~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]

Go down 
+5
Fia.
JokerFox.
Wirka.
Salomanka
Myst
9 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 21 Lip 2021, 21:03

Fandom: Harry Potter
Oryginalny tytuł i link do tekstu: Of Pixie Dust and Clapping Your Hands
Autor: point-of-tears
Tłumacz: carietta
Beta/bety: Malina
Zgoda: oczywiście
Pairing: Harry Potter/Severus Snape, poboczne Ron/Hermiona
Gatunek: romans, tak sądze, och i Soulmates!AU
Ostrzeżenia: jeju, fluff? humor, creature heritage, być może nieco niekanoniczny Snape.
N/T*: Mam pewne podejrzenia, że ten tekst albo się kocha albo nienawidzi. Nie sądziłam, że od niego zacznę przygodę na tym forum, ale entuzjazm Fan (mam nadzieję, że mogę tak się do Ciebie zwracać, że tak powiem, po staremu xd) bardzo mnie rozczulił, więc o to jest. Tekst był tłumaczony lata temu, absolutnie nie było w nim nic modyfikowane poza poprawkami bety i tym, co sama wyłapałam. Cóż, nie będę dłużej zanudzać, zaczynajmy przygodę!
Edit: wiem, co jeszcze miałam dodać: z racji tego, że tekst jest zakończony, aktualizacje pewnie będą pojawiać się, co 2-3 dni Very Happy



Prolog

Harry Potter był niski.

Wszystkie historie powinny zaczynać się w sposób, który przyciągnie uwagę czytelnika. „Mówcie mi Ishmael”, „To był najlepszy/najgorszy czas”, „Pewnego dnia zaraz po przebudzeniu się z dziwnego snu, Gregory Samsa stwierdził, że zamienił się w wielką pluskwę”. Chodzi o to, że każda opowieść musi się zaczynać w odpowiedni sposób, a dla tej najwłaściwszy jest właśnie taki: Harry Potter był niski.

Ktoś mógłby powiedzieć, że wspomnienie o tym jakim odważnym człowiekiem był Harry Potter, byłoby odpowiedniejsze. W końcu pokonał Voldemorta — plagę czarodziejskiego świata, wroga wszystkiego co mugolskie i ogólnie bardzo złego kolesia — na swoim szóstym roku nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jednak to wszystko do znudzenia powtarzane jest w Proroku Codziennym i Harry będzie pierwszym, który powie wam, że nie pokonał Voldemorta sam. Zrobił to z pomocą przyjaciół i Zakonu Feniksa. W zasadzie Harry poszedł krok dalej i uparcie wykłócał się, że to oni, a nie on są prawdziwymi bohaterami. Tak więc takie rozpoczęcie odpada.

Może wymienienie jego innych, ważniejszych lub bardziej atrakcyjnych, cech fizycznych byłoby dobre, zwłaszcza, że przymiotnik "niski" nie należy do jego ulubionych. Jednak na Harrym nie zrobiłoby to żadnego wrażenia. Słyszał w swoim życiu wiele gadających luster i wie, że wygląda jak niechlujny, wychudzony kujon. Jednak nie narzekał, ponieważ przez większość swojego życia był zadowolonym, wychudzonym niechlujem, a to była ogromna różnica.

A więc dlaczego takie rozpoczęcie? Po co taki bezpardonowy opis naszego skromnego bohatera? Po pierwsze: to była prawda. Przez niedbalstwo jego krewnych w pierwszych jedenastu latach życia, Harry nie mógł pochwalić się oszałamiająca posturą. Nawet regularne posiłki w Hogwarcie nie zdołały niczego naprawić i teraz Potter była niższy od wszystkich chłopców na swoim roku. I tych młodszych o rok. I prawdopodobnie tych młodszych o dwa lata również. Gryfon był bardzo na tym punkcie przewrażliwiony. I w ten oto sposób dochodzimy do drugiego powodu: on wiedział, że jest niski, więc gdy obudził się pierwszego ranka na swoim siódmym roku całe 6 cali* niższy... Uwierzcie mi, zauważył to.


*15 centymetrów


Rozdział I — Daj mi Cal i zabierz połowę Stopy.

— Ej, stary, znowu nucisz przez sen! No dalej, wstawaj! Nie mam zamiaru przegapić pierwszego w tym roku śniadania, bo nie chciało ci się ruszyć z łóżka swojego kościstego zadka! — krzyknął Ron Weasley w stronę sąsiedniego łóżka, które należało do naszego Już - Nie - Śpiącego - Bohatera.

— Ja wcale… — wymruczał Harry, przewracając się — nie nucę przez sen. I, z łaski swojej, odwal się od mojego kościstego zadka.

— O tak! Ty naprawdę nucisz! To była chyba nawet piąta symfonia!

Ron uśmiechnął się, będąc pod wrażeniem swojej inteligencji. Był również zachwycony tym, że udało mu się obudzić Harry’ego tak szybko. Podczas wakacji, a zwłaszcza po jego urodzinach, potrzeba było okropnie dużo czasu, żeby doprowadzić go do stanu używalności. Ale teraz miał o co walczyć, bo Hogwart był znany z wielu rzeczy: był jedną z najlepszych szkół magicznych, jego dyrektorem był człowiek o mocy dorównującej samemu Merlinowi oraz był domem ucznia, który prawdopodobnie przewyższał mocą czarodzieja wszechczasów. Poza tym Hogwart miał naprawdę dobre jedzenie i teraz rudzielec tracił możliwość jego kosztowania przez wspomnianego zielonookiego i rozczochranego ucznia, który wciąż smacznie spał. Więc z werwą, którą mógł odziedziczyć tylko po swojej matce, odsunął zasłony łóżka przyjaciela.

— Mówię poważnie, wstawaj! Naprawdę chcesz się tłumaczyć McGonagall ze spóźnienia na pierwszą transmutację?

— Już dobra, dobra. — Harry usiadł na łóżku. — Już wstaję. I ja wcale nie nucę!

— Skoro tak mówisz, stary.

— Poza tym, skąd, na niebiosa, wiesz o piątej symfonii? Czyżby uwagi Hermiony przebijały się jednak przez twoje zasnute zwoje, czy…

Harry umilkł w połowie swojej ciętej riposty, ponieważ jego umysł zdecydował się dogonić ciało i Gryfon zorientował się, że rozmawia z klatką piersiową przyjaciela. O co chodzi? pomyślał. Zazwyczaj rozmawiam z jego policzkiem. Chwycił okulary leżące na szafce nocnej i już otwierał usta, by zapytać Rona, czy nie zapomniał czasem powiedzieć mu o swoim kolejnym skoku wzrostu, gdy zauważył, że jego pidżama również urosła. A on wydawał się być, o ile to możliwe, niższy niż wczoraj. Jego nagłą, niepokojącą myśl wypowiedział na głos Ron, w charakterystyczny dla siebie, delikatny sposób.

— Na Merlina, stary, skurczyłeś się!

— Dzięki, Ron — powiedział Harry w stronę krawatu rudzielca. — Nie zauważyłem.

— Nie? Naprawdę? Przecież naprawdę sporo się skurczyłeś! To znaczy, byłeś niski już wcześniej, ale na wszystkie świętości…

— Zauważyłem, Ron! Uwierz mi.

Harry usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Właśnie dlatego nienawidził poranków — zawsze działo się coś dziwnego. Jego logika podpowiadała mu, że gdyby po prostu spał dłużej, wszystkie wydarzenia, tej, tak zwanej, radosnej części dnia, omijałyby go i miałby święty spokój.

— Ciekawe o co chodzi tym razem — mruknął.

— Stary, wiesz, że jestem do niczego w takich przypadkach, ale obaj znamy kogoś, do kogo powinniśmy się teraz zwrócić, prawda?

— Hermiona.

Ron pokiwał głową, a Harry zerwał się szybko z łóżka w poszukiwaniu czystych rzeczy.

— Daj mi kilka minut i będę gotowy.

— Poczekam na ciebie na dole. — Rudzielec ruszył w stronę drzwi. — Coś czuję, że moja bystra dziewczyna je już śniadanie, rozprawiając o nowym semestrze i końcowych egzaminach. Wiesz, nienawidzę momentów, gdy wpada w ten swój szkolny nastrój. To psuje całą zabawę!

Słysząc to, ciemnowłosy uśmiechnął się. Ron i Hermiona zeszli się zaraz po skończeniu wojny i śmierci Voldemorta, którego pozbył się na szóstym roku. Potter bardzo się cieszył z tego powodu, ponieważ w końcu skończyli z tymi śmiesznymi podchodami wokół siebie, jednak to wcale nie zakończyło ich słynnych kłótni. Tak naprawdę osiągnęły one jeszcze wyższy poziom. Wojny Granger kontra Weasley skupiały się teraz nie tylko na braku prac domowych rudzielca czy rządzeniu się dziewczyny, ale też na zapominalstwie rocznic i pretensjach o nie poświęcanie sobie wystarczającej ilości uwagi. Biorąc po uwagę to wszystko i nowy problem związany ze wzrostem, początek roku nie zapowiadał się różowo.

* * *

— Hermiono! — zawołał Ron, gdy tylko znaleźli się przy stole Gryfonów w Wielkiej Sali. — Potrzebujemy twojej pomocy! Mamy tutaj… — wyszczerzył się w swoim największym, firmowym uśmiechu — mały problem.

— Och, zamknij się, Ron. Nie jesteś zabawny, uwierz mi — burknął Harry zza swojego wysokiego i, podobno, najlepszego przyjaciela. Ron rzucał tego rodzaju dowcipami od momentu, gdy opuścili Pokój Wspólny i jeszcze chwila, a Harry przestanie odpowiadać za swoje czyny.

— O co chodzi? — Hermiona odłożyła kopię Proroka Codziennego i spojrzała na nich. Od zakończenia wojny wiadomości podawane w tej gazecie nie były zbyt zajmujące. Zazwyczaj były to artykuły o aktualnych wydarzeniach z dnia Chłopca - Który - Przeżył - By - Znów - Zabić - Voldemorta (Harry nienawidził łączników pisarskich. Naprawdę.) lub trywialne materiały Rity Skeeter na temat, który w danej chwili uważała za najbardziej interesujący. Dziś pisano o perfumach, więc Hermiona bez żalu poświęciła całą swoją uwagę chłopcom.

— Wstań.

— Dlaczego, Ron? Spytałam o co chodzi?

— Zrozumiesz, kiedy wstaniesz, Hermiono.

Wstając, zastanawiała się po raz milionowy, w co takiego ta dwójka znowu się wpakowała. Jej rozważania zostały jednakże przerwane, gdy tylko przyjrzała im się dokładniej.

— Na wszystkie świętości, Harry! Co się stało?!

— Skąd wiesz, że chodzi o mnie? Może to Ron znów urósł. Czy coś.

— Nie ma szans. Twoja szata na ciebie nie pasuje — wyjaśniła, przyglądając mu się. Przedtem wzrost Harry’ego wynosił około 165 centymetrów, ale jego sterczące włosy dodawały mu kilka fałszywych cali. Teraz wyglądało na to, że jest od niej niższy o jakiś cal lub trzy, co plasowało go w granicach 150 centymetrów… Ludzie nie kurczą się tyle w ciągu jednej nocy. To musi zostać wyjaśnione. Hermiona szybko przebiegła oczami po Wielkiej Sali; na szczęście uczniowie byli zbyt zajęci jedzeniem, by cokolwiek zauważyć.
— Lepiej usiądź, Harry. Trudniej będzie zauważyć różnicę, a my musimy szybko to rozpracować.

Harry był bardzo wdzięczny za tę sugestię. Nigdy nie lubił, gdy się na niego gapiono i szeptano za jego plecami, a jeśli coś miało nastąpić (i to wkrótce) to właśnie to. Bo kiedy najważniejsze dziecię Światła w wieku siedemnastu lat budzi się ze wzrostem drugoklasisty, plotki i spekulacje będą czymś nieuniknionym. Gryfon szybko usiadł, chcąc ochronić swoją prywatność kilka minut dłużej. Na jego szczęście śniadanie dobiegało końca i większość uczniów oraz nauczycieli opuściła Wielką Salę, dając im chwilę na prywatną rozmowę.
Hermiona wyglądała na pogrążoną w myślach, starając się rozwiązać tę niecodzienną zagadkę. Ron w tym czasie zajął się wpychaniem ogromnej ilości jajek i bekonu do swoich ust, natomiast Harry jakoś stracił apetyt. Zarówno z nerwów, jak i z powodu rudzielca, który zajął się teraz niszczeniem biednego, belgijskiego wafla. Po krótkim namyśle Harry wybrał opcję cichego obserwatora.

