~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1127
Rejestracja : 16/01/2015

[Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia Empty
PisanieTemat: [Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia   [Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia EmptyPon 27 Mar 2023, 20:01

Tytuł: Papierowa magia
Oryginalny tytuł: Paper Magic
Autor: WerewolvesAreReal
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie ma
Link: https://archiveofourown.org/works/11004693

Papierowa magia

Touko-san zatrzymała go w poniedziałkowy ranek, zanim wybiegł z domu.

— Nie zapomnij o bento — powiedziała. — Dodałam dziś dodatkową pietruszkę i bułkę dla Nyankichi! — Sensei otarł się o jej nogi. Natsume często podejrzewał, że kot lubił ją bardziej niż jego, zwłaszcza gdy wspominała o jedzeniu.

— Dziękuję — powiedział, zwlekając na tyle długo, by grzecznie wziąć pudełko. Potem wybiegł na zewnątrz. Chciał odbyć krótką wycieczkę przed pójściem do szkoły.

Natsume nie potrzebował wymówki, by wędrować po lesie Yatsuhara, ale dzisiaj poruszał się z pewnym poczuciem celu. Był też czujny, a jego marszczenie brwi pogłębiało się, gdy się przemieszczał. Las był podejrzanie cichy. W końcu podążył za zapachem, natykając niemal przyziemny widok.

W porządku. W każdym razie przyziemny dla Natsume.

Dwójka youkai w szatach - jeden z twarzą krowy, drugi z jednym, nie mrugającym okiem - patrzyli na niego.

— Przyszedłeś, aby dołączyć do imprezy, Natsume-sama?

— Ach, nie. — Natsume uśmiechając się blado, marszcząc nos na zapach sake unoszący się po małej, leśnej polanie. Nyanko-sensei natychmiast rzucił się do przodu i uciekł z butelką. Stłumił westchnienie. Czasami trudno było ukryć utrzymujący się zapach alkoholu przed jego opiekunami, Fujiwarasami, gdy nie mógł winić o to swojego kota. — Mam jednak pytanie.

Dwa Chukyuu natychmiast się ożywiły.

— Pytanie!

— Zawsze cieszymy się, że możemy pomóc Natsume-sama — powiedział bydlęcy Chukyuu.

— Zawsze się cieszę, zawsze się cieszę!

Z doświadczenia Natsume wiedział, że najlepiej było im przerwać, zanim ta dwójka naprawdę zacznie.

— Dlaczego ostatnio nie widziałem youkai? — zapytał lekko zdziwiony. — Jesteście pierwszymi, jakie widziałem od kilku dni, poza Senseiem.

— Przestraszeni!

— Tak, bardzo.

— Egzorcyści.

Nawet Nyanko-sensei się ożywił.

— Ktoś egzorcyzmuje youkai? — zapytał.

— Jeszcze nie — odparł Chukyuu. — Ale maluchy uciekają. A w lesie coś jest!

Natsume zmarszczył brwi. W lesie było wiele rzeczy.

— Coś złego?

Youkai, w ogóle nie pomocne, wzruszyły ramionami.

— Nigdy nie nazwałbym egzorcystów dobrą rzeczą — mruknął Nyanko-sensei, popijając sake. — Nie spóźnisz się do szkoły dzieciaku?

OoO

Miniony ciąg nocy, wyjątkowo wolnych od youkai, oznaczał, że Natsume był wystarczająco czujny, by poświęcić uwagę swoim lekcjom. Pokrótce bawił się myślą, że spróbuje ustalić godziny odwiedzin, kiedy wszystko wróci do normy - może mógłby przekupić Senseia, żeby spał w domu w swojej prawdziwej formie, co odstraszyłoby niższych rangą duchy. Westchnął z rezygnacją. Oczywiście nawet tego nie spróbuje. Wiele youkai nie wychodziło, aż do nocy, a on nigdy nie odstraszyłby nikogo od odzyskania swojego Imienia.

— Natsume-san — powiedziała nauczycielka. — Czy słuchasz?

Natsune oderwał wzrok od okna.

— Och, tak — skłamał i wstał.

Za oknem, na podwórzu, zamigotało coś dużego i czerwonego.

Natsume zaczął się z powrotem odwracać do okna, ale nauczycielka kontynuowała:

— Idź i rozwiąż polecenie na tablicy.

— Um. — Natsume wyciągnął szyję. Stworzenie na zewnątrz zniknęło.

Teraz, Natsume-san.

Klasa roześmiała się cicho.

Jak można było się spodziewać, Natsume nie był w stanie udzielić odpowiedniej odpowiedzi. Z pochyloną głową słuchał pouczenia nauczycielki i wciąż rzucał spojrzenie za okno. Normalnie nie zawracałby sobie głowy przypadkowym youkai, ale ostatnio zniknął nawet kappa nad rzeką. Może ten miałby jakieś informacje.

Pod koniec dnia odparł zaproszenie Kitamoto, ale został zaczepiony przez Nishimurę, który chciał odwiedzić salon gier i nie przyjmował odmowy jako uzasadnionej odpowiedzi. W końcu Natsume musiał powiedzieć:

— Touko-san wydawała się dzisiaj trochę zmęczona. Chciałabym jej pomóc w domu.

Natychmiast poczuł się winny za kłamstwo.

Nishimura westchnął głośno. Następnie rozpromienił się.

— Mogę ci pomóc!

— Nie, nie musisz.

— Nie zmienię twojego zdania? Za dużo pracujesz, Natsume! To dlatego ciągle mdlejesz. Bycie produktywnym jest dla ciebie złe.

— Tak, zapamiętam to — zgodził się cierpko Natsume.

Szli razem, aż ich ścieżki się rozeszły, a gdy tylko Nishimura zniknął z pola widzenia, Natsume wbiegł w najbliższą część lasu Yatsuhara.

Nadal nie widział youkai.

Sensei prawdopodobnie - znowu – pije, ale przynajmniej stary kot będzie bezpieczny. Natsume był mniej pewny co do pozostałych mieszkańców lasu.

— Czy ktoś jest w pobliżu? — zawołał po kilku minutach. Powitała go cisza, ale to nie było takie dziwne. W większości przypadków pomniejsze youkai chowały się przed nim. — Mam tylko kilka pytań…

Westchnął i uśmiechnął się, gdy za drzewem dostrzegł znajomą, ciemną szatę. Podszedł do przodu. Youkai o lisiej twarzy spał na ziemi, rozciągnięty bez troski o przyzwoitość.

— Przepraszam — powiedział Natsume, potrząsając jego ramieniem. Youkai przesunął się po jego pchnięciu i nie odpowiedział. Natsume zmarszczył brwi. Stuknął ramie youkai. — Obudź się.

— Znalazłem jeszcze trzy takie. — Odwrócił się. Sensei wysunął się z zarośli i wskoczył na jego ramię. — Wszystkie mięczaki — wyjaśnił kot, jakby Natsume zadał pytanie. — Ale coś w nich celuje. Powinieneś się stąd wydostać, Natsume. Założę się, że jesteś smaczniejszy niż jakaś płotka.

— Ale muszę się dowiedzieć, co to robi.

— Nie musisz nic robić! Dlaczego zawsze się angażujesz? Zabijesz się, jeśli będziesz wpadał w problemy, które nie mają z tobą nic wspólnego.

Uśmiechając się, Natsume przesunął youkai i lisiej twarzy w cień krzaka i odszedł.

— Myślałem, że tego chcesz, Nyanko-sensei.

— To nie będzie dobre dla mojej reputacji, jeśli umrzesz z głupoty.

Natsume trochę spoważniał, gdy znalazł znajomego grzybowego youkai śpiącego w pobliżu powalonego drzewa. W pobliżu mniejszej odnogi rzeki odnalazł miejscowego kappa, który był prawie w wodzie.

— Może niektórzy z nich uciekli — powiedział Senseiowi. — Ale coś skrzywdziło pozostałe. Co wiesz o istotach, które sprowadzają sen?

— Chcesz ich listę? — szydził Sensei.

— Każdego, kto mógłby być w lesie.

Sensei zastanowił się nad tym.

— Kanashibion — powiedział z powątpieniem. — Myślę, że jest jeden miasto dalej, ale najczęściej powodują krótkotrwały paraliż i koszmary. Nic takiego. Baku jedzą sny, ale zwykle nocą włóczą się po domach. Nie usypiają innych.

Natsume objął się ramionami.

— Jest w pobliżu? — Bardziej stwierdził niż zapytał.

Nyanko-sensei prychnął.

— Tak, ale ukrywa się przed moją chwałą. Nie sądzę, że dziś go znajdziesz, Natsume-kun.

Zgadzając się z lekkim zmarszczeniem brwi, Natsume podniósł kota i zaczął przedzierać się przez las do domu.

Kiedy wrócił, Touko-san wydawała się być zdenerwowana - najwyraźniej spaliła wieprzowinę - ale Shigeru-san był zadowolony, że go widzi. Usiedli do późnej kolacji, a Sensei zaczął błagać go o smażone mięso, gdy Shigeru powiedział:

— Takashi-kun, lubisz łowić ryby? Mój kolega zaprosił nas na kilka dni do Kagoshimy. To byłaby fajna weekendowa wycieczka. — Spoglądając na żonę, dodał drażniąc się. — Touko-san boi się rekinów.

— Och, nie prawda. — Zaśmiała się. — Ale wolę być na stałym lądzie… Pojedziesz, Takashi-kun?

— Ach, nie macie nic przeciwko? — zapytał.

— Bardzo bym chciał, żebyś przyjechał. — Shigeru uśmiechnął się.

Natsume szybko kiwnął głową, spoglądając na swój talerz. Jakoś wciąż nigdy nie wiedział, jak zareagować na te przypadkowe akty dobroci. W zeszłym tygodniu Touko-san przyniosła mu słodkie ciastko prosto z piekarnika, bo według niej był taki chudy, i przez resztę dnia nie mógł przestać się uśmiechać.

Był weekend i Touko-san powiedział, że jutro będą długo spać, co było ulgą. Chciał spędzić dzień na badaniu lasu. Po obiedzie popędził Senseia na górę, a kot praktycznie padł na podłogę, jęcząc z satysfakcją na podłodze.

— Dobre jedzenie — zaaprobował posiłek. Spoglądając na Natsume, uprzedził jego słowa: — Nie bądź tak poważny! Chcę spać, jutro porozmawiamy o śpiących księżniczkach w lesie.

— Nyanko-sensei, mogą nie przetrwać do jutra.

— Jasne, że tak. Zawsze rozwiązujesz problemy w samą porę, więc jeśli jutro naprawimy problem, jestem pewien, że to będzie właściwy moment, aby to zrobić.

Zadowolony ze swojej logiki, Sensei podwinął cztery kocie łapy pod fałdy swojego ciała, ignorując próby Natsume, by zmienić jego tok rozumowania.

Natsume się poddał.

— Mógłbym iść sam — mruknął i przez chwilę się nad tym zastanawiał.

— Masz już reputację upadania bez żadnej pomocy. Prześpij się.

Natsume spojrzał tęsknie przez okno, ale musiał przyznać temu rację. Nie przyda się youkai, jeśli zostanie zaatakowany i nie chciał niepokoić Fujiwarów, gdyby został ranny. Położył się wciąż zaniepokojony, słuchając głębokiego gwiżdżącego pochrapywania Senseia, gdy pokój pogrążał się w ciemnościach.

OoO

Rano Nyanko-sensei został przebudzony z niewielkim narzekaniem. Przedzierali się przez las około pięciu minut, gdy potknęli się o Chukyuu, leżących i milczących pod drzewem z butelką sake między nimi.

Sensei szturchnął ich, jakby miał nadzieję, że średni rangą youkai są po prostu pijani, po czym wydał cichy, syczący dźwięk.

— Hmmm. To nie jest dobre — powiedział do Natsume, który pochylił się, by sprawdzić ich oddechy. — Cokolwiek to jest, teraz ściga silniejsze youkai, ale nadal nie wiem dlaczego.

— Wspomnieli o egzorcyście. — Przypomniał sobie Natsume. — Może to z nim pracuje. Lub z nią. Pamiętasz, jak Matobas zebrali youkai… Egzorcystom łatwiej byłoby schwytać ich, gdy będą spać.

— To nie pachnie jak magia egzorcystów — stwierdził Sensei. Natsume nie mógł się z tym kłócić.

Natsume chciał zabrać swoich przyjaciół w bezpieczniejsze miejsce, ale Sensei odmawiał pomocy, a youkai były zbyt duże, aby je nieść - a nawet jeśli nie, wyglądałyby dziwacznie, walcząc na drodze pod bezwładnym, niewidzialny ciężarem. Musiał zadowolić się wciągnięciem ich pod liście, tak jak w przypadku poprzednich youkai, starając się zapamiętać to miejsce.

Kiedy to zrobił, Nayanko-sensei nagle syknął. Gałązki trzasnęły i Natsume uniósł wzrok.

— Twoi przyjaciele? — Rozbrzmiał znajomy głos.

Natsume uśmiechnął się, nawet gdy Sensei mamrotał niezadowolony.

— Tak — powiedział i z opóźnieniem, gdy zrozumiał cień sarkazmu w głosie Natoriego.

Ale Natori tylko lekko się uśmiechnął, zdezorientowany.

— Cóż, przynajmniej nie będziemy mieli konfliktu interesu. — Objął ramieniem Natsume, uśmiechając się. — Uwielbiam, kiedy możemy razem pracować!

— Czyli to nie ty usypiasz youkai?

Egzorcysta pokręcił głową.

— Zostałem wynajęty, żeby to zbadać i prawdopodobnie złapać w pułapkę tego, kto jest za to odpowiedzialny. To sprawia, że ludzie czują się nieswojo, mając obok siebie coś tak potężnego. W następnej kolejności może zaatakować ludzi.

— Oczywiście — Natsume powinien był wiedzieć, że egzorcyści nie będą się martwić o youkai.

— Pomożesz mi, Natsume-kun?

— Tak.

Natori znów się uśmiechnął. Opuścił rękę, by wyciągnąć maleńką papierową figurkę. Stała na dłoni niemal na własnych siłach - a raczej dzięki mocy Natoriego.

— Youkai, które to robi, uruchomił właśnie jedną z moich pułapek. Teraz powinienem być w stanie go wyśledzić. — Papier nagle odleciał, a mężczyzna obrócił się. — Chodź za mną!

Urihime i Hiiragi pojawiły się niemal bezgłośnie, dołączając do nich, gdy przemierzali zygzakowatą trasę papieru. Od czasu do czasu papierowa lalka przesuwała się w kierunku nieba, jakby zdezorientowana, po czym ponownie opadała i podążała dalej.

Wreszcie Natori dał sygnał ręką i papier opadł całkowicie.

— Jest gdzieś blisko — powiedział Natsume, gdy potykając się, zatrzymali się. — Ten urok mógłby nas do tego doprowadzić, ale zaalarmowałby to ducha. Powinniśmy być ostrożni.

Nyanko-sensei upadł z jękiem.

— Za dużo biegania — narzekał i podążał za nimi niechętnie w tyle, gdy reszta zaczęła się rozchodzić.

Byli w połowie drogi do góry. Ziemia była zaśmiecona skałami i małymi kamieniami, co było dobrym miejscem do ukrycia się dla mniejszych youkai, ale Natsume byłby zaskoczony, gdyby to stworzenie było małe. Niemniej jednak wybrał obszar z dala od innych i zaczął uważnie przyglądać się skałom i głazom.

Znalazł śpiącego youkai z twarzą królika leżącego na ziemi. Może oznaczało to, że ich cel był blisko.

Błysk czerwieni sprawił, że Natsume wzdrygnął się i nagle przypomniał sobie swój dzień w szkole, dziwny kształt za oknem. Rzucił się na bok w samą porę, bo blisko niego przepłynęła olbrzymia, solidna, czerwona postać.

— Nyanko-sensei! — krzyknął.

Duch się odwrócił. Natsume uświadomił sobie, że nie był czerwony.

To był kamienny youkai, ale był rozżarzony do czerwoności.

— Natsume! — Madara zgarnął go w mignięciu białego futra, zabierając na bezpieczną odległość, gdy dziwne oszołomienie ogarnęło Natsume.

Nastolatek chwycił przyjaciela za szyję, gdy wznosili się w powietrze. Poniżej widział Hiiragi i Urihime poruszające się wokół nieznanego ducha, Natori rzucał zaklęcie.

Błysk światła. Zaklęcie pieczętujące spadło bezużytecznie na ziemię. Lśniący duch odleciał, poruszając się przez gęstwinę z zawrotną prędkością. Tylko niewielka, tląca się plama na dnie lasu pokazywała, gdzie był przed chwilą.

Nyanko-sensei zignorował jego protesty i jeszcze kilka razy okrążył teren przed wylądowaniem. Natori, który nigdy się nie zniechęcał, wydawał się zamyślony, gdy wpatrywał się w trop youkai.

— Nie jestem pewien, co to było — powiedział. — Albo dlaczego pieczętowanie nie powiodło się. To nie zerwało wiązania, po prostu to nie zadziałało.

— Może ma jakiś rodzaj ochrony — odważył się powiedzieć Natsume, wciąż spoczywając na plecach Madary.

— To by prawdopodobnie sugerowało, że pracuje z egzorcystami w co wątpię. Cóż, spróbujmy go ponownie znaleźć. Jest jeszcze jedna lub dwie rzeczy, które mogę wypróbować.

Ale wydawało się, że rozżarzony youkai nie chciał zostać znaleziony. Nyanko-sensei ośmielił się nawet kilka razy polecieć do przodu, teraz, kiedy niechętnie się przemienił, ale nic im to nie dało. Gdy zapadła noc, Natori machnął przepraszająco do Natsume.

— Nie zamartwiaj swojej rodzinny przeze mnie. — Uśmiechnął się. — Będę dalej szukać. Możesz do mnie dołączyć jutro. Dobranoc, kotku. — Machnął do Nyanko-senseia, który prychnął.

Gwiazdy migotały i błyszczały nad głową, gdy wracali do domu. Liście nie drżały na drzewach. Było niepokojąco cicho. W jakiś sposób pomysł, że nie było duchów spoglądających przez liście było bardziej dziwne niż powinno. Natsume zwrócił się do Nyanko-sensei, gdy zbliżali się do domu:

— Wszystko, co może zrobić ten duch, nie wpłynęłoby na ciebie, Sensei?

Ale kot, zamiast bronić swojej dumy, wpatrywał się w rezydencję Fujiwary.

— Chyba to czuję — powiedział nagle. — Te mięczak już zniknął, ale był tutaj. Musiał cię szukać, Natsume.

Natsume drgnął gwałtownie i odwrócił się, jakby również mógł zobaczyć jakiś ślad obecności ducha.

— Ale… zniknął? — zapytał.

Sensei kiwnął głową.

— Dzisiaj będziemy musieli być ostrożni, ale zapomnij o tym. Touka-san zrobiła łososia! Łosoś, łosoś…

Jego śpiewny głos dryfował, gdy podskakiwał idąc do przodu. Śmiejąc się, Natsume podążył za nim.

Natsume zdjął buty przy wejściu. Ciemność spowijała pomieszczenie. Poszedł za Nyanko-senseiem do pustej kuchni, marszcząc brwi, po czym spojrzał na blat. Kilka porozrzucanych warzyw i bulion z wczorajszego wieczoru, prawdopodobnie przeznaczony na dzisiejszy posiłek leżały tam. Brak jakiekolwiek notatki. Nie mógł sobie wyobrazić, dlaczego oboje Fujiwarowie zniknęli.

Wtedy Sensei powiedział odrobinę ostrożnie:

— Hej, Natsume? Myślę, że zapach ducha jest silniejszy.

Natsume pobiegł na górę.

Touka-san i Shigeru-san leżeli w łóżku, bardzo nieruchomo i przez szaloną chwilę Natsume zastanawiał się,  czy nie spali trochę za długo. Poza tym, oczywiście był jeszcze dzień i nikt nie śpi dwadzieścia cztery godziny, chyba że…

— Touko-san? — Najpierw potrząsnął ramieniem kobiety. Jej ciało poruszyło się bezwładnie. — Shigeru-san!

Zdesperowany Natsume szukał odpowiedzi u swojego towarzysza. Oczy kota błyszczały niesamowicie w ciemności pokoju. Po chwili wąchania pokręcił głową.

— Myślę, że powinieneś zadzwonić do swoich ludzkich uzdrowicieli — powiedział.

Natsume wezwał karetkę i siedział skulony przy ciałach Fujiwaras, dopóki nie przyjechała.

OoO

Natori

Po odejściu Natsume, Natori przeszukiwał las jeszcze przez kilka godzin, po czym musiał zrezygnować. Jego shiki nie mogły wykryć dużego czerwonego youkai, którego wcześniej znaleźli. Jego zaklęcia śledzące nagle przestały działać i szczerze mówiąc, przygnębiające było ciągłe potykanie się o małe, okryte szatą ciała w lesie.

Ranek wydawał się nieco bardziej obiecujący, kiedy mógł się spodziewać obecności Natsume. Natori zwykle nie lubił pracować z innymi, ale Natsume przypominał mu trochę siebie za młodu - poza tym, że nastolatek był o wiele milszy, myślał czasami cierpko. Może zbyt miły. Natsume był wspaniałym przyjacielem, ale Natori miał szczerą nadzieję, że nigdy nie spróbuje zostać egzorcystą. To prawdopodobnie by go zniszczyło.

Podzielił się tą myślą z Hiiragi, gdy szli.

— Albo może zostać egzorcystą innego rodzaju — powiedziała youkai, brzmiąc tak, jakby nie miała zdania. — Egzorcyści nie muszą być surowi, mistrzu. — Ta ostatnia część miała dziwny nacisk.

— Nie zawsze — zgodził się Natori. — Ale czasami nie możemy uniknąć zranienia duchów. I zawsze musimy wykonać naszą pracę.

— Myślę, że byłby interesujący — postanowiła Hiiragi, po czym zamilkła. Jego shiki mogą być czasami dziwne.

Kiedy nadeszło południe, Natsume wciąż się nie pojawił, a Natori radośnie pomyślał, że musi spać, jak typowy nastolatek. Dobrze. Natsume prawdopodobnie mógłby być nieco bardziej typowy.

Kiedy słońce zaczęło zachodzić, Natori zaczął się martwić.

— Nie chodzi o to, że nie ufam Natsume — powiedział do swojej shiki. Maska Hiiragi obejmowała całą jej twarz, więc imponujące było to, że nadal udawało się jej wyglądać sceptycznie. — Ale zawsze udaje mu się wpaść w kłopoty.

Zwłaszcza, gdy w pobliżu był Natori. Miał nadzieję, że tylko wtedy, gdy był w pobliżu, bo szczęście tego dzieciaka musiało być naprawdę straszne.

Kiedy zbliżali się do domu Natsume, Natori zdał sobie sprawę, że miał rację.

Natsume był na zewnątrz, na swoim ganku, siedząc z tym grubym nie-kotem owiniętym w ramionach. Po raz pierwszy kotu nie udało się wyglądać na niepokojąco inteligentnego. Po prostu wpatrywał się w zbliżającego się Natoriego, a czarne oczy błyszczały w milczeniu, a powietrze wypełniało powolne i uspokajające dudnienie.

Natsume płakał.

— Jesteś ranny? — zapytał Natori. Klęknął obok Natsume, ale chłopak nawet nie podniósł wzroku. — Czy coś się stało? — Szukał odpowiedzi u kota, ale bestia youkai też nie odpowiadała.

— Fujiwarowie — powiedział w końcu Natsume. — Dopadł ich. Youkai, który usypia.

Natori spojrzał na ciemne okna domu. Ogarnął go strach.

— Oni…

— Są w szpitalu. W śpiączce. To moja wina, powinienem był wiedzieć, że coś takiego się stanie.

— Nie mogłeś wiedzieć — powiedział stanowczo Natori. Cholerny kot w ogóle nie pomagał. — Gdy już go znajdziemy, jestem pewien, ze się obudzą. Kiedy już go znajdę — poprawił się.

Natsume podniósł głowę.

— Pomogę — powiedział natychmiast.

— Nie. Zostań na razie z przyjacielem. Nie powinieneś stawiać czoła takim youkai.

Choć bolało go pozbawienie Natsume tej zemsty, nie byłoby to właściwe. W tym stanie będzie podatny na wszelkiego rodzaju duchy, które żywią się mrocznymi emocjami.

Natsume wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale kot wtrącił się w tym momencie:

— Zabiorę go do świątyni i upewnię się, że tam zostanie.

— Nyanko-sensei!

Natori zignorował krzyk. Położył dłoń na głowie Natsume, wstrząśnięty zalaną łzami twarzą jego przyjaciela.

— Zajmę się tym — obiecał.

Hiiragi podążała za nim, milcząc.

Nadal wydawała się w to wątpić.

OoO

Szukał przez cztery dni.

To nie było wiele czasu, ale wydawało się, że trwało to dłużej, bo ledwo spał i jadł. Bezużytecznie wykonywał zaklęcie po zaklęciu. Natori zadzwonił do kilku swoich kontaktów, aby sprawdzić, czy wiedzą coś o czerwonym, płonącym duchu. Chciał wiedzieć, czy jakikolwiek egzorcysta miał pomysł, dlaczego jego metody śledzenia, które kiedyś działały, teraz nagle zawodzą.

Duch prawdopodobnie nie żyje, wszyscy mówili, jakby był jakimś amatorem. Albo jest już zapieczętowany.

Ale żadna z tych rzeczy nie była prawdziwa. Natori czuł to w kościach.

Piątego dnia rozszerzył swoje działania - dziwne przypadki spania, które nastąpiło po tym czerwonym stworze, rozprzestrzeniła się na Yatsuharę i dalej - praktycznie potknął się o małego kwiatowego youkai. Z wyjątkiem tego, że gdy pochylił się, by zbadać to, szukając ponownie magicznego podpisu swojego uciekiniera, kwiat otworzył oczy w kształcie nasion i zaczął krzyczeć.

Natori jedynie lekko drgnął.

— Przykro mi — mruknął automatycznie, zbity z tropu, a potem próbował złapać kwiat, gdy ten zaczął uciekać. Youkai zniknął w zaroślach, a Natori po chwili pokręcił głową i poszedł dalej.

I znajdował inne youkai. I więcej youkai. Wiele z nich była w rzeczywistości znajome. Para kóz youkai wydaje się podobna do dwóch śpiących, które napotkał dzień wcześniej.

— Hiiragi — zawołał. Jego wierny chowaniec pojawił się u jego boku. — Idź sprawdzić, co u Natsume-kun. Jadę do szpitala.

Nie było trudno dostać się do pokoju Fujiwarów. Nawet bez powołania się na jego nazwisko. Niektórzy egzorcyści zdają się przeoczyć fakt, że warto być przyjaznym i czarującym. Jego czarujący uśmiech otwierał wiele drzwi i wystarczyła chwila, by schlebić pracownikowi biurowemu, aby ten udzielił mu wskazówek.

Fujiwarowie wciąż spali.

Wyglądają na miłym ludzi - pomyślał głupio Natori. Pochylił się, żeby dotknąć dłoni kobiety. Touko-sam - pomyślał. Nie poruszyła się. Usiadł na jednym z krzeseł dla gości przy drzwiach.

Próbował dowiedzieć się, co mógł zrobić.

Niewiele. Youkai mógł zniknąć - prawdopodobnie to zrobił, biorąc pod uwagę, że wszyscy w lesie się budzą. Jeśli więc Fujiwarowie wciąż śpią…

Wyjął z kieszeni ofuda i zaczął cicho intonować - równie dobrze mógłby zabezpieczyć pokój, gdy był tutaj - kiedy drzwi się otworzyły. Natsume wpadł do środka z uśmiechem, a jego przyjaciel Tanuma był krok za nim, trzymając w ramionach Nyanko-sensei.

Natsume spojrzał na Fujiwarów. Przystanął. Spojrzał na Natoriego.

— Przepraszam — powiedział szczerze.

Tanuma skrzywił się. Natsume zachwiał się na nogach.

— Nie — zaprotestował, najpierw cicho, a potem głośniej. — Nie, byłem w lesie, wszystkie duchy tam…

Kot oszczędził Natoriemu dyskomfortu związanego z wyjaśnieniem. Chociaż nie był w tym szczególnie taktowny.

— Duchy i ludzie to nie to samo, dzieciaku — powiedział. — Możemy przyjąć cios i wstać. Ludzie są dotknięci tym nieco inaczej. — Wyrwał się z ramion Tanumy i wskoczył na jedno ze szpitalnych łóżek.

— Rozumiem — powiedział w końcu Natsume. — Ale czy to znalazłeś? Natori-san?

W tym ostatnim rozbrzmiała rozpaczliwa nadzieja.

— Nie — musiał przyznać. — Przepraszam, Natsume-kun.

Natsume praktycznie opadł na drugie krzesło.

— Znajdę go — powiedział, tak jak wcześniej. Zanim Natori zdążył się spierać z tym, dodał bezradnie: — Sensei, musisz tutaj zostać.

— Co?

— Sprawią, że gdzieś wyjadę — powiedział Natsume. — Powrócę do… Wrócę do jednego z moich innych krewnych. Do kogoś, kto mnie zabierze. — Coś w jego ekspresji było nie tak i Tanuma przestał czaić się przy drzwiach, by do niego podejść. — Jeśli ten youkai wróci, musisz tu być.

— Fujiwarowie nie będą zbyt szczęśliwi, jeśli obudzą się i odkryją, że zostałeś zjedzony, idioto — prychnął Sensei. Choć raz Natori się z nim zgadzał. — Poza tym nie możesz mieszkać ze swoimi krewnymi. Kto cię przyjmie? Rodzina, która cię głodziła? Może ta, która cię uderzyła?

Natsume wzdrygnął się.

— Niektórzy z nich byli mili — powiedział, prawie zbyt cicho, by można było to usłyszeć.

— Lepiej byłoby ci w lesie. — Kot uśmiechnął się. — Właściwie to nie jest zły pomysł. Mógłbym poprosić Misuzu i Hinoe, żeby pomogli ci rozejrzeć się po okolicy, bo naprawdę potrzebujesz…

Natori postanawia to ukrócić, głównie dlatego, że Natsume wyglądał niepokojąco zgodnego na to. Żaden szanujący się egzorcysta nie pozwoli nastolatkowi żyć z duchami.

— Nie musisz wyjeżdżać, Natsume — powiedział cicho. — Pamiętasz, co zaoferowałem, kiedy się poznaliśmy? Mówiłem, żebyś poszedł ze mną, jeśli chcesz przestać udawać. Jeśli nie chcesz mieszkać z krewnymi, mogę zostać twoim opiekunem.

Natsume przez chwilę na niego nie patrzył. Tanuma nagle chwycił kota.

— Zamierzam… zamierzał zabrać na chwilę Pontę na zewnątrz — zaoferował słabo.

— Hej! Nie! Robi się ciekawie!

Drzwi się zamknęły, Natori i Natsume zostali sami. Czekał cierpliwie na odpowiedź, obserwując kątem oka, jak wszechobecna jaszczurka przeszła na jego palce i tam odpoczywała.

— Dlaczego miałbyś to zrobić? — zapytał w końcu Natsume. Jego głos lekko drżał. — Natori… sam powiedziałeś, że nie jestem materiałem na egzorcystę…

— Nie proszę, żebyś został egzorcystą — powiedział cierpliwie Natori. — Możesz, jeśli chcesz. Możesz mi towarzyszyć w pracy. Albo możesz zostać ze mną w mieszkaniu w mieście. Tam byś został. Albo, jeśli chcesz zostać, mogę podpisać dokumenty opiekuńcze i dać ci miejsce do zamieszkania tutaj. Jesteś na tyle stary, że nie musisz być zaciągnięty do nowego miasta, jeśli chcesz zostać z przyjaciółmi.

Miał przeczucie, jaką opcję wybierze Natsume.

Natsume powoli wyciągnął rękę i chwycił bladą, nieruchomą dłoń Touko-san.

— Chciałbym zostać — oznajmił.

Natori tylko kiwnął głową.

— Znajdziemy youkai, który to zrobił — oznajmił. — W końcu to zrobimy.

— Tak.

OoO

Natsume

Zanim dokumenty zostały podpisane, Natsume płakał tak bardzo, że bolały go oczy i głowa oraz czuł się tak, jakby już nie miał więcej żalu do przelania.

Natori trzymał go za ramię przez cały czas, gdy rozmawiali z jego prawnikami. Jego shiki Hiiragi stała w kącie przez cały proces, obserwując.

Natsume próbował zaprotestować, gdy zdał sobie sprawę, że Natori kupował dom, ale najwyraźniej nie dość mocno protestował, ponieważ dom został kupiony, a Natori odrzucił wszystkie jego zastrzeżenia.

— I tak często tutaj przyjeżdżam — upierał się egzorcysta z drażniącym półuśmiechem, który nie do końca odpowiadał jego zwykłym uśmiechom. — I jestem bogaty. To żaden kłopot, Natsume-kun.

I tak właśnie się stało. Natsume przytulił mocniej Nyanko-senseia, którego trzymał w swoich ramionach, gdy szli do jego nowego domu. Tym razem kot nawet nie protestował. Natsume był zmęczony i głównie chciał tylko spać, ale miał przeczucie, że będzie więcej rozmów. Również więcej oferowanej pomocy.

Natori-san jest - był - jego przyjacielem. Jego jedynym przyjacielem, który naprawdę potrafił widzieć duchy, rozumiał jego życie. Teraz odejdzie. Natsume zawsze musiał być tym, który daje, a kiedy ta równowaga się zmieniała, ludzie odchodzili.

(Fujiwarowie byli wyjątkiem. Fujiwarasowie byli w szpitalu z jego powodu i Natsume powinien się tego spodziewać).

— Będę musiał niedługo odejść — powiedział Natori, gdy tylko weszli do domu.

Dom był już wyposażony w proste, schludne meble i media. Właściwe nie było to swojskie miejsce. Brakowało w nim warstwy użytkowej, które posiadały inne domy. Bibelotów i drobnych przedmiotów, które były świadectwem osobowości mieszkańców. Na stole w pokoju znajdującym się naprzeciwko drzwi stała pojedyncza umierająca już roślinka. Natsume wpatrywał się w niego przez chwilę, podczas gdy Natori rozglądał się po kuchni.

(Oczywiście, że odchodził).

— Kręcimy film w Fukushimie — paplał Natori, otwierając szafki. W mieszkaniu pojawił się wiatr i Hiiragi usiadła na blacie, wpatrując się w Natsume. — Odłożyłem wyjazd na kilka dni, abyś się zaaklimatyzował. Pamiętaj, co powiedziałem. Zawsze możesz do mnie dołączyć, Natsume-kun.

Pochylając głowę nad Nyanko-sensei, Natsune kiwnął głową. Natori przełożył na późniejszy termin obowiązki związane z pracą dla niego. Jeszcze jedna rzecz.

— Wydajesz się zmęczony. Kazałem ekipie przeprowadzkowej umieścić twoje rzeczy na drugim piętrze, ale możesz wybrać inni pokój, jeśli chcesz. To duże miejsce.

— Nie, jest w porządku — przyznał Natsume. — Jestem… trochę zmęczony.

— Oczywiście. — Natori uśmiechnął się. Ciągle to robił. Uśmiechał się, jakby wszystko było w porządku i normalnie nikt nie był… — W takim razie porozmawiamy jutro.

OoO

Rano zjedli razem śniadanie, a Natori nie wydawał się chętny do dyskusji. Hiiragi przygotowała posiłek, co może nie powinno być takie dziwne. Wydawała się być niespokojna, gdy nic nie robiła, w przeciwieństwie do innych shiki, które znikały, gdy Natori ich nie potrzebował. Chociaż byli tutaj dzisiejszego poranka. Wyglądało na to, że Urihimie zabierała jedzenie swoimi włosami, które znikało gdzieś w jej głowie. Natsume starał się nie gapić.

Nagle Urihimie odwróciła się. Natsume dostrzegł zęby z tyłu jej czaszki. Krzyknął i odskoczył.

— O co chodzi? — zapytał Natori.

— Um… o nic — powiedział, dochodząc do wniosku, że pytanie o niewidzialne organy youkai było niegrzeczne.

Natori podążył za jego spojrzeniem.

— Och, nie widziałeś o drugich ustach Urihime? Jest futakochi-onną. Jej włosy są jej najlepszą bronią, ale trzymaj się również z dala od jej głowy. Ach i czy chciałbyś, żeby Urihime została z tobą, kiedy będę w Fukushimie?

— Nie! Dziękuję, Natori-san, Urihime-san… — Youkai odwróciła się w jego stronę, bez żadnej innej reakcji — ale…

— Będę tutaj, dlaczego miałby potrzebować innego ducha? — wtrącił się Nyanko-sensei. — Zwłaszcza jednego z twoich.

— Tak naprawdę nie wyglądasz na opiekuna, kotku — odpowiedział Natori.

— Jestem ochroniarzem! I jestem najlepszy we wszystkim, co robię!

— Hmmm. Cóż, jeśli jesteś tego pewien. Natsume, zanim wyjdę, chcę ci podać kilka numerów, na wypadek, gdyby twój szanowny ochroniarz znów za bardzo zajrzał do kieliszka…

— Oj!

Spędzili więc dzień na przeglądaniu kontaktów w przypadku nagłych wypadków, co było prawie normalne, z wyjątkiem sposobu, w jaki Natori mówił takie rzeczy jak: “a oto numer mojego agenta, gdyby nie odbierał” lub “możesz zadzwonić pod ten numer, jeśli to będzie nagły wypadek związany z duchem i nie odpowiem, ale najpierw zadzwoń do mnie. Podejrzewam, że jest związany z Matobą i mógł zabić innego egzorcystę zeszłej jesieni…”

Ale potem idą do Nanatsujiya, żeby coś zjeść, a Sensei podskakiwał błagając o manju, co było tak cudownie przyziemne, że Natsume mógł prawie udawać, że to normalny dzień, a Natori był tu tylko ze względu na jedną ze swoich niespodziewanych wizyt i nic złego się nie wydarzyło.W drodze powrotnej skręcili jednak w złą stronę, ponieważ Fujiwarowie mieszkali w przeciwnym kierunku, niż był ten nowy dom, a Natsume nie mógł nie poczuć głębokiej krzywdy, gdy wszedł do sterylnego domu kupionego specjalnie dla niego.

Aby podsumować całą tę niezręczność, Natori dał mu kartę kredytową, mówiąc z uśmiechem:

— Nie pozwól kotu przyłapać się z nią, Natsume-kun. Pozbawi jedzenia całe miasto ze swoim apetytem.

OoO

Następnego ranka Natsume znalazł Natoriego rozkładającego sznurki papieru ofuda, pędzel i butelki atramentu na kuchennym stole. Ze ścian wyskakiwały na niego małe postacie. Zastanawiał się, czy w ogóle wydawały się widoczne dla normalnych ludzi.

— Zakładam osłony przeciwko youkai na czas, kiedy mnie nie będzie — powiedział Natori, widząc go. — Twój śmieszny zwierzak i moje shiki powinny być w stanie je ominąć, więc nie martw się.

— Bariery? — zapytał Natsume.

— Mogę cię również nauczyć, jak je zakładać.

— Czy możesz… nie robić tego.

Natori zatrzymał się. Ręce wciąż były w trakcie robienia dwóch ofuda.

— Gdybyś chciał to może byś zrobił takie, które powstrzymały złe youkai przed wejściem, ale nie te, które chcą odwiedzić.

— I chcesz, żeby youkai cię odwiedzały? — zapytał Natori. W jego tonie pojawiła się nuta niedowierzania.

Nie potrafiąc wyjaśnić Księgo Przyjaciół, Natsume powiedział:

— Wolę, gdy widzę moich przyjaciół youkai w ciągu dnia… Czasami urządzamy pikniki lub chodzimy na spacery,… ale oni czasami lubią zakradać się do mojego pokoju… — Natori prawdopodobnie nie miałby nic przeciwko, ale ten mężczyzna był teraz prawnie jego opiekunek i dziwnie było rzec: “by imprezować i upijać się z sake z Nyanko-sensei” — Myślę, że byliby smutni, gdyby nie mogli tego zrobić.

Natori wstał. Położył dłoń na głowie Natsume, lekko zirytowany.

— Natsume, ty… w porządku — westchnął. — Powstrzyma złośliwe youkai przed wejściem do domu… chociaż to słabsza bariera i czasami coś może się prześlizgnąć, ale kiedy korzystam z domu, zastrzegam sobie prawo do zakładania tymczasowych barier. Możesz być w porządku z nieznanymi youkai włóczącymi się po posiadłości, ale nie ja.

— Oczywiście!

Natori mruknął coś, co brzmiało jak: “Pikniki?” i wrócił do pracy z ofudą.

Przygotowanie barier zakończyło się o zmroku. Natori wykonał ostatnie poprawki i małe, lśniące sigile i kółka były widoczne tylko wtedy, gdy ktoś był dobry w znajdowaniu ich. Natsume pomyślał tęsknie, że może kiedyś dowie się więcej o magii Natoriego. Nie chciał skrzywdzić youkai, ale z drugiej strony…

(Dlaczego inaczej Natori-sam miałby go chcieć?)

— Pamiętaj, żeby do mnie zadzwonić, jeśli coś się stanie — powiedział Natori. Jego trzy shiki również pojawiły się przy pożegnaniu. — I nie martw się, Natsume. Obiecuję, że nie będzie to trwało wiecznie.

Natsume w milczeniu kiwnął głową i czekał na werandzie, gdy Natori odchodził. Podchodząc do niego, Nyanko-sensei powiedział mu niezwykle poważnie:

— On mówi o Fujiwarach.

— Sensei?

— Ma na myśli, że wrócą, ponieważ oczywiście znajdziemy tego czerwonego youkai. — Sensei zerknął na niego. — To nie znaczy, że zamierza odejść.

Wzdychając i strzepując odrobinę wyimaginowanego brudu, Natsume wstał i podszedł do drzwi.

— Przyniosę ci dzisiaj sashimi — powiedział. Co dziwne, Nyanko-sensei nie wydawał się z tego powodu zbyt szczęśliwy.

OoO

Natsume schodząc dzisiejszego ranka na dół, zatrzymał się z ręką na poręczy schodów. Dom był cichy. Sensei wciąż był na górze, prawdopodobnie śpiąc. Wszystkie światła były wyłączone. Nie było żadnego ruchu.

Natsume uświadomił sobie, że przyzwyczaił się do rutyny. Pomiędzy wypełnianiem dziwacznych próśb youkai i bogów było to: ciepły dom, codzienne posiłki i radość.

Touko-san. Shigeru-san.

Ale rutyna musiała się oczywiście skończyć. Zawsze się kończyła. Natsume żałował, że nie pamiętał o tym wcześniej.

Podszedł do kuchenki, żeby podgrzać proste danie składające się z miski ryżu.

OoO

Natori

Był może należałoby powiedzieć, że wszystko zmieniło się natychmiast po tym, jak Natori przejął opiekę nad Natsume. Chodziło o to, że nie byłoby to prawdą. Natori powrócił na plan filmowy kolejnego stereotypowego romansu, i jak zawsze nikt nie zapytał go o nic bardziej osobistego niż: “Coś ekscytującego wydarzyło się w tym tygodniu, Shuuichi-san?”.

Wydawało się, że nikt nie rozumiał, że Natori był dobrym aktorem, ponieważ kłamał każdego dnia swojego życia.

W ciągu dnia używał z sukcesem swojego uroczego uśmiechu, a po zakończeniu kręceniu zdjęć padał na łóżko w dostarczonej przyczepie. Budził się wcześnie rano, ćwiczył kilka magicznych kręgów i zaklęć, a potem wracał na plan filmowy.

Robił notatki w swoim kalendarzu, przypominając sobie, żeby zadzwonić do domu i poinformować rodziców, że przypadkowo nabył nastolatka, ale nigdy nie wydawało się, że był to dobry czas. Po kilku dniach całkowicie skreślił notatkę, ponieważ zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie to dobry moment.

Susago i Urihime szybko odeszły w poszukiwaniu nowej pracy - i robiły wszystko, co ich interesuje, gdy nie odpowiadały na jego wezwanie - ale Hiiragi jak zwykle pozostała w pobliżu i wydawało się coraz bardziej niezadowolona z upływem dni.

Mniej więcej tydzień po opuszczeniu miasta z Natsume w Kumamoto, Natori wreszcie skończył wyjątkowo niechlujną scenę (konieczne zerwanie, które musiało nastąpić, zanim możliwe było dramatyczne wyznanie i pojednanie) i opuścił obszar filmowy w nadziei na drzemkę. Widząc czekającą Hiiragi, westchnął i powiedział do niej:

— Daj mi przynajmniej chwilę.

Czekała niecierpliwie, gdy oddalał się od cywilizacji - od ludzi - i położył się na trawie. Natori zamknął oczy, wysokie kosmyki roślin łaskotały go w twarz. Machnął ręką w kierunku shiki.

— Dalej.

— W moim rozumowaniu ludzie potrzebują bliskiego kontaktu ze swoimi opiekunami — zaczęła Hiiragi. Czy się martwiła? Youkai nigdy nie rozumiały ludzi.

— Przypuszczam, że tak jest w przypadku rodziny, ale z Natsume będzie dobrze. Kiedy byłem w jego wieku unikałem rodziny. Łatwiej było samemu się uczyć, samemu załatwiać sprawy. Inni ludzie po prostu nie rozumieją, Hiiragi.

— Rozumiem. Ty i Natsume widzicie nas. Nie będziesz go osądzać, tak jak osądzała ciebie twoja rodzina.

Natori zignorował ten komentarz, kontynuując:

— Poza tym jesteśmy przyjaciółmi, ale tylko przyjaciółmi, nie rodziną. Nie będzie chciał, żebym mówił mu, co ma robić.

— Być może, ale teraz nie ma nikogo innego, kto by nawet próbował to zrobić — zauważyła Hiiragi.

Pająk wspiął się na jego policzek, łaskocząc go. Natori zrzucił go.

— Wystarczy. Natsume dałby mi znać, gdyby potrzebował… — urwał. Otworzył oczy, marszcząc brwi.

Hiiragi tylko na niego patrzyła.

—... w porządku — przyznał Natori. — Upewnię się, że wkrótce się z nim skontaktuje.

OoO

Natsume

— A u kogo znowu mieszkasz? — zapytał Kitamoto.

— U niektórych przyjaciół Fujiwarów — skłamał Natsume. — Mam nadzieję, że nie potrwa to długo, lekarze… — Urwał. To było za daleko idące kłamstwo. — Cóż, na razie pozwalają mi zostać.

— Czy wszystko w porządku? Chcę ich poznać.

Natsume zdusił uśmiech, ale jego przyjaciel wyglądał na zupełnie poważnego. Nishimura, wpatrująca się w niego ponad ramieniem Kitamoto, kiwnął z aprobatą.

— Są bardzo mili, Kitamoto-san. Nie chcę cię im narzucać, sprowadzając ludzi.

— Zdecydowanie ich nie lubię — stwierdził Kitamoto. Natsume przewrócił oczami.

A za jego przyjaciółmi w pewnej odległości podążał Tanuma, uważnie go obserwując.

Trudno było kłamać ze świadomością, że ktoś dostrzegał kłamstwa. Natsume odrzucił propozycje przyjaciół, by zostać u nich na noc, wędkować, pojeździć na rowerze, spacerować - w końcu udało mu się znaleźć sam na sam w Yatsuharze z własnymi myślami i od czasu do czasu cieniem pędzącym przez głowę.

To było pokrzepiające - i bolesne - znów wiedzieć przebłyski youkai wśród drzew. Zarówno mały grzybowy youkai, jak i youkai o lisiej twarzy nie spali. Minął ich i pomachał, podczas gdy lis próbował subtelnie uciec przed rozmową, grzyb youkai na to nie pozwolił. Chwilę później razem odeszli, lis mrucząc ponuro za swoim mniejszym towarzyszem, niosąc książkę i worek z zapasami.

Natrafił na Chukyuu, gdy niebo zaczynało czerwienić się.

— Natsume-sama! — zawołał jednooki youkai. — Słyszeliśmy, że jesteś uwięziony przez strasznego egzorcystę! Potrzebujesz pomocy?

— Tak, pomoc.

— Pomoc, która nie wymaga walki?

— Nie jesteśmy dobrzy w walce.

Nyanko-sensei najwyraźniej plotkował.

— Nie, dziękuję. Cieszę, że obaj nie śpicie.

— Ach, wspaniale odpoczęliśmy — przyznał radośnie pierwszy Chukyuu, najwyraźniej nie przejęty wspomnieniem krótkiej śpiączki. — Ale oczywiście Natsumo-sama nie pozwoliłby, żeby coś nam się stało.

— Nie, oczywiście, że nie!

Uśmiech Natsume zachwiał się.

— Och — przypomniał sobie Chukyuu. — Chobihige chciał się znaleźć. — Nagle chwycił nadgarstki człowieka. Natsume krzyknął, gdy został gwałtownie pociągnięty, a małe gałęzie uderzały w jego ciało. — To bardzo ważne!

Chobihige czekał przy zniszczonej leśnej kapliczce. Jego stały wyraz twarzy się nie zmienił, nie mógł się zmienić, gdy ujrzał Natsume. W każdym razie wydawało się, że mu ulżyło.

— Natsume-dono, cieszę się, że przyszedłem. W lesie jest pilna sprawa, która może przyciągnąć twoją uwagę.

— Naprawdę nie jestem pewien, czy mogę pomóc.

Nyanko-sensei namawiał Natsume, by mniej angażował się w sprawy youkai i nastolatek rozumiał jego intencję. Lubił pomagać, ale przyciąganie nadprzyrodzonej uwagi sprawiało, że było bardziej prawdopodobne, że zostanie zjedzony, opętany, a przynajmniej mocno zawstydzony, gdy duchy zaczną prześladować go w szkole, strasząc go i sprawiając, że skakał oraz krzyczał. Przynajmniej miał teraz rozsądną wymówkę. Robiło się ciemno i Natsume musiał niedługo wrócić do domu.

Z wyjątkiem tego, że nie musiał tego robić. Nikt na niego nie czekał. Już nie.

Wahał się tylko przez sekundę, zanim odpowiedział Chobihige:

— Właściwie mogę się dziś spotkać z twoim przyjacielem.

OoO

— Nazywam się Uzoma — powiedziała mu delikatnie zamaskowana youkai z nogami ułożonymi w tradycyjnej seiza, z pochyloną głową przed Natsume. Nastolatek musiał przykucnąć, żeby ją dobrze zobaczyć. Ledwo sięgała mu do kolan. — Miałam nadzieję, że pomożesz mi odzyskać coś od Adetokunbo-san.

— Co chcesz, żebym odzyskał?

— Od wielu lat pracuję nad stworzeniem idealnego obrazu dla mojej przyjaciółki Kaede. W końcu mi się to udało, ale Adetokunbo ukradł go, zanim udało mi się go dostarczyć. Adetokunbo to złodziej!

Chobihige wtrącił się:

— Natsume-dono, Adetokunbo-san to duch, który kradnie cenne rzeczy. Nie powinieneś być w niebezpieczeństwie rozmawiając z nim, jeśli zbliżysz się do niego bez niczego cennego.

Natsume zmarszczył lekko brwi.

— Dlaczego sam więc z nim nie porozmawiasz?

— Cóż, nie sądzę, żeby chciał dobrowolnie zrezygnować z obrazu — stwierdził Chobihige.

Natsume westchnął. Uważał, że nawet nie posiadał niczego wartościowego. Powinien prawdopodobnie najpierw dowiedzieć się, gdzie był Sensei, ale był zmęczony, a to nie wydawało się zbyt trudne.

— W porządku. Gdzie jest Adetokunbo?

Chobihige nakazał mu podążać wydeptana przez youkai ścieżką, które być może nigdy by nie zauważył. W sumie Natsume zastanawiał się, czy mógł ją teraz zobaczyć tylko dlatego, że została mu wskazana. Noc zapadała szybko, a on potykając się, wołał cicho:

— Adetokunbo-san? Adetokunbo-san?

Nie spodziewał się ducha, który zeskoczy z góry, wymachując nogą, sprawiając, że ból przeszyje mu ramię. Natsume odskoczył, ale został złapany - jedna niemożliwie chwytna noga, zakrzywiona jak u pająka, złapała ostrym pazurem skórzany pasek jego torby z książkami.

W końcu Natsume miał coś cennego.

— Natsume od Księgi Przyjaciół — wysyczał nieokreślony kształt. Zęby zazgrzytały o siebie i dostrzegł biel na tle ciemności. — Tak wyjątkowa, tak rzadka… Muszę ją mieć.

Natsume chwycił swoją torbę.

— Przyszedłem po obraz, który zabrałeś Uzumo.

— Piękny obraz. Bezwartościowy! Ale jest mój.

— Dlaczego go chcesz, skoro jest bezwartościowy?

— Ponieważ był dla niej cenny — powiedział Adetokunbo. — Co sprawia, że jest bardzo cenny.

— Czyli chcesz rzeczy, które są osobiście ważne? — Księga Przyjaciół z pewnością się tak kwalifikowała. To było dziedzictwo jego babci. Dziedzictwo Natsume Reiko.

Zauważył, że krwawi mu ramię. Fioletowa plama rozprzestrzeniała się od jego łokcia, ale nie mógł się rozpraszać.

— Tak. Daj mi to.

— Ale to nie jest naprawdę cenne — powiedział Natsume. — Nie dla ciebie. I ten obraz również nie. Najcenniejszymi rzeczami są wspomnienia, towarzystwo i dobrowolne prezenty.

— Dobrowolne prezenty? — To ostatnie zaintrygowało Adetokunbo. Miał wiele nóg, jak zauważył teraz Natsume. Górował nad chłopcem, spoglądając w dół trzeba nieruchomymi czarnymi przestrzeniami, które służyły mu za oczy. — Ale ja ich nie mam.

— Mogę ci dać prezent — stwierdził Natsume. Powoli rozluźnił swój uścisk na Księdze Przyjaciół. Youkai pozwolił mu ją zabrać. — Chcesz iść ze mną do domu?

Adetokunbo poszedł za nim. Jego długie, pajęcze nogi cierpliwie przemierzały drogę, gdy Natsume chwiejąc się podążał z powrotem w większości nieznaną ścieżką do swojego nowego domu. Myślał przez chwilę, że czuł, jak bariery Natoriego zadrżały, gdy Adetokunbo wchodził, ale najwyraźniej youkai nie kwalifikował się jako “wrogi”. Przeszedł przez bariery z łatwością, a ramię Natsume tylko lekko mrowiło.

Adetokunbo rzucił się na zwiedzanie domu, kiedy tylko weszli do środka. Natsume poszedł prosto do swojego pokoju, by poszukać czegoś odpowiedniego.

— To. — Postanowił i podniósł małe, wypolerowane drewniane pudełko. Pokryte było dekoracjami przedstawiającymi kwitnące winorośle i brzoskwinie. Youkai wziął je ostrożnie. — Możesz tam umieścić wszystko, co dostaniesz w prezencie — powiedział Natsume. — I nie musisz teraz niczego kraść. Możesz to zatrzymać.

— W prezencie — zastanawiał się youkai. Jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. — Dziękuję, Natsume-ono, bo to prezent. I ty też możesz mieć ten obraz w prezencie.

Natsume przyjął to z podziękowaniami. Kiedy Adetokunbo odszedł, opadł z powrotem na futon, trzymając się za ramię.

Uznał, że rano odda obraz. Poruszył nogami, kiedy wyglądał przez okno. Słońce już wschodziło.

OoO

— Czy coś się stało, Natsume?

Tanuma zatrzymał go, zanim mógł wejść do szkoły. Zmrużył oczy patrząc na Natsume, jakby mógł stwierdzić, co było z nim nie tak, jeśli tylko będzie spoglądał na niego wystarczająco długo. Może mógłby. Natsume przesunął swoją torbę na ramię, próbując nią ukryć zranioną rękę.

— Po prostu nie spałem dobrze.

Tanuma przybrał sympatyzujący i podejrzliwy wyraz twarzy.

— Nie widziałem ostatnio zbyt wiele Ponty.

Natsume pociągnął za pasek od torby.

— Wydaje mi się, że nie umiem gotować tak dobrze jak Touko-san.

Tanuma skrzywił się.

Ale jakby wezwany samą wzmianką o sobie pojawił się Nyanko-sensei, zanim jeszcze dotarli do drzwi szkoły.

— Natsume! Ty… — Kot przyjął sztywną postawę, a jego włosy stanęły dęba, co natychmiast zaniepokoiło Tanumę. — Ty idioto! Nie było mnie tylko jeden dzień! Jak już zostałeś zaatakowany?!

— Zaatakowany?

Sensei podskoczył i stanął na tylnych łapach, opierając się o Natsume, by powąchać jego łokieć.

— To rana od ducha — oskarżył. — W ogóle nie mogę cię zostawić samego!

— Gdzie w ogóle poszedłeś, Sensei? — Natsume starał się brzmieć swobodnie.

— Oczywiście szukałem tej czerwonej rzeczy, a co myślałeś? Nie mogę tego znaleźć. I żadne youkai w okolicznych miasteczkach nie zasnęły, ale powiedziałem wszystkim, że je zjem, jeśli zobaczą tego gnojka i mi nie powiedzą, więc może dostaniemy jakieś wieści.

Natsume czuł ból z powodów, które nie miały nic wspólnego z jego ramieniem.

— Dziękuję, Nyanko-sensei.

— Hmm. Chyba jednak muszę tu zostać, jeśli zaraz po moim wyjeździe zostajesz zaatakowany — przyznał niechętnie Sensei. — Aczkolwiek nie wydaje się, żeby rana była przeklęta. Za kilka dni powinieneś się wyleczyć.

— Musimy teraz iść do klasy. — Natsume poklepał Senseia po głowie, ku jego irytacji. — Chukyuu znów się obudziły, jeśli chcesz ich odwiedzić.

— Ha! Jakbym chciał zobaczyć tych gości! — Ale uszczęśliwiony kot i tak odbiegł.

Tanuma z napiętym wyrazem twarzy patrzył z ukosa na Natsume, kiedy weszli do budynku.

— Okłamałeś mnie — zauważył.

— Co?

— Powiedziałeś, że nic ci się nie stało.

— To nic wielkiego, Tanuma. Sensei powiedział, że wyleczę się za kilka dni…

— Nie o to chodzi, Natsume. — Tanuma przystanął. Na pewno się spóźnią. — Ciągłe się martwię i martwię się bardziej, bo wiem, że nie jesteś ze mną szczery. Czuję, że pewnego dnia po prostu znikniesz lub umrzesz, a ja nie dostanę żadnego ostrzeżenia.

— Tanumo, ty…

— Po prostu spróbuj i bądź szczery. Albo przynajmniej powiesz, że nie chcesz o czymś rozmawiać. Mogę to uszanować, ale nie okłamuj mnie.

Kłamca.

Natsume spuścił głowę.

— W porządku.

OoO

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 94 rozdziały
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 12 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1127
Rejestracja : 16/01/2015

[Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia Empty
PisanieTemat: Re: [Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia   [Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia EmptyPon 27 Mar 2023, 20:31

OoO

— Nie mogę uwierzyć, że niczego nie złapaliśmy.

— Może deszcz odstraszył ryby.

— Po prostu zaczęło padać!

Natsume uśmiechnął się nieswojo, gdy Tanyma schował się pod altankę, dołączając do niego, Kitamoto i Nishimury. Mała konstrukcja przywołuje niewygodne wspomnienia. Niedawno siedział tutaj z Matoba Seiji, który groził mu, że powie Fujiwarom o jego darze. Wydawało się, że Nyanko-sensei również to pamiętał. Zamiast kraść jedzenie, stał na straży przy wejściu, obserwując Natsume.

Deszcz uderzał o sufit altany niczym ostrzał z pistoletu. Wszyscy podnieśli wzrok, gdy nagle otoczyła ich gruba kurtyna wody.

— Oj, daj spokój — westchnął Nishimura. — Wydaje mi się, że dzisiaj już nie będziemy łowić.

— Może przestanie? — zasugerował z nadzieją Kitamoto. Huk grzmotu przetoczył się przez niebo. — Albo nie.

Tanuma roześmiał się, pakując ich rzeczy.

— Powinniśmy iść, zanim ścieżki staną się błotniste. Tak czy inaczej chciałem spotkać Taki. Natsume, chcesz przyjść? Możesz zostać ze mną dzisiejszego wieczora.

— Nie, myślę że pójdę do domu.

— Jesteś pewien?

— Hej, jak traktują cię twoi nowi rodzice, Natsume-kun? — zapytał Kitamoto.

Natsume nigdy nie myślał o sobie jako kimś posiadającym rodziców, odkąd zmarł jego biologiczny ojciec, ale nie kwestionował tego.

— Dobrze — odpowiedział. — Są bardzo mili. W końcu byli przyjaciółmi Fujiwaras.

Rozbrzmiał kolejny grzmot.

— Naprawdę powinniśmy iść — stwierdził Kitamoto. — Do zobaczenia w przyszłym tygodniu!

Wybiegł z Nishimurą spod altanki, trzymając wędkę niczym lancę, gdy brnęli przez gęstniejące błoto. Tanuma pozostał jeszcze przez chwilę.

— Mojego taty nie ma w domu — naciskał. — Naprawdę możesz zostać w świątyni, Natsume.

— Dziękuję, ale niektóre youkai chcą ze mną porozmawiać. — Natsume skinął głową na dół. Z dołu altany wpatrywał się w niego maleńki, drżący kwiatowy youkai z fioletową cebulką i oczami przypominającymi nasiona.

Tanuma zmrużył oczy i wpatrywał się w to miejsce, ale przyznał:

— Nic nie wyczuwam.

— Jest bardzo mała. Do zobaczenia w szkole.

Wzdychając, Tanuma się poddał.

Natsume kucnął, gdy zniknął jego ostatni przyjaciel.

— Przykro mi, że złapał cię deszcz — powiedział. — Szukałeś mnie?

— Tylko dlatego, że pada. — Głos youkai był wysoki i drżący. — Mam wiele braci i sióstr, Natsume-sama, ale nie radzą dobrze sobie w deszczu! Nie możemy też dobrze chodzić po błocie. Jestem najwyższa w mojej rodzinie.

Ledwo sięgał czubka jego kostki.

— Co chcesz, żebym zrobił?

— Potrzebujemy pomocy w znalezieniu suchego miejsca, zanim wszyscy się utopią.

— Phi — szydził Sensei. — Jest ich bez liku. Niech się utopią. Albo mogę je zjeść i przyspieszyć ich koniec. Żaden duch, który może zginąć przez wodę, nie zasługuje na kolejną szansę.

Kwiatek pisnął z oburzeniem. Natsume podniósł ją, ignorując jej zamarcie i ostrożnie umieścił ją w swojej torbie.

— Będziesz musiała pokazać mi drogę — powiedział jej.

Odnalezienie wszystkich kwiatów pochłonęło mu czas, aż do ranka. Mógł nieść tylko kilka na raz, a kiedy już je trzymał, Natsume zanosił je z powrotem do altany, gdzie w większości było sucho. Ale wkrótce altana zrobiła się zatłoczona, deszcz wciąż padał, a cienka warstwa wody zaczęła sunąć po bokach prostej, drewnianej konstrukcji.

— Nie możecie tu zostać na noc — uświadomił sobie, wzdychając. Niedaleko stąd była świątynia, ale czasami przeciekała i… cóż. — Będziecie musieli wrócić z nami do domu.

Sensei przewrócił oczami.

Kwiaty dziękowały mu obficie, a Sensei niechętnie przemienił się, by je zabrać. Musiała być dziewiąta lub dziesiąta rano, kiedy Natsume powłócząc nogami wszedł do domu, a fioletowe i niebieskie kwiaty przyklejały mu się do rąk i nóg, ale przynajmniej nie musiał się przekradać przez okno.

W domu panowała cisza, gdy Natsume przemierzał kilkakrotnie trasę między drzwiami wejściowymi, a jego pokojem, wnosząc wszystkie kwiaty do środka. Zaniósł również Nyanko-senseia, który narzekał na swoje nowo odkryte obowiązki jako muła. W końcu Natsume wszedł do swojego zatłoczonego pokoju, odsunął kilka wilgotnych kwiatów z futonu i opadł na niego.

Natsume nareszcie mógł odpocząć.

Potem usiadł. Spojrzał na drzwi.

W korytarzu podłoga powoli zaskrzypiała, gdy coś szło do jego pokoju.

— Sensei — szepnął.

Kot potknął się, narzekając, a Natsume wyłonił się z masy opadających z niego roślin, które były owinięte wokół jego ramion. Wstał, przygotowując się, gdy drzwi otworzyły się.

Natori pojawił się w progu z dzikim wyrazem twarzy. Trzymał przed sobą dwie fałdy papieru i przyjrzał się otoczeniu przenikliwym spojrzeniem, zanim wreszcie jego wzrok spoczął na Natsume.

— Gdzie, do cholery, byłeś?

OoO

Natori

Kot pił sake z butelki, co nawet dla egzorcysty było nieprzyjemnym i niepokojącym widokiem. Nie przeszkadzał mu sam alkohol, ale sposób, w jaki małe, futrzaste nogi Nyanko zginały się pod dziwnymi kątami, by chwycić butelkę. Jakby złamał wszystkie kości i zostały one źle złożone. To jest powodem, dla którego ludzie boją się duchów - pomyślał, gdy kot pociągnął nosem i czknął.

W międzyczasie Natsume wyglądał na zdezorientowanego, ale poza tym niepokornego pod swoją hordą kwiecistych duchów - jakby nie zaginął na dwa dni i jakby nie było podejrzanej plamy krwi na podłodze w kuchni.

Szczerze mówiąc, Natori najbardziej martwił się plamą krwi.

— Jesteś ranny? — zażądał.

— Nie. — Natsume oczywiście kłamał. Pochylił głowę, zbity z tropu. Jego oczy były zaczerwienione, jakby nie spał od jakiegoś czasu. — Czemu…?

— Znalazłem plamę krwi w kuchni.

Hiiragi pojawiła się u jego boku z bandażami. Hiiragi była przykładem efektywności i przykładem dla wszystkich shiki.

— Kuchnia…? Och! Przepraszam, Natori-san! Było to… Cóż, miałem to wczoraj posprzątać, ale kwiaty mnie rozproszyły. — Sfrustrowany Natsume sięgnął, by dotknąć jednego. Jego łokieć był owinięty bandażami.

— Czy to boli?

— Nie? Nie. To z zeszłego tygodnia.

To wcale nie było lepsze.

— Co się stało w zeszłym tygodniu?

Natsume go spławił.

— Nic — mruknął.

— Jakiś mięczak zaatakował go w lesie — rzucił Nyanko. — A potem najwyraźniej przyniósł go do domu. Ciągle go odwiedza, aby mu podziękować i poprosić o zagranie w planszówki.

Natori nie miał na to słów.

— To było nieporozumienie — powiedział Natsume, głównie do siebie.

Cóż, Natori również potrafił kłamać.

— Mam trochę wolnego czasu do następnego filmu — powiedział. Hiiragi zerknęła na niego, ale nic nie powiedziała. — Więc i tak zamierzałem tu zostać przez jakiś czas. Chciałem uaktualnić bariery, ale teraz widzę, że przeszkadzałyby…

Natsume pochylił głowę.

— Przepraszam, Natori-san. Mogę je rano zebrać na zewnątrz.

— W porządku. Rozumiem, że będę musiał wprowadzić kilka poprawek. — Dużo poprawek. Chociaż najlepiej, żeby mógł po prostu powstrzymać Natsume od myślenia, że to dobry pomysł, aby zabierać ze sobą bezradne youkai niczym bezpańskie koty. — Porozmawiamy więcej… po popołudniu. — Z grymasem spojrzał na zewnątrz.

Wydawało się, że był to dobry wybór. Natsume chwiał się na nogach tak samo jak wielka ilość kwiatów. Wstał i zamknął za sobą drzwi, po czym powiedział cicho:

— Hiiragi. Proszę pilnuj domu.

Shiki skłoniła się i zniknęła, by patrolować.

Natori westchnął i poszedł zadzwonić do swojego agenta.

OoO

— Powinieneś był do mnie natychmiast zadzwonić — rzucił Natori, ostrożnie owijając ramię Natsume. Dzięki małemu błogosławieństwu rana zadana przez youkai w większości zniknęła, ale nie zaszkodzi być ostrożnym.

— Nie mogę do ciebie dzwonić za każdym razem, gdy youkai mnie zaatakuje — zaprotestował Natsume, jakby to Natori był nierozsądny. — To dzieje się praktycznie każdej nocy.

Natori zamarł na moment.

— Bez względu na to, jak potężny jesteś, duchy nie powinny cię atakować każdej nocy. Zwłaszcza przy tak potężnym shiki.

— Nie jestem służącym — burknął kot.

— Ale nadal powinni się ciebie bać. — Nie było zaprzeczenia. — Dlaczego więc tak jest?

Kot i Natsume wydawali się wymieniać spojrzeniami.

— Moja babcia narobiła sobie wrogów — powiedział w końcu Natsume. — Ona również widziała youkai. Wiele duchów myli mnie z nią.

— Rozumiem. — To by wiele wyjaśniało. Oznaczało to również, że Natsume był w większym niebezpieczeństwie niż sądził. — Kiedy kończysz szkołę?

Natsume wydawał się być zdezorientowany zmianą tematu.

— Za dwa tygodnie.

— Pojechałbyś zatem ze mną na kręcenie filmu do Niigaty?

— Co?!

— To nie będzie na stałe. Nie chce izolować się od twoich przyjaciół, ale chciałbym zbadać bardziej trwałe bariery, zwłaszcza jeśli nalegasz, aby youkai cię odwiedzały. Nie powinieneś być sam, Natsume-kun. Zwłaszcza bez nikogo mieszkającego tutaj. Może minąć dużo czasu, zanim ktoś zauważy, że zaginąłeś.

Ze zmarszczonymi brwiami Natsume odwrócił się do swojego kota, jakby bestia jakoś mogła udzielić odpowiedzi, ale gruby youkai po prostu obserwował go w milczeniu. Wreszcie nastolatek westchnął.

— W porządku.

— Nie musisz wyglądać na tak rozczarowanego. — Natori uśmiechnął się. — Wiele osób byłoby zachwyconych, widząc moje filmy za kulis. Kto wie, może nawet będziesz się dobrze bawić.

OoO

Natsume

Minęły dwa tygodnie, a Natori wciąż tu był.

Dom został zaatakowany przez youkai cztery razy, co było, szczerze mówiąc, zaskakującą niską liczbą. Natsume uważał, że odpowiedzialne za to były bariery, ale dopiero gdy to skomentował, Natori popatrzył na niego zdumiony i poinformował go, że zaczął podejrzewać, że bariery zostały przełamane.

Natsume nigdy nie przyszło do głowy, jak dziwny był nawet wśród innych ludzi widzących zjawy. Cztery minione ataki ledwo zarejestrował, jeden duch został wygnany przez Nyanko-sensei, dwóch sam odepchnął, a czwarty był na tyle głupi, że chodził po korytarzach i został wygnany przez samego Natori-san. W dzisiejszych czasach Natsume nie przejmował się jednorazowymi spotkaniami. Tak długo, jak duchy nie próbowały go prześladować lub ranić innych ludzi, nie przeszkadzały mu. Żałował, że Natori-san miał do czynienia z youkai, które przyciągał, ale nigdy mu nie przyszło do głowy, że jego życie mogłoby być o wiele łatwiejsze bez Księgi Przyjaciół.

— Jak myślisz, dlaczego powiedziałem, że nie powinna być własnością człowieka? — zapytał Sensei o północy. Czekali na przybycie youkai o mysiej twarzy, aby jego Imię mogło zostać zwrócone.

— Bo ją chciałeś — odpowiedział sucho Natsume.

— Tak, ale miałem na myśli to, co powiedziałem! Ta Księga jest zbyt potężna, by należeć do człowieka. Gdyby nie ogrom mojej królewskiej obecności, zostałbyś zjedzony wieki temu.

Drobne pukanie skłoniło Natsume do otwarcia okna. Youkai o mysiej twarzy wskoczył do środka.

— Mmm. — Nyanko-sensei pochylił się do przodu. — Wygląda smacznie.

— Sensei! Zachowuj się.

— Dziękuję, Natsume-sama, za zgodę na spotkanie się ze mną. — Mały youkai skłonił się nisko, aż dotknął podłogi. — Proszę, oddaj moje Imię!

W rękach Natsume Księga otworzyła się niemal sama siebie, a przez pokój przeleciała miękka struga mocy. Jedna strona oderwała się od Księgi sztywniejąc, a Natsume pochwycił ją w powietrzu i włożył do ust. Złożył dłonie i powiedział przytłumionym głosem:

— Yuu, zwracam twoje Imię. Proszę weź to.

Światło mignęło.

Atmosfera w pokoju wróciła do normy. Natsume włożył Księgę Przyjaciół do swojej torby. Przed nim mysi youkai, wyprostował się, a potem ponownie skłonił się.

— Dziękuję, Natsume-sama! Proszę powiedzieć mi, jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebować!

Sensei zadrwił, gdy Yuu wyskoczył przez okno.

Chwilę później drzwi otworzyły się, a Natori stanął w progu. Przez chwilę zaglądał do środka, zbity z tropu.

— Czułeś to?

— Nie — odpowiedział natychmiast Natsume.

— W porządku. — Natori zerknął podejrzliwie na Senseia. — Idź spać. Jutro rano mamy wcześnie pociąg.

— Dobranoc, Natori-san.

OoO

— Kouta, nigdy wcześniej się tak nie czułam!

Tatuaż małej jaszczurki wił się po twarzy Natoriego, więc jakoś Natsume wiedział, że było to ujęcie, którego użyje reżyser.

— Przepraszam — westchnął Natori, uśmiechając się z tęsknotą. — Ale… to jest to, Yuuki. Obiecuję, że wkrótce o mnie zapomnisz.

Aktorka grająca Yuuki przez chwilę tragicznie płakała. Następnie nastąpiło cięcie, a dwójka aktorów prezentowała całkowitą obojętność, szukając u reżysera nowych instrukcji.

Ta jaszczurka naprawdę rozpraszała, zwłaszcza ze świadomością, że będzie oglądana na ekranie przed tysiącami nieświadomych ludzi. Czasami Hiiragi lub Urihime też pojawiały się przed kamerą, ale Natori nigdy się tym nie przejmował. Był prawdziwym profesjonalistą.

Jednak inni egzorcyści muszą nienawidzić jego filmów.

Natsume położył się na boku, używając Nyano-sensei jako poduszki. Jedna futrzana stopa drgnęła, ale kot zdawał się nie zauważać jego nowej pozycji, zagubiony we własnych snach wypełnionych sake. Natsume odpoczywał kilka minut, zastanawiając się bezczynnie, czy Taki udoskonaliła jeszcze jakieś zaklęcia w domu, czy Nishimura w końcu znalazł dziewczynę (Tak i nie, jeśli miał zgadywać).

— Przybyłeś tu z Shuuichi-san?

Natsume mrugnął i usiadł.

Klęcząca przed nim kobieta była niesamowicie piękna. Wygląda, jakby była filmową gwiazdą, co miało sens. Miękkie, czarne loki opadały do połowy jej pleców i nosiła różowe kimono, które idealnie pasowało do przestarzałego charakteru filmu. Natsume zastanawiał się, kogo grała.

— Tak. Czy jesteś aktorką?

— Shuuichi-san bardzo mi pomógł. — Uśmiechnęła się do niego. — Musisz być jego kuzynem? Wyglądajcie bardzo podobnie.

Natsume skrzywił się.

— Jest moim dobrym przyjacielem — powiedział wymijająco.

Natori-san! Zwróć uwagę! Zaczynamy od początku…

Natsume spojrzał na miejsce, gdzie aktorzy wrócili do pracy. Natori napotkał jego spojrzenie na krótki moment, marszcząc brwi, a potem posłuchał reżysera z promiennym uśmiechem.

— Czasami trudno mi to stwierdził — kontynuowała kobieta. — Ty…

— Hej — przerwał im niegrzecznie mężczyzna stojący obok. — Chcesz zostać aktorem?

Natsume spojrzał zdumiony na uroczą kobietę, ale nie wydawała się przejmować tym przerywnikiem.

— Nie.

— Dlaczego więc mówisz do siebie?

Natsume wzdrygnął się tak mocno, że jego plecy uderzyły o ścianę.

Kobieta tylko się uśmiechnęła, lekko zdezorientowana. Natsume położył dłoń na plecach Senseia, próbując oddychać powoli. Nie miał problemu z rozmową z youkai, ale to uczucie, wrażenie, że rzeczywistość wokół niego się zmienia, było czymś, czego nigdy nie lubił.

— Jedynie rozmawiam z moim kotem — powiedział słabo. Mężczyzna wzruszył ramionami i odszedł.

Zastanawiał się, czy tak właśnie Natori rozpoczął swoją karierę. Czy rozmowa z youkai, a może nawet walka z nimi, była usprawiedliwiona sprytnym kłamstwem, które stało się prawdą: “Po prostu ćwiczę moje kwestie! Ćwiczę jedynie scenę, wiesz, scenę walki, czy to nie było prawdziwe, czy nie było autentyczne…”

— Hej, dzieciaku, chcesz pomóc? Brakuje nam jednego z naszych statystów.

Natsume podskoczył. Reżyser - niski mężczyzna z wąsami, którego spiczasta głowa dziwnie przypominała mu Chobihige - stał przed nim.

— Nie musisz wiedzieć, jak grać. Po prostu usiądź w kącie i wyglądaj na… przygnębionego. — Reżyser spojrzał na niego od góry do dołu. — Właśnie w ten sposób. I nie odpowiadaj na nic, co ktoś ci powie.

— Um.

— Nie musisz, Natsume-kun. — Reżyser wyglądał na niezadowolonego, gdy Natori pojawił się u jego boku. — Możemy wziąć kogoś z ulicy.

— Hej, po czyjej jesteś stronie?

Natori tylko lekko się uśmiechnął i nie odpowiedział.

— W porządku — powiedział Natsume. Spojrzał na żeńską youkai, która wciąż go obserwowała. — Nie mam nic przeciwko, Natori-san.

I w ten sposób siedział i rozmyślał na planie zamiast z Senseiem, i nawet nie zdawał sobie sprawy, że to był koniec, dopóki Natori nie objął go ramieniem ze słowami:

— Dobra robota, Natsume. Skończyliśmy na dzisiaj. Zabierzmy twojego leniwego pasożyta, zanim ktoś wezwie kogoś do zwalczania szkodników. — Zabrali Senseia, a Natori dodał: — Widziałem, jak rozmawiałeś wcześniej jednym z youkai. Nudziłeś się? — Natsume odpowiedział cicho. — Co mówiłeś?

— Nie zdawałem sobie sprawy, że była youkai.

Natori przez chwilę nic nie mówił, a następnie:

— Rozumiem. — Jego głos był niespodziewanie delikatny.

To było dziwne, zdawać sobie sprawę, że ktoś, kto go rozumiał, był właśnie tutaj. Natori dotknął na krótko jego włosów, po czym nagle przytulił go. Natsume pochylił głowę i walczył z nagłym przypływem łez. To nie było tak, że nigdy wcześniej tego nie doświadczył.

— Mam zestaw słuchawkowy na takie sytuacje. Kupię ci jeden — powiedział praktycznie Natori. — Chodźmy na lunch.

Przeszli obok kilku restauracji, które doskonale sprawdziłyby się jako miejsce na posiłek. Pomimo faktu, że Nyanko-sensei łapał stopa siedząc na ramieniu Natsume, najwyraźniej uważał, że uzasadnione było zacząć jęczeć.

— Minęliśmy trzy miejsca z ramenem! I z sushi! I czułeś ten chleb z tej małej piekarni, och, Natsume, kupmy kanapkę…

— Idziemy w konkretne miejsce, Ponta — powiedział Natori nieobecnym głosem.

— Jak mnie nazwałeś?!

Natori zaczął wyjaśniać Natsume:

— Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć więcej o społeczności egzorcystów. Jest tu kameralne miejsce prowadzone przez klan Sasaki. Są teraz dość mali i… szczerze mówiąc, nigdy nie byli wyjątkowo potężni, ale są również od dawna egzorcystami. To rodzaj kawiarnio-biblioteki. Jest tam kilka książek o youkai i magii, które mogą cię zainteresować.

Wejście do kawiarni Sasaki było praktycznie ukryte w alejce. Tylko ciepły blask magicznego kręgu wystającego spod drzwi sprawiało, że jej umiejscowienie było oczywiste.

— Zakontraktowane youkai mogą wejść — powiedział Natori. — Nie jestem pewien, czy twój strażnik wejdzie. — W jego głosie pobrzmiewała pytająca nuta.

— Z pewnością jestem wystarczająco potężny, by ominąć słaby krąg — prychnął Nyanko-sensei, ale kiedy przechodzili przez próg, zacisnął mocniej pazury na ramieniu Natsume.

W środku siedziało tylko kilka osób. Dwie czytały książki, kobieta z bliznami na twarzy pochylała się nad miską zupy. Dwa średniej wielkości mocy youkai, ledwie sięgające Natsume do pasa, rozmawiały pod ścianą.

Wszyscy podnieśli wzrok, gdy weszli.

— Ach, Natori-san — powiedział mężczyzna za ladą. — I przyprowadziłeś gościa! — Pomimo jego tonu, jego wzrok był czujny. — Jak… miło.

— Natsume-kun, to jest Goro-san. — Natori uśmiechnął się sztywno. Jego uśmiechy zawsze wydają się mniej szczere w towarzystwie innych egzorcystów. — Goro-san, Natsume jest członkiem mojego klanu. Proszę, traktuj go z szacunkiem.

Oczy Goro zabłysnęły.

— Och? Rozszerzasz swój klan?

— Tak naprawdę nie mamy czasu na plotkowanie. — Natori wyciągnął swoją wizytówkę.

Każdy i tak chciał porozmawiać. Inni egzorcyści, jeśli nimi byli, usiedli mniej niż subtelnie w ciągu kilku minut, aby otoczyć ich stół. Goro zapisał ich zamówienie i zapytał:

— A co z przekarmionym mini-pudlem?

— Nie jestem pudlem! Jestem kotem! — warknął Sensei, po czym zamilkł na chwilę. — W tej chwili! W rzeczywistości jestem wielką i szlachetną istotą o niesłychanej mocy!

— Hę, gadający pudel — powiedział ktoś.

Nikomu to nie przeszkadzało. Sensei wpadł w szał pod stołem, więc Natsume podsunął mu trochę jedzenia, kiedy siedzieli.

— Natori-san — odezwał się ktoś, a Natsume ze zdumieniem uświadamia sobie, że zwracają się do niego. — Jak długo trenujesz?

— Ach, właściwie nazywam się Natsume. — Zignorował pytanie.

— I sądzę, że naprawdę chcielibyśmy mieć trochę prywatności — powiedział uprzejmie Natori. — Jestem pewien, ze wszyscy to rozumiecie. — Hiiragi pojawiła się nagle u jego boku. Rozumiejąc aluzje inni wycofali się z niewielkimi narzekaniami. — Przepraszam — powiedział mu Natori. — Powinienem był cię najpierw zapytać, ale wydawało mi się, że będzie łatwiej. Wyglądałeś dzisiaj na tak znudzonego i wydawało się, że to będzie miejsce, które cię zainteresuje, ale potrzebujesz imienia, które należy szanować.

Natsume pamiętał, co Matoba Seiji powiedział mu kilka miesięcy temu: największe klany często adoptują ludzi z talentem, aby poszerzyć swoje rody. To dlatego Matoba był tak zainteresowany Natsume. Ale Natsume nie miał zamiaru zostać egzorcystą, a myśl o przyjęciu imienia Natori właśnie w ten sposób…

— Rozumiem — powiedział. Naprawdę, ale nie lubi tego.

Sensei wskoczył mu na kolana i zaczął mruczeć.

OoO

— Wiesz, zaczynają cię szufladkować. — Agent beszta Natoriego po ostatnim dniu nagrań. — Musisz na chwilę przestać grać w romansach. W jakim innym gatunku chciałbyś wystąpić?

— Może coś z fantastyki. Fantastyki naukowej. Mogę zagrać kosmitę. Nie sądzisz, że mógłbym zagrać kosmitę, Natsume-kun?

— Zdecydowanie jesteś jak kosmita — powiedział Natsume bez zastanowienia. Zarumienił się, ale inni tylko się roześmieli.

— Widzisz? — powiedział Natori. — W takim razie poszukajmy castingu do filmu science fiction. Ale może nie tak od razu. — Jego agent spojrzał na niego z zaciekawieniem, więc Natori wyjaśnił: — Zadzwonię później ze szczegółami. Natsume-kun, jesteś gotowy?

W milczeniu wrócili do mieszkania. W środku Natori zapytał:

— Czy nauczyłeś się czegoś w kawiarni?

— Te książki były stare — odpowiedział Natsume. Chciałby, żeby Taki mogła być tam z nim. Byłaby zachwycona, gdyby mogła porównać notatki dziadka z legalnymi tekstami egzorcystów. — Wielu z nich było stronnicze wobec youkai.

Natori machnął na to dłonią.

— Tak, a poza tym?

— Próbowałem zapamiętać kilka kręgów. Myślę, że mógłbym teraz wysyłać wiadomości, ale nadal nie rozumiem, jak wiążesz cokolwiek z papierem.

— To specjalny sekret rodziny Natori. — Mężczyzna uśmiechnął się. — Ale mogę cię nauczyć, jeśli chcesz.

Sensei skoczył przed Natori. Jego podniesione futro zaskoczyło wszystkich, a Hiiragi rzuciła się w stronę swojego pana.

— Jeśli chcesz, żeby Natsume stał się wstrętnym egzorcystą, to po prostu to powiedz — zażądał Nyanko-sensei. — Najpierw powiedziałeś, że jest częścią twojego klanu, a teraz to?

— Sensei…

— Wiem, że myślisz tak samo!

Natori pokręcił głową, otwierając szeroko oczy. Zdjął okulary.

— Natsume-kun. Obiecuję, że to nie jest moja intencja. Ale pamiętasz, jak wielu youkai zaatakowało cię przez Yatsuharę. Chcę tylko, żebyś był chroniony. Czasami konieczne jest zapieczętowanie ducha. Wiesz to. W przeszłości zwracałeś się do mnie o pomoc.

— Powiedziałeś, że jest częścią twojego klanu.

— Oczywiście, że tak — odpowiedział Natori. — To nie znaczy, że musi być egzorcystą. Natsume, mam nadzieję, że uznasz mnie za rodzinę, nawet gdy obudzimy Fujiwaras. Powinienem był zapytać, więc sądzę, że powinienem to zrobić teraz. Będziesz oficjalną częścią klanu Natori?

Natsume nie sądził, że mógłby się odezwał, nawet gdyby próbował. Po raz drugi w życiu, ktoś go chciał. Rzucił się do przodu tak szybko, że prawie przewrócił mężczyznę na ziemię.

Natori przytulił go z powrotem. Po raz pierwszy, odkąd Natsume zobaczył czerwonego youkai, czuł, że wszystko może się ułożyć.

OoO

Natori

Natsume wydawał się szczęśliwy, gdy wracali do Kumamoto, ale Natori martwił się, że coś ukrywał.

Zawsze wydawało mu się, że coś ukrywał.

— Natsume — jęczał upiorny youkai na skraju posiadłości. — Natsume… Natsume…

— Jest tu już od trzech godzin — powiedział swojemu podopiecznemu, który miał szeroko otwarte oczy. — Przynajmniej według Hiiragi. Pomożesz mi to zapieczętować?

— Zapieczętować… Nie! W porządku. Pójdę z nim porozmawiać.

Natsume zatrzymał się, gdy Natori chwycił go za kołnierz.

Porozmawiasz z tym? Natsume, on cię ściga!

— Natsume Reiko — jęczał duch.

— Szuka mojej babci — argumentował chłopiec. — Mogę… może będę w stanie mu pomóc. Niektóre z nich odchodzą, jeśli z nimi porozmawiam i wyjaśnię, że nie żyje.

Kot nagle zniknął w kłębie dymu, ponownie materializując się jako ogromny, biały wilk ze świecącymi złotymi oczami.

— Będę go pilnować — burknęła bestia. — Wracaj do środka.

Będzie go chronił? Natori nawet nie zaszczycił tego odpowiedzią.

Przyglądał się niezadowolony, jak Natsume skradał się w kierunki krawędzi bariery. Niewielka, migocząca, niebieska ściana migotała w miejscu, gdzie słaby youkai próbował przejść. Biały pieso-kot-stwór próbował odepchnąć Natoriego, ale i tak słyszał mniejszego ducha. Kontynuował swoje dudnienie:

— Natsume. Natsume. Oddaj moje Imię, Natsume Reiko.

Chwila, co?

Natsume zaśmiał się nerwowo i szepnął coś do youkai, który wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę. Wreszcie kiwnął w milczeniu głową i odszedł.

— Jego imię? — zapytał powoli Natori.

Natsume wzruszył ramionami.

— Nie wiem, o co chodziło. Powiedziałem mu tylko, że moja babcia nie żyje. Jeśli coś zgubił, nie może tego odzyskać. — Nie patrzył Natoriemu w oczy. — Czy nie szliśmy dzisiaj do Nanatsujiya?

Nyanko cofnął się do swojej ohydnej postaci kota.

— Manju! — wiwatował.

Natori wymienił spojrzenia z Hiiragi. Tak, Natsume zdecydowanie coś ukrywał.

OoO

Natsume

— Przed szkołą czeka na ciebie mężczyzna, Natsume — powiedziała Taki. — Nie powiedział mi swojego imienia. Czy to oznacza, że nie pójdziesz?

Natsume nie wiedział, dlaczego Natori czułby potrzebę odprowadzenia go do domu. Aktorowi udało się do tej pory utrzymać niski profil, chociaż magazyny plotkarskie zaczęły spekulować na temat jego miejsca pobytu. Natsume zastanawiał się , jak długo planował zostać w Kumamoto, minęły już miesiące.

— Nie, pójdę. Zobaczymy się później.

Przeszedł przez szkołę z Nishimurą u boku, a potem zatrzymał się.

— Witaj, Natsume-kun — powiedział Matoba Seiji. — Minęło dużo czasu.

Nie miał absolutnie niczego uprzejmego do powiedzenia na to, więc Natsume po prostu zatrzymał się w miejscu, a kiedy Nishimura spojrzał na niego, powiedział zwięźle:

— Do widzenia, Nishimura-kun.

Jego przyjaciel spoglądał na niego z powątpiewaniem.

— Czy jesteś…

— Zobaczymy się jutro. — Miał przynajmniej taką nadzieję.

Nishimura odszedł, ale poszedł z powrotem do szkoły. Matoba patrzył z rozbawieniem, jak się oddalał, po czym odezwał się:

— Wyjdźmy, zanim twoi przyjaciele nabiorą podejrzeń. To byłby… spory problem.

Natsume podążył za nim w milczeniu.

— Słyszałem o twojej rodzinie — powiedział Matoba. — Szkoda, ale nic w tym dziwnego. Mówiłem ci już wcześniej, Natsume, to właśnie robią youkai. Tak się dzieje, gdy nie masz nikogo, kto by cię chronił.

Jeśli wrócisz do tego domu, czy nie będziesz obwiniał siebie i youkai o nic, co się tam stanie?

— Dlaczego tu przyszedłeś? — zapytał Natsume.

— Znowu przedstawić moją ofertę. Możesz dołączyć do klany Matoba, Natsume-kun. Zapewnimy ci bezpieczeństwo. To miejsce, do którego należysz.

Natsume przez straszną chwilę wyobrażał sobie, że mieszka w ogromnej posiadłości Matoba, a shiki o pustych twarzach obserwują każdy jego ruch. Odebranie mu Nyanko-sensei. Zostanie stworzonym do egzorcyzmowania youkai.

Ktoś zauważyłby Księgę Przyjaciół. Wyobrażał sobie, że Matoba Seiji położyłby na niej ręce. Czy użyje mocy Księgi, czy po prostu zniszczy wszystkie Imiona w ogniu?

— Nie chcę do ciebie dołączyć. I nie potrzebuję ochrony. Teraz mieszkam z Natori-san.

Jakieś brzydkie uczucie mignęło na twarzy Matoby. Jego uśmiech zniknął.

— Klan Natori? Są więc bardziej ambitni, niż myślałem. A przynajmniej Shuiichi-kun. — Matoba zamknął na chwilę oczy. — Ciekawe, ale oferta pozostaje.

Natsume tylko pokręcił głową.

— Przypuszczam, że nie mogę cię zmusić. — Ton Matoby jasno mówił, że bardzo by tego chciał. — Szkoda. Klan Matoba jest bardzo duży. Jestem pewien, że w mgnieniu oka moglibyśmy znaleźć youkai, który przeklął twoich opiekunów.

Serce Natsume ścisnęło się, ale wiedział, że było to kłamstwo. Matoba nic by nie zrobił, co mogło sprawić, by Natsume mógł od niego uciec. Nigdy nie próbowałby wyleczyć Fujiwarów. Gdy nie odpowiedział na to, egzorcysta tylko wzruszył ramionami.

— Ach tak. Nie ma sensu rozmyślać o tym, co mogło być.

Potem Natsume wrócił do domu i spotkał się w środku z Natorim. Hiiragi i Sensei sprzeczali się o kolację, podczas gdy Natori robił nowy atrament. Po chwili przyglądania się, Natsume zaczął mu pomagać.

Nie powiedział ani słowa o Matoba Seiji.

OoO

— Dziękuję, Natsume-sama, za zwrot mojego Imienia.

Natsume pochylił głowę, uśmiechając się, gdy gołębi youkai odleciał. Nyanko-sensei spoglądał na niego niezadowolony, gdy wracał za bariery, które otaczały dom.

— Pewnego dnia pożałujesz, że pozwoliłeś wszystkim tym youkai się wykorzystać — groził. — Osłabiasz się tylko, niszcząc tę Księgę.

— Jaką księgę?

Natsume pośpiesznie schował Księgę Przyjaciół do swojej torby, podczas gdy Sensei obrócił się. Natori, oparty o ścianę, obserwował ich uważnie.

— Natsume, wychodziłeś na zewnątrz prawie każdej nocy. Myślałeś, że nie zauważę?

Fujiwarowie nigdy tego nie zrobili.

Oczywiście Fujiwarowie myśleli, że był dobrym, odpowiedzialnym dzieckiem. Natori miał znacznie lepsze wyobrażenie o tym, jak spędzał czas.

— Po prostu… to nic takiego, Natori-san.

Natori spojrzał na niego znad okularów.

— Proszę, nie okłamuj mnie.

Sensei pociągnął nosem i wszedł do domu, ale Natsume się wahał. Zacisnął dłonie w pięści.

— Jeśli ci powiem — odezwał się — czy możesz obiecać, że nie wyciągniesz pochopnych wniosków? Albo się nie zdenerwujesz, albo… nie spróbujesz mnie powstrzymać?

Nyanko-sensei odwrócił się.

— Natsume!

Natori obserwował go uważnie.

— To zależy od tego, co powiesz — przyznał w końcu. — Nie wpadnę w złość. Nie mogę powiedzieć, że nie będę próbował cię zatrzymać, ale wysłucham cię.

To było chyba najlepsze, czego można było się spodziewać. Natsume przeniósł ciężar ciała na stopy, czując jak wysoka trawa łaskocze go w nogi.

— To zły pomysł — ostrzegł Sensei.

Natsume i tak kontynuował:

— Pamiętasz, jak jakiś czas temu mówiłeś o zakazanych technikach, których mogą używać niektórzy egzorcyści? — Natori wyglądał na zdezorientowanego takim początkiem. — Moja babcia… odkryła jedną z tych technik. Przekazała przedmiot… pamiątkę, — musiał to tak nazwać, podkreślając, że nie było to narzędzie, nie broń — której używała za życia.

— Coś zakazanego.

— Zebrała Prawdziwe Imiona youkai. Zabrała setki Imion i związała ich właścicieli.

Natori otworzył szeroko oczy.

— Masz… — Odwrócił się, by spojrzeć na Senseia.

— Hej, nie jestem na tyle głupi, żeby dać się związać! — warknął kot. — Przestań mówić, Natsume!

— Nazywa się Księgą Przyjaciół — powiedział Natsume. Wyciągnął przedmiot z torby. Jego dłonie lekko się trzęsły. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie powiedział nikomu o Księdze. — Oddaję ich Imiona, kiedy mogę. Kiedykolwiek youkai do mnie przyjadą. Nie… — zamilkł.

Wreszcie Natori uśmiechnął się lekko.

— Księga Przyjaciół — powiedział. — Natsume to brzmi… dokładnie tak, jakbyś miał to na myśli.

Natsume nie wiedział, co na to odpowiedzieć.

— Ale to zbyt niebezpieczne. Zdajesz sobie z tego sprawę? Ta Książka musi być powodem, dla którego tak wiele youkai do ciebie ciągnie.

— Wiem, ale nie zawsze jest źle. Wiele youkai chce tylko swoich Imion, a potem odchodzą. Nie mogę tego dać nikomu innemu, Natori-san. A gdyby ktoś użył tych Imion? A jeśli ktoś zrani youkai, których Imiona tam są?

— Musi być inny sposób.

— Mógłby mi to dać — prychnął Sensei. — Ale poza tym nie. I nawet nie próbuj tego zabrać, egzorcysto. Zjem cię, zanim to zrobisz.

— Proszę, nie strasz go, Sensei.

— W porządku. Przynajmniej masz silnego strażnika, nawet jeśli jest przez połowę czasu nieobecny. — Drażnił kota. — W tej chwili nie będę na nic nalegać, Natsume. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś, ale… proszę trzymaj się na razie z dala od lasu. Muszę o tym pomyśleć.

Natsume zakołysał się na piętach. Potrafił o siebie zadbać, ale stłumił oburzenie, które czuł. Natori był po prostu zaniepokojony, bardziej niż cokolwiek innego, a to pozwoliło wiele mu wybaczyć.

— W porządku — westchnął.

OoO

Natori

Nakazał Susago obserwowanie Natsume. Nastolatek wymknął się w mniej niż tydzień po rozmowie, czego Natori szczerze się spodziewał.

Nie był zdenerwowany. To byłoby prawie okrutne prosić Natsume, żeby został w mieście. Kilka razy w ciągu ostatniego roku lub dwóch przed ich nową sytuacją wpadał na Natsume przez przypadek i zawsze było to w lasach. Musiał tylko dać Natsume czas, żeby przestał panikować z powodu Książki. Sam Natori spędził tydzień badając Prawdziwe Imiona i próbując zdecydować, co zrobić.

Nie chciał zabrać Księgi. Natsume był teraz rodziną. Miał to na myśli (chociaż musiał poinformować rodziców, że zaktualizował Rejestr Rodzinny, ale zajmie się tym później). Kradzież Księgi jego babci, nawet dla dobra Natsume, była czymś, z czym nie mógł się pogodzić. Ale byłoby warte całej złości i rozpaczy Natsume, gdyby ta kradzież uratowała mu życie.

Natori nigdy nie powie tego na głos, ale raz czy dwa pomyślał o Fujiwarach, odpoczywających samotnie w szpitalu, gdzie teraz odwiedzał ich tylko on i Natsume. Może czerwony youkai szukał Księgi. Mogą nigdy się tego nie dowiedzieć, ale jak mógł pozwolić Natsume na ryzyko ponownego zmierzenia się z taką samą tragedią?

Czy Natori miał prawo go powstrzymać?

(Nigdy nie chciał być tak zaangażowany. Miał być nazwiskiem na papierze, luką prawną, a teraz co wieczór jadł kolację w domu, w swoim domu, i zadamawiał się oraz miał trochę dziwną rodzinę…

Najdziwniejsze było to, że w ogóle mu to nie przeszkadzało).

Nie trudno było wyśledzić Natsume. Nastolatek tylko trochę studiował papierową magię klanu i wciąż nie wiedział, jak zablokować innym możliwość śledzenia go. Natori prawdopodobnie powinien kiedyś naprawić te braki w jego wykształceniu. Jak tylko przestanie mu się to przydawać. Podążał za jedną ze swoich papierowych lalek przez prawie pół godziny, zanim dostrzegł dwa rogi i rozwiane siwe włosy wznoszące się nad linią drzew - ogromny youkai był wygodnie usadowiony na polanie.

Drżąca papierowa lalka wskazywała, że Natsume był tuż obok. Natori przerwał zaklęcie.

— Napijesz się sake, Natsume-sama? — Ktoś prosił. — Jesteś teraz starszy.

— Nie tak starszy. Wciąż jestem nastolatkiem.

— Obiecujemy, że nie powiemy ludziom. — Rozbrzmiał piskliwy głos.

— Ech… przestań! Wylejesz to… teraz będę pachnieć alkoholem.

Natori podszedł bliżej i zajrzał na polanę. To co ujrzał, zaparło mu dech w piersiach.

Natsume, wygodnie oparty o leżącą, białą postać Nyanko, otoczony był przez ponad dwa tuziny youkai o różnej mocy. Kilka maleńkich skrzatów z łatwością położyło się na jego nogach, a młody kitsune z lisimi uszami opierał się o jego bok, radośnie wymachując ogonem. Naprzeciw niego dwie formalnie wyglądające kobiety w kimonach rozmawiały, podczas gdy mały kappa kłóci się z parą wyższych youkai średniej rangi, nalegając:

— Sake ma dużo wody, a Natsume nie pozwoliłby mi się odwodnić! Daj mi to!

Łatwo można było również zidentyfikować właściciela rogów i rozwianej grzywy. Ogromny koń unosił się nad resztą towarzystwa, a jego twarz zastygła w stałym grymasie.

Co jeszcze bardziej niewiarygodne, ogromne żółte tatsumi - kuzyn smoków - siedział spokojnie obok konia. Trzy potężne duchy na jednej polanie. Każdy rozsądny egzorcysta uciekłby w drugą stronę.

Natori krzywiąc się, wyprostował się i wyszedł z ukrycia.

Gdy się zbliżał, cała polana ucichła złowieszczo. Natsume, co niewiarygodne, z początku wydawał się tego nie zauważać. Gładził włosy równie nieświadomego młodego kitsune, który zapiszczał, ujrzawszy Natoriego. To w końcu przykuło uwagę Natsume.

— Natori-san!

— Natsume-dono, czy to jeden z egzorcystów, którzy niepokoili cię w przeszłości? — zadudnił koński youkai. — Mogę go dla ciebie zjeść. Niektórzy z pozostałych youkai również mogą to zrobić.

— Nie! To przyjaciel… Ach, Natori-san poznaj Misuzo-san.

— Jednego z twoich służących? — zapytał Natori.

— Tak — powiedział koń, głęboko go szokując. Natsume wyglądał na mocno zakłopotanego, co nie było zwykłym sposobem, w jaki egzorcyści popisywali się niesamowicie potężnymi shiki. — Natsume-domo jest posiadaczem mojego Imienia i może mnie wzywać, kiedy zechce.

— Natsume ma… twoje Imię?

— Natsume-dono to wspaniały człowiek — burknął Misuzo. — Pozwolę mu zachować moje Imię, aby mógł je użyć w razie potrzeby. Żeby był bezpieczny przed szalonymi youkai i nędznymi egzorcystami.

— Czy Natsume ma Imiona was wszystkich? — Jego spojrzenie skupiło się na tatsumi.

— Jesteśmy przyjaciółmi Natsume! — powiedział wesoło jeden youkai średniej rangi. — Chciałbyś nasze Imiona, Natsume-sama?

— Oczywiście, że nie! — krzyknął Natsume. Zebrani youkai wyglądali na niemal rozczarowanych, a jego wszechobecny towarzysz, Nyanko, prychnął.

Cóż, przynajmniej Natori nigdy nie musiał się martwić, że Natsume nadużyje mocy Księgi. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że martwił się o coś takiego.

— Natori-san, dlaczego… och. Wiem, że nie miałem przychodzić do lasu, ale…

— W porządku. — Natori uśmiechnął się słabo. — Rozumiem teraz, że nie posiadałem wszystkim potrzebnych mi informacji. Masz dobrych przyjaciół, którzy mogą ci pomóc.

— Zgadza się! — wtrącił się jeden z średnio rankingowych youkai.

— Nie pozwolilibyśmy, żeby coś się stało Natsume-sama!

— Proszę, jakbyście wy bezużyteczne duchy potrafiłyby zrobić cokolwiek… — szydził Nyanko.

— Myślę, że jesteś idealną osobą, aby mieć Księgę Przyjaciół — powiedział cicho Natori. Natsume chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego uśmiechnął się. — Ale kupuję ci telefon komórkowy. Proszę powiedz mi, kiedy gdzieś się wybierasz, Natsume.

— O tak. Przepraszam, Natori-san!

OoO

Natsume

— Będziesz wieczorem w domu?

— Nie. Prawdopodobnie nie do północy. Mam pracę w Oita. Potrzebujesz mnie?

— Nie, tylko się zastanawiałem.

— Ach — w końcu Natori załapał. — Przyprowadzasz dziewczynę?

— Co…? Nie!

— Tak — powiedział Sensei.

Natsume zaczerwienił się intensywnie, gdy Natori zaśmiał się.

— Zaprosiłem kilku przyjaciół — podkreślił nastolatek.

— Brzmi jeszcze lepiej.

— Natori-san!

Natori zaśmiał się głośniej.

— Wiesz, że możesz zaprosić ludzi w każdej chwili. Nie miałbym nic przeciwko, nawet gdybym tu był.

To była chyba prawda, ale Natsume nie chciał wyjaśniać, że jego przyjaciele nie wiedzieli - nie musieli wiedzieć - że mieszkał ze słynnym aktorem Natorim Shuuichim.

Oczywiście wszystko poszło nie tak.

— Zgadnij, co przyniosłem? — powiedział Nishimura. Triumfalnie potrząsnął plecakiem i wyciągnął z niego…. — Nowy film Natoriego Shuuichiego!

— Och! — zawołała Taki. — Jeszcze go nie widziałam… Oj, Nya-nya, wszystko w porządku? Natsume-kun, twój kot śmiesznie oddycha.

Natsume schował głowę w dłoniach.

— Czy możemy obejrzeć coś innego?

— Ech? Nie lubisz Natoriego Shuuichiego? — zapytał Kitamoto.

— Właśnie, Natsume, nie lubisz mnie?

Natori posłał swój olśniewający uśmiech, gdy wszedł do pokoju, zupełnie niewzruszony ich rozdziawionymi ustami. Nastume nie był zachwycony - po prostu zrezygnowany.

— Natori-san, powiedziałeś, że cię nie będzie — powiedział i dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę, jak niegrzecznie to zabrzmiało.

Ale Natori, będąc dobroduszny, tylko się zaśmiał.

— Zapomniałem o czymś — stwierdził. Natsume rzucił mu spojrzenie. Szansa na to, że Natori o czymś zapomniał, nie mniej czegoś potrzebnego do pracy, wydawało się niezwykle niskie. Egzorcysta zgarnął pudełko z blatu. — Nie rób niczego, czego ja bym nie zrobił, Natsume-kun.

Nastolatek prychnął.

— Co….? — powiedział Nishimura, gdy drzwi się zamknęły. Wszyscy spoglądali na Natsume. — Co…? — powtórzył Nishimura.

Po wyjaśnieniu Natsume (“Natori Shuuichi, Natsume! W twoim domu!” “Właściwie…”) Tanuma musiał potwierdzić swoje twierdzenie, że tak, słynna gwiazda filmowa była jego opiekunem.

— Nie mogę uwierzyć, że nam nie powiedziałeś! — Nishimura wykrzykiwał po raz piąty.

— Naprawdę awansujesz w społeczeństwie. — Taki szturchnęła go łokciem. Mocno.

— Co… och. Przepraszam.

I w ten sposób zaczęli oglądać film.

— Natsume, jesteś w filmie Natori Shuuichiego?!

OoO

Świątynia była spokojnym miejscem, niezależnie od tego, co myśleli miejscowi youkai. Natsume zawsze znajdował schronienie w świątyniach. Kiedy był młodszy, jedyną pewnością jaką miał było to, że był bezpieczny na świętej ziemi, nawet jeśli nie mógł być bezpieczny nigdzie indziej. Fakt, że Tanuma mieszkał w jednej, był niemalże doskonały, a lśniący, nadprzyrodzony staw pełen ciemnych koi czyniło go jeszcze bardziej wyjątkowym.

— Naprawdę lubisz mieszkać z Natori-san? — Chciał wiedzieć Tanuma.

— Tak. Wiesz, że jest moim przyjacielem.

— To co innego niż bycie… kimkolwiek jest teraz. Wyglądałeś tak samotnie przez kilka pierwszych miesięcy po tym, jak Fujiwarowie trafili do szpitala, Natsume. — Wahając się, Tanuma zapytał: — Jesteś pewien, że zostanie?

Nie.

— Tak.

— On cię nie opuści?

Tanuma wydawał się być prawie zaniepokojony, tak jak Natsume nie tak dawno temu, ale zastanawiał się nad tym teraz, uświadomił sobie, że:

— Natori-san nigdy nie musiał mnie zabierać. Nie jest krewnym. I nawet jako egzorcysta… są inne klany, które mogły mnie przyjąć. — Tanuma przechylił głowę, ale nie naciskał. — On jednak… zapytał, czy chcę z nim zostać.

Czyli, mimo wszystkiego, może nie miał powodu do wątpliwości. Natsume wpatrywał się w swoje dłonie i w końcu Tanuma uśmiechnął się.

— Cieszę się, Natsume. Zasługujesz na kogoś takiego.

OoO

Natori zwykle lubił wydzielać małą część każdego dnia, aby studiować swoje sigile, bariery i inne bronie egzorcyzmów - tylko po to, by upewnić się, że nie rdzewieje. Dlatego Natsume był tylko lekko zaskoczony, kiedy pewnego dnia wpadł do jego pokoju - nawet nie kłopocząc się, by zapukać - z jedną ze swoich wszechobecnych papierowych lalek, zaciśniętą mocno w dłoni.

— Natori-san? — zapytał Natsume, zaniepokojony czerwoną twarzą mężczyzny. — Czy coś się stało?

Natori wypuścił lalkę. Unosiła się w górę, w dół, w lewo i prawo, kołysząc się i szarpiąc nieregularnie pod sufitem.

— Czy wiesz, co to jest? — Natsume zawahał się. — Natsume, prawie rok temu ustawiłem to, by monitorować czerwonego youkai, który zaatakował Fujiwarów. Od tamtej pory nigdy się nie poruszył.

Natsume podskoczył.

— Natori-san…

— To musiała złamać pieczęć — powiedział Natori. — Albo coś innego. Cokolwiek się dzieje, Natsume, wkrótce to sprawdzimy.

OoO

Natori

Natori żałował, że rozbudził nadzieje Natsume, ponieważ w miarę upływu tygodni jego tropiciel podskakiwał pod sufitem, ale nigdy nie wybrał kierunku.

Ustalając, że magia w jakiś sposób zanikła, Natori stworzył kolejnego tropiciela z papieru. Ten jednak działał dokładnie tak samo. Zastanawiał się, czy czerwony youkai rzeczywiście został zapieczętowany, wyrywając się z więzienia dopiero kilka tygodni temu tygodni. A może to było najbliżej jego wolności - może tropiciele Natoriego nigdy nie zadziałają. Może Fujiwarowie nigdy się nie obudzą.

Prawie miesiąc po pierwszym poruszeniu tropiciela Natori spał w swoim pokoju, kiedy zaczął słyszeć głuchy dźwięk.

Tap.

Tap.

Usiadł, przecierając oczy. Gapił się. Papier rzucał się bezużytecznie na jego zamknięte okno.

Poszedł obudzić Natsume.

OoO

— To może być nic — ostrzegł Natori. Pod nimi Nyanko potrząsnął dziwnie szczupłym ciałem i narzekał. Latanie było szybsze, ale bestia nadal udawała, że nie podoba mu się ta opcja. — I możemy nie dojść do porozumienia z tą istotną, Natsume. — Położył dłoń na głowie nastolatka.

— Wiem.

Ale Natsume nie wyglądał, jakby był gotowy do podejścia tego bez żadnych oczekiwań. Z zarumienioną z podniecenia twarzą pochylał się do przodu, jakby mógł w jakiś sposób skłonić swojego towarzysza do szybszego lotu. Być może potrafił. Zimny nocny wiatr smagał ich policzki, szron zbierał się i topniał natychmiast na futrze Nyanko. Papierowa lalka nagle skręciła w prawo, a Nyanko rzucił się za nią.

Wylądowali na szczycie góry, pośrodku krateru, a jednym kolorem w ciemności nocy był blask czerwonego youkai.

Ziewnął powoli, obserwując ich dużymi oczami znajdującymi się w pofałdowanej czaszce, mrugając. Wokół jego przypominającego głaz ciała trzepotały smugi ognia. Pochylił się do przodu, Natori rzucił się, aby wyjść przed Natsume, wyciągając papierowe kółko.

Ale wtedy Natsume powiedział:

— Poczekaj.

Z jakiegoś powodu zrobił to.

Nyanko warczał, gdy Natsume ostrożnie podszedł do czerwonego youkai. Ten nie reagował - tylko patrzył, najwyraźniej zdezorientowany, aż Natsume był tylko kilka kroków od niego. Następnie nastolatek zapytał:

— Dlaczego to zrobiłeś? — Kamienny youkai zamrugał zaskoczony. — Uśpiłeś moich rodziców — powiedział Natsume. Natori wziął głęboki wdech. — Czemu?

Youkai powoli przechylił ogromną głowę, a potem powiedział:

— Obudzili się.

— Nie.

Kamienny youkai kiwnął głową.

— Tak.

Nie. Nie zrobili tego.

Youkai patrzył na niego jeszcze przez chwilę.

— Pożyczyłem energię od wielu duchów — poinformował Natsume w ten sam powolny, zamyślony sposób. — Potrzebowałem jej do powrotu. Potrzebuję tego ponownie, aby wrócić do nieba.

— Ale nie oddałeś jej. Wciąż śpią. — Czerwony youkai potrząsnął głowa, jakby chciał ją oczyścić. — Wciąż śpią — powtarzał Natsume.

Czerwony youkai poruszył nogami, szurając po ziemi. Potem powiedział:

— Pokaż mi.

Jakoś w końcu sprowadzili ze sobą wysoce niebezpiecznego ducha z powrotem do Kumamoto.

Wrócili nad ranem, więc po prostu poszli do szpitala. Nikt nawet nie zauważył dwóch gigantycznych youkai. Kiedy dotarli do pokoju Fujiwaras, Natori położył dłoń na ramieniu Natsume i odsunął się na bok.

— Nie chciałem tego zrobić.

— Czy możesz to naprawić?

— Po prostu potrzebowałem energii — uzasadniał duch.

— Czy możesz to naprawić?

Duch kiwnął głową.

— Tak.

OoO

Potem wyszli z youkai na zewnątrz. Blada twarz Natsume była zalana łzami, ale powód był uzasadniony. Zanim odeszli, palec Touko-san drgnął.

— Musisz uważać, aby nie pożyczać energii od ludzi — powiedział Natsume. — I… czy możesz mi powiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?

— Mój klan jest ponad niebem — powiedział duch. Wskazał w górę. — Podróżujemy po tym świecie rzadko, a ponowne latanie tak wysoko wymaga wysiłku. Dlatego muszę pożyczyć energię, kiedy wracam.

— Chwila, poczekaj — powiedział ponownie skurczony kot. — Jesteś kosmicznym duchem?

Youkai tylko wpatrywał się w niego, nie rozumiejąc.

— Tak? — zgadywał.

Natori mocniej ścisnął ramię Natsume.

Jakoś nawet nie potrafił być zdziwiony.

OoO

Natsume

— Och, tak mi przykro, Takashi-kun!

Rok temu Natsume byłby zakłopotany, gdyby Touko-san przytulała go tak mocno, teraz po prostu oddał uścisk, kompletnie nie skruszony i śmiejąc się przez łzy, gdy Nyanko-sensei został zmiażdżony między nimi.

— Co, nie otrzymam swojego przytulenia? — droczył się Shigeru-san.

Otrzymał go. Przez chwilę rozmawiają o praktycznych rzeczach. Lekarze wkrótce ich wypuszczą, ale potrzebują fizjoterapii i och, czy to nie jest mocno dziwne, że obudzili się w tym samym czasie? Natsume wciąż promieniał szczęściem, kiedy Touko-san zapytała:

— Takashi-kun, gdzie byłeś przez ostatni rok? Czy… czy przebywałeś tutaj z przyjacielem?

— Mam nadzieję, że nie wróciłeś do swoich krewnych — mruknął Shigeru-san.

— Byłem z przyjacielem — odpowiedział Natsume, przygryzając wargę z powodu humoru. — Myślę, że bardzo go polubicie.

(Tak było).

OoO

Zanim Natsume wrócił do domu Fujiwarów, próbował znaleźć słowa, by podziękować Natoriemu, ale żadne nie wydawały się właściwe. Dlatego po prostu go przytulił, a egzorcysta zmierzwił mu włosy tak bardzo, że prawdopodobnie jego fryzura została zniszczona na resztę dnia.

Potem Natori powiedział:

— Powinieneś wiedzieć, że zakończyłem umowę najmu mojego lokum. Myślę, że teraz będę tutaj mieszkać. To miłe miejsce. I ma wszystko, czego mógłbym chcieć.

Natsume zamrugał szybko. Dużo płakał, ale ostatnio wszystkie łzy były z radości.

W końcu znalazł właściwe słowa.

— Dziękuję, Natori-san. Zawsze będziesz moją rodziną.

Fin

NA: Szukam bety

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 94 rozdziały
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 12 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
 
[Natsume Yuujincho][T][M] Papierowa magia
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» [Natsume Yuujincho][T][M] Zmiękczony
» [HP][FZ][M] Biała Magia [QG/MG]
» [TW] [Z] Gdzie zaczyna się magia [SS/DH]
» [HP][NZ] Dzień, w którym umarła we mnie magia [HP/DM][3/?]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Anime & Manga/Komiks & Serial/Film animowany :: Ogólne :: +12-
Skocz do: