Autor: Salomanka
Tytuł: Za wszelką cenę (trylogia)
Beta: brak
Długość: 3 x drabble (250, 200, 350)
Gatunek: angst
Kanon: tak!
Pairing: brak
Ostrzeżenia: brak (nic, czego byśmy nie znali z kanonu)
Nota: Tekst w dość swobodny sposób spełnia prompty z akcji
Misery Box, kolejno prompt numer 4, 10 i 13, być może w niedostatecznym regulaminowo stopniu, ale rozpisywanie ich w tekstach już by samej historii nie pomogło, próbowałam. Wrzucam więc wyłącznie z czystej radości napisania ich xD Jak to w trylogiach, każdą część można czytać osobno; wklejam jako jeden post, by niepotrzebnie nie nabijać statystyk.
Za wszelką cenę
Część pierwsza - Chefsiba
Chefsibę określano często mianem starej panny, choć ona uważała się za tak powabną i uroczą, jak w dniu swoich dwudziestych urodzin, nawet jeśli uroda nigdy nie była jej głównym atutem.
Talentem, jaki ceniono najwyżej w jej rodzinie, było rozpoznawanie cennych przedmiotów i włączanie ich do rodzinnej kolekcji. Panna Smith była biegła w tej dziedzinie, miała oko do artefaktów potężnych magicznie, potrafiła wyłuskać je spośród rodowych pamiątek czarodziei i zdobyć bez względu na cenę. Nic nie umknęło nigdy jej uwadze, a pomnażane wciąż zbiory budziły zazdrość pozostałych koneserów, którzy wydawali się już niemal pogodzeni z jej przebiegłością i przedziwną beztroską. Chełpiła się zbiorami, popisywała najnowszymi zdobyczami, jakby nie miała nic do ukrycia.
Oczywiście tylko jej rodzina, a po latach ona jedna, ostatnia z rodu, znała prawdziwą wartość kolekcji i jej dwóch najbardziej niezwykłych, najpilniej strzeżonych klejnotów.
Gdy skrzatka wprowadziła do saloniku Chefsiby ciemnowłosego młodzieńca, od razu dostrzegła znajomy błysk w oku swojej pani. Kobieta chichotała i wdzięczyła się; nie była przygotowana na wizytę tak czarującego młodzieńca - spodziewała się starego Burkesa, może Borgina, jeśli ten miał akurat lepszy dzień. Tymczasem przedstawiał jej się młody, przystojny mężczyzna, który z miejsca podarował jej staromodny bukiecik kwiatów i z wdzięcznością przyjął propozycję wspólnego wypicia filiżanki gorącej herbaty.
Panna Smith natychmiast obrała sobie za cel zdobycie serca tego młodzieńca, przyciągnięcie jego uwagi i wykorzystanie jego urody i intelektu na własny użytek. Wyczuwała w nim potęgę większą niż w swoich najkosztowniejszych eksponatach.
Nic nie mogła na to poradzić, musiała go mieć dla siebie, za wszelką cenę...
koniec części pierwszej
Część druga - Tom
Lata nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa dały mu tak wiele - uzupełniły wiedzę, której łaknął, zapewniły znajomości, które potrafił wykorzystać, i podbiły jeszcze pewność siebie, czyniąc go człowiekiem absolutnie pewnym własnej wartości. Był wyjątkowy, o tak...
Tym, czego nigdy się nie nauczył, był szacunek. Albus Dumbledore próbował - częstował herbatą i dropsami, wciągał w długie, irytujące pogadanki o wartości życia i pięknie świata - na próżno. Tom Riddle gardził wszystkimi, których nie uznał za użytecznych. Potrafił grać, uwodzić majętne kobiety i zwodzić będących u władzy mężczyzn, umiał przypodobać się każdemu, kto mógłby zapewnić mu awans w magicznym świecie, wyprowadzić ponad poznane granice.
Teraz jednak, pierwszy raz w życiu, pomyślał, że być może nie docenił skrzatów domowych. Istota, którą zawsze oceniał zbiorowo jako plugawą i nic nie wartą, stanęła w obronie swojej głupawej właścicielki. Co więcej, zaraz po rzuceniu na to... zwierzę... zaklęcia zapomnienia, gorliwie zabrała się do pracy na rzecz swej pani, potulna i usłużna jak zawsze.
Tom postanowił mieć to na uwadze, ale zaraz o tym zapomniał; jego myśli zajęły mu już artefakty, które udało mu się właśnie zdobyć. Nic innego nie miało przecież wartości, tylko władza, jaką planował osiągnąć i do której wytrwale zmierzał, za wszelką cenę.
koniec części drugiej
Część trzecia - Bujdka
Bujdka nigdy nie wyróżniła się niczym szczególnym jako skrzatka - zawsze robiła dokładnie to, czego się od niej oczekiwało, posłusznie i bez komentarza. Przemykała jak cień, przygotowując posiłki, zmieniając pościel, służąc herbatą na każde skinienie. Potrafiła z uwagą wysłuchać, udzielić przydatnej rady, z godnością przyjąć na siebie każde przewinienie i niepowodzenie kogokolwiek z rodu. Była zawsze, bliska jak członek rodziny, a przecież pogardzana i trzymana stale na uboczu.
Gdy z całego klanu została tylko pani Chefsiba, skrzatka była już stara i zmęczona, ale nawet przez chwilę nie pomyślała o ustąpieniu z niewdzięcznego stanowiska. Skrzaty domowe nie myślą w ten sposób, nie rezygnują, nie porzucają rodziny, do ostatniego tchnienia gotowe są spełniać jej żądania. Co więcej, Bujdka zwyczajnie pokochała swą panią, znała ją przecież od zawsze, z ukrycia śledziła pierwsze kroki, towarzyszyła w dziecinnych zabawach, wypełniała posłusznie wszystkie polecenia dorastającej panienki i była jedyną powiernicą wszystkich rodowych sekretów, także tych... mrocznych. Tak jak tego po niej oczekiwano, zachowywała je dla siebie.
Gdy pani poznała panicza Riddle'a, coś się zmieniło, skrzatka zauważyła to od razu. Tajemnice, tak pilnie skrywane przez całe pokolenia, teraz były kartą przetargową w bitwie o przyciągnięcie uwagi słodkiego chłopca o czarnych oczach. Bujdka bała się, nocami nie spała zadając sobie ból na setki wymyślnych sposobów, byle nie zawieść zaufania pani i niepotrzebnie nie straszyć jej własnymi, złymi przeczuciami.
Zaklęcie, które w nią trafiło, było szybkie. Bujdka zachwiała się na nóżkach i upadła ciężko na kolana. Przymknęła na chwilę oczy i gotowa była odpuścić, upaść i nie troszczyć się więcej o panią, która zdradziła, zawiodła całą rodzinę dla kaprysu. Myśli te przemknęły jeszcze przez głowę skrzatki, zaraz jednak zniknęły, rozwiały się jak mgła. Poderwała się, minęła młodego czarodzieja tak, jakby nie była nawet świadoma jego obecności, i rzuciła się do sprzątania. Wyniosła tacę z serwisem do herbaty, zmiotła ze stołu okruszki, przyniosła zapas świeżych serwetek. A potem została w niej tylko potrzeba zmycia całej tej krwi, zanim ktoś zauważy.
Bujdka była już stara, zbyt przerażona, że posądzi się ją o zaniedbywanie obowiązków - tarła z całych sił, byle salonik jej pani znów stał się nienagannie wysprzątany, za wszelką cenę.
koniec części trzeciej