Tytuł: Papierowa magia
Oryginalny tytuł: Paper Magic
Autor: WerewolvesAreReal
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie ma
Link: https://archiveofourown.org/works/11004693Papierowa magia
Touko-san zatrzymała go w poniedziałkowy ranek, zanim wybiegł z domu.
— Nie zapomnij o bento — powiedziała. — Dodałam dziś dodatkową pietruszkę i bułkę dla Nyankichi! — Sensei otarł się o jej nogi. Natsume często podejrzewał, że kot lubił ją bardziej niż jego, zwłaszcza gdy wspominała o jedzeniu.
— Dziękuję — powiedział, zwlekając na tyle długo, by grzecznie wziąć pudełko. Potem wybiegł na zewnątrz. Chciał odbyć krótką wycieczkę przed pójściem do szkoły.
Natsume nie potrzebował wymówki, by wędrować po lesie Yatsuhara, ale dzisiaj poruszał się z pewnym poczuciem celu. Był też czujny, a jego marszczenie brwi pogłębiało się, gdy się przemieszczał. Las był podejrzanie cichy. W końcu podążył za zapachem, natykając niemal przyziemny widok.
W porządku. W każdym razie przyziemny dla Natsume.
Dwójka youkai w szatach - jeden z twarzą krowy, drugi z jednym, nie mrugającym okiem - patrzyli na niego.
— Przyszedłeś, aby dołączyć do imprezy, Natsume-sama?
— Ach, nie. — Natsume uśmiechając się blado, marszcząc nos na zapach sake unoszący się po małej, leśnej polanie. Nyanko-sensei natychmiast rzucił się do przodu i uciekł z butelką. Stłumił westchnienie. Czasami trudno było ukryć utrzymujący się zapach alkoholu przed jego opiekunami, Fujiwarasami, gdy nie mógł winić o to swojego kota. — Mam jednak pytanie.
Dwa Chukyuu natychmiast się ożywiły.
— Pytanie!
— Zawsze cieszymy się, że możemy pomóc Natsume-sama — powiedział bydlęcy Chukyuu.
— Zawsze się cieszę, zawsze się cieszę!
Z doświadczenia Natsume wiedział, że najlepiej było im przerwać, zanim ta dwójka naprawdę zacznie.
— Dlaczego ostatnio nie widziałem youkai? — zapytał lekko zdziwiony. — Jesteście pierwszymi, jakie widziałem od kilku dni, poza Senseiem.
— Przestraszeni!
— Tak, bardzo.
— Egzorcyści.
Nawet Nyanko-sensei się ożywił.
— Ktoś egzorcyzmuje youkai? — zapytał.
— Jeszcze nie — odparł Chukyuu. — Ale maluchy uciekają. A w lesie coś jest!
Natsume zmarszczył brwi. W lesie było
wiele rzeczy.
— Coś złego?
Youkai, w ogóle nie pomocne, wzruszyły ramionami.
— Nigdy nie nazwałbym
egzorcystów dobrą rzeczą — mruknął Nyanko-sensei, popijając sake. — Nie spóźnisz się do szkoły dzieciaku?
OoO
Miniony ciąg nocy, wyjątkowo wolnych od youkai, oznaczał, że Natsume był wystarczająco czujny, by poświęcić uwagę swoim lekcjom. Pokrótce bawił się myślą, że spróbuje ustalić godziny odwiedzin, kiedy wszystko wróci do normy - może mógłby przekupić Senseia, żeby spał w domu w swojej prawdziwej formie, co odstraszyłoby niższych rangą duchy. Westchnął z rezygnacją. Oczywiście nawet tego nie spróbuje. Wiele youkai nie wychodziło, aż do nocy, a on nigdy nie odstraszyłby nikogo od odzyskania swojego Imienia.
— Natsume-san — powiedziała nauczycielka. — Czy słuchasz?
Natsune oderwał wzrok od okna.
— Och, tak — skłamał i wstał.
Za oknem, na podwórzu, zamigotało coś dużego i czerwonego.
Natsume zaczął się z powrotem odwracać do okna, ale nauczycielka kontynuowała:
— Idź i rozwiąż polecenie na tablicy.
— Um. — Natsume wyciągnął szyję. Stworzenie na zewnątrz zniknęło.
—
Teraz, Natsume-san.
Klasa roześmiała się cicho.
Jak można było się spodziewać, Natsume nie był w stanie udzielić odpowiedniej odpowiedzi. Z pochyloną głową słuchał pouczenia nauczycielki i wciąż rzucał spojrzenie za okno. Normalnie nie zawracałby sobie głowy przypadkowym youkai, ale ostatnio zniknął nawet kappa nad rzeką. Może ten miałby jakieś informacje.
Pod koniec dnia odparł zaproszenie Kitamoto, ale został zaczepiony przez Nishimurę, który chciał odwiedzić salon gier i nie przyjmował odmowy jako uzasadnionej odpowiedzi. W końcu Natsume musiał powiedzieć:
— Touko-san wydawała się dzisiaj trochę zmęczona. Chciałabym jej pomóc w domu.
Natychmiast poczuł się winny za kłamstwo.
Nishimura westchnął głośno. Następnie rozpromienił się.
— Mogę ci pomóc!
— Nie, nie musisz.
— Nie zmienię twojego zdania? Za dużo pracujesz, Natsume! To dlatego ciągle mdlejesz. Bycie produktywnym jest dla ciebie złe.
— Tak, zapamiętam to — zgodził się cierpko Natsume.
Szli razem, aż ich ścieżki się rozeszły, a gdy tylko Nishimura zniknął z pola widzenia, Natsume wbiegł w najbliższą część lasu Yatsuhara.
Nadal nie widział youkai.
Sensei prawdopodobnie - znowu – pije, ale przynajmniej stary kot będzie bezpieczny. Natsume był mniej pewny co do pozostałych mieszkańców lasu.
— Czy ktoś jest w pobliżu? — zawołał po kilku minutach. Powitała go cisza, ale to nie było takie dziwne. W większości przypadków pomniejsze youkai chowały się przed nim. — Mam tylko kilka pytań…
Westchnął i uśmiechnął się, gdy za drzewem dostrzegł znajomą, ciemną szatę. Podszedł do przodu. Youkai o lisiej twarzy spał na ziemi, rozciągnięty bez troski o przyzwoitość.
— Przepraszam — powiedział Natsume, potrząsając jego ramieniem. Youkai przesunął się po jego pchnięciu i nie odpowiedział. Natsume zmarszczył brwi. Stuknął ramie youkai. — Obudź się.
— Znalazłem jeszcze trzy takie. — Odwrócił się. Sensei wysunął się z zarośli i wskoczył na jego ramię. — Wszystkie mięczaki — wyjaśnił kot, jakby Natsume zadał pytanie. — Ale coś w nich celuje. Powinieneś się stąd wydostać, Natsume. Założę się, że jesteś smaczniejszy niż jakaś płotka.
— Ale muszę się dowiedzieć, co to robi.
— Nie musisz nic robić! Dlaczego zawsze się angażujesz? Zabijesz się, jeśli będziesz wpadał w problemy, które nie mają z tobą nic wspólnego.
Uśmiechając się, Natsume przesunął youkai i lisiej twarzy w cień krzaka i odszedł.
— Myślałem, że tego chcesz, Nyanko-sensei.
— To nie będzie dobre dla mojej reputacji, jeśli umrzesz z głupoty.
Natsume trochę spoważniał, gdy znalazł znajomego grzybowego youkai śpiącego w pobliżu powalonego drzewa. W pobliżu mniejszej odnogi rzeki odnalazł miejscowego kappa, który był prawie w wodzie.
— Może niektórzy z nich uciekli — powiedział Senseiowi. — Ale coś skrzywdziło pozostałe. Co wiesz o istotach, które sprowadzają sen?
— Chcesz ich listę? — szydził Sensei.
— Każdego, kto mógłby być w lesie.
Sensei zastanowił się nad tym.
— Kanashibion — powiedział z powątpieniem. — Myślę, że jest jeden miasto dalej, ale najczęściej powodują krótkotrwały paraliż i koszmary. Nic takiego. Baku jedzą sny, ale zwykle nocą włóczą się po domach. Nie usypiają innych.
Natsume objął się ramionami.
— Jest w pobliżu? — Bardziej stwierdził niż zapytał.
Nyanko-sensei prychnął.
— Tak, ale ukrywa się przed moją chwałą. Nie sądzę, że dziś go znajdziesz, Natsume-kun.
Zgadzając się z lekkim zmarszczeniem brwi, Natsume podniósł kota i zaczął przedzierać się przez las do domu.
Kiedy wrócił, Touko-san wydawała się być zdenerwowana - najwyraźniej spaliła wieprzowinę - ale Shigeru-san był zadowolony, że go widzi. Usiedli do późnej kolacji, a Sensei zaczął błagać go o smażone mięso, gdy Shigeru powiedział:
— Takashi-kun, lubisz łowić ryby? Mój kolega zaprosił nas na kilka dni do Kagoshimy. To byłaby fajna weekendowa wycieczka. — Spoglądając na żonę, dodał drażniąc się. — Touko-san boi się rekinów.
— Och, nie prawda. — Zaśmiała się. — Ale wolę być na stałym lądzie… Pojedziesz, Takashi-kun?
— Ach, nie macie nic przeciwko? — zapytał.
— Bardzo bym chciał, żebyś przyjechał. — Shigeru uśmiechnął się.
Natsume szybko kiwnął głową, spoglądając na swój talerz. Jakoś wciąż nigdy nie wiedział, jak zareagować na te przypadkowe akty dobroci. W zeszłym tygodniu Touko-san przyniosła mu słodkie ciastko prosto z piekarnika, bo według niej był taki chudy, i przez resztę dnia nie mógł przestać się uśmiechać.
Był weekend i Touko-san powiedział, że jutro będą długo spać, co było ulgą. Chciał spędzić dzień na badaniu lasu. Po obiedzie popędził Senseia na górę, a kot praktycznie padł na podłogę, jęcząc z satysfakcją na podłodze.
— Dobre jedzenie — zaaprobował posiłek. Spoglądając na Natsume, uprzedził jego słowa: — Nie bądź tak poważny! Chcę spać, jutro porozmawiamy o śpiących księżniczkach w lesie.
— Nyanko-sensei, mogą nie przetrwać do jutra.
— Jasne, że tak. Zawsze rozwiązujesz problemy w samą porę, więc jeśli jutro naprawimy problem, jestem pewien, że to będzie właściwy moment, aby to zrobić.
Zadowolony ze swojej logiki, Sensei podwinął cztery kocie łapy pod fałdy swojego ciała, ignorując próby Natsume, by zmienić jego tok rozumowania.
Natsume się poddał.
— Mógłbym iść sam — mruknął i przez chwilę się nad tym zastanawiał.
— Masz już reputację upadania bez żadnej pomocy. Prześpij się.
Natsume spojrzał tęsknie przez okno, ale musiał przyznać temu rację. Nie przyda się youkai, jeśli zostanie zaatakowany i nie chciał niepokoić Fujiwarów, gdyby został ranny. Położył się wciąż zaniepokojony, słuchając głębokiego gwiżdżącego pochrapywania Senseia, gdy pokój pogrążał się w ciemnościach.
OoO
Rano Nyanko-sensei został przebudzony z niewielkim narzekaniem. Przedzierali się przez las około pięciu minut, gdy potknęli się o Chukyuu, leżących i milczących pod drzewem z butelką sake między nimi.
Sensei szturchnął ich, jakby miał nadzieję, że średni rangą youkai są po prostu pijani, po czym wydał cichy, syczący dźwięk.
— Hmmm. To nie jest dobre — powiedział do Natsume, który pochylił się, by sprawdzić ich oddechy. — Cokolwiek to jest, teraz ściga silniejsze youkai, ale nadal nie wiem dlaczego.
— Wspomnieli o egzorcyście. — Przypomniał sobie Natsume. — Może to z nim pracuje. Lub z nią. Pamiętasz, jak Matobas zebrali youkai… Egzorcystom łatwiej byłoby schwytać ich, gdy będą spać.
— To nie pachnie jak magia egzorcystów — stwierdził Sensei. Natsume nie mógł się z tym kłócić.
Natsume chciał zabrać swoich przyjaciół w bezpieczniejsze miejsce, ale Sensei odmawiał pomocy, a youkai były zbyt duże, aby je nieść - a nawet jeśli nie, wyglądałyby dziwacznie, walcząc na drodze pod bezwładnym, niewidzialny ciężarem. Musiał zadowolić się wciągnięciem ich pod liście, tak jak w przypadku poprzednich youkai, starając się zapamiętać to miejsce.
Kiedy to zrobił, Nayanko-sensei nagle syknął. Gałązki trzasnęły i Natsume uniósł wzrok.
— Twoi przyjaciele? — Rozbrzmiał znajomy głos.
Natsume uśmiechnął się, nawet gdy Sensei mamrotał niezadowolony.
— Tak — powiedział i z opóźnieniem, gdy zrozumiał cień sarkazmu w głosie Natoriego.
Ale Natori tylko lekko się uśmiechnął, zdezorientowany.
— Cóż, przynajmniej nie będziemy mieli konfliktu interesu. — Objął ramieniem Natsume, uśmiechając się. — Uwielbiam, kiedy możemy razem pracować!
— Czyli to nie ty usypiasz youkai?
Egzorcysta pokręcił głową.
— Zostałem wynajęty, żeby to zbadać i prawdopodobnie złapać w pułapkę tego, kto jest za to odpowiedzialny. To sprawia, że ludzie czują się nieswojo, mając obok siebie coś tak potężnego. W następnej kolejności może zaatakować ludzi.
— Oczywiście — Natsume powinien był wiedzieć, że egzorcyści nie będą się martwić o youkai.
— Pomożesz mi, Natsume-kun?
— Tak.
Natori znów się uśmiechnął. Opuścił rękę, by wyciągnąć maleńką papierową figurkę. Stała na dłoni niemal na własnych siłach - a raczej dzięki mocy Natoriego.
— Youkai, które to robi, uruchomił właśnie jedną z moich pułapek. Teraz powinienem być w stanie go wyśledzić. — Papier nagle odleciał, a mężczyzna obrócił się. — Chodź za mną!
Urihime i Hiiragi pojawiły się niemal bezgłośnie, dołączając do nich, gdy przemierzali zygzakowatą trasę papieru. Od czasu do czasu papierowa lalka przesuwała się w kierunku nieba, jakby zdezorientowana, po czym ponownie opadała i podążała dalej.
Wreszcie Natori dał sygnał ręką i papier opadł całkowicie.
— Jest gdzieś blisko — powiedział Natsume, gdy potykając się, zatrzymali się. — Ten urok mógłby nas do tego doprowadzić, ale zaalarmowałby to ducha. Powinniśmy być ostrożni.
Nyanko-sensei upadł z jękiem.
— Za dużo biegania — narzekał i podążał za nimi niechętnie w tyle, gdy reszta zaczęła się rozchodzić.
Byli w połowie drogi do góry. Ziemia była zaśmiecona skałami i małymi kamieniami, co było dobrym miejscem do ukrycia się dla mniejszych youkai, ale Natsume byłby zaskoczony, gdyby to stworzenie było małe. Niemniej jednak wybrał obszar z dala od innych i zaczął uważnie przyglądać się skałom i głazom.
Znalazł śpiącego youkai z twarzą królika leżącego na ziemi. Może oznaczało to, że ich cel był blisko.
Błysk czerwieni sprawił, że Natsume wzdrygnął się i nagle przypomniał sobie swój dzień w szkole, dziwny kształt za oknem. Rzucił się na bok w samą porę, bo blisko niego przepłynęła olbrzymia, solidna, czerwona postać.
— Nyanko-sensei! — krzyknął.
Duch się odwrócił. Natsume uświadomił sobie, że nie był czerwony.
To był kamienny youkai, ale był rozżarzony do czerwoności.
— Natsume! — Madara zgarnął go w mignięciu białego futra, zabierając na bezpieczną odległość, gdy dziwne oszołomienie ogarnęło Natsume.
Nastolatek chwycił przyjaciela za szyję, gdy wznosili się w powietrze. Poniżej widział Hiiragi i Urihime poruszające się wokół nieznanego ducha, Natori rzucał zaklęcie.
Błysk światła. Zaklęcie pieczętujące spadło bezużytecznie na ziemię. Lśniący duch odleciał, poruszając się przez gęstwinę z zawrotną prędkością. Tylko niewielka, tląca się plama na dnie lasu pokazywała, gdzie był przed chwilą.
Nyanko-sensei zignorował jego protesty i jeszcze kilka razy okrążył teren przed wylądowaniem. Natori, który nigdy się nie zniechęcał, wydawał się zamyślony, gdy wpatrywał się w trop youkai.
— Nie jestem pewien, co to było — powiedział. — Albo dlaczego pieczętowanie nie powiodło się. To nie zerwało wiązania, po prostu to nie zadziałało.
— Może ma jakiś rodzaj ochrony — odważył się powiedzieć Natsume, wciąż spoczywając na plecach Madary.
— To by prawdopodobnie sugerowało, że pracuje z egzorcystami w co wątpię. Cóż, spróbujmy go ponownie znaleźć. Jest jeszcze jedna lub dwie rzeczy, które mogę wypróbować.
Ale wydawało się, że rozżarzony youkai nie chciał zostać znaleziony. Nyanko-sensei ośmielił się nawet kilka razy polecieć do przodu, teraz, kiedy niechętnie się przemienił, ale nic im to nie dało. Gdy zapadła noc, Natori machnął przepraszająco do Natsume.
— Nie zamartwiaj swojej rodzinny przeze mnie. — Uśmiechnął się. — Będę dalej szukać. Możesz do mnie dołączyć jutro. Dobranoc, kotku. — Machnął do Nyanko-senseia, który prychnął.
Gwiazdy migotały i błyszczały nad głową, gdy wracali do domu. Liście nie drżały na drzewach. Było niepokojąco cicho. W jakiś sposób pomysł, że nie było duchów spoglądających przez liście było bardziej dziwne niż powinno. Natsume zwrócił się do Nyanko-sensei, gdy zbliżali się do domu:
— Wszystko, co może zrobić ten duch, nie wpłynęłoby na ciebie, Sensei?
Ale kot, zamiast bronić swojej dumy, wpatrywał się w rezydencję Fujiwary.
— Chyba to czuję — powiedział nagle. — Te mięczak już zniknął, ale był tutaj. Musiał cię szukać, Natsume.
Natsume drgnął gwałtownie i odwrócił się, jakby również mógł zobaczyć jakiś ślad obecności ducha.
— Ale… zniknął? — zapytał.
Sensei kiwnął głową.
— Dzisiaj będziemy musieli być ostrożni, ale zapomnij o tym. Touka-san zrobiła łososia! Łosoś, łosoś…
Jego śpiewny głos dryfował, gdy podskakiwał idąc do przodu. Śmiejąc się, Natsume podążył za nim.
Natsume zdjął buty przy wejściu. Ciemność spowijała pomieszczenie. Poszedł za Nyanko-senseiem do pustej kuchni, marszcząc brwi, po czym spojrzał na blat. Kilka porozrzucanych warzyw i bulion z wczorajszego wieczoru, prawdopodobnie przeznaczony na dzisiejszy posiłek leżały tam. Brak jakiekolwiek notatki. Nie mógł sobie wyobrazić, dlaczego oboje Fujiwarowie zniknęli.
Wtedy Sensei powiedział odrobinę ostrożnie:
— Hej, Natsume? Myślę, że zapach ducha jest silniejszy.
Natsume pobiegł na górę.
Touka-san i Shigeru-san leżeli w łóżku, bardzo nieruchomo i przez szaloną chwilę Natsume zastanawiał się, czy nie spali trochę za długo. Poza tym, oczywiście był jeszcze dzień i nikt nie śpi dwadzieścia cztery godziny, chyba że…
— Touko-san? — Najpierw potrząsnął ramieniem kobiety. Jej ciało poruszyło się bezwładnie. — Shigeru-san!
Zdesperowany Natsume szukał odpowiedzi u swojego towarzysza. Oczy kota błyszczały niesamowicie w ciemności pokoju. Po chwili wąchania pokręcił głową.
— Myślę, że powinieneś zadzwonić do swoich ludzkich uzdrowicieli — powiedział.
Natsume wezwał karetkę i siedział skulony przy ciałach Fujiwaras, dopóki nie przyjechała.
OoO
NatoriPo odejściu Natsume, Natori przeszukiwał las jeszcze przez kilka godzin, po czym musiał zrezygnować. Jego
shiki nie mogły wykryć dużego czerwonego youkai, którego wcześniej znaleźli. Jego zaklęcia śledzące nagle przestały działać i szczerze mówiąc, przygnębiające było ciągłe potykanie się o małe, okryte szatą ciała w lesie.
Ranek wydawał się nieco bardziej obiecujący, kiedy mógł się spodziewać obecności Natsume. Natori zwykle nie lubił pracować z innymi, ale Natsume przypominał mu trochę siebie za młodu - poza tym, że nastolatek był o wiele milszy, myślał czasami cierpko. Może zbyt miły. Natsume był wspaniałym przyjacielem, ale Natori miał szczerą nadzieję, że nigdy nie spróbuje zostać egzorcystą. To prawdopodobnie by go zniszczyło.
Podzielił się tą myślą z Hiiragi, gdy szli.
— Albo może zostać egzorcystą innego rodzaju — powiedziała youkai, brzmiąc tak, jakby nie miała zdania. — Egzorcyści nie muszą być surowi, mistrzu. — Ta ostatnia część miała dziwny nacisk.
— Nie zawsze — zgodził się Natori. — Ale czasami nie możemy uniknąć zranienia duchów. I zawsze musimy wykonać naszą pracę.
— Myślę, że byłby interesujący — postanowiła Hiiragi, po czym zamilkła. Jego
shiki mogą być czasami dziwne.
Kiedy nadeszło południe, Natsume wciąż się nie pojawił, a Natori radośnie pomyślał, że musi spać, jak typowy nastolatek. Dobrze. Natsume prawdopodobnie mógłby być nieco bardziej
typowy.
Kiedy słońce zaczęło zachodzić, Natori zaczął się martwić.
— Nie chodzi o to, że nie ufam Natsume — powiedział do swojej
shiki. Maska Hiiragi obejmowała całą jej twarz, więc imponujące było to, że nadal udawało się jej wyglądać sceptycznie. — Ale zawsze udaje mu się wpaść w kłopoty.
Zwłaszcza, gdy w pobliżu był Natori. Miał nadzieję, że
tylko wtedy, gdy był w pobliżu, bo szczęście tego dzieciaka musiało być naprawdę straszne.
Kiedy zbliżali się do domu Natsume, Natori zdał sobie sprawę, że miał rację.
Natsume był na zewnątrz, na swoim ganku, siedząc z tym grubym nie-kotem owiniętym w ramionach. Po raz pierwszy kotu nie udało się wyglądać na niepokojąco inteligentnego. Po prostu wpatrywał się w zbliżającego się Natoriego, a czarne oczy błyszczały w milczeniu, a powietrze wypełniało powolne i uspokajające dudnienie.
Natsume płakał.
— Jesteś ranny? — zapytał Natori. Klęknął obok Natsume, ale chłopak nawet nie podniósł wzroku. — Czy coś się stało? — Szukał odpowiedzi u kota, ale bestia youkai też nie odpowiadała.
— Fujiwarowie — powiedział w końcu Natsume. — Dopadł ich. Youkai, który usypia.
Natori spojrzał na ciemne okna domu. Ogarnął go strach.
— Oni…
— Są w szpitalu. W śpiączce. To moja wina, powinienem był wiedzieć, że coś takiego się stanie.
— Nie mogłeś wiedzieć — powiedział stanowczo Natori. Cholerny kot w ogóle nie pomagał. — Gdy już go znajdziemy, jestem pewien, ze się obudzą. Kiedy już go znajdę — poprawił się.
Natsume podniósł głowę.
— Pomogę — powiedział natychmiast.
— Nie. Zostań na razie z przyjacielem. Nie powinieneś stawiać czoła takim youkai.
Choć bolało go pozbawienie Natsume tej zemsty, nie byłoby to właściwe. W tym stanie będzie podatny na wszelkiego rodzaju duchy, które żywią się mrocznymi emocjami.
Natsume wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale kot wtrącił się w tym momencie:
— Zabiorę go do świątyni i upewnię się, że tam zostanie.
— Nyanko-sensei!
Natori zignorował krzyk. Położył dłoń na głowie Natsume, wstrząśnięty zalaną łzami twarzą jego przyjaciela.
— Zajmę się tym — obiecał.
Hiiragi podążała za nim, milcząc.
Nadal wydawała się w to wątpić.
OoO
Szukał przez cztery dni.
To nie było wiele czasu, ale wydawało się, że trwało to dłużej, bo ledwo spał i jadł. Bezużytecznie wykonywał zaklęcie po zaklęciu. Natori zadzwonił do kilku swoich kontaktów, aby sprawdzić, czy wiedzą coś o czerwonym, płonącym duchu. Chciał wiedzieć, czy jakikolwiek egzorcysta miał pomysł, dlaczego jego metody śledzenia, które kiedyś działały, teraz nagle zawodzą.
Duch prawdopodobnie nie żyje, wszyscy mówili, jakby był jakimś amatorem. Albo jest już zapieczętowany.
Ale żadna z tych rzeczy nie była prawdziwa. Natori czuł to w kościach.
Piątego dnia rozszerzył swoje działania - dziwne przypadki spania, które nastąpiło po tym czerwonym stworze, rozprzestrzeniła się na Yatsuharę i dalej - praktycznie potknął się o małego kwiatowego youkai. Z wyjątkiem tego, że gdy pochylił się, by zbadać to, szukając ponownie magicznego podpisu swojego uciekiniera, kwiat otworzył oczy w kształcie nasion i zaczął krzyczeć.
Natori jedynie lekko drgnął.
— Przykro mi — mruknął automatycznie, zbity z tropu, a potem próbował złapać kwiat, gdy ten zaczął uciekać. Youkai zniknął w zaroślach, a Natori po chwili pokręcił głową i poszedł dalej.
I znajdował inne youkai. I więcej youkai. Wiele z nich była w rzeczywistości znajome. Para kóz youkai wydaje się podobna do dwóch śpiących, które napotkał dzień wcześniej.
— Hiiragi — zawołał. Jego wierny chowaniec pojawił się u jego boku. — Idź sprawdzić, co u Natsume-kun. Jadę do szpitala.
Nie było trudno dostać się do pokoju Fujiwarów. Nawet bez powołania się na jego nazwisko. Niektórzy egzorcyści zdają się przeoczyć fakt, że warto być
przyjaznym i
czarującym. Jego czarujący uśmiech otwierał wiele drzwi i wystarczyła chwila, by schlebić pracownikowi biurowemu, aby ten udzielił mu wskazówek.
Fujiwarowie wciąż spali.
Wyglądają na miłym ludzi - pomyślał głupio Natori. Pochylił się, żeby dotknąć dłoni kobiety.
Touko-sam - pomyślał. Nie poruszyła się. Usiadł na jednym z krzeseł dla gości przy drzwiach.
Próbował dowiedzieć się, co mógł zrobić.
Niewiele. Youkai mógł zniknąć - prawdopodobnie to zrobił, biorąc pod uwagę, że wszyscy w lesie się budzą. Jeśli więc Fujiwarowie wciąż śpią…
Wyjął z kieszeni
ofuda i zaczął cicho intonować - równie dobrze mógłby zabezpieczyć pokój, gdy był tutaj - kiedy drzwi się otworzyły. Natsume wpadł do środka z uśmiechem, a jego przyjaciel Tanuma był krok za nim, trzymając w ramionach Nyanko-sensei.
Natsume spojrzał na Fujiwarów. Przystanął. Spojrzał na Natoriego.
— Przepraszam — powiedział szczerze.
Tanuma skrzywił się. Natsume zachwiał się na nogach.
— Nie — zaprotestował, najpierw cicho, a potem głośniej. — Nie, byłem w lesie, wszystkie duchy tam…
Kot oszczędził Natoriemu dyskomfortu związanego z wyjaśnieniem. Chociaż nie był w tym szczególnie taktowny.
— Duchy i ludzie to nie to samo, dzieciaku — powiedział. — Możemy przyjąć cios i wstać. Ludzie są dotknięci tym nieco inaczej. — Wyrwał się z ramion Tanumy i wskoczył na jedno ze szpitalnych łóżek.
— Rozumiem — powiedział w końcu Natsume. — Ale czy to znalazłeś? Natori-san?
W tym ostatnim rozbrzmiała rozpaczliwa nadzieja.
— Nie — musiał przyznać. — Przepraszam, Natsume-kun.
Natsume praktycznie opadł na drugie krzesło.
— Znajdę go — powiedział, tak jak wcześniej. Zanim Natori zdążył się spierać z tym, dodał bezradnie: — Sensei, musisz tutaj zostać.
— Co?
— Sprawią, że gdzieś wyjadę — powiedział Natsume. — Powrócę do… Wrócę do jednego z moich innych krewnych. Do kogoś, kto mnie zabierze. — Coś w jego ekspresji było nie tak i Tanuma przestał czaić się przy drzwiach, by do niego podejść. — Jeśli ten youkai wróci, musisz tu być.
— Fujiwarowie nie będą zbyt szczęśliwi, jeśli obudzą się i odkryją, że zostałeś zjedzony, idioto — prychnął Sensei. Choć raz Natori się z nim zgadzał. — Poza tym nie możesz mieszkać ze swoimi krewnymi. Kto cię przyjmie? Rodzina, która cię głodziła? Może ta, która cię uderzyła?
Natsume wzdrygnął się.
— Niektórzy z nich byli mili — powiedział, prawie zbyt cicho, by można było to usłyszeć.
— Lepiej byłoby ci w lesie. — Kot uśmiechnął się. — Właściwie to nie jest zły pomysł. Mógłbym poprosić Misuzu i Hinoe, żeby pomogli ci rozejrzeć się po okolicy, bo naprawdę potrzebujesz…
Natori postanawia to ukrócić, głównie dlatego, że Natsume wyglądał niepokojąco zgodnego na to. Żaden szanujący się egzorcysta nie pozwoli nastolatkowi żyć z duchami.
— Nie musisz wyjeżdżać, Natsume — powiedział cicho. — Pamiętasz, co zaoferowałem, kiedy się poznaliśmy? Mówiłem, żebyś poszedł ze mną, jeśli chcesz przestać udawać. Jeśli nie chcesz mieszkać z krewnymi, mogę zostać twoim opiekunem.
Natsume przez chwilę na niego nie patrzył. Tanuma nagle chwycił kota.
— Zamierzam… zamierzał zabrać na chwilę Pontę na zewnątrz — zaoferował słabo.
— Hej! Nie! Robi się ciekawie!
Drzwi się zamknęły, Natori i Natsume zostali sami. Czekał cierpliwie na odpowiedź, obserwując kątem oka, jak wszechobecna jaszczurka przeszła na jego palce i tam odpoczywała.
— Dlaczego miałbyś to zrobić? — zapytał w końcu Natsume. Jego głos lekko drżał. — Natori… sam powiedziałeś, że nie jestem materiałem na egzorcystę…
— Nie proszę, żebyś został egzorcystą — powiedział cierpliwie Natori. — Możesz, jeśli chcesz. Możesz mi towarzyszyć w pracy. Albo możesz zostać ze mną w mieszkaniu w mieście. Tam byś został. Albo, jeśli chcesz zostać, mogę podpisać dokumenty opiekuńcze i dać ci miejsce do zamieszkania tutaj. Jesteś na tyle stary, że nie musisz być zaciągnięty do nowego miasta, jeśli chcesz zostać z przyjaciółmi.
Miał przeczucie, jaką opcję wybierze Natsume.
Natsume powoli wyciągnął rękę i chwycił bladą, nieruchomą dłoń Touko-san.
— Chciałbym zostać — oznajmił.
Natori tylko kiwnął głową.
— Znajdziemy youkai, który to zrobił — oznajmił. — W końcu to zrobimy.
— Tak.
OoO
NatsumeZanim dokumenty zostały podpisane, Natsume płakał tak bardzo, że bolały go oczy i głowa oraz czuł się tak, jakby już nie miał więcej żalu do przelania.
Natori trzymał go za ramię przez cały czas, gdy rozmawiali z jego prawnikami. Jego
shiki Hiiragi stała w kącie przez cały proces, obserwując.
Natsume próbował zaprotestować, gdy zdał sobie sprawę, że Natori kupował
dom, ale najwyraźniej nie dość mocno protestował, ponieważ dom został kupiony, a Natori odrzucił wszystkie jego zastrzeżenia.
— I tak często tutaj przyjeżdżam — upierał się egzorcysta z drażniącym półuśmiechem, który nie do końca odpowiadał jego zwykłym uśmiechom. — I jestem bogaty. To żaden kłopot, Natsume-kun.
I tak właśnie się stało. Natsume przytulił mocniej Nyanko-senseia, którego trzymał w swoich ramionach, gdy szli do jego nowego domu. Tym razem kot nawet nie protestował. Natsume był zmęczony i głównie chciał tylko spać, ale miał przeczucie, że będzie więcej rozmów. Również więcej oferowanej pomocy.
Natori-san jest - był - jego przyjacielem. Jego jedynym przyjacielem, który naprawdę potrafił widzieć duchy, rozumiał jego życie. Teraz odejdzie. Natsume zawsze musiał być tym, który daje, a kiedy ta równowaga się zmieniała, ludzie odchodzili.
(Fujiwarowie byli wyjątkiem. Fujiwarasowie byli w szpitalu z jego powodu i Natsume powinien się tego spodziewać).
— Będę musiał niedługo odejść — powiedział Natori, gdy tylko weszli do domu.
Dom był już wyposażony w proste, schludne meble i media. Właściwe nie było to swojskie miejsce. Brakowało w nim warstwy użytkowej, które posiadały inne domy. Bibelotów i drobnych przedmiotów, które były świadectwem osobowości mieszkańców. Na stole w pokoju znajdującym się naprzeciwko drzwi stała pojedyncza umierająca już roślinka. Natsume wpatrywał się w niego przez chwilę, podczas gdy Natori rozglądał się po kuchni.
(Oczywiście, że odchodził).
— Kręcimy film w Fukushimie — paplał Natori, otwierając szafki. W mieszkaniu pojawił się wiatr i Hiiragi usiadła na blacie, wpatrując się w Natsume. — Odłożyłem wyjazd na kilka dni, abyś się zaaklimatyzował. Pamiętaj, co powiedziałem. Zawsze możesz do mnie dołączyć, Natsume-kun.
Pochylając głowę nad Nyanko-sensei, Natsune kiwnął głową. Natori przełożył na późniejszy termin obowiązki związane z pracą dla niego. Jeszcze jedna rzecz.
— Wydajesz się zmęczony. Kazałem ekipie przeprowadzkowej umieścić twoje rzeczy na drugim piętrze, ale możesz wybrać inni pokój, jeśli chcesz. To duże miejsce.
— Nie, jest w porządku — przyznał Natsume. — Jestem… trochę zmęczony.
— Oczywiście. — Natori uśmiechnął się. Ciągle to robił. Uśmiechał się, jakby wszystko było w porządku i normalnie nikt nie był… — W takim razie porozmawiamy jutro.
OoO
Rano zjedli razem śniadanie, a Natori nie wydawał się chętny do dyskusji. Hiiragi przygotowała posiłek, co może nie powinno być takie dziwne. Wydawała się być niespokojna, gdy nic nie robiła, w przeciwieństwie do innych
shiki, które znikały, gdy Natori ich nie potrzebował. Chociaż byli tutaj dzisiejszego poranka. Wyglądało na to, że Urihimie zabierała jedzenie swoimi włosami, które znikało gdzieś w jej głowie. Natsume starał się nie gapić.
Nagle Urihimie odwróciła się. Natsume dostrzegł zęby z tyłu jej czaszki. Krzyknął i odskoczył.
— O co chodzi? — zapytał Natori.
— Um… o nic — powiedział, dochodząc do wniosku, że pytanie o niewidzialne organy youkai było niegrzeczne.
Natori podążył za jego spojrzeniem.
— Och, nie widziałeś o drugich ustach Urihime? Jest futakochi-onną. Jej włosy są jej najlepszą bronią, ale trzymaj się również z dala od jej głowy. Ach i czy chciałbyś, żeby Urihime została z tobą, kiedy będę w Fukushimie?
— Nie! Dziękuję, Natori-san, Urihime-san… — Youkai odwróciła się w jego stronę, bez żadnej innej reakcji — ale…
— Będę tutaj, dlaczego miałby potrzebować innego ducha? — wtrącił się Nyanko-sensei. — Zwłaszcza jednego z twoich.
— Tak naprawdę nie wyglądasz na opiekuna, kotku — odpowiedział Natori.
— Jestem ochroniarzem! I jestem najlepszy we wszystkim, co robię!
— Hmmm. Cóż, jeśli jesteś tego pewien. Natsume, zanim wyjdę, chcę ci podać kilka numerów, na wypadek, gdyby twój szanowny ochroniarz znów za bardzo zajrzał do kieliszka…
— Oj!
Spędzili więc dzień na przeglądaniu kontaktów w przypadku nagłych wypadków, co było prawie normalne, z wyjątkiem sposobu, w jaki Natori mówił takie rzeczy jak: “a oto numer mojego agenta, gdyby nie odbierał” lub “możesz zadzwonić pod ten numer, jeśli to będzie nagły wypadek związany z duchem i nie odpowiem, ale najpierw zadzwoń do mnie.
Podejrzewam, że jest związany z Matobą i mógł zabić innego egzorcystę zeszłej jesieni…”
Ale potem idą do Nanatsujiya, żeby coś zjeść, a Sensei podskakiwał błagając o manju, co było tak cudownie przyziemne, że Natsume mógł prawie udawać, że to normalny dzień, a Natori był tu tylko ze względu na jedną ze swoich niespodziewanych wizyt i nic złego się nie wydarzyło.W drodze powrotnej skręcili jednak w złą stronę, ponieważ Fujiwarowie mieszkali w przeciwnym kierunku, niż był ten nowy dom, a Natsume nie mógł nie poczuć głębokiej krzywdy, gdy wszedł do sterylnego domu kupionego specjalnie dla niego.
Aby podsumować całą tę niezręczność, Natori dał mu kartę kredytową, mówiąc z uśmiechem:
— Nie pozwól kotu przyłapać się z nią, Natsume-kun. Pozbawi jedzenia całe miasto ze swoim apetytem.
OoO
Następnego ranka Natsume znalazł Natoriego rozkładającego sznurki papieru
ofuda, pędzel i butelki atramentu na kuchennym stole. Ze ścian wyskakiwały na niego małe postacie. Zastanawiał się, czy w ogóle wydawały się widoczne dla normalnych ludzi.
— Zakładam osłony przeciwko youkai na czas, kiedy mnie nie będzie — powiedział Natori, widząc go. — Twój śmieszny zwierzak i moje
shiki powinny być w stanie je ominąć, więc nie martw się.
— Bariery? — zapytał Natsume.
— Mogę cię również nauczyć, jak je zakładać.
— Czy możesz… nie robić tego.
Natori zatrzymał się. Ręce wciąż były w trakcie robienia dwóch
ofuda.
— Gdybyś chciał to może byś zrobił takie, które powstrzymały
złe youkai przed wejściem, ale nie te, które chcą odwiedzić.
— I chcesz, żeby youkai cię odwiedzały? — zapytał Natori. W jego tonie pojawiła się nuta niedowierzania.
Nie potrafiąc wyjaśnić Księgo Przyjaciół, Natsume powiedział:
— Wolę, gdy widzę moich przyjaciół youkai w ciągu dnia… Czasami urządzamy pikniki lub chodzimy na spacery,… ale oni czasami lubią zakradać się do mojego pokoju… — Natori prawdopodobnie nie miałby nic przeciwko, ale ten mężczyzna był teraz prawnie jego opiekunek i dziwnie było rzec: “by imprezować i upijać się z sake z Nyanko-sensei” — Myślę, że byliby smutni, gdyby nie mogli tego zrobić.
Natori wstał. Położył dłoń na głowie Natsume, lekko zirytowany.
— Natsume, ty… w porządku — westchnął. — Powstrzyma
złośliwe youkai przed wejściem do domu… chociaż to słabsza bariera i czasami coś może się prześlizgnąć, ale kiedy korzystam z domu, zastrzegam sobie prawo do zakładania tymczasowych barier. Możesz być w porządku z nieznanymi youkai włóczącymi się po posiadłości, ale nie ja.
— Oczywiście!
Natori mruknął coś, co brzmiało jak: “Pikniki?” i wrócił do pracy z
ofudą.
Przygotowanie barier zakończyło się o zmroku. Natori wykonał ostatnie poprawki i małe, lśniące sigile i kółka były widoczne tylko wtedy, gdy ktoś był dobry w znajdowaniu ich. Natsume pomyślał tęsknie, że może kiedyś dowie się więcej o magii Natoriego. Nie chciał skrzywdzić youkai, ale z drugiej strony…
(Dlaczego
inaczej Natori-sam miałby go chcieć?)
— Pamiętaj, żeby do mnie zadzwonić, jeśli coś się stanie — powiedział Natori. Jego trzy
shiki również pojawiły się przy pożegnaniu. — I nie martw się, Natsume. Obiecuję, że nie będzie to trwało wiecznie.
Natsume w milczeniu kiwnął głową i czekał na werandzie, gdy Natori odchodził. Podchodząc do niego, Nyanko-sensei powiedział mu niezwykle poważnie:
— On mówi o Fujiwarach.
— Sensei?
— Ma na myśli, że wrócą, ponieważ oczywiście znajdziemy tego czerwonego youkai. — Sensei zerknął na niego. — To nie znaczy, że zamierza odejść.
Wzdychając i strzepując odrobinę wyimaginowanego brudu, Natsume wstał i podszedł do drzwi.
— Przyniosę ci dzisiaj sashimi — powiedział. Co dziwne, Nyanko-sensei nie wydawał się z tego powodu zbyt szczęśliwy.
OoO
Natsume schodząc dzisiejszego ranka na dół, zatrzymał się z ręką na poręczy schodów. Dom był cichy. Sensei wciąż był na górze, prawdopodobnie śpiąc. Wszystkie światła były wyłączone. Nie było żadnego ruchu.
Natsume uświadomił sobie, że przyzwyczaił się do
rutyny. Pomiędzy wypełnianiem dziwacznych próśb youkai i bogów było to: ciepły dom, codzienne posiłki i radość.
Touko-san. Shigeru-san.
Ale rutyna musiała się oczywiście skończyć. Zawsze się kończyła. Natsume żałował, że nie pamiętał o tym wcześniej.
Podszedł do kuchenki, żeby podgrzać proste danie składające się z miski ryżu.
OoO
NatoriBył może należałoby powiedzieć, że wszystko zmieniło się natychmiast po tym, jak Natori przejął opiekę nad Natsume. Chodziło o to, że nie byłoby to prawdą. Natori powrócił na plan filmowy kolejnego stereotypowego romansu, i jak zawsze nikt nie zapytał go o nic bardziej osobistego niż: “Coś ekscytującego wydarzyło się w tym tygodniu, Shuuichi-san?”.
Wydawało się, że nikt nie rozumiał, że Natori był dobrym aktorem, ponieważ kłamał każdego dnia swojego życia.
W ciągu dnia używał z sukcesem swojego uroczego uśmiechu, a po zakończeniu kręceniu zdjęć padał na łóżko w dostarczonej przyczepie. Budził się wcześnie rano, ćwiczył kilka magicznych kręgów i zaklęć, a potem wracał na plan filmowy.
Robił notatki w swoim kalendarzu, przypominając sobie, żeby zadzwonić do domu i poinformować rodziców, że przypadkowo nabył nastolatka, ale nigdy nie wydawało się, że był to dobry czas. Po kilku dniach całkowicie skreślił notatkę, ponieważ zdał sobie sprawę, że
nigdy nie będzie to dobry moment.
Susago i Urihime szybko odeszły w poszukiwaniu nowej pracy - i robiły wszystko, co ich interesuje, gdy nie odpowiadały na jego wezwanie - ale Hiiragi jak zwykle pozostała w pobliżu i wydawało się coraz bardziej niezadowolona z upływem dni.
Mniej więcej tydzień po opuszczeniu miasta z Natsume w Kumamoto, Natori wreszcie skończył wyjątkowo niechlujną scenę (konieczne zerwanie, które musiało nastąpić, zanim możliwe było dramatyczne wyznanie i pojednanie) i opuścił obszar filmowy w nadziei na drzemkę. Widząc czekającą Hiiragi, westchnął i powiedział do niej:
— Daj mi przynajmniej chwilę.
Czekała niecierpliwie, gdy oddalał się od cywilizacji - od ludzi - i położył się na trawie. Natori zamknął oczy, wysokie kosmyki roślin łaskotały go w twarz. Machnął ręką w kierunku
shiki.
— Dalej.
— W moim rozumowaniu ludzie potrzebują bliskiego kontaktu ze swoimi opiekunami — zaczęła Hiiragi. Czy się martwiła? Youkai nigdy nie rozumiały ludzi.
— Przypuszczam, że tak jest w przypadku rodziny, ale z Natsume będzie dobrze. Kiedy byłem w jego wieku unikałem rodziny. Łatwiej było samemu się uczyć, samemu załatwiać sprawy. Inni ludzie po prostu nie rozumieją, Hiiragi.
— Rozumiem. Ty i Natsume widzicie nas. Nie będziesz go osądzać, tak jak osądzała ciebie twoja rodzina.
Natori zignorował ten komentarz, kontynuując:
— Poza tym jesteśmy przyjaciółmi, ale tylko przyjaciółmi, nie rodziną. Nie będzie chciał, żebym mówił mu, co ma robić.
— Być może, ale teraz nie ma nikogo innego, kto by nawet próbował to zrobić — zauważyła Hiiragi.
Pająk wspiął się na jego policzek, łaskocząc go. Natori zrzucił go.
— Wystarczy. Natsume dałby mi znać, gdyby potrzebował… — urwał. Otworzył oczy, marszcząc brwi.
Hiiragi tylko na niego patrzyła.
—... w porządku — przyznał Natori. — Upewnię się, że wkrótce się z nim skontaktuje.
OoO
Natsume— A u kogo znowu mieszkasz? — zapytał Kitamoto.
— U niektórych przyjaciół Fujiwarów — skłamał Natsume. — Mam nadzieję, że nie potrwa to długo, lekarze… — Urwał. To było za daleko idące kłamstwo. — Cóż, na razie pozwalają mi zostać.
— Czy wszystko w porządku? Chcę ich poznać.
Natsume zdusił uśmiech, ale jego przyjaciel wyglądał na zupełnie poważnego. Nishimura, wpatrująca się w niego ponad ramieniem Kitamoto, kiwnął z aprobatą.
— Są bardzo mili, Kitamoto-san. Nie chcę cię im narzucać, sprowadzając ludzi.
— Zdecydowanie ich nie lubię — stwierdził Kitamoto. Natsume przewrócił oczami.
A za jego przyjaciółmi w pewnej odległości podążał Tanuma, uważnie go obserwując.
Trudno było kłamać ze świadomością, że ktoś dostrzegał kłamstwa. Natsume odrzucił propozycje przyjaciół, by zostać u nich na noc, wędkować, pojeździć na rowerze, spacerować - w końcu udało mu się znaleźć sam na sam w Yatsuharze z własnymi myślami i od czasu do czasu cieniem pędzącym przez głowę.
To było pokrzepiające - i bolesne - znów wiedzieć przebłyski youkai wśród drzew. Zarówno mały grzybowy youkai, jak i youkai o lisiej twarzy nie spali. Minął ich i pomachał, podczas gdy lis próbował subtelnie uciec przed rozmową, grzyb youkai na to nie pozwolił. Chwilę później razem odeszli, lis mrucząc ponuro za swoim mniejszym towarzyszem, niosąc książkę i worek z zapasami.
Natrafił na Chukyuu, gdy niebo zaczynało czerwienić się.
— Natsume-sama! — zawołał jednooki youkai. — Słyszeliśmy, że jesteś uwięziony przez strasznego egzorcystę! Potrzebujesz pomocy?
— Tak, pomoc.
— Pomoc, która nie wymaga walki?
— Nie jesteśmy dobrzy w walce.
Nyanko-sensei najwyraźniej plotkował.
— Nie, dziękuję. Cieszę, że obaj nie śpicie.
— Ach, wspaniale odpoczęliśmy — przyznał radośnie pierwszy Chukyuu, najwyraźniej nie przejęty wspomnieniem krótkiej śpiączki. — Ale oczywiście Natsumo-sama nie pozwoliłby, żeby coś nam się stało.
— Nie, oczywiście, że nie!
Uśmiech Natsume zachwiał się.
— Och — przypomniał sobie Chukyuu. — Chobihige chciał się znaleźć. — Nagle chwycił nadgarstki człowieka. Natsume krzyknął, gdy został gwałtownie pociągnięty, a małe gałęzie uderzały w jego ciało. — To bardzo ważne!
Chobihige czekał przy zniszczonej leśnej kapliczce. Jego stały wyraz twarzy się nie zmienił, nie mógł się zmienić, gdy ujrzał Natsume. W każdym razie wydawało się, że mu ulżyło.
— Natsume-dono, cieszę się, że przyszedłem. W lesie jest pilna sprawa, która może przyciągnąć twoją uwagę.
— Naprawdę nie jestem pewien, czy mogę pomóc.
Nyanko-sensei namawiał Natsume, by mniej angażował się w sprawy youkai i nastolatek rozumiał jego intencję. Lubił pomagać, ale przyciąganie nadprzyrodzonej uwagi sprawiało, że było bardziej prawdopodobne, że zostanie zjedzony, opętany, a przynajmniej mocno zawstydzony, gdy duchy zaczną prześladować go w szkole, strasząc go i sprawiając, że skakał oraz krzyczał. Przynajmniej miał teraz rozsądną wymówkę. Robiło się ciemno i Natsume musiał niedługo wrócić do domu.
Z wyjątkiem tego, że nie musiał tego robić. Nikt na niego nie czekał. Już nie.
Wahał się tylko przez sekundę, zanim odpowiedział Chobihige:
— Właściwie mogę się dziś spotkać z twoim przyjacielem.
OoO
— Nazywam się Uzoma — powiedziała mu delikatnie zamaskowana youkai z nogami ułożonymi w tradycyjnej
seiza, z pochyloną głową przed Natsume. Nastolatek musiał przykucnąć, żeby ją dobrze zobaczyć. Ledwo sięgała mu do kolan. — Miałam nadzieję, że pomożesz mi odzyskać coś od Adetokunbo-san.
— Co chcesz, żebym odzyskał?
— Od wielu lat pracuję nad stworzeniem idealnego obrazu dla mojej przyjaciółki Kaede. W końcu mi się to udało, ale Adetokunbo ukradł go, zanim udało mi się go dostarczyć. Adetokunbo to złodziej!
Chobihige wtrącił się:
— Natsume-dono, Adetokunbo-san to duch, który kradnie cenne rzeczy. Nie powinieneś być w niebezpieczeństwie rozmawiając z nim, jeśli zbliżysz się do niego bez niczego cennego.
Natsume zmarszczył lekko brwi.
— Dlaczego sam więc z nim nie porozmawiasz?
— Cóż, nie sądzę, żeby chciał dobrowolnie zrezygnować z obrazu — stwierdził Chobihige.
Natsume westchnął. Uważał, że nawet nie
posiadał niczego wartościowego. Powinien prawdopodobnie najpierw dowiedzieć się, gdzie był Sensei, ale był zmęczony, a to nie wydawało się zbyt trudne.
— W porządku. Gdzie jest Adetokunbo?
Chobihige nakazał mu podążać wydeptana przez youkai ścieżką, które być może nigdy by nie zauważył. W sumie Natsume zastanawiał się, czy mógł ją teraz zobaczyć tylko
dlatego, że została mu wskazana. Noc zapadała szybko, a on potykając się, wołał cicho:
— Adetokunbo-san? Adetokunbo-san?
Nie spodziewał się ducha, który zeskoczy z góry, wymachując nogą, sprawiając, że ból przeszyje mu ramię. Natsume odskoczył, ale został złapany - jedna niemożliwie chwytna noga, zakrzywiona jak u pająka, złapała ostrym pazurem skórzany pasek jego torby z książkami.
W końcu Natsume
miał coś cennego.
— Natsume od Księgi Przyjaciół — wysyczał nieokreślony kształt. Zęby zazgrzytały o siebie i dostrzegł biel na tle ciemności. — Tak wyjątkowa, tak rzadka… Muszę ją mieć.
Natsume chwycił swoją torbę.
— Przyszedłem po obraz, który zabrałeś Uzumo.
— Piękny obraz. Bezwartościowy! Ale jest mój.
— Dlaczego go chcesz, skoro jest bezwartościowy?
— Ponieważ był dla niej cenny — powiedział Adetokunbo. — Co sprawia, że jest bardzo cenny.
— Czyli chcesz rzeczy, które są osobiście ważne? — Księga Przyjaciół z pewnością się tak kwalifikowała. To było dziedzictwo jego babci. Dziedzictwo Natsume Reiko.
Zauważył, że krwawi mu ramię. Fioletowa plama rozprzestrzeniała się od jego łokcia, ale nie mógł się rozpraszać.
— Tak. Daj mi to.
— Ale to nie jest naprawdę cenne — powiedział Natsume. — Nie dla ciebie. I ten obraz również nie. Najcenniejszymi rzeczami są wspomnienia, towarzystwo i dobrowolne prezenty.
— Dobrowolne prezenty? — To ostatnie zaintrygowało Adetokunbo. Miał wiele nóg, jak zauważył teraz Natsume. Górował nad chłopcem, spoglądając w dół trzeba nieruchomymi czarnymi przestrzeniami, które służyły mu za oczy. — Ale ja ich nie mam.
— Mogę ci dać prezent — stwierdził Natsume. Powoli rozluźnił swój uścisk na Księdze Przyjaciół. Youkai pozwolił mu ją zabrać. — Chcesz iść ze mną do domu?
Adetokunbo poszedł za nim. Jego długie, pajęcze nogi cierpliwie przemierzały drogę, gdy Natsume chwiejąc się podążał z powrotem w większości nieznaną ścieżką do swojego nowego domu. Myślał przez chwilę, że czuł, jak bariery Natoriego zadrżały, gdy Adetokunbo wchodził, ale najwyraźniej youkai nie kwalifikował się jako “wrogi”. Przeszedł przez bariery z łatwością, a ramię Natsume tylko lekko mrowiło.
Adetokunbo rzucił się na zwiedzanie domu, kiedy tylko weszli do środka. Natsume poszedł prosto do swojego pokoju, by poszukać czegoś odpowiedniego.
— To. — Postanowił i podniósł małe, wypolerowane drewniane pudełko. Pokryte było dekoracjami przedstawiającymi kwitnące winorośle i brzoskwinie. Youkai wziął je ostrożnie. — Możesz tam umieścić wszystko, co dostaniesz w prezencie — powiedział Natsume. — I nie musisz teraz niczego kraść. Możesz to zatrzymać.
— W prezencie — zastanawiał się youkai. Jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. — Dziękuję, Natsume-ono, bo to prezent. I ty też możesz mieć ten obraz w prezencie.
Natsume przyjął to z podziękowaniami. Kiedy Adetokunbo odszedł, opadł z powrotem na futon, trzymając się za ramię.
Uznał, że rano odda obraz. Poruszył nogami, kiedy wyglądał przez okno. Słońce już wschodziło.
OoO
— Czy coś się stało, Natsume?
Tanuma zatrzymał go, zanim mógł wejść do szkoły. Zmrużył oczy patrząc na Natsume, jakby mógł stwierdzić, co było z nim
nie tak, jeśli tylko będzie spoglądał na niego wystarczająco długo. Może mógłby. Natsume przesunął swoją torbę na ramię, próbując nią ukryć zranioną rękę.
— Po prostu nie spałem dobrze.
Tanuma przybrał sympatyzujący i podejrzliwy wyraz twarzy.
— Nie widziałem ostatnio zbyt wiele Ponty.
Natsume pociągnął za pasek od torby.
— Wydaje mi się, że nie umiem gotować tak dobrze jak Touko-san.
Tanuma skrzywił się.
Ale jakby wezwany samą wzmianką o sobie pojawił się Nyanko-sensei, zanim jeszcze dotarli do drzwi szkoły.
— Natsume! Ty… — Kot przyjął sztywną postawę, a jego włosy stanęły dęba, co natychmiast zaniepokoiło Tanumę. — Ty idioto! Nie było mnie tylko jeden dzień! Jak już zostałeś zaatakowany?!
— Zaatakowany?
Sensei podskoczył i stanął na tylnych łapach, opierając się o Natsume, by powąchać jego łokieć.
— To rana od ducha — oskarżył. — W ogóle nie mogę cię zostawić samego!
— Gdzie w ogóle poszedłeś, Sensei? — Natsume starał się brzmieć swobodnie.
— Oczywiście szukałem tej czerwonej rzeczy, a co myślałeś? Nie mogę tego znaleźć. I żadne youkai w okolicznych miasteczkach nie zasnęły, ale powiedziałem wszystkim, że je zjem, jeśli zobaczą tego gnojka i mi nie powiedzą, więc może dostaniemy jakieś wieści.
Natsume czuł ból z powodów, które nie miały nic wspólnego z jego ramieniem.
— Dziękuję, Nyanko-sensei.
— Hmm. Chyba jednak muszę tu zostać, jeśli
zaraz po moim wyjeździe zostajesz zaatakowany — przyznał niechętnie Sensei. — Aczkolwiek nie wydaje się, żeby rana była przeklęta. Za kilka dni powinieneś się wyleczyć.
— Musimy teraz iść do klasy. — Natsume poklepał Senseia po głowie, ku jego irytacji. — Chukyuu znów się obudziły, jeśli chcesz ich odwiedzić.
— Ha! Jakbym chciał zobaczyć tych gości! — Ale uszczęśliwiony kot i tak odbiegł.
Tanuma z napiętym wyrazem twarzy patrzył z ukosa na Natsume, kiedy weszli do budynku.
— Okłamałeś mnie — zauważył.
— Co?
— Powiedziałeś, że nic ci się nie stało.
— To nic wielkiego, Tanuma. Sensei powiedział, że wyleczę się za kilka dni…
— Nie o to chodzi, Natsume. — Tanuma przystanął. Na pewno się spóźnią. — Ciągłe się martwię i martwię się bardziej, bo wiem, że nie jesteś ze mną szczery. Czuję, że pewnego dnia po prostu znikniesz lub umrzesz, a ja nie dostanę żadnego ostrzeżenia.
— Tanumo, ty…
— Po prostu spróbuj i bądź szczery. Albo przynajmniej powiesz, że nie chcesz o czymś rozmawiać. Mogę to uszanować, ale nie okłamuj mnie.
Kłamca.Natsume spuścił głowę.
— W porządku.
OoO