Ron nie zmienił się dużo podczas ich sześcioletniej znajomości. Wciąż był najwyższym dzieciakiem w klasie z imponującym wzrostem 190 centymetrów. Wciąż miał oślepiająco rude włosy i masę piegów na całym ciele, ale w ciągu ostatniego roku pojawiły się u niego cechy odróżniające chłopców od mężczyzn. Miał teraz szeroką klatkę piersiową i spory zestaw mięśni wyrobionych podczas treningów quidditcha, przez co wyglądał trochę jak gracz rugby.

Hermiona była nadal… Hermioną. Jej brązowe włosy wciąż kręciły się jak szalone i już dawno zaprzestała walki z nimi. Najczęściej zaplatała je w luźny kok lub upinała za pomocą jednego ze swoich piór do pisania. Jej przednie zęby wciąż były trochę przyduże, jednak dzięki małej przygodzie kilka lat temu zdołała je zmniejszyć do bardziej ludzkich rozmiarów. Teraz, w wieku siedemnastu lat, była kobietą i miała odpowiednie krągłości, by poprzeć te tezę.

Harry pomyślał o reszcie swoich znajomych. W każdym z nich, a przynajmniej w ich ciałach, zmieniło się coś niewytłumaczalnego i jednocześnie oczywistego, pomimo że wciąż wyglądali tak samo. Nawet Neville wyglądał na wyższego i stracił swój „dziecięcy tłuszczyk”. Potter przez to wszystko szybko popadł w mini-depresję. Nie miał szerokich ramion i pomimo mięśni wyrobionych podczas treningów i prac w domu wujostwa, wciąż był cholernie szczupły. Jego głos zmienił się od czasu pierwszego roku, ale daleko mu było do barytonu Rona, a przy głębokim, basowym głosie Seamusa brzmiał jak żałosny pisk. Jego stare szkła wciąż tkwiły mu na nosie. Włosy sterczały mu bardziej niż kiedykolwiek, nadając mu wygląd dziecka, które nigdy nie widziało grzebienia. W skrócie — Do cholery, Potter! rozbrzmiał cichy głos w jego głowie. Teraz ty sypiesz krótkimi żartami! — odstawał od reszty, nawet przed tą tajemniczą utratą wzrostu. Ale przynajmniej żyję, pomyślał. Pokonałem Voldemortem i może wyglądam jak karzeł, ale jestem bardzo żywym karłem. Z jego rozmyślań wyrwała go Hermiona, która postanowiła zadać mu kilka pytań.

— Czy czułeś się dziwnie podczas snu?

— Artuje obie? — zapytał Ron z ustami pełnymi… co to było? Przypieczona potrawka? — Arry pi ak abity.

— Dziękuje, Ronaldzie. Jestem pewna, że jest, tak jak mówisz, jednak chciałabym, żeby to on odpowiedział na moje pytania, a nie ty. I bardzo cię proszę, zamykaj usta, gdy jesz. To obrzydliwe.

Ron wyburczał coś pod nosem i powrócił do dziesiątkowania swojego śniadania.

Hermiona potrząsnęła głową, uśmiechając się leciutko.

— W każdym razie, Harry, czułeś cokolwiek?

— Nie, śpię jak zabity.

— To nie czas, żeby udawać bystrzaka, przyjacielu. A wczoraj? Czułeś się dziwnie w pociągu lub podczas uczty? — Hermiona wyglądała na podekscytowaną i Harry odniósł wrażenie, że myśli, iż w tym leży rozwiązanie sprawy.

— Nie, a powinienem?

— Mówiąc szczerze, stary — powiedział Ron, przełykając jedzenie chyba po raz pierwszy tego ranka — zachowywałeś się wczoraj trochę śmiesznie.

— Jak to śmiesznie? — Harry naprawdę nic dziwnego nie zauważył. To była zwykła uczta powitalna za wyjątkiem tego, że było o wiele więcej nowych uczniów. — Śmiesznie „Och, Merlinie, jaki on jest zabawny”, czy śmiesznie „Och, matko, jak mi go żal”?

— W zasadzie… ani jedno, ani drugie. Zachowywałeś się po prostu… inaczej.

— Ron próbuje powiedzieć — zaczęła Hermiona — że zachowywałeś się wczoraj, tak jakbyś był… pobudzony.

— Pobudzony?

— Tak! — wykrzyknął Ron, szczęśliwy, że Hermiona tak dobrze to ujęła. — Pobudzony, dokładnie tak jakbyś zjadł za dużo czekolady czy coś. Byłeś bardzo rozmowny…

— … i ożywiony…

— … i nerwowy…

— … a tak naprawdę zjadłeś tylko deser…

— … i chichotałeś, co było cholernie dziwne, stary.

Harry, który czuł się jak na meczu tenisa, obserwując dwójkę przyjaciół, w końcu załapał ostatnie zdanie Ron.

— Ja nie chichoczę! — wykrzyknął oburzony.

— Przykro mi, stary, ale to prawda. I to kilka razy.

— Hermiono?

— Myślę, że Ron trochę przesadza, ale śmiałeś się wczoraj uroczo, Harry. Nigdy nie widziałam, żebyś zachowywał się tak figlarnie.

Harry jęknął i położył głowę na swoich ramionach. Świetnie, po prostu świetnie. “Uroczy” i „figlarny”. Dwa przymiotniki, którymi chce być opisany każdy siedemnastolatek.

— Fantastycznie. Jestem dziewczyną — wymruczał w blat stołu, na co Ron wybuchnął gromkim śmiechem, zrzucając przy tym swój kubek. Harry instynktownie wyciągnął rękę i złapał go, nim zdążył zderzyć się z podłogą. Reakcja rudzielca sprawiła, że kilka ciekawskich głów odwróciło się w ich stronę.

— Ron, uspokój się, a co do ciebie, Harry — nie jest tak źle. Takie zachowanie w ogóle nie świadczy o tym, że zmieniasz się w dziewczynę. Mówiąc szczerze jestem urażona tym, że postrzegasz kobiety jako bezmózgie, chichoczące…

— Zwolnij, Hermiono! — Harry wiedział, że musi działać szybko, bo inaczej gniew przyjaciółki będzie ogromny. — Wcale tak nie myślę! Po prostu, męskie ego nie lubi takich słów jak „uroczy” i „figlarny”. Wolimy być opisywani jako krzepcy, przystojni, wysportowani… — Ron parsknął w swoje mleko, prawie ochlapując nim Hermionę. — Tak, Ron, wiem, że żadna z tych rzeczy do mnie nie pasuje, dziękuję ci. — Harry zakończył z uśmiechem, rzucając kawałkiem jajka w swojego rudowłosego przyjaciela.

Ron zawsze sprawiał, że czuł się lepiej, nawet jeśli chodziło o śmianie się z samego siebie. Hermiona wymruczała coś mrocznego na temat męskiego ego, ale jej oczy mówiły, że nie jest wściekła tylko rozdrażniona ich nieporadnością.

— W każdym razie — zaczęła, wracając do głównego problemu — byłeś wczoraj uroczy i to nie jest zła rzecz. Poza tym wydaje mi się, że twoje zachowanie i nagła utrata wzrostu są ze sobą połączone, ale nie mam pojęcia w jaki sposób. Dwie rzeczy to za mało, żeby wysnuć jakieś dogłębne wnioski.

— Może to jakiś urok lub klątwa? — zaproponował Ron znad swojego talerza. Harry, który czuł się już lepiej, postanowił spróbować trochę jajek, jednak po jednym kawałku, zdecydował się na zwykłą grzankę. Nie miał pojęcia, jak Ron może jeść ich takie ilości. Smakowały… dziwnie.

— Klątwa odpada. Harry musiałby skurczyć się od razu w momencie jej rzucenia, a przy rzucaniu uroku potrzebny jest kontakt wzrokowy, więc jeśli nie był to któryś z chłopców w dormitorium, w co szczerze wątpię, problem Harry’ego jest innej natury. Jednak, żeby być pewnym…

Hermiona szybko wyciągnęła różdżkę i wycelowała w twarz przyjaciela. Harry’ego po raz kolejny zadziwił fakt, jak straszna może być Hermiona Granger, gdy tylko tego chce. Rzuciła kilka zaklęć i wykonała kilka dziwnych ruchów. Po chwili pokręciła głową.

— Nic a nic. Nie wykryłam żadnych klątw czy uroków. Moje zaklęcia nie mają takiej mocy jak twoje, Harry, ale jestem pewna, że wykryłabym każdą klątwę rzuconą na ciebie w tym zamku.

Gryfon zarumienił się, słysząc ten komplement i wymruczał coś o potrzebie udania się na zajęcia. Nie chciał ruszać się z miejsca i słuchać opinii kolegów o jego nowej, nieco innej, posturze.

— Nie martw się, stary — pocieszył go Ron, gdy wstawali ze swoich miejsc i ruszyli w stronę wyjścia. — Ludzie zawsze będą gadać, ale masz nas, Gryfonów. Lojalność, miłość i jedność to u nas najważniejsze cechy!

— Hej, Harry! — wykrzyknął nagle Seamus. — Jak tam odruchy szukającego? Myślisz, że zdobędziesz Puchar?

Irlandczyk wyszczerzył się i rzucił w jego stronę jabłko. Finnigan — zapalony fan quidditcha — postawił sobie za punkt honoru utrzymanie zdolności Harry’ego w pełnej gotowości i rzucał w niego różnymi przedmiotami przy każdej nadarzającej się okazji. Dziś nie było inaczej, ale dzięki jego okrzykowi Harry był w stanie złapać owoc, nie odwracając nawet głowy w jego stronę.

— Stary, jak to zrobiłeś? — zapytał z podziwem Dean, gdy tylko on i Seamus znaleźli się wystarczająco blisko.

Harry wzruszył ramionami, a Ron poczochrał jego włosy; zadanie, które teraz było o wiele łatwiejsze, biorąc pod uwagę jego obecny wzrost.

— Jest po prostu szybki — powiedział dumnie.

Seamus parsknął głośno.

— Chyba po prostu niski! Jasna cholera, stary, co ci się stało? Wyglądasz jak jakiś pierwszak!

— Och, tak. — Harry zwrócił się w stronę rudzielca. — Już czuję tę miłość i lojalność. Śmieszne uczucie, nie powiem.

Nasz bohater opuścił Wielką Salę w towarzystwie dwóch rozbawionych chłopców, zmartwionej Hermiony i pełnego współczucia Rona.

Miał dziwne uczucie, że to będzie bardzo długi dzień.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b


Ostatnio zmieniony przez carietta dnia Pią 20 Sie 2021, 17:08, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry Go down
Alexandrine
Team Villains
Team Villains
Alexandrine


Female Wiek : 31
Skąd : Ostrów Wielkopolski
Liczba postów : 225
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 21 Lip 2021, 21:08

Aww, nadal takie dobre jak pamiętam! Dziękuję, dziękuję ci za ten tekst możliwość przeczytania go ponownie, naprawdę poprawia humor.
Zawsze bawi mnie początek tego opowiadania, że Harry jest niski, i później te opisy wzrostu, gdzie naprawdę ma bardzo niski wzrost, patrzę na siebie i on był około 20cm niższy ode mnie, masakra. Nic dziwnego że miał na tym punkcie odrobinę fioła, też bym się wstydziła być niższa niż dwie klasy niżej, a co dopiero jakby bardziej zmaleć! Ale taka wizja tego tekstu, że co począć. Ron jak zawsze świetny przyjaciel, pierwszy do darcia łacha z kumpla, w tej kwestii nigdy nic się nie zmieni, uwielbiam kanonicznego Rona.  A Hermiona jak zawsze elegancko zdyscyplinowana, klasyk.
Osobiście już nie pamiętam co było dalej, ale z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały Wink
Błędów nie wykąpałam, wszystko cacy
Alexa


Ostatnio zmieniony przez Alexandrine dnia Sro 21 Lip 2021, 23:12, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Myst
Team Heroes
Team Heroes
Myst


Female Wiek : 31
Liczba postów : 600
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 21 Lip 2021, 21:36

Czytałam Wróżka bardzo dawno temu i z chęcią go sobie odświeżę. Smile

Prolog tekstu jest cudowny, a pierwsze zdanie podpowiada, z jakim typem ff będziemy mieli do czynienia. Wink Brakuje mi przyjemnych i pełnych humoru tekstów, takich jak ten.

Uwielbiam w tym ff Rona. Całe to przekomarzanie się pomiędzy nim a Harrym jest bezbłędne. Często brakuje mi w tekstach tego poczucia, że Harry i Ron to jednak najlepsi przyjaciele, a tutaj zostało to świetnie oddane. Podoba mi się też specyficzny humor i pełen autoironii Harry, który w swoich komentarzach pomimo wszystko stara się widzieć jakieś jasne strony swojej sytuacji.
Cytat :
Pokonałem Voldemortem i może wyglądam jak karzeł, ale jestem bardzo żywym karłem.
Tak, Harry, wszyscy bardzo się cieszą, że jesteś żywy, Smile

Pozdrawiam,
Myst

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] MJVczC6

To grant another chance means to give opportunity to correct past mistakes.

[HP][NZ] Jak przestać, jak zacząć [PW/CC][6/8]
Aktualizacja: 24.12.2020
[BnHA][NZ] Niebo pełne słońca [IM/TS][4/?]
Aktualizacja: 24.12.2020

— Moje wszystkie teksty —



Ostatnio zmieniony przez Myst dnia Pią 23 Lip 2021, 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
http://motylebezskrzydel.blogspot.com/
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 21 Lip 2021, 21:46

Ciekawa jestem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, jakim powodzeniem cieszy się ten tekst, jaką sympatię wzbudza, i ile radości wywołała publikacja tutaj tego pierwszego rozdziału. Mnie ta fala entuzjazmu nieco zaskoczyła, przyznaję. Lubię to ff, mam do niego ogromny sentyment, bo było jednym z pierwszych snarry, na jakie natrafiłam, chociaż za pierwszym razem nie doceniłam go tak, jak na to zasłużył. Chyba nie byłam gotowa na Harry'ego - niskiego Wróżka i taką ilość fluffu. Często jednak wracałam do tej historii, stopniowo doceniając jej niewymuszony humor i to porozumiewawcze mruganie do czytelnika, które nie zawsze wypada tak swobodnie jak tutaj.
Prolog i pierwszy rozdział aż krzyczą „parodia”, jednak nie umniejsza to wcale wartości fabuły, przeciwnie, to tylko tworzy nastrój i stanowi znak rozpoznawczy tego tekstu, wciąż zachowując bardzo wysoką jakość i płynność przedstawianych wydarzeń. Ktoś zwyczajnie wiedział, co pisze, może nawet sobie to rozrysował (jestem pewna, że osoby uzdolnione plastycznie/graficznie zaraz wyskoczą mi z odpowiednimi ilustracjami pochowanymi przede mną na internetach). A ja taką dokładność zawsze bardzo doceniam, lubię, kiedy tekst jest spójny i sensowny, nawet jeśli tak absurdalny.
I zgadzam się totalnie z tym narzekaniem JokerFox. na cechy Gryfonów Razz
Przyjemnością będzie czytanie tego raz jeszcze, dzięki za taką możliwość.


Ostatnio zmieniony przez Salomanka dnia Czw 22 Lip 2021, 23:35, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Wirka.
Team Heroes
Team Heroes
Wirka.


Female Wiek : 33
Liczba postów : 1403
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 22 Lip 2021, 14:50

Na wstępie powtórzę, że bardzo mnie cieszy nowa choć znajoma osoba na forum. A powrót tekstów, które się zna, jest jeszcze lepszy. Co do Wróżka nadal mam mieszane uczucia. Pamiętam o nim tyle, że bardzo mi namieszał w mózgu i chociaż nie jestem fanką takiej ilości fluffiastości i nigdy nie będę, to ten tekst mnie wciągnął, wszak sięgnęłam po kontynuację! Coś w nim musiało być. Z chęcią go sobie odświeżę Smile
Przyznaję, że tekst ten świetnie radzi sobie już z samym początkiem, co doceniam, bo z tym wiele tekstów/autorów ma problem.

Sama nie należę do wysokich i gdybym nagle straciła 15 cm naprawdę ciężko bym to przeżyła. Podziwiam Harry'ego, że w ogóle wyszedł z dormitorium, ja bym zrobiła dramę xd Tu nawet buty na koturnie niewiele zmienią. Mam jakieś przebłyski co do dalszej treści, ale chyba mylą mi się z Harrym Syrenką, więc to jest jak czytanie zupełnie nowego tekstu.
Co do samego tłumaczenia,czyta się płynnie, początek cierpi na mnogość "bycia", ale odkąd sama zaczęłam tłumaczyć różne rzeczy, zaczynam rozumieć, że czasem to jest po prostu nie do przeskoczenia i człowiekowi się totalnie odechciewa. Potem już płynie się z tekstem, więc co tu dużo mówić - przyjemnie przetłumaczone Smile
Pozdrawiam,
W.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Giphy


Ostatnio zmieniony przez Wirka. dnia Czw 22 Lip 2021, 22:37, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
JokerFox.
Team Villains
Team Villains
JokerFox.


Female Wiek : 29
Skąd : Poznań
Liczba postów : 846
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 22 Lip 2021, 15:52

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Yay-icegif

Wróżek Harry!!! I love youI love youI love youI love youI love you

Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mamy KwD u nas i mogę sobie go czytać ZNOWU, nie płacząc za tym, że przepadł razem z hekko Smile. Jasne, mogę w oryginale, ale jeśli ktoś to przetłumaczył tak świetnie jak ty, to po co :3.
Ja zdecydowanie zaliczam się do grupy, która tekst kocha i nie rozumiem, jak można go nienawidzić! Ale nie rozumiem też antyszczepionkowców i płaskoziemców, więc może po prostu to tak samo aberracyjna dla mnie grupa. Niemniej, to dzięki Wróżkowi zaczęłam przekonywać się do creature ficów jeśli chodzi o fandom HP - bo Syreni był już później, i pewnie do samego Syreniego nie zajrzałabym, gdyby nie KwD.
Ale, abstrahując już od tego - jest to zdecydowanie tekst, do którego wracam ilekroć potrzebuję, żeby tekst mnie "przytulił", jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Ale tak, czasem są takie dni, gdzie czytanie tylko tekstów tego typu poprawia mi samopoczucie - to nawet nie chodzi o fluff, bo KwD nie jest całkowitym fluffem - nie, to jest po prostu... TO. Inaczej tego nie jestem w stanie opisać. Tak czy inaczej, moje serduszko ponownie rośnie, bo w sumie już od dawna nie czytałam Wróżka, więc mam takie "awww".

Jeśli chodzi o same tłumaczenie - nie mogę się przyczepić do niczego, czyta się płynnie. Jeśli chodzi o napisanie... autorka ewidentnie ma swój styl, który jest łatwo rozpoznawalny dzięki niewymuszonemu humorowi, z jakim te teksty pisze. Jest w tym taka lekkość, która jest trudna do uzyskania, gdy za bardzo się próbuje. Dlatego ten tekst czyta się tak dobrze - bo bez wymuszonych "gagów" jest naprawdę zabawny. Jasne, ma swoje teksty-perełki, ale całość powoduje we mnie ogólne poczucie radości. Porównywalne jest to u mnie tylko z tym, co wywołuje u mnie GO i teksty do GO. Coś cudownego.

Pierwszy rozdział jest, oczywiście, cudowny. Serio, walić kanon, jest super.
I tak, też nienawidzę poranków, chociaż mi się skurczyć jeszcze nigdy nie zdarzyło. Magicznie przytyć - to i owszem, mam dziwne wrażenie, że te moje nadprogramowe 30kg tak właśnie powstało - jednej nocy położyłam się jako 65kg laska, a następnego obudziłam ważąc już 95. Podejrzane, może też się robię jakimś stworzeniem magicznym? xD. Tylko jakim? Wielorybowoman? To w sumie całkiem spoko, bo zawsze chciałam być syrenką, a to zawsze o krok bliżej Laughing . Nie, sorki, dzisiaj totalnie mi odbija, nie przejmuj się mną, mam gorszy dzień i plotę bzdury. I tak, totalnie niezwiązanie z fikiem, ale też dzisiaj zachowuję się, jak "pobudzona" i załączyło mi się dziwne ADHD, generalnie nie polecam, to bardzo dziwne uczucie. Także nie dziwię się, że Harry zwrócił uwagę przyjaciół - ja sama, gdy jestem w tym stanie mam kilka osób, które się martwią, czy wszystko ze mną okej xD.

Cytat :
Ludzie zawsze będą gadać, ale masz nas, Gryfonów. Lojalność, miłość i jedność to u nas najważniejsze cechy!

BZDURA, jedno z ostatnich określeń, które można użyć do Gryfonów w kanonie to te słowa Razz. To dobitnie podkreśla, jak bardzo niekanoniczny ten tekst jest. Bo serio, jakby tylko sobie przypomnieć, jak zachowywali się uczniowie Gryffindoru ZA KAŻDYM RAZEM i to praktycznie zawsze WŁĄCZNIE Z RONEM, gdy coś się działo dziwnego wokół Harry'ego to nie ma w tym ani lojalności, ani miłości, ani jedności. Wyśmiewanie go, oskarżanie o robienie fałszywego szumu wokół własnej osoby, gnębienie, nieprawdziwe oskarżenia, obrażanie się to tylko szczyt góry. Jasne, po części jestem Gryfonką, przestałam wypierać się swojej drugiej części kilka lat temu (chociaż było to ciężkie i traumatyczne przeżycie, ale trzeba się czasem pogodzić z drugą stroną siebie), ale mam nadzieję, że nigdy taką - jednak cenię sobie bycie lojalną bardzo mocno. Ale to tylko tak trochę w ramach lekko poważnego tonu, żeby nie było, że tylko bzdury plotę Razz

Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, cudownie przypominać sobie ten tekst!

JokerFox.

PS Tak, jasne, możesz używać Fan, chociaż jest to niepoprawne, ale jak chcesz to możesz, nie gryzie mnie to bardzo mocno Smile. Musiałam zostawić za sobą trochę przeszłości, stąd zmiana, ale jct nie ma problemu.
PPS To teraz jeszcze Anachronizm poproszę :3

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

What good comes of something
When I'm just the ghost of nothing, nothing?
I'm just the man on the balcony
Singing "nobody will ever remember me"
(...)
A
composer but never composed
Singing "I only want what I can't have"
I only want what I can't have.


~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] TnTYADJ
Powrót do góry Go down
https://imaginarium.forumpolish.com
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPią 23 Lip 2021, 20:52

Salomanko, mnie też to bardzo dziwi! Ale cieszę się, że Wróżek sprawia Wam tyle radości, myślę, że radość jest nam potrzebna w czasie, w jakim przyszło nam istnieć. Było to bardzo głębokie stwierdzenie, powrót na forum wpędza mnie w jakieś podejrzane słowotoki. Cóż, nie przedłużam więc, dziękuje za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział Very Happy.

Rozdział II — Kto w ogóle chce się przyjaźnić z ogromnym wombatem?

— Wiesz — szepnęła do niego Hermiona w drodze na transmutację — braliśmy pod uwagę klątwy i uroki, ale są też inne rzeczy, które mogły przyczynić się do tego, że się zmniejszyłeś.

Harry rozejrzał się szybko upewniając się, że Seamus i Dean nie będą mogli ich podsłuchać. Może i wiedzą już, że jest karłem, ale wolał nie słyszeć ich teorii na ten temat. Zadowolony z faktu, iż Ron zajmował ich rozmową o quiddtichu, odwrócił się w stronę przyjaciółki.

— Co masz na myśli? — zapytał.

— No więc próbowałam sobie przypomnieć wszystkie książki, które przeczytałam o czarnej magii i te, które mogłyby być pomocne w… — Zamilkła, widząc spojrzenie Harry’ego. — No co? Powinieneś być zadowolony z tego, że jestem taka oczytana! W każdym razie, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że zachowywałeś się dziwnie na wczorajszej uczcie, to mógł być jakiś eliksir, który ktoś dodał do twojego jedzenia.

— Ale wszystko smakowało normalnie...

— To nic nie znaczy, Harry. Są eliksiry, które nie mają smaku.

— No dobrze, więc eliksiry to też jakaś opcja. Skąd dowiemy się więcej?

— Porozmawiamy z profesorem Snape’em.

— Umm…

— Och, Harry, profesor Snape nie jest taki zły. Poza tym pracowałeś z nim cały zeszły rok na rzecz wojny, a on jest najbardziej doświadczoną i godną zaufania osobą, jeśli chodzi o eliksiry.

Nie chodziło wcale o to, że Harry nie zgadzał się z tym, co powiedziała Hermiona. Wręcz przeciwnie. Snape wcale nie był taki zły i podczas tych wszystkich przygotowań do wojny zrodziło się pomiędzy nimi coś w rodzaju… porozumienia. W zasadzie Gryfon nauczył się szanować i podziwiać byłego szpiega oraz polubił przebywanie w jego towarzystwie. I właśnie dlatego chciał teraz trzymać się od niego jak najdalej. Wiedział, że Snape najprawdopodobniej zruga go za wzięcie jakiegoś nieznanego eliksiru i będzie szydził z jego niewiedzy. Tak, najlepiej odwlec to jak najdłużej się da.

— Proszę, Hermiono, czy jest jakaś inna opcja?

— Oczywiście. Możemy odwiedzić Madam Pomfrey.

— A więc wybieram bramkę numer trzy — wymruczał posępnie. Nienawidził skrzydła szpitalnego. Po wojnie spędził tam całe trzy tygodnie, będąc pod opieką dozorcy więziennego i pielęgniarki w jednym — Madam Pomfrey. Poprzysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci chyba, że sytuacja będzie naprawdę kryzysowa. Jego przyjaciele wiedzieli, co myśli na ten temat. To był bunt — proste i logiczne.

— To nie jest żaden bunt — sapnęła Hermiona. Harry nie był świadomy, że ostatnie zdanie powiedział na głos i posłał jej przepraszające spojrzenie. — Posłuchaj, ta utrata wzrostu może odbić się na twoim zdrowiu i wizyta w skrzydle szpitalnym to dobry pomysł. Wiem co o tym myślisz i prędzej zjadłbyś sowie przysmaki niż…

— I to z przyjemnością!

— Nieważne, Harry. Ktoś mógł cię otruć lub Merlin jeden wie co jeszcze zrobić.

Ach, więc doszliśmy i do tego. Myśliciel Hermiona rozważyła wszystkie naukowe opcje, proces, który z każdym dniem zabierał coraz więcej czasu i w końcu mogła wejść w skórę Hermiony — Najlepszej — Zmartwionej — Przyjaciółki. Szkoda tylko, że ta cała naukowa wiedza sprawiała, że dziewczyna była coraz bardziej przewrażliwiona. Harry czuł się świetnie. Naprawdę. No bo, powiedzmy sobie szczerze, czy takie rzeczy w życiu Harry’ego Jamesa Pottera nie zdarzają się na porządku dziennym? W ciągu sześciu lat pięć razy walczył z Voldemortem, bił się ze smokiem, był na imprezie z duchami i usypiał trójgłowego psa — Puszka. To tylko część całej zabawy, więc utrata wzrostu była w zasadzie czymś… normalnym. To co robimy dzisiaj po śniadaniu? zastanowił się. Aha! Utrata wzrostu. Świetnie. Zostanie jeszcze trochę czasu na połaskotanie sklątki tylnowybuchowej przed obiadem.

— Harry?

— Przepraszam, Ron, mówiłeś coś?

— Pytałem, o czym rozmawiałeś z Hermioną.

— Och, no więc chce, żebym odwiedził skrzydło szpitalne, ponieważ wpadła na pomysł, że mógł to być jakiś eliksir.

— No jasne! Eliksir. Kurde, Hermiona potrafi zaskoczyć. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej?
— Ponieważ nie jest naszym prywatnym komputerem i prawdopodobnie brała pod uwagę setki innych scenariuszy.

— Ale wciąż warto się z nią o to podroczyć… czym jest kombuder?

— Nieważne, Ron, już jesteśmy na miejscu. — Uf, uratowany przez McGonagall.


* * *


Wszystkie lekcje oraz lunch, minęły bardzo spokojnie. Można powiedzieć, że szczęście było po jego stronie, ponieważ na żadnych zajęciach nie mieli praktyki, wiec mógł je wszystkie przesiedzieć. Harry zauważył, że pomimo tego, iż jeden z uczniów postanowił nagle się skurczyć, nikt tak naprawdę nie zwrócił na niego uwagi. To było coś jak ze ścięciem włosów. Nie, żeby choć raz zmienił swoje uczesanie, ale widział sytuacje kiedy ktoś zmieniał fryzurę, a ludzie zauważali to dopiero po kilku tygodniach. To była duża zmiana, to prawda, ale nie z tych, które ludzie zauważają od razu. No chyba, że są twoimi najlepszymi przyjaciółmi.

Jednak ten czas nadszedł zbyt szybko i z ciężkim sercem Harry ruszył razem z Ronem i Hermioną — właściwie to dziewczyna ciągnęła go za rękę, podczas gdy rudzielec szedł z tyłu, śmiejąc się głośno — do skrzydła szpitalnego. I to jeszcze przed kolacją.

— Witaj, Harry! Długo się nie widzieliśmy. Zastanawiałam się, kiedy się u mnie pojawisz, ale nie brałam pod uwagę już pierwszego dnia. Co sprowadza cię do mnie tym razem?

— Skurczyłem się.

— Słucham?

Harry westchnął i wyprostował się.

— Obudziłem się dzisiaj rano sześć cali mniejszy.

— Och, to rzeczywiście imponujące. Chodź tutaj i pozwól mi się przyjrzeć.

— Czy myśli pani — wtrąciła Hermiona, która martwiła się tym wszystkim coraz bardziej — że mógł to spowodować jakiś eliksir? Albo urok? Próbowałam sprawdzić czy nie rzucono na niego żadnych zaklęć, ale...

— Spokojnie, moja droga — powiedziała kobieta, używając swojego najbardziej uspokajającego tonu, który dla Harry'ego brzmiał trochę srogo. Jednak on od początku był uprzedzony do tej wizyty. — Jestem pewna, że po moich badaniach znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Po tych słowach skierowała Harry'ego do jednego z łóżek. A w zasadzie do "Jego Łóżka". Kobieta żartowała często, ze zawsze trzyma to posłanie wolne, specjalnie dla niego. Potter nie widział w tym nic śmiesznego.

Pielęgniarka rzuciła kilka niewerbalnych zaklęć. W pewnym momencie wsadziła nawet mu różdżkę w usta, a Harry z paniką pomyślał, że koniecznie musi umyć potem zęby. Jedynymi odpowiedziami na jej starania były ciche pogwizdywania, odgłosy dzwoneczków i masa kolorów. Jego przyjaciele stali tuż obok; Hermiona wciąż miała ten zatroskany wyraz twarzy, podczas gdy Ron nie mógł pozbyć się głupiego uśmiechu. Wiedział, że Harry'emu nic nie jest. Hermiona martwiła się, ponieważ zbyt długo nad tym myślała. Harry stawiał czoła o wiele poważniejszym rzeczom i przeżył. Więc to nie było nic poważnego i na pewno wszystko jakoś się ułoży. Prawda?

— Skończyłam już moje badania — powiedziała nagle pielęgniarka.

Harry zaczekał kilka sekund.

— I?

— Jesteś niski.

— To wszystko? Po tym wszystkim, to jest jedyne rozwiązanie?

— Harry! Maniery! — syknęła Hermiona, używając najlepszego matczynego tonu. — Niech pani kontynuuje. Jaki jest powód tej utraty wzrostu?

— Żaden.

— Huh…?

— Po prostu, panie Potter — westchnęła kobieta. Szanowała tego młodego człowieka, ale czasami sprawiał wrażenie zbyt mało uświadomionego. — Utrata wzrostu nie jest skutkiem żadnego uroku, klątwy, zaklęcia czy eliksiru; to coś zupełnie innego, coś wewnętrznego. Poza tym jesteś okazem zdrowia. W zasadzie twój poziom magii trochę się zwiększył, co sprowadza nas do…

— Dziedzictwa! — wykrzyknęła nagle Hermiona, która wyglądała na złą na siebie; tak jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź na świecie.

Co najdziwniejsze, Ron wydawał się być tym razem bardziej poinformowany niż Harry.

— Więc… — powiedział powoli. — Harry jest jakąś magiczną kreaturą?

— Że co takiego?! — wykrzyknął nagle brunet. Jego umysł podsunął mu obrazy siebie samego przemieniającego się w chochlika i wielkiego pająka.

— Uspokój się, młodzieńcze. Jest duże prawdopodobieństwo, że jesteś magiczną kreaturą całkowicie lub tylko częściowo. A w starych, czystokrwistych rodzinach to bardzo często spotykane. Wiele rodów posiada w sobie krew jakiejś humanoidalnej istoty, najczęściej pochodzącą z czasów starożytnych i średniowiecza. Geny te później otrzymują w tak zwanym „spadku” młodsze pokolenia.

— A więc przegrałem sprawę już w brzuchu matki?

— Jeśli chcesz ująć to w taki prostacki sposób, to tak. Jednak nie oceniałabym tego tak od razu, panie Potter. Ta teoria jest jedyną, którą mogę wysnuć po przeprowadzonych badaniach. Być może twoje ciało po prostu zdecydowało się skurczyć i żadne geny nie mają z tym nic wspólnego. Jednakże, jeśli jesteś istotą humanoidalną, to nie możemy stwierdzić jaką. Z tym jednym symptomem, jest to niemożliwe do ustalenia.

Kilka minut później cała trójka opuściła skrzydło szpitalne. Harry ściskał w dłoniach broszurkę zatytułowaną: Magiczny spadek i Ty. Nie miał pojęcia kto jest jej autorem, ale miał nadzieję, że ta osoba nie obrazi się, jeśli spali ten świstek w najbliższym kominku. Oczywiście zaraz po tym jak ucieknie od Hermiony.

On zwyczajnie nie mógł być jakimś magicznym stworzeniem. To brzmiało zbyt dziwacznie, nawet jak na niego. Natomiast jego przyjaciółka podeszła do tego, jak do każdej pracy domowej: obiecała, że da z siebie wszystko i poszuka jakiegoś rozwiązania w bibliotece. Ron posłał mu krzywe spojrzenie — spędzą tam pewnie mnóstwo czasu, a rudzielcowi wcale to się nie podobało.

Harry poczuł się jak obiekt naukowy widząc, że jego przyjaciółka już miała zestaw pergaminów i piór gotowych do zapisania wszystkich obserwacji. Obydwoje posyłali mu ukradkowe spojrzenia. Wzrok dziewczyny był bardziej oceniający, natomiast Rona wyraźnie mówił: „Boję się, że w każdej chwili możesz zmienić się w jakieś dziwne, straszne bydle”. Jakby nie patrzeć, to był świetny dzień. Otworzył broszurkę i przebiegł wzrokiem pierwszy akapit. Od razu poczuł się lepiej — już na pierwszej stronie widniało rozwiązanie problemu! W tle powinny rozbrzmiewać teraz głośne fanfary na jego cześć, naprawdę.

— Ha! Nie istnieje nawet cień szansy na to, że jestem jakąś magiczną kreaturą!

— Dlaczego tak sądzisz? — zapytała Hermiona, która szła, nawet bez udziału ich wiedzy czy woli, w kierunku biblioteki.

— Ponieważ te całe dziedzictwa zdarzają się tylko w urodziny!

— Kto ci to powiedział?

— Oto ta broszurka. A więc to musi być prawda, a odkąd… AU! Za co to było? — Harry potarł tył głowy, gdzie uderzyła go właśnie najlepsza przyjaciółka.

— Ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie ty powinieneś wiedzieć, że nie wierzy się wszystkiemu, co się przeczyta. — Ron mruknął pod nosem, maskując kaszlem, coś, co brzmiało jak Mól książkowy. — Jak możesz, Ronaldzie! Co mówi dokładnie ta broszurka?

— „W większości przypadków magiczne dziedzictwo ujawnia się, kiedy czarodziej osiąga pełną dojrzałość. Czasami zbiega się to z ustalonym w czarodziejskim świecie wiekiem pełnoletniości, czyli siedemnastym rokiem życia. Jednakże nie jest to do końca ustalone; wszystko zależy od dojrzałości i rodzaju magicznej kreatury.” Widzisz? Nie zamienię się w ogromną ropuchę! Zmiany nie nastąpiły w moje urodziny!

— Po pierwsze: czy ty w ogóle słuchałeś tego, co mówiła Madam Pomfrey? Kreatura, w którą się zamienisz, będzie humanoidalna. Czy to wszystko, co przeczytałeś?

— A czy to nie wystarczy?

— Och, Merlinie, oddaj mi to. — Hermiona wyrwała mu broszurkę i sama zaczęła ją czytać. Nie było szans, że uda jej się zniszczyć dobry humor Harry’ego. Ona nie mogła. Nie miała…

— Aha!

No i zniszczyła.

— Co “aha”? Co znalazłaś?

— Następny paragraf, Harry, gdyby tylko chciało ci się go przeczytać, mówi: “Inna, rzadsza forma otrzymania magicznego spadku, może nastąpić dzięki innym bodźcom: pożywieniu, roślinom lub innej magicznej kreatury czy zwykłej osoby”. Czyli może być tak, że zmiany dokonały się przez coś lub kogoś w tym zamku. A biorąc pod uwagę fakt, że od czasu twoich urodzin byłeś bardzo ospały i dopiero w Hogwarcie odżyłeś, sprowadza nas to do jednego.

Świetnie. Odwołajcie te fanfary.

— Nie byłem ospały. Po prostu nie miałem motywacji.

Ron prychnął i spojrzał na niego rozbawiony.

— Nie miałeś motywacji? Stary, ty ledwo ściągałeś się z łóżka! A gdy już to zrobiłeś włóczyłeś się tylko po domu!

Przed oczami Harry’ego pojawiła się wizja, w której zmienia się w wielkiego ślimaka.

— Dzięki, Ron — mruknął, za co otrzymał szeroki wyszczerz i klepniecie w plecy.

— Zawsze do usług, stary.


* * *

Obiad w Wielkiej Sali przebiegał w specyficznej atmosferze. Ludzie się gapili. I to bardzo. Nie było w tym nic dziwnego, ale po dzisiejszych wydarzeniach Harry czuł się coraz bardziej zdenerwowany. Oni wiedzieli. Musieli wiedzieć.

— Myślisz, że wiedzą? — zapytał Hermionę znad swojej nietkniętej szarlotki. Nie miał pojęcia co się dzieje, ale jedzenie w tym roku było obrzydliwe. I nie wiedział jak Ron może pożerać go takie ilości.

— Hej, Potter! — zawołał nagle Justin Finch-Fletchley. — Musimy wezwać Departament Kontroli Magicznych Stworzeń, czy Hagrid sam da ci radę?

— No to mam swoją odpowiedź. Jakim cudem się dowiedzieli?

— Widocznie jeden z pacjentów w skrzydle szpitalnym coś podsłuchał i rozsiał plotkę, ale nie martw się tym, Harry. Wyglądasz całkiem normalnie, więc ludzie mówią tak tylko po to, żeby cię zdenerwować — powiedziała Hermiona, nie odrywając wzroku od czytanej książki.

Po drodze do Wielkiej Sali wypożyczyła z biblioteki pierwszą — z zapewne kilkudziesięciu — które miała zamiar przeczytać na temat magicznych spadków i dziedziczności. Harry widział teraz siebie przemieniającego się w wielkiego kozła. No cóż, przynajmniej będzie miał jakiś zarost…

— Harry, czy swędzi cię twoje siedzenie? — zapytała dziewczyna, z roztargnieniem przewracając stronę; jej wzrok wciąż utkwiony był w tekście.

— Słucham? Moje co? A powinno?

— Twój tył — westchnęła i zarumieniła się lekko. — Czy swędzi cię u podstawy kręgosłupa?

— Hermiono, dlaczego interesuje cię tyłek Harry’ego?

— Język, Ronaldzie! — syknęła. — Pytam, ponieważ może to być oznaką przyszłego ogona.

— Mogę mieć ogon?

— To bardzo możliwe.

— Fantastycznie. To się robi coraz ciekawsze — jęknął, przeżuwając owoce i zwykłą bułkę. Były chyba jedynymi rzeczami, przeciwko którym nie buntował się jego żołądek. Hermiona zerknęła na niego i szybko zapisała coś na kawałku pergaminu. Właściwie przestało go to obchodzić. Sam Merlin tylko wie, co chodzi jej po głowie. Teraz miał o wiele poważniejsze problemy. — Myślałem, że ludzie nie mając nic do magicznych spadków.

— Bo nie mają.

— Więc dlaczego wszyscy gapią się na mnie, jakbym zaraz miał stanąć w płomieniach?

— Ponieważ to ty. Ludzie zawsze będą się na ciebie gapić, a to daje im dobrą wymówkę. Zaufaj mi, niedługo wszystko wróci do normy. — Harry naprawdę chciał uwierzyć słowom Rona, ale przychodziło mu to z ogromnym trudem.

Ludzie gapili się i szeptali pomiędzy sobą w sposób, który przypominał mu jego pierwszą noc w Hogwarcie i Ceremonią Przydziału. Wtedy był Chłopcem — Który — Przeżył, a teraz został Chłopcem — Który — Przeżył — Żeby — Zamienić — Się — W — Kota — Czy — Coś — Takiego (znowu te pieprzone łączniki). Miał jednak nadzieję, że kreatura, w którą się zmieni, będzie miała ostre zęby. Jego zemsta byłaby wtedy łatwiejsza.

Zerknął w stronę stołu nauczycielskiego i napotkał wzrok Dumbledore’a, w którym jak zwykle można było dostrzec wesołe iskierki. Przez głowę Gryfona przemknęła myśl, że dyrektor zapewne o wszystkim wie. Mężczyzna miał niesamowitą i… cóż, przerażającą skłonność do posiadania wiedzy o wszystkim. Może gdyby go zapytali, rozwiązałby całą zagadkę… Nie. Na pewno nie. Powiedziałby im pewnie, że te wszystkie badania to bardzo dobry pomysł. Coś w rodzaju budowania charakteru. Głupi charakter

W tym właśnie momencie do Wielkiej Sali wkroczyła kolejna rozterka Harry’ego. Severus Snape, oficjalny Mistrz Eliksirów i nieoficjalny Mistrz Ciętej Riposty, szedł szybko w stronę stołu nauczycielskiego. Jego oczy na krótki moment spotkały się z oczami Harry’ego i Gryfon musiał zacisnąć zęby, żeby nie uśmiechnąć się i nie przywitać.

Zadaniem profesora Snape’a było przeszkolenie Harry’ego w pojedynkach, obronie przed czarną magią i oklumencją. Na początku ich lekcje przebiegały w napięciu — mało się nie pozabijali, a podczas samych pojedynków, zniszczyli wiele fiolek i innych łatwo tłukących się rzeczy. Jednak w połowie któregoś treningu, po solidnej dawce adrenaliny, Harry zrobił coś, co planował od bardzo dawna. Przeprosił. Przeprosił mężczyznę za naruszenie jego prywatności, kiedy zajrzał do jego myślodsiewni na piątym roku. Przeprosiny były szczere i wydawało mu się, że Snape to zauważył. Pomimo że nie zmieniło to zbytnio zachowania profesora, Gryfon wiedział, że tej nocy zawarli coś w rodzaju przyjaźni. Poprosił nawet mężczyznę, żeby mówił mu po imieniu. Nie żeby Snape kiedyś z tego zaszczytu skorzystał. I nie poprosił Harry’ego, aby ten mówił do niego Severus.

No dobra, może nie byli prawdziwymi przyjaciółmi, a bardziej zwykłymi znajomymi jednak raz na jakiś czas wdawali się w dyskusję, która nie dotyczyła pojedynków czy czarnej magii. Czasami też Gryfon pomagał profesorowi i otrzymywał od niego spojrzenia, które nie miały w sobie cienia złośliwości. Snape był też jedną z pierwszych osób, które zobaczył zaraz po obudzeniu się w skrzydle szpitalnym po ostatecznej bitwie. Z drugiej strony te niecodzienne oznaki dobroci niosły ze sobą w skutkach zimną maskę Severusa i ignorowanie Gryfona przez kolejne dni, tak jakby był czymś zarażony. Harry’emu wydawało się, że Snape po prostu boi się z nim przyjaźnić. Zupełnie jak gdyby miało to spowodować katastrofę — przeniesienie w czasie do miejsca, gdzie nosi się różowe kapelusze z falbankami i pomarańczowe buty.

Ale był pewien jednej rzeczy: naprawdę chciał poznać Snape’a bliżej. Przez to od pewnego czasu za każdym razem, kiedy przebywał w pobliżu mężczyzny lub gdy wspomniane było jego imię, czuł coś ciepłego w żołądku. Uczucie było dziwne i zastanawiał się, czy powinien w ogóle czuć coś podobnego. Chyba… Tak, odwrócenie uwagi od Mistrza Eliksirów będzie dobrym rozwiązaniem.

Szybko dołączył do dyskusji Rona, Deana i Neville’a. Ha! Zadziałało! Misja Stłumienie Dziwnego Uczucia zakończona sukcesem! Harry naprawdę był wdzięczny losowi za takich przyjaciół. I to nie tylko za to, że odwracali jego uwagę od Severusa, ale też za to, że pomimo wszystko traktowali go normalnie. Nie obchodziło ich, że zamienia się w jakąś istotę — dla nich był tylko Harrym. Jednak nie mógł pozbyć się uczucia, że niektórzy nie zniosą takiej próby woli. Bo kto chce się przyjaźnić z ogromnym wombatem?

Nie zdawał sobie sprawy z tego, że przez resztę wieczoru mówił bardzo szybko, mocno gestykulował i chichotał z kilku żartów Seamusa. On może tego nie zauważył, ale Hermiona tak. Notowała tak szybko, że tylko cudem jej pergamin nie zajął się ogniem.

* * *

Tydzień mijał bez większych incydentów. Oczywiście, jeśli nie liczyć tego, że obudził się któregoś dnia i zdał sobie sprawę, że już nie potrzebuje okularów (fakt, który Harry uczcił żenującym tańcem naokoło dormitorium) i kiedy odkrył, że jego włosy urosły i stały się bardziej — o ile to w ogóle możliwe — rozczochrane (tutaj obyło się bez tańców). No i jeszcze więcej „Działalności Pobudzonego Harry’ego”, jak nazywał to Ron. Zdarzała się tak często, że nawet Harry nauczył się ją rozpoznawać.

Tak, jeśli nie liczyć tego, wszystko było w porządku. Spojrzenia i szepty ucichły i tylko raz grupa Ślizgonów podesłała mu obrożę i smycz; od razu wszystko spalił i uparcie twierdził, że to na pewno sprawka Draco Malfoy’a, ale według Hermiony było to niemożliwe.

— Dlaczego?

— Ponieważ on też po części jest magiczną istotą.

— Żartujesz sobie! — wykrzyknął Ron. — Malfoy naprawdę jest fretką?

— Chłopcy! Ile razy mam powtarzać? Spadkobiercy są humanoidami. — Hermiona powtarzała to stwierdzenie kilka razy dziennie od dnia, w którym zmalał Harry. — Malfoy jest po części Wilą.

— To chyba ma sens… Na pewno na taką wygląda.

— Taaak. I zmienia dziewczyny jak rękawiczki.

— Ronaldzie Weasley, nie bądź prostacki! — Hermiona nie miała zamiaru słuchać takich stwierdzeń od swojego chłopaka.

Widzicie? Normalność w wydaniu Harry’ego Pottera. Udało mu się nawet zarobić szlaban na eliksirach. Może z trochę innego powodu niż zazwyczaj, bo nie przez eksplozję kociołka. Zadziwiające, prawda?

To była normalna lekcja eliksirów z normalną mieszanką Gryfonów i Ślizgonów. Salę wypełniały normalne opary wydobywające się z kociołków i, och tak, nie można zapomnieć o normalnym i despotycznym Mistrzu Eliksirów. Harry miał dziwne wrażenie, że Snape go unika i był z tego powodu zakłopotany, choć nie wiedział dlaczego. Zazwyczaj zdarzało się to po tym, jak był miły dla Harry’ego, a Gryfon nie pamiętał, kiedy ostatnio z nim rozmawiał.

Profesor unikał wzroku Harry’ego przez cały wykład i nie wygłosił żadnego sarkastycznego komentarza pod jego adresem na wtorkowej lekcji, więc wyglądało na to, że teraz będzie tak samo. Nawet, jeśli Snape nie chciał być jego przyjacielem… Albo znajomym, nie powinno go to zatrzymywać od oddawania się ulubionej rozrywce, czyli od krytykowania i umniejszania zdolności umysłowych Gryfona.

Nagle poczuł, że nadchodzi kolejna dawka „Działalności Pobudzonego Harry’ego.” Nienawidził tego, że zdarzało się to w najmniej odpowiednich chwilach. Jak, na przykład, eliksiry. Na tej lekcji nie wypadało być rozbawionym i gadatliwym. Czuł, że los go po prostu nienawidzi. Z własnej woli nigdy nie pozwoliłby swojemu pobudzonemu alterego wydurniać się na lekcji ze Snape’em, ale oto nadchodził Dun dun dun dah! Super Harry! Skoncentrowanie się w tym stanie na tym, czy eliksir powinien mieć złotą, czy kanarkową barwę, było koszmarem.

Dzisiaj jego noga żyła własnym życiem. Trzęsła się tak mocno, jakby chciała oderwać się od jego ciała i uciec na szkolny korytarz, ale udało jej się tylko zrzucić ze stolika fiolkę i gdyby nie refleks Harry’ego rozbiłaby się ona na milion kawałeczków na kamiennej podłodze sali. Gdy wyprostował się na swoim siedzeniu, poczuł, że ktoś go obserwuje. Odwrócił się i natychmiast napotkał spojrzenie Snape’a, który chyba postanowił zauważyć jego obecność. Harry zwalczył gwałtowną chęć wybuchnięcia śmiechem. Bardzo się starał, wiedząc, że w tym stanie wyrzuca z siebie ten głupi chichot, ale im mocniej zaciskał usta, tym bardziej chciało mu się śmiać. I niestety. W przeciągu chwili, biedny Harry, chichotał w środku cichej lekcji eliksirów.

— Panie Potter! Czy jest coś, co pana śmieszy?

Harry zarumienił się. Snape przyglądał mu się z ciekawością i Harry wiedział, że powinien odpowiedzieć, jeśli chce ocalić kark i resztki godności, ale jego usta nie chciały go posłuchać. Starał się i błagał w myślach wszystkie dobre duchy, żeby pomogły mu w tej żenującej sytuacji, ale jedyne co mógł się z siebie wydobyć, to ten głupi i coraz głośniejszy chichot. Co on wyprawia? Dlaczego był taki pobudzony? Był na najlepszej drodze, żeby dostać…

— Szlaban, Potter! Jutrzejszy wieczór o dziewiętnstej w moim gabinecie. A teraz skończ już te nonsensy!

Świetnie. Jego pierwszy w tym roku szlaban i to za chichotanie. Odwrócił się i spróbował złapać współczujące spojrzenie Hermiony, ale dziewczyna była pochylona nad kawałkiem pergaminu i notowała coś zawzięcie. Po prostu świetnie.

Piątek był chyba najspokojniejszym dniem z całego tygodnia. W wyglądzie Harry’ego nie zaszły żadne drastyczne zmiany, mieli o połowę mniej lekcji niż zazwyczaj i wszyscy wyglądali na zrelaksowanych. Duch weekendu nadchodził. Gryfon tak bardzo wciągnął się w grę Eksplodującego Durnia, że jego przyjaciele musieli mu przypomnieć o szlabanie, który miał za niecałe piętnaście minut. W oka mgnieniu wybiegł z Pokoju Wspólnego, modląc się, aby zdążyć na czas.

Harry miał dziwne wrażenie, że jedynymi osobami, które otrzymały więcej szlabanów niż on, byli bliźniacy Weasley’owie i mogło się wydawać, że powinno to być dla niego czymś normalnym. Więc stojąc teraz, za dwie minuty przed siódmą, przed gabinetem profesora Snape’a, próbując złapać oddech po tym zabójczym sprincie, powinien czuć się normalnie. Ale nic bardziej mylnego. Ponieważ Harry zdecydował, że dzisiaj porozmawia z Severusem tak na poważnie i zapyta go, czy mogliby zostać przyjaciółmi. Poznać się bliżej. Był to iście gryfoński pomysł, ale uznał, że nie ma nic do stracenia. Tak, był gotowy i nie zmieni zdania. Miał nadzieję. Podniósł rękę, by zapukać i w tym samym momencie drzwi otworzyły się, ukazując — co za niespodzianka — profesora Snape’a. Jego usta były wykrzywione w lekkim uśmieszku.

— Jestem pod wrażeniem, panie Potter, udało się panu przybyć na czas. — Severus odsunął się, wpuszczając go do środka.

Nie przyznałby się do tego przed nikim, ale myślał o tym szlabanie przez cały dzień. Nie wiedział dlaczego, ale od zeszłego roku obecność Złotego Chłopca dziwnie na niego wpływała. Na pewno nie chłopca zaoferował cichy głosik w jego głowie. Bardziej pasuje tutaj określenie „młody mężczyzna”.

Po tym, jak Potter przeprosił go za wypadek z myślodsiewnią, Severus zaczął inaczej myśleć o swoim młodym protegowanym. James Potter nigdy nie przeprosiłby za zrobienie czegoś takiego. Prędzej szydziłby z niego bez końca; coś, czego młody Potter nie był w stanie zrobić. I gdy Severus przyjął jego przeprosiny, chłopak miał czelność być dla niego… miłym. Głupia gryfońska odwaga. Starał się to ignorować i nie okazywać żadnych emocji; treningi przebiegały normalnie, a można powiedzieć, że były nawet brutalniejsze. Severus się nie przyjaźni. A na pewno nie z nasieniem Jamesa Pottera.

Jednak wkrótce odkrył, że Potter jest strasznie uzależniający. Podczas ich rozmów i dyskusji nauczył się wiele nowych rzeczy o Ha… o nim. Młody mężczyzna, którego uważał za rozpuszczonego aroganta, okazał się być łagodny i pełen zapału do nauki.

Severus nigdy w życiu nie był bardziej przerażony.

Nie będzie przyjaźnił się z Potterem. To niepojęte.

I wtedy nadszedł dzień ostatecznej bitwy i był świadkiem tego, jak ten nastolatek staje naprzeciw najmroczniejszego czarnoksiężnika. I zwycięża. Na Merlina, naprawdę pokonał Czarnego Pana! A potem upadł nieprzytomny na ziemię, a Severus był pierwszym, który dotarł do jego ciała. Był też jedną z niewielu osób obecnych przy jego obudzeniu, kilka tygodni później. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że troszczy się o tego młodego mężczyznę bardziej niż powinien. Zdecydował więc, że powinien utrzymać pomiędzy nimi odpowiedni dystans. Potter ma przed sobą całe życie; nie powinien marnować czasu na żadnego rodzaju związki z tłustowłosym profesorem eliksirów.

— Um, sir?

— O co chodzi, Potter? — zapytał, starając się utrzymać odpowiedni ton złośliwości w swoim głosie; prawie mu się udało.

— Co będę robił na dzisiejszym szlabanie, sir?

— A jak myślisz? Będziesz czyścił kociołki.

Och, tak. Oczywiście. Harry podszedł ku stosowi kociołków i przyjrzał się im dokładnie. Na Merlina, co tu się działo? Przysięgam, Snape brudzi je specjalnie na te wszystkie szlabany, które rozdaje, pomyślał, wkładając rękawiczki i chwytając gąbkę. Profesor Snape usiadł przy swoim biurku i zaczął pisać coś na pergaminie. Sądząc po zmarszczonych brwiach, oceniał testy niewinnych uczniów.

Przez kilka chwil jedynymi dźwiękami wypełniającymi pokój, było skrobanie pióra i szorowania kociołka. Obaj mężczyźni byli pogrążeni w myślach na temat drugiej osoby znajdującej się w tym pomieszczeniu. Harry znów czuł się lekko pobudzony, ale był w stanie utrzymać to uczucie w ryzach. Przynajmniej nie chichotał jak mała dziewczynka. Zawsze coś, prawda? Z tą energią wyszoruje wszystkie kociołki w rekordowym czasie.

— Panie Potter.

— Tak, sir? — Harry poderwał głowę znad wyjątkowo dużego kociołka.

— Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o przyczynie zmiany twojej postury i wyglądu zewnętrznego.

— Huh…?

Severus zaczynał się irytować.

— Twój wzrost, Potter! I brak okularów!

— Och, to nic takiego… — Snape coś słyszał? Mówiła o tym cała szkoła, ale Harry wątpił, aby mężczyzna był typem osoby, która z zapartym tchem słucha najświeższych plotek. — Tak naprawdę to sam nie wiem… — To nie było kłamstwo! Wszystko, o czym mówili, cała ta dziedziczność, była tylko teorią. — Obudziłem się któregoś ranka mniejszy, a później z poprawionym wzrokiem. — Widzicie? Znowu — zero kłamstwa.

— I nie powiedziałeś o tym nikomu, Potter? — zapytał Severus, czując się tylko trochę zaskoczonym i cholernie zirytowanym. Kiedy ten głupi Gryfon czegoś się nauczy?!

— Powiedziałem! Poszedłem do Madam Pomfrey, a ta zrobiła kilka badań i powiedziała, że nic mi nie jest.

— Czy sprawdziła cię pod względem eliksirów, które mogły być w twoim organizmie?

Czy w głosie profesora Snape’a słychać było troskę? Nie… To nie mogłoby być to.

— Tak, sir. Wsadziła mi różdżkę w usta i rzuciła jakieś zaklęcie. — Harry zadrżał na to wspomnienie. Czy pamiętał żeby umyć po tym zęby? Bleh… Obrzydlistwo.

Snape zacisnął usta.

— Hm, jak zwykle powierzchowna. Chodź za mną, Potter — powiedział, wstając i ruszając w stronę prywatnego laboratorium, powiewając szatą i całą resztą. Harry szybko ruszył za nim.

Gdy tylko przekroczył próg pomieszczenia, w jego ręce została wepchnięta fiolka z jaskrawo zielonym płynem.

— Wypij to, Potter. Jeśli to wszystko jest skutkiem eliksiru to to, co trzymasz w ręku to udowodni.

Lekko podenerwowany… Okej, bardzo zdenerwowany, Harry wypił zawartość fiolki. Hmm… Smakowało jak cytryna albo coś w tym rodzaju. Mężczyźni stali w ciszy, gapiąc się na siebie. Harry czekał i zastanawiał się, jaki będzie wynik tego… badania. Zastanawiał się również nad wyglądem Mistrza Eliksirów. Jego włosy ładnie wyglądają pomyślał z roztargnieniem. Wygląda tak, jakby częściej je mył… Nie są takie tłuste… Dlaczego rozmyślam o włosach Snape’a?. Jego policzki poróżowiały lekko.

Snape uniósł brew, widząc zachowanie Złotego Chłopca. Jego myśli nie różniły się zbytnio: Bez okularów widać jak bardzo zielone są jego oczy… Dlaczego rozmyślam o oczach Pottera?

— Sir?

— O co chodzi, Potter?

— Więc, um… zastanawiałem się, czy eee…

— Wysławiaj się, Potter. Co chciałeś wiedzieć?

— Skąd będziemy wiedzieli, czy ten eliksir…

Harry urwał w połowie, ponieważ nagle z jego ust wydobyło się imponujące i bardzo, bardzo głośne beknięcie oraz chmurka białego dymu. Jego twarz przybrała odcień dojrzałego pomidora, podczas gdy Snape wykrzywił usta w uśmiechu, widząc jego zażenowanie.

— Dokładnie tak, panie Potter. Wszystko zależy od koloru tej o to chmury dymu.

— Ach, więc co mówi moja?

— W twoim organizmie nie ma i nie było, żadnego obcego eliksiru.

— Rozumiem… Dziękuję, sir.

— Nie ma za co, panie Potter.

Obaj przyglądali się sobie w ciszy.

— Um, sir?

— Tak, panie Potter?

Dobra, teraz albo nigdy. Głęboki wdech, ponieważ w takich sytuacjach im szybciej się mówi, tym lepiej.

— Sir, zastanawiałem się ostatnio, kim dla siebie jesteśmy. Wiem, że od ostatniego roku jesteśmy dla siebie milsi i poznałem pana i naprawdę pana szanuję oraz chcę poznać pana lepiej. I był pan przy mnie, kiedy obudziłem się po ostatecznej bitwie, ale ostatnio ciągle mnie pan od siebie odpycha, ale ja naprawdę chcę zostać pana przyjacielem.

Na Merlina, czy to w ogóle brzmiało poprawnie? Severus starał się przyswoić te wszystkie informacje, ale okazało się to być bardzo trudnym zadaniem.

— Nie możesz chcieć się przyjaźnić ze mną, Potter — wykrztusił w końcu.

— Ale to prawda, sir.

Czy ten chłopak… młody mężczyzna był poważny? Wyglądał na takiego; Snape próbował doszukać się w tych zielonych oczach chociaż cienia fałszu, ale poniósł sromotną porażkę. Potter chciał zostać jego…

— Ja nie mam przyjaciół, Potter.

— A więc może czas znaleźć sobie jakiegoś? — zapytał żywo Harry. — Wiem, że nasza historia nie jest kolorowa, ale może zaczniemy od początku? Tabula rasa*? Czysta kartka?

Severus był pod wrażeniem. Potter znał łacińskie wyrażenia.

Ale Snape miał racje, kiedy mówił, że nie ma przyjaciół. Jedynie z Albusem ta granica była naruszona, ale to i tak było bardziej jak związek ojca i syna. Jednak, co najbardziej go zaskoczyło to fakt, że tak — chciał zostać przyjacielem tego młodego człowieka. Właściwie nie miał nic do stracenia.

— W porządku, panie Potter, niech będzie tak, jak pan mówi. — Severus wyciągnął dłoń. — Od teraz może pan mówić mi po imieniu, ale tylko, gdy jesteśmy sami.

Harry wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. Nie mógł uwierzyć, że Snape… Severus się zgodził! Spróbował doszukać się w jego spojrzeniu złośliwości, ale znalazł tylko akceptację i lekkie rozbawienie. To było szalone.

— Tylko, jeśli będziesz mówił do mnie Harry.

Gryfon uścisnął dłoń mężczyzny, żeby przypieczętować ten dziwny układ, ale w momencie, gdy ich dłonie dotknęły się, poczuł się jakby rażony piorunem. Zakręciło mu się w głowie, a cała powstrzymywana energia wystrzeliła w górę. Szybko cofnął dłoń gapiąc się na nią tak, jakby napisana była na niej odpowiedź na to dziwne zjawisko.

Dobra, tego się nie spodziewał. Spojrzał na Severusa, ale mężczyzna wyglądał na równie zaskoczonego, co on.

— Możesz już iść… Harry — powiedział wolno. — Twój szlaban się skończył.

Harry chciał zapytać, co to, do cholery jasnej, miało znaczyć, ale wciąż był zbyt zszokowany, więc kiwnął tylko głową i odwrócił się, wychodząc do biura profesora. Gdy był już przy drzwiach wyjściowych, odwrócił się i zobaczył, że mężczyzna wciąż mu się przygląda.

— Pro… Severusie… — Kurde, to będzie trudniejsze do opanowania. — Dziękuje, że się zgodziłeś.

Severus wyglądał jakby otrząsnął się z głębokiego szoku.

— Dziękuje… Harry… za ofiarowanie swojej przyjaźni.

— Um, nie dokończyłem czyścić kociołków.

Severus spojrzał na niego, unosząc brew i uśmiechając się krzywo.

— Czy to znaczy, że naprawdę chcesz to robić?

— Ja… eee…

— Jest już późno, Harry. Dobranoc.

— Och, umm, dobranoc Severusie. — Harry wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą bardzo zdezorientowanego Mistrza Eliksirów. Mężczyzna czuł, że przyjaźń z Harrym Potterem sprowadzi na niego same kłopoty.

Kiedy kładł się spać, po jego umyśle krążyło dziecinne Mam przyjaciela! Natomiast wspomnienie o nagłym przypływie energii, gdy tylko dotknął Harry’ego, zepchnął w głąb swojej jaźni. To nie miało żadnej wartości.

Myśli Harry’ego krążyły wokół podobnego tematu. Severus się zgodził! Zastanawiał się, jak teraz będą spędzać czas. Jako przyjaciele powinni się lepiej poznać, więcej ze sobą rozmawiać. Przebrał się w swoje spodnie od pidżamy i położył do łóżka. Zrezygnował z koszuli, ponieważ i tak było mu dziwnie gorąco. Tuż przed zaśnięciem po raz kolejny przypomniał sobie to nagłe uczucie euforii, które towarzyszyło dotknięciu dłoni Severusa. Po jego prawym ramieniu wciąż przebiegały lekkie dreszcze.

Obudził się następnego ranka w bardzo dobrym nastroju. Czuł się świetnie. Nie wiedział, czy to z powodu wczorajszych wydarzeń, czy tego, że zaczął się weekend, ale niewiele go to obchodziło. A może to dlatego, że sięgał teraz do karku Rona, a nie do jego klatki… Czekaj, CO?!

Urosłem! — wrzasnął. Na szczęście w dormitorium był tylko on i rudzielec. — Nie obchodzi mnie dlaczego, ale urosłem! Super! — Harry zaczął swój żenujący taniec naokoło dormitorium. Może nie był tak wysoki jak wcześniej, ale ważne, że urósł. Ten dzień zapowiadał się lepiej niż wszystkie Boże Narodzenia, urodziny czy inne święta na świecie, więc dlaczego Ron nie cieszy się razem z nim?

Odwrócił się w stronę przyjaciela; jego twarz wyrażała minę największego ogłupienia jakie widział świat. Z tymi otwartymi ustami przypominał trochę rybę. Zdziwiło to trochę Harry’ego.

— Umm, stary, co się stało?

Ron potrząsnął głową i wyglądało na to, że próbuje otrząsnąć się z szoku.

— Myślę, że powinieneś przejrzeć się w lustrze, Harry.

Och, nie. To nie brzmiało dobrze. Gdyby to był film, w tle rozbrzmiewałyby teraz złowieszcza muzyka. Co było nie tak? Miał rogi? Psie uszy? A może pysk? Skierował wzrok na swój nos i ruszył w stronę lustra wiszącego na drzwiach łazienki. Jego nos wyglądał w porządku. Rogi. To musiały być rogi. Albo poroża. Albo dziwne uszy. Może jak u jelenia. Albo byka. Lub ewentualnie barana. Wiedział, że Ron idzie za nim i gdy już spojrzał w lustro, chwilę zajęło mu zrozumienie tego, co widzi. Żadnych rogów, poroży, ani niczego w tym rodzaju… Nie.

— Och — powiedział słabo. — Skrzydła.

I to nie byle jakie skrzydła.

— O W MORDĘ, JESTEM WRÓŻKIEM!

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b
Powrót do góry Go down
Alexandrine
Team Villains
Team Villains
Alexandrine


Female Wiek : 31
Skąd : Ostrów Wielkopolski
Liczba postów : 225
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPią 23 Lip 2021, 20:57

Przeczytałam od razu ale nie miałam już siły edytować komentarza więc nadrabiam teraz...
Z racji że już mówiłam że pamiętam tylko ogólny zarys to będę komentować jak świeżak 😃😃
To niesamowite, że Harry od razu doszedł do wniosku, że jest wrozkao,. przecież mógł pomyśleć że jest ważka czy czymś innych skoro cały czas myślał o różnych zwierzętach... i czy on faktycznie urósł czy po prostu unosił się na skrzydłach? Ciekawi mnie kiedy oni wpadną na to, że dziedzictwo uaktywniło się dzięki jakiemuś bodźcowi i że tym kimś jest Snape ? Hmm.. w ogóle nie wiem czemu Harry nie powiedział Severusowi wprost że może chodzić o dziedzictwo, a nie zbył to ot tak, próbując pozbyć się tematu przez wyparcie.. ale bardzo cieszę się, że zostaną przyjaciółmi i ich więź naturalnie będzie się pogłębiać. Hmm.. klasyczny motyw Draco jako częściowej wilii zawsze jest mile widziany, ale podłe zachowanie Slizgonow już średnio.
Ogólnie rozdział bardzo przyjemnie czytało się, błędów nie wyłapałam, dziękuję za takie szybkie dodawanie nowych części. Czekam na kolejny, weny do kolejnych rzeczy Wink)

Alexa


Ostatnio zmieniony przez Alexandrine dnia Sob 24 Lip 2021, 21:17, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPią 23 Lip 2021, 21:01

Kiedyś na określenie takich tekstów używało się słowa „kwikogenne”. Nie wiem, czy dalej można sobie na to pozwolić, ale to określenie pasuje jak jasna cholera. Przemyślenia Pottera odnośnie stanu własnego zdrowia oraz relacji, jakie łączą go ze znienawidzonym niegdyś Snape'em są prześmieszne, i nic tego nie zmieni, ani upływający czas, ani wielokrotna lektura tego opowiadania. To jest zwyczajnie zabawne, takie lekkie, absolutnie niepoważne i urocze. I może jest tak jak mówisz, czasem po prostu potrzeba czegoś takiego, co może nie wymaga jakiejś szczególnej bystrości czy skupienia, ale zwyczajnie daje się porwać. Takie czytanie rozdział za rozdziałem ma ten dodatkowy plus, że można przyjrzeć się każdemu rozdziałowi z osobna, dawkować sobie ten kwikogenny humor i ochłonąć przed następną dawką zdrowego śmiechu. W tym rozdziale warto docenić badania Madame Pomfrey, niesamowicie poważne przemyślenia groźnego Severusa Snape'a i jego ochoczą i zuchwałą propozycję mówienia sobie z Harrysiem po imieniu, oraz każdy z pociesznych tańców naszego małego Wróżka. I nie szkodzi, że Klaśnij w dłonie jest naprawdę dalekie od tekstów, jakich szukam i które sobie ukochałam, bo ja także ulegam jego zdumiewającej magii i piszczę sobie bezwstydnie z uciechy, ilekroć Hermiona wali Pottera po głowie. Sama bym go chętnie trzasnęła, a potem wymiętosiła po skrzydełkach. Taki urok tego tekstu, nie ma co z tym walczyć Very Happy
Już wypatruję następnego rozdziału, a w międzyczasie lecę do jakiegoś angstu na odtrutkę Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Salomanka dnia Nie 25 Lip 2021, 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fia.
Team Villains
Team Villains
Fia.


Female Wiek : 33
Skąd : Poznań
Liczba postów : 410
Rejestracja : 23/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPią 23 Lip 2021, 21:20

Pac

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] 185163a92861cff084f0f519850b7927a8896c81_hq

Powrót do góry Go down
JokerFox.
Team Villains
Team Villains
JokerFox.


Female Wiek : 29
Skąd : Poznań
Liczba postów : 846
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyNie 25 Lip 2021, 20:27

klep

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

What good comes of something
When I'm just the ghost of nothing, nothing?
I'm just the man on the balcony
Singing "nobody will ever remember me"
(...)
A
composer but never composed
Singing "I only want what I can't have"
I only want what I can't have.


~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] TnTYADJ
Powrót do góry Go down
https://imaginarium.forumpolish.com
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPon 26 Lip 2021, 22:06

To chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów Smile.

Rozdział III: Myśl piękna i wspaniała.

Wróżek. Był wróżkiem. WRÓŻKIEM. Z wróżkowymi skrzydłami i całą resztą. Jakby nie mógł dostać ptasich, albo chociaż anielskich, skrzydeł. Ale nie… Musiał dostać wróżkowe. A może to tylko sen? Harry był znany ze swoich dziwnych snów, ale z drugiej strony…

— Ron?

— Tak?

— Mam na plecach skrzydła.

— Tak.

— To nie jest sen? AU! — Harry potarł ramię, gdzie właśnie uszczypnął go rudzielec.

— To nie sen.

— Ach, w takim razie…

Przez chwilę obaj gapili się na odbicie w lustrze.

— Chcesz, żebym zawołał Hermionę? — zapytał Ron, nie odrywając wzroku od skrzydeł.

— To może być dobry pomysł.

— Och, w porządku. — Rudzielec odwrócił i ruszył w stronę drzwi, jednak zatrzymał się w połowie i znów zerknął na przyjaciela. — Zaraz wracam. Nie idź nigdzie.

— Nie musisz się tym martwić — zapewnił go, a Ron wyszedł szybko z łazienki z wciąż zszokowanym wyrazem twarzy. Harry wcale go nie winił; też byłby zdziwiony gdyby jego najlepszemu przyjacielowi wyrosło coś takiego na plecach.

Miał skrzydła. [/i]Skrzydła![/i] Nie mógł zrozumieć, jakim cudem nic w nocy nie poczuł. Były ogromne… No dobra, może to lekka przesada, ale to nie umniejszało faktu, że bardzo duże skrzydła wyrosły na jego plecach. Może i ma ciężki sen, ale bez przesady, naprawdę.

Jednak odbicie w lustrze nie mogło kłamać.

A więc był magiczną kreaturą i nie mógł nazywać tego dłużej teorią. Wyglądało na to, że jest… wróżkiem. Do cholery jasnej, niemal żałował, że nie zamienił się w ogromnego wombata. Przyjrzał się dokładnie swojej nowej części ciała.

Wyglądały jak typowe wróżkowe skrzydła. Prawie jak skrzydła motyla tyle tylko, że nie były tak rozłożyste i trochę mniej kolorowe. W zasadzie… Byłyby prawie przezroczyste, gdyby nie ich opalizujący poblask i mleczno - biały wzór, biegnący po całej ich długości. I gdyby nie to, że wyrastały z jego pleców, mógłby użyć określenia zachwycające. I powiedziałby to każdej innej osobie, na której plecach by wyrosły. Na jego własnych wydawały się być obce i trudno mu było zaakceptować je, jako coś prawdziwego. Z tego, co widział miały około stu dwudziestu centymetrów długości, z czego czubek sięgał mu trochę trzydzieści centymetrów ponad głowę, a kończyły się tuż przy jego kolanach. Co jakiś czas poruszały się lekko, wprawiając mięśnie pleców Harry’ego w drgania.

Wróżek Harry.

O, nie, nie, nie, nie! Bez żadnych takich! Już słyszę te piosenki Irytka i całej reszty, gdy dowiedzą się, kim jestem! Cholera. Śmieszne piosenki piszą się niemal same!

Harry był tak zajęty użalaniem się nad sobą i przeklinaniem wszystkich piosenek, które na pewno powstaną, że nie zauważył powrotu swoich przyjaciół.

— Naprawdę, Ronaldzie, dlaczego popychasz mnie całą drogę i uciszasz za każdym razem, gdy chcę zadać… — Hermiona umilkła w połowie, ponieważ właśnie zobaczyła Harry’ego, który w dalszym ciągu stał przy łazienkowym lustrze.

— Och, Merlinie, Harry! One są… One są…

Harry westchnął i odwrócił się w ich stronę.

— Hermiono…

— One są zachwycające, Harry!

— Nie tego teraz potrzebuję. Czym jestem?

Dziewczyna wciąż gapił się na jego skrzydła, nie mogąc oderwać od nich wzroku.

— Nie jestem pewna, ale wyglądasz jak fae’a.*

— Fae’a? — Harry szybko przejrzał swoją wiedzę, którą wyniósł z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami. — Wydawało mi się, że one pochodzą od elfów.

— Istnieje wiele gatunków fae’i, ale tak naprawdę ten termin nadaje się wszystkim magicznym humanoidom, które są większe od chochlików i wróżek.

— Więc nie jestem wróżkiem?

— Nie wydaje mi się. Jesteś zbyt duży.

Harry Fae’a. Nie pasowało do siebie, więc mógł z tym żyć. Miał nadzieję, że szybko zabraknie im pomysłów na rymowane piosenki.

— Więc jakim gatunkiem fae’i jestem? — zapytał, wracając do pokoju i chwytając koszulkę. Chodzenie półnago przy Hermionie było lekko żenujące. Nagle zatrzymał się w połowie nakładania, zastanawiając się, jak do cholery przeciągnie ubranie przez skrzydła.

— Och, naprawdę — sapnęła dziewczyna. Chwyciła koszulkę Harry’ego i machnęła różdżką, robiąc w niej dwie duże dziury; kolejne machnięcie i ubranie znajdowało się już na Harrym. — I co ty byś zrobił beze mnie? — zapytała, uśmiechając się szeroko.

— Najprawdopodobniej chodziłby nago — wtrącił rudzielec.

— Dziękuje, Ronaldzie. Wracając do twojego pytania, Harry, zejdę teraz do biblioteki i wezmę potrzebne książki. Poczekacie tutaj na mnie, w porządku?

— Nie sądzę. Pójdę chyba do Wielkiej Sali i pochwalę się moim nowym nabytkiem — powiedział brunet ze śmiechem. Strasznie się cieszył, że nie jest już Wróżkiem Harrym oraz, że w końcu był normalnie ubrany.

— Nie wymądrzaj się! Zaraz wrócę.

— Hej, Ron, może pójdziesz z nią?

— Jesteś pewien?

— Jasne. Hermiona pewnie będzie potrzebować pomocy w niesieniu tych wszystkich książek.

— Okej. Wrócimy za kilka minut, stary.

Dwójka wyszła z dormitorium, a Harry uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że chcieli spędzić trochę czasu tylko we dwoje. Ich nawyk siedzenia w rogu Pokoju Wspólnego czy znikania popołudniami, nie zmienił się nawet po jego utracie wzrostu. Byli w sobie zakochani i mieli do tego pełne prawo. Nie mógł jednak pozbyć się głupiego poczucia, że ich trzyosobowa przyjaźń zaczyna się rozpadać. Miał też wrażenie, że w najbliższej przyszłości coraz częściej będą znikać samotnie, a on zostanie sam ze sobą. Jakaś jego część nie chciała tego, ale wiedział, że to się stanie mimo wszystko. Drgania jego mięśni przypomniały mu o tej lekcji.

Jednak ze wszystkich rzeczy, z którymi musiał się zmierzyć, właśnie te dwie — magiczne dziedzictwo i związek Rona i Hermiony — były tymi, z którymi mógł się pogodzić i być szczęśliwym. Jednak te głupie skrzydła były trochę trudniejsze do zaakceptowania. Wróżek Harry. Harry Fae’a! Pamiętaj! FAE’A! poprawił się w myślach.

Ruszył w stronę swojego łóżka, żeby poczekać w spokoju na parę zakochanych gołąbków. Niestety po drodze musiał minąć małe lusterko Neville’a, które ten trzymał przy swoim łóżku. Harry podejrzewał, że babcia Neva specjalnie je zaczarowała, żeby było brutalniejsze od swoich innych gadających kuzynów. Za każdym razem, gdy ktoś koło niego przechodził, krzyczało swoje uwagi na temat wyglądu. Wiedział, jak wygląda i nikt nie musi mu o tym za każdym razem przypominać, dziękuje bardzo.

— Fajne skrzydła! — zawołało.

— Och, zamknij się — odparł, wystawiając w jego stronę język.

Usiadł na łóżku, starając się nie przygnieść skrzydeł. One jednak same usunęły się z drogi, powodując przepływ dziwnego uczucia wzdłuż jego pleców. Minie trochę czasu, zanim się do tego przyzwyczai. W sumie magiczne dziedzictwo, które otrzymał, nie było takie złe, ale nie mógł zaprzeczyć, że niosło ze sobą wiele nieprzyjemnych aspektów. Co pomyślą sobie inni, gdy zobaczą jego skrzydła? Nie mógł ich przecież schować pod ubraniem. A co jeśli to nie jest ostatnia ze zmian? Może nie był fae’ą, a jakimś wielkim robakiem! Tylko patrzeć jak wyrosną mu czułki na głowie. Humanoid! Dziedzice są humanoidami! przypomniał mu głos Hermiony i szybko zepchnął ostatnią myśl w głąb umysłu. Mógłby rzucić na nie zaklęcie niewidzialności, ale bał się, że coś spieprzy i tylko pogorszy całą sprawę.

A co będzie, jeśli jego koledzy postanowią nagle wrócić do dormitorium? Zerwał się z łóżka i wyciągnął z kufra peleryną swojego ojca. Narzucił ją na siebie upewniając się, że skrzydła są dokładnie zakryte. Nagle poczuł o wiele silniejsze drganie mięśni i zdał sobie sprawę, że skrzydła leżą teraz płasko wzdłuż jego pleców. Cóż, byłoby mu to na rękę, gdyby tylko wiedział jak to kontrolować.

Kiedy chwilę później wrócili jego przyjaciele, dormitorium było puste.

— Harry?

— Kurde — powiedział Ron. — Mam nadzieję, że nie mówił poważnie o spacerze w Wielkiej Sali.

Harry szybko zrzucił z siebie pelerynę.

— Oczywiście, że nie! Myślisz, że jestem jakimś bezmyślnym głupkiem, czy coś? Nie odpowiadaj, proszę — dodał, widząc minę rudzielca. — Znaleźliście coś?

— Mam tu kilka książek, więc wybierzcie sobie jedną i zaczynajcie szukać. — Ze stosu, który przyniosła, Hermiona wzięła jeden z największych tomów i usiadła na wolnym krześle.

Harry westchnął cicho. Dokładnie tak chciał spędzić wolną sobotę — na czytaniu. No, ale może przynajmniej dowiedzą się, czym jest.

Na Merlina, dlaczego ona musi czytać książki, które są cięższe od niej? pomyślał, na powrót siadając na swoim łóżku i zagłębiając się w lekturze. Ron, który wyglądał na najmniej zainteresowanego tym zadaniem, z ociąganiem ruszył w ich ślady.

Trójka czytała przez kilkanaście minut. Albo kilkanaście godzin. Harry czuł jednak, że upłynęło już kilka lat. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czego ma szukać. Wiedział, że ma skrzydła, czasem bywa dziwnie pobudzony i trochę się skurczył. Ale nic z wyżej wymienionych nie pasowało do żadnej fae’i, pomimo że niektóre wyglądały interesująco. Jedna z nich, na przykład, nazwana Torremel, miała ognisty oddech. Dlaczego nie mógł dostać tego genu? Lekcje ze Ślizgonami byłyby o wiele ciekawsze, gdyby mógł po prostu podpalić ich…

— Może chodzi o Fintaba? — zapytał nagle Ron. Wyglądał na zmęczonego; czytanie nie było jego hobby. Jedzenie — owszem, ale nie czytanie. A mówiąc o jedzeniu przegapili już śniadanie i jak tak dalej pójdzie, ominie ich lunch. — Jestem głodny.

— Najpierw praca, później przyjemności — rzekła Hermiona. Nie miała zamiaru zrezygnować z powodu głodnego Weasley’a. — Czym jest Fintab?

— Ech, no dobra. — Ron zerknął w książkę i przeczytał: — „Fintaby to małe, z wyglądu przypominające człowieka, magiczne kreatury, posiadające skrzydła. Żyją na bagnistych terenach i mają skłonność do bycia samotnikami. Są mięsożerne i…

— Zatrzymaj się, Ron. To nie jest Harry.

— Dlaczego nie? Fintab ma skrzydła, Harry też. Fintab ma małe rozmiary, Harry też…

— Dzięki, stary.

— Nie ma sprawy, brachu. Dlaczego Harry nie może być Fintabem?

Hermiona nie odpowiedziała na jego pytanie, zwracając się do Harry’ego.

— Kiedy ostatnio jadłeś mięso?

— Eee… nie wiem, czemu?

— Obserwowałam każdy twój posiłek i od czasu, gdy dowiedzieliśmy się o magicznym spadku, gdy tylko spróbowałeś mięsa, wyglądałeś jakbyś miał zaraz się rozchorować. Jesz tylko owoce, surowe warzywa, pieczywo i słodycze. Myślę, że zostałeś wegetarianinem.

Harry niemal zapomniał, że jego przyjaciółka robiła notatki na jego temat. Niemal.

— No dobra, więc jestem wegetarianinem. Coś jeszcze? Ponieważ szukam tylko istot, które mają skrzydła i tyle.

— No, ja też.

Hermiona wzięła głęboki oddech.

— Jesteście okropni, naprawdę. Przecież to jest logiczne.

— To daj nam spokój i, do cholery, powiedz, o co chodzi.

— Język, Ronaldzie! — syknęła. — Po pierwsze, Harry jest wegetarianinem. Po drugie, szukamy energicznej kreatury ze względu na to, że Harry często bywa pobudzony. Po trzecie, szukamy określonego rodzaju skrzydeł. Każda skrzydlata kreatura ma inny rodzaj — to coś jak odciski palców u ludzi. Po czwarte, bierzemy pod uwagę przemiany w dorosłe formy za pomocą innych czynników niż urodziny. I myślę, że powinniśmy brać pod uwagę ziemskie typy fae’i, ale nie jestem tego do końca pewna.

— Dlaczego?

— Przez twoją kolorystykę — odparła wymijająco i Harry miał wrażenie, że to nie był jedyny powód, ale nie naciskał.

— To wszystko?

— Tak, Ron, to są rzeczy, których szukamy.

— Świetnie! A wracając do kwestii jedzenia…

— Czy ty myślisz tylko o swoim żołądku?

— Co miało znaczyć to pytanie?

— Może wezwę Zgredka, żeby przyniósł nam coś tutaj? — zapytał Harry, przerywając im. Gdy Ron był głodny, jedzenie było tym, o czym myślał najwięcej.

Kilka minut później mieli talerz pełen kanapek, dzban soku dyniowego i misę pełną owoców dla Harry’ego. Reakcja skrzata była dość niezwykła: jego i tak wyłupiaste oczy, rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy tylko zobaczył skrzydła Gryfona. Wyglądało na to, że trochę go to przerażało i przyrