~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [MCU][T][M] Szczenięcy pies przewodnik [MM/FN]

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1130
Rejestracja : 16/01/2015

[MCU][T][M] Szczenięcy pies przewodnik [MM/FN] Empty
PisanieTemat: [MCU][T][M] Szczenięcy pies przewodnik [MM/FN]   [MCU][T][M] Szczenięcy pies przewodnik [MM/FN] EmptyNie 25 Lut 2024, 10:42

Tytuł: Szczenięcy pies przewodnik
Oryginalny tytuł: Seeing Eye Puppy
Autor: Kryptaria, rayvanfox
Zgoda na tłumaczenie: Czekam
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Link: https://archiveofourown.org/works/4314456

Szczenięcy pies przewodnik

— To straszny pomysł! — krzyknęła Karen, podnosząc w emocjach głos, ale jej serce nie przyspieszyło.

Najwyraźniej straszny, nie oznaczało groźby utraty życia. Matt zamarł w progu budynku, w którym mieściło się biuro prawnicze. Zablokował wszystkie odczucia dotyczące tego, co rozgrywało się w innych apartamentach, aby lepiej zrozumieć, co dzieje się w jego własnym lokalu.

— Co masz na myśli mówiąc: „straszne”? To genialny pomysł! — zaskomlał Foggy, spokojny jak zawsze.

Dobra genetyka i zwyczaj chodzenia niż jeżdżenia utrzymywały jego ciśnienie krwi w normie mimo okropnej diety, chociaż bicie jego serca było zaskakująco wolne. Czy „straszny pomysł” polegał na przejściu na bezkofeinową kawę?

— Według której definicji słowa „genialny”? — odpowiedziała jak zwykle ostro Karen.

— Mam wykształcenie prawnicze. Jestem upoważniony do podjęcia tej decyzji. I jestem twoim szefem! Nie masz nic do roboty?

— Nie mamy klientów.

— Nie mamy nowych klientów. Wygraliśmy tę sprawę związaną z zatrudnieniem. Czy nie ma związanej z tym papierkowej roboty? — spytał nad hałasem… wody? Przelewanej kawy?

Matt pochylił głowę, starając się wychwycić niuanse.

Karen westchnęła.

— Tak i właśnie nasikał na te dokumenty.

Tak, to był zapach moczu. Co oni tam robili? Matt brał dwa stopnie na raz, a później starał się uspokoić swoje serce, zanim przekroczył próg drzwi.

— Cześć. Czy coś się stało? — spytał nad dźwiękiem papierowych ręczników, wycierających bałagan, który nie był na podłodze, ale na biurku Karen.

Nastała cisza. Nie, to nie była zupełna cisza. Istniał dźwięk… dyszenia. I zapach był niewłaściwy… mocz, szampon, trawa. Matt próbował nie wyjawić żadnych emocji, czekając, aż ktoś zacznie mówić.

— Uch — mruknęła w końcu Karen. — Cześć, Matt.

— Koleś, twoje poczucie czasu jest straszne — dodał Foggy nad szelestem papierowych ręczników, które wylądowały w koszu na śmieci obok biurka Karen.

Matt uznał, że trzeba wyrzucić śmieci, zanim całe biuro zacznie śmierdzieć.

— Foggy! — skarciła go Karen, nie podnosząc głosu. Była w tym dobra.

— Poznaj naszego nowego partnera. Teraz to Nelson, Murdock i… — Foggy zawahał się —…Faximillian.

Matt przesunął okulary na czoło, aby zacisnąć palce na mostku nosa. Czym na to zasłużył?

— Faximilian? Naprawdę? Foggy… — Podszedł ostrożnie do biurka i próbował ustalić, wielkość pomyłki przyjaciela. — Co ty sobie myślałeś?

Maximilian byłby zbyt mylący. Matt, Max. Zaoszczędziłem ci problemów. To była właściwa rzecz, nazwania go po mnie — oświadczył dumnie Foggy.

— A w dodatku wpatrywał się w faks — powiedziała ze śmiertelnie poważną miną Karen.

— Hej. Moja inspiracja nie jest najlepsza o tak wczesnych godzinach porannych. Ale, tutaj! Matt, spotkaj Faxxy’ego, twój nowy pies przewodnik!
Papier zaszeleścił, gdy Foggy podniósł z łatwością pachnącego trawą psa. Jakiego rodzaju „pies przewodnik” waży mniej niż dziesięć kilo?

I wtedy pies znalazł się w ramionach Matta w całej swojej krasie futra, ciepłego języka, krótkich nóżek i małego skomlenia. Chwila, to nie był pies. Matt umieścił dłoń pod zadkiem zwierzęcia, aby potwierdzić. Tak, to była ona. Poklepał jej głowę i poczuł oklapnięte uszy. Chwila, tylko jedno, drugie sterczało prosto na swoim miejscu. Boże, czy mogła być słodsza? Mała, roztrzepana i słodka niczym pączek. I miała być psem przewodnikiem? Nigdy nie będzie cięższa niż dziesięć lub piętnaście kilogramów.

— Ile ona ma miesięcy?

— Ona? — zapytał zaskoczony Foggy.

Oznaczało to, że nie zaadoptował Faxxy za pomocą legalnych metod inaczej byłyby odpowiednie papiery, a w nich zapis o sterylizacji.

— To dziewczynka — odpowiedział Matt. — Wierz mi.

Foggy poruszył się szybko, nie na tyle żeby Matt nie mógł tego przewidzieć, ale i tak pozwolił, by przyjaciel uderzył go w rękę, która znajdowała się na tyłku szczeniaka.

— Zabieraj rękę z jej krocza! — nakazał Foggy, zawsze będący rycerzem w lśniącej zbroi, gdy zaangażowana była dama.

Matt przesunął Faxxy na drugie ramię, po czym podniósł pojednawczo dłoń. Po tym zmienił swój chwyt na szczeniaku, zanim ponowił swoje pytanie.

— Ile ma miesięcy, Foggy?

— Trzy. Jest wystarczająco duża, żeby wytrzymać pracę w pełnym wymiarze czasu – powiedział Foggy, podchodząc wystarczająco blisko, by móc ją pogłaskać. Szczeniak wbrew prawom anatomii i fizyce, obrócił się wokół, starając się polizać jednocześnie Matta i Foggy’ego.

— Zsikała się na moje biurko! — zaprotestowała Karen.

— To jej pierwszy dzień! Nie oceniaj jej surowo. Matt, powiedz Karen, że będzie ona hardrockowa.

Zsikała się na moje biurko!

— Przepraszam cię za to, Karen. Foggy, ten szczeniak nie może być psem pracującym, dopóki nie przejdzie odpowiedniego szkolenia w ośrodku. To tyle.

Matt w tym momencie powinien oddać z powrotem Faxxy do Foggy’ego, ale nie poruszył się. Cała tylna część szczeniaka ruszała się, tak jakby jej mały, machający ogon wyginał ją na boki. Zaczęła podgryzać się jego palec, co było dziwnie przyjemnie wśród małych uszczypnięć bólu i… och.

— Jest ledwo w pełni wymiarowym psem — powiedział Foggy, obejmując ramieniem ramiona Matta. Jego druga ręka wciąż drapała Faxxy po plecach. Kiedy zawędrował blisko jej ogona, jedna z jej tylnych nóg zaczęła kopać żebra Matta. — Jak wielkim kłopotem mogłaby być?

— Wyprowadzanie psa nie jest zadaniem sekretarki — powiedziała Karen. — A odpowiedź na: „jak wielkim” to całkiem sporym. Foggy, daj mi znać, kiedy napiszesz od nowa te mokre dokumenty, żebym mogła je zapisać w odpowiednim folderze na serwerze.

— Niby ja? To zajmie cały dzień! Jestem zajęty domowym treningiem i załatwianiem wszystkiego. — Foggy objął dłońmi małe ciałko Faxxy.

Matt wciąż nie puścił szczeniaka.

— Karen ma rację, Foggy. Faxxy może zostać ze mną, dopóki nie skończysz tych dokumentów. Potem zaczniesz ją szkolić.

— Ale nie jest wyszkolona — mruknął Foggy rozsądnym tonem prawnika. Również nie puścił szczeniaka. — Co jeśli wejdzie ci pod nogi, a ty się potkniesz i uderzysz głową o róg biurka?

Wzdychając z irytacją, Matt powiedział, coś co Foggy już wiedział:

— Sam potrafię o siebie zadbać. — Zrzucając dłoń Foggy’ego z ciała Foxxy dodał: — Powinieneś pomóc Karen. Idź.

— A co jeśli zje twój terminarz napisany brajlem? — zapytał Foggy, co było śmieszne i Matt był pewien, że drugi mężczyzna był tego świadom.

Matt stał w milczeniu z poważną miną czekając, aż Foggy ustąpi. To było jak zawody w niemruganiu, ale bez kontaktu wzrokowego – dotyczyło to zarówno każdego z nich. Matt nie potrzebował wzroku, aby wiedzieć, że przyjaciel zamiast na niego patrzył na szczeniaka.

Czy już skradła jego serce? Czy to było tak łatwe dla każdego innego niż Matt?

— Albo twoją laskę? — zapytał Foggy, wciąż próbując. — Jeśli ją zje, to masz przekichane. Zostaniesz uwięziony przy swoim biurku. Możesz umrzeć z głodu.

— Mój Boże, Foggy — powiedziała Karen. Jej wypowiedź zakończyła się parsknięciem, gdy nie zdołała ukryć swojego rozbawienia.

Matt nie zaszczycił nawet tej desperackiej próby odpowiedzią. Po prostu ruszył do biura z Faxxy w ramionach i Foggy’m idącym za nim niczym… cóż, niczym jak zagubiony szczeniak.

OoO

— Oczywiste, że lubi peklowaną wołowinę — powiedział Foggy, podając Mattowi połowę kanapki owiniętą w marszczony papier woskowy. Zapach musztardy był intensywnym akompaniamentem do świeżo ciepłego chleba żytniego, który był jeszcze gorący. — Wszystkie psy lubią peklowaną wołowinę. Poza tym pochodzi z żydowskiej dzielnicy. Prawdopodobnie jest pół-żydówką.

Matt podniósł jedną brew, próbując powstrzymać swój uśmiech. Foggy przez cały ranek nie opuścił biura Matta. Jedynym wyjątkiem był czas, gdy wyszedł po kanapkę. Nie wykonali również żadnej pracy – nie, gdy istniał szczeniak, którego było trzeba pilnować przez cały czas.

Karen dała sobie z nimi spokój i przejęła biurko Foggy’ego, ale z otwartymi drzwiami pozostawała wciąż w zasięgu słuchu. Matt praktycznie mógł usłyszeć jak przewróciła oczami na oświadczenie Foggy’ego.

— Karen… — zawołał —…czy mogłabyś wyjaśnić różnicę między rasą o pochodzeniem etnicznym mojemu partnerowi?

Przeszła przez biuro, pachnąc gorącą kanapką, którą Foggy zaproponował jej jako formę łapówki. Odmówiła bycia przekupioną, ale i tak zaakceptowała przekąskę.

— Oczywiście — powiedziała, podchodząc do miejsca, gdzie Matt i Foggy siedzieli na podłodze razem z Faxxy, która bardzo interesowała się kanapkami. — W czasie gdy będę to robiła, to możesz oczyścić moje biurko. Chodź, Faxxy.

— Hej! Żadnego porwania psa! — zaprotestował Foggy, gdy Karen podniosła szczeniaka.

— To jej kolej, Foggy. W każdym razie muszę wykonać swoją pracę. A ty musisz posprzątać.

Matt wstał z podłogi i wskazał na biurko Karen. O wiele łatwiej było grać odpowiedzialnego, gdy wiedział, że Foggy by tego nie zrobił, gdyby nie popchnął go do tego.

— Ale obiad! — powiedział Nelson, kiedy wstał. Papier zaszeleścił, gdy przeniósł resztę kanapek z podłogi na biurko Matta. — Jest rosnącym dzieckiem. Musimy się upewnić, że dobrze się odżywia.

— Zajmę się tym — stwierdziła wesoło Karen. — I tak nie powinna jeść musztardy, a wasza dwójka zawsze za dużo ją nakłada na kanapki. Podzielę się z nią własną.

— Ale ona jest praktycznie moją siostrzenicą.

— Foggy. Biurko. — Matt odwrócił się, wiedząc, że jeśli będzie zachowywać się tak, jakby jego rozkazy będą przestrzegane, to zazwyczaj się tak działo. Dopiero, gdy Foggy westchnął na swoją porażkę i skierował się w stronę biurka Karen, jego słowa dotarły do niego. Oparł głowę o framugę drzwi i powiedział: — Siostrzenica?

— Z pewnością jest moją siostrzenicą — powiedział Foggy, obracając się na pięcie, by stanąć przed Mattem, zadowolony z tego, że ma usprawiedliwienie, że odwleka sprzątanie o kolejne dwie minuty. — Wygląda dokładnie jak ja.

Matt uśmiechnął się triumfalnie, bo właśnie przyjaciel wykopał sobie dół.

— Niby jak? Jak zaniedbany nerfopas?

— Ałć! — Buty Foggy’ego zaszurały, gdy zatoczył się dramatycznie do tyłu. — Karen! Daj mi tego szczeniaka! Potrzebuję bezwarunkowej miłości!

— W tej firmie? Śmiechu warte! — odpowiedziała, zanim zamknęła drzwi do biura Foggy’ego.

Foggy westchnął głęboko.

— Niezła zabawa, Matt. Teraz zamierza podważać naszego psa.

Nasz pies. Prawda wyszła na jaw. Szanse, że Faxxy zostanie psem przewodnikiem spadły praktycznie do zera.

— Ma większy wpływ niż którykolwiek z nas i dobrze o tym wiesz. Teraz idź pracować, Nelson.

— To jest dyskryminacja — oskarżył go Foggy.

— Zgłoś to później sędziemu. Po tym, jak sprawisz, że biurko Karen znów będzie funkcjonalne.

Matt wiedział, że lepiej nie spierać się o logikę z Foggy’m, ale Karen jeszcze się tego nie nauczyła.

— Jak u licha jest to dyskryminacja? — zawołała przez cienką ścianę wykonaną głównie z matowego szkła.

— Równe prawa do trzymania między dwoma domami! — odkrzyknął Foggy, a Karen wypchnęła śmiechem.

Próbując stłumić coś, co można było tylko nazwać chichotem, Matt powiedział:

— To nie ma cholernego sensu, Foggi. Niech obrona da już sobie spokój.

— Tylko dlatego, że Faxxy nie ma heteronormatywnej rodziny, nie oznacza, że nie jest uprawniona do właściwej opieki ze strony swoich dwóch psich rodzin.

Tym razem Karen roześmiała się tak bardzo, że Faxxy zaczęła szczekać.

Matt musiał zdjąć ciemne okulary, żeby uderzyć się płaską dłonią w twarz - nie z powodu absurdalnej natury argumentacji Foggy’ego, ale z powodu tego, jak urocza była. Przybrał coś przypominającego szyderczy wyraz twarzy i powiedział:

— Nasz szczeniak najwyraźniej ma trzecią żeńską matkę, która wykonuje teraz świetną robotę, więc okaż jej trochę szacunku i posprzątaj jej cholerne biurko.

Z tymi słowami zamknął drzwi i skierował się do swojego biurka.

— Nie myśl, że wygrałeś tę bitwę, Murdock! — krzyknął Foggy, choć kierował się w stronę biurka Karen. — Wyślę na ciebie służby!

Co służby pomyślałyby o ich małej wybranej rodzinie? - zastanawiał się Matt.

W jego mniemaniu byłoby to jak dzieci z plakatu w dziwacznym domu, ale wiedział, że to pobożne życzenia. Foggy lubił żartować, że są małżeństwem, ale to był tylko żart. Zdecydował się nie odpowiadać na drwiny Foggy’ego, mając nadzieje, że ktoś może skupić się na czymś innym niż ich szczeniaku i psio-podobnym człowieku w biurze.

OoO

Dzięki Bogu, Matt tak naprawdę nie potrzebował swojej laski. Rozplątał smycz z laski po raz piąty od wejścia do swojego budynku, po czym włożył rękę do kieszeni po klucze w chwili, gdy Faxxy biegała z jednej strony korytarza na drugą, węsząc gorliwie. Smycz owinęła się wokół kostek Matta i wytrąciła mu laskę z ręki. Kiedy spadła z brzękiem na podłogę, Faxxy zaatakowała ją z najbardziej uroczym, okrutnym warczeniem.

— Nie cieszysz się, że tu jestem? — powiedział żartobliwie Foggy z miejsca, w którym stał kilka metrów dalej, z ramionami pełnymi toreb z zakupami. — Beze mnie byłbyś wrakiem.

— Oczywiście — powiedział grobowo, zabierając laskę od Faxxy zanim zdążyła ją przeżuć. Odwrócił się i podał ją Foggy’emu, a kiedy ten w odpowiedzi tylko prychnął sfrustrowany, złożył laskę na pół i wsunął ją za kurkę Foggy’ego. — Trzymaj ją.

— Och, pewnie. Uczyńmy Foggy’ego jucznym mułem — jęknął Foggy, gdy Matt szukał kluczy. — Noszenie karmy dla psów, ciasteczek dla psów, piszczących zabawek, piłek tenisowych…

— To wszystko twoje zabawki. Jedynie czego chciałem, to jedzenie dla niej — powiedział Matt odblokowując zamek i otwierając drzwi. Nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, gdy powiedział: — Sam zgotowałeś sobie taki los, Nelson.

— Próbowałeś zawetować zabawki, bo jesteś nudny, Murdock — sprzeciwił się Foggy. Wszedł do mieszkania przed Mattem i Faxxy, zatrzymując się tylko po to, by wcisnąć łokciem włącznik światła, zanim poszedł do kuchni. — Nudny!

Czy Matt kiedykolwiek nie będzie oczarowany śmiesznością Foggy’ego? Odpowiedź była jasna, ale od czasu do czasu Matt miał nadzieję, że nie da się temu pokonać. Przynajmniej utrzymać odpowiedni wyraz twarzy. Wszedł za Foggy’m do środka i zamknął drzwi, po czym odpiął smycz Faxxy od jej nowej obroży.

— Właściwie wierzę, że jestem bardziej interesujący niż którakolwiek z zabawek, które kupiłeś, a jeśli dobrze wykonam swoją pracę, ona również będzie tak sądzić.

— O tak? — Było jedynym ostrzeżeniem, jakie dał mu Foggy, ale Matt nie potrzebował innego.

Usłyszał delikatny dźwięk skóry o plastik i poczuł zmianę ciśnienia powietrza, gdy Foggy próbował rzucić w niego jedną z piszczących zabawek. Wydała z siebie dźwięk umierającej kaczki, kiedy Matt ją złapał, a Faxxy podskoczyła zaskakująco wysoko z radosnym szczeknięciem.

Matt ścisnął ponownie zabawkę, wydając przeraźliwy dźwięk, po czym upuścił ją u swoich stóp, aby Faxxy mogła ją zaatakować.

— Dlaczego piszczące zabawki? Nienawidzisz mnie? Czy jesteś przeciwny idei snu?

— Nigdy nie śpisz — zakpił Foggy. — Masz piękne kobiety w swoim łóżku, a potem je wyrzucasz, żeby przez całą noc bawić się w anioła zemsty na ulicach. Jesteś jak żywy trup.

Komentarz o kobietach zabolał. Minęło dużo czasu, odkąd dzielił swoje łóżko z kimś innym - nawet Claire już go nie chciała. Ale Foggy nigdy na własną rękę nie porzuciłby pomysłu Matta jako playboya, a im dłużej to nie było prawdą, tym trudniej było go rozczarować. Matt próbować ukryć grymas i raz jeszcze ominął ten problem.

— Nawet superbohaterowie potrzebują odpoczynku, Foggy. Zwłaszcza, gdy mają codzienną pracę.

Foggy zaczął otwierać szafki, prawdopodobnie szukając miejsca, w którym mógłby schować jedzenie Faxxy.

— Tak, cóż. Teraz masz córkę, którą musisz się opiekować, więc ogranicz swoje hobby do powstrzymania przestępców nocą do minimum, tatusiu.

Czy to wszystko było podstępem, aby zatrzymać Matta w domu na noc? Słodycz tego gestu zrobiła się kwaśna w jego ustach z powodu oczywistej manipulacji.

— Myślałem, że właśnie dlatego robimy to. Nazywa się to współrodzicielstwo, drugi tatusiu.

— Acha! Czyli mam równe prawa w tym związku — powiedział Foggy triumfalnie, słysząc dźwięk szarpania przez Faxxy piszczącej zabawki.

Związku. Gdyby tylko.

— To ty wpakowałeś nas w ten bałagan. Nie pozwolę ci uniknąć odpowiedzialności za to. — Matt był potajemnie zadowolony, że znalazł wymówkę dla Foggy’ego, żeby ten był częściej w pobliżu. Teraz, gdy Matt nie musiał ukrywać swojej tożsamości Daredevila, Foggy mógł przyjść, kiedy tylko chciał. — Właściwie powinienem zrobić dla ciebie komplet kluczy.

— Tak, powinieneś — zgodził się surowo Foggy. — Właściwie… Hej. Niby jaki bałagan? Faxxy to nie bałagan. Jest urocza, tak jak ja!

— Wiem, Foggy — westchnął Matt.

— Och. — Foggy zamilkł. — Cóż, tak! I nie zapomnij o tym, Murdock.

Jak kiedykolwiek bym mógł.

OoO

— Myślę, że jest zepsuta — szepnął głośno Foggy do ucha Matta, pochylając się niezręcznie nad śpiącym, chrapiącym szczeniakiem, który znajdował się niedaleko. Nie żeby to powstrzymało Foggy’ego od oparcia się ciężko o ramię Matta. Było to spowodowane kilkoma piwami, którymi się raczył przy chińskim jedzeniu, które zamówili na kolację. — Czy ona powinna tak głośno chrapać? To o wiele za głośno jak na coś tak małego.

— Jest idealna — powiedział Matt, trącając Foggy’ego w ramię. — Nie bądź tak zaskoczony faktem, że nasza dziewczynka ma tak potężne chrapnięcia.

Alkohol i poczucie szczęścia sprawiły, że śmiech Foggy’ego zmienił się w chichot, któremu Matt nie mógł się oprzeć. Nienawidził siebie za to, że robił starą sztuczkę z ramieniem-na-oparciu-kanapy tylko po to, aby musnąć palcami ramię Foggy’ego.

I zadziałało pięknie. Foggy opadł na Matta, chociaż położył zapobiegawczo dłoń na ciele Faxxy, aby ją uspokoić, gdy prychnęła i sapnęła. Dźwięk był stłumiony przez poduszki kanapy, w których miała schowany pysk.

— Jest blondynką, tak jak ja — wyszeptał Foggy, z ustami zaledwie centymetr od ucha Matta. — Możemy ją ostrzyc na lwa.

— To okropny pomysł — powiedział natychmiast Matt, choć jego śmiech podważał jakikolwiek autorytet, jaki mogły mieć jego słowa. — Tak zły, jak twoje super długie włosy na studiach.

Z całkowitą powagą prawie pijanego prawnika, Foggy ostrzegł:

— Nie kpij z mojej fryzury.

— Tak jest lepiej — mruknął Matt, ryzykując muśnięciem dłonią, lekko gładząc potargane włosy za uchem Foggy’ego. Jednak zamiast odrzucić jego rękę, Foggy westchnął głośniej niż Faxxy chrapała.

— Oczywiście, że tak. Moje piękno tylko polepsza się przez lata. — Foggy uniósł nieco głowę. — Czy to ma sens?

Matt zastanowił się przez chwilę nad tym stwierdzeniem, wciąż przeczesując palcami włosy Foggy’ego.

— Jeśli mówisz, że stajesz się ładniejszy z wiekiem, to tak jest.

Foggy walną dłonią w pierś Matta.

— Ha. Co ty wiesz? Jesteś niewidomy, pamiętasz? A twój radar działa tylko na dziewczyny.

— Technicznie żadna z tych rzeczy…

Radar! — Foggy krzyknął to na tyle głośno, że Faxxy obudziła się ze zdziwionym parsknięciem.

Matt położył rękę na Faxxy, muskając przy tym nadgarstek Foggy’ego. Czy jego tętno podskoczyło? Dlaczego?

— Tak, Foggy. To miałem na myśli.

— Uch. Dziewczęcy sonar — powiedział z rozdrażnieniem Foggy, opadając z powrotem na ciało Matta. Ich połączony ciężar sprawił, że poduszki kanapy przechyliły się, do połowy zakopując Faxxy. Zamiast zaprotestować lub wygrzebać się spod nich, po prostu opuściła głowę i wróciła do snu. — Przynajmniej wiesz, że nasza córeczka jest ładna.

— Wiem o tym, bo powiedziałeś, że wygląda jak ty.

Wyjawił, zanim zdał sobie z tego sprawę, chociaż w chwili, gdy skończył mówić, zacisnął usta. Cholera. Może mógł wypić za dużo, chociaż miał tylko dwa piwa, a upojenie było okropną wymówką.

Foggy szykował się, by szturchnął Matta w żebra jednym palcem, ale zamiast uderzyć prosto, jego ręka prześlizgnęła się po łuku i skończył z dłonią na brzuchu Matta.

— Twierdzisz, że jestem psem?

Rozbawiony głos Foggy’ego był łagodniejszy niż zwykle i wpływał na zdolność Matta do oddychania.

— Nie — powiedział cicho.

— Rozumiesz, o co mi chodzi? — zapytał Foggy, klepiąc Matta po brzuchu, zamiast spróbować kolejnego szturchnięcia.

— Nie. — Ciepło dłoni Foggy’ego na jego brzuchu rozproszyło Matta do tego stopnia, że nie był już pewien, o czym rozmawiają. — Oboje jesteście ładni.

— Och. — Foggy przesunął się, by ułożyć się wygodniej, naciskając tak mocno na Matta, jak tylko mógł, nie narażając Faxxy na niebezpieczeństwo. Potem wypalił: — Hej! Tak, jesteśmy. Cha!

Matt potrząsnął głową. Nie było nic lepszego niż pijany Foggy, który sprawiał, że wszystko było zabawne. Głupie, ale wciąż zabawne.
— Ale twoje włosy są bardziej miękkie niż jej.

Matt nie mógł przestać go dotykać - tak puszyste i jedwabiste jednocześnie.

— No cóż. Nie jestem terierem. Powinieneś zobaczyć jej mamę. Wyglądała jak jedna z tych szorstkich rzeczy, których używa się do wyczyszczenia przypalonego jedzenia z patelni.

— Druciak? — Matt zmarszczył brwi na myśl o kłębku metalowej szczotki z nogami i ogonem. Potem roześmiał się. Jego mały palec zaplątał się we włosy Foggy’ego i przypadkowo za nie szarpnął. — Przepraszam. Czy mogę to zapleść?

— Zrób coś interesującego — powiedział Foggy, odsuwając się od Matta, pozostawiając go zimnym.

Co gorsza, Foggy podniósł Faxxy, odmawiając Mattowi nawet jej ciepła - ale potem obrócił się i rozciągnął się twarzą w dół na kanapie, z głową i klatką piersiową spoczywającymi na kolanach Matta z Faxxy na wpół zwisająca na krawędzi.

— Jezu, Foggy. Uważaj na dziecko — powiedział Matt, podnosząc Faxxy, przytulając ją do piersi. Podrapał ją za uszami, zastanawiając się, co zrobić z Foggy’m Nelsonem na swoich kolanach. Sytuacja było co najmniej niezręczna, a jeśli Foggy się poruszy, będzie to również bardzo zawstydzające. Ciepło i bliskość ciała Foggy’ego powodowała, że dolna połowa Matta reagowała w interesujący sposób. W bardzo zainteresowany sposób. — A to pozycja wcale nie ułatwia sprawy, kolego.

— Nie spałem całą noc — powiedział Foggy przy nodze Matta, a ciepło jego oddechu paliło przez zbyt cienkie spodnie garnituru Matta. — Dajże spokój.

— Czemu? — zapytał Matt, kładąc Faxxy na dole pleców Foggy’ego, po czym delikatnie przycisnął jej dolną partię, by utrzymać ją w bezruchu. — Czy to nie moja jurysdykcja?

Foggy nie podniósł głowy.

— Obserwowałem nasze dziecko! Ktoś musiał się upewnić, że nic jej nie będzie. Nie mogę po prostu zostawić ją samą w pierwszą noc w nowym miejscu. Jesteś bezdusznym draniem.

— Na pewno nawet szczenięta w pewnym momencie śpią. — Matt był pochłonięty myślą, że Foggy kupił wczoraj Faxxy dla niego lub dla siebie, wciąż nie było to jasne i dotrzymywał jej towarzystwa przez całą noc. A teraz był tutaj, u Matta, i gdyby pozostał dłużej, mógłby zostać na noc. Może Matt mógłby go uśpić, bawiąc się jego włosami, a wtedy Foggy nie byłby jutro bezużyteczny. Puścił Faxxy i przeczesał palcami obu rąk włosy Foggy’ego, chociaż kąt ten nie był nawet bliski optymalnego dla tego typu rzeczy. Cichym głosem dodał: — Myślę, że również nie potrzebują psów stróżujących.

Foggy sapnął w nogę Matta.

— Jest urocza, kiedy śpi — wymamrotał. — Nie mogłem oderwać wzroku. Zobaczysz. Będziesz… głaskać ją i trzymać przez całą noc. Jest taka urocza.

— Przekonamy się. — Matt już wiedział, kogo wolałby głaskać i trzymać przez całą noc, ale otrzymał już określone parametry dotyczącego dotykania, więc ostrożnie rozdzielił tył włosów Foggy’ego na środku i wziął połowę włosów w dłonie. — Jeśli chodzi o mnie, to ciężko oprzeć się zaśnięciu.

— Tak, jasne. — Foggy westchnął i przesunął się ponownie, układając się wygodnie. Faxxy już spała na jego plecach. — Zawsze nie śpisz, jesteś poza domem i zostajesz ranny. Martwię się o ciebie.

— Jestem tutaj, Foggy. — Matt nie zamierzał dziś wdawać się w kłótnię na temat Daredevila. Zdecydował już, że zrobi sobie wolny wieczór ze względu na Faxxy i Foggy’ego. Przeczesał palcami masę włosów w dłoniach, po czym podzielił je na trzy części. — A moje obrażenia zmniejszyły się, odkąd dostałem wzmocniony kostium.

— Którego nie widziałem — poskarżył się Foggy, choć wyszło to bardziej jak dudniący, zadowolony pomruk na nodze Matta. — A ty nigdzie nie idziesz, bo śpimy i jesteśmy cudowni, a obudzenie nas byłoby nielegalne.

Matt uśmiechnął się na znakomitą logikę Foggy’ego.

— Prawdziwe. Nie żebym mógł wstać, gdybym chciał — dokuczał, szybko zaplatając palcami krótki warkocz. — Co jest bardzo złe, bo potrzebuję gumki.

— Nie. — Matt słyszał uśmieszek w głosie Foggy’ego. — Musisz go trzymać, Murdock. Nie zaczynaj czegoś, czego nie możesz dokończyć, bo obudzisz psa i żywą przytulankę.

— Ale nie mogę zrobić drugiego, jeśli muszę trzymać ten. Przytrzymaj go.

Foggy uniósł jedną rękę - oczywiście niewłaściwą - i sięgnął do tyłu nad własną głową, wymachując wokół. To utrudniło Mattowi złapanie jej, chociaż w końcu udało mu się ją pochwycić w swoją dłoń. A potem Foggy odmówił puszczenia.

Z jedną ręką trzymającą warkocz, a drugą uwięzioną w uścisku Foggy’ego, Matt nie miał innego wyjścia, jak tylko przyłożyć dłoń Foggy’ego do ust i lekko skubnął ją zębami. Z perspektywy czasy zdał sobie sprawę, że to był zbędny odwet, ale odruchy były rzeczą. Natychmiast przycisnął usta do tego miejsca w przeprosinach.

— Dupek — mruknął Foggy, ściskając palce Matta i nie odsuwając się od niezamierzonego pocałunku.

— To był odruch — wyszeptał Matt. Jego usta wciąż przesuwały się po skórze Foggy’ego.

— Uch, gryziesz przestępców? — Palce Foggy’ego wygięły się, uderzając w twarz Matta. — Bez całowania. Mnie, Faxxy, Karen, kogokolwiek. Miałeś już jakieś szczepienia na to?

Nie powinno, ale to dokuczanie bolało. Matt odsunął się i puścił włosy Foggy’ego, uwalniając rękę Foggy’ego z uścisku.

— Daj spokój, Foggy. To moja cała rodzina, o której właśnie wspomniałeś. I nie, nie gryzę ich, Jezu.

Foggy chrząknął sceptycznie, wciąż trzymając rękę nad głową z palcami przed twarzą Matta.

— Jesteś pewien?

Właściwie nie był, ponieważ nie zawsze pamiętał instynktowne rzeczy, które robił, aby wydostać się z uścisku ludzi, ale Foggy nie słyszał bicia jego serca.

— Tak. Czemu pytasz?

— W porządku — powiedział Foggy, ponownie ocierając się niezgrabnie twarz Matta dłonią. — Możesz całować, o ile nie gryziesz.

Matt zamknął oczy, żeby nie skończyć z palcem Foggy’ego w jednym z nich.

— Foggy, przestań. Nie wiem, gdzie była twoja ręka.

W twoich ustach!

— Moje zęby ledwo cię dotknęły. Pogódź się z tym.

Matt chwycił nadgarstek Foggy’ego i odepchnął jego dłoń, choć nie puścił jej, nawet gdy Foggy próbował ją obrócić i chwycić jego.

— Jestem kruchy! I delikatny! Jestem kruchym i delikatnym kwiatem. — Foggy zrezygnował z prób uchwycenia dłoni Matta. — Bądź dla mnie miły. Łatwo mnie zranić.

— Zawsze jestem dla ciebie miły — powiedział domyślnie Matt, nawet jeśli nie mógł przekonać samego siebie, że to prawda. — Teraz pozwól mi zapleść twoje włosy w warkocz albo wal się*.

Tym razem chichot brzmiał bardziej jak szalone krakanie wrony.

— Czy mogę wybrać?

Mattowi zajęło chwilę głębokiego zamyślenia ze zmarszczonymi brwiami, by zrozumieć dowcip. Zaśmiał się lekko i przesunął się pod ciężarem Foggy’ego, zanim zdał sobie sprawę, że było to nieodpowiednie, zażartował:

— Żadne z nich nie zajęłoby zbyt długo w tym stanie.

Cholera. Czy właśnie przekroczył granicę? A może… zrobili to jakiś czas temu? Rodzajem humoru Foggy’ego było w zasadzie zobaczenie, jak wiele może ujść mu na sucho, zanim druga osoba się zdenerwuje lub podda się, więc trudno było powiedzieć. Czy flirtował z Mattem w ten sam sposób? Matt potrząsnął głową, by odrzucić ten pomysł, ale nie mógł wymyślić nic, co mógłby powiedzieć, by naprawić swoją gafę.

— Przechwalanie się, Murdock? — zakwestionował Foggy, podnosząc głowę: — Zamknij się albo udowodnij to.

Serce Matta zaczęło bić mu szybciej w piersi. Przełknął ślinę, zanim ostrożnie powiedział:

— Wręcz przeciwnie. Ale jeśli potrzebujesz dowodu…

Foggy zanucił w zamyśleniu.

— Obudzisz Faxxy.

To nie była odmowa, której Matt się spodziewał. Uniósł brew w wyzwaniu.

— Marna wymówka, Nelson. Stchórzyłeś?

Nie tchórzę. Nigdy. Nelson nigdy się nie poddaje, z wyjątkiem konfrontacji z babcią. Jest przerażająca.

Przewracając oczami, Matt uniósł lekko biodra, by popchnąć Foggy’ego do działania.

— W takim razie użyj swoich ust, tam gdzie trzeba, kolego.

Nie obchodziło go, czy to wymykało się spod kontroli. Nagle był zdesperowany, by zobaczyć, jak daleko to zajdzie.

Foggy zrobił bardzo kiepską pół pompkę. Faxxy prychnęła i zatoczyła się na plecach Foggy’ego, po czym wylądowała na kanapie u jego nóg, gdzie skuliła się z kolejnym serdecznym sapnięciem.

— Ach, widzisz, co zrobiłeś? — zapytał Foggy, odwracając się do Matta. — Obudziłeś szczeniaka. Nigdy nie budź szczeniaka. Bój się gniewu szczeniaka.

— Nie zrobiłem tego — powiedział Matt, potem dodał żartobliwym tonem: — Weź trochę odpowiedzialności za swoje czyny, doradco.

— Gniew, Murdock. Gnieeew — powiedział Foggy, sapiąc prosto w twarz Matta jak nieco nieskuteczny smok.

Wyraźnie stracił wcześniejszy wątek seksualny. Prawdopodobnie i tak byli na to zbyt pijani. Albo nie dość pijani. Położył dłoń na ramieniu Foggy’ego i powiedział spokojnie:

— W porządku. Odwal się, Foggy.

Foggy oparł się o jego dłoń, przesuwając się nieco bliżej do Matta.

— Nie. To twoja praca. Nie każ mi wykonywać całej pracy.

Matt spędził zbyt wiele cennych sekund, próbując rozpracować logikę wypowiedzi Foggy’ego, zamiast rozpoznać, co one oznaczają. Kiedy w końcu to zrobił, prawie stracił odwagę. Za bardzo chciał wykorzystać ten moment, nawet jeśli Foggy tylko blefował.

— Kiedy kiedykolwiek zmusiłem cię do wykonywania całej pracy? — mruknął, pochylając się do przodu, aż ich nosy prawie się zetknęły.

— Rannow przeciwko NYPD. Zająłem się wszystkimi papierami — powiedział Foggy, zamykając ostatnią przestrzeń, tak że jego nos otarł się o nos Matta. — Po prostu siedziałeś tam i ładnie wyglądałeś.

— Ładnie, hm?

Matt mógł wymyślić przekonujący argument, dlaczego nie pomógł bardziej w tej sprawie, ale jego oddech uderzył w usta Foggy’ego w momencie, gdy opuścił jego własne, a on po prostu dał się ponieść i…

Usta Foggy’ego były miękkie, gorące i podatne, a klatka piersiowa Matta zatrzęsła się od uderzenia jego serca. Żelazny smak strachu w jego gardle ustąpił, gdy Foggy rozchylił usta i dał Mattowi najgorętszy, najbrudniejszy, najgorszy i najlepszy pocałunek w jego życiu. Foggy był wytrącony z równowagi i trochę zbyt pijany, by się skupić, a Faxxy najwyraźniej kroczyła w kółko, próbując zagnieździć się między kostkami Foggy’ego, ale mężczyzna nie dawał za wygraną. Dopiero gdy jego chwiejna równowaga została całkowicie zburzona, opadł ponownie na kolana Matta.

— Widzisz? — zapytał Foggy ze zdyszanym pomrukiem. — Zmuszasz mnie do ponownego wykonania całej pracy.

Oddychając zbyt ciężko jak na spokojne siedzenie, Matt uśmiechnął się tak bardzo, że poczuł ból w policzkach.

— To ja właśnie wykonałem najcięższe zadanie.— Położył dłoń na piersi Foggy’ego, czując szaleńcze bicie jego serca wraz z triumfem, że nie wycofał się po stwierdzeniu, że Foggy blefuje. — Ale teraz usiądź jak normalna osoba, abym mógł zająć się resztą.

OoO

Zanim Matt, Foggy i Faxxy weszli zataczając się, Karen była prawdopodobnie w biurze już od pół godziny. Z całej trójki tylko Faxxy się wyspała. Jak na malutkiego szczeniaka teriera, zajęła niesamowitą ilość miejsca na łóżku, a Foggy przejął resztę. Spędził pół nocy budząc Matta pocałunkami i dotykiem, a drugą połowę narzekając, że to była jego kolej, by przesunąć szczeniaka.

Przynajmniej udało im się uniknąć tej rozmowy, której nie powinni robić przy kawie, toście i przygotowaniach, żeby nakarmić Faxxy i wyjść. A Foggy był zbyt wielkim dżentelmenem, żeby przywołać coś takiego w zasięgu słuchu Karen. Przynajmniej Matt miał taką nadzieję. Chciał udawać, że to wszystko nie kopnie go w tyłek za kilka godzin - jeśli miał szczęście, dni. Byli na tyle dojrzali, że nie zrujnują tym swojego związku zawodowego. Musiała istnieć jakaś korzyść z czekania prawie dziesięciu lat przyjaźni, żeby zrobić coś tak głupiego jak to.

Ledwie przeszli przez drzwi, gdy Matt podszedł do biurka Karen ze skruszoną miną.

— Przepraszam, Karen. To była długa noc. Bycie rodzicem szczeniaka jest… — Urwał, zdając sobie sprawę, że był o wiele lepszy w kłamaniu przez zaniechanie niż wymyślaniu rzeczy do powiedzenie. To na tyle z tych wszystkich lat spędzonych na studiach prawniczych.

— Cholernie niesamowite! — Foggy skończył, podchodząc do Matta. Pochylił się, by podnieść Faxxy, mówiąc z uczuciem: — Kto jest najwspanialszym szczeniakiem na świecie? Ty jesteś!

— Oddajcie ją, zanim wasza dwójka będzie mieć na nią jeszcze większy zły wpływ — powiedziała Karen, starając się, by w jej głosie zabrzmiała surowość, choć słabo jej to wyszło. — Muszę odłożyć karcenie, a ty musisz sprawdzić pocztę. Obydwoje.

— Mamy klienta? — zapytał Foggy, nie puszczając szczeniaka.

Karen roześmiała się.

— Mamy klienta.

— Tak! — Foggy chwycił Faxxy jedną ręką, by druga podrzucić w powietrze. Potem zarzucił ramię na Matta i przytulił go mocno. — Patrz na nas! Prawnicy i ojcowie! Jesteśmy najlepsi!

Matt praktycznie wyczuł uśmieszek Karen i dla jej korzyści przybrał cierpliwy wyraz twarzy, nawet gdy rozkoszował się dotykiem Foggy’ego. Cała noc nie wyczerpała jego przyjemności wynikającej z tego. Wyrwał się z uścisku Foggy’ego szybciej, niż chciał i powiedział:

— Bycie jednym na raz. Oddaj więc Faxxy i do roboty, partnerze.

Foggy westchnął i podał Faxxy Karen, mówiąc:

— Dobrze. Jesteś mamą do obiadu. Potem znowu ją przejmujemy.

— Jasne, tatusiowie — powiedziała trochę zbyt dokuczliwie Karen. Czy wiedziała? Czy przeczytała coś w ich mowie ciała?

Nie słyszała bicia ich serc, ale sądząc po temperaturze policzków Matta, mogła to zrozumieć. A Foggy miał w sobie zbyt wiele z podekscytowanego szczeniaka, żeby być dobrym w ukrywaniu emocji. Zwłaszcza, gdy był szczęśliwy. Cholera. Czas na kontrolę uszkodzeń.

— Idź, Foggy. Przyjdę do ciebie za sekundę.

— Jasne. Bycie prawnikiem. — Foggy chwycił papiery jedną ręką, pochylając się nad biurkiem Karen. — Bądź grzeczną dziewczynką, śliczniutka. Uch, Faxxy. Nie ty, Karen. Nie, że nie jesteś ładna.

Karen roześmiała się.

— Wiem, Foggy — powiedziała i mężczyzna powłócząc nogami skierował się do swojego biura.

— Ach… — Matt nie miał pojęcia, jak rozpocząć tę rozmowę, teraz gdy miała się odbyć. — Nie masz nic przeciwko temu? — Wskazał niejasno w stronę Faxxy, jakby problemem było tu sprawienie, by Karen bawiła się w mamę.

— Mmm. Przynajmniej wybrał szczeniaka.

Matt zmarszczył brwi.

— Zamiast?

— Czegoś bardziej dramatycznego — powiedziała z westchnieniem. — Foggy nie jest dobry w subtelności. przynajmniej nie czekał do lutego.

Luty? Matt czegoś tutaj nie rozumiał.

— Aby zrobić co? Adoptować zwierzę? Czy zimną trudniej było znaleźć szczenięta?

— O mój Boże — powiedziała z westchnieniem. — Walentynki, idioto. Całe biuro byłoby wypełnione czekoladkami i kwiatami, a on prawdopodobnie kupiłby takie, na które jestem uczulona.

Co walentynki miały wspólnego ze szczenięcym psem przewodnikiem? To nie było tak, jakby Foggy… Oczywiście, że tak. Faxxy był prezentem dla Matta - wspaniałym gestem - i prawdopodobnie powodem, aby zatrzymać Matta w domu na noc. Znowu miał ochotę uderzyć się za swoją głupotę.

— Racja — mruknął, rumieniąc się. — Cóż, przepraszam, że skończyłaś w ten sposób. Nie wiem, czy to zadziała i… — Matt nie wdawał się w szczegóły, ponieważ nie był gotowy przyznać, że nie mówił o przyjęciu Faxxy.

— Och, Matt. Obaj jesteście idiotami. Wejdź tam i zabieraj się do pracy. Patrzyłeś tylko na niego, zanim cię poznałam, a poza tym jednym razem… wszystko poszło dobrze. Teraz idź. Potrzebuję mojego czasu z Faxxy.

Wystarczająco skarcony, Matt pochylił głowę, ale podejrzewał, że nie na tyle mocno, by ukryć swój maleńki, usatysfakcjonowany uśmiech. Może mimo wszystko będzie dobrze. Matt zawsze ufał osądowi Karen, prawie tak samo jak własnemu.

— Tak. Dobrze. Dziękuje, Karen.

Na sekundę położył rękę na krawędzi jej biurka, po czym skierował się do gabinetu Foggy’ego. Wyglądało na to, że teraz był czas na pracę. Szczerze mówiąc, niewiele się zmieniło. Jeszcze jedna rzecz wyszła na jaw, co oznaczało, że Matt mógł łatwiej oddychać, a ich mała rodzina powiększyła się o jednego członka. I na pewno żadna z tych zmian nie oznaczała końca świata. W końcu byli dorośli.

Raczej. Matt słyszał rytmiczne uderzenie piłki baseballowej w dłoń Foggy’ego, co oznaczało, że zamiast wykonywać swoją pracę, bawił się w podrzucanie piłki. Ostatnią rzeczą, jaką Matt chciał wiedzieć, było to, czy Foggy podsłuchał jego rozmowę z Karen, więc powiedział jedynie:

— W porządku, Foggy. Przeczytaj mi e-mail od klienta. Posłuchajmy, co nas czeka.

*W slangu obie rzeczy dotyczą czynności seksualnych

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 97 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
 
[MCU][T][M] Szczenięcy pies przewodnik [MM/FN]
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Serial & Film & Adaptacje :: Slash :: +12-
Skocz do: