzymać się tej małej niewygody w czymś, co wydawało się znów oceanem szczęścia dla dwojga ludzi, których nienawidził. Nie pozwalał sobie na złapanie, bo nie był taką osobą. Spojrzałby na to, czego nie zauważył, a co mogłoby zaskoczyć innych, tak jak zaskoczyło jego. Ciekawe, jak sobie poradzą z tym cholernym bazyliszkiem?

OoO

Wciąż chcę wiedzieć — powiedział Dash w głowie Harry’ego.

Wiem — odpowiedział Harry i położył dłoń wzdłuż pleców Dasha, aby ten mógł uzyskać jeszcze więcej ciepła niż od zwykłego zwinięciu się na ramionach Harry’ego. Ale myślę, że musimy dać mu szansę się wykazać.

Dash usadowił się nadąsany, potrząsając ogonem. Harry westchnął. Dash powiedział, że zapytałby, dlaczego Black pobiegł za Pettigrew, skoro tak bardzo przejmował się obowiązkami ojca chrzestnego. Uważał, że powinien zostać z Harry’m i opiekować się nim. Bazyliszek właśnie to by zrobił.

Harry odpowiedział mu, że Black nie był bazyliszkiem, co było prawdą, ale Dash uznał to tylko za argument, że był też mniej przygotowany do bycia prawdziwym ojcem chrzestnym.

Harry nie wiedział tego. Bolała go głowa. Chciał poznać prawdę, chciał poznać historie o swoich rodzicach, które obiecał mu Black i pragnął, żeby ten dzień się skończył. Już zbyt wiele się wydarzyło.

— Czy wezwiemy aurorów, Albusie? — McGonagall odwróciła się i spojrzała na dyrektora Dumbledore’a. — Mamy im teraz do zaoferowania historię, opis wydarzeń, które mogą powstrzymać Ministra przed natychmiastowym sięgnięciem po dementorów.

Dumbledore stał przez chwilę nieruchomo i cicho. Harry nie wiedział dlaczego. Ale zaczynał myśleć, że nie znał wielu powodów działań dorosłych. Zawsze sądził, że nie rozumiał tylko Dursleyów. Profesorowie wydawali mu się całkiem prostolinijni, odkąd przybył do Hogwartu z wyjątkiem Snape’a z jego dziwną urazą. Ale teraz również Dumbledore zachowywał się dziwnie.

Jest wiele rzeczy, których nie rozumiesz — powiedział Dash i delikatnie stuknął ogonem w lewą rękę Harry’ego. Musisz dowiedzieć się więcej o polityce. Wygląda na to, że wiele osób uważa, że jesteś ważny lub dziwny z powodu swojego imienia. Powinieneś się więc dowiedzieć więcej, aby nie mogli cię wykorzystać.

Harry powoli skinął głową. Przypuszczał, że to prawda. Nienawidził myśli o spędzaniu dużo czasu w towarzystwie ministra lub ludzi takich jak Lucjusz Malfoy, ale z drugiej strony nienawidził uwagi i Voldemorta, jednak musiał się z nimi pogodzić.

Przynajmniej nie musiał się martwić, że ktoś próbuje go teraz zabić.

Spojrzał na Blacka i zobaczył, że znów patrzył na niego w sposób, w jaki nikt nigdy tego nie robił - cóż, przynajmniej żaden dorosły. Ron i Hermiona czasami tak na niego patrzyli. To spojrzenie mówiło, że Harry był interesujący i chciał spędzić z nim czas.

Patrzę na ciebie w ten sposób — powiedział Dash. I szczerze, to mi powinieneś najbardziej zaufać, ponieważ słyszysz moje myśli i wiesz, że nie knuję przeciwko tobie.

Harry uśmiechnął się do Dasha. Ale nie jesteś osobą dorosłą, więc nie włączyłem cię do tej grupy.

Dash zastanowił się nad tym, po czym wykrzywił język w sposób, który mówił Harry’emu, że było to bardziej eleganckie niż zwykłe zadzieranie nosa przez ludzi. Harry nie zawracał sobie głowy, że wąż i tak nie mógł tego imitować. W porządku. Ale powinieneś pomyśleć najpierw o mnie, na początku każdej listy.

Harry znów się uśmiechnął. Dash mógł go zrelaksować i sprawić, by wszystko wydawało się być w porządku.

I może tak będzie. Dumbledore zdecydowanie kiwnął głową.

— Ufam, że nie będziesz miał nic przeciwko pozostaniu dłużej w klatce, Syriuszu? — zapytał z lekkim uśmiechem w kierunku Blacka. — Może to uspokoić ministra, jeśli będzie sądził, że jesteś zamknięty.

— Tak, mogę to zrobić — powiedział Black i rozciągnął się, będąc oparty na łokciach i piętach. Był trochę jak pies, nawet gdy był w ludzkiej postaci, uznał Harry. Odwrócił głowę i wbił wzrok w nastolatka. — Czy mogę przyjść i zobaczyć się z tobą, kiedy to się skończy, dzieciaku? I nadal będziesz chciał ze mną mieszkać?

Harry skinął głową. Jego gardło było ściśnięte.

— Czy Dash również może zamieszkać ze mną?

Chciał żyć ze swoim ojcem chrzestnym, ale nie zamierzał tego zrobić, jeśli nie mógłby mieć przy sobie Dasha.

Black zamilkł, po czym niechętnie uśmiechnął się.

— Tak. Przypuszczam, że w końcu przyzwyczaję się do posiadania węża.

— W międzyczasie — powiedziała McGonagall, brzmiąc tak bardzo jak profesor, że Harry drgnął i spojrzał na nią. — Pan Weasley i pan Potter muszą teraz wrócić do zajęć szkolnych. — otworzyła drzwi do swojego biura machnięciem różdżki. — Powinni teraz wyjść!

— Ale nic nie zostało rozwiązane! — zaprotestował Ron.

Harry zgodził się z tym w milczeniu. Z drugiej strony był wdzięczny za wymówkę, by wyjść i uciec od wszystkich cichych emocji wirujących w pokoju. Musiał to wszystko przemyśleć.

— Później dowiesz się o wynikach sprawy — powiedziała McGonagall i może coś na twarzy Rona sprawiło, że trochę zmiękła. — Obiecuję, że nie będziemy tego przed wami ukrywać. Zasługujecie, aby dowiedzieć się o wszystkim.

Dzięki temu nawet Ron był zadowolony, wychodząc, a Harry zszedł z nim po schodach. Dash opadł na ziemię i ślizgał się obok niego, zamiast jak zwykle spoczywać na jego ramieniu. Harry uznał, że to dlatego, że czuł się wyczerpany i trochę się potykał.

— Łał — powiedział Ron, kiedy zeszli po jednym zestawie schodów i czekali na następne, które musiały się przesunąć. — Co za dzień, kolego!

Harry skinął głową. Dash uniósł się i delikatnie dotknął pióropuszem twarz Harry’ego, muskając ją pod oczami.

Wszystko będzie lepsze. Zobaczysz.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 13 Mar 2022, 09:01

Rozdział 10: Z daleka

Draco nie wiedział, co do cholery działo się z Potterem, odkąd dostał węża, ale zaczynał podejrzewać, że niedługo zostanie całkowicie pominięty.

Miał już tego dość.

Następnego dnia , kiedy profesor Lupin nie pojawił się na zajęciach, po szkole krążyły pogłoski a mówiły one, że został wezwany do ministerstwa, aby zeznawać w procesie Syriusza Blacka. Draco dokładnie przesłuchał Ślizgonkę z piątego roku, która mu o tym powiedziała, starając się zrozumieć, dlaczego Syriusz Black miał proces teraz, kiedy wszyscy wiedzieli, co zrobił, ale piątoklasistka była niestety półkrwi i z niezależnej rodziny.

— Idź i sam zdobądź swoje informacje, Malfoy.

Było wszystkim, co powiedziała dziewczyna, kiedy Draco próbował zażądać dokładniejszych informacji i wróciła do rozmowy z innymi.

Draco skrzywił się.

Jeszcze bardziej skrzywił się, gdy przy następnym ogłoszeniu ze stołu nauczycielskiego, w trakcie gdy uczniowie zaczęli wychodzić z lunchu, poinformowano ich, że lekcje eliksirów z dzisiejszego popołudnia zostały odwołane, ponieważ ministerstwo poprosiło o przybycie również Snape’a.

— Podejrzewam, że wszystkim spodoba się ten odpoczynek — powiedział Dumbledore, mrugając do wszystkich, jakby oszukał każdego ucznia w Slytherinie, a potem usiadł i kontynuował posiłek.

Draco z oburzeniem zauważył, że jego szaty miały dziś szczególnie przyprawiający o mdłości odcień pomarańczowo-różowy.

Nie, nie będziemy zadowoleni - pomyślał Draco i wyszedł z Wielkiej Sali. Vince i Gregory jak zwykle szli za nim, ale Theodore również do niego podszedł, co było niezwykłe.

— Wiesz cokolwiek o tym? — zapytał Draco, chociaż upewnił się, że jego ton był uprzejmiejszy niż w przypadku piątoklasistki.

Theodore był jednym z rówieśników Draco, ale jego ojciec powierzał mu pewne sekrety, podczas gdy Lucjusz Malfoy uznał, że nie musi podzielić się nimi z Draco.

Thedore skinął głowa, ale milczał, gdy niektórzy Gryfoni przeszli obok, zanim powiedział pod nosem:

— Najwyraźniej wczoraj schwytali… cóż, profesor Snape schwytał… Syriusza Blacka na terenie szkoły. Jednak mój ojciec wydaje się myśleć, że to nie wszystko. Coś o tym, że Pettigrew żyje i jest prawdziwym przestępcą.

Draco gapił się na niego, nie mogąc się powstrzymać przed tym. Potem, gdy Theodore spojrzał na niego z rozbawieniem, spróbował przywdziać obojętną maskę i wyglądać tak beznamiętnie i spokojnie, jak to tylko możliwe.

— Oczywiście, że jest prawdziwą przestępcą, jeśli żyje — powiedział Draco tak spokojnie, jak mógł. — Prawdopodobnie wymordował wszystkich tych mugoli.

— Tak powiedzieli mojemu ojcu jego szpiedzy w ministerstwie — mruknął Theodore, po czym ruszył przed Draco.

Draco miał zamiar zapytać, co Lupin miał z tym wszystkim wspólnego, jeśli profesor Snape był tym, który schwytał Blacka, ale odejście Theodore’a położyło temu kres. Z drugiej strony Theodore miał tendencję do odchodzenia, gdy nie miał już żadnych sekretów do podzielenia się nimi, więc Draco nie był tym tak zdenerwowany, jak mógłby być.

I dlaczego nie wezwali Pottera? Można było pomyśleć, że zrobiłby wszystko, by pójść.

Trzymając zranione ramię, Draco zdołał zbliżyć się do Pottera. To było trudne, ponieważ nie mieli teraz zajęć z powodu odwołania eliksirów, a Potter i jego przyjaciele szli najszybciej, jak mogli, aby wrócić do Wieży Gryffindoru. Potter głaskał swojego bazyliszka i na przemian używał angielskiego rozmawiając ze swoimi przyjaciółmi i wężomowy, gdy zwracał się do Dasha.

Co za niegodne imię - pomyślał Draco, nie po raz pierwszy. Ale w tej chwili miał nadzieję nie tylko na własnego bazyliszka, aby uzasadniało to kontakt z Potterem. Miał też nadzieję na plotki.

— Potter! — zawołał i miał nadzieję, że brzmiał przyjaźnie. — Zaczekaj!

Potter odwrócił się, by na niego spojrzeć i chociaż na jego twarzy nie było widać złości, Draco miał wyraźne wrażenie, że było tak, bo myślał o czymś innym, a nie dlatego, że głęboko rozważał zachowanie Draco. Doszedł do oczywistego wniosku.

— O co chodzi, Malfoy? Jestem zajęty.

— Chcę wiedzieć o Syriuszu Blacku i całej tej sprawie dotyczącej schwytania i wezwania profesora Snape’a, aby zeznawał — powiedział Draco, porzucając swoją próbę życzliwości. Jeśli Potter mógł zachowywać się w tak chłodny sposób, to Draco również, chociaż wolał tak nie postępować w stosunku do Pottera. — Dlaczego nie jesteś tam z nimi?

Potter wzruszył ramionami.

— Powiedzieli, że powiedzą mi, jak to się skończyło, gdy tylko aurorzy zakończą przesłuchiwanie Pettigrew.

A potem spróbował się odwrócić i odejść, jakby właśnie nie powiedział Draco czegoś jeszcze bardziej soczystego niż Theodore. Przynajmniej znał źródła Theodore’a. Nie mógł uwierzyć, że profesor Snape tak po prostu zwierzał się Potterowi!

Wyciągnął rękę, aby chwycić ramię Pottera.

Bazyliszek syknął.

Draco stwierdził, że całkowicie się zatrzymał. I nie chodziło o to, że bazyliszek go sparaliżował - powieki wciąż zasłaniały jego oczy. To był tylko jedno syknięcie, ale i tak po prostu chciał stać w miejscu i nie poruszać się. Draco uznał, że nawet jego ojciec zamarłby w miejscu, choćby na znaku szacunku, a nie strachu.

— Nie dotykaj mnie — powiedział Potter, odwracając się i spoglądając na Draco z lekkim zmarszczeniem brwi. — Dash również tego nie chce.

— Dobrze — powiedział Draco. Był dumny z siebie, że otrząsnął się z intensywnego pragnienia stania w miejscu i zamiast tego zwracał się do Pottera niczym osoba dorosła. — Nie dotknę cię. Ale skąd tyle wiesz? Cała szkoła plotkuje o tym i nikt nic nie wie. Skąd ty to wiesz?

Z jakiegoś dziwnego powodu Potter uśmiechnął się.

— W jednej chwili myślisz, że powinienem być w centrum tego wszystkiego, ponieważ Syriusz jest moim ojcem chrzestnym, a w następnej zastanawiasz się, skąd wiem? — Bazyliszek zakołysał się przy nim, a Potter z roztargnieniem pogładził go po szyi, w sposób w jaki Draco widział, jak niektóre dzieci (oczywiście nie on sam) gładzą swoje kocyki bezpieczeństwa. — Nie jesteś konsekwentny, Malfoy. A konsekwencja jest cnotą.

Potter naśladował jego ojca. Musiało tak być. To była lekcja, której Lucjusz cały czas próbował nauczyć Draco. Chłopak skrzywił się.

— Nie nabijaj się ze mnie.

Potter wzruszył ramionami.

— Cóż, mam nadzieję, że tym razem dziennikarze i aurorzy powiedzą prawdę, więc i tak wszystkie informacje zostaną ujawnione za kilka dni. Pettigrew był szczurzym animagiem. Ukrywał się blisko mnie i szpiegował. — Z jakiegoś powodu Potter zarumienił się, ale Draco nie wiedział, dlaczego miałby kłamać w tej sprawie. Tak jak powiedział, wszystko byłoby w gazetach, gdyby to była prawda, a teraz Draco słuchał z zapierającą w dech piersiach uwagą, która musiała zadowolić Pottera. — Dash wyczuł go i powiedział, że pachniał jak człowiek. Złapaliśmy więc Syriusza i okazało się, że powodem, dla którego tu przybył, była ochrona mnie przed Pettigrew. — Weasley pociągnął Pottera za ramię i coś wyszeptał. Potter skinął głową. — Racja. Do zobaczenia, Malfoy.

I pośpiesznie się oddalili. Draco stał tam z otwartymi ustami, chcąc prosić o więcej, ale też nie chcąc nadużywać swojego szczęścia na wypadek, gdyby zniszczył niezwykły dobry nastrój, który sprawił, że Potter powiedział mu tak wiele w pierwszej kolejności.

Oczywiście to tylko wywołało więcej pytań. Skąd Black wiedział o Pettigrew? Gdzie ukrywał się Pettigrew przez te wszystkie lata? Jeśli przyszedł tutaj, aby szpiegować Pottera na własną rękę, czy to oznaczało, że Czarny Pan wróci?

Ale w końcu Draco zdołał zlekceważyć te wszystkie myśli i zadowolony z siebie pobiegł z powrotem do pokoju wspólnego Slytherinu. Wiedział teraz nawet więcej niż Theodore. Mógł usiąść na jednej z kanap i sugerować to ludziom, a nawet piątoklasiści z niezależnych rodzin, przychodziliby do niego, aby wysłuchać plotek. Przez chwilę będzie bardziej popularny niż zwykle.

To wystarczyło, by Draco podziękował Potterowi. Albo zrobiłby to, gdyby zostało to połączone z zapewnieniem, że Potter da mu jajo bazyliszka.

OoO

— Czy musiałeś mu powiedzieć, aż tak wiele, kolego? — Ron opadł na łóżko i wyciągnął ramiona, jakby chciał objąć sufit. — Będzie biegał dookoła zadowolony z siebie i używał tej wiedzy do szerzenia plotek. A później będzie się nabijać, kiedy dowie się, że Pettigrew był Parszywkiem.

— Dash powiedział, że to w porządku — mruknął Harry, tak neutralnie, jak był w stanie, grzebiąc w kufrze w poszukiwaniu innych szat szkolnych.

Wylał szklankę soku dyniowego na te, które miał na sobie, kiedy Dumbledore ogłosił, że eliksiry zostały odwołane na ten dzień. I wylał sok również na Dasha, który żywo na to narzekał, gdy szli z Wielkiej Sali do Wieży.

— Co dokładnie powiedział Dash?

Ron obrócił się za pomocą łokci, tak że jego nogi zwisały teraz z łóżka. Harry lekko zmarszczył brwi. Dash był również wystarczająco długi, by sięgnąć do podłogi, ale Harry nie mógł tego zrobić, nawet gdy leżał bliżej krawędzi niż Ron. Miał nadzieję, że pewnego dnia również będzie w stanie to zrobić, ale nie wydawało się to prawdopodobne.

— Powiedział, że Malfoy nie pachniał agresywnie. — Harry potrząsnął lekko głową, kiedy Ron wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. — Nie patrz tak na mnie. Ja również się zdziwiłem. Ale tak właśnie powiedział.

I miałem rację — powiedział Dash, owijając swoje ciało wokół poduszki, obserwując, jak Harry wyjmuje nowe szaty. Nie zaatakował cię.

Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem. Dlaczego więc na niego syknąłeś, kiedy próbował mnie dotknąć?

Dash obrócił głowę, zadzierając ją, co często robił, gdy widział sprzeczność we własnych działaniach i nie chciał się do tego przyznać. Chodziło mi o to, że mimo wszystko nie próbował cię zaatakować.

Harry zaśmiał się i poszedł do łazienki, aby założyć nowe szaty. Dash nie poszedł za nim. Podczas gdy uwielbiał ciepłą wodę pod prysznicem, nie lubił zimnych płytek i zwykle odmawiał dołączenia do Harry’ego w łazience, chyba że rzeczywiście miał zamiar się umyć. Na szczęście dystans nie wpływał na ich więź.

Dlaczego nie gniewasz się, że Malfoy skrzywdził mnie w przeszłości? — zapytał Harry. Zdjął swoje szaty i wycisnął je. Nic to nie dało, będzie musiał użyć na nich mocnego czaru czyszczącego, aby je ponownie założyć. Teraz musiał ubrać nowe.

Ponieważ nie było mnie tam, żeby to zobaczyć. Dash ziewnął. Ten dźwięk był słyszalny dla Harry’ego mimo odległości. Ale kiedy ujrzę, że szykuje się do ataku na ciebie, będę gotowy go ugryźć.

Harry przewrócił oczami i włożył nowe szaty, po czym podszedł do lustra, żeby poprawić krawat. Mówiłem ci, że nie możesz nikogo ugryźć.

Teraz, kiedy dyrektor uczynił moją truciznę mniej śmiertelną, mogę. Niektórym ludziom trzeba dać nauczkę.

Harry przerwał wiązanie krawata. Sposób w jaki Dash powiedział te ostatnie słowa brzmiał… poważnie. O kim mówisz?

Dash nie odpowiadał przez chwilę, co tylko bardziej zaniepokoiło Harry’ego. Dash? — zapytał i skończył wiązać krawat. Chciał być przy swoim bazyliszku tak szybko, jak to możliwe.

Nie musisz brzmieć tak, jakbym miał wymknąć się z twojego łóżka i ugryźć każdego, kogo spotkam
— powiedział posępnie Dash. Oszczędzam swój jad na chwilę, kiedy będę go potrzebować.

Martwię się, że zdecydujesz się, iż tak się zdarzy wtedy, gdy nie będzie mnie w pobliżu.
Harry wybiegł z łazienki i położył się na łóżku obok Dasha, akceptując to, że bazyliszek ostrożnie wepchnął czubek swojego języka w jego szyję, zbierając zapach. Możesz również zdecydować się na użycie go wobec Syriusza lub na czymś, co będzie dla ciebie denerwujące.

Dash smagnął ogonem. Zrobię to, jeśli zmieni zdanie co do ciebie i mnie mieszkających razem.

Harry pogłaskał miękkie, małe łuski za głową Dasha, które zbiegały się na tyle zgrabnie, że prawie nie pojawiały się między nimi szczeliny. Dash odrzucił głowę do tyłu i wysunął język w czymś, co wyglądało jak pijacka rozkosz. Ze swojego łóżka Ron przewrócił oczami.

— Przysięgam, jesteś gorszy niż Neville z Trevorem — mruknął i odwrócił się, by chwycić swój zestaw szachów. — Masz ochotę na grę?
Właściwie to nie, ale Harry uznał, że dzięki temu Ron poczuje się lepiej. Nadal był rozstrojony po incydencie z Parszywkiem i nic dziwnego.
— Jasne — powiedział i przesunął się na koniec łóżka, podczas gdy Dash ułożył się tak, że jego głowa znajdowała się na kolanach Harry’ego, a większość jego ciała była schowana pod kołdrą, aby się ogrzać.

Wiesz, nie zawsze możesz gryźć ludzi — powiedział Harry Dashowi, tym razem głaszcząc jego pióropusz. Był tak okropnym szachistą, że rozmowa z bazyliszkiem, podczas gry z Ronem nie miała wpływu na jego rozgrywkę. Co by się stało, gdybyś zjadł Parszywka tak, jak chciałeś? Wtedy nie mielibyśmy dowodu, że Syriusz jest niewinny i nie mielibyśmy z nim zamieszkać.

Ale wtedy mógłbym ugryźć mugoli.

Harry prychnął i pochylił się, by przesunąć swoim gońcem w prawdopodobnie złym kierunku, ale było to warte widoku rozjaśniającego się Rona.

OoO

Severus skrzywił się i połknął antidotum na veritaserum. Wzrok członków Wizengamotu siedzących wzdłuż balustrady galerii był już zbyt spekulacyjny. Przynajmniej nie został zmuszony do wyznania każdego szczegółu swojej dziecięcej interakcji z Huncwotami. Było kilka osób zainteresowanych tym, osobiści wrogowie lub rodzice byłych uczniów, ale Knot szybko przejął kontrolę nad przesłuchaniem i skierował je we właściwym kierunku. Knot był kompetentnym politykiem, kiedy miał kogoś, kto powiedział mu, co ma robić.

Dumbledore, chociaż teraz go tu nie było, był tym, kto skierował Knota na tę szczególną ścieżkę. A Knot wciąż kiwał głową i zacierał ręce. Nawet jego zwykła niechęć do Dumbledore’a została odepchnięta na bok przez ulgę, jaką dała mu jasna ścieżka, którą powinien podążać przez zagmatwaną sytuację oraz myśl o skandalu, który w przeciwnym razie mógłby wiązać się z ministerstwem, uznał Snape. Syriusz Black nigdy nie miał odpowiedniego procesu, powiedział Dumbledore w zamyśleniu Knotowi tuż przed jego odejściem…
Teraz Knot uniósł ręce, jakby apelował do kogoś i mruknął do członka Wizengamotu obok niego:

— Słyszeliśmy wszystkie zeznania?

— Tak — powiedziała ta kobieta, siwowłosa wiedźma o imieniu Abigail Marcus i wychyliła się, jakby chciała lepiej przyjrzeć się Pettigrew siedzącemu na krześle więźnia i Syriuszowi Blackowi, który znajdował się niedaleko z strażnikiem aurorem obok niego. — I muszę przyznać, że to nie ułatwia sprawy, kiedy ktoś, kto nie lubi Blacka, wciąż jest gotów zeznawać, że popełniono wobec niego niesprawiedliwość.

Severus zachował swój szyderczy uśmieszek dla siebie. To nie był Hogwart, gdzie uszłoby mu to na sucho. Zastanawiał się, czy któryś z tych głupców wiedział, że był tutaj tylko dlatego, że Albus mu kazał.

Cóż, tak, istniała potencjalna szansa na gest dobrej woli wobec Pottera. Ale Severus nie był pewien, czy to wystarczy, by go do siebie przekonać i czy Potter naprawdę stanie się tak potężny, jak Severus sądził, że może. To było tylko podejrzenie.

— W takim razie decyzja powinna być oczywista — powiedział Knot i rozejrzał się na boki, jakby był gotów zaatakować każdego, kto się nie zgodzi. Severus znowu ukrył szyderczy uśmieszek. W rzeczywistości mężczyzna był tak miękki i podatny jak przedmiot, od którego został nazwany. — Kto się zgadza, opierając się na zeznaniach zaangażowanych stron i naszych świadków, że Peter Pettigrew był winny zdrady Jamesa i Lily Potterów?

Podniosło się tak wiele rąk, że ktoś mógł potencjalnie ukryć się wśród nich z opuszczoną dłonią. Mimo to Severus wątpił, żeby wielu to zrobiło. Dowody były zbyt mocne i wszyscy lojalni śmierciożercy - tacy jak Lucjusz Malfoy - zagłosowali za ratowaniem własnej skóry, bez względu na sympatię do Pettigrew.

— A kto zgadza się, że Syriusz Black powinien wyjść na wolność? — zapytał Knot i jeszcze raz rozejrzał się, podczas gdy obok niego Marcus liczyła ręce i zapisywała liczby za pomocą pióra, które było zaczarowane tak, by poruszać się szybko.

Ponownie podniosły się ręce. Severus spojrzał na Blacka. Wyglądał jakby był lekko oszołomiony. Uniósł jedną dłoń, by dotknąć zarostu na brodzie. Możliwe, że w jego oczach pojawiły się łzy, chociaż Severus był na tyle daleko, że nie mógł ich łatwo zobaczyć.

Kundel mimo wszystkiego wygrywa - pomyślał Severus i przełknął gorycz, która była gorsza niż wiele jego własnych eliksirów.

Ale bardziej zraniłoby go to, gdyby pozwolił ujawnić swoje uczucia dotyczące tej sprawy. Po pierwsze, już zeznawał, że wierzył w niewinność Blacka; został pokonany przez słowa wyjąkane przez Pettigrew, przez fakt, że to był zbyt wielki zbieg okoliczności, aby Pettigrew przeżył, a także nosił Mroczny Znak, a nawet przez to, co powiedział Black, niech mu Merlin pomoże. Nie mógłby się tego wyprzeć.

Pozostał jeszcze Potter.

Severus nie wiedział, czy Potter zmieni grę między Czarnym Panem a Dumbledorem, między Dumbledorem a resztą czarodziejskiego świata, nawet między Severusem a Blackiem. Myślał jedynie, że to możliwe.

Zachowa tę szansę, szansę, że pewnego dnia będzie mógł swobodnie działać tak długo, jak tylko będzie w stanie.

OoO

— Hej, dzieciaku, jestem… uwolnili mnie.

Harry podbiegł do Syriusza i objął go w pasie. Dash podążył za nim w bardziej dystyngowanym tempie, a ponieważ Harry trzymał Syriusza, poczuł jak mężczyzna sztywnieje. Harry prychnął i spojrzał w tę i z powrotem między Syriuszem, a swoim wężem.

— Zachowujcie się obaj ładnie.

Wszystkie bazyliszki wiedzą, jak to zrobić. Dash owinął się wokół ramion Harry’ego i wokół jego talii. To reszta świata nie chce być dla nas miła.

— Nie jest łatwo przyzwyczaić się do cholernie wielkiego węża owiniętego wokół ciebie — mruknął Syriusz, ale potrząsnął głowa i w następnej sekundzie uśmiechnął się bezradnie do Harry’ego, jakby był… oczarowany nim, tak jak wielu dorosłych wydawało się być oczarowanych Dudleyem. Tylko pani Weasley uśmiechała się w taki sposób do Harry’ego, więc dość łatwo było wybaczyć Syriuszowi. — A teraz jest to załatwione. Możesz zamieszkać ze mną.

— Naprawdę? — Harry odwrócił się i spojrzał z powątpiewaniem na Dumbledore’a.

Byli w jego biurze, a on stał za biurkiem i z lekkim uśmiechem obserwował spotkanie Syriusza i Harry’ego. Teraz uniósł brwi.

— Tak, mój chłopcze. Myślę, że tego życzyliby sobie twoi rodzice. W końcu Syriusz jest twoim ojcem chrzestnym! Mieli powody, aby go nim zrobić.

Harry odetchnął głęboko i odwrócił się, by spojrzeć na Syriusza.

— I opowiesz mi o nich? Wszystkie te historie, które obiecałeś?

— Wszystkie te, które obiecałem i wszystkie, które Remus pamięta. — Syriusz pochylił się i lekko potrząsnął ramieniem Harry’ego, uśmiechając się. — Będzie nas odwiedzał i oczywiście będzie tutaj jako profesor. Podobałoby ci się to?

— On jako profesor czy on odwiedzający nas? — zapytał Harry i roześmiał się na widok miny Syriusza i ponownie go przytulił. — Albo oba. — Był zadowolony z pewnego rodzaju szczęścia, z którym nie wiedział, co zrobić. Wciąż bulgotało i zalewało go. Miał ochotę tańczył pośrodku gabinetu Dumbledore’a z wyciągniętymi rękami, śmiejąc się. — To jest… Syriuszu, nie mam słów na to, jakie to wspaniałe.

Wyraz twarzy Syriusza złagodniał i po raz pierwszy odkąd zmienił się ze swojej animagicznej postaci, naprawdę wyglądał dla Harry’ego jak dorosły. Jego ręce delikatnie spoczęły na ramionach nastolatka.

— W takim razie postaram się być godny — wyszeptał we włosy Harry’ego. — Tak jak powinienem był być na pierwszym miejscu. Być ojcem chrzestnym, którym zawsze powinienem być.

Zachowywał się jak szalony, a teraz nie — powiedział Dash, wysuwając język, jakby chciał przetestować zapach Syriusza, chociaż Harry wiedział, że wyczuł go w chwili, gdy weszli do pomieszczenia. Zastanawiam się, dlaczego?

Harry zawahał się. Syriusz zachowywał się teraz normalnie, ale z drugiej strony wuj Vernon też mógł się zachowywać normalnie w obecności innych ludzi, jak pani Figg.

— Czy… zamierzasz skorzystać z porady specjalisty lub coś podobnego? — zapytał. — Wcześniej byłeś lekko przerażający.

— Przypuszczam… że mógłbym. — Syriusz zaskoczony spojrzał na Dumbledore’a. — Mam nadzieję, że dyrektor będzie mógł kogoś polecić.
— Będę szczęśliwy mogąc to zrobić — powiedział Dumbledore i uśmiechnął się do nich uprzejmie.

Nie ufam mu. Ale Harry uznał, że mógłby nie ufać Dumbledore’owi i nadal mieszkać z Syriuszem. Po pierwsze, nie musieliby wracać do Dursleyów.

Pewnego dnia — powiedział marzycielsko Dash — odwiedzę ich.

OoO

— Profesorze Snape?

Severus odwrócił się, wpatrując się w tego, kto go zawołał. To była ostatnia osoba, jaką spodziewał się usłyszeć, zwłaszcza pierwszego dnia, kiedy Black oficjalnie został zwolniony z aresztu ministerstwa.

Ale Harry Potter stał w drzwiach jego biura i nie cofnął się, nie zarumienił ani nie skrzywił, gdy Severus skrzywił się spoglądając na niego. Być może miało to coś wspólnego z ogromnym wężem na jego ramionach. Co dziwne, Severus miał nadzieję, że nie. Sztuczna odwaga nie przydałaby się zbytnio w większości sytuacji, w których prawdopodobnie znalazłby się Potter.

— Słucham? — zapytał Severus i postarał się, aby jego głos był mniej szorstki niż skrzek, który chciał się z niego wydobyć.

— Chciałem panu podziękować za zeznanie w obronie Syriusza — powiedział Potter precyzyjnym tonem. Być może wąż był dobry także dla jego dykcji, ponieważ wypowiadał słowa wyraźnie, a nie bełkocząc obrzydliwie. To był jeden z największych zarzutów Severusa wobec Gryfonów. — Wiem, że on panu za to nie podziękuje. Może kiedyś któryś z was powie mi dlaczego. Ale chciałem za to podziękować.

Severus zdziwiony wpatrywał się w niego, a Potter odwrócił się i wymknął. Ślizgon nie mógłby zrobić tego lepiej.

Snape stał tam przez chwilę, a potem skinął głową.

Nadal może być prawdą, że Potter nie zmieni gry tak bardzo, jak sądził Severus. Ale było w tym coś - życzliwość, pokora lub dalekowzroczność - co mogło dotrzeć do człowieka, który często go poniżał i dopiero niedawno zmienił swoje zachowanie.

Cokolwiek to było, Severus chciał być blisko niego, aby upewnić się, że ten płomień nie zgaśnie.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 20 Mar 2022, 17:55

Rozdział 11: Opadające emocje

— To tylko chwila twojego czasu, panie Potter. Tylko tyle zajmę.

Harry słyszał proszący ton w głosie ministra Knota, kiedy to powiedział. Harry zgodził się jak idiota, którym był i o czym nieustannie przypominał mu Dash, więc wyszli przed szkołę, żeby fotografowie mogli zrobić zdjęcia, a reporterzy przeprowadzić wywiad z ministrem o uznaniu Syriusza Blacka za niewinnego, co było zdumiewającym obrotem wydarzeń. Nie wydawali się w ogóle zainteresowani rozmową z Syriuszem lub Harrym.

Nikt też nie był zainteresowany rozmową z Dashem, ale wszyscy chcieli mu robić zdjęcia. Dash był owinięty wokół ramion, szyi, talii i nóg Harry’ego, jakby chciał mieć najwięcej kontaktu swojego ciała z Harrym. Miał również wiele komentarzy na temat tego wszystkiego.

Kim jest ta kobieta w zielonych okularach? Czy wie, że wygląda w nich jak chrząszcz?

Harry zerknął lekko z ukosa na kobietę, o której mówił Dash, mając nadzieję, że uda mu się to zrobić, nie zdradzając się. Wyglądała idiotycznie, ale wątpił, żeby była tego świadoma. Trzymała pergamin, na którym szybko gryzmoliło pióro. Nie znał jej.

Wiesz, że musisz się dowiedzieć?
Język Dasha znajdował się na jego karku, idealnie ułożony, by Harry wzdrygnął się i chciał zniszczyć zdjęcie, które właśnie zrobił najbliższy fotograf, przedstawiające Knota uśmiechającego się nad ramieniem Harry’ego.

Knot spojrzał w dół z pogardą.

— Wiem, że nie przywykłeś do takiej uwagi, mój chłopcze, ale musisz się do tego przyzwyczaić! Jesteś Chłopcem-Który-Przeżył! — Odwrócił się do aparatu z uśmiechem.

Harry pomyślał, że minister miał zamiar położyć dłoń na jego ramieniu, ale najwyraźniej obecność Dasha skłoniła go, aby tego nie robił.

Im częściej to robisz, tym dłużej muszę tu stać — przekazał bezgłośnie Dashowi i przykleił do twarzy kolejny fałszywy uśmiech.

Wiem. Ale to świetna okazja, by rozpocząć edukację polityczną. Dash wskazał ogonem na innego reportera, tak aby nikt nie zwrócił na to uwagi. Kto to?

Harry spojrzał, mrużąc oczy, ale dostrzegł tylko tak naprawdę, że czarodziej był niski i siwowłosy oraz nosił absolutnie olśniewające żółte szaty, które sprawiały, że Dumbledore przy nim nie wydawał się tak szalony. Nie wiem. Dlaczego się nie dowiemy?

Poczekał, aż zostanie zrobione następne zdjęcia. Kiedy minister już chciał się ponownie odezwać, pociągnął go delikatnie za rękaw.

— Przepraszam, panie ministrze, ale kto to jest? — zapytał, kiwając głową w stronę czarodzieja w żółtej szacie.

Uznał, że miał dobre maniery, kiedy chciał. Ciotka Petunia byłaby z niego dumna. Uśmiechnął się niemal potulnie, kiedy Knot spojrzał na niego, jakby zaskoczony, że Harry może sam mówić.

Przynajmniej Knot pobłażał mu, spoglądając na czarodzieja w żółtej szacie. Potem roześmiał się głośno, sprawiając, że Harry znów podskoczył. Brzmiało to jak szczery śmiech, a przynajmniej na tyle, na ile Knot był do niego zdolny.

— Ach, on — powiedział Knot, kręcąc głową. — Nie musisz się o niego martwić, Harry. — Znowu jego ręka drgnęła, jakby zamierzał poklepać Harry’ego po ramieniu lub zmierzwić mu włosy, i znowu uznał, że lepiej tego nie robić. — Nazywa się Xenophilius Lovegood i publikuje artykuły w śmieciowej gazecie zwanej Żonglerem, na którą nikt nie zwraca uwagi. Może zadać ci pytania dotyczące twojego bazyliszka, ponieważ interesują go wszelkiego rodzaju magiczne stworzenia. Ale jest nieszkodliwy!

Harry powoli pokiwał głową i zastanowił się, czy nie chciałby porozmawiać z Lovegoodem bardziej niż z niektórymi innymi reporterami. Żaden z nich o nic go nie pytał, a już na pewno nie o Dasha, ponieważ woleli udawać, że nie istniał poza zdjęciami.

Minister odpowiedział na więcej pytań, głównie dotyczących nudnych rzeczy, jak się wydawało Harry’emu, a potem miał szansę uciec. Minister machnął elegancko ręką, a Harry rzucił się do biegu w kierunku Lovegooda, zanim mógł zmienić zdanie, albo zanim minister przyciągnie go z powrotem na kolejną sesję fałszywych uśmiechów. Nie było to tak złe, jak pozowanie z Lockhartem, ale dla Harry’ego nie oznaczało to wielkiej poprawy.

Zatrzymał się tuż przed Lovegoodem, który spojrzał na niego spod imponujących zmarszczonych brwi. Harry wstrzymał oddech i zapytał o pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.

— Czy chcesz przeprowadzić ze mną wywiad na temat mojego bazyliszka?

Powinien — powiedział Dash i uniósł głowę, obracając ją na bok, żeby Lovegood mógł podziwiać miękkie, zielone błyski na jego ciemnych łuskach, gdyby tylko chciał. Ktoś musi opublikować hołd, aby kiedy przeistoczę się w moją pełną, przerażającą postać, świat był gotowy się z tym uporać.

Lovegood przyjrzał mu się, a potem Dashowi, a w jego oczach pojawiła się tęsknota, która według Harry’ego różniła się od tej, jaką widział u Lupina czy Syriusza, kiedy na niego patrzyli, jakby był wyjątkowy, ale zdystansowany. Różniła się nawet od tego, w jaki sposób patrzył na niego Dumbledore, którego wzroku Harry w ogóle nie rozumiał.

— Bardzo chciałbym porozmawiać z tobą o twoim bazyliszku — powiedział Lovegood, a jego wzrok zapłonął. — Ale nie sądziłem, że lubisz udzielać wywiadów.

— Nie lubię, wtedy gdy ktoś inny mówi wszystko o tym, co się wydarzyło. — Harry przesunął się tak, że ogon Dasha, który wlókł się po ziemi między jego stopami, znów owinął się wokół jego nogi. — Ale pozwoliłbyś mi mówić?

Lovegood, wciąż intensywnie go obserwując, skinął głowa i wyciągnął notatnik.

— Możesz mówić, co chcesz. Chociaż nie mogę obiecać, że opublikuję to wszystko. Mam odpowiedzialność wobec odbiorców.

Harry uśmiechnął się z zadowoleniem. To było coś, co miał nadzieję usłyszeć. Nie lubił być przesłuchiwany, ale uważał również, że ktoś powinien wiedzieć o rzeczach, o których ministerstwo nie chciało mówić.

Jak mówi Dash, muszę dowiedzieć się więcej na ten temat, bo inaczej ludzie będą za mnie mówić przez cały czas.

Uczysz się pierwszej lekcji wynikającej z posiadania bazyliszka — powiedział Dash. Brzmi ona: Bazyliszek zawsze ma rację.

Harry zignorował to i skinął na Lovegooda.

— Czy mogę ci opowiedzieć, jak go znalazłem?

Miał nadzieję, że jeśli Lovegood opublikuje tę historię, może ktoś, kto zna się na jajach bazyliszków, zobaczy artykuł i się z nim skontaktuje. Harry wciąż miał pytania dotyczące Dasha i sposobu, w jaki się wykluł. Sam bazyliszek w tych sprawach nie był pomocny.

— Tak — powiedział Lovegood i milczał wyczekująco.

Nawet nie zadawał żadnych pytań, chciał tylko żeby Harry mówił! Opinia Harry’ego o nim poprawiła się. Lovegood mógł być szalony, ale przynajmniej był uprzejmy.

— W porządku. Jestem wężosutnym i pewnej nocy usłyszałem, jak ktoś woła mnie…

Kiedy zaczął mówić, Lovegood rozpoczął pisanie. Zadał mu kilka pytań, na przykład o Komnatę Tajemnic i bazyliszka, który tam był, ale przez większość czasu po prostu notował. Harry obserwował to z satysfakcją. Będzie artykuł na temat Dasha, który był przyczyną, dzięki której Harry miał w ogóle Syriusza i może zawierać odpowiedzi. Harry aprobował oba te aspekty.

Harry’emu w końcu zabrakło rzeczy do powiedzenia, a Lovegood uniósł wzrok i skinął głową.

— To bardzo ważne — powiedział. — Nowe historie o magicznych stworzeniach zawsze są ważne. Twoje słowa zostaną opublikowane w następnym wydaniu Żonglera. — Zawahał się. — Poznałeś moją Lunę? Jest rok niżej niż ty. Chętnie poznałaby Dasha.

Harry próbował sobie przypomnieć, ale w swoich wspomnieniach nie znalazł żadnej dziewczyny o nazwisku Lovegood, a sądził, że zapamiętałby taką. Z drugiej strony może nie nosiła tak jasnych żółtych szat.

— Nie poznałem jej. W jakim jest domu?

— Ravenclaw. — Lovegood obdarzył go wymuszonym uśmiechem. — W każdym razie prawdopodobnie nie miałeś wielu okazji jej poznać. Gryffindor ma chyba większość zajęć ze Slytherinem?

— Tak, proszę pana — powiedział Harry z roztargnieniem, ale wciąż próbował ją sobie przypomnieć. Wydawało mu się, że słyszał, jak ktoś mówił o dziewczynie o nazwisku Lovegood, ale to było rok temu i wtedy nie zwracał prawie żadnej uwagi na nic innego niż na głos, który słyszał w ścianach. — Przedstawię się jej.

— Dziękuję — powiedział Lovegood, co była tak dziwne, że Harry był tym zaskoczony. Na chwilę Lovegood nachylił się mocno w jego stronę. — Myślę, że byłaby zadowolona, gdyby poznała… przyjaciela.

To również było dziwne, ale Harry nie sądził, że musi się tym martwić.

— W porządku — powiedział. — Dziękuję panu. — Odwrócił się i zawahał. Dash milczał na jego ramieniu, co oznaczało, że nie miał nic przeciwko Lovegoodowi, tak jak to było w przypadku wielu innych ludzi, a to oznaczało, że Harry mógł zaoferować coś niesamowitego, coś, czego nie mógł zaproponować większości osób. — Czy chciałbyś pogłaskać Dasha? Podobał mu się sposób, w jaki na niego patrzyłeś.

Wiedział, że to prawda, choć Dash nawet tego nie powiedział. Harry czuł szum zadowolenia w umyśle bazyliszka.

Dash wysunął język, żeby posmakować powietrza i skinął głową w małym, łaskawym pozwoleniu, które, jak Harry sądził, mógł zrozumieć nawet Lovegood, który nie był zbyt obeznany z osobowością Dasha. Tak, w każdym znaczeniu, niech mnie dotknie.

To brzmiało trochę mniej obiecująco i Harry bacznie obserwował Dasha, gdy Lovegood wyciągnął drżącą rękę. Ale to drżenie wydawało się uspokoić Dasha, który stwierdził: No cóż, oto ktoś, kto ma należyty szacunek. Powiedz mu, że może podrapać małe łuski za moją głową. Nie nauczyłem cię jeszcze, jak odpowiednio się nimi zająć. Odwrócił głowę na bok i prawie uniósł te łuski, coś, co Harry nie wiedział, że może zrobić.

— Pozwoli mi się dotknąć? — wykrztusił Lovegood. — Tam?

— Tak — powiedział Harry i obserwował, jak Lovegood drapie miejsce między łuskami, uśmiechając się i lekko potrząsając głową.

Nie rozumiał jeszcze iskier widocznych w oczach Lovegooda, ale sądził, że zaczyna. Lovegood był kimś, kto po prostu chciał patrzeć na zwierzęta, myśląc, że są piękne i trzeba je podziwiać. Harry przypuszczał, że pod pewnymi aspektami podobnie było z graczami quidditcha.

— Proszę mu powiedzieć, że dziękuję — powiedział Lovegood i cofnął rękę. W jego oczach pojawiły się nie wylane łzy. — Być tak blisko bazyliszka. Wyjątkowego bazyliszka, zrodzonego w tak niezwykły sposób…

Tak, możesz mu powiedzieć, że jest mile widziany za każdym razem, gdy chce mnie znowu pogłaskać. Dash wykręcił głowę tak, że była prawie do góry nogami. Jest prawdziwym akolitą.

OoO

W chwili, gdy wszedł do klasy eliksirów, Severus poczuł zmianę w powietrzu. Szedł z różdżką trzymaną blisko twarzy, gdy szedł środkiem klasy - w czasie, gdy większość uczniów, z wyjątkiem kilku ślizgonów, i tak była zbyt onieśmielona, by mu się przyjrzeć z bliska - i rzucił małe zaklęcie, które powie, czy miał rację.

Nie mylił się. Po prawej stronie klasy czaił się cień, który był widoczny, gdy się szukało. Severus mógłby go nie zauważyć, gdyby nie te szpiegowskie instynkty, które dały mu od razu znać, że coś było nie tak.

Przynajmniej Potter nie zdradzał w żaden sposób, że o tym wiedział. Wciąż jednak namiętnie kłócił się szeptem z Granger. Umilkł w chwili, gdy zobaczył Severusa i usiadł prosto. Snape uważnie go obserwował. Przekona się, czy pełne szacunku zachowanie chłopca tamtego dnia przełoży się na bardziej pełne szacunku uczenie się w jego klasie.

Potter przynajmniej zwracał uwagę, czego Severus nie mógł powiedzieć o niektórych gryfonach. Nigdy nie zrozumie, dlaczego wybrali najbardziej niebezpieczne zajęcie w szkole - nie licząc zaawansowanej transmutacji - żeby nie zwracać uwagi. Rzucił proste zaklęcie, które wywołało ostry trzask w powietrzu, najwyraźniej pochodzące z jego płaszcza i obserwował, jak niektórzy uczniowie podskakują na swoich krzesłach.

— Warzycie dzisiaj eliksir powiększający — powiedział Severus. — Przeciwieństwo zmniejszającego, który tak wielu z was zrujnowało miesiąc temu. — Szydził z kulącego się Longbottoma. Tchórzostwo chłopca go irytowało. Wywoływał strach wśród kolegów z klasy, a to było niewybaczalne. — Lista składników jest na tablicy. — Znów machnął różdżką i pojawiły się instrukcje. — Macie pracować samodzielnie nad tym eliksirem.

Granger chciała coś powiedzieć. Severus zgromił ją wzrokiem. Dziewczyna zamknęła usta.

— Będę wiedział, czy oszukujecie i pomagacie sobie nawzajem — dodał ponuro Snape, a do siebie: Będę miał pewność, gdy Longbottom stworzy miksturę, która będzie znośna.

Zaczął powoli chodzić po klasie, mimo że uczniowie biegli po składniki i nikt jeszcze nie zaczął warzyć. Draco ukradkiem zerkał na Pottera, ale to samo w sobie było nieszkodliwe. Severus nie wtrącał się, dopóki chłopak nie zacznie wywoływać wystarczająco dużo kłopotów, aby zakłócić lekcje.

Nie, jego celem był ten cień w kącie, ten którego nic nie rzucało, a przynajmniej nie powinno, gdy znało się kontury ścian, drzwi i stołów tak dobrze, jak Severus.

Nie poruszał się również, gdy się do niego zbliżył, ale gdy Severus wymamrotał zaklęcie letniej bryzy, coś jedwabistego w nim zakołysało się. Severus następnie rzucił zaklęcie wiążące, ponieważ teraz już wiedział, co to było. Syriusz Black ukrywający się pod peleryną niewidką Pottera.

Black walczył przez chwilę, ale upadł wciąż z peleryną na sobie. Spojrzenie Severusa postraszyło kilkoro dzieci, które spojrzały w jego kierunku. Wśród nich nie było Pottera. Poszedł po swoje składniki i mrużył oczy spoglądając na instrukcje z godnym pochwały niepokojem.

Severus rzucił kolejne zaklęcie, które odbijało światło od ciała Blacka i peleryny, co utrudniałoby dostrzeżenie ich, a następnie lewitował ciało obok siebie.

— Będę chwilowo w swoim biurze — powiedział. — Spróbujcie nie dodawać plam krwi do tych, które znajdują się obecnie na podłodze.

Odwrócił się i wszedł do swojego biura, a Black podskakiwał za nim jak balonik na sznurku. Severus nie próbował ułatwić Blackowi podróży.

Miał odpowiedź na pytanie, nad którym się zastanawiał. Tak, Potter podziękował Severusowi za jego wysiłki na rzecz Blacka, ale Black nigdy tego nie zrobi.

Nie pogorszyło ich relacji rzucenie Blacka na podłogę i zerwanie peleryny machnięciem różdżki, posyłając ją pod sufit. Nie szkodziło to nawet delikatnej więzi, która Severus miał nadzieję zbudować między nim a Potterem. Po pierwsze, wierzył, że Potter nie wiedział, że Black tam był.

Po drugie, sądził, że pewna część chłopca nie zaaprobuje wybryków Blacka. Tak długo, jak Severus tak naprawdę nie skrzywdzi Blacka, nie było powodu, by chłopiec stanął po stronie mężczyzny, a nie Severusa.

To była tak niezwykła rzecz do pomyślenia o synu Jamesa Pottera, że Severus zatrzymał się na dłuższa chwilę, zanim rzucił zaklęcie wyciszające na drzwi biura, a następnie uwolnił Blacka spod wpływu zaklęcia.

Black zerwał się na równe nogi. Czarne włosy załopotały mu wokół twarzy. Severus obserwował go klinicznie. Chociaż szaleństwa wywołane przez Azkaban nie zmieniłoby tego mężczyzny na lepsze w oczach większości ludzi, miało ono znaczącą zaletę z punktu widzenia Severusa. Więcej osób ujrzy w nim obłąkanego maniaka, którym był przez cały ten czas.

— Nie masz prawa mi tego robić — warknął Black i naprawdę, Severus powinien był wiedzieć, że był animagicznym psem, w ten sam sposób, w jaki powinien wiedzieć, że Pettigrew był szczurem, gdy zobaczył go jako dorosłego mężczyznę kulejącego się i pochlipującego.— Jestem opiekunem Harry’ego i mam prawo sprawdzić jego wykształcenie…

— A czy planowałeś obserwować lekcje Lupina w ten sam sposób? — Severus oparł się łokciem o biurko i obserwował Blacka. — Minerwy? Sinistry?

Zdumiona i pełna gniewu cisza Blacka była równie dobrą odpowiedzią jak cokolwiek innego. Severus skinął głowa i zaczął okrążać Blacka, zbliżając się do niego coraz bardziej. Black warknął i sięgnął ręką w stronę różdżki.

— Powinieneś być ostrożniejszy — powiedział cicho Severus.

— Jeśli skrzywdzisz mnie w tej szkole, odczujesz gniew Albusa Dumbledore’a — powiedział Black z taką pewnością, że Severus musiał powstrzymać ostrą ripostę przed ucieczką z jego ust.

Wiem o tym. Był pewien, że to dlatego Albus był tak chętny, by dać Blackowi druga szansę w chwili, gdy dowiedział się, że mężczyzna może być niewinny. Albus miał taki poziom uczuć do Blacka, jakiego nie okazywał nikomu innemu według wiedzy Severusa. Nie był taki nawet wobec Pottera. Czy Lupina.

Nawet wobec młodszego Pottera.

— Nie mówię, że powinieneś być ostrożniejszy wobec mnie — powiedział Severus. — Mówię, że powinieneś zwrócić uwagę na swojego chrześniaka.

Spojrzenie Blacka stało się lodowate i wyglądał w tamtej chwili bardziej jak Bellatrix, niż ktokolwiek przy zdrowych zmysłach miał do tego prawo. Z drugiej strony Severus już uważał, że Black był niebezpiecznie blisko krawędzi szaleństwa.

— Jeśli sugerujesz, że go odrzucę, ponieważ ma tego węża, to już mu powiedziałem, że może go zatrzymać.

— Ale czy jesteś wystarczająco elastyczny, by zaakceptować, że może być mniej synem Jamesa Pottera, niż jest obecnie postrzegany? — Severus uśmiechnął się, obserwując jak Black drga nerwowo. To było tak, jakby słowa Severusa były maleńkimi, zatrutymi strzałkami, bez wysiłku kłującymi Blacka, a Severus nie musiał nawet kłamać. — Że nigdy nie znał swojego ojca i dlatego nie może go naśladować?
Black roześmiał się dziko.

— Hipokryta z ciebie, Smarkerusie! Mówisz to, kiedy w szkole krążą plotki, że nie widzisz żadnej różnicy między Jamesem a Harrym!

Chęć uderzenia Blacka z powodu tego pogardzanego przezwiska była silna, ale Severus trzymał nerwy na wodzy. Miał więcej do powiedzenia.

— Czy możesz zaakceptować, że jest wężoustym? Że prawie został przydzielony do Slytherinu?

Tym razem wstrząsnął Blackiem na tyle, że niebezpiecznie trzasnął zębami w pobliżu głowy Severusa.

Kłamiesz. Harry nigdy by tam nie poszedł.

Severus roześmiał się, ciesząc się tym niezmiernie.

— Nie wiesz tyle o swoim drogim Harrym, ile sądzisz.

Black zacisnął pięści. Cały się trząsł.

— Wiem, że nigdy by ci nie zaufał ani nie zrobiłby niczego, czego od niego byś chciał.

Severus zastanawiał się, czy powiedzieć Blackowi o przeprosinach Pottera i zdecydował, że tego nie zrobi. To przysporzyłoby Potterowi więcej kłopotów, a większość dotychczasowych deklaracji Severusa była dobrze znanymi faktami, poza tą dotyczącą przydziału do domu. I to było znane Albusowi, z którym Black na pewno o tym porozmawia.

Severus próbowałby wbić mały klin między Potterem i jego ojca chrzestnego, gdyby tylko mógł, ponieważ na kogoś z potencjałem Pottera nie powinien wpływać wyłącznie przeklęty Syriusz Black. Ale nie mógł być związany z klinem, który był zrobiony z prawdy, jednak Severus nie miał skrupułów, aby go użyć.

— Może masz rację — powiedział Severus i zdołał przechylić głowę i wzruszyć ramionami w taki sposób, którego Black nie mógł uznać za zwycięstwo, jakie odniósłby pokonując Severusa, ponieważ go nie ujarzmił, a jedynie uczynił mu przyjemność uznania tej prawdy. — Ale nie sądzę, że chciałby, abyś szpiegował go pod jego peleryną niewidką. Czy w ogóle zapytałeś, zanim ją pożyczyłeś? A może wziąłeś to bez pytania, ponieważ po raz kolejny pomyliłeś syna z ojcem i nie sądziłeś, że będzie miał coś przeciwko?

Bladość występująca na twarz Blacka dała mu odpowiedź. Severus uśmiechnął się w sposób, w który wiedział, że był nieprzyjemny i uniósł różdżkę. Black naprężył się, ale Severus rzucił tylko na niego zaklęcie uwalniające i przywołał z powrotem pelerynę niewidkę. Skinął głową w stronę drzwi do klasy.

— Wyjdź, Black. Nie powiem o tym Potterowi, jeśli wyjdziesz teraz i nigdy nie wrócisz.

Pomyślał, że mógłby pozostawić niewypowiedzianą groźbę, zarówno dotyczącą tego, co zrobiłby gdyby Black wrócił, jak i groźbę szantażu, którą mógłby teraz trzymać nad głową Blacka. Usłyszał niski, dudniący warkot z fali cienia, która była ukrytą formą Blacka, a potem ten odwrócił się i wyszedł z klasy.

Severus usatysfakcjonowany, wrócił do uczniów i stwierdził, że w międzyczasie nikt nie stopił stołu ani kociołka - chociaż Longbottom zrobił to niecałe piec minut później, tworząc podmuch zielonego pyłu i oparów, które wymagały wycieczki do skrzydła medycznego dla trzech uczniów.

Dobrze. To wciąż był lepszy dzień niż wiele innych, podczas których musiał uczyć Pottera.

OoO

— I wiem, że Potter mógłby mi załatwić bazyliszka, gdyby chciał…

To nie było nic osobistego, tak naprawę nie, ale jeśli Draco nadal będzie opowiadał o Potterze w ten obsesyjny, nieprzyjemny sposób, Blaise będzie musiał go zabić i gdzieś pochować ciała. A dzięki mamie wiedział dużo o dyskretnym chowaniu zwłok.

— Chce zachować bazyliszki tylko dla siebie. Jakbyś musiał być wężoustym, aby móc komunikować się z wężem, który przemawia w twoim umyśle!

Czy powinien zwrócić uwagę, że Potter mógł stworzyć więź tylko dlatego, że był wężoustym? Zastanawiał się Blaise i przesunął się tak, że jego głowa prawie wisiała do góry nogami z kanapy w pokoju wspólnego Slytherinu, żeby zobaczyć czy Draco to zauważy. Werdykt: Negatywny.

— Czasami myśli, że jest taki wyjątkowy! Potrzebuję, żeby mnie zauważył.

To prawda, ale nadal jest to irytujące — zdecydował Blaise i odwrócił się. Draco maszerował przed nim, machając rękami. Niektórzy starsi ślizgoni posyłali mu rozbawione spojrzenia, ale to nie przebijało się przez świadomość Draco, skupionego na Potterze, jak to zwykle robiła każda kpiąca uwaga.

To jest złe — uznał Blaise i przerwał jego tyradę.

— Jeśli chcesz bazyliszka, to dlaczego sam nie wykradniesz jednego?

Draco urwał swoją wypowiedź i spojrzał na niego.

— Co?

Zauważył teraz rozbawione spojrzenie rzucane w jego stronę i odwzajemnił je. Kilku uczniów ze starszych klas nie zdało sobie trudu, by ukryć chichot, gdy wrócili do pracy domowej lub czytania swoich praca, niezależnie od mocy Lucjusza Malfoya.

— Czy w ten sposób Potter nie dostał jednego? — Blaise nie zapoznał się ze szczegółami opowieści Pottera o bazyliszku w Żonglerze, ponieważ szczerze go to nie obchodziło, ale Draco i tak przeczytał mu ten artykuł, więc tyle wiedział. — Zszedł na dół i znalazł te jaja, a potem wziął jedno. Jeśli znajdziesz drogę do Komnaty Tajemnic, możesz zrobić to samo.

— Musisz być wężousty, żeby znaleźć Komnatę Tajemnic — wycedził powoli Draco, znów brzmiąc bardziej jak on sam.

— Tak jak musisz być nim, żeby związać się z bazyliszkiem? — zapytał Blaise ze znaczącym spojrzeniem.

To sprawiło, że Draco wyprostował się, jakby Blaise wbił mu różdżkę w tyłek.

— Dobrze — powiedział. — Znajdę ją i udowodnię ci, że to jest możliwe.

Pobiegł do ich sypialni. Blaise roześmiał się. Bardzo mało prawdopodobne, aby Draco sam znalazł drogę do Komnaty Tajemnic, a tymczasem Blaise mógłby cieszyć się ciszą i spokojem.

A jeśli Draco ją znajdzie?

Wtedy Potter będzie musiał go uratować, a Draco będzie urażony tym, a ja będę się cieszył innym rodzajem przyjemności — stwierdził wesoło Blaise i wrócił do starannego poprawiania swojej pracy domowej z eliksirów.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 27 Mar 2022, 08:57

Rozdział 12: Tlący się żar

Naprawdę wziąłeś moją pelerynę niewidkę i wszedłeś na lekcję eliksirów, aby szpiegować profesora Snape’a?

Harry zadał to pytanie po raz drugi i chociaż znał Syriusza od niedawna, już rozpoznawał ten wyraz twarzy mężczyzny. Był niecierpliwy i nie wiedział, dlaczego Harry ciągle go przesłuchiwał. Lekko potrząsnął głową, co sprawiło, że jego czarne włosy rozwiały się dziko.

— Tak. Cały czas robiliśmy takie rzeczy z twoim tatą — powiedział.

Harry pokiwał niepewnie głową, ale nie mógł powstrzymać się od zastanowienia się nad tym. Wiedział o tym, że jego tata traktował poważnie quidditcha i umarł chroniąc Harry’ego. Niewiele poza tym wiedział o swoim tacie. Ale żadna z tych rzeczy, których był świadomy, nie sugerowała, że James Potter zakradłby się na zajęcia Snape’a.

A większość innych dorosłych, których Harry znał, również nie zrobiłoby czegoś takiego. Profesor McGonagall, dyrektor Dumbledore i cała reszta była na to zbyt poważna. Dursleyów by to nie obchodziło.

Jest innym rodzajem dorosłego
— powiedział Dash, opierając głowę na ramieniu Harry’ego i obserwując Syriusza z żółtą poświatą świecącą za jego powiekami. Powinieneś być przy nim ostrożny.

Harry ponownie skinął głową, tym razem w odpowiedzi na Dasha i zapytał Syriusza:

— I on cię przyłapał?

— Tak.

Syriusz na sekundę odwrócił wzrok. Byli w tymczasowych kwaterach, które Dumbledore dał Syriuszowi w Hogwarcie, dopóki ten nie znajdzie domu gdzieś indziej. Harry nie sądził jednak, by Syriusz był bardzo chętny do zdobycia jakiegoś. Wydawało się, że uznaje Hogwart za swój dom.

Harry mógł to zrozumieć. To był także jego dom.

— Powiedział mi kilka rzeczy — stwierdził Syriusz i spojrzał na Harry’ego ze spekulacyjnym błyskiem w oczach, który sprawił, że nastolatek poczuł się nieswojo. — Powiedział, że prawie zostałeś przydzielony do Slytherinu. Czy to prawda?

Harry pomyślał, żeby skłamać, ponieważ Syriusz mówił wystarczająco dużo o Slytherinie i Gryffindorze, by było jasno po której stronie stoi, ale nie chciał zaczynać swojego związku z ojcem chrzestnym od kłamstwa na ten temat. Zamiast skłamać skinął głowa, a kiedy Syriusz zmarszczył brwi, Dash położył się na ramieniu Harry’ego i wymamrotał: Nie ma się czego wstydzić.

Tak naprawdę nie rozumiesz Domów ani się nimi nie przejmujesz — powiedział Harry. Dash powiedział mu to niedawno. Stwierdził, że ludzie wyglądają dla niego tak samo i nie rozumiał, dlaczego noszenie różnych krawatów i szat było tak ważne. Ważna rzeczą było to, jak pachnieli.

Nie rozumiem, ale wiem, że różnice są tak niewielkie, że nie mają większego znaczenia
— powiedział szczerze Dash. I nie pozwolę, żeby cię unieszczęśliwiał, bo prawie zostałeś przydzielony do jednego domu zamiast drugiego.

Dash syknął cicho, a Syriusz drgnął i spojrzał na niego. Harry pośpiesznie położył dłoń na szyi Dasha, próbując wyglądać niewinnie. Potem się skrzywił. Syriusz patrzył teraz na Dasha całkiem inaczej.

— Czy to dlatego prawie zostałeś tam przydzielony? — zapytał cicho Syriusz. — Bo jesteś wężousty?

Harry wzruszył ramionami. Był to gest, którego Dursleyowie zawsze nienawidzili i nawet Syriusz wyglądał na nieco zniecierpliwionego. Ale nie wiedział, co jeszcze zrobić.

— Nie wiem. Tiara Przydziału powiedziała mi, że mam ambicję i dobrze bym sobie poradził w Slytherinie. Ale stwierdziłem, że nie chce tam iść i umieściła mnie w Gryffindorze.

W ciągu kilku sekund Syriusz wziął wdech, wystarczająco głęboki, by jego klatka piersiowa nadęła się, jak u postaci z kreskówki, którą widział Harry, gdy ukradkiem zaglądał nad ramieniem Dudleya.

— W takim razie to jest ważne. Nie to, że prawie poszedłeś do Slytherinu, ale to, że wybrałeś Gryffindor.

Nie, tak naprawdę tego nie zrobiłem — pomyślał Harry. Poprosił tylko Tiarę Przydziału, by umieściła go w innym domu niż Slytherin i ona to zrobiła. To nie było to samo, co wybranie Gryffindoru.

Myślę, że to nie ma znaczenia — powiedział Dash i owinął jeden zwój wokół karku Harry’ego, pocierając go tak, jakby robił masaż. Jesteś mu winny prawdę, ale nie tę część. To by go tylko zdezorientowało.

Harry się zdziwił. Ale jest dorosły. Jeśli mogę to zrozumieć, to on też powinien. Harry był przyzwyczajony do tego, że dorośli są dużo mądrzejsi i wiedzą dużo więcej niż on, chociaż czasami musiał zachować przed nimi tajemnice, ponieważ nie byliby z niego zadowoleni, gdyby znali prawdę.

Nie zawsze tak jest — powiedział Dash. Musnął językiem bok szyi Harry’ego i dodał: Jeśli wpadniesz któregoś dnia w kłopoty za to, że mu o tym nie powiedziałeś, możesz obwiniać mnie za to. Możesz powiedzieć, że kazałem ci zachować to w tajemnicy.

Harry zrelaksował się. Nie było tak, że mógłby wiele zrobić przeciwko Dashowi, albo żeby Syriusz mógł skrzywdzić Dasha. Odwrócił się więc do Syriusza i mruknął:

— Cieszę się, że możesz mi opowiadać różne historie o moich rodzicach. Ale chcę wiedzieć, kim byli. Nie chcę, żebyś robił to, co oni. Czy możesz opowiedzieć mi o tacie i nie zakradać się już do klasy Snape’a?

Syriusz spojrzał na niego z powagą.

— Chciałem tylko zobaczyć, jak Smarkerus cię traktuje, Harry. Wiem, że nie jest w porządku w stosunku do ciebie.

— Nazywasz go Smarkerusem?

Harry był trochę przerażony. Sam nie otrzymał takiego rodzaju przezwiska, kiedy był w podstawówce, ale to głównie dlatego, że Dudley był zbyt głupi, by jakieś wymyślić. A jednak wciąż go mocno irytowało że Malfoy i ludzie do niego podobni zwracali się do niego różnymi wyzwiskami. Smarkerus brzmiało okropnie.

— Tak — powiedział Syriusz i posłał Harry’emu konspirujący uśmiech. — Zawsze pochlipywał, gdy był dzieckiem, skamląc, gdy robiliśmy mu psikusy. Wpadał w taką wściekłość. Nosił te podarte szaty i szare gacie… Harry, co się stało?

Harry zamknął oczy. Dash owinął się wokół niego, nie poruszając się inaczej, ale będąc tą napiętą i wibrującą obecnością.

Noszę ciuchy Dudleya. A jeśli moje bokserki nie są szare, to tylko dlatego, że prałem je częściej. Może Snape’a nie było stać na ich pranie, albo nie mógł tego zrobić z innego powodu.

Prawdę mówiąc, Harry nie wiedział, dlaczego był tak zdenerwowany. Myślał, że Snape potrafi o siebie zadbać, tak jak Dash potrafi zadbać o siebie. A Syriusz nigdy by się nie naśmiewał z Harry’ego. Byłby jedynie zły, gdyby dowiedział się o Dursleyach i to byłoby dobrze, gdyby ktoś był zły w jego imieniu.

Ktoś inny niż ja? — powiedział sztywno Dash.

Jesteś wspaniały — stwierdził Harry i oparł policzek o Dasha. Ale czasami ludzie potrzebują innych ludzi.

Dash zastanawiał się nad tym przez chwilę, zanim niechętnie pokiwał głową. Czasami tak. Chociaż nie wiem dlaczego. Świat byłby o wiele bardziej rozsądny, gdybyście wszyscy polegali na tym, jak pachniecie i nie podróżowali na stopach. Myślę, że decyzja o posiadaniu stóp, sprawiła, że większość z was jest taka głupia. Jak możecie zachować zdrowy rozsądek, kiedy jesteście ponad ziemią?

— Harry?

Do tego momentu Syriusz stał się naprawdę niespokojny. Harry otworzył oczy i posłał mu słaby uśmiech.

— Chcę tylko usłyszeć o tacie — powiedział. — W ogóle go nie znam. Dursleyowie powiedzieli mi, że był pijakiem i zginął w wypadku samochodowym.

Syriusz warknął jak pies, w którego mógł się zmienić, co było lekko przerażającym dźwiękiem, ale kiedy był kierowany w stronę Dursleyów, to Harry mógł to tylko pochwalić.

— Pewnego dnia ich dorwę — powiedział ponuro, ale potem uśmiechnął się uprzejmie do Harry’ego i powiedział: — Pierwszą rzeczą, która powinieneś wiedzieć, jest to, jak twój tata został animagiem zmieniającym się w jelenia. Zajęło mu to wieczność. Dużo dłużej niż mi. Najpierw zobaczył cień swojego poroża w lustrze. Wrzasnął i powiedział, że to nie może być on, że jego głowa nie ma tych rogów. Chciał być drapieżnikiem tak ja i… i ja. Spędził cały czas, próbując zmusić się do zmienienia w jednego…

Harry słuchał i śmiał się. Jego tata brzmiał jak ktoś, komu mógł powiedzieć prawdę, myślał tęsknie. Chciałby się z nim spotkać, nawet gdyby to miało trwać tylko chwilę. Cieszyłby się rozmawiając z nim o Snape’ie, podartych ubraniach i wszystkich rzeczach, o których wiedział, że Syriusz tak naprawdę nie zrozumie ich.

Nawet gdy miał dorosłego, który był dla niego dobry, było zbyt wiele rzeczy, których ten nie rozumiał.

Ja cię zrozumiem.

Harry nigdy bardziej nie był wdzięczny za Dasha. Położył jedną dłoń na nim i pogłaskał go, przesuwając się w dół jego ciała, słuchając opowieści Syriusza.

OoO

— Posłuchaj, nie możesz poważnie wierzyć, że wszystkie te stworzenia istnieją.

Wyglądało na to, że tego sobotniego poranka Draco wędrował przez pół szkoły, szukając Pottera. W akcie desperacji zajrzał do biblioteki, a kiedy tam był podążał za protekcjonalnym głosem Granger. Brzmiało to tak, jakby znalazła nową ofiarę do swojego wykładu, chociaż Draco nie mógł sobie wyobrazić, kto z własnej woli, mógłby się do niej zbliżyć, poza Weasleyem i Potterem.

Potter siedział na krześle, odchylając się na nim. Jego bazyliszek spoczywał głównie na jego kolanach nie licząc jego głowy, która zwisała z ramienia. Ten obrazek przypominał Draco obraz, który kiedyś widział, przedstawiający go z brodą na ramieniu mamy, gdy krzyczał. Draco zmarszczył brwi i odłożył tę myśl na bok. Po pierwsze, nie lubił pamiętać, że kiedykolwiek był tak mały, bezradny i nadąsany. Po drugie, bazyliszek smakował powietrze językiem, a Draco nie chciał pachnieć, jakby się bał.

Podszedł do stołu i spojrzał na dwie pozostałe osoby. Granger siedziała obok Pottera, pochylając się nad nim, podczas gdy machała jedną ręką w powietrzu. Przed nią siedziała z rozmarzonym uśmiechem dziewczyna z Ravenclawu. Draco starał się przypomnieć jej imię. Pomyluna? Nie, Luna.

— Nie ma czegoś takiego jak krętorogi — powiedziała Granger i położyła jedną rękę na stole, jak ojciec Vince’a, gdy coś podkreślał. — Nigdy nie czytałam o nich w żadnej książce.

Luna przechyliła głowę na bok. Wyglądała jak prawdziwa czystokrwista, uznał krytycznie Draco, ale nie mógł od razu przypomnieć sobie jej nazwiska, przez co trudno było mieć co do tego pewność. Była blada i dość ładna, chociaż jej srebrne oczy za bardzo się wyróżniały.

— I nigdy nie czytałaś o Hogwarcie, zanim tu przybyłaś — odpowiedziała.

Granger wbiła w nią spojrzenie, a później nadęła się.

— To co innego. Czarodzieje celowo utrzymują tajemnicę przed mugolami. Twierdzą…

— Potter — powiedział Draco. Chciał cicho zakaszleć i nie przerywać, ale nie brzmiało to tak, jakby Granger zostawiła mu otwarcie, by wślizgnąć się w rozmowę, więc musiał to zrobić. — Chcę z tobą porozmawiać.

Potter odwrócił się i spojrzał na niego ze zdziwieniem. Potem skinął głowa i wstał.

— W porządku, Malfoy — powiedział. Pochylił się nad stołem, by uścisnąć dłoń Lunie, podczas gdy Dash poprawił swoją pozycję z gracją, która sprawiła, że Draco zrobiło się niedobrze od zazdrości. — Miło było cię poznać, Luna. Cieszę się, że lubisz Dasha. Mogę jutro z tobą porozmawiać?

— Tylko po południu — powiedziała dziewczyna i rozejrzał się przez chwilę, po czym obniżając swój głos stwierdziła: — Rano będę szukała swoich butów.

— W porządku — odpowiedział Potter, ledwo się dziwiąc, co na moment zirytowało Draco. To sprawiło, że zaczął podejrzewać, że Potter tolerował poszukiwania Draco w taki sam sposób, w jaki tolerował dziwactwa Luny, zamiast zrozumieć, że to jest coś ważniejszego. — Ale może mógłbym przyjść i pomóc ci w ich poszukiwaniu?

— To byłoby do przyjęcia — powiedziała Luba i posłała mu pogodny uśmiech, którym obdarzyła również Draco. — Ty również możesz przyjść. Masz długie palce. To znaczy, że urodziłeś się podczas pełni księżyca i jesteś dobry w znajdowaniu rzeczy.

Draco zdumiał się. Wydawało mu się, że teraz pamięta, dlaczego przyszło mu do głowy imię Pomyluna.

— Oczywiście — powiedział i patrzył, jak Luna odwraca się do Granger.

— Nie masz długich palców — kontynuowała poważnie Luna. — To znaczy, że nie możesz dobrze przewracać wszystkich stron książek. Urodziłaś się pod półksiężycem. Czy wiesz, że ludzie, którzy urodzili się pod półksiężycem, widzą tylko połowę otaczających ich książek? To niebezpieczna przypadłość. Na przykład…

Draco sądził, że jeśli będzie słuchał jej przez dłuższy czas, jego umysł zacznie delikatnie gnić. Odciągnął Pottera od stołu i skierował się w stronę długiego rzędu książek o astronomii, które nie wyglądały, jakby ktoś je ostatnio przeglądał. Bazyliszek oczywiście im towarzyszył, podobnie jak błyszczące srebrne instrumenty, które Dumbledore zaczarował, by odbijały spojrzenie bazyliszka, ale nadal był to rodzaj prywatności.

— Chcę wiedzieć, jak znalazłeś Komnatę Tajemnic — powiedział Draco, wpatrując się w Pottera.

Potter obserwował go, wciąż trzymając nieruchomo jedną dłoń na bazyliszku, jakby patrzenie na Draco wymagało całej jego koncentracji, ale na te słowa prychnął i znów zaczął gładzić węża. Draco zastanawiał się, czy powinien czuć się urażony.

— Powiedziałem Żonglerowi wszystko o tym, jak znalazłem Dasha — powiedział Potter zmęczonym głosem. — Możesz przeczytać ten artykuł, jeśli chcesz się dowiedzieć więcej.

— Jestem ponad czytanie takich bzdur — powiedział Draco. — A poza tym ma to więcej wspólnego z ubiegłym rokiem niż obecnym. Powiedziałeś tylko, że w tym roku słyszałeś weżomowę i odkryłeś, że ten głos dochodzi z Komnaty Tajemnic, ale to sugeruje, że już wiedziałeś, gdzie ona jest. Byłeś tam wcześniej?

Sądził, że jego mowa była imponująca, ale Potter tylko się w niego wpatrywał.

— To są szczegóły pochodzące z Żonglera — powiedział. — Myślałem, że nie czytasz takich bzdur?

Bazyliszek zasyczał z rozbawieniem, albo przynajmniej z tym, co Draco uważał za takie. Biorąc pod uwagę, że nie był wężousty, nie mógł być pewien. W odpowiedzi spojrzał na bazyliszka. Dlaczego dar wężomowy musiał trafić do kogoś takiego jak Potter, który był tylko półkrwi oraz nie ślizgonem i nie mógł docenić takiego prezentu?

— Nie lubię ludzi, którzy mnie okłamują — powiedział Potter, jakby kontynuował rozmowę, którą rozpoczął Draco, nie zdając sobie z tego sprawy. Albo odpowiadał na głos na coś, co jego wąż powiedział po cichu.

Draco nienawidził myśli, że ludzie rozmawiają o nim w sposób, który nie mógł usłyszeć i odpowiedzieć.

— Chcę tylko wiedzieć o Komnacie Tajemnic — warknął. — Nie możesz mieć nic przeciwko dyskutowaniu o tym, inaczej nie rozmawiałbyś na ten temat z reporterami!

— To była jedyna osoba, która była zainteresowana Dashem, za to, że jest Dashem — powiedział Potter, a jego wzrok stał się surowszy. — Pan Lovegood był miły. Nie lubię rozmawiać o tym, co wydarzyło się w zeszłym roku. Ginny prawie wtedy umarła. Czy rozumiesz to?

Lovegood musi być nazwiskiem tej Luny - pomyślał Draco. Dobre czystokrwiste nazwisko, choć nieco zdeprawowane dziwnymi wierzeniami.

— Muszę znaleźć drogę do Komnaty Tajemnic — powiedział. — I wiedzieć, czy potrafię to zrobić, nie będąc wężoustym.

— Po co? — Potter potrząsnął głową, jak zbity z tropu pies. — Naprawdę nie ma tam nic, co chciałbyś zobaczyć. Jest wypełniona kości i jest ten brzydki posąg, a także zwłoki bazyliszka, którego tam zabiłem. — Przerwał i przechylił głowę, a Draco był pewien, że słucha czegoś, co powiedział jego waż. — Tak, cóż ten bazyliszek nie był tobą — wymamrotał Potter sekundę później, a Draco był jeszcze bardziej przekonany co do słuszności swojego wcześniejszego przekonania.

Draco zignorował niegrzeczność tego. Może gdyby był szczery, Potter by mu pomógł. Gryfoni lubili szczerość.

— Chcę własnego bazyliszka.

Potter spojrzał na niego ze zdziwieniem.

— Dlaczego? Dash jest świetny, ale nie jesteś wężousty i nie mógłbyś związać się z jednym z ich. I jest okropny jeśli chodzi o jedzenie i czasami po prostu jest nieznośny.

Bazyliszek pokazał swoje kły Potterowi, który tylko się roześmiał. Draco potrząsnął głową. Miałby bazyliszka o bardziej dostojnej nazwie niż ten. Zastanawiał się, dlaczego Potter wybrał takie imię i dlaczego bazyliszek się na nie godził.

— Myślę, że więź pozwoliłaby mi komunikować się z jednym, mimo że nie jestem wężousty — powiedział Draco. — Oraz…

Zastanawiał się, jak wytłumaczyć swoje odczucia wobec bazyliszków, jak się czuł, kiedy patrzył na niebezpieczną bestię na ramieniu Pottera. Jak obojętnie Potter ignorował spojrzenia, jakie otrzymywał za to, że go miał, jak uśmiechał się podczas tych cichych rozmów. Draco pragnął tego spokoju, pragnął tej odwagi, tego ducha.

I chciał kogoś, kto by się nim zaopiekował, tylko nim.

— Chodzi mi o to, że nie możesz związać się z bazyliszkiem, ponieważ nie jesteś wężousty — powiedział Potter. Patrzył na Draco z frustracją, jakby to Draco powodował tutaj problemy, a nie próbował ich rozwiązać. — To jest wymagany warunek. I musisz być też wężousty, żeby dostać się do Komnaty.

— Mógłbyś mnie do niej zabrać, jeśli byś chciał — powiedział Draco. — Możesz mnie tam zabrać i pokazać mi jaja bazyliszka, a zobaczymy, czy jeden by się nie wykluł, a bazyliszek nie wziąłby mnie za swojego pana.

Wąż na ramieniu Pottera syknął ostro, a Potter wyglądał na nieco zszokowanego. Ale zaczął mówić, zanim Draco zdążył się mocniej zastanowić, czym było to spowodowane.

— Nie możesz być panem bazyliszka. Tak mówi Dash. Musisz być jego partnerem, związany z nim, a jeśli nadal będziesz mówić o byciu jego panem, prawdopodobnie nie nadajesz się do tego w żaden sposób. Tak powiedział Dash — powtórzył, może dlatego, że widział jak widocznie Draco zamykał się emocjonalnie.

Draco jednak myślał o tym, jak chwalił się Blaise’owi, że sam będzie szukał Komnaty Tajemnic i nie będzie pytał nikogo, gdzie ona jest. Był sfrustrowany, ponieważ przez kilka dni próbował ją odnaleźć i niczego nie znalazł, więc uznał, że pójdzie na skróty i poprosi Pottera o pomoc.

Powinien był posłuchać swoich pierwszych instynktów, które mówiły mu, że Potter oczywiście nigdy nie będzie chciał pomóc Draco, ponieważ był ślizgonem.

Powinien był ich posłuchać.

— Bierzesz moje słowa i je przekręcasz — powiedział Draco. Jego głos drżał, a potem stwardniał. To było dobre. Wiedział, że jego ojciec nie byłby z niego dumny za poszukiwanie Pottera i błaganie go o pomoc, ale mógł to naprawić, stojąc teraz na własnych nogach. — Nie miałem na myśli, że zniewolę bazyliszka.

— Ale nadal uważasz, że by ci służył — stwierdził Potter. — Jak Zgredek. Nadal byłbyś najważniejszy w związku.

Draco spojrzał na Pottera nie odpowiadając. Czy nie widział jak bardzo był obłudny? To on nosił bazyliszka na ramieniu i nazwał go takim imieniem jak Dash. Pozwolił dyrektorowi użyć luster i trucizny, aby go powstrzymać. To on krzywdził swojego bazyliszka, jeśli już była o tym mowa.

— Nie powinienem był do ciebie przychodzić — powiedział Draco. Odwrócił się i wyszedł z alejki.

Potter zawołał za nim, próbując skłonić go do powrotu, ale Draco tego nie zrobił i znów był zadowolony oraz dumny z siebie, gdy odchodził. Był słaby. W porządku. Zapłacił za to i już nigdy nie będzie taki słaby.

Przynajmniej zdarzyło się to na osobności. Wyjdzie stąd, znajdzie Komnatę i wykluje własnego bazyliszka przy ogniu. A może znalazłby ropuchę i kurze jajo, wykluwając w tradycyjny sposób bazyliszka. Istniały bazyliszki wyhodowane przez czarodziejów, którzy nie byli wężouści. Draco przeprowadzi na ten temat badania.

Tak czy inaczej będzie wolny. Nie byłby zależny od Pottera, bazyliszka Pottera, profesora Snape’a, swojego ojca ani od nikogo innego. Będzie miał bazyliszka, którego chciał. Czy to będzie sługa, przyjaciel lub cokolwiek, co zechce.

Zrobi to.

OoO

Severus następnego ranka zajął swoje miejsce przy stole nauczycielskim w Wielkiej Sali, mając wiele do przemyślenia.

Po pierwsze Black nie wrócił i nie skonfrontował się z nim na temat jego rewelacji ani sposobu, w jaki Severus go potraktował, gdy odkrył Blacka ukrywającego się pod peleryną niewidką, ani z powodu przeszłych konfliktów Severusa z Huncwotami czy czegokolwiek innego. Znając zwyczajowe zachowanie Blacka, gdy był zdenerwowany, upokorzony, wyśmiewany, a nawet gdy lekko udaremniono się jego plany, Severus podejrzewał, że Albus powstrzymał Blacka.

Po drugie, Potter nadal przechadzał się korytarzami i uczestniczył w zajęciach Lupina bez spekulacyjnych spojrzeń rzucanych profesorowi. To wskazywało Severusowi, że Black i Lupin nie powiedzieli Potterowio prawdy o likantropii Lupina.

To było wspaniałe. Wyjawienie tego było dla Severusa niczym klejnot, którym mógł się zachwycać. Nie wiedział, czy kiedykolwiek go użyje, tak samo jak nie mógłby sprzedać drogocennego kamienia, gdyby miał go szczęście odziedziczyć lub nabyć, którego nie potrzebował do eliksirów. Ale czasami mógłby dotknąć go w swoim umyśle i patrzeć, jak błyszczy.

I wreszcie Potter przyszedł na wczorajsze eliksiry i rzucił mu długie spojrzenie, ale nie powiedział nic Severusowi na temat Blacka. Black musiał mu powiedzieć. Oczywiście, że tak. Severus nie mógł pojąć myśli Pottera, ale mimo to wydawało się, że pozostawił tę sprawę między dorosłymi.

Severus znał niewiele dzieci, które podeszłyby to tego w tak rozsądny sposób. Nawet Draco powiedziałby coś Severusowi, gdyby doszło do podobnego konfliktu między Severusem a Lucjuszem.

Potter mógł być jednym z tych, którzy mogliby się częściowo uczyć, nawet bez podstępów Severusa.

A teraz Potter pochylał się, by porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi, ale jego wzrok padł na stół Slytherinu, gdzie Draco agresywnie spożywał posiłek, wbijając widelec w jedzenie niemalże wystarczająco mocno, aby go złamać. Severus uniósł brwi. Potter nie wyglądał, jakby spiskował przeciwko Draco. Ze wszystkich rzeczy wyglądał na zmartwionego o niego.

— Severusie? Chcę z tobą porozmawiać w moim gabinecie.

I to był Albus. Severus wstał z łatwością, a jego spojrzenie powędrowało tam i z powrotem od twarzy do twarzy, zauważając że Lupin i Black byli nieobecni przy stole, gdzie zwykle siedzieli, chociaż ubiegłej nocy nie było pełni księżyca. Potter wciąż patrzył na Draco, a nie na Severusa.

Życie jest teraz ciekawsze niż w przeciągu ostatnich lat.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 03 Kwi 2022, 16:29

Rozdział 13: Podsycanie płomieni

— O czym będziemy rozmawiać? — zapytał Severus, siadając na krześle przed biurkiem Albusa, które trzymał dla honorowych gości i spojrzał z niesmakiem na Blacka i Lupina, którzy siedzieli po jego obu stronach.

Co zaskakujące, czuł się tak spokojny i nijaki, jak sugerował jego głos. Wiedział, że nie zrobił nic złego, a wręcz przeciwnie, złożył zeznania na procesie Wizengamotu przez co Black był jego dłużnikiem. Oznaczało to, że nie będzie musiał znosić niektórych bzdur, do których mogliby posunąć się tak zwani “Huncwoci”. Black może nienawidzić bycia dłużnikiem Severusa, ale zawahałby się, zanim zaatakowałby go w obecności Albusa.

Że też muszę zastanawiać się nad swoim bezpieczeństwem przebywając z innymi dorosłymi przed Albusem…

Ale myśl o Blacku miotającym się w tym nowym świecie, którego najwyraźniej nie rozumiał, znów go uspokoiła. Odwrócił się do Albusa, który w dalszym ciągu się nie odzywał, ale siedział za biurkiem i patrzył na niego z iskrą w głębi oczu.

— Słucham — powiedział Severus, kiedy minęło kilka minut i nadal panowała cisza.

Napotkał spojrzenie Albusa i pozwolił, by na powierzchnię jego umysłu pojawiła się myśl, która Albus mógłby odczytać za pomocą legilimencji, gdyby chciał. Nie możesz mnie zastraszyć w ten sposób, kiedy byłem na tak wielu spotkaniu śmierciożerców.

Może ta myśl dotarła do Albusa i sprawiła, że zwrócił uwagę, ponieważ usiadł i potrząsnął głową.

— Chciałem cię ostrzec, Severusie.

— Przed czym?

Severus trzymał otwartą pozycję ciała, nie skrzyżował ani ramion ani nóg. Wydawało mu się, że usłyszał sfrustrowany warkot Blacka.
— Przed ujawnieniem likantropii Remusa Harry’emu — powiedział Albus.

Severus zdziwił się. To prawda, że kiedyś pomyślał o zrobieniu tego. Do odpowiednich uszu dotarłyby wskazówki dotyczące tego stanu, a rodzice domagaliby się wyrzucenia Lupina ze szkoły.

Ale Severus musiałby zostać tutaj i nadal uczyć, a besztanie Albusa mogło być nieprzyjemne. A ponieważ Wizengamot uznał Blacka za niewinnego, Severus całkowicie porzucił ten plan. To w końcu mogło na dobre obrócić Pottera przeciwko niemu. Jeśli jednak dziecku, takiemu jak Granger, udałoby się to rozgryźć, to…

Severus wzruszył ramionami.

— Nie zrobię tego. Nie planowałem nawet — dodał i uśmiechnął się, gdy Albus przyglądał mu się uważnie.

Rozpoznaje prawdę w tym oświadczeniu. Większość wprawnych użytkowników legilimencji może nie potrafiła nieomylnie wykryć kłamstwa, ale potrafili stwierdzić, że ktoś mówi prawdę, gdy została ona wypowiedziana z wystarczającym przekonaniem.

— Nie wierzę ci! — Black poderwał się na nogi z palcem wycelowanym w twarz Severusa. Mistrz eliksirów tylko na niego patrzył. Jego różdżka była w zasięgu ręki, gdyby jej potrzebował. — Już raz próbowałeś zwrócić Harry’ego przeciwko mnie! Zrobiłbyś to z Remusem!

— Jeśli mówisz o rozmowie, którą ty i ja przeprowadziliśmy, kiedy wkradłeś się na moją lekcję eliksirów — wycedził Severus, pozwalając Albusowi usłyszeć prawdę w tym stwierdzeniu — to nie wspomniałem o tym Potterowi.

— Opowiedziałeś mu historie, które go uprzedziły — rzekł Black, a jego grymas przypominał warczenie, mimo że żaden dźwięk nie wydobył się w jego ust.

— Śmiem twierdzić, że to tobie opowiedziałem historie, które cię uprzedziły — odparł natychmiast Severus. — Byłeś raczej zszokowany opowieścią o jego prawie przydziale do Slytherinu. — Kątem oka zobaczył, że z kolei Lupin przestraszył się tego stwierdzenia. Powstrzymał uśmiech. — Byłeś rozczarowany, gdy dowiedziałeś się, że nie był jak jego ojciec, który zmarł, gdy miał rok.

Black potrząsnął głową uparcie trzymając się swojego przekonania.

— Znęcałeś się nad nim na wszystkich jego dotychczasowych zajęciach, bo jest jak James. Słyszałem o tym!

Kto był jego informatorem? Lupin? Severus raczej wątpił, by chłopak narzekał na niego. A może jego przyjaciele z Gryffindoru byli zbyt gadatliwi.

— To prawda, że miałem błędne przekonania — powiedział Severus, prywatnie zastanawiając się, dlaczego Albus nie powstrzyma tej szarady. Z drugiej strony nigdy nie zorientował się dlaczego Albus udzielił Blackowi odpustu, którego nie oferował nikomu innemu. — Poprawiłem te błędne przekonania i zamierzam go teraz lepiej traktować.

W ogóle nie powinieneś był go źle traktować!

Severus nie miał na to nic do powiedzenia i po prostu obserwował Blacka. Zastanawiał się, czy Black byłby tak wściekły, gdyby to był ktoś inny niż Potter. Severus nie wiedział, żeby stawał po stronie Neville’a Longbottoma. Albo czy Black byłby bardziej wściekły, gdyby nie miał powodu wątpić, że Potter był dokładnie taki jak jego ojciec.

— Wystarczy, Syriuszu — powiedział w końcu Albus, przerywając Blackowi, gdy otworzył usta, by znów narzekać. — W międzyczasie. — Odwrócił się i spojrzał Severusowi w oczy. — Muszę nalegać, abyś zachował dla siebie likantropię Remusa, Severusie. I wszelkie inne uwagi, które mogłyby cię kusić na temat Syriusza lub Jamesa. Nie jest właściwe, abyś dręczył swoich uczniów.

Nigdy wcześniej cię to nie obchodziło. Ale Severus mógł z łatwością zrezygnować z “dręczenia” Pottera, ponieważ uznał, że bycie sojusznikiem chłopca jest bardziej korzystne. Skinął tylko głową, ukrywając emocje.

— Tak. Zrobię to. Mogę odejść?

— Nie ufam mu!

— Co sugerujesz? — zapytał Severus, teraz zmęczony tym, odwracając się do Blacka, pozwalając, by jego głos się wyostrzył. — Albus poprosił mnie, żebym dał mu słowo. Jeśli w to wątpisz…

— Jestem pewien, że możemy zaufać Severusowi, Syriuszu. — Lupin przemówił po raz pierwszy. Spojrzenie jego bursztynowych oczu wędrował tam i z powrotem od twarzy przyjaciela do oblicza Severusa. Severus mógłby uznać je za bardziej uspokajające, gdyby nie pamiętał, jak płonęły szaleństwem w ciemnościach w tunelu. — Obiecał tego nie zrobić i musi wiedzieć, co by się stało, gdyby złamał tę obietnicę.

Najprawdopodobniej nic
- pomyślał Severus i również spojrzał bez wahania napotkając wzrok Lupina. Albus potrzebuje mnie bardziej niż ciebie, któremu dał pracę tylko z litości. Byłem jego szpiegiem. Równie dobrze mogę znów nim być.

Jakby dokładnie w tym momencie przeczytał myśli Severusa, Albus wtrącił się do rozmowy.

— Tak, możemy zaufać Severusowi, Remusie. Syriuszu. — Wypowiedział ostatnie słowo jak naganę, a Black usiadł i skrzywił się, wpatrując w Severusa. — Właściwie prosiłbym, żebyście wybaczyli mi i Severusowi. Muszę z nim porozmawiać w cztery oczy.

Black otworzył usta, ale Lupin wstał i podszedł do drzwi, które prowadziły do biura, kiwając głową Severusowi. Black zdawał uświadamiać sobie, że byłby głupcem, gdyby zrobił cokolwiek poza podążaniem za nim. Mimo to Severus był nieco zaskoczony, kiedy to zrobił. Zrobienie z siebie głupca nigdy wcześniej nie powstrzymywało Blacka. Severus nie był nawet całkowicie pewien, czy wiedział, kiedy będzie wyglądał na takiego.

— Cóż — powiedział Albus, kiedy minęło kilka minut od odejścia tamtej dwójki i Severus uznał, że Black zrezygnował z podsłuchiwania pod drzwiami. — Muszę przyznać, że jestem ciekawy, skąd wzięło się twoje lepsze traktowanie Harry’ego, Severusie. Czy to tylko wąż? A może świadomość, że mógł zostać przydzielony do Slytherinu i dokonał wyboru, by pójść gdzie indziej, zmieniła twoją opinię o nim?

Severus delikatnie zacisnął swoje tarcze oklumencyjne i uśmiechnął się do Albusa.

— Przemyślałem ponownie to, co mi powiedziałeś, że syn nie jest swoim ojcem. Zdałem sobie sprawę, że masz rację.

Albus tylko go obserwował. Severus również się w niego wpatrywał. Wiele zawdzięczał Albusowi, ale nie dawał wglądu do swoich prywatnych myśli i motywacji.

Albus w końcu westchnął i powiedział:

— Utrzymuj to stanowisko, jeśli chcesz, ale powinieneś wiedzieć, że ministerstwo spogląda mi przez ramię. Niektóre rzeczy, które Harry powiedział w wywiadzie w Żonglerze sprowokowały ich.

— Jakie rzeczy?

Severus sam przeczytał ten artykuł i z wyjątkiem krótkiego akapitu na początku, który był typową prozą Xenophiliusa Lovegooda o tym, jak cudowne są magiczne stworzenia i że więcej osób powinno zwracać na nie uwagę, brzmiał on jak bajka dla dzieci. Potter mówił rzeczy bez ogródek, Severus musiał to przyznać. Nawet jego kłamstwa zwykle były bezpośrednie.

— Sprowokowało ich samo istnienie wywiadu. — Albus położył dłonie na biurku. — Korneliuszowi nie spodobało się, że Harry mówił bez jego zgody.

— Rozumiem — powiedział Severus. — A dlaczego mi to mówisz? Wydawałoby się, że to coś, czym powinien zajmować się ojciec chrzestny, a profesor, zwłaszcza taki, który nie jest nawet opiekunem domu Pottera.

— Masz kilka kontaktów w ministerstwie, których nawet ja nie posiadam — powiedział neutralnie Albus. — Miałem nadzieję, że dowiesz się, czy Korneliusz naprawdę zamierza zrobić coś, by skrzywdzić Harry’ego, czy też jest to polityczne zamieszanie, które wkrótce ucichnie.

— Masz na myśli — powiedział Severus, który nie wiedział, czy dobrze się bawił czy nie, czy po prostu wczuwał się w nastrój — że powinienem móc dotrzeć do dawnych śmierciożerców takich jak Lucjusz Malfoy, aby dowiedzieć się, co planuje Knot. Ponieważ Lucjusz ma go pod kontrolą.

— Z pewnością nie jest to tak złe, jak to się wydaje — powiedział Albus z fałszywie serdecznym uśmiechem. Severus nigdy nie widział, żeby był tak kłamliwy. — Korneliusz mnie słucha. Przynajmniej czasami.

— Czasami — zgodził się Severus i starał się nie gapić na Albusa.

Dziwne z jego strony, że tak się zachowywał, ale był dziwny, odkąd Potter adoptował bazyliszka. Być może dziwne konsekwencje tego wydarzenia wciąż jeszcze były niewygodne, przynajmniej dla Albusa.

Może dla każdego z nas.

Severus wstał, ale zadał jedno pytanie, chociaż nie sądził, że otrzyma odpowiedź tak jak przy poprzednim.

— Co sprawia, że tak wybaczasz Blackowi, chociaż nie robisz tego wobec innych?

Nie wspomniał swojego imienia w tym samym zdaniu co nazwisko Blacka. Nigdy tego nie zrobi.

Albus podniósł okulary i spojrzał na Severusa tym odległym spojrzeniem, do którego Severus był dobrze przyzwyczajony, jakby Albus chwilowo zapomniał, jak wygląda twarz Severusa.

— Hmmm? Czego to dotyczy, mój chłopcze?

— Dajesz mu szansę, której nie dajesz innym ludziom — powiedział Severus i kiedy nad tym się zastanowił, znalazł porównanie, które miało więcej sensu, niż gdyby podał siebie jako przykład. — Nawet Potterowi. Chciałeś wejść w umysł Pottera, żeby spojrzeć na jego więź z bazyliszkiem. Nigdy tego nie zrobiłeś z Blackiem, nawet po tym, jak prawie mnie zabił. — Mimo wszystko wspomniał o sobie, więc Severus równie dobrze mógł przejść przez resztę drogi i mówić o tym, o czym przysiągł sobie, że nigdy nie poruszy. — Dlaczego nigdy nie uwierzyłeś w moją wersję historii, ale od razu uwierzyłeś Blackowi? Dlaczego tak chętnie uważałeś go za niewinnego, kiedy usłyszałeś jego historię o Pettigrew, która musiała brzmieć fantastycznie, dopóki nie została potwierdzona przez veritaserum?

Albus westchnął lekko.

— Mój drogi chłopcze, po prostu podziwiałem jego odwagę.

— Jego odwagę — powtórzył tępo Severus.

Tak, zawsze wiedział, że dyrektor faworyzował gryfonów, ale to nie miało sensu w nagłym wykluczeniu Pottera z łask Albusa. W końcu zabicie bazyliszka w zeszłym roku wymagało mnóstwa odwagi.

— Jego odwagę w ucieczce od rodziny — powiedział Albus, a jego głos rozgrzał się w sposób, który upewnił Severusa, że słyszał prawdę. Oczywiście sam był mistrzem legilimencji, chociaż rzadko decydował się na wykorzystanie swojego talentu przeciwko Albusowi. — I za schronienie się u rodziny, co do której mógł mieć pewność, że nie odeśle go z powrotem. Miał odwagę przeciwstawić się swoim krewnym, gdy naruszali jego zasady.

Severus na moment całkowicie zamarł.

To był ten moment, w którym mógł wyjść z biura Albusa i nie zareagować na to. Zamiast tego zaatakował i zrzucił na podłogę papiery, srebrne instrumenty i kryształową kulę z biurka Albusa. Albus wpatrywał się w niego z prawdziwym zdziwieniem - choć raz autentycznym, uznał Severus - w swoich niebieskich oczach.

—Mój chłopcze — wyszeptał — dlaczego? Dlaczego współczucie okazywane jednej osobie może cię tak niepokoić?

— Ponieważ — powiedział Severus i pochylił się do przodu, zaciskając zęby — nie miałeś dla mnie litości, kiedy prawie umarłem z rąk twojego ukochanego gryfona. Myślałem, że to dlatego, że byłem ślizgonem. Ale teraz zaczynam rozumieć dlaczego. Ponieważ nigdy nie wystąpiłem przeciwko mojemu ojcu? Ponieważ nigdy nie uciekłem od matki i zostawiłem ją samą, aby stawiła czoła mojemu ojcu? Czy muszę ci przypomnieć, że Black zostawił za sobą młodszego brata?

Albus wpatrywał się z niego z tak głębokim niezrozumieniem, że Severus od razu wiedział, że nie zrobił takiego wrażenia, jakie chciał, z przemocą czy bez niej. Mogło to wynikać z różnic w domach. Możliwe, że Albus nie znał Regulusa Blacka i nie wiedział, że Regulus został śmierciożerca głównie po to, by zadowolić swoich rodziców.

Może być tak, że Albus gdzieś w głębi serca wiedział, że się myli i nie zmienił zdania, bo to skonfrontowałoby go ze wszystkimi konsekwencjami jego błędów - pomyślał Severus.

— Mój drogi chłopcze — powiedział Albus — z pewnością przeszłość…

— A jaka jest twoja wymówka, jeśli chodzi o Pottera? — wyszeptał Severus. Coś kłębiło się mrocznie w jego umyśle, coś wielkiego i okropnego, coś z kłami, które zawstydziłoby bazyliszka. — Czy jego odwaga nie była wystarczająco wielka? A może nie ma takiej rodziny, od której ucieczką mógłby się pochwalić?

Albus zamrugał zdziwiony, a potem zachichotał.

— Harry dorastał z mugolami, Severusie. Nie wątpię, że mieliby uprzedzenia lub poglądy dotyczące jasnej czy ciemnej magii, które mogliby mu przekazać.

Severus wpatrywał się w niego w milczeniu przez dłuższa chwilę.

— Oddałeś go Petunii Evans? — zapytał zaskoczony.

— Od dłuższego czasu jest Petunią Dursley — poprawił go Albus i posłał Severusowi delikatny uśmiech. — Gdybyś poświęcił czas na samodzielne poznanie Harry’ego, Severusie, to myślę, że zobaczyłbyś go jako własną osobę, a nie tylko metodę zemsty na Jamesie.

Severus odpowiedział coś, nie pamiętał co i odwrócił się w stronę wyjścia, ale wiedział, co powiedział, kiedy stał z ręką na klamce.

— Co takiego jest w odwadze Pottera, czego ci brakuje, dyrektorze? — zapytał, odwrócony do niego plecami.

Albus westchnął.

— Nie nadszedł jeszcze ten czas, abym o tym z tobą porozmawiał, Severusie.

— Jeśli oczekujesz, że potraktuję chłopca tak, jak ty traktujesz Blacka, powinieneś mi powiedzieć.

— Mój drogi Severusie! Czy ja coś takiego powiedziałem?

— Chcę wiedzieć. Zasługuję na to, by wiedzieć, przez przysięgę, którą ci złożyłem.

Nastąpiła chwila ciszy, po czym Albus odpowiedział, znowu głosem w którym pobrzmiewała prawda. Severus wiedział, że Albus na ogół to robił, gdy Severus przywołał Lily.

— Ma odwagę stawić czoła bazyliszkom i Voldemortowi, a nawet szukać głosu w ciemnościach, kiedy nie wie, kto prosi o pomoc. Ale nie jestem pewien, czy będzie miał odwagę stawić czoła temu, o co muszę go poprosić, i dlatego nie śmiem go za bardzo kochać.

Severus bezszelestnie zamknął za sobą drzwi.

OoO

Harry wstał, mimo że Hermiona próbowała zatrzymać go przy bibliotecznym stole obok siebie.

— Gdzie idziesz? — syknęła cicho do niego. — Musimy popracować nad esejem na transmutację.

— Malfoy tam jest — powiedział jej Harry. — Muszę z nim porozmawiać.

Poczuł, że Dash przesuwał się na jego ramieniu i usłyszał brzęczenie z tyłu głowy, które oznaczało, że Dash był gotowy do rozmowy z Malfoyem, tak jak poprosił go Harry. Harry obiecał, że przetłumaczy to, co Dash miał do powiedzenia. Sądził, że jego bazyliszek mógłby dotrzeć do Malfoya, tam gdzie on nie mógł, a może nawet Malfoy będzie zaszczycony tym, że Dash z nim rozmawia.

Pamiętał również, że zanim Dash zgodził się porozmawiać z Malfoyem, Harry obiecał złapać i wypuścić w opuszczonej części lochów dużo myszy w ramach przekupstwa. Ale Harry myślał, że to będzie tego warte, gdyby mogło powstrzymać Malfoya przez zrobieniem czegoś głupiego. Jasne, zabił tego bazyliszka, ale to nie sprawiło, że Komnata Tajemnic była bezpieczna.

Musisz mi powiedzieć więcej o tym, jak go zabiłeś. Chcę wiedzieć, na wypadek, gdyby ktoś próbował mnie zabić w ten sam sposób, kiedy będę cię bronił — mruknął do niego Dash.

Możesz po prostu spojrzeć na moje wspomnienia i w ten sposób zobaczyć, jak to się stało — powiedział Harry z roztargnieniem, rozglądając się za Malfoyem. Wyglądało na to, że wchodził do sekcji biblioteki, w której znajdowały się książki o czasach założycieli Hogwartu. To miało sens, biorąc pod uwagę to, czego szukał.

Chcę usłyszeć, jak ty o tym mówisz — odpowiedział Dash złowieszczo, a jego ogon owinął się wokół górnej części ramienia Harry’ego, dokładnie w miejscu, w którym zostałby naznaczony, gdyby był śmierciożercą, i ścisnął je.

Dobra — stwierdził Harry i potarł knykciami miejsce tuż za pióropuszem Dasha. Tak jak myślał, sprawiło to, że Dash całkowicie się rozluźnił, jakby nie posiadał kości. Naprawdę nie mógł się oprzeć drapaniu w ten sposób. Harry uśmiechnął się. Potrzebował jakieś przewagi, kiedy miał do czynienia z rozmiarem, zdolnościami węchowymi Dasha, trucizną, zabójczym spojrzeniem, magią i całą resztą.

Miło mi zauważyć, że wśród moich zalet wymieniasz wyostrzony węch.

Harry nie miał czasu na odpowiedź, ponieważ wyszedł zza rogu i prawie wpadł na Malfoya. Chłopak klęczał nad grubą książką, marszcząc brwi na kurz, który spadał z rogów okładki za każdym razem, gdy przewracał stronę. Kiedy ujrzał Harry’ego, wstał i odwrócił się, przyciskając do siebie książkę. Harry miał tylko szansę dostrzec wijąca się ilustrację węża na okładce, ale łatwo było zgadnąć na temat jakiego założyciela szukałby informacji Malfoy, gdyby zamierzał znaleźć Komnatę Tajemnic.

— Co tutaj robisz? — zapytał Malfoy, drwiąc z niego. — Nie chcesz, żeby ktokolwiek inny dostał własnego bazyliszka? Myślisz, że to może uczynić cię mniej wyjątkowym?

— Dash chce ci coś powiedzieć — rzekł stanowczo Harry, ignorując pokusę zareagowania na obelgi.

Po pierwsze, odpowiedź nie ucieszyłaby Malfoya, był tego pewien. Wyciągnął rękę, a Dash powoli i z gracją przesunął się po niej, wysuwając język tylko wtedy, gdy był w pobliżu Malfoya. Harry próbował zignorować sposób, w jaki ciężar bazyliszka sprawiał, że jego ramię opadło i miał nadzieję, że nadal wyglądał imponująco.

Malfoy znieruchomiał, jakby spodziewał się usłyszeć angielski wydobywający się z ust Dasha. To był z pewnością pierwszy raz, kiedy Dash był tak skupiony na kimś innym niż Harry, który musiał lekko przygryźć wargę. Nie był zazdrosny. To on poprosił Dasha, żeby to zrobił, więc nie mógł być zazdrosny o sposób, w jaki Dash odnosił się do Malfoya.

Pamiętaj o tym następnym razem, gdy poprosisz mnie o rozmowę z kimś innym — powiedział zadowolony z siebie Dash.

Harry skupił się na Malfoyu i zapytał Dasha: Co chciałeś mu powiedzieć?

Że przeżyłeś drogę do Komnaty Tajemnic tylko dlatego, że mówisz wężomową
— powiedział Dash. Wokół nas były różnego rodzaju pułapki, które, jak sądziłem, widziałeś, kiedy wracaliśmy przez tunel, ale potem zdałem sobie sprawę, że nie. Przechodziłeś obok nich, a one nie miały na ciebie wpływu. Pachniały krwią. Ten twój ślizgon przelał na nich swoją krew i musiał sądzić, że tylko ktoś, kto miał jego krew, może mówić poprawnie w wężomowie i przejść obok nich. Mylił się.

Harry zadrżał lekko. Ale zabrałem ze sobą dwie inne osoby do Komnaty, kiedy zszedłem tam po raz pierwszy.

Nie przeszli więc do tych części Komnaty, w których ukryte były pułapki. Albo byli bezpieczni, ponieważ byli z tobą. Dash przechylił głowę i wysunął język. Malfoy nie spuszczał wzroku z głowy Dasha. Był zafascynowany, jak nikt inny oprócz Luny i jej ojca, bazyliszkiem, chociaż Harry myślał, że Malfoy również zastanawiał się nad przewagą mocy, jaką dałby mu bazyliszek.

— Dash powiedział, że Slytherin zostawił pułapki w Komnacie — mruknął Harry. — Nawet o nich nie wiedziałem. Zostawił je pokryte swoją krwią, tak że podobno tylko ktoś z jego krwi mógł tam zejść.

Malfoy zerknął na niego.

— Ale nie jesteś z krwi Slytherinu.

Harry chciał odpowiedzieć, że musi być bardziej ślizgonem, niż myślał Malfoy, ale nie widział powodu, by antagonizować go w ten sposób.

— Pułapki nie działały tak, jak myślał Slytherin. Przepuszczą każdego, kto jest wężoustym. — Harry wzruszył ramionami. — Przypuszczam, że Slytherin uważał, że tylko ktoś, kto był z jego krwi, może być wężoustym. Jego strata, mój syk. — Położył dłoń na Dashu.

Malfoy patrzył w tę i z powrotem między nim a Dashem, po czym powiedział:

— Zatem, co to za bzdury o tym, że Weasleyowie byli w Komnacie?

— Ron poszedł ze mną. — Harry ponownie wzruszył ramionami. — Ktoś, kto przyszedł ze mną, mógł przejść przez pułapki, tak twierdzi Dash. A przynajmniej to jedyne wytłumaczenie, jakie może wymyślić. — Naprawdę nie sądził, że mówienie Malfoyowi, że mogą istnieć bezpieczne części Komnaty, nie było dobrym pomysłem.

Rano na twojej poduszce będzie martwa mysz — powiedział Dash tonem, który mógłby być grzmiący, gdyby mówił na głos.

— W takim razie wszystko, co musisz zrobić, to zabrać mnie do Komnaty, a ja…

Malfoy nagle przestał mówić. Harry rozejrzał się szybko, myśląc, że ktoś zakradł się do nich, a Malfoy nie chciał być widziany podczas rozmowy z Potterem ze wszystkich ludzi, ale potem zdał sobie sprawę, że Malfoy patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi białymi ustami.

— Nie — szepnął Malfoy. — Raz prosiłem o pomoc. Nie zrobię tego ponownie.

Odwrócił się i znowu odszedł, zabierając ze sobą wielką księgę z wężem na okładce. Harry wyciągnął rękę i już otwierał usta, ale nie zdążył zawołać Malfoya, podobnie jak ostatnim razem, ponieważ ktoś stanął za nim.

— Potter.

Głos Snape’a sprawił, że Harry wzdrygnąłby się instynktownie, ale Dash owinął się wokół niego w sposób, który to uniemożliwiał. Harry był pewien, że Dash nauczył się tego, aby przeciwstawić się takim wzdrygnięciom.

Nie martw się o tego jednego ślizgona — powiedział Dash. Jeśli musisz nalegać na odnoszenie się do nich w tak głupi sposób, a nie przez zapach. Jest młody i głupi. Albo nie znajdzie Komnaty, albo ją znajdzie i umrze.

Dash! To nie…

A starszy nie pachnie, jakby chciał cię skrzywdzić — dokończył z zadowoleniem Dash, machając ogonem w przód i w tył.

Snape? Nie chce go skrzywdzić? Harry uwierzy, jak to zobaczy, ale żeby Snape przyszedł do biblioteki aby go znaleźć, musiało oznaczać, że zrobił coś bardzo złego. Odwrócił się i spojrzał na Snape’a, czekając.

Snape stał, patrząc na niego z tak pustym wyrazem twarzy, że Harry zaczął się zastanawiać, czy zamiast tego to Syriusz coś zrobił. Prawie otworzył usta, by przeprosić, kiedy Snape powiedział:

— Potter, chodź ze mną. Muszę z tobą porozmawiać.

I położył dłoń na łokciu Harry’ego i zaczął kierować go w stronę lochów, jakby myślał, że Harry może się zgubić czy coś.

Harry, zdziwiony, poszedł z nim.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 10 Kwi 2022, 10:58

Rozdział 14: Zaostrzenie sytuacji

Severus wprowadził Pottera i jego węża do swojego biura, a potem zatrzymał się i sprawdził drzwi. Były już na nich zaklęcie blokujące, ale jeszcze je wzmocnił. Nie chciał myśleć o tym, co by się stało, gdyby ktoś im przerwał, a ktoś źle odebrałby to, co mówił Severus.

Potter po prostu stał spokojnie i obserwował go. Zwykle głaskał swojego węża, kiedy był zestresowany lub zdenerwowany. Severus już się tego nauczył, ale w tej chwili ręka chłopca leżała bezwładnie na plecach bazyliszka. Sam bazyliszek przekręcił głowę w kierunku Severusa, ale nie wykazał żadnych oznak uniesienia powiek, odsłonięcia kłów, ani żadnych innych niezwykłych oznak agresji.

Być może to zadziała. Severus skinął głową w stronę Pottera. Wiedział, co chciał powiedzieć, ale teraz jak to zrobić…

— Chcesz napić się herbaty?

Oczy Pottera otworzyły się tak szeroko, że wydawało się, że mogą wypaść z jego głowy. Severus był podwójnie zadowolony z zaklęcia blokującego na drzwiach.

Nie był zadowolony ze sposobu, w jaki bazyliszek syknął i podniósł głowę. Sekundę później Potter potrząsnął głową i wymamrotał:

— Nie. — Bazyliszek nie poruszał się, ale Potter zmarszczył czoło i dodał: — Nie, naprawdę, nie sądzę. Nie, jest solidny. Nie, nie możesz tego złamać.

Severus ukrył natychmiastową reakcję na to gadanie do bazyliszka, które było niegrzeczne i pozbawione godności.

— Zakładam, że mówisz o moich drzwiach? — powiedział sucho. — Również wolałbym, aby nie zostały zepsute.

Potter zarumienił się i potrząsnął głową.

— Przepraszam, proszę pana. Myślałem, że mówię w wężomowie. — Zawahał się, a ogon bazyliszka wygiął się w górę i uderzył go w kark. Potter westchnął, po czym powiedział tym samym zamyślonym głosem, który Severus słyszał, kiedy dzieci przekazywały wiadomość od swoich rodziców. — Dash chce wiedzieć, czy zamierza pan dodać eliksir do herbaty.

— Nie — powiedział Severus, zachowując obojętny wyraz twarzy. Było to mniej trudne, niż się spodziewał, chociaż nie chciał, żeby Potter rzucał mu wyzwanie bardziej niż wtedy, gdy chłopak był irytujący. Po tym, czego nauczył się w gabinecie Dumbledore’a… — Tylko zaklęcie, które ją ogrzeje.

Potter odwrócił wzrok. Jego policzki wciąż były jaskrowoczerwone.

— Dziękuję, proszę pana.

Sekundę później wpatrywał się w bazyliszka, zaabsorbowany w sposób, który sprawił, że Severus założył, że przemawia przez więź. Severus podszedł do kociołka, który trzymał do zwykłego gotowania, kiedy pracował do późno nad eliksirem i nie mógł go zostawić tylko na krótki czas, i napełnił go wodą. Sekundę później rozpalił ogień i sięgnął po liście odpowiednich ziół, które trzymał na półkach.

Potter znów go obserwował, kiedy się odwrócił.

— Dziękuję, że tak dobrze pan to przyjął, proszę pana — mruknął, jakby zakładał, że złe zachowanie bazyliszka wymagało drugich przeprosin. Rozejrzał się, na wpół zagubiony. Severus wyciągnął różdżkę i wyczarował krzesło. Potter opadł na nie i szturchał bazyliszka, aż spadł i zwinął się bardziej na jego kolanach niż na ramionach. — Nie wiele osób by to zrobiło.

— Zakładam, że twój bazyliszek nie jest przyzwyczajony do ludzi szanujących jego opinie?

Severus rzucił kolejne zaklęcie, które sprawiło, że bąbelki wody podczas wrzenia powiększały się i zaczęły przesiewać odpowiednie zioła.

— No cóż, miałem na myśli to, że moi współlokatorzy wiedzą, że mogą go teraz szanować, albo przynajmniej będą — powiedział Potter i dotknął szyi węża. — Dash tak naprawdę by ich nie skrzywdził, ale i tak im się to nie podoba.

Rozumiem, co chcesz powiedzieć - pomyślał Severus i po prostu skinął głową. Wciąż starał się rozgryźć, jak pokierować tą rozmową, ale nie sądził, by tak prywatne wyznanie na samym początku było odpowiednie.

Potter opuścił ręce sekundę później, jakby się garbił i patrzył ukradkiem na Severusa.

— Miło z pana strony, że robi pan dla mnie herbatę, ale o co tak naprawdę chodzi?

Prosto do rzeczy.

— Za chwilę wyjaśnię, panie Potter — powiedział. — Najpierw chcę skończyć przygotowywać herbatę.

Potter miał najwyraźniej ochotę coś jeszcze powiedział, ale nie zrobił tego. Bazyliszek ułożył się tak, że był w większości ułożony na kolanach Pottera, chociaż jego ogon zwisał z boku krzesła. Severus uznał, że bazyliszek mógłby skręcić się bardziej, aby całkowicie spoczywać na chłopcu. Najprawdopodobniej zostawił ogon leżący, aby zostawić sobie otwartą drogę ucieczki lub po prostu chciał zobaczyć reakcję Severusa na to.

Severus w końcu skończył przygotowywanie herbaty i podał kubek Potterowi. Chłopiec przełknął szybko pierwszy łyk gorącego napoju, po czym zamrugał i spojrzał do środka naczynia.

— Nigdy wcześniej nie próbowałem takiej herbaty — powiedział.

— Należy do mojej prywatnego zapasu — powiedział Severus. — Od czasu do czasu parzę coś innego niż eliksiry. — To spowodowało słaby uśmiech u chłopca. Usiadł naprzeciw Pottera i przyglądał mu się przez chwilę, a potem zapytał: — Potter, z jakiego domu pochodzisz?

Na twarzy Pottera pojawiła się taka wrogość, że Severus mógłby się cofnąć, gdyby nie spodziewał się tego częściowo. Bazyliszek poruszył się, ale Severus nie zwracał na niego uwagi. Wiedział, że wąż nie zaatakuje bez zgody Pottera. A Potter nie zrobiłby tego za samo pytanie.

Przynajmniej tak myślał Severus.

— Z tego, w którym zginęli moi rodzice — powiedział Potter i upił kolejny łyk herbaty. Severus zastanawiał się, czy chłopak wiedział, że ręce trzymające kubek drżały. Prawdopodobnie nie, bo zrobiłby coś, żeby to ukryć. — Wie pan o tym. Pierwszą rzeczą, którą mi pan powiedział, był komentarz na temat sławy, którą ja… otrzymałem tej nocy, kiedy zginęli moi rodzice.

— Zmieniłem zdanie o tobie. Już nie myślę o tobie jak o bezmyślnym celebrycie.

Bazyliszek syknął. To był denerwujący dźwięk, tym bardziej, że Severus wiedział, że stworzenie wychwytuje nie tylko emocje Pottera, ale także sens słów Severusa przefiltrowany przez jego umysł. Były inne sposoby, w jakie Potter mógł zareagować, które mogłyby zmienić zachowanie bazyliszka.

Z drugiej strony, gdyby Severus nie zaczął wierzyć, że było coś niezwykłego w Potterze i jego reakcjach, nie byłoby go tutaj, by teraz z nim rozmawiać. A bazyliszek był czasami przydatny jako przewodnik po tym, co szalało w zbyt ukrytym umyśle Pottera.

— To miłe, proszę pana — powiedział Potter. — Czy to dlatego, że podziękowałem za zeznawanie na procesie Syriusza?

Severus już chciał odpowiedzieć, po czym zmienił swoją początkową wypowiedź.

— Tylko częściowo — powiedział, a potem potrząsnął głową. — Kierowanie rozmowy z dala od tematu twojego domu nie zadziała, panie Potter. Dowiedziałem się, że dorastałeś z mugolami.

— Więc wiesz już wszystko, czego potrzebujesz.

— Nie — powiedział Severus. — Nie wiem wystarczająco. — Odchylił się do tyłu, zastanawiając się, czy może dosadność zadziała lepiej niż łagodne podejście. Wyglądało na to, że Potter już domyślał się, o co Severus chciał zapytać. — Czy oni znęcali się nad tobą?

Bazyliszek spadł z kolan Pottera i prześlizgnął się po podłodze w szeleszczącej fali ciemnozielonych łusek. Severus poruszył różdżką i przed wężem pojawiła się tarcza. Była to tarcza, którą sam specjalnie wzmocnił, a magia w niej była wystarczająco silna, aby oprzeć się większości mrocznych stworzeń.

W rzeczywistości Severus nigdy nie próbował odeprzeć bazyliszka, a kiedy wąż oparł się o tarczę spoglądając na niego, bardziej wyprostowany i inteligentny niż jakakolwiek kobra, nie wiedział, czy to wystarczy.

— Rozumiem, że to pytanie nie jest mile widziane — powiedział łagodnie Severus, wpatrując się w przezroczyste, grube powieki, zasłaniające niebezpieczne spojrzenie stworzenia.

— Mogę tak powiedzieć, proszę pana.

Kiedy Severus spojrzał na chłopca, twarz Pottera była prawie czerwona z wściekłości, a jego ręka była umieszczona w kieszeni, jakby była owinięta wokół różdżki. Potterowi udało się z wysiłkiem rozluźnić uścisk, ale nadal potrząsnął głową.

— Nie musisz tego wiedzieć.

— Istnieją szczególne powody, dla których o to pytam.

Potter rzucił mu piorunujące spojrzenie, po czym wyciągnął rękę z kieszeni. Zajęło to minutę i syk w wężonowie, który dla Severusa brzmiał jak grzechotanie kości, ale bazyliszek popełzł z powrotem przez pokój i ponownie wspiął się na kolana Pottera.

— Nie muszę tego robić — powiedział Potter. Brzmiał na trochę bardziej zrelaksowanego, kiedy mógł pogłaskać nakładające się małe łuski na karku bazyliszka i spojrzeć na pióropusz, który powoli spłaszcza się pod jego pieszczotami. — Możesz mieć powody, aby to wiedzieć, ale nie muszę się z nimi do cholery zgadzać.

— Język — powiedział Severus. Poczuł, że zaczynał się unosić i postanowił nie eksplodować. To tylko pogłębiłoby separację między nim a chłopcem. Ten rozejm między nimi był już wystarczająco kruchy. — Posłuchaj mnie, panie Potter. Myślę, że mógłbym zmienić twoją sytuację. Mógłbym…

Potter spojrzał na niego i potrząsnął głową.

— Nie potrzebuję już tego — powiedział. — Mam już kogoś, kto upewni się, że wszystko się zmieni. — Znowu jego ręka zatrzymała się na szyi bazyliszka.

— To byłoby brutalne rozwiązanie — powiedział Severus. Prawdę mówiąc, odpowiedź, której udzielił mu Potter, była wyjaśnieniem, choć dalekim od szczegółowego. — Jestem pewien, że dyrektor wolałby, abyś unikał takich rzeczy.

Potter posłał mu mały, mroczny uśmiech.

— Czy powody, dla których chcesz się dowiedzieć więcej o mojej rodzinie, mają związek z dyrektorem Dumbledorem?

— Tak — powiedział Severus. Zresztą ujawnienie tylu informacji nie było szkodliwe.

Potter skinął głową.

— Nie wciągaj mnie w to.

— Przepraszam?

Severus zazwyczaj potrafił przewidzieć zwroty akcji, jakie dokonywały umysły jego uczniów, przeskoki i wnioski, do których przechodzili, ale tego nie rozumiał nawet w najmniejszym zarysie.

— Jesteś na niego zły. Może dlatego, że nigdy ci nie powiedział, że prawie zostałem przydzielony do Slytherinu. — Potter zaczął wstawać, zarzucając bazyliszka na ramiona. Jego spojrzenie nie odrywało się od mężczyzny, ale tym razem Severus nie miał pokusy, aby sięgnąć po legilimencję. — Nie chcę… nie chcę, żebyś mnie trzymał przeciwko niemu. Nie chcę go oszukiwać, okłamywać ani nic podobnego.

— Chociaż nie zawsze traktował cię tak dobrze, jakby mógł?

Severus wiedział, że chwyta się ostrza noża, ale chciał powstrzymać Pottera przed wyjściem z pokoju bez faktycznego testowania gniewu Pottera przeciwko jego zaklęciu blokującemu.

— Co przez to rozumiesz? — warknął Potter. — Musiał rozcieńczyć truciznę Dasha, aby upewnić się, że inni ludzie będą bezpieczni! Wiem to! Zaakceptowałem to!

— Ale najpierw zajrzał do twojego umysłu — powiedział Severus. Wycofał się, odstawiając kubek na biurko. Uznał, że nie powstrzyma Pottera przez wyjściem, jeśli ten będzie chciał odejść. Ta sytuacja nie była całkowicie nie do uratowania. — Nie zawsze cię też słucha. I to on umieścił cię u mugoli, z którymi mieszkasz.

Twarz Pottera była biała. Potrząsnął głowa.

— To nie ma znaczenia. Zamierzam zamieszkać z Syriuszem. Dyrektor to obiecał. Powiedział, że wszystko będzie w porządku!

— Pewnie tak — zgodził się Severus. Myśląc o tym, nie był pewien, czy potrzebował od Pottera szczegółowego potwierdzenia obraźliwych skłonności jego krewnych. — Bardzo dobrze. Jeśli chcesz iść, możesz. — Machnął różdżką i drzwi się otworzyły.

Typowy Potter. Kiedy mógł odejść, zachowywał się tak, jakby nie chciał. Spojrzał podejrzliwie tam i z powrotem między drzwiami a Severusem, a potem postanowił zostać.

— Dlaczego o to pytasz?

— Zapytałem go, dlaczego uwierzył twojemu ojcu chrzestnemu, skoro nie wierzył mi w pewne rzeczy, o których mu powiedziałem, kiedy byłem uczniem — odpowiedział Severus. Uważał, że to było wystarczająco neutralne. — I przyszło mi do głowy, że tobie również nie wierzył. I to… cóż. Napomknął coś o twojej rodzinie, co mnie zaniepokoiło.

Bazyliszek pochylił głowę i syknął cicho do ucha Pottera. Chłopak albo tego nie zauważył albo go to nie obchodziło.

— Co mógł sugerować? O czym ty mówisz? Zachowujesz się irracjonalnie!

Ty również, ale to nic złego. Severus wiedział, jakby zareagował, gdyby ktoś próbował skonfrontować go w sprawie jego rodziny, kiedy był uczniem i chociaż nie chciał myśleć o Potterze i sobie w tej samej kategorii, nie bardziej niż choćby przywoływać Blacka i swoje tym samym tchnieniem, nie mógł ignorować rzeczywistości.

— Nie mam na myśli niczego, o czym moglibyśmy teraz rozmawiać, Potter — powiedział. — Odejdź.

Bazyliszek znowu zasyczał, ale po raz kolejny zrobił to w stronę Pottera, a nie Severusa. Potter jeszcze przez dłuższą chwilę stał z bladą twarzą, trzęsąc się, a potem odwrócił się i zniknął w ciemności za drzwiami.

Severus usiadł i spojrzał na niedokończoną herbatę Pottera, potrząsając głową. Mogło pójść lepiej.

Tak, mogło. Ale Severus miał przynajmniej potwierdzenie kilku rzeczy:

Coś było nie tak z życiem rodzinnym Pottera.

Potter podejrzewał również, że dyrektor nie był z nim szczery, chociaż to, czy coś z tym zrobi, wydawało się mało prawdopodobne. Ponieważ dyrektor nie był w stanie stawić czoła swoim błędom, Severus obawiał się, że Potter nie da rady konsekwencjom, które wynikną z zabawy dyrektora jego życiem.

Potter powstrzymałby bazyliszka, gdyby kiedykolwiek ruszył zaatakować Severusa, albo bazyliszek zdołałby się powstrzymać.

I to nie był koniec. Potter nie uciekł, przeklinając imię Severusa i przysięgając, że nigdy więcej mu nie zaufa. To otworzyło drogę do kolejnej rozmowy w późniejszym terminie, kiedy Severus mógłby wymyślić właściwie pytania do zadania i odpowiednie słabości do ujawnienia.

Severus westchnął i napił się własnej herbaty. Nie, nie była to idealna rozmowa, ale zdecydowanie lepsza, niż mogłaby być.

OoO

Wiesz, on miał rację.

Harry spojrzał w górę i dookoła. Nawet nie patrzył, dokąd zmierzał, kiedy uciekł z biura Snape’a. Właśnie wszedł głębiej w lochy, a to oznaczało, że biegł, aż ściany wokół niego wydawały się rozmazywać. Teraz znajdował się kącie lochu, którego nie poznawał, w nierównym korytarzu, który wyglądał, jakby ktoś wyciosał go w litej skale.

W wielu aspektach jest coś nie tak z tymi mugolami, z którymi dorastałeś, a starzec nie powinien był cię tam zostawiać.

Harry zamknął oczy. Nie płakał. To był dobry aspekt tego. Jednak w gardle poczuł inne, dziwne uczucie dławienia i to nie było dobre.

Dash położył się na czubku głowy Harry’ego. Harry czuł lekkie muśnięcie języka, które było tak lekkie, że prawie łaskotało. Harry bezmyślne starał się go strącić, a Dash z łatwością uniknął uderzenia i opadł, by ponownie owinąć się wokół jego szyi. Dlaczego mu o tym nie powiedziałeś? Nie sądzę, żeby się z ciebie naśmiewał. W innym przypadku bym go ugryzł. Może cię stamtąd zabrać.

Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział — warknął Harry. Mógłby mówić na głos, ale znajdował się na terytorium wroga, terytorium Slytherinu, a hałas zaalarmowałby ludzi.

Odwrócił się, by znaleźć drogę do schodów prowadzących poza lochy.

Dlaczego nie? Wiem, a twoi przyjaciele muszą wiedzieć przynajmniej trochę, bo widzieli kraty w twoich oknach. A staruch wie.

Czasami Harry lubił sposób, w jaki Dash mógł uzyskać dostęp do jego wspomnień bez jego pozwolenia, a czasami naprawdę tego nie lubił. Bo to, co dzieje się u Dursleyów, jest prywatne. Dlatego.

Czemu? Nie zachowujesz się rozsądnie. A mój człowiek powinien zawsze działać rozsądnie, bo ja tak robię.

Harry potrząsnął niespokojnie głowa i ostrożnie wyszedł za róg, sprawdzając, czy nie było ślizgonów, którzy czekali, aby go zaskoczyć. Bo nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział.

Zapadła długa cisza, jakby Dash zdecydował się zaakceptować ten argument. Harry był zadowolony. Wystarczająco trudno było przekonać Dasha do przyjmowania ich przez większość czasu, nawet tych, które zawierały instrukcje, by nie jeść innych ludzi.

Wtedy Dash powiedział: Ach. Teraz rozumiem, co Hermiona miała na myśli mówiąc o zakutych łbach.

Harry parsknął zirytowany, a potem krzyknął, gdy ktoś wyciągnął rękę zza pobliskiego rogu i złapał go za ramię. Obrócił się z bijącym szaleńczo sercem, sięgając po różdżkę, zastanawiał się, dlaczego Dash nie ostrzegł go, że ktoś tam był.

Nie mówiłeś, żeby się przed nim ostrzegać. Właściwie chciałeś, żebym z nim porozmawiać.

To przynajmniej powiedziało Harry’emu, kto to był. Rozluźnił się i potrząsnął głowa z irytacją, gdy zobaczył bladą twarz.

— Czego chcesz, Malfoy?

Szpiegowałeś mnie? — zapytał Malfoy.

Harry zdziwił się.

— W jaki sposób? Profesor Snape właśnie sprowadził mnie tutaj, bo… — Prawda nie brzmiała wiarygodnie, biorąc pod uwagę, że nie miała sensu nawet dla Harry’ego. — Aby omówić szlaban. Skąd mogłem wiedzieć, że będziesz tutaj, nie mówiąc o pójściu za tobą? To głupie.

Przynajmniej uczysz się cenić logikę, nawet jeśli nie uczysz się postępować zgodnie z nią — powiedział Dash z aprobatą.

Harry zignorował go, mrużąc oczy, gdy patrzył na Malfoya. Malfoy był lekko blady i wyglądał, jakby ktoś ciągnął go przez zakurzone zakamarki, chociaż to mogło pochodzić właśnie z zakurzonej części biblioteki, którą przeszukiwał. Kulił się nad czymś, co jak zakładał Harry, był wielką książką o Slytherinie, którą miał wcześniej.

— Co się dzieje, Malfoy? Wyglądasz na chorego.

— Chcę wiedzieć, czy mnie szpiegowałeś — upierał się Malfoy.

— Nie, ze wszystkich powodów, które właśnie ci powiedziałem — powiedział wkurzony Harry. Szczerze mówiąc, zaczął się zastanawiać, dlaczego kiedykolwiek martwił się o Malfoya. Przez cały czas był tylko dupkiem. — Pójdę i wtedy będziesz mógł zapytać cienie, czy cię śledzą. Prawdopodobnie udzielą ci dokładnie tej samej odpowiedzi. — Odwrócił się i starając się nie tupać ze złością poszedł korytarzem, który miał nadzieję doprowadzi go do schodów.

Nie tupiesz — powiedział Dash, owijając się wokół jego ramienia i patrzył na niego z czymś, co Harry wiedział, że było uczuciem, chociaż w tej chwili się tak nie wydawało. Ale dąsasz się.

Harry to zignorował. Starał się i próbował być miły dla Malfoya i to był jedyny wynik, jaki uzyskał. Nie wiedział, na czym polegał problem Malfoya, ale od tej chwili będzie próbował go ignorować. Przynajmniej dopóki nie przeprosi i nie udowodni, że uważa Harry'ego za coś więcej niż tylko środek do zdobycia bazyliszka.

Dobrze — powiedział Dash. To oznacza, że możesz poświecić trochę więcej czasu, żebym zrozumiał, dlaczego chcesz wrócić do swoich mugoli.

Nie chcę wyjaśniać tego — stwierdził Harry. Był teraz na schodach prowadzących na górę. Zastanawiał się, co powiedzieć Ronowi i Hermionie, gdyby zapytali go, czego chciał Snape. Z pewnością po całej szkole rozeszła się plotka o tym, że wyciągnął gdzieś Harry’ego z biblioteki.

Zatem dlaczego nie chcesz tego powiedzieć profesorowi Snape’owi? Albo twojemu śmierdzącemu psem człowiekowi? Najwyraźniej Dash miał coś przeciwko zapachowi psa, który unosił się wokół Syriusza, chociaż twierdził, że częściowo jest tak ponieważ jeszcze nie jadł psa. Każdy z nich upewniłby się, że nie musisz wracać.

To już nie ma znaczenia, ponieważ będziemy mieszkać z Syriuszem i nie muszę wracać.

Wtedy też nie powinno mieć znaczenia, czy o nich mówisz, ponieważ to już koniec i wspomnienie o tym nie może cię zranić.

Powiedz mi, czy bazyliszki mają tyłki, które można skopać, aż zamilkną?

OoO

Kiedy Draco był już pewien, że Potter odszedł, wypuścił drżący oddech i oparł się o ścianę. Było blisko. Już miał rzucić zaklęcie, które rozpali mroczny ogień i chociaż Potter wyglądał, jakby był nieświadomy niczego poza tym, co go pochłaniało, Draco wiedział, że by to wyczuł.

Albo zrobiłby to jego bazyliszek.

Kiedy będę miał własnego bazyliszka - pomyślał Draco, wracając do rytuału przygotowywanego przed nim - rozkażę mu, żeby natychmiast dał mi znać, czy poczuje coś niezwykłego. Będzie to obejmować bazyliszka Pottera.

Obejrzał małe palenisko, które stworzył na podłodze, a potem skinął głową. Sądził, że to zadziała. Instrukcje zawarte w książce - jak sprytny był Draco, że pomyślał o zajrzeniu do sekcji historii w bibliotece, gdzie ktoś mógł ukryć tajemnice, aby inni ludzie ich nie znaleźli - były całkiem jasne.

Draco przykucnął przed paleniskiem i przez chwilę odetchnął głęboko, po czym oczyścił umysł, tak jak uczył go profesor Snape, jeśli chciał obiektywnie ocenić sytuację. Potem dotknął różdżką krawędź paleniska i wymamrotał.

Ignis inferiae.

Przez dłuższą chwilę Draco myślał, że zaklęcie nie zadziałało, ponieważ zamigotało na krawędzi jego różdżki, jakby niechętnie zbliżało się do gałązek jarzębiny i ostrokrzewu, które Draco zamówił sową z Hogsmeade. Ale wtedy zaklęcie chwyciło i Draco uśmiechnął się, gdy małe czarne płomienie tańczyły w górę i w dół na gałązkach i jagodach, spożywając je.

Żywe, ale nie żywe - pomyślał Draco sekundę później i potrząsnął głową. Działał na zbyt małej ilości snu. Wiedział, że nie była to dobra rzecz, ale tak bardzo chciał znaleźć Komnatę Tajemnic.

Kiedy ogień się wypalił, Draco wyciągnął rękę i ostrożnie zamieszał popiołem. Zignorował fakt, że wciąż był gorący i szybko rzucił go na podłogę przed sobą. Miał działać jako środek do wróżbiarstwa, według książki Slytherina, ale tylko wtedy, gdy popiół został użyty natychmiast po pożarze.

— Droga do Komnaty Tajemnic — wyszeptał Draco, rozrzucając go.

Popiół wylądował na kształt czegoś, co wyglądało jak splątane, przypadkowe skupisko. Draco gwałtownie wciągnął powietrze z rozczarowania. Ale im dłużej patrzył, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że był tam jakiś wzór. Litery. Nie mapa ani klucz, ale zagadka.

Draco pośpiesznie wyjął pergamin, który trzymał w kieszeni, żeby coś narysować, ale zamiast tego robił zapiski. Nie odrywał wzroku od popiołu, dopóki nie skopiował wszystkich liter.

Oczywiście wyglądało to na skomplikowaną zagadkę i wiedział, że rozwiązanie jej prawdopodobnie zajmie mu dużo czasu. Ale przynajmniej był to pierwszy krok.

I nie obchodziło go, ile czasu zajmie mu znalezienie Komnaty, o ile w końcu będzie miał własnego bazyliszka.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyCzw 01 Wrz 2022, 13:21

Rozdział 15: Posępny blask

— Co się z tobą dzieje, kolego? — zażądał Ron, według Harry’ego dość niespodziewanie.

Zdziwiony Harry spojrzał na Rona. Siedzieli przy stole Gryffindoru na śniadaniu i do tej pory Ron był zainteresowany głównie napełnieniem ust jedzeniem. Harry podzielał to pragnienie. Wciąż nie przyzwyczaił się do tego, że mógł jeść tyle jajek i tostów z masłem, ile Dudley i Vernon zwykle spożywali na raz.

— Co? — zapytał Harry i próbował podsunąć Dashowi jajko.

Jak zwykle Dash musnął skorupkę językiem, po czym natychmiast się wycofał.

Preferuję jedynie surowe jajka. Lubię zabijać własną zdobycz.

Nie możesz zabić jajka.

To tylko dowodzi, że nigdy nie próbowałeś wywąchać młodego kurczaka w jajku.


Harry rozbił ugotowane jajko o krawędź swojego talerza i sam je zjadł, kręcąc głową na Rona.

— Wciąż nie wiem, co masz na myśli — dodał usłużnie, gdy przyjaciel dalej się na niego gapił.

Ron westchnął na granicy zdenerwowania.

— Przez ostatnie dwa dni zachowujesz się tak, jakby ktoś ukradł twojego najlepszego przyjaciela. A ponieważ wciąż siedzę tutaj, to nie może być to.

Harry zdołał uśmiechnąć się mechanicznie, ale wiedział, że Ron zauważył różnicę w stosunku do prawdziwego uśmiechu, zwłaszcza gdy Hermiona pochyliła się po drugiej stronie Harry’ego, dołączając do ich dyskusji.

— Znowu krzywisz się patrząc na profesora Snape’a. A nie wrócił do złego traktowania ciebie. Szczerze, Harry, eliksiry mają w sobie tyle różnych teorii, które mogą ci pomóc, gdybyś dał im szansę…

— Nie chcę o tym rozmawiać — mruknął Harry i podsunął Dashowi łyżkę z owsianką.

Czasami Dash zgadzał się jeść żywność zrobioną z roślin w sposób, w jaki nie uzyskałby naturalnie ze zwierząt nawet gdyby sam je zabił.

Dzisiejszego ranka Dash łaskawie popijał z łyżki, a potem powiedział: Wiesz, twoi przyjaciele mają rację. Ta złość, która czujesz do wszystkiego, a w szczególności do Snape’a, jest głupia. Dobrze wiesz, że wystarczy złościć się na starca, a może i na śmierdzącego psem człowieka.

Dlaczego zwracasz się a po nazwisku do Snape'a, a do Syriusza nie? — zapytał zirytowany Harry.

Lepiej pachnie.

Ron znowu wtrącił się do ich cichej rozmowy.

Ale chcę, żebyś o tym porozmawiał, kolego, ponieważ nigdy nie wiem, czy będziesz zgryźliwy, czy obdarzysz mnie tym sztucznym uśmiechem, który próbujesz na mnie użyć, gdy sądzisz, że nikt go nie przejrzy. — Oparł się spojrzeniu, które mu Harry posłał, uśmiechając się tylko blado, jakby uważał, że gniew Harry’ego był zabawny. — Dalej. Jeśli to nie ma nic wspólnego z nami, możesz nam to powiedzieć. A jeśli ma to coś wspólnego ze Snape’em, chcę o tym usłyszeć.

Przesunął się bliżej i przechylił głowę w stronę Harry’ego.

Harry rzucił szybkie spojrzenie na stół nauczycielski, zanim zdołał się powstrzymać. Snape spojrzał na niego łagodnie i wrócił do jedzenia. Harry zesztywniał wbrew sobie, ale Snape wydawał się całkowicie zadowolony z ignorowania go i rozkoszowaniem się swoim śniadaniem.

Harry westchnął i odwrócił się.

— W porządku… Miałem… rozmowę ze Snape’em, która nie poszła dobrze.

W końcu możesz rozmawiać o rzeczach, które ci się nie podobają — powiedział Dash i owinął ogon wokół ucha Harry’ego.

Harry trzepnął go i kontynuował:

— To było dziwne. Chciał wiedzieć… rzeczy o Dursleyach. — Nie zaszkodzi powiedzieć to tylko Ronowi i Hermionie. Do tej pory ufał im na tyle, by wiedzieć, że nie zdradzą go dorosłemu. — I poczęstował mnie herbatą i zachowywał się miło. Ale potem powiedział coś, co sprawiło, że pomyślałem, że to tylko jakiś konkurs, który ma z Dumbledorem.

Harry skrzywił się, czując początki bólu zaczynającego się głęboko w jego klatce piersiowej. Byłoby miło, gdyby Snape postawił go na pierwszym miejscu, tak jak to zrobił Syriusz, ale interesowałoby go rzeczy inne niż żarty, quidditch oraz opowiadanie historii o ojcu Harry’ego. Ale był głupi, żeby tego oczekiwać.

— O czym mówił? — Hermiona brzmiała, jakby była psem szykującym się do wytropienia zbiegłego przestępcy.

Harry potrząsnął głową.

— Trudno to wyjaśnić. — Musiał na chwilę zamilknąć, gdy zdał sobie sprawę, że Syriusz i Snape wiedzieli o tym, że prawie został przydzielony do Slytherinu, gdy sam nigdy nie wspomniał o tym przyjaciołom. — Posłuchajcie. Pamiętacie, jak zostałem tu przydzielony po tym, jak Tiara Przydziały długo próbowała zdecydować, gdzie należę?

— Pamiętam to! — krzyknął Ron. — Percy powiedział, że to dziwne. Sądziłem, że to jasne, że jesteś gryfonem.

Harry miał nadzieję, że nie skrzywił się zbyt wyraźnie. Czuł, że wszyscy znają jego rodziców lepiej niż on i oczekiwali, że będzie pasował do swojej roli. Może tak by było, gdyby wiedział coś, zanim przybył do Hogwartu.

Myślę, że zgrabnie wypełniasz swoją najważniejszą rolę
— powiedział Dash i mocniej owinął ogonem kark Harry’ego, gdy chłopiec mruknął pytająco. Towarzysz bazyliszka.

Harry zdołał się uśmiechnąć, a potem powiedział:

— To dlatego, że Tiara Przydziału próbowała zdecydować, gdzie pójdę. Mówiła, że dobrze sobie poradzę w Slytherinie. Trzymałem się kurczowo stołka i myślałem, tylko nie Slytherin, tylko nie Slytherin, bo Malfoy tam był i nie mogłem znieść tego dupka, a potem powiedziała, że powinienem być w Gryffindorze.

Ron patrzył na niego z otwartymi ustami. Dash wyciągnął się i szturchnął głową w szczękę Rona. Chłopak wydawał się nawet nie zauważać, że to był pierwszy raz, kiedy Dash go dotknął. Zamknął usta i dalej wpatrywał się uważnie w Harry’ego.

Cholera — wyszeptał w końcu. — Dlaczego nie powiedziałeś nam tego wcześniej, kolego?

— Bo nie chciałem, żeby było to coś, co was zdenerwuje — mruknął Harry i odwrócił się, by spojrzeć na Hermionę, która milczała, jakby znalazła starożytną księgę i nie mogła zrozumieć zawartych w niej słów.

Hermiona trzymała jedną rękę przy ustach, a jej oczy błyszczały.

— Tiara powiedziało mi to samo — szepnęła.

— Czy tylko ja miałem być w Gryffindorze? — zapytał Ron, brzmiąc na trochę urażonego.

— Nie to miałam na myśli — powiedziała Hermiona. — Powiedziała mi, że mogę sobie dobrze poradzić w Ravenclaw, a nie w Slytherinie. Ale tylko to powiedziała. — Spojrzała oceniająco na Harry’ego. — Myślałam jednak, że Gryffindor to najlepszy Dom i chciałam do niego trafić. Pamiętasz, mówiłam o tym w pociągu.

Harry skinął głową z większą ulgą, niż chciał się przyznać. Przynajmniej nie był sam i nie chodziło o to, że naprawdę był “wężem w sercu” czy coś takiego.

— Zgadza się. Wybrałaś swój Dom tak, jak ja wybrałem swój.

— Nawet nie to — stwierdziła Hermiona. Zwracała większa uwagę na jego historię, niż sądził Harry. Pochyliła się do przodu, skupiając na nim wzrok. — Nie powiedziałeś, że chcesz być przydzielony do Gryffindoru. Powiedziałeś jedynie Tiarze, żeby umieściła cię w najlepszym Domu, a po Slytherinie wybrała Gryffindor.

Harry wzruszył ramionami.

— Racja. Nie chciałem być tam, gdzie był Malfoy, ale nie wiedziałem zbyt wiele o innych Domach, więc nie mogłem wybierać między nimi.

— Mogłeś chcieć pójść tam, gdzie ja, kolego — powiedział z oburzeniem Ron.

— Och, Ron, nie bądź głupi — przerwała mu Hermiona, zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć. — Nie byłeś przydzielony, kiedy Tiara rozmawiała z Harrym! Skąd mógł wiedzieć, gdzie trafisz? Z tego, co widziałam, mogłeś być w Hufflepuff. I powinieneś wybierać swój Dom na podstawie tego, czego pragniesz, a nie tego, co twoim zdaniem powinni chcieć inni ludzie.

— Powiedziałem mu, że na pewno będę w Gryffindorze — mruknął Ron, nieco nadąsany.

— To nie ma aż takiego znaczenie — powiedział Harry. — Ale myślę, że Snape uważa inaczej. Próbował ze mną o tym porozmawiać, ale jest głównie zły, że Dumbledore nigdy mu o tym nie powiedział. Nie chcę brać udziału w jakiejkolwiek zemście na Dumbledorze, której on chce.
Zignorował niski syk Dasha, że Snape może pragnął innych rzeczy bardziej niż zemsty na Dumbledorze. Może to była prawda, ale Harry nie mógł za bardzo ufać Snape’owi.

— To ma sens — powiedziała Hermiona. — Profesor Snape jest wspaniałym nauczycielem — zignorowała prychnięcie Rona znacznie lepiej niż w zeszłym roku — ale ma wiele skomplikowanych relacji z innymi dorosłymi. Czasami myślę, że jego związek z profesorem Dumbledore’em jest najbardziej skomplikowany ze wszystkich. — W zamyśleniu wpatrywała się w stół nauczycielski. — Czy zauważyliście, jak patrzy na profesora Lupina?

— Prawdopodobnie po prostu go nie lubi, ponieważ jest przyjacielem Syriusza — stwierdził Harry, a potem podskoczył, gdy Dash szturchnął go gwałtownie ogonem w bok. — Co? — dodał wpatrując się w Dasha.

Kiedy siedziałeś i rozmawiałeś, profesorowie i inni uczniowie zaczęli wychodzić
— powiedział spokojnie Dash. Musisz się pospieszyć, jeśli nie chcesz się spóźnić.

Harry zerwał się na równe nogi przeklinając. Tego ranka jego pierwszymi zajęciami były eliksiry.

OoO

Blaise westchnął i zamknął oczy, pocierając czoło. Chciał wiedzieć, dlaczego to od niego zależy rozwiązanie tych problemów. Naprawdę chciał to wiedzieć.

Oczywiście to Draco był źródłem problemów i chciałby, żeby chłopak bardziej na siebie uważał. Vince i Greg zauważyliby problem tylko wtedy, gdyby dotyczył jedzenia, a potem po prostu by go zjedli. Theo nigdy nie wiedział niczego, czego nie chciał.

Jeśli chodzi o dziewczyny ze Slytherinu, Blaise był trochę ostrożny, prosząc je o pomoc. Lubił myśleć, że miał zdrowy szacunek dla dziewcząt, ponieważ dorastał ze swoją mamą w taki sposób, że ten szacunek obejmował również zdrową dawkę strachu.

Oznaczało to, że to do niego należało zbadanie kufra Draco, kiedy chłopak był gdzieś w lochach, jak to często bywało w ostatnim czasie, i złamanie niektórych śmiesznie łatwych zaklęć ochronnych, które Draco nałożył na kufer, by go zabezpieczyć przed innymi. Blaise nie ujawniał zbyt wiele swojego magicznego talentu w szkole. Oczywiście, wiele innych osób było utalentowanych w czarnej magii lub równie niebezpiecznych zaklęciach, ale oni mieli tendencję do przechwalania się nimi i rozpowiadania o tym.

Mogłoby się im nie spodobać, gdyby wiedzieli, że w Domu był ktoś, kto mógł przebić się przez najbardziej zaawansowane zaklęcia ochronne, dzięki intensywnemu badaniu ich.

Cały czas uważając na oznaki powrotu Draco, Blaise ukląkł przy kufrze i odrzucił wieko. Sekundę później zaklął cicho. Na szczycie znajdowała się ciężka książka, która wyglądała, jakby pochodziła z biblioteki. Cóż, była z biblioteki. Biblioteki Hogwartu. I miała z przodu literę S, którą Blaise rozpoznawał od czasu, gdy siódmy mąż jego matki ukradł artefakt, który, jak twierdził, należał do Salazara Slytherina.

Czy to nie cudowne - pomyślał Blaise. Nie był do końca pewien, co robił Draco, chociaż wydawało mu się, że może się tego domyślić, ale majstrowanie przy ciemnej magii, która chroniła własność Slytherina, prosiło się o kłopoty.

Rzucił kilka zaklęć, aby upewnić się, że Draco nie nałożył na książkę indywidualnych zaklęć ochronnych, a potem ją szturchnął. Od razu otworzyła się na stronie, na której widać było smugę sadzy. Blaise ponuro skinął głowa. To było zaklęcie wróżbiarskie, które miało pozwolić komuś znaleźć coś Slytherina.

A Blaise mógł wymyślić tylko jedną rzecz w szkole, którą Draco tak bardzo chciałby znaleźć.

Na schodach rozbrzmiały kroki. Blaise zatrzasnął pokrywę kufra, rzucił i przywrócił zaklęcia niedbałym machnięciem różdżki, po czym podszedł do łóżka.
Właśnie na nie opadł i podniósł książkę, kiedy Draco wskoczył do pokoju. Rozejrzał się podejrzliwie dookoła, ale to nie było nic nowego. Zawsze to robił. Blaise napotkał jego spojrzenie, ponieważ byłoby podejrzane, gdyby tego nie zrobił, po czym wzruszył ramionami i wrócił do swojej książki.

Ale kątem oka obserwował, jak Draco usiadł na łóżku i wyjął długi zwój pergaminu. W przeciwieństwie do esejów, które pisali, ten był umieszczony na drewnianym wrzecionie, takim, jakiego używano żeby zrolować książkę w starych bibliotekach. Po raz kolejny Blaise był wdzięczny za szkolenie swojej matki. Nie wiedziałby co to jest, gdyby nie nalegała, żeby nauczyć go tak dużo historii, a nawet pokazywała mu obrazy rzeczy, takich jak stare księgi.

A teraz, kiedy Draco trzymał papier i Blaise również trzymał papier…

Blaise znalazł pustą część marginesu na swojej książce i przesunął po nim różdżką, jakby ćwiczył gęsty zaklęcia, poruszając w szepcie ustami. Jak nauczyła go matka, opanowanie magii niewerbalnej może zająć dużo czasu, ale nie było powodu, dla którego trzeba było krzyczeć, gdy rzuca się zaklęcia na głos.

Słowa z zwoju Draco zaczęły pojawiać się na marginesie księgi Blaise’a. Ograniczona ilość miejsca oznaczała, że szybko się pojawiały i znikały, zanim następne zajęły ich miejsce, ale Blaise wciąż mógł przeczytać kilka z nich.

…aby potężny dar wężomowy nie wygasł, Salazar Slytherin zaaranżował rytuał, dzięki któremu można uzyskać wiedzę o nim. Rytuał ten polega na ugryzieniu żmij podczas pełni księżyca. Kiedy ten, który ma być panem węży, uda się w ciemne miejsce w noc pełni księżyca i unosi żmiję do piersi…

— Coś interesującego, Blaise?

Blaise uznał, że musiał głośno sapnąć albo coś innego, pokazując że nie był tak zainteresowany swoją książką, jak udawał. Albo, że był zainteresowany w sposób nietypowy w odniesieniu do podręcznika. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na Draco, kręcąc głową. Nie był zadowolony ze swojej reakcji, ale przynajmniej mógł odrzucić podejrzenia.

— Po prostu poznałem liczbę osób, które uważają, że zielarstwo ma zastosowanie na świecie — powiedział. — Zamiast zapewniać jedynie zajęcie dla Puchonów.

Nie tak dawno temu Draco odprężyłby się i zgodził się z nim, a przynajmniej wypowiedziałby jakieś dokuczliwe uwagi, że Blaise był zaskoczony czymkolwiek, jeśli chodziło o Puchonów. Teraz tylko patrzył na niego twardym wzrokiem przez kilka sekund, zanim wrócił do swojego zwoju.

Blaise spojrzał w dół i ponownie przeczytał tekst na marginesie swojej książki. Chodziło teraz o to, co wydawało się być konsekwencjami rytuału odprawianego w noc pełni księżyca, która zawierał takie złowieszcze frazy, jak ta, która mówiła o skończeniu jako martwy.

Ustalił, że Draco stracił zmysły. Każdy kto biegał po okolicy i planował dać się ugryźć jadowitym wężom podczas pełni księżyca był chory umysłowo. Teraz oczywiście pozostało jedynie to, co miał z tym zrobić.

OoO

— Wiesz, naprawdę sprawiasz, że robię pewne rzeczy — powiedział Syriusz, otwierając drzwi, lekko kaszląc. Harry zauważył, że jego pewność siebie coraz bardziej zmniejszała się, im bardziej zbliżali się do domu, a teraz obserwował Harry’ego nieustannie, jakby sądził, że Harry wściekle odrzuci wszystko, co Syriusz mógłby mu dać. — Mam na myśli, że mogłem spokojnie mieszkać w tych pokojach w Hogwarcie. Najszczęśliwszy czas w moim życiu dotyczył tego okresu, kiedy byłem w Hogwarcie. Pomyślałem jednak, że chciałbyś mieć własny dom.

Harry wszedł do domu, starając się nie pokazywać, ile te słowa znaczyły dla niego. Oczywiście Dash nie mógł tego zignorować. Dotknął językiem ucha Harry’ego i mruknął: Powinieneś mu powiedzieć.

Nie masz w tym prawa głosu, czyż nie? Po drugie i tak nie lubisz Syriusza — odparł Harry i rozejrzał się po małym holu wejściowym, do którego wszedł.

To był dom na obrzeżach Hogsmeade, tak ładny, że Harry przez chwilę zastanawiał się, za ile Syriusz go kupił. Ale nie było szalonych myśli o spłacie Syriuszowi. Harry nie miał tak dużo i cóż…

Miło było wiedzieć, że ktoś chciał coś zrobić tylko dla niego. A Harry tak naprawdę nie chciał im spłacać ani zwracać przysługi, nawet jeśli to czyniło go samolubnym.

To sprawia, że jesteś praktyczny — powiedział mu Dash, a potem zsunął się z ramienia Harry’ego i zaczął pełzać po domu, zatrzymując się od czasu do czasu, by wystawić język i dotykać nim ścian, poręczy, krzeseł i wiszących na ścianach gobelinów, które były jeszcze wspanialsze niż te w Hogwarcie.

Harry poczuł dłoń Syriusza na swoim ramieniu i odwrócił się, by ujrzeć nerwowo uśmiechającego się mężczyznę.

— Nie wiem, jakie rzeczy lubisz — wyjaśnił. — Umieściłem co prawda kilka plakatów quidditcha w twoim pokoju, ale to było coś oczywistego. Nie wiem, co jeszcze… — Machnął ręką na dom.

— W porządku — zapewnił go Harry, a Syriusz uśmiechnął się.

— Wybierzmy się zatem na wycieczkę — powiedział i wyciągnął Harry’ego z holu wejściowego, który był wyłożony ciemnym drewnem i kilkoma gobelinami przedstawiającymi jelenie biegnące przez zielone lasy, do salonu.

Harry rozejrzał się i uznał, że to najprawdopodobniej największy pokój w domu. Tutaj również były boazerie na ścianach i kamień, ale Syriusz pomalował je, zaczarował lub coś, więc były blade, a pokój wydawał się jasny i przestronny. Harry zauważył, że jedyne okna były zaczarowane. Oba przedstawiały ten sam widok. Syriusz machnął w ich stronę ręką.

— To tylko pewne środki ostrożności.

Harry obojętnie skinął głową. Wszystkie środki ostrożności, jakie musiał podjąć Syriusz, nie mogły być tak uciążliwe, jak warunki dotyczące zabezpieczenia opartego na krwi u Dursleyów.

Wyszedł z salonu, w którym nie było mebli, z wyjątkiem kilku pustych półek na książki i ogromnej niebieskiej kanapy, kierując się do jadalni, która znajdowała się tuż obok. Jedyną barierą oddzielającą te pomieszczenia były mieniące się materiałowe zasłony. Na środku pokoju stał stół. W oczach Harry'ego pojawiło się podniecenie.

Wspaniały — powiedział.

Harry uznał, że stół był taki, jaki można byłoby zobaczyć w pubie, takim jak Dziurawy Kocioł. Wykonany z ciemnego drewna z kilkoma zarysowaniami na wierzchu. Syriusz uśmiechnął się i wskazał na znak z długimi jak gwiazda liniami na samym środku mebla.

— Widzisz to? Powiedziano mi, że tam właśnie wylądowała kula ognia, którą auror rzucił w uciekającego przestępcę. Właśnie tam. Przepaliłaby cały stół, ale to jest dość twarde drewno. Czarny dąb.

Wspaniały — powtórzył Harry. Wiedział, że już to mówił, ale nie mógł wymyślić innego słowa.

Syriusz roześmiał się.

— I jest kuchnia, w której będą gotować dla nas skrzaty z Hogwartu — powiedział Syriusz i skinął głową na wahadłowe drzwi. Harry nie miał ochoty zwiedzać kuchni. Wiedział, że nie oczekuje się od niego, że będzie tam przygotowywał posiłki i to mu wystarczało. — I pokój, który urządziłem jako laboratorium eliksirów.

— Naprawdę? — Harry spojrzał krytycznie na Syriusza.

Mężczyzna prychnął.

— Hej, tylko dlatego, że Smarke… Snape zrujnował ten przedmiot dla ciebie, nie oznacza, że wszyscy go nienawidzą! Miałem szczęście, że miałem profesora, który był dla nas łagodny. — Mrugnął do Harry’ego. — W ten sposób mogę zrobić własne eliksiry, które są przydatne w psikusach.

Harry nie miał w tej chwili ochoty mówić nic o Snape’ie i jego skomplikowanej relacji z mężczyzną, więc odwrócił się i udał się szybko do salonu. Znajdowały się tam schody, z rzeźbionymi poręczami przedstawiającymi smocze głowy. Odskoczył do tyłu, gdy jedna z nich otworzyła pysk i wypuściła na niego kłębek dymu.

— Jedno z niewielu zaklęć, które lubiłem w domu, kiedy byłem dzieckiem — powiedział Syriusz. — Uznałem, że umieszczę takie same tutaj.

— Sprawia, że czuję się, jakbym mieszkał w prawdziwym czarodziejskim domu — wydyszał Harry, a potem lekko się zarumienił, zastanawiając się, czy zabrzmiało to głupio.

Ale Syriusz tylko go objął i potargał mu włosy.

— Tak, jak powinieneś był czuć się przez cały czas. Chcesz zobaczyć swój pokój?

— Tak — odpowiedział Harry i zostawił za sobą śmiejącego się Syriusza, gdy wbiegł po schodach.

Na szczycie było tylko czworo drzwi, a jedne z nich były częściowo oszklone, więc Harry wiedział, że to łazienka; kolejne miały duży zamek, a następne były uchylone i unosiły się nad nimi magiczny sztandar z wypisanymi żółtymi literami Pokój Syriusza, który sprawiał wrażenie, jakby był przypięty do drzwi. Harry odwrócił się więc do jedynego pokoju, który został i otworzył drzwi.

Zatrzymał się niczym skamieniały. Chociaż nie wiedział wcześniej, co dokładnie umieści w swoim pokoju, czuł się jakby Syriusz sięgnął mu do głowy, wyłowił odpowiednią odpowiedź i urządził sypialnię tak jak powinna wyglądać. Harry oszołomiony wszedł w głąb pokoju.

Błyszczące, obracające się obrazy nad nimi były konstelacjami, takimi jakie Harry widział za każdym razem, gdy wchodził na Wieżę Astronomiczną i patrzył przez teleskop podczas lekcji. Ale między gwiazdami były narysowane linie, tak że tworzyły psa i jelenia, które biegały po suficie, bez końca goniąc się nawzajem. Harry dostrzegał na ścianach powieszone plakaty quidditcha z ruchomymi postaciami, ale na razie trudno było mu oderwać wzrok od tych konstelacji.

Kiedy mu się udało, zobaczył łóżko z baldachimem z czerwono-złotą pościelą, ciężkimi zasłonami, kołdrą z wyhaftowanym lecącym feniksem, i stojąca obok niego szafkę nocną, na której znajdowały się trzy galeony. Harry podszedł i podniósł je zdziwiony. Trzy kolejne pojawiły się natychmiast na miejscu tamtych. Gdy Harry sięgnął po nie z ciekawością, jego ręka przeszła przez nie.

— Zaklęcie kontrolujące pieniądze — wyjaśnił Syriusz za jego plecami. — Musisz je wydać, zanim zdobędziesz więcej, a naraz dostaniesz tylko trzy.

Harry był w lekkim szoku. Myślał… sądził, że Syriusz da mu dach nad głową, nakarmi i będzie już w porządku, może kupi mu ubrania, ale nie wiedział… nie przyszło mu do głowy

Odwrócił się i przytulił Syriusza w pasie. Na twarzy mężczyzny pojawiło się zdumienie, które Harry zauważył w chwili, gdy zamykał oczy. Syriusz delikatnie dotknął jego głowy.

— Hej — powiedział Syriusz. — Jest dobrze.

Teraz tak — odpowiedział Harry.

Tak — powiedział Dash, wijąc się po nodze Harry’ego, owijając się wokół jego tali niczym pas. Teraz jest dobrze.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyCzw 03 Lis 2022, 09:49

Rozdział 16: Świąteczny płomień

Harry zrelaksował się, gdy usiadł wygodnie na kanapie w pokoju wspólnym Gryffindoru, podciągając do siebie stopy. Egzaminy nareszcie się skończyły i jutro pojedzie z Syriuszem do domu na święta Bożego Narodzenia.

Po raz pierwszy miał doświadczyć Bożego Narodzenia w domu, w którym żył z kimś, kto się o niego troszczył. Nie spędzi ich w Hogwarcie, co również było fajne. Spędzi je w domu, który należał tylko do niego i Syriusza.

I do mnie — powiedział Dash, który był owinięty wokół nóg Harry’ego, aby zbliżyć się do ognia. Odwrócił głowę i zatrzepotał jedną powieką, jakby chciał ją unieść i ujawnić śmiercionośne oko znajdujące się pod nią.

I do ciebie — powiedział Harry, pocierając dłonią pióropusz Dasha. Jak zwykle głowa bazyliszka opadła na bok, w ślad za pieszczotą Harry’ego. Chodziło mi o to, że nie sądzę, aby miało dla ciebie znaczenie, że mieszkamy w domu. Moglibyśmy mieszkać w jaskini, a ty byłbyś szczęśliwy, dopóki mógłbyś wyjść i zapolować. Mylę się? — dodał, ponieważ Dash milczał, a Harry był prawie pewien, że wynikało to z czystego uporu i odmowy przyznania, że Harry miał rację.

Ważne jest dla mnie, gdzie mieszkamy. W jaskini byłoby więcej myszy.

Harry musiał się na to roześmiać. Sądził, że nic się nie stanie, jeśli to zrobi. Większość gryfonów albo już pojechała do swoich rodziców lub innych członków rodzinny, albo biegała po śniegu krzycząc i obrzucając się śnieżkami, ciesząc się ogólnym brakiem ograniczeń. Harry mógł to zrozumieć, ale poprosił Syriusza o zostanie jeszcze jedną noc w Hogwarcie zanim wróci do domu, a ten się zgodził. W każdym razie nie było to tak, że Harry nie mógł iść do domu.

Poza tym Dash nie lubił zimna, a udział w bitwie na śnieżki oznaczał, że Harry musiałby go zostawić. Ostatnim razem kiedy Harry to zrobił, niektórzy w Gryffindorze poczuli się nieswojo, a nawet Dumbledore obserwował go ze zmrużonymi oczami.

Rozgrzej mnie — oznajmił Dash i owinął się mocniej wokół Harry’ego, tak że nastolatek uznał, że będzie musiał się obejść bez kości, aby to znieść. Pomyśl o czymś ciepłym, to pomoże.

Harry próbował się podporządkować, ale ledwo co zdążył pomyśleć o ogniu, nasuwały mu się myśli o ogniu pod kociołkami i lekcje eliksirów. Skrzywił się lekko, a potem westchnął i potrząsnął głową.

Czego się spodziewał? Oczywiście Snape musiał wrócić do bycia cholernym dupkiem, kiedy dowiedział się, że Syriusz kupił dom. Harry mówił o tym Ronowi i Hermionie, kiedy Snape przechodził obok i zwolnił swój krok, by podsłuchać.

Harry spojrzał wtedy na niego niepewny, czy powinien zareagować na Snape’a. Nie byli przecież w klasie. Była sobota, a on, Ron i Hermiona siedzieli na śniadaniu w Wielkiej Sali, a Dash radośnie wił się wokół małej kuli gorącego światła, którą Harry nauczył się wyczarowywać.

Ale Harry przez ostatnie kilka tygodni starał się nie myśleć o Snape’ie i Malfoyu, a tygodnie zmieniły się w miesiące. Harry był również pewien, że Malfoy nigdy nie zawracał sobie nim głowy. Po prostu wydawał się spędzać cały swój czas w kącie biblioteki, robiąc badania, chodząc na lekcje lub wędrując po szkole jak duch.

Harry nie martwił się o niego. Nie po tym, jak Malfoy był takim kretynem.

Snape był taki sam. Słuchał, jak Harry opowiadał o swoim pokoju - ponieważ Harry nie miał zamiaru przestać mówić tylko dlatego, że miał większą publiczność - i w chwili, gdy mężczyzna usłyszał o jeleniu i psie w postaci gwiazd na suficie odwrócił się i odszedł z idealnie wyprostowaną i sztywną sylwetką.

Harry mógł tego żałować, zwłaszcza że wiedział, że Syriusz nigdy nie podziękował Snape’owi za zeznawanie na jego procesie, ale nic nie mógł na to poradzić. Chciał jedynie spróbować i być szczęśliwym tak, jak wiedział, że jego rodzice chcieliby, żeby był, a w międzyczasie cieszył się myślą o życiu z Syriuszem.

Mam tylko nadzieję, że nie wypełni pokoi stosami herbatników, dekoracjami w kształcie mioteł na każdej ścianie, czy czymś równie niedorzecznym — powiedział Dash i przekręcił głowę na bok, sprawiając że palce Harry’ego poruszyły się wraz z nią.

Dlaczego miałbyś przejmować się miotłami? — zapytał zdziwiony Harry. Lubię je, więc albo powinieneś je polubić, albo je zignorować.

Dash poruszył ogonem. Myślę, że zrobiłby coś śmiesznego, ponieważ jedyną rzeczą, na której mu zależy, jesteś ty. A teraz mieszka w domu i widuje cię tylko w weekendy. Zrobiłby coś, co może utrudnić wspinanie się po ścianach, ponieważ nie ma tam ciebie, żeby mógł się na tobie skoncentrować.

Harry zmarszczył brwi, a potem lekko pokręcił głową. Nie wiedział, czy mógłby zaprzeczyć temu, co mówił Dash, ale miał zamiar zaprotestować przeciwko wnioskom. Czyli to oznacza, że jestem odpowiedzialny, jeśli zrobi coś głupiego? Nie, podziękuję. Mam już dość ludzi, którzy obwiniają mnie za rzeczy, które nie są moją winą.

Dash ziewnął, wywijając język w sposób, który Harry wiedział, że nie był dla niego naturalny. Robił to tylko dlatego, że wyglądał, jakby wykonywał bardziej ludzki gest. Potem odwrócił się i owinął się wokół torsu Harry’ego, pochylając głowę tuż pod policzkiem chłopca. Harry pogładził go po szyi i zamknął oczy.

Nikt nie czyni cię odpowiedzialnym za niego — powiedział miękko, ale stanowczo Dash. Przynajmniej nie ja i każdy, kto spróbuje tego, będzie musiał poradzić sobie z moim ugryzieniem. Nie pozwolił nawet Harry’emu na powiedzenie, że nie dał Dashowi zgody na ugryzienie kogokolwiek, po prostu kontynuując. Liczy się to, że nie powinieneś się dziwić, jeśli czasami będzie zachowywać się obsesyjnie.

Harry wpatrywał się w podłogę. Jedynymi innymi obsesyjnymi ludźmi, jakich znał, którzy skupiali się na nim, byli Voldemort i Snape.

Tak, ale jeden z nich chce cię zabić, a drugi nie wie, czego chce. Dash trącił go nosem i zsunął się na podłogę. To sprawia, że pierwszy jest bardziej niebezpieczny. A teraz przestaniemy dyskutować o przygnębiających rzeczach i pójdziemy do kuchni. Powinno być tam jedzenie.

Ale nie jedzenie, które możesz zabić — powiedział ostrożnie Harry, wstając. Dash, który miesiąc temu węszył w kuchni, wspomniał kiedyś o polowaniu na skrzaty domowe, a Harry wciąż nie wiedział, czy zareagował zbyt łagodnie, chociaż krzyczał, tupał i opowiedział Dashowi o Zgredku.

Tak, ale mogą być lody.

Harry przewrócił oczami i podążył za Dashem po schodach. Dash zszedł z nich w ciekawy sposób, płynąc z boku niczym strumień wody. Narzekasz, że jest ci zimno, a potem chcesz iść i zjeść zimne jedzenie.

Później możemy wrócić i ogrzać się przy ogniu, a ty będziesz mnie głaskać. Nie wiedzę w tym żadnych wad.

Harry przynajmniej musiał uśmiechnąć się półgębkiem, a od tego był to mały krok do pełnego uśmiechu.

OoO

Draco sprawdził swoje notatki, a potem przygryzł wargę. Według niego wyglądało to dobrze. Skopiował je prosto z książki Slytherina, ale nie mógł użyć do tego zaklęcia duplikacji. Książka Slytherina miała uroki, które temu zapobiegały.

W końcu Draco potrząsnął głową i wstał, podchodząc do swojego kufra, by wyciągnąć książkę Slytherina. Może był idiotą, że chciał się upewnić jeszcze raz, ale przynajmniej byłby żywym idiotą z bazyliszkiem.

Rozejrzał się uważnie po sypialni chłopców z trzeciego roku, zanim otworzył kufer. Do tej pory sądził, że jedynym powodem, dla którego nie został z nią złapany, było to, że ta książka leżała w środku starego i nieużywanego działu historii. Wszyscy, oprócz badaczy, którzy mieszkali daleko od zamku, zakładali że wszystko, co ważne dotyczące Założycieli, znajduje się w Historii Hogwartu.

Jego ręka grzebała między ubraniami i dotykała innych książek, papierów, miotły, która musiał obiecać odłożyć i nie używać do przyszłego roku…

Nie było książki Slytherina.

Draco zamarł na sekundę. Potem odrzucił wieko i zaczął zaciekle przeglądać kufer, nie zawracając sobie głowy rozglądaniem się po pokoju, czy nikogo nie ma. Sądził, że i tak za chwilę usłyszy kroki na schodach.

Nic tam nie było. W każdym razie nic, czego by chciał. Książki, którymi nauczył się pogardzać, teraz kiedy znał sekret prawdziwej mocy. Ubrania, które nie pomogą mu w rytuale. Miotła, której nie potrzebowałby, gdyby zdobył bazyliszka i poznał sekret zaklęcia do latania, tak jak obiecywała mu książka Slytherina.

Tylko że tej cholernej książki nie było w kufrze.

— Draco, co robisz?

Draco poderwał się i odwrócił się z wyciągnięta różdżką. Blaise stał za nim zdumiony. Po chwili potrząsnął głową i podszedł do łóżka, chociaż z odwróconą na bok głowa, aby móc widzieć Draco, jakby sądził, że Draco skopiuje jego pracę domową czy coś.

— Cokolwiek to jest, nie mieszaj mnie do tego — mruknął Blaise, siadając na łóżku i wyciągając zwój oraz atrament.

Żadnych książek - pomyślał Draco, wpatrując się w niego bijąc się z myślami. Blaise zawsze twierdził, że najlepiej wykonuje pracę używając swojej wiedzy i potrzebuje swoich książek, tylko po to, aby pomogły mu zrewidować wypracowanie.

— Zabrałeś to? — zażądał Draco.

— Co? Twój zdrowy rozsądek? — mruknął z roztargnieniem Blaise, zanurzając pióro w atramencie, z rozmachem zaczynając pisać tytuł na górze zwoju. — Wydaje mi się, że widziałem, jak Greg z nim uciekał. Pospiesz się, zanim wymyśli, jak przemienić go w ciasto i go zje.

Draco był nagle pewien, że to Blaise ją zabrał. Żaden z jego współlokatorów nie miał do tego wystarczającej inteligencji i nikt inny nie wiedział, że zabrał książkę z biblioteki. Zauważył, że Blaise wpatrywał się w niego w dniu, w którym przyszedł z nią do pokoju i był pewien, że czasami go obserwował, gdy czytał.

Podszedł i uderzył dłońmi w materac łóżka Blaise, ale chłopak zdołał złapać kałamarz, zanim ten przewrócił się rozlewając wszędzie atrament. To utwierdziło Draco w przekonaniu, że był winny, bo inaczej skąd miałby wiedzieć, że Draco był zły i co zamierzał zrobić?

— Pomogłoby gdybym poznał przestępstwo, jakie dokonałem, zanim stanę przed egzekucją — zauważył Blaise.

Draco zdał sobie sprawę, że trzymał różdżkę w zaciśniętej, drżącej dłoni, i że Blaise, mimo wszystkich pozorów, obserwował go uważnie. Draco zadrwił i opuścił różdżkę, by mocno zastukać nią w jego rzepkę.

— Chcę wiedzieć, czy zabrałeś książkę, którą miałem — powiedział. — Moja historyczna książka.

Usta Blaise wykrzywiły się w uśmiechu.

— Mój drogi Draco — powiedział i położył dłoń na sercu gestem, którego Draco nie mógł uznać za fałszywy ani prawdziwy, biorąc pod uwagę, jak dobrze grał. — Mam wystarczająco dużo problemów z pisaniem odpowiednich notatek we własnej książce do historii. Zapewniam cię, że nie chciałbym brać cudzych i szpiegować ich nastoletnich bazgrołów.

Draco wpatrywał się przez chwilę w niego, zanim zdał sobie sprawę, że Blaise myślał, że mówi o swojej książce do historii magii.

Albo udawał. Oczywiście, że tak naprawdę tak nie myślał i kłamał, działał i udawał, że obchodzi go Draco i to co badał, ale tak naprawdę nikt tego nie robił, nie tak, jak bazyliszek miałby…

Draco wydał z siebie krótki okrzyk czystej frustracji i rzucił się na Blaise’a.

Blaise tylko opadł na poduszki i machnął różdżką, a Draco przeleciał przez pokój, gdy wokół łóżka pojawiły się zaklęcia ochronne, a których drugi chłopak nie wiedział. Draco zorientował się, że leży na podłodze i dysząc z trudem podniósł się na nogi. Okropnie bolała go głowa.

— Nie zachowujesz się jak ty — powiedział Blaise, jakby odpowiadał na morderczą wściekłość, która kryła się za myślami Draco, zamiast na rzeczywisty wyraz jego twarzy. — Wiedziałbyś o tym, gdybyś się nad tym zastanowił. Nie mam twojej cennej księgi. Mówię prawdę — dodał, kiedy Draco ruszył do przodu, chcąc coś powiedzieć.

Draco patrzył na niego badawczo. Blaise spojrzał na niego z całą szczerością.

Udaje - pomyślał ponownie Draco, ale jednocześnie sądził, że chłopak był teraz szczery. Co oznaczało… ktoś inny zabrał książkę. Może było na niej zaklęcie, które ostrzegało bibliotekarkę, jeśli ktoś trzymał ją za długo i mogła ją przywołać z powrotem. Madame Pince zaczęła to robić z niektórymi książkami o quidditchu, po tym jak narzekała, że nigdy nie widziała ich na półkach.

Może Theodore zauważył ją i coś z nią zrobił. To prawda, że Theodore rzadko raczył zwracać uwagę na cokolwiek poza czubkiem własnego nosa, z wyjątkiem listów od ojca, ale kiedy już ujrzał coś, czego chciał, był bezwzględny, aby to dostać.

Draco odsunął się od Blaise, dysząc i patrząc na dziwne zaklęcia, które strzegły łóżka chłopaka. Nigdy wcześniej nie wiedział czegoś takiego, a wiele by dał, aby wiedzieć, jak je zniszczyć.

Wczorajszego dnia. W zeszłym tygodniu. Kilka miesięcy temu. W tej chwili potrzebował tej księgi i musiał dostać się do Komnaty Tajemnic, a przede wszystkim potrzebował mieć swojego bazyliszka.

— Lepiej żebyś nie kłamał — szepnął. — Skrzywdzę cię, jeśli skłamałeś..

Wyraz twarzy Blaise zmienił się.

— W takim razie popełnisz błąd — powiedział, a jego uśmiech wyglądał jak cień tego, który Blaise widział na zdjęciach pani Zabini w gazetach.

Draco ponownie wpatrywał się w Blaise’a, po czym odwrócił się i wymknął z pokoju. Nie sądził, by chłopak naprawdę go otruł, co podobno było ulubionym sposobem pani Zabini na robienie z mężów byłych, ale głupotą byłoby zostać i ryzykować.

To byłoby…

Nie miał pojęcia, co dalej. Mógł wyśledzić Theodore’a, ale nie na tyle wcześnie, by odprawić rytuał podczas pełni księżyca w tym miesiącu. To musiało być zrobione dziś wieczorem, a Draco już zmarnował na przygotowanie trochę czasu, którego potrzebował.

Uciekł z dormitorium, a jeśli uważał na swoje plecy, cóż, Blaise prawdopodobnie uznał, że miał swoje powody.

OoO

Blaise westchnął i opadł z powrotem na łóżko. Wiedział, że ryzykował, zwłaszcza gdy powiedział Draco, że nie miał książki. Draco był tak poruszony, że mógłby uznać tę prawdę za kłamstwo, a wtedy Blasie musiałby popisać się niektórymi umiejętnościami, których nauczyła go jego matka, a nie chciał tego robić tak wcześnie.

W międzyczasie wiedział, że książka była w bezpiecznym miejscu. Blaise zabrał ją i za pomocą sowy przesłał matce, z pytaniami o to, co w niej było i wskazówkami, które mogła uznać za interesujące. Będzie wiedziała, czy podejrzenia Blaise’a dotyczące księgi i zaklęć, które jej strzegły były prawdziwe.

Dlaczego taka książka miałaby znajdować się w bibliotece w części dostępnej dla wszystkich? To było pierwsze pytanie jego matki, a Blaise zupełnie się z nią zgadzał. Jego matka widziała tylko trzy pasujące dla niej miejsca: w Zakazanej Sekcji, w prywatnej kolekcji lub u niej.

Chyba że sama księga była odpowiedzialna za znalezienie się w tamtym miejscu i sposób, w jaki żerowała na umyśle Draco.

Blaise miał tylko nadzieję, że zabrał ją, zanim jej wpływ na Draco został zakorzeniony.

OoO

Severus zmarszczył brwi i powoli odsunął się od portretu strzegącego pokoi Gryffindoru. Oczywiście ta niedorzeczna Gruba Dama odmówiła wpuszczenia go. Powiedziała najpierw, że nie zna hasła, a następnie, że był “tradycyjnym wrogiem” gryfonów, a po trzecie, że i tak nikogo nie było w pokoju wspólnym. Severus odpowiedział, że jest świadomy, że Potter tam jest i musi z nim porozmawiać, a wtedy Gruba Dama powiedziała interesująca rzecz, która powstrzymałaby Severusa przed kłótnią z portretem, gdyby o tym wiedział.

— Kilka minut temu zszedł do kuchni — powiedziała Gruba Dama, zadowolona z siebie, pyszniąc się i krzyżując ręce pod biustem, kiedy śmiała się z niego. — Czyli tutaj go nie ma. — Mówiłam ci, że nie ma nikogo w pokoju wspólnym. — Wpatrywała się czujnie w przestrzeń obok niego, jakby zamierzała chronić Wieżę Gryffindoru przed bardziej “tradycyjnymi wrogami”, jeśli ci się pojawią.

Severus uznał, że mówiła prawdę. Oczywiście portery szkolne i tak nie mogły kłamać, bo inaczej dołączyły do uczniów w niezliczonych psotach, a dyrektor straciłby kontrolę, ale mogły być stronnicze lub specjalnie kogoś mylić.

Wciąż jednak szukanie Pottera w kuchni nie zajęłoby mu więcej czasu niż przyjście tutaj. A Severus chciał mieć szansę porozmawiania z nim, zanim Black zabierze go “do domu” na święta.

Kiedy Severus dotarł do gruszki, która skrywała wejście do kuchni, usłyszał glosy. Nie było to niezwykłe. Potter mógł rozmawiać ze skrzatami domowymi. Nie dorastając w magicznym świecie, nie przyjął typowej czarodziejskiej postawy wobec tych stworzeń.

Severus podniósł rękę, żeby połaskotać gruszkę, a potem zatrzymał się. Nie, rozpoznawał te głosy, a jeden z nich należał do Draco.

Severus od razu rzucił zaklęcie przez siebie wymyślone. Zaklęcie podsłuchu, które umożliwiało mu wyraźne usłyszenie słów, mimo dzielącej ich ściany. Potem rzucił wokół siebie zaklęcie kameleona i przyjął wygodną pozycję, by słuchać.

OoO

Harry był bardziej niż zaskoczony, kiedy Malfoy wpadł do kuchni, ale nie tak zaskoczony jak skrzaty, które zamarły sztywno w miejscu tak mocno jak zmarznięta była masa lodów, które właśnie położyły przed Dashem lub tak samo zszokowane jak Malfoy, który wpatrywał się w Harry’ego smutnymi oczami i odwrócił się, by uciec.

— Czekaj! — wypalił Harry.

— Czemu miałbym? — zapytał Malfoy, a jego głos brzmiał tak, jakby płakał, albo starał się tego uniknąć, ale nie szło mu zbyt dobrze. — To… wszystko jest nie tak. Może zabrałeś moją książkę i teraz nigdy nie będę miał bazyliszka.

Odwrócił się i znów skrzywił się patrząc na Harry’ego i Dasha. Dash zwinął się w kłębek, obserwując go przez sekundę, po czym zsunął się ze stołu.

Dash! — zawołała Harry.

Nie ugryzę go. Chcę czegoś spróbować.

Harry mógł tylko przygryźć wargę i siedzieć spokojnie, mając nadzieję, że wszystko będzie w porządku, gdy Dash pełzł, aż znalazł się bezpośrednio przed Malfoyem. Malfoy wpatrywał się w niego nic nie mówiąc. Stał bardzo spokojnie i Harry nie sądził, że było to ze strachu. To było tak, jakby był w takim stanie, że jego rozpacz trzymała go w miejscu.

Harry czasami czuł się tak wcześniej, głównie wtedy, gdy kulił się w komórce u Dursleyów. Stwierdził, że wstrzymuje oddech.

Dash zakołysał się przed Malfoyem jak kobra, jego język poruszał się w powietrzu, smakując zapachy, którymi nie dzielił się z Harrym, chociaż ten o to zapytał. Powtórzył tylko: Chcę czegoś spróbować i owinął jeden zwój swojego ciało wokół nóg Malfoya.

Malfoy upadł. Harry wstał. Miał zamiar pobiec na ratunek, ale tak naprawdę nie wiedział komu. Dashowi czy Malfoyowi.

Mówiłem ci, żebyś dał mi wolną rękę — powiedział Dash, a w następnej sekundzie uwolnił Malfoya i popełzł z powrotem do Harry’ego. Na jego plecach czegoś brakowało. Harry, gdy go podnosił, zauważył coś migoczącego na nodze Malfoya. Wyglądało jak mała, jedwabista łuska, jedna z tych, które Harry często głaskał, gdy nie mógł zasnąć, a Dash pozwalał mu się pieścić jako metodę na uspokojenie.

Było tak jak myślałem — stwierdził Dash i pokiwał głową, jakby chciał sobie pogratulować. Harry przewrócił oczami. Dash natychmiast powiedział mu, że tak, gratuluje sobie, i dodał: Pachniał jak magia na pułapkach, które wyczułem wokół nas, kiedy wychodziliśmy z Komnaty.

Masz na myśli magię Slytherina?

Tak.

Harry spojrzał na Malfoya ze zdumieniem. Chciał znaleźć drogę do Komnaty Tajemnic i wyglądało, że mu się to udało.

— Jesteś całkiem genialny jak na kogoś, kto nie jest wężousty. — Usłyszał, jak mówi.

Malfoy wstał powoli i potrząsnął głową.

— Co zrobił twój wąż? — zapytał i brzmiał tak, jakby zapomniał, że rozmawia z gryfonem i jednocześnie wrogiem. A może dla niego to było to samo.

Harry uśmiechnął się do niego z ostrożnością.

— Myślę, że uzdrowił cię z jakiejś magii, która cię raniła. Zostawił ci swoją łuskę. — Skinął na lśniący zielony kawałek, który wciąż trzymał się nogi Malfoya, jakby został do niej przyklejony.

Malfoy pochylił się i pociągnął ją. Nie odpadła, a Malfoy zapytał wysokim, wyniosłym głosem, w którym Harry mógł rozpoznać przerażenie:

Utknęła. Dlaczego tam utknęła?

Prześladująca go magia była bardzo potężna — powiedział Dash, połykając lody i wysuwając język, jakby chciał przyswoić zapach lodów wraz z ich smakiem. Musiałem zostawić część siebie, aby temu przeciwdziałać. Będzie teraz związana z jego ciałem. Odwrócił się wysunął język. Powiedz mu, żeby nie śmierdział takim strachem. Psuje mi apetyt.

— Dash powiedział, że musiał dać ci jedną ze swoich łusek, żeby pozbyć się magii Slytherina — oznajmił Harry. — Slytherin wpływał na twój umysł.

Malfoy przestał ciągnąć za łuskę.

— Naprawdę?

Harry przez chwilę słuchał Dasha, chociaż jego słowa brzmiały dziwnie stłumione w umyśle Harry’ego. Był zmęczony, uświadomił sobie Harry. I głośny. Użycie tak dużej ilości magii wyczerpało go.

— Tak. Myślę, że robił to poprzez książkę. Dash twierdzi, że pachniałeś jak pułapki w Komnacie Tajemnic. I dał ci łuskę, abyś mógł uwolnić się od tej magii.

— I to zostanie ze mną. — Malfoy wpatrywał się oszołomiony w swoją nogę.

Harry skinął głową.

— Zgadza się.

Tym razem nie potrzebował, żeby Dash mi to powiedział. Sądził, że łuska wygląda dobrze i właściwie.

Malfoy wyraźnie przełknął. Potem spojrzał na Harry’ego i powiedział:

— Szukałem własnego bazyliszka, nie chciałem stać się jego częścią.

Harry uśmiechnął się i skinął głową.

— Usiądź i powiedz mi, co robiłeś. I powiem ci, dlaczego Dash jest mądrzejszy od nas obu.

Zawsze miło mieć ludzi świadomych mojej wielkości — powiedział Dash, nie podnosząc wzroku znad lodów. Zaczął już jednak zwijając część ogona na kolanach Harry’ego, co oznaczało, że wkrótce położy się spać.

Malfoy zrobił kilka ostrożnych kroków do przodu. Harry uśmiechnął się do niego i skinął głową tak serdecznie, jak to tylko możliwe. Malfoy powoli usiadł i zaczął mówić.

OoO

Uśmiechając się, Severus odsunął się od drzwi i ruszył w swoją stronę.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyWto 06 Lut 2024, 08:39

Rozdział 17: Wybuch ognia

— To najlepsze święta w historii — powiedział Harry i rzucił się na stertę papieru pochodzącego z ogromnego stosu prezentów, układając się na nim.

Dash odsunął się powoli, stukając ogonem w podłogę z czymś, co wyglądało na irytację, chociaż jego myśli przepływające przez głowę Harry’ego były prawie spokojne. Jeśli chcesz nazywać wspaniałymi prezentami rzeczy, które dziwnie pachną i nie robią nic interesującego.

Harry przekręcił się na brzuch i roześmiał się. Ostatnio często to robił. Syriusz, który właśnie przygotowywał świąteczny obiad w kuchni, również się roześmiał, gdy go usłyszał. Teraz chichotał, a Harry uśmiechnął się. Miło było być z kimś, kto chciał spędzić z nim czas i nie pouczać go o ślizgonach, wężach czy gryfonach. Jasne, Syriusz przeszedł przez ten etap, ale już z tym skończył, przynajmniej tak uważał Harry.

— Syriusz podarował ci myszy. Nie możesz na to narzekać.

— Co mówiłeś, szczeniaku? — zawołał Syriusz z kuchni. — Nie słyszałem cię.

Harry zamknął oczy, gdy przepłynęła przez niego kolejna fala ciepła i szczęścia. Był z kimś, kto nie tylko go chciał, ale nadał mu przezwisko. Harry zawsze potajemnie zazdrościł tego Dudleyowi, chociaż nie zazdrościł samej nazwy “Dudziaczek”. Chciał po prostu wiedzieć, jak to było mieć przezwisko, być tak swobodnym w towarzystwie osoby dorosłej, że nie zwracali się do ciebie twoim formalnym imieniem przez cały czas.

— Rozmawiałem z Dashem — powiedział i podniósł bazyliszka, który kierował się w kierunku schodów. Po chwili Dash zaprzestał prób walki, która i tak była tylko na pokaz, i tolerował Harry’ego niosącego go do kuchni. — Powiedział, że prezenty, które mi dałeś, nie były interesujące. Zwróciłem uwagę, że podarowałeś mu prezenty, które były dla niego bardziej ciekawe. — Starał się wyjaśniać Syriuszowi przynajmniej część rozmów, które prowadził z Dashem. Sądził, że Syriusz szybciej przyzwyczai się do faktu, że w ten sposób miał zarówno weżomowę jak i mentalną więź.

Nie rozumiem, dlaczego tak myślisz - powiedział Dash i owinął mocno ogonem szyję i ramiona Harry’ego. Chłopak przewrócił oczami. Wiedział, dlaczego Dash to robił. Kiedy Syriusz zobaczył to po raz pierwszy, krzyknął, że bazyliszek próbuje udusić jego chrześniaka. On mnie nienawidzi.

— Nieprawda — warknął na głos Harry, a potem znalazł się w kuchni z Syriuszem, który nakrywał do obiadu. Harry otworzył usta i odkrył, że brak mu słów.

Zakładał, nie zastanawiając się mocno nad tym, że będzie trochę owoców, mięsa i jakieś potrawy, takie jak te, które skrzaty domowe z Hogwartu przygotowywały na świąteczną ucztę. Zamiast tego były jedynie… słodycze. Ułożone w stosy czekoladki z Miodowego królestwa opierające się o słodkie, lodowe ciasta. Na środku stołu znajdowała się fontanna czekolady, tyle że była magiczna, co oznaczało, że słodyczowe smoki wypuszczały z paszcz chlapiąca kaskadę czekolady, która spływała w dół i znikała, zanim dotknęła czegokolwiek. Na stole znajdowało się również trochę owoców, ale były pokryte lukrem. Niedaleko znajdowała się misa herbatników, tak delikatnych i białych, wypełnionych skórką pomarańczową i nadzieniem, że Harry bał się ich dotknąć.

— Wesołych Świąt, szczeniaku — powiedział Syriusz.

Harry spojrzał na niego zdziwiony, a potem znowu na stół, po czym zapytał:

— Nie każesz mi zjeść niczego zdrowego?

Syriusz rozluźnił się i roześmiał.

— Jasne, że nie! Jest na to czas jutro i w pozostałe trzysta sześćdziesiąt cztery dni w roku. Ale dzisiaj… — Wyciągnął rękę i oderwał jeden róg herbatnika, a potem uniósł go, by go ugryźć. — Jest właśnie to.

Harry zastanowił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się. Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego się wahał. Przypuszczał, że to był głos Hermiony z tyłu jego głowy. Ten, który czasami wywoływał w nim poczucie winy, gdy nie zwracał wystarczającej uwagi na zasady.

Ale jeśli jego dorosły opiekun powiedział, że nie musi przestrzegać zasad, to dlaczego miałby to robić? Harry pochwycił łyżkę, nabierając porcji lodów.

To możesz mi dać - powiedział łaskawie Dash, odwijając się z szyi Harry’ego i wyciągając język w stronę lodowego deseru.

Harry prychnął. Nie musisz używać języka, żeby zlizać lody - stwierdził, a potem i tak podsunął lody Dashowi.

To coś, co jest ludzkim manieryzmem. Dash siorbał głośno, nakładając lody na nos i zlizując je. A czasami chcę małpować ludzkie maniery.

W jego głosie była jakaś mroczna aluzja, coś co mówiło, że nie aprobował Syriusza ani tej uczty, coś co Hermiona mogłaby zrobić. Syriusz jednak odezwał się, zanim Harry zdążył zapytać o to Dasha.

— Dlaczego jesteś w klasie wróżbiarstwa, szczeniaku?

Harry odwrócił się i spojrzał na niego ze zdziwieniem. Myślał, że przez całe święta będę rozmawiać jedynie o zabawnych rzeczach. To właśnie obiecał mu Syriusz. Ale sądząc po determinacji na twarzy mężczyzny albo o tym zapomniał albo sądził, że z jakiegoś dziwnego powodu będzie to fajny temat.

Harry żałował, że nie może przestać nie ufać Syriuszowi i przestać myśleć o sposobie, w jaki profesor Snape rozmawiał z nim lub z Malfoyem. Może Harry życzyłby sobie, żeby Syriusz traktował ich lepiej i będzie musiał nalegać na to, jeśli on i Malfoy mieliby zostać przyjaciółmi. Ale na razie to było coś do zrobienia w przyszłości, a Syriusz właśnie zadał niewinne pytanie, więc dlaczego Harry miałby na nie odpowiedzieć?

— Chciałem wybrać przedmiot, który będzie dość łatwy — powiedział Harry, wzruszając ramionami. — I chciałem być w jednej klasie z Ronem.

Syriusz z jakiegoś powodu tak bardzo zrelaksował się, że Harry sądził, że może zlecieć z krzesła.

— Czyli nie było innego powodu? — Zaczął się uśmiechać. — Wiesz, poznałem Trelawney. Przepowiada twoją śmierć od miesięcy. Nie mylę się?

Harry zastanawiał się nad tym, ale musiał przestać, aby ponownie nakarmić Dasha, który był zniecierpliwiony tym, że się rozpraszał.

— Tak, tak sądzę. Przestałem zwracać na to uwagę, kiedy dostałem Dasha.

Spojrzenie Syriusza przesunęło się na chwilę na bazyliszka.

— Czemu? — parsknął.

— Ponieważ gdyby pojawił się Voldemort i próbowałby mnie skrzywdzić, Dash poradziłby sobie z tym — odpowiedział Harry.

Wydawało mu się to proste, ale Syriusz wciągnął ze świstem powietrze, a potem położył dłoń na ramieniu Harry’ego.

— Wiesz, że ja również bym ci pomógł? — prawie wyszeptał. — Nie byłbyś sam.

— Z Dashem również nie będę sam — musiał wskazać Harry, ale kiedy zobaczył, jak Syriusz marszczy brwi, poddał się i skinął głową. — Wiem, po prostu…

Coś jest w tym stwierdzeniu - pomyślał Harry – ale nie mogę tego wyartykułować. To było dziwne. To było tak, jakby czasami czuł się taki mądry i inteligentny, widząc wszystkie te podteksty poruszające się wokół niego, jakby ostatecznie został przydzielony do Slytherinu i nauczył się dostrzegać “tajemnice”, o których czasami słyszał, jak mówią ślizgoni, jak na przykład kto był sprzymierzony z kim. To był główny powód, dla którego sądził, że Snape próbuje go wykorzystać w swoim sporze z Dumbledore’em i ostro powiedział Snape’owi, żeby tego nie robił.

A potem czuł się w niektórych momentach tak głupio i jakby nic nie mógł zrozumieć. Tak jak teraz, gdy nie mógł pojąć sposobu w jaki Syriusz na niego patrzył. To było trochę tak, jak wtedy, gdy patrzył na Harry’ego, kiedy opowiadał mu historie o jego ojcu, jakby oczekiwał, że Harry będzie swoim tatą, coś podobnego do tego, co robili Dursleyowie. Ale Syriusz byłby szczęśliwy, gdyby tak było, a Dursleyowie byliby zdenerwowani.

Jednak nie do końca tak było. Harry nie wiedział, jak to opisać.

Prawdopodobnie jestem pełnoprawnym ślizgonem, szukając ukrytych motywacji i innych tego typu rzeczy - pomyślał Harry. Może Dursleyowie spiskowali przeciwko niemu, ale to był Syriusz. Jego ojciec chrzestny. Sądził, że Syriusz może być czasami złośliwy i niecierpliwy, ale nie miał przed Harry’m tajemnic.

— Wiem, że mi pomożesz — powiedział.

— Bardziej niż zwykły wąż — dodał Syriusz.

Harry roześmiał się na to, ponieważ Dash był bardzo daleki od zwykłego węża, a sposób w jaki Syriusz reagował, był sam w sobie zabawny.

— Tak, ale on jest bazyliszkiem — powiedział, kiedy zobaczył w jaki sposób patrzy na niego Syriusz. — Potrafi bronić siebie i mnie o wiele skuteczniej niż zwykły wąż.

— Hmm.

Przez chwilę Syriusz stukał palcami o swoje ramię, spoglądając na Dasha, który owinął się mocniej wokół Harry’ego, również patrząc na mężczyznę. Na razie wydawało się, że Dash stracił zainteresowanie jedzeniem, nawet jeśli to były lody. Harry westchnął i przytulił Dasha do siebie, życząc sobie, żeby nie czuł się tak rozdarty między Gryffindorem i Slytherinem z powodów, których nawet nie rozumiał. Do tego roku nie przeszkadzało mu to.

Czy Tiara Przydziału nie mówiła ci więcej niż raz, że dobrze poradziłbyś sobie w Slytherinie. I czy nie rozmawiałeś z wężem, co sprawiło, że część szkoły myślała, że jesteś reinkarnacją Slytherina. I…

Przestań!

Nie - powiedział Dash, wystawiając swoje kły przy policzku Harry’ego. Ktoś, kto widział twoje wspomnienia, musi cię przekonać o tym, bo inaczej nigdy nie będziesz słuchać.

Harry już miał na to odpowiedzieć, kiedy zdał sobie sprawę, że Syriusz wyjął swoją różdżkę. Wtedy zrozumiał dlaczego to zrobił. Potrząsnął głową i szybko uniósł ręce do góry.

— Nie! W porządku! Dash nie zamierzał mnie zaatakować. Właśnie się pokłóciliśmy.

— Mógł cię ugryźć — powiedział Syriusz niskim i okropnym głosem. Nie odrywał wzroku od pyska Dasha.

— Tak, ale nawet jeśliby to zrobił, jego trucizna jest rozcieńczona — powiedział zdesperowany Harry, by usunąć dziwi wyraz twarzy Syriusza. — Nie skrzywdziłby mnie zbytnio.

— Nie chcę, żebyś w ogóle był skrzywdzony — powiedział Syriusz i schował z powrotem różdżkę do kabury. Warczał trochę i Harry obawiał się, że przemieni się w psa i przeskoczy przez stół, aby zaatakować Dasha.

— Wiem — powiedział Harry, najłagodniej jak tylko mógł. — I to jest miłe. Ale on mnie nie skrzywdzi. Nigdy by tego nie zrobił. — Syriusz dalej wyglądał na wściekłego, a Harry tracił panowanie nad sobą. — Jeśli nie chcesz, aby ktokolwiek mnie skrzywdził, to przestaniesz.

Syriusz zamrugał i spojrzał na niego zmartwiony.

— Szczeniaku?

— Przestań… przestań gapić się na Dasha, jakbyś go nienawidził. — Harry opadł z powrotem na krzesło, obejmując ramionami bazyliszka. Cały jego apetyt zniknął. — To właśnie mnie boli. Myślenie, że wasza dwójka nigdy się nie dogada.

Dogadam się z nim, jeśli przestanie sądzić, że cię korumpuje, czy cokolwiek czego się boi. Dash brzmiał tak formalnie tylko wtedy, gdy był zdenerwowany. Harry przechylił głowę na bok, tak że bazyliszek był rozgrzewany zarówno przez jego podbródek, jak i ramię, które znalazło się między nimi. Dash wisiał sztywno przez sekundę, jakby miał zamiar odmówić pocieszenia, a potem westchnął i musnął językiem policzek Harry’ego. W porządku. Puść mnie.

Harry to zrobił, a Dash owinął się wokół jego szyi niczym kołnierz, podczas gdy Syriusz westchnął i powiedział:

— Okej, szczeniaku. Zrobię, co będę mógł. Ciężko jest odejść od myślenia o wężach jako symbolu zła i myślenia o bazyliszkach jako niebezpiecznych, a potem znaleźć jednego, który łasi się do mojego chrześniaka.

— Czy węże są symbolem zła z powodów, dla których mugole uważają, że są? — zapytał Harry i otrzymał niezrozumiałe spojrzenie. Na tak. Syriusz nie wychowywał się w mugolskim świecie. — A może są złe, bo są symbolem Slytherinu?

— Nie są do końca złe — powiedział Syriusz. — Jedynie nie spodziewałem się, że będziesz miał jednego.

— Cóż, rozumiem — stwierdził Harry i spojrzał w dół, gdzie wciąż trzymał rękę na szyi Dasha.

Dash poruszał głową w przód i w tył, jakby chciał zachęcić Harry’ego do pogłaskania go, ale Harry miał teraz kłopoty. Nie chodziło nawet o to, że Syriusz go obserwował. To dlatego, że Harry czuł, że to wszystko jest istotne, ma ogromne znaczenie, ale…

Ale nie wiedział dlaczego. I nie miał pojęcia, czy powinien postąpić słusznie i jaka rzecz była słuszna. Wiedział, że dobrze zrobił idąc do Snape’a i dziękując mu za rolę, jaką odegrał w uwolnieniu Syriusza. Ale poza tym?

To tak, jakby ludzie rozmawialiby o mnie i nagle zamilkli, kiedy wszedłem do pokoju, a mimo to oczekiwaliby, że wiem, o czym mówili.

Będę twoim partnerem do rozmowy - powiedział Dash, a jego determinacja sprawiła, że Harry się uśmiechnął.

Wziął głęboki oddech i powiedział jedynie:

— Ale i tak mnie lubisz? Zgadza się? I możesz znieść Dasha? — dodał ponieważ Syriusz już otwierał usta, a Harry chciał się upewnić, że na wszystkie jego pytania udzielono odpowiedzi.

Syriusz przełknął ślinę jak Dudley, gdy bolał go brzuch i przez chwilę patrzył na Dasha. Potem skinął głową.

— Myślę, że mogę.

— W takim razie nie wydaje mi się, że muszę coś jeszcze powiedzieć — zdecydował Harry i wrócił do jedzenia ciastek.

Dopiero później, kiedy rozbierał się do łóżka, zdał sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie otrzymał odpowiedzi, dlaczego Syriusz chciał wiedzieć o jego lekcjach wróżbiarstwa.

OoO

Harry wetknął głowę zza drzwi sypialni Syriusza.

— Syriuszu?

Przez większość czasu Syriusz wstawał przed nim, przynajmniej w te święta. Harry wykorzystywał czas wolny od zajęć do spania i nie martwił się o prace domowe ani nic innego. Syriusz miał swoja magię i zdolność do rzucania zaklęć bez zwracania na siebie uwagi Ministerstwa. A czasami skrzat domowy przychodził z Hogwartu, przez co Harry nie musiał zajmować się żadnymi obowiązkami.

Ale tego ranka Syriusz spał, o czym dowodziło jego głośne chrapanie. Harry stał w miejscu i rzucał tęskne spojrzenie przez okno za łóżkiem Syriusza. Okna były w większości zaczarowane, ale niektóre z nich były po prostu zabezpieczone zaklęciami i pokazywały prawdziwy widok, a to było jedno z nich. Było chłodno, ale niebo było przejrzyste i niebieskie, idealne do latania. Przynajmniej jeśli Harry miałby na sobie najcieplejszy sprzęt do quidditcha, już by latał. Chciał wyjść i przetestować nową Błyskawicę, którą dał mu Syriusz.

Na pewno wszystko będzie w porządku - powiedział Dash, owijając się wokół jego kostek. Będę go obserwował i powiem, kiedy masz wrócić.

Harry znów się zawahał. Ale pomyślał, że Syriuszowi może się spodobać, jeśli złamie trochę zasad. Zawsze powtarzał, że Harry jest zbyt ułożony i porządny. Prawdopodobnie to wpływ Hermiony uczynił go takim.

Dlatego też Harry pobiegł do swojej sypialni po Błyskawicę.

Zatrzymał się, gdy zobaczył ciemnozieloną paczkę leżącą na jego łóżku. Zastanawiał się przez chwilę, czy to prezent od Dumbledore’a. W taki właśnie sposób dostał swoją pelerynę niewidkę na pierwszym roku, leżącą na widoku, bez śladu, jak się tam dostała.

Ale kiedy podniósł paczkę i odwrócił ją, nie było śladu żadnej notatki. Spojrzał na Dasha, który wpełzł za nim przez drzwi.

— Co myślisz? — wyszeptał. — Czy to bezpieczne?

Język Dasha zamigotał w powietrzu, a chwilę później powiedział: Pachnie jak materiał. A także jak lochy Snape’a. Nie sądzę, żeby to było niebezpieczne.

Nie sądzisz - mruknął Harry, ale odpakował paczkę.

To była peleryna i przez jeden zdumiony moment, Harry zastanawiał się, czy ktoś wziął jego pelerynę niewidkę i zmienił jej kolor na zielony. Ale materiał nie sprawił, że jego ręce zniknęły, gdy na nie opadł, a sekundę później Harry potrząsnął głową i powiedział sobie, żeby nie był takim głupcem. To była zwykła peleryna. Była miła w dotyku, gruba i ciepła. Harry podejrzewał, że dobrze ochroni go przed wiatrem, kiedy będzie latał na miotle, ale mimo wszystko był to zwyczajny płaszcz.

Co sprawiło, że zaczął się zastanawiać, dlaczego ktoś zadawałby sobie takie trudy, by przemycić pelerynę do jego pokoju i czy powinien być podejrzliwy.

Jest coś jeszcze - powiedział Dash i owinął się wokół kawałka papieru, który spadł z dnia opakowania paczki na podłogę. Poddał go Harry’emu, trzymając notkę w swoim zwoju.

Chociaż znał pismo i nie sądził, żeby Snape próbował umieścić truciznę na wiadomości, to i tak Harry wziął ją ostrożnie.

Peleryna jest prezentem świątecznym. Użyłem na niej zaklęcia nietykalności. Powinna odbijać większość zaklęć, które uderzą w ciebie z zamiarem wyrządzenia krzywdy, o ile przynajmniej część niej będzie cię dotykała. Używaj jej mądrze.

A pod tym był podpis Snape’a, chociaż był mały i ciasny, jakby Snape pisał go bardzo szybko.

Harry wypuścił chwiejny oddech i spojrzał na pelerynę. To było coś, co miało go chronić. Nie sądził, żeby coś się za tym kryło. Snape prawdopodobnie dał mu to tylko po to, żeby mu coś podarować, bez drwin wymierzonym w Dumbledore’a czy Syriusza. Harry nawet nie sądził, że notatka brzmiąca jak ta, którą dał mu Dumbledore ze swoją peleryną niewidką była spiskiem. Prawdopodobnie to był tylko zbieg okoliczności.

Z drugiej strony…

Peleryna była zielona. Syriusz mógłby nie przejmować się zbytnio, gdyby zobaczył Harry’ego noszącego ją, o ile nie wiedział, skąd się to wzięło, ale Harry był świadomy, że kolor był przesłaniem.

Po raz kolejny była to wiadomość, ale był zbyt głupi, aby ją zrozumieć.

Chce cię chronić i chce myśleć o tobie jako częściowo o ślizgonie. Dash powiedział to z długim, ludzkim ziewnięciem, które wskazywało na jego niezwykłą cierpliwość, przynajmniej tak wynikało z szumu jego myśli w umyśle Harry’ego. Nie rozumiem, dlaczego to takie trudne.

— Mogę zrozumieć, że chce mnie chronić — wyszeptał Harry przesuwając materiał peleryny w rękach. Dziwnie było myśleć o Snape’ie w ten sposób po tym, jak jawił mu się jako złoczyńca w pierwszym roku i jego obraz był niewiele lepszy w zeszłym, ale mógł. — To… wiedział przez rok, że mogę mówić w wężomowie i nie przeszkadzało mu to. Nigdy…

Nigdy go to nie dotyczyło? Wydawało się, że go to nie obchodzi? Głos Dasha był delikatny, gdy położył głowę na stopie Harry’ego patrząc na niego ukrytymi, żółtymi ślepiami.

— Tak — wyszeptał Harry.

Pochylił się i dotknął pióropusza Dasha. Dlaczego teraz? - kontynuował w myślach, ponieważ ostatnią rzeczą jakiej pragnął, było to, żeby Syriusz się obudził i usłyszał tę rozmowę. To pewnie dlatego, że Syriusz wrócił i chce z nim konkurować.

Sądziłem, że czujesz się zraniony, ponieważ wcześniej go to nie obchodziło - stwierdził Dash, brzmiąc na zdziwionego. Nie wiedziałem, że tak o tym myślisz. Oczywiście ja stanowię różnicę. Nie wiedział wcześniej, że możesz związać się z bazyliszkiem.

Harry zmarszczył brwi. Ale Dash spojrzał na niego, a jego zarozumiałość była spokojna, nie przechwalająca się tak, jak zwykle.

Mam nadzieję, że nie sądzi, że jestem reinkarnacją Slytherina. Ta plotka zaczęła się pojawiać w niektórych gazetach.

Nie. Wątpię w to. Ogon Dasha owinął się wokół jego kostek, więc Harry potknąłby się, gdyby spróbował zrobić krok do przodu, ale wiedział, że Dash nie pozwoli mu upaść. Uważam, że myśli o tobie jako o czymś wyjątkowym. Kimś kogo trzeba chronić. To jedyny sposób w jaki może to zrobić, ponieważ nie jesteś pod jego ochroną tak jak ślizgoni.

Skończyło się na tym, że Harry pokręcił głową i powoli, z wahaniem, zarzucił pelerynę na ramiona. Żałował, że nie był pewien, w co pogrywa Snape, a co było rzeczywistością. Ale z drugiej strony miał te same myśli wobec Syriusza przez połowę czasu. Czuł, że powinien być podejrzliwy wobec pytań Syriusza dotyczących wróżbiarstwa, a potem poczuł się z tego powodu źle. I zastanawiał się nad zamkniętymi drzwiami niedaleko jego sypialni, a potem mówił sobie, że Syriusz miał prawo mieć własne sekrety we własnym domu, jeśli tego chciał.

Tylko, że to też mój dom.

Harry wziął głęboki wdechy i chwycił miotłę. Jeśli miał latać, zanim Syriusz się obudzi, to powinien już iść.

Dash nie tylko przyszedł z nim, popatrzeć jak lata, ale i zgodził się wejść na miotłę z Harry’m, czego zwykle nie robił. Harry był zachwycony lataniem z nim. Oznaczało to, że musiał wprowadzać poprawki, ponieważ Dash był nie tylko lekkim dodatkowym ciężarem dodanym do miotły, ale był także skłonny do poruszania się, aby znaleźć wygodną pozycję, co kierowało miotłę w nowe kierunki.

Ale warto było poczuć głowę Dasha na kolanach i przy sercu. Warto było nawet być zbesztany przez Syriusza, kiedy wylądował, chociaż mężczyzna wydawał się również zadowolony, że nie poprosił o pozwolenie, co sprawiło, że Harry zaczął zastanawiać się nad całym tym karceniem.

OoO

Kiedy Potter wrócił do szkoły po świętach Bożego Narodzenia mając na sobie pelerynę.

To był łut szczęścia, że Severus zobaczył go, zanim dostał się do wieży Gryffindora i zdjął ją. A przyjemność z tego widoku również była prawie przypadkowa. W końcu pożałował wysłania jej w chwili, gdy to zrobił. Myślał, że w ciągu dnia może odwiedzić go rozwścieczony Black, wrzeszczący o Smarkerusie zagrażającym jego chrześniakowi.

Zamiast tego otrzymał długie, rozmyślne spojrzenie Pottera, gdy przechodził obok niego i skinięcie głową. Severus odwzajemnił gest. Potter kierował się do zamku, ale zatrzymał się raz, by odwrócić się i wbić wzrok w Severusa, który stał przy bramie, aby sprowadzić uczniów, którzy mogli się ociągać lub niewytłumaczalnie opóźniać się na drodze do Hogsmeade.

Severus obejrzał się. Nie mógł nic powiedzieć, nie przy tak wielu spieszących się ludziach i być może Potter o tym wiedział lub to wyczuł. Chłopiec miał dobre instynkty ślizgona, kiedy zdecydował się ich użyć.

Jednak wiedza, że subtelność była konieczna, nie była tym samym, co bycie w tym dobrym. Harry wyszeptał podziękowania, tak wyraźnie otwierając usta, ze Severus mógł to zrozumieć stojąc zza drzew, a potem odwrócił się i pobiegł w stronę swoich przyjaciół, którzy wołali do niego ze strony szkoły.

Severus skinął mu głową i odsunął się w zamyśleniu na bok, aby obserwować rozwijającą się interakcję między dwoma gryfonami i ślizgonem.

Wyglądało na to, że Potter nadal mieszkał z Blackiem i musiał nie powiedzieć, skąd pochodzi peleryna, bo w przeciwnym wypadku Black zmusiłby go do zdjęcia jej lub porzucenia. A to oznaczało…

Być może spełni się życzenie Severusa dotyczące chłopca i ten znajdzie jakiś sposób na zbalansowanie pomiędzy Gryffindorem a Slytherinem.

Severus nie wiedział dokładnie, kim stanie się Potter, jeśli mu się uda. Był jednak pewien, że byłoby to coś nieskończenie większego, niż gdyby chłopiec dalej szedł niepodzielną ścieżką Gryffindoru.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyWto 19 Mar 2024, 22:39

Rozdział 18: Kręty szlak ognia

Czas po świętach Bożego Narodzenia był przynajmniej spokojny. Severus był za to wdzięczny. Nie wiedział, co by zrobił, gdyby wokół Pottera szykowała się nowa katastrofa, tak jak mogłoby się stać, gdyby powiedział Blackowi o pelerynie, albo gdyby jego bazyliszek wymknął się spod kontroli, albo gdyby Draco kontynuował swoją ścieżkę w kierunku…

W tym momencie Severus musiał przywrócić swój umysł do porządku. Nie wiedział, jaką ścieżką podążał Draco i żałował, że tego nie wie. Choćby dlatego, że Lucjusz i Narcyza oczekiwali, że coś zrobi, jeśli Draco wpadłby w kłopoty.

Ale Draco, jeśli nie otwarcie przyjaźnił się z Potterem, to przynajmniej nie sabotował go na eliksirach, nie szydził, gdy wspominano jego imię, i miał tendencję do odwracania rozmowy, gdy jego przyjaciele zaczęli się śmiać z braku umiejętności Pottera na zajęciach. I kilka razy Severus natknął się na dwóch chłopców stojących blisko siebie na korytarzu w lochach lub we wnęce na wyższych piętrach, kłócących się cicho o coś. Ale o to chodziło, cicho, nie głośno.

Severus był wdzięczny, że mógł zwrócić swoją uwagę z powrotem na nauczanie i opiekę nad swoim Domem oraz na inny, narastający problem, który nie miał nic wspólnego z Potter’em. W każdym razie tylko pośrednio z nim.

Severus zaczął usuwać świadomą ślepotę ze swoich oczu. Wiele zawdzięczał Albusowi za obronę przed zarzutami i pobytem w Azkabanie, które w przeciwnym razie nieuchronnie groziłyby mu po pierwszej wojnie. Pozwolił, by ten dług odwrócił jego wzrok od kilku rzeczy, które Albus zrobił od tamtej wojny.

Od wielu rzeczy. Jeśli miał być uczciwy, a starał się nim być. Ale wydawało się to najlepszym rozwiązaniem i był zadowolony, upewniając się, że uprzedzenia Albusa nie wpłynęły zbyt mocno na jego ślizgonów. Uczniowie w innych Domach mieli własne Głowy do walki o nich. Niech to zrobią.

Teraz jednak Severus miał pomysł płonący w jego umyśle jak żar i nie zgasł nawet wtedy, gdy próbował go zdusić nowymi badaniami nad eliksirami. Musiał wiedzieć, a to oznaczało, że będzie musiał się rozejrzeć, zajrzeć w mroczne zakamarki własnego umysłu, pomyśleć o tematach, których starał się unikać.

Nie pozwalał sobie na myśli, co by zrobił, gdyby znalazł prawdę. To zadanie musiało być wykonane jako pierwsze.

I może nadszedł czas, by zaakceptować fakt, że skoro był coś winien Albusowi, to był to dług, który spłacił z nawiązką, ucząc w szkole przez trzynaście lat. Być może nadszedł czas, aby choć raz pomyśleć o kimś, kto nie był ani Albusem, ani nim samym, ani Lily.

Severus nie był do końca dumny z osoby, w która przemienił go kontakt z Potter’em, ale chociaż często był dobry w transmutacji, nigdy nie był dobry w jej odwracaniu. Wydawało się, że będzie musiał żyć z taką samą słabością, jeśli chodziło o przemianę swojej duszy.

I podążał za tym, bez względu na to, dokąd go to prowadziło.

OoO
— To dziwne, że cały czas jesteś w pobliżu Malfoya, kolego — powiedział Ron, siadając obok Harry’ego i rzucając mu surowe spojrzenie.

Harry przewrócił oczami i odwrócił głowę, by spojrzeć na Hermionę.

— Czy zrozumiałaś, o czym profesor Lupin mówił dzisiejszego ranka?

Hermiona zamarła, jakby była królikiem przed drapieżnikiem, co było dziwne.

— O czym? — pisnęła, a potem złapała garść chleba, wpychając go sobie do ust.

Harry wpatrywał się w nią. Hermiona tego nie robiła. Zawsze beształa ich za wkładanie zbyt wielkich porcji do ust.

Pachnie na przestraszoną — powiedział Dash i ułożył się wygodnie wokół ramion Harry’ego, aby mógł spojrzeć krytycznym okiem na talerz z jedzeniem.

— Chodziło mi o to — powiedział powoli Harry, zastanawiając się, czy coś przeoczył i Lupin dał Hermionie tajne zadanie domowe — że nie zrozumiałem, co miał na myśli, mówiąc, iż nie ma dobrych olbrzymów. Hagrid jest nim po części, a jego mama musiała być przynajmniej trochę dobra, inaczej nie byłaby jego mamą, prawda? Zabiłaby jego ojca.

— Och! — powiedziała Hermiona i rozluźniła się tak bardzo, że Harry prawie sądził, że osunie się na krześle. — W porządku. Miał na myśli, że olbrzymi nie są dobrzy w sposób, w jaki my to widzimy. Nie mają moralnych debat ani filozofów. Czasami robią rzeczy, które przynoszą korzyści ludziom, ale zawsze odnoszą przy tym korzyści dla siebie. Mama Hagrida prawdopodobnie chciała być z jego ojcem i…

I zagłębiła się całkowicie w temat, wyjaśniając nawet wszystkie wątpliwości Harry’ego dotyczące olbrzymów. Ale trudno było powstrzymać dokuczliwą myśl, że sądziła, iż mówił o czymś innym i poczuła ulgę, gdy okazało się to nieprawdą.

Kluczem jest zapach — powiedział Dash i użył języka, by połaskotać Harry’ego w ucho. Nie miałbyś tylu pytań, gdybyś mógł wyczuć jej emocje.

Tak, ale lubię pewne tajemnice w moim życiu — odparł Harry i podniósł bułkę, która mógłby podzielić się z Dashem. Dashowi najbardziej smakowała z masłem, którego na szczęście nie brakowało. Dlaczego lubisz roztopione masło, a nie lubisz gotowanego mięsa?

Musisz także zwracać większą uwagę na wrażenia smakowe — stwierdził Dash i zacisnął szczęki wokół kawałka bułki, która podsunął mu Harry.

Harry zjadł trochę swojej połowy, obserwując Hermionę, zastanawiając się lekko.

OoO

Draco rozejrzał się podejrzliwie. To było dość niezwykłe, że Potter kazał Draco spotkać się z nim w bibliotece tuż przed ciszą nocną, zamiast o lepszym czasie w bardziej ukrytych miejscach, z których zwykle korzystali. Draco zastanawiał się, czy Potter nie planował go zdradzić i czy może za chwilę prefekt nie wyskoczy zza rogu, i zaciągnie Draco do jego Opiekuna Domu.

— Malfoy! Hej!

Draco odwrócił się powoli, a potem skinął głową i wycofał się z powrotem między regały, kiedy Potter otworzył usta, aby powiedzieć bezsensowne, wesołe rzeczy.

— Tutaj — mruknął. — Albo pani Prince zrobi coś drastycznego.

Nie chciał nawet sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby złapała kogoś w bibliotece po ciszy nocnej. O ile Draco wiedział, nikt nigdy nie odważył się zostać tak późno.

— Racja — powiedział Potter, ściszając głos i uśmiechając się do Draco.

Draco obejrzał się i westchnął lekko, przypominając sobie, że Potter był gryfonem. To było dopuszczalne, żeby uśmiechał się w sposób, w jaki Draco nie mógłby.

Łuska na jego nodze - cóż tak naprawdę na kostce, przylegająca tuż poniżej miejsca, w którym jego szaty muskały ją tam i z powrotem - wykonała lekki ruch na jego skórze, co czasem się zdarzało. Draco uznał, że to znak otuchy. Przyjąłby to.

— O czym chcesz rozmawiać? — wyszeptał Draco. — Nie mogę zostać długo. Nie chcę myśleć, co profesor Snape powiedziałby o tym mojemu ojcu.

Potter spojrzał na niego w zamyśleniu.

— Czy dużo rozmawia z twoimi rodzicami? Mówię o Snape. Nie sądzę, żeby McGonagall zwykle zwracała sobie głowę kontaktowaniem się z rodzicami.

Draco zmarszczył brwi. Jakim Opiekunem Domu była McGonagall? Uważał, że to naprawdę dziwne, jeśli przynajmniej nie rozmawiała z rodzicami, gdy ktoś wpadał w poważne kłopoty.

— Profesor Snape i mój ojciec… mieli wspólne interesy biznesowe. — Wiedział, że to było coś więcej, ale wybrał wyrażenie, którego użył jego ojciec, aby to wyjaśnić. — Prawdopodobnie rozmawia z nimi częściej niż z niektórymi innymi rodzicami. Wiem jednak, że mój ojciec byłby zdenerwowany, gdybym miał kłopoty, z jakiegokolwiek powodu.

— W takim razie przepraszam — wyszeptał Potter. — Ale muszę cię o coś zapytać i nie chciałem, żeby Ron i Hermiona o tym wiedzieli.

Draco skrzywił się. Weasley i Granger kilkakrotnie przerwali “przypadkowo” ich spotkania, wychodząc zza zakrętu i udając zaskoczenie, kiedy znaleźli Pottera i Draco razem. Draco był na tyle ekspertem od zazdrości, że rozpoznawał ją, kiedy ją widział, chociaż to nie czyniło go bardziej skłonnym do podziwiania tego u innych. Skinął głową.

— Możesz mi, więc od razu powiedzieć, o co chodzi? A potem przedyskutujemy to i wrócimy do łóżek.

— Racja — powiedział Potter. Westchnął. — Czy jest coś tajemniczego w profesorze Lupinie? Hermiona ostatnio dziwnie się zachowuje. Zadaję pytanie o Obronę Przed Czarną Magią, a ona zamiera i piszczy jak mysz.

Draco był zaskoczony. Nigdy nie spodziewał się tego pytania.

— Wiem, że profesor Snape go nie lubi — powiedział, ponieważ była to jedyna rzecz, o której mógł pomyśleć.

— Wiem o tym. To nie to — odpowiedział Potter i przesunął bazyliszka na ramieniu. Dash był tak cichy, że Draco nie zwracał na niego uwagi. W tym momencie jednak patrzył ze swoją zwykła zazdrością, jak Dash kładł ogon na klatce piersiowej Pottera i kołysał nim w tę z powrotem na kształt wahadła. — Słyszałem o tym, kiedy profesor Snape zeznawał na procesie Syriusza. To jest coś innego. Jest w nim coś dziwnego?

Draco przewrócił oczami.

— Pytasz czy informujesz?

— Pytam ciebie — powiedział Potter, a jego oczy błysnęły, gdy patrzył na Draco. Dumne i ciemnozielone. Draco musiał odwzajemnić się uśmiechem.

To był rodzaj wyzwania, które Potter zwykle oferował mu tylko podczas meczu quidditcha, a Draco przypomniał sobie, że w przyszłości może to zdarzyć się również w innych sytuacjach.

— Nic nie wiem — stwierdził Draco, a Potter wyglądał na lekko zawiedzionego. — Dlaczego sądziłeś, że będę wiedział? — Draco musiał zapytać. — Prawdopodobnie znasz Lupina lepiej niż ja. — Tak czy inaczej zakładał, że Lupin był przyjacielem Blacka i spędził kilka weekendów w towarzystwie Pottera, najwyraźniej ucząc go odpychania dementorów.

— Ponieważ jesteś ślizgonem, a ślizgoni znają sekrety — powiedział rzeczowo Potter. — I to profesor Lupin.

— A Granger nawet teraz cię poucza — mruknął Draco, a Potter parsknął, a potem posłał mu oślepiający uśmiech. Wzruszył ramionami. — Będę miał go na oku, ale na co dzień nie widzę w nim niczego niezwykłego. W każdym razie nie znam tajemnicy wężomowy i gdzie jest Komnata Tajemnic.

Potter spuścił wzrok.

— Powiedziałbym ci, gdzie się znajduje, gdybym nie sądził, że zechcesz tam po prostu zejść i się rozejrzeć. Gdybyś nie próbował znaleźć tunelu, w którym był Dash i zabrać dla siebie jajko.

Draco już miał na to ostro odpowiedzieć, kiedy Dash obrócił się w stronę końca regału, za którym byli schowani, i syknął. Potter odwrócił głowę, a wężomowa wypłynęła z jego ust płynnym strumieniu. Draco zadrżał. Dlaczego nie mogę tak mówić? - zadał sobie pytanie. Zaczęło się wydawać niesprawiedliwe nie tylko to, że Potter miał bazyliszka, a on nie, ale również to, że Potter urodził się jako wężousty, a Draco nie.

— Dash mówi, że ktoś nadchodzi — powiedział z napięciem Potter i wyciągnął coś, co błyszczało i migotało w ciemności.

Dziwne, ponieważ nie ma tutaj światłą - uznał Draco. Był zdumiony. Potter następnie naciągnął to coś na nich obu i Draco znalazł się przykucnięty w rozgwieżdżonej ciemności obok Pottera i jego bazyliszka.

— Peleryna niewidka — powiedział Draco i bał się, że w jego głosie było słychać lekkie zawodzenie. To było niesprawiedliwe. — Masz pelerynę niewidkę.

— Cicho! — wyszeptał Potter, szturchając Draco w żebra.

Draco zaczerpnął tchu, by poskarżyć się na to, a potem Dash syknął.

Draco powiedział sobie, że racjonalna rzecz biorąc pod uwagę, że słyszał ten syk bazyliszka kilka minut temu i jeśli to go nie uciszyło i nie sprawiło, że kupił sie ze strachu, to również ten syk nie powinien tego powodować. Ale nie można było zaprzeczyć, że robiło wrażenie. Uciszył się.

Na zewnątrz peleryny rozbrzmiały kroki, a potem lekki syk, który sprawił, że Draco podskoczył. Później zdał sobie sprawę, że to nie była wężomowa. To był ktoś, kto łapał oddech i rozglądał się ostrożnie, ale wypowiedź zawarta w syku.

Dłoń Pottera zacisnęła się na jego nadgarstku. Łuska na nodze drugiego chłopaka mrowiła. Draco poczuł płynne przesuwanie się łusek na swoim ramionach i prawie wyskoczył z krzykiem ze skóry, ale potem przypomniał sobie o Dashu i oparł się impulsowi. Mógł sobie jedynie wyobrazić szlaban, który dostałby, gdyby zareagował zbyt gwałtownie. Nie zamierzał jednak dać się złapać.

Rozległo się kilka zdezorientowanych dźwięków, a potem żółte ślepia na chwilę zabłysły na krawędzi półek. Draco znowu pomyślał, że to bazyliszek, a potem uspokoił się i rozpoznał w nich zwykłe kocie oczy. Pani Norris biegała tam i z powrotem przez minutę, ale albo nie mogła ich wystarczająco wywąchać, albo nie mogła sprawić, by Filch zrozumiał, że ktoś naprawdę tam był. Odbiegła, a Filch poszedł za nią.

Potter stał jeszcze przez chwilę nie poruszając się. Draco również trzymał się nieruchomo, zakładając, że Dash mówił Potterowi coś o tym, kogo wyczuł, albo że Potter miał większe doświadczenie w skradaniu się niż on i wiedział, ile czasu minie, zanim będą bezpieczni.

— W porządku, odszedł — powiedział w końcu Potter i odwrócił się, by spojrzeć na Draco pod peleryną. Jego twarz była odległa i słabo oświetlona, przynajmniej dopóki nie przywołał słabego światła na czubku swojej różdżki. Draco zamrugał, będąc pod wrażeniem. Widział Lumos Pottera i był bardzo silne, że Draco nie sądził, że wiedział, jak go osłabić. — Czy możesz sam wrócić do lochów? A może chcesz, żebym poszedł z tobą pod peleryną?

Draco już otwierał usta, by powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i oczywiście, że może pójść sam.

Z drugiej strony, jeśli Filch i pani Norris już szukali zabłąkanych uczniów, to było później, niż Draco sądził, a jego ojciec miałby coś do powiedzenia, gdyby Draco miał kłopoty z powodu swojej dumy.

Zawsze powtarzał Draco, że prawdziwa duma pochodzi ze zrozumienia i manipulowania sytuacjami na swoja korzyść. Nie wybaczyłby Draco, że tego nie zrobił.

— Tak, potrzebuję twojej eskorty — powiedział Draco, chociaż nienawidził przyznania się do tego, a potem dodał, aby odzyskać trochę godności: — To jest powód, dla którego nigdy nie zostałeś przyłapany na łamaniu zasad. Włóczysz się pod peleryną.

— Tak — powiedział Potter i wzruszył ramionami, kiedy Draco na niego spojrzał. — Nie zrobiłem nic szczególnie wspaniałego, aby ją zdobyć. Należała do mojego taty i Dumbledore dał mi ja jako prezent gwiazdkowy na pierwszym roku.

Draco przymknął oczy i potrząsnął głową. Jeśli Potter mówiąc to na głos, nie mógł zrozumieć jak niezwykłe to było - faworyzowanie przez dyrektora, otrzymując w ten sposób swoją pelerynę zamiast od rodziców - to Draco wiedział, że nie był go w stanie oświecić.

— Chodźmy.

OoO

Nie pachnie niczym szczególnym — powiedział Dash i umościł się tak, że jego głowa było w pobliżu stołu, na którym Harry przyglądał się uwiezionemu w klatce grindylowowi. Myślę, że ma na sobie zaklęcie, które maskuje jego zapach. Większość ludzi by o tym nie pomyślała. Jest sprytny.

Harry westchnął i potrząsnął głowa. Naprawdę powinien zrezygnować z prób zbadania profesora Lupina. Nie miał w tym roku zagadki do rozwiązania, tak jak miał do okrycia tajemnicę Nicholasa Flamela w pierwszym roku i Dziedzica Slytherina w zeszłym. Nie zawsze musiał istnieć sekret, który musiał poznać. Prawdopodobnie przypisywał zbyt wiele zachowaniu Hermiony tamtego dnia.

Tylko, że kiedy na nią spojrzał, to wpatrywała się z niepokojem w profesora Lupina. Harry podążył za jej wzrokiem. To prawda, że Lupin wyglądał raczej blado i na zmęczonego, ale to był jego regularny stan. Może miał jakąś chorobę, o której Hermiona dowiedziała się przypadkiem i martwiła się o niego.

To było takie sensowne! Harry rozluźnił się lekko. Hermiona pomyślałaby, że mówienie o tym komukolwiek było złe. Harry prawdopodobnie pomyślałby tak samo, gdyby sam się o tym dowiedział. I to miało sens biorąc pod uwagę dni, kiedy Lupin odwiedzał Syriusza i nie chciał uczyć Harry’ego. Syriusz prawdopodobnie o tym wiedział, ponieważ był starym przyjacielem Lupina.

Harry skinął głową. Może nie sądzili, że poradzi sobie z prawdą, albo że się zdenerwuje, bo będzie bał się zarażenia. Cóż, nie miał nic przeciwko czekaniu, aż zdecydują, że był wystarczająco dorosły, aby dowiedzieć się o tym. Nie byłby zniesmaczony, ale jeszcze o tym nie wiedzieli.

Dlaczego miałbyś czekać, aż ci powiedzą? — zapytał Dash, porzucając wysiłek, aby przestraszyć grindylowa na śmierć i owijając się z powrotem wokół szyi Harry’ego. Nigdy wcześniej nie byłeś w porządku z czymś takim.

Harry spojrzał na niego. To prawda, ale cóż, nie pomyślał o tym, dopóki Dash mu tego nie wskazał. Wszystko jest takie nowe — powiedział i ponownie pochylił się nad grindylow. Profesor Lupin powiedział im, że był sposób na oczarowanie ich bez użycia magii, aby stali się przyjaźni, ale Harry raczej w to nie wierzył. Gridylow syknął na niego i rzucił się na pręty klatki. Wiem, że Syriusz mnie kocha, ale czasami zadaję te dziwne pytania i byłby zdenerwowany peleryną, która przysłał mi Snape. Jeśli zmuszę go zbyt wcześnie do mówienia o sekrecie Lupina, to tylko bardziej go zdenerwuje. Muszę poczekać.

Dash milczał, zarówno mentalnie, jak i fizycznie, tak długo, że Harry w końcu zaczął zauważać, że grindylow nie warczał na niego, gdy nie uśmiechał się. Musiał zdusić radość, która chciała się ujawnić na jego twarzy. W porządku, może myśleli, że ludzie obnażający zęby im grożą? Zaczął zapisywać swoje spostrzeżenia.

Uważam, że powinieneś zacząć mniej martwić się o Syriusza — powiedział nagle Dash. Jeśli mu na tobie zależy, będzie się o ciebie troszczył, nawet jeśli zadasz niezręczne pytanie.

Harry wzruszył ramionami, czego Dash nienawidził, ponieważ niemalże zawsze go to zsuwało z jego miejsca. Tak, ale musi istnieć powód, dla którego jeszcze mi nie powiedzieli. Będę więc musiał poczekać.

W takim razie nie poprosisz mnie, żebym znów wyczuł prawdę z Lupina — powiedział Dash.

Harry przytaknął.

A także każesz Malfoyowi przestać go obserwować?

Harry zastanowił się. Minął prawie tydzień, odkąd widział się z Malfoyem w bibliotece i poprosił go o szpiegowanie Lupina. I to było faktyczne szpiegostwo. Harry poczuł się teraz zawstydzony. Zapomniał o tym, ponieważ nie był skoncentrowany na tej tajemnicy w każdej minucie dnia. Do dzisiaj nawet nie pomyślał o spytaniu Dasha, czy może wyczuć coś szczególnego od Lupina.

Tak, muszę z nim o tym porozmawiać.

Dash na dłuższą chwilę oparł brodę na ramieniu Harry’ego, co nie było czymś, co często robił, chyba że starał coś lepiej zobaczyć. Nie sądzę, że powinieneś akceptować każdego, kto cię okłamuje.

Harry ponownie wzruszył ramionami i powiedział: To ludzka rzecz i uśmiechnął się do Profesora Lupina, kiedy ten podszedł do jego ławki i zatrzymał się, by przejrzeć notatki Harry’ego.

— Bardzo dobrze, Harry — powiedział i uśmiechnął się do niego. — Jesteś na dobrej drodze. Pięć punktów dla Gryffindoru.

Odszedł, a Harry odprężył się. Profesor Lupin był naprawdę jego ulubionym nauczycielem, nawet jeśli miał sekrety. Każdy miał tajemnice. Harry chronił swoje własne.

To jest we mnie dobra rzecz — powiedział Dash. Odmawiam bycia sekretem.

OoO

Severus musiał wykorzystać wszystkie swoje umiejętności szpiegowskie, ale okazało się, że to był mniejszy problem, niż myślał. W końcu po wojnie nigdy tak naprawdę nie zintegrował się z powrotem w szkole lub w normalnym społeczeństwie. Żył jako niegodny zaufania, podejrzewany o bycie śmierciożercą, a potem jako znienawidzony profesor eliksirów. Chociaż jego koledzy po fachu byli w stanie się z nim dogadać, pracować z nim, nie wyciągnęli ręki w przyjaźni. Nikt nie był wystarczająco blisko Severusa, by zdać sobie sprawę, że zachowuje się inaczej, o ile robił to w subtelny sposób.

Severus powiedziałby kiedyś, że nikt oprócz Albusa, ale dyrektor wydawał się zajęty innymi sprawami, od czasu ponownego pojawienia się Blacka. A może, powinien powiedzieć Severus, od potencjalnego, częściowego buntu Potter’a.

Mimo to nie było to aż tak łatwe. Byli ludzie, którzy zauważyliby, gdyby pytał zbyt otwarcie o uczniów Hufflepuffu i Ravenclawu. Jedynym powodem, dla którego jego pytania dotyczące uczniów Gryffindoru mogły był łatwiej zaakceptowane, była rywalizacja między Domami. W szczególności Minerwa zjeżyła się i pospieszyła, aby bronić swoich podopiecznych, gdyby myślała, że Severus próbuje wpakować ich w kłopoty. Jego najlepszą taktyką było wygłaszanie niejasnych, szyderczych oświadczeń i przyglądanie się, co się stanie. Było to powolne, ale udało się.

Następnie musiał sprawdzić, czy podejrzani przez niego uczniowie odwiedzali gabinet dyrektora. W wielu przypadkach, tak jak u ślizgonów, nie było żadnych odwiedzin. Jeśli chodzi o uczniów z Gryffindoru Severus podejrzewał, że kilka z nich poszło do Albusa. Severus zastanawiał się przez chwilę, co się z nimi stało. Czy gryfoni załamali się, czy też dyrektor pouczał ich, uprzejmie i surowo, tak jak próbował to z Potter’em?
Było to niemożliwe do ustalenia, ale Severus przejrzał informacje i odnalazł wzorce.

Ostatnim krokiem było użycie najdelikatniejszego eliksiru prawdy na Poppy Pomfrey, który sprawił, że była trochę bardziej skłonna do włóczenia się, kiedy rozmawiała. Jeśli Severus nakierował ją na coś innego, na przykład na ułożenie w skrzyni eliksirów, które jej dostarczył, będzie mówiła i mówiła. Był to najbezpieczniejszy sposób na uzyskanie dostępu do informacji medycznych uczniów, ponieważ Severus z trudem mógł przeglądać akta otwarcie, a nie odważyłby się, rzucić zaklęcia na szafki.

Nie teraz. Może za jakiś czas.

Ale w końcu poszukiwania zostały zakończone i Severus był teraz pewien. Siedział tej nocy przy kominku w swoich komnatach, wpatrując się w filiżankę herbaty, zastanawiając się, czy nie powinien czuć większego triumfu zamiast… pustki.

Upewnił się, co do tego, co podejrzewał. Miał listę nazwisk, wszystkie starannie spisane, a następnie ukryte pod urokami, których Severus nie byłby w stanie cofnąć, gdyby nie był przy zdrowych zmysłach, lub pod wpływem Imperiusa. W całej szkole, być może tylko Filius mógłby je zdjąć, a Severus był pewien, że tego nie zrobi, nie, kiedy w jego własnym Dom było kilku podejrzanych przez Severusa uczniów.

Severus wziął głęboki oddech i zamknął oczy.

Wiedział teraz o innych uczniach, którzy byli maltretowani i zignorowani przez dyrektora. Albo nigdy o nich nie wiedział. Albo wzywał ich do swojego biura, rozmawiał, a potem odsyłał ich do domów.

Wiedział o dwudziestu dwóch. Może być ich więcej, ale w tym przypadku wybrał tych, których był pewien.

Dwudziestu trzech, jeśli dodać do listy Harry’ego Potter’a.

Severus otworzył oczy. Miał przed sobą trzy możliwości. Mógł skonfrontować się z Albusem, ale podejrzewał, że byłoby to daremne.

Mógł pójść do prasy, ale to z pewnością pociągałoby za sobą ujawnienie nazwisk, a wolałby tego nie robić.

Albo mógł znaleźć sojusznika, wystarczająco potężnego, by zmusić Albusa do zrobienia czegoś w tej sprawie. Kogoś, kto kiedyś był dla niego wiarygodnym zagrożeniem, chociaż teraz mogło tak nie być.

Severus wziął ostatni łyk Ognistej Whisky i wybrał.

Wezwał atrament oraz pergamin i zaczął pisać (bardzo) starannie sformułowany list do Lucjusza Malfoya.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyNie 31 Mar 2024, 14:43

Rozdział 19: Rozpal ogień

Pewnego dnia, blisko początku semestru wiosennego, Harry został w sali po zajęciach z Obrony przed Czarną Magią. Otrzymał zmęczony uśmiech profesora Lupina, gdy ociągał się z odłożeniem najnowszych stworzeń, które studiowali.

— Tak, Harry. Muszę powiedzieć, że nie musisz się martwić o ocenę z tego egzaminu. Twoja praktyczna praca była znakomita.

Harry rozpromienił się. Musiał przyznać, że było miło mieć nauczyciela, który bardzo go chwalił. McGonagall mówiła mu, kiedy dobrze sobie radził, a Flitwick czasami też to robił, ale wydawało się, że Harry po prostu nie był wystarczająco dobry na ich zajęciach, aby otrzymać wiele pochwał, a na innych był całkiem przeciętny.

Nie jesteś. Nie doceniasz swoich talentów.

Harry zignorował wtrącenie Dasha. To było miłe ze strony bazyliszka, ale nie oceniał talentów ludzi tak, jak Harry wiedział, że robili to profesorowie. Dla Dasha najważniejsze było to, że Harry był dobry w karmieniu go i głaskaniu.

Co jeszcze jest potrzebne?

Harry przewrócił oczami na zdumiony głos Dasha i prawie nie zauważył, że Lupin przyglądał mu się uważnie.

— Och, przepraszam — powiedział. — Tylko rozmawiam z Dashem, ale chciałem panu coś powiedzieć.

— Słucham? — powiedział Lupin.

Wydawał się zaskoczony. Cóż, Harry przypuszczał, że większość dzieciaków, które zostawały za lekcjach, chciały zadawać pytania, a nie rozmawiać na pewien temat.

Nie żeby Lupin i Syriusz zadali mu to pytanie, ale Harry wciąż był pewien, że może dać im odpowiedź, której szukali.

— Chcę, żeby pan wiedział, że bez względu na to, na co jesteś chory, mogę poczekać, aż mi o tym powiesz — powiedział. — Wiem, że możesz pomyśleć, że bałbym się to złapać lub zdenerwowałbym się, że jesteś chory. Ale nie będę. Poradzę sobie z takimi rzeczami. Wiem, jak to jest trzymać tajemnice.

Zanim Harry skończył, Lupin był tak blady, że nastolatek tak naprawdę nie potrzebował informacji, które pochodziły od Dasha, podnoszącego głowę i wysuwającego język, głoszącego: Pachnie przerażeniem. Ale i tak to doceniał.

— Co się dzieje, profesorze Lupin? — zapytał Harry.

Zastanawiał się teraz, czy się pomylił i to nie było choroba, ale coś innego. Ale nie mógł wymyślić niczego innego, co pasowało do tego, co wiedział - Milczenie Hermiony i podenerwowanie wokół tematu oraz nerwowe zachowanie Lupina.

— Kto…? — Lupin brzmiał, jakby nie mógł nabrać wystarczającej ilości powietrza. — Kto… ci powiedział, że jestem chory, Harry?

Nastolatek wiercił się nerwowo. Nie chciał wpędzić Hermiony w kłopoty. Ale z drugiej strony, przecież nic mu nie powiedziała. Harry właśnie się tego domyślił, obserwując ją.

— Muszę wiedzieć, kto ci powiedział. — Lupin opierał się o biurko, jakby ktoś odebrał mu wszelkie siły.

Posłał Harry’emu spojrzenie, które chłopiec czasami widywał w lustrze w łazience, kiedy został wypuszczony z szafki po długim czasie.

Harry wziął głęboki oddech. To było naprawdę ważne dla Lupina, więc Harry musiał powiedzieć prawdę.

— Właściwie nikt. Właśnie zauważyłem, że wyglądasz bardzo blado i że zdarzyło się to więcej niż raz. Nie mylę się? — Spojrzał niepewnie na Lupina, ale mężczyzna tylko odwzajemnił jego spojrzenie, przez chwilę wyglądając tak samo przyjemnie jak Snape. Harry spuścił wzrok. — Nie miałem… nie zamierzałem nikomu innemu o tym powiedzieć. Chciałem ci tylko powiedzieć, że możesz poczekać, aż będziesz gotowy mi o tym opowiedzieć.

Serce waliło mu niepewnie w piersi. Chciał, żeby to była wspaniała chwila, aby mógł pokazać Lupinowi, że był dorosły, a Syriusz i Lupin nie muszą się o niego martwić. I jakoś coś poszło nie tak.

Minęła długa chwila, zanim Lupin odchrząknął i wyprostował się, opierając się o biurko.

— Doceniam to, Harry.

Nie, nie prawda - pomyślał ponuro Harry, rzucając okiem na Lupina, a potem znów odwracając wzrok. Harry był dobry w stwierdzeniu, kiedy ktoś go okłamywał. A Lupin teraz to robił. Wydawał się być w potrzasku.

— Ale nie jestem chory — powiedział Lupin tak stanowczo, jakby chciał w to uwierzyć. Może tak było. Harry w końcu podniósł wzrok, ponieważ myślał, że Lupin nie będzie kontynuował, dopóki tego nie zrobi, a Lupin posłał mu mały, zachęcający uśmiech. — Ale masz rację, to tajemnica. To niebezpieczne. Proszę cię, abyś poczekał, aż ci o tym opowiem. Albo Syriusz.

— Tylko tego chciałem — mruknął Harry. — Powiedzieć ci, że poczekam. Wiesz, nie jestem jakimś plotkarskim dzieckiem. — Miał dość tych wszystkich plotek, które zawsze krążyły wokół niego i tych, które słyszał w zeszłym roku, kiedy wszyscy myśleli, że był zły. A przynajmniej wielu ludzi myślało, że taki był. Musiał jednak przyznać, że jego przyjaciele nie zwrócili się przeciwko niemu.

Nie jesteś dzieckiem
— powiedział Dash. Nie poruszał się, badając jedynie językiem powietrze. Harry miał wrażenie, że koncentrował się tak mocno, jak tylko mógł, aby zrozumieć ludzkie koncepcje wirujące wokół niego. To część problemu. Odwrócił głowę i szorstko trącił policzek Harry’ego, a nastolatek uśmiechnął się i położył dłoń na głowie Dasha.

— Wiem, że możesz poczekać — powiedział Lupin. — Oczywiście, że nie będziesz plotkować. Dziękuję, Harry.

Położył dłoń na ramieniu Harry’ego, ale drżała i była zimna oraz nie dawała takich samych uczuć tak jak wtedy gdy Lupin gratulował Harry’emu tego, jak dobrze sobie radził sobie na zajęciach polegających na przywołaniu patronusa.

Harry skinął głową i wymknął się z klasy, zdenerwowany i nie rozumiejąc, dlaczego tak się czuł. I nie mógł nawet porozmawiać o tym z Dashem, ponieważ czekali na niego Ron i Hermiona.

— Wpadłeś w kłopoty? — zapytał Ron, zajmując miejsce przy boku Harry’ego, gdy szli na kolację.

— Harry był tym, który chciał porozmawiać z profesorem Lupinem, Ron — warknęła natychmiast Hermiona. — Dlaczego miałby mieć kłopoty? Zapewne poprosił o dodatkowe korepetycje, ponieważ te, które miał przyniosły rezultaty. Prawda, Harry? — Spojrzała na przyjaciela.

Harry nie chciał ich okłamywać, ale nie mógł zdradzić sekretu Lupina, a to stanowiło wygodną przykrywkę. Zdołał się uśmiechnąć i skinąć głową.

— Tak, uważa, że może nauczyć mnie innych zaklęć obronnych, które mogą mi pomóc.

— Nie wiedziałem, że Harry chętnie poszedłby porozmawiać z nauczycielem — powiedział zdumiony Ron.

— Jest wielu ludzi, którzy mogliby z tego skorzystać — powiedziała Hermiona, spoglądając znacząco na Rona.

To spowodowało, że oboje znowu zaczęli się sprzeczać i Harry był za to wdzięczny. Mógłby teraz zapytać Dasha, jedynemu, któremu naprawdę ufał w tej chwili w całej tej sprawie. Czy uważasz, że powinienem być bardziej stanowczy?

Nie sądzę, że powiedziałby ci prawdę, gdybyś to zrobił. Dash nadal wydawał się skoncentrowany i zamyślony, mimo że rozmowa, którą musiał śledzić już się skończyła. Zajął również swoje ulubione miejsce wokół Harry’ego, z dużą ilością zwojów spoczywających na klatce Harry’ego i jednym wielkim z tyłu jego szyi, podczas gdy jego głowa unosiła się na wysokości brody nastolatka. Wydawał się bardzo przestraszony prawdą. Zastanawiam się dlaczego?

Harry był zdziwiony. Myślisz, że boi się swojej choroby i nie chce o tym rozmawiać? Była kiedyś w jego podstawówce nauczycielka, która schudła i męczyła się bardzo szybko, ale była bardzo opryskliwa dla wszystkich, którzy o tym wspomnieli. Wkrótce potem odeszła z pracy, a Harry usłyszał plotkę, że miała raka.

Druga część z pewnością jest prawdziwa.

I tym Harry musiał się zadowolić, ponieważ nawet Dash nie chciał już o tym rozmawiać. Byli tylko Ron i Hermiona. Dziewczyna mówiła im, że powinni zjeść zdrową kolację, a Ron żartował ze wszystkich rzeczy, których Harry może się dla nich dowiedzieć, na przykład pytania z nadchodzących egzaminów z Obrony przed Czarną Magią. W głowie Harry’ego, tam gdzie była jego więź, panowała cisza.

OoO

— List, który do mnie napisałeś, był raczej… zagadkowy, Severusie.

Severus nienawidził dramatycznych pauz, które Lucjusz zwykł stawiać w swoich zdaniach. Pokazał swoje niezadowolenie za pomocą wykrzywionych ust, kiedy nalewał herbatę. Lucjusz mógł zinterpretować to, jak tylko chciał. Wyglądało na to, że starszy mężczyzna w ogóle się tym nie przejął. Usiadł na krześle, które zwykle zajmował Severus, rozglądając się po pokoju, jakby chciał zobaczyć, co się zmieniło od czasu jego ostatniej wizyty.

— Musiał taki być — powiedział Severus, podając Lucjuszowi filiżankę, po czym odszedł, by usiąść po drugiej stronie pokoju. — Nie sądziłem, że przybędziesz tutaj, gdybym zawarł w nim prawdę.

Lucjusz znów zrobił tą dramatyczną pauzę, ale tym razem za pomocą spojrzenia, z którym Severus również nie mógł zbyt wiele zrobić.

— Musisz to wyjaśnić, mój przyjacielu — powiedział Lucjusz po chwili, odchylając się do tyłu, jakby usadawiał się wygodniej.

Severus, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zmiana pozycji w rzeczywistości zbliżyła rękę mężczyzny do kilku ukrytych broni. Prychnął.

— Wiem, jak bardzo nie dbasz o nikogo spoza kręgów czystej krwi.

— Bardzo zwracam na nich uwagę — powiedział Lucjusz i przez chwilę przyglądał się jednej ze swoich dłoni, jakby upewniając się, że jego paznokcie były czyste. — Na nich i ich godne pożałowania… interwencje w nasze życia.

Znowu pauza - pomyślał Severus, ale zdyscyplinował się i odrzucił na bok swoje rozdrażnienie. Przez lata radził sobie z gorszymi rzeczami niż znoszenie dziwactw Lucjusza, miał na przykład do czynienia z znoszeniem tortur przed Czarnym Panem. Jeśli mógł zrobić tamto, to i zniesie to.

— To jest interwencja w ich sprawie — powiedział Severus i patrzył, jak brwi Lucjusza drgnęły z zainteresowaniem, którego nie mógł kontrolować. — W każdym razie dla niektórych z nich. Ale jeśli konsekwencje rozprzestrzenią się tak daleko, jak sądzę, że będą, będzie to interwencja dla wielu.

— Może mógłbyś mi powiedzieć, co odkryłeś — powiedział Lucjusz — zamiast kontynuować tajemnicze wskazówki. Nie ma potrzeby wzbudzać mojego zainteresowania.

Severus skinął głową. Nadszedł czas.

— Daj mi chwilę.

Lucjusz tylko obserwował go z rosnącym zainteresowaniem i głodem, gdy Severus wznosił barierę wokół pokoi, dopóki nie zamknęły się one, tworząc lśniącą osłonę. Severus wplótł te zaklęcia w kamień swoich komnat dawno temu, kiedy wciąż miał paranoję, że Albus albo jeden z innych profesorów ze szkoły, wejdzie do jego pokoi, szukając jego sekretów. Tym razem mogło się to zdarzyć, więc dobrze było przypomnieć sobie właściwą sekwencję niewerbalnych zaklęć i obrazów, na których musiał się skupić w swojej głowie, aby hasła uwięzione w jego pamięci powróciły do świadomości.

Kiedy w końcu skończył z zestawieniem barier, które sprawiały, że jego komnaty praktycznie nie istniały, gdy reszta szkoły żyła swoim życiem przez następne kilka godzin, odwrócił się i stwierdził, ze Lucjusz przybrał nowy wyraz twarzy. Złączył razem koniuszki palców i skinął głową Severusowi.

— Więcej niż imponujące, stary przyjacielu — powiedział cicho Lucjusz. — Wiesz, mógłbyś dobrze zarobić, jako konsultant do spraw bezpieczeństwa, gdybyś tylko zechciał.

Jego spojrzenie i głos były ostrożne, a jego ton był niski, gdy wzrok miał utkwiony w Severusie. Snape posłała mu gorzki uśmiech w odpowiedzi. Teraz zastanawia się, gdzie mogłem zdobyć niektóre ze swoich umiejętności.

Oczywiście Lucjusz Malfoy odrobinę się o niego troszczył. Severus ponownie usiadł na krześle i powiedział:

— Wiem, że powiedziałem ci kiedyś, pod jakim względem Dumbledore zignorował moje… poprzednie życie. — Uznał, że jego pauza była taka sama jak w przypadku Lucjusza.

Cień przemknął po twarzy starszego czarodzieja, który skinął głową. Severus wiedział, że nie lubił o tym mówić, ale z innych powodów niż zwykły dyskomfort. Przypominał im obojgu o ich młodszych czasach jako śmierciożercach, a Lucjusz nie lubił przypominać Severusowi jego mugolskiego ojca. Uważał, że to wstydliwa znajomość, o której najlepiej zapomnieć.

Severus również nie lubił o tym wspominać, ale ponieważ Lucjusz już o tym wiedział, objawienie tego nie było niewybaczalną słabością, jaką w przeciwnym razie byłaby. Skłonił głowę i mruknął:

— Nie jestem jedynym, którego poprzednie życie zignorował.

Lucjusz wstrzymał oddech i usiadł na chwilę prościej, gapiąc się. Potem odchylił się na krześle i powiedział:

— Nie rzuciłbyś takiego oskarżenia pod adresem Draco.

Severus ostrożnie ukrył rozbawienie, że Lucjusz nawet zaryzykował skierowanie rozmowy w tamtym kierunku, ale potrząsnął głową.

— Nie, oczywiście, że nie. Nie, kiedy wiem, jak został wychowany — musiał dodać, obserwując, jak Lucjusz zmrużył oczy, a jego podejrzliwy umysł analizował słowa w poszukiwaniu śladu pułapki. — W większości są to mugolskie dzieci, chociaż trzeba doliczyć do tego również kilka półkrwi wychowanych w mugolskim świecie. I jedno dziecko czystej krwi. Członkowie wszystkich domów. — Severus przy każdym zdaniu stukał palcami, czekając, aż Lucjusz odpowie.

Lucjusz przez chwilę wpatrywał się w dal, z wyrazem uniesienia w ten irytujący sposób, który Severus często widywał. Czasami oznaczało to, że Lucjusz głęboko zastanawiał się, ale równie prawdopodobnie, że rozważał możliwości olśniewającej przyszłości pełnej martwych wrogów. W tym przypadku każda z tych możliwości przyniosłaby korzyści Severusowi, dlatego milczał.

Następnie Lucjusz odwrócił się do niego i powiedział:

— Wezwałeś mnie z tego powodu, ponieważ jestem członkiem Rady Gubernatorów Hogwartu.

Severus powoli skinął głową. Lucjusz został przywrócony na stanowisko w radzie krótko po nowym roku, chociaż miał pewne warunki dotyczące posiadanej przez niego władzy i nie był już prezesem. Wyglądało na to, że same pieniądze, które Lucjusz miał do dyspozycji, wystarczyły, by przezwyciężyć nawet urazy spowodowane groźbami.

— Wiesz, że nie mogę tego zrobić sam.

Severus uniósł brwi.

— Oczywiście, że nie. Ale jeśli pójdziesz do tych, którzy mogą i przedstawisz im swoją troskę o to, jak wiele niefortunnych spraw rodzinnych zostało zignorowanych przez dyrektora…

Lucjusz uśmiechnął się, ale w jego oczach pojawiło się dziwne światło.

— Dlaczego to teraz robisz, Severusie? Nie można pomścić własnych niefortunnych początków, a są w to zaangażowane dzieci, które nie są ślizgonami, inaczej wybralibyście inną drogę.

To była prawda. Jako Głowa Domu Slytherinu, Severus miał wiele różnych opcji. Był nieco zaskoczony samym sobą, że tego nie zrobił.

Ale jeśli nie znał odpowiedzi od razu, nie bardziej niż od razu wiedział, co chciał powiedzieć Potterowi podczas ich ostatniej katastrofalnej rozmowy, miał pewne pojęcie o tym, co musi się wydarzyć, o równowadze między prawdą a tym, co Lucjusz musiał usłyszeć.

Spędził chwilę przeszukując swój umysł, a potem skinął głową, kiedy był pewien, że znalazł odpowiednie słowa na swoją odpowiedź.

— Powiedziałeś, że nie mogę się zemścić. — Severus zerknął na Lucjusza. — Zakładam, że miałeś na myśli to, że mój ojciec nie żyje.

Lucjusz znów się poruszył. Była to jedyna oznaka jego dyskomfortu wywołała ujawnieniem tej myśli.

— Tak.

— Ale w tej sprawie poszedłem do Albusa, a on mnie zignorował — powiedział Severus. — Ignorował mnie, gdy inni próbowali mnie zmusić do zrobienia czegoś siłą, jednocześnie dając pierwszeństwo osobie, której sytuacja nie była gorsza od mojej — warknął lekko. — I jest ktoś, kogo ignoruje, kogo niedawno odkryłem, a kto ma ze mną wiele wspólnego.

Lucjusz uniósł brwi.

— A czy poznam imię tego dziecka?

Severus spojrzał mu w oczy.

— Jeśli dasz mi słowo, że nie będziesz próbował dążyć do natychmiastowej zemsty na nim, zamiast dążyć do naszych ważniejszych celów.

Lucjusz usadowił się wygodnie.

— Potter — powiedział. Jego głos znów stał się odległy, podobnie jak jego spojrzenie. Severus nie mógł stwierdzić, co czuł.

— Tak — potwierdził Severus. — Czy to było takie oczywiste?

— Tylko jeśli wiesz o mojej niedawnej historii z bachorem. — Lucjusz westchnął i potrząsnął głową. — Czy Potter w ogóle zgodzi się zeznawać na ten temat lub w jakikolwiek sposób wspierać? Wiem, że mnie nienawidzi. Wiem, że również ciebie nie lubi.

— Zamierzam wkrótce porozmawiać z nim w tej sprawie — powiedział Severus. Teraz, gdy miał już sprecyzowany plan, myślał, że następna rozmowa pójdzie lepiej. — I zaprzyjaźnia się z Draco. Myślę, że może potrafi współpracować.

Lucjusz rzucił mu niedowierzające spojrzenie.

— Jest gryfonem.

— Którego zignorował Dumbledore — powiedział chłodno Severus. — I kimś kto został prawie przydzielony do Slytherinu. — Przez chwilę cieszył się efektem ujawnienia tej informacji widocznym w napięciu szczęki Lucjusza, a potem dodał: — Poza tym, chociaż nie podoba mu się pomysł, że ktoś grzebie w jego przeszłości, jest na tyle gryfonem, by chcieć ratować innych. Dam mu na to szansę.

— Ale czy będzie chciał ujawnić swoje nazwisko? — Lucjusz odwrócił głowę na bok, jakby zapraszał Severusa, by spojrzał na jego fascynującą linię gardła. — Podobno unika prasy, zamiast kształtować ją według własnej woli.

— Potrzeba będzie się do niego zbliżyć we właściwy sposób — przyznał Severus. — Będzie mi łatwiej niż tobie, ale nie będzie to proste. Może minąć kilka miesięcy, zanim przedstawię to jako kwestię sprawiedliwości lub odwagi. Ale zezwolił na wywiad w Żonglerze, aby fakty o jego bazyliszku mogły się rozprzestrzenić. Jest gotów zrobić wszystko, co konieczne, aby złagodzić to, co uważa za ignorancję na temat tych, na których mu zależy.

— Ale tym razem nie zagraża to bezpośrednio jego bazyliszkowi. — Lucjusz zmarszczył brwi i zabębnił palcami o oparcie krzesła. — Przyznaję, że mógłbym wykorzystać te miesiące, aby porozmawiać z niektórymi bardziej niechętnymi członkami Rady i przeciągnąć ich na swoją stronę, ale czy Potter będzie gotowy do rozmowy nawet po tym?

— Wierzę, że do tego czasu możemy mieć większego sprzymierzeńca niż teraz — powiedział Severus i dodał, gdy Lucjusz rzucił mu krzywe spojrzenie. — Bazyliszek.

Lucjusz był zdumiony.

— A zatem jest inteligentny? I komunikuje się z Potterem przez prawdziwą więź?

— Z pewnością Draco już ci o tym powiedział — stwierdził zdziwiony Severus.

Draco spędzał z Potterem cały swój wolny czas, przynajmniej wtedy, gdy nie odrabiał prac domowych ani nie miał planów ze swoimi ślizgońskimi przyjaciółmi, i wciąż gadał w obsesyjny sposób na temat bazyliszka i wężomowy.

— Wiem, w co Draco chce wierzyć — powiedział Lucjusz i potrząsnął głową. — Jak udało mi się wychować syna, który jest romantykiem, Severusie? To musi być wpływ jego matki. Chce wierzyć, że prawdziwe więzy przyjaźni między czarodziejami i zwierzętami, i twierdzi, że to możliwe.

Severus sięgnął po filiżankę herbaty, chociaż nie miał na nią ochoty. Stanowiła jednak użyteczną tarczę dla jego uśmiechu. Dzień, w którym Lucjusz zdołałby go przekonać, że był mniej niż dumny z Draco, z wpływu Narcyzy na chłopca i tak dalej, był dniem, w którym Severus zabiłby się, ponieważ nie przetrwałby już na tym świecie ze swoją zdolnością do wykrywania kłamstw, która byłaby tak osłabiona.

— To prawdziwa więź — powiedział Severus. — Widziałem, jak bazyliszek wykonywał polecenia, by nie atakować przez wzgląd na Pottera i zgodził się, aby jego jad został rozcieńczony, a lustra, które zaczarował Dumbledore, aby obijały jego wzrok, krążyły wokół niego przez cały czas. A Potter śmieje się z komentarzy, które robi w jego głowie.

Oddech Lucjusza został wstrzymany. Severus przypuszczał, że potwierdzenie od dorosłego obserwatora zrobiło dla niego różnicę.

— Zatem… myślisz, że Slytherin… i prawie został przydzielony do naszego Domu…

— To nie to — powiedział chłodno Severus. Mówiąc o romantycznych skłonnościach, pomysł, że tylko Salazar Slytherin miał prawdziwą więź z bazyliszkiem, był nonsensem. Slythrin nie zostawiłby tych jaj w komnacie, w której Potter je odkrył, gdyby był jedynym, który mógł kiedykolwiek do nich wrócić i związać się z jednym z bazyliszków.

Chyba, że Potter był jego reinkarnacją.

Ale Severus nie przejmował się głupimi plotkami. I nie zachęcałby do tego również Lucjusza, który i tak wyglądał na lekko rozczarowanego, zanim skinął głową.

— Czy Potter również chce zemsty na Dumbledorze? — dodał Lucjusz, a potem westchnął i potrząsnął głową, zanim Severus mógł cokolwiek powiedzieć. — Byłoby to prawie zbyt pięknie, gdyby tak było.

— Nie jestem pewien — stwierdził ostrożnie Severus.

Uważał, że Potter nie ufał zbytnio dyrektorowi, ale z drugiej strony to Albus był tym, który zaaranżował proces Blacka, który przebiegł tak szybko. Możliwe, że Potter przyznał Albusowi pewne zasługi za to, że był tym, który zapewnił, że został usunięty ze swojej agresywnej rodzinny i miał stały dom, do którego mógł się udać.

Jeśli cokolwiek mogło być stabilne, gdy Black był za to odpowiedzialny. Severus miał wątpliwości, co do zdolności Blacka do zapewnienia dziecku jakiegokolwiek emocjonalnego przewodnictwa i bardzo wątpił fakt, że Lupin przeszedł teraz którąś ze swoich nieszczęśliwych transformacji, gdzieś indziej niż w domu Blacka. Black powiedział, że pokój, w którym to się działo, był zamknięty, więc Harry nie mógł się do niego dostać, ale Severus zastanawiał się, czy zwrócił uwagę na to, że jego chrześniak sam dostał się do Komnaty Tajemnic.

— Musiałbym to sprawdzić — dodał Severus, żeby Lucjusz nie podejrzewał, że pogrążył się w rozmyślaniach, ani nie domagał sie więcej prawd, niż Severus mógł ujawnić w tej chwili. — Postaram się upewnić, co do tego.

Lucjusz spojrzał na niego badawczo, a potem skinął głową.

— To wszystko, o co mogę poprosić. — Wstał i dodał: — Jestem pewien, że rozumiesz, iż Potter nie będzie zadowolony ze współpracy z nami, kiedy dowie się, że pracuje ze mną.

Severus uniósł tylko brwi. Kilka minut temu nie obchodziło to Lucjusza. Wiedział Harry'ego jako dziecko i pionka, ważnego, ale nadającego się do pracy i poruszania się po planszy, nic więcej. Severus zastanawiał się, czy to ujawnienie prawdziwej więzi Harry'ego z bazyliszkiem spowodował zmianę w postępowaniu Lucjusza, czy coś innego.

— Rozumiem — powiedział Severus. — Czas pokaże, czy w ogóle uda mi się go do tego przekonać, czy też będziemy musieli spróbować innej taktyki.

— Na przykład wykorzystanie jednego z pozostałych dzieci?

Severus skinął głową. Był pewien, że któryś z pozostałych zaryzykuje ujawnienie swojej tożsamości, aby uciec przed okropną sytuacją. Ale żaden z nich nie przyciągnąłby tyle uwagi i śledztwo nie rozpoczęłoby się tak szybko, jak w przypadku Harry’ego.

I być może teraz, gdy Harry’emu już nie groził powrót do mugoli, poczuje się nieco spokojniejszy, bardziej gotowy do mówienia rzeczy, które trzymał dla siebie przez lata. Severus wciąż uważał, że kluczem będzie zabieganie o względy bazyliszka. Wiąż miał moc porozumienia się z Harry’m i zrozumienia go, jak nikt inny.

— Bardzo dobrze — powiedział Lucjusz. — Rozważ alternatywne plany. — Wstał i skierował się do drzwi, jednak zatrzymał się z ręką na klamce. — I Severusie? Bardzo dziękuję za zwrócenie mi na to uwagi.

Wyszedł, a Severus pochylił się na krześle i westchnął. Pomyślał, że miał znacznie bardziej delikatne zadanie, bez względu na to, jak Lucjusz musiał tańczyć wokół innych członków Rady Gubernatorów.

Zwłaszcza kiedy zaczął nazywać Pottera Harry’m, nawet jeśli tylko w myślach.

Odmawiam jednak nazywania bazyliszka jego śmiesznym imieniem - pomyślał surowo Severus i wstał, żeby odstawić filiżanki.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) EmptyWczoraj o 08:16

Rozdział 20: Wybuch iskier

— Remus powiedział mi, że pytałeś o jego chorobę, szczeniaku.

Harry wstrzymał oddech, gdy się odwrócił. To była konfrontacja, której się obawiał. Wrócił do domu na weekend, a Syriusz stał za stołem, wyglądając na zdenerwowanego.

Dash był w drugim pokoju. Harry pomyślał, że to może być jeden z powodów, dla których Syriusz teraz o tym wspominał. Ale gdy Harry się nad tym zastanawiał, Dash wślizgnął się przez próg jadalni i wpełzł po nodze Harry’ego jak strumień wody płynący w przeciwnym kierunku. Harry owinął rękę wokół szyi bazyliszka, trzymając ją tam z wdzięcznością.

Syriusz westchnął lekko.

— Czy on musi chodzić wszędzie tam gdzie ty?

— Tak — powiedział Harry i przez chwilę wpatrywał się w Syriusza. — Powinieneś to wiedzieć.

Syriusz narzekał na to wystarczająco często.

Wie o tym — powiedział Dash z tak dziką, tnącą intensywnością, że jego język wysunął się, mimo że nie powiedział tego na głos. Coś się zmieniło, jeśli chce z tobą porozmawiać na osobności.

— I tak później powiedziałbym mu wszystko — stwierdził Harry do Syriusza.

Mężczyzna z pewnością również o tym wiedział. Dash zwinął się z głową na biodrze Harry’ego i czekał. Harry również, ale Syriusz zachowywał się tak, jakby nie chciał kontynuować. Odchrząknął i odwrócił wzrok, jak ciotka Petunia, kiedy nie chciała przekazać wujkowi Vernonowi złych wieści.

Harry skrzywił się. Nigdy nie chciał myśleć w jednym kontekście o Dursley’ach i Syriuszu. Coś było bardzo nie tak, jeśli to robił.

— To prawda — powiedział niechętnie Syriusz. — W porządku. — Znowu spojrzał prosto na nastolatka. — Musisz zrozumieć, że to poważna sprawa, Harry.

Harry przełknął ślinę i skinął głową. Musiała tak być, skoro Syriusz nie miał nawet zamiaru wykorzystać szansy wykorzystania swojego ulubionego przezwiska wobec niego.

— Remus jest chory — powiedział Syriusz. — Był chory od dłuższego czasu. Nie jest to zaraźliwe, ale sprawia, że w niektórych momentach nie potrafi nad sobą panować i wygląda groźnie. — Syriusz mówił tak, jakby chciał odcisnąć każde słowo w umyślne Harry’ego, który skinął głowa, aby pokazać, że słucha. — Dokuczano mu za to w szkole. To jeden z powodów, dla których trzyma się z dala od wszystkich kilka dni w miesiącu. Cóż, tak naprawdę tylko w nocy. Za dnia jest słaby i blady, ale nic mu nie jest poza tym.

— Czyli nie chciał mi o tym mówić, bo wcześniej mu z tego powodu dokuczano? — zapytał z wahaniem Harry.

Chciał powiedzieć, że nie wyśmiewałby profesora Lupina, ale w głębi jego umysłu pobrzękiwała myśl, o tym co Dudley mu mówił w przeszłości. Nie chciał o tym rozmawiać, nawet jeśli oznaczało to, że nikt nie będzie się z nim droczył na ten temat.

— Tak — powiedział Syriusz i posłał Harry’emu promienny uśmiech, który sprawił, że Harry poczuł, że zrobił coś dobrze i zasłużył na pochwałę. — To jest dokładnie to. Nie chcę cię zrazić, ale to wciąż bardzo wrażliwy temat. Byli ludzie, którzy myśleli, że mogą się tym zarazić, chociaż nie było to możliwe, i dlatego nie powiedział o tym teraz żadnemu uczniowi. Ich rodzice mogą narzekać na to, a Lunatyk potrzebuje tej pracy.

Kiedy się nad tym zastanowił, Harry uznał, że rozumie, dlaczego profesor Lupin otrzymał to przezwisko. Zawsze wydawał się być chory w pobliżu pełni.

Zawsze zasługujesz na pochwałę — powiedział Dash dziwnie nieobecnym tonem, jakby miał być echem słów Syriusza, zamiast zwracać się do Harry’ego.

Harry dotknął pióropusza Dasha i odpowiedział: Wiem.

Potem głośno powiedział:

— No dobrze. Przepraszam, że o to pytałem. Pomyślałem tylko, iż powinien wiedzieć, że ktoś go wspiera. Nie obchodziłoby mnie to, nawet gdyby wyglądał naprawdę obrzydliwie.

Zawsze byli ludzie, którzy uważali, że był ohydny, ze swoją blizną, kiepskimi okularami i za dużym ubraniu.

— Musimy tylko wiedzieć jedną rzecz, Harry. — Syriusz przyszpilił go wzrokiem. — Czy kiedykolwiek komuś o tym powiedziałeś?

— To nie tak, że mógłbym powstrzymać Dasha od tej wiedzy — odparł Harry, a jego dłoń ponownie opadła na szyję Dasha.

— Och, oczywiście, że nie — powiedział Syriusz i lekko się uśmiechnął. — Nie martwię się o niego, ponieważ nie może plotkować z nikim innym.

Dash milczał w głowie Harry’ego i fizycznie, co Harry wiedział, że zawsze było złym znakiem. Ale zanim zdążył go oto zapytać, Syriusz ponownie się odezwał.

— Ale nie powiedziałeś nikomu innemu? Wiem, że jesteś blisko z Ronem i Hermioną, ale to bardzo prywatna sprawa.

— Sądzę, że Hermiona sama czegoś się domyśliła — powiedział Harry wzruszając ramionami. — Czasami wpatruje się w profesora Lupina i zachowuje się, jakby się o niego martwiła. Ale nie rozmawialiśmy na ten temat.

— Ta dziewczyna jest zbyt sprytna dla jej własnego dobra — mruknął Syriusz, co Harry za bardzo nie rozumiał. Przypuszczał, że Syriusz był trochę zirytowany, że Hermiona rozpoznała objawy choroby Lupina, kiedy nikt inny tego nie zrobił. — Dobrze, porozmawiam z nią, ale na razie musisz to ukryć przed Ronem, dobrze? Może w lecie będziemy mogli mu to wyjaśnić.

— Dobrze — powiedział Harry. Musiał również zapytać o coś innego, o coś o czym przypomniał mu komentarz o wakacjach. — Czy mogę zaprosić tutaj Hermionę i Rona na lato? Wiem, że naprawdę chcieliby odwiedzić Hogsmeade, zobaczyć mnie i sprawdzić, jak wygląda Hogwart, kiedy w pobliżu nie ma nikogo innego.

Spojrzenie Syriusza zmiękło. Wyciągnął rękę i potargał włosy Harry’ego.

— Jasne. Nigdy nie chciałbym trzymać się z dala od twoich przyjaciół, Harry.

Z wyjątkiem Malfoya — powiedział Dash, wysuwając język. Nie sądzę, żeby zaproponował, gdybyś chciał go zaprosić. Naszą przyjaźń również nie aprobuje.

Harry nie uważał, by odpowiadanie na to było dobrym pomysłem, więc po prostu uśmiechnął się do Syriusza i obszedł stół, żeby go przytulić.

— Dzięki. Dziękuję również, że się na mnie nie gniewałeś.

Czuł, jak Syriusz westchnął głęboko, trzymając go.

— Nigdy nie byłbym na ciebie zły za samo zadanie pytania — powiedział stanowczo. To sprawiało, że tak bardzo różnił się od Dursley’ów, że Harry miał ochotę krzyknąć ze szczęścia, ale powstrzymał się i spojrzał w górę, by zobaczyć Syriusza, który wciąż patrzył na niego z lekko głupim uśmiechem. — Właściwie cieszę się, że przyszedłeś i pytałeś o to Remusa. Prawdopodobnie wyjaśnilibyśmy ci to później, ale… Remus jest jednym z moich najstarszych przyjaciół i minęło dużo czasu, zanim dowiedziałem się, co się z nim dzieje. Jest z tego powodu mocno zawstydzony. Cieszę się, że teraz wiesz i może kiedy Remus będzie gotowy, pozwoli ci się zobaczyć w swoim gorszym stanie.

Harry skinął głową. Miał nadzieję, że profesor Lupin to zrobi. Musiał zrozumieć, że Harry wiedział o takich rzeczach i może mógłby nawet powiedzieć Lupinowi niektóre rzeczy o Dursley’ach, żeby wiedział, dlaczego Harry nie będzie się z niego naśmiewać.

Syriusz odsunął się i klepnął go w ramię.

— Co ty na to, że pójdziemy pograć w quidditcha?

Harry radośnie wybiegł na zewnątrz z Syriuszem. Pomyślał, że to dobrze, że obaj lubili quidditcha. To pocieszało ich obu, nawet jeśli Syriusz opowiadał mu historie o tacie czy nie, i zawsze rozładowywało napięcie, które odczuwali.

Jakieś napięcie?

Harry tym razem zostawił Dasha na ziemi, ale bazyliszek obserwował każdy ruch Harry’ego na miotle, nawet nie próbując przeszukać ogrodu w poszukiwaniu myszy i oczywiście mógł mówić w głowie nastolatka bez względu na to, jak daleko był.

Tak. To było wszystko, co Harry mógł wymyślić do powiedzenia. nie wiedział, dlaczego Dash był tak zdenerwowany tym, co powiedział Syriusz. W końcu było zrozumiałe, dlaczego Lupin chciał zachować informację o chorobie dla siebie, a Syriusz powiedział, że nie był zły.

Rozumiem to — powiedział Dash, co było szokiem, ponieważ nie używał zbyt często takich ludzkich wyrażeń.

Podszedł i jak zwykle owinął się wokół ramienia i klatki piersiowej Harry’ego, kiedy nastolatek ponownie wylądował na trawie i w ten sposób wrócił z nim do domu, i jak zwykle był wybredny podczas lunchu, debatując, czy naprawdę chce zjeść jedzenie, które zrobił Syriusz. Harry pogłaskał go po głowie i patrzył, jak Dash przymknął oczy w ekstazie. Doszedł do wniosku, ze Dash właśnie miał humorki. Ludzie mogli je mieć, dlaczego więc nie bazyliszki?

Ponieważ bazyliszki i ludzie różnią się od siebie — powiedział Dash i przez chwilę jego powieka drżała, tak jak wtedy, gdy przeżywał silne emocje. A obowiązkiem tego bazyliszka jest upewnienie się, że nie zostaniesz zraniony.

Harry zapytałby go, co miał na myśli, ale Syriusz zawołał w tym momencie z salonu:

— Pani Weasley właśnie zadzwoniła do mnie, Harry. Powiedziała, że Ron może tu przyjechać zamiast jechać na weekend do Hogsmeade i jest pewna, że Hermiona może również przyjechać. Chcesz, żeby wpadli po południu?

— Tak — powiedział Harry, a Dash znowu odpuścił.

OoO

Severus nie miał okazji porozmawiać z Harry’m przed świętami wielkanocnymi. Pośpiech w ocenianiu prac był częściowo za to odpowiedzialny, ale Severus znał siebie, tak jak mógł to zrobić tylko ktoś, kto musiał przeprowadzać długie, szczegółowe i bolesne analizy. Wiedział, że odkładał to w czasie.

Brak odpowiednich słów, by przekonać Harry’ego, by stanął w obronie innych maltretowanych dzieci, był tylko częścią tego.

Ale uczniowie wrócili z ostatniego weekendu w Hogsmeade i Severus wiedział, że to prawdopodobnie jego najlepsza szansa. Od ich ostatniej, nieprzyjemnej rozmowy upłynęło już wystarczająco dużo czasu, aby chłopiec chętniej mu wybaczył. I podczas gdy Lucjusz wciąż debatował i negocjował z Radą Gubernatorów, aby uwierzyli w jego nagłe zainteresowanie maltretowanymi mugolami, to Potter prawdopodobnie przeprowadzi się przed wakacjami.

Dlatego Severus odezwał się cicho, pewnego dnia, kiedy Harry miał opuścić salę po lekcjach eliksirów ze swoimi przyjaciółmi.

— Panie Potter, zostań.

Co dziwne, Draco zatrzymał się razem z Weasleyem i Granger, jakby myślał, że Harry może potrzebować ochrony przed Opiekunem swojego Domu. Severus spojrzał mu w oczy i potrząsnął głową, tak jak to robił, kiedy był bliski odebrania punktów Slytherinowi. Draco zmarszczył brwi, ale wyszedł. Przyjaciele Harry’ego szeptali do niego zaciekle.

Severus był wystarczająco blisko, by usłyszeć, jak Weasley mówił coś o Severusie jako o wampirze. Severus powstrzymał westchnienie. Czy ta stara plotka wciąż krążyła?

I to w szkole, w której pracuje prawdziwy wilkołak.

— Wiecie, gdzie jest pan Potter — przerwał tę bezużyteczną rozmowę. Może utrudnić to, co chciał powiedzieć Harry’emu, ale też potrzebował, żeby odeszli. — Możecie zgłosić jego tajemnicze zniknięcie, jeśli nie przyjdzie na następne zajęcia.

Weasley zaczerwienił się, chociaż był to czerwień wściekłości na krawędzi kłócenia się. Na szczęście Granger wybrała ten moment, by go odciągnąć, a Severus odwrócił się do Harry’ego i dodał:

— Przypuszczam, że nie muszę ci mówić, dokąd idziemy?

— Ponownie?

To było wszystko, co powiedział Harry. Jego twarz przybrała neutralny wyraz twarzy. Severus zamrugał. nie przypominał sobie, żeby Harry był mistrzem powstrzymywania wszelkich emocji, kiedy ostatni raz rozmawiali. Bazyliszek również nie obserwował go wtedy tak uważnie, wychylając głowę tuż pod brodą Harry’ego niczym śmiercionośny medalion.

Być może bazyliszek nauczył go kontrolować emocje - pomyślał Severus, kiwając głową, prowadząc Harry’ego korytarzem. Mam nadzieję, że nie jest to wywołane przebywaniem w pobliżu Blacka i znęcaniem się mężczyzny przez nieustanne postrzeganie ojca w synu.

Nie żeby sam tego nie robił. Ale środki, które teraz podejmował, były częścią procesu nadrabiającego to.

OoO

Tym razem Snape nie zaproponował herbaty. Harry sądził, że może to dlatego, że mężczyzna wiedział, że źle by to zniósł.

Sekundę później skrzywił się. Wiedział, że nigdy nie pomyślałby w ten sposób. Dwa miesiące temu, a może sześć, pomyślałby po prostu, że Snape był okropnym dupkiem i zostawiłby to na tym.

Być może nauczyłem cię kilku rzeczy — powiedział Dash, a jego język uderzył go na tyle mocno, że Harry podskoczył, ponieważ trochę to zapiekło. Podobnie jak Draco, chociaż jego nauczanie nie było świadome. Czy to taka zła rzecz?

Harry nie miał szansy na to odpowiedzieć, ponieważ Snape odwrócił się i przyjrzał mu się z intensywnym wyrazem twarzy, który upewnił Harry’ego, że ta rozmowa nie będzie dotyczyła jego pracy na zajęciach. A to pozostawiało tylko jedną rzecz, o która mogło chodzić.

— Nie — powiedział głośno, wstając.

Snape spojrzał na niego zdziwiony.

— Słucham?

Inną rzeczą, z której Harry nie był szczególnie zadowolony, była myśl, że Snape będzie udawać, że nie wiedział, o co chodzi. Harry zrobił długi krok w jego stronę, ignorując ostrzegawczy syk Dasha. W końcu Dash był tym, który by go ochronił, jeśli Snape cokolwiek by spróbował.

— Wiem, że chcesz ze mną porozmawiać o wypędzeniu Syriusza w kłopoty. Albo chcesz, żebym przyznał, że nigdy ci nie podziękował. Albo chcesz wciągnąć mnie w swoją wojnę z Dumbledorem. Tak czy inaczej, to nie zadziała. W porządku?

Snape uśmiechnął się i wyglądał… jak człowiek. Harry zamrugał w szoku. To był prawdziwy uśmiech, a nie tylko uśmieszek na myśl o pakowaniu kogoś w kłopoty lub ukaraniu ucznia. To wystarczyło, by Harry cofnął się i położył ochronnie dłoń na ciele Dasha, zastanawiając się, czy musi uciekać.

Przestań być śmieszny — powiedział Dash. I jest jeszcze coś, o co może chodzić, o czym nie wspomniałeś.

Harry był w trakcie pytania, co to może być, kiedy Snape westchnął ciężko i przyznał:

— Naprawdę chcę, żebym mi pomógł w walce z Dumbledorem, Harry. Jednak nie w sposób, w jaki myślisz.

— Nie chcę ingerować w wyniki prywatnej kłótni — powiedział sztywno Harry. — Wiem, że Syriusz potrafi być… czasami trudny, ale po prostu taki jest. — Prawie powiedział, że Syriusz był czasami głupi, ale nie mógł być tak nielojalny wobec Syriusza, nawet jeśli nigdy się o tym nie dowie. To on uratował Harry’ego. — Dorośli powinni sami radzić sobie ze swoimi problemami.

— Tak, zgadzam się — powiedział Snape z taką stanowczością, że ponownie zaskoczył Harry’ego. — Jednak w tym przypadku to inni uczniowie ucierpią, jeśli dorośli będą dalej radzić sobie sami. — Zawahał się, po czym dodał: — Konkretnie, Dumbledore.

Harry’emu zajęło chwilę zrozumienie tego. Przez chwilę myślał, że Snape mówił, że Dumbledore był uczniem, który cierpiałby, gdyby dorośli czegoś nie zrobili. Czuł się bardzo głupio, próbując zrozumieć, co mówią ślizgoni.

Nic dziwnego, że twoje własne myśli tak często wprowadzają cię w zakłopotanie — powiedział od niechcenia Dash.

Harry otworzył usta, by przynajmniej zaprotestować, ale Snape kontynuował naglącym, ale miękkim głosem.

— Mam powody, by sądzić, że nie jesteś pierwszym maltretowanym uczniem, którego Dumbledore zignorował, i nie jedynym, którego ignorowanie ujdzie mu na sucho, chyba że znajdziesz w sobie zdolność do zrobienia czegoś. Pomóż mi. Pomóż im.

Harry splótł ręce za plecami. Dzięki temu nie będą się one trzęsły. Dash w zamyśleniu przesunął część swojego ciała na nie, związując je i powstrzymując. Harry podziękował mu w myślach za to, a potem spojrzał Snape’owi w oczy.

— Nie byłem maltretowany.

— Nie znam w pełni charakteru i zakresu nadużycia — powiedział Snape — ale wiem, że byłeś.

Nie byłem.

— Twoi mugolscy krewni nie bardzo cię lubią — stwierdził Snape. — I skorzystałeś z szansy życia z ojcem chrzestnym, którego ledwo znałeś, nad szansą powrotu do nich. I znam… znałem twoją ciotkę jako dziecko. Nigdy nie powitałaby czarodzieja w swoim domu. Albo syna Lily będącego czarodziejem.

Snape wypowiedział ostatnie kilka słów przez zaciśnięte zęby. Harry spojrzał na niego ze zdumieniem. Zastanawiał się, dlaczego sama wzmianka o jego ciotce zdenerwowała Snape’a. Oczywiście, Harry czuł to samo, ale nie było mowy, żeby Snape zareagował tak samo z tych samych powodów, co on. A poza tym to, co mówił Snape było głupie.

Harry potrząsnął głową.

— Nie byłem maltretowany.

Snape otworzył usta, ale nagle Dash pojawił się przed Harry’m, kołysząc się w tył i w przód jak kobra. Harry widział, jak Snape zamarł, ale Dash stał naprzeciwko niego, a nie mężczyzny, więc Snape nie powinien się bać, że Dash go zaatakuje. Harry wiedział jednak również, że bazyliszek nie zaatakuje go, więc spojrzał na niego i powiedział głośno po angielsku, dla dobra Snape’a, ponieważ Dash mógł i tak wydobyć sens słów z jego myśli.

— Twój występ naśladujący kobrę nie działa na mnie.

Harry.

Harry zawahał się. Słyszał taki ton u Dasha tylko raz, kiedy rozmawiał z nim w Boże Narodzenie. Jego ogon owinął się mocniej wokół nadgarstka Harry’ego i pochylił się opierając swój nos o nos Harry’ego.

Harry przełknął ślinę. Nie bał się Dasha, ale obawiał się tego, co może powiedzieć. To było najbliżej, jak kiedykolwiek byli, najbardziej intymne i cóż… Harry chciał tylko wiedzieć, co będzie dalej.

Wiesz, że byłeś maltretowany — szepnął do niego Dash. Nie ma znaczenia, jak Snape się dowiedział o tym. Wiesz, że nie rozpowie tego dalej, bez twojej zgody. Harry lekko się skrzywił. Musiał przyznać, że była to część, której najbardziej się bał. Albo to, że Snape jakoś przekona go, żeby sam opowiedział o tym innym. Wiesz, że byłeś traktowany okrutnie. Szafka pod schodami, jedzenie i sposób, w jaki twój kuzyn był zachęcania do robienia z tobą tego, co chciał. Jak to nie jest nadużyciem?

Harry wpatrywał się w swoje stopy. Po prostu nie chce, żeby ktokolwiek wiedział. Wiedzą już o mnie wszystko inne. O tobie i mojej wężomowie oraz o wszystkich gównianych szczegółach mojego życia jako Chłopca-Który-Przeżył. Dlaczego mają się dowiedzieć również o tym?

Dash przycisnął swój policzek do jego, odwracając głowę tak, że jego łuski delikatnie drapały skórę Harry’ego. Mówiłem ci, że dobrą rzeczą we mnie jest to, że nie mogę być tajemnicą. Odmówiłem bycia, nawet gdyby to było możliwe. I będę cię strzegł przed każdym, kto spróbuje cię wykorzystać, gdy ta wiedza zostanie ujawniona. Jego ogon podniósł się i wskazał w kierunku Snape’a. Harry był niejasno świadomy, że Snape stał nieruchomo jak spetryfikowany i obserwował go. Ale nie musiał się tym teraz martwić. Nawet przed nim. Zawsze będziesz miał mnie po swojej stronie.

Harry przetarł dłonią oczy. Zaraz miał się rozpłakać, a nie chciał tego. Ale nie będziesz mógł powstrzymać ich od mówienia złych rzeczy. Albo litowania się nade mną.

Nie sądzę, że litość jest czymś złym. Mógłbyś z tego skorzystać, gdy byłeś dzieckiem. Ogon Dasha zacisnął się odrobinę mocniej wokół nadgarstka Harry’ego. A jeśli chodzi o mówienie złych rzeczy, mogę ich powstrzymać.

— Jak?

Harry powiedział to na głos, a Snape poruszył się lekko. Ale nie wykonał żadnego gestu ani nie powiedział nic innego. Harry był z tego zadowolony. Wiedział, że cokolwiek Snape powiedziałby, byłoby to za dużo z czym mógłby sobie teraz poradzić.

Czy zapomniałeś, że nadal mam truciznę, chociaż rozcieńczoną, i że mogę kogoś wystraszyć, grożąc, że na niego spojrzę? Dash opuścił głowę i drwiąca zatrzepotał powiekami. Harry usłyszał, jak Snape łapie oddech. Mogę sprawić im ból. Strach. Zakłopotać ich To nie to samo, co śmierć, ale dla niektórych jest to gorsze.

Harry tylko potrząsnął głową i szepnął:

— Zabraliby cię, gdybyś to zrobił.

Harry. Dash rozciągnął swoją pełną, lśniąca długość wzdłuż ramienia Harry’ego, a następnie w dół jego boku i na podłogę. Czasami Harry zapomniał, jak wielki był. Harry uświadomił sobie, że Dash był dłuższy niż wtedy, gdy się wykluł - miał teraz około dwóch metrów niż półtora. Jestem bazyliszkiem. Potrafię rzeczy, o których czarodzieje zapomnieli. Może nigdy nie wiedzieli. Wielu wężoustych nie zapisywało swoich rozmów z moim rodzajem.

Harry zmrużył oczy.

— Powiedziałeś, że nie wiesz zbyt wiele o Slytherinie, wężoustych i o swoim gatunku.

Tak było w momencie, gdy się wyklułem. Odkryłem, że wiedza o tym powoli pojawia się we mnie. Chociaż nie o Slytherinie, jajach i komorze lęgowej. Dash podniósł głowę. To jak inny język, który musiałem się nauczyć posługiwać, a teraz czuję, jak wspomnienia przenikają do mojej głowy. W żaden sposób nie mogą mnie odsunąć od ciebie, jeśli powiem, że nie chcę cię zostawić.

— Mogliby spróbować cię zabić — wyszeptał Harry. — Mogliby użyć miecz Gryffindora, tak jak ja użyłem na twoim… twoim bracie. — To był jedyny termin, jaki Harry mógł wymyślić dla bazyliszka w Komnacie.

Teraz, gdy już wiemy o tym, będziemy strzec się przed tą ewentualnością — powiedział spokojnie Dash. Czy teraz jest dobry moment, by wspomnieć, że nie bez powodu nazywają mnie Królem Węży? Mogę wezwać inne węże, a one przybędą, aby mi pomóc. Gdybym chciał, mógłbym mieć sąd. Chociaż myślę, że bycie u władzy jest głupie.

— Kiedy zamierzałeś o tym wspomnieć?

W odpowiednio dramatycznym momencie. Czy to był ten?

Harry zaśmiał się wbrew sobie, ale wiedział, że dźwięk, który z niego się wydobył był zabarwiony przerażeniem. Zamknął oczy i potrząsnął głową. Właśnie nie tak dawno cię odnalazłem. Nie mogę cię teraz stracić. Pomyślał, że wolałby stracić Syriusza niż Dasha. Bolało, ale to była prawda.

Nie dam się zabrać
— powiedział cicho Dash. Najgorsze co może się stać, Harry, to że opuścimy Wielką Brytanię. Znajdą cię tutaj. Wiedzą, kim jestem. Pójdziemy tam, gdzie w ogóle nas nie znają. Sekretne miejsca, które znają tylko węże.

Harry chciał mu zaufać, chciał wierzyć, że nic nie rozdzieli jego i Dasha, ale…

Mogą spróbować to zrobić. Dash wskazał to delikatnie, a jego język delikatnie pochwycił kilka łez z twarzy Harry’ego. Z jakiegokolwiek powodu. Ale musimy się z tym zmierzyć. I to jest właściwa rzecz, aby uzyskać sprawiedliwość za swoje nadużycia. Wiesz o tym. Właściwa rzecz dla ciebie, niezależnie od tego, czy Snape chce, żebyś zrobił to dla kogoś innego.

Harry pociągnął nosem. Potem poczuł się okropnie, robiąc to w obecności Snape’a, który by go upokorzył…

Przyznaj temu mężczyźnie pewną zasługę za inteligencję, Harry. Wie, że gdyby to zrobił, znalazłby moje kły w nodze.

Harry skinął głową i odczekał chwilę, aż Dash skończy zbierać jego łzy. Potem, ze swoim bazyliszkiem zwiniętym jakie jeden wielki węzeł pocieszenia na ramionach, Harry odwrócił się i spojrzał na Snape’a, po czym skinął głową.
— Zrobię to.

OoO

Severus przełknął ślinę. Był gotowy na wiele argumentów, które powinny przekonać nastolatka, ale bazyliszek zrobił to za niego.

Severus wątpił, by kiedykolwiek poznał dokładnie przebieg tej rozmowy. Ale z cichego, nieruchomego spojrzenie przyćmionych żółtych oczu wiedział o dwóch rzeczach.

Bazyliszek miał szansę zmienić się w niepowstrzymaną siłę.

I może równie dobrze zmienić Harry’ego w nią.

Mam nadzieję, że będę miał szansę pomocy w tym.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)   [HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155) Empty

Powrót do góry Go down
 
[HP][T][NZ] Brat bazyliszków [DM/HP] (20/155)
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Literatura & Ekranizacja :: Harry Potter :: Slash :: +12-
Skocz do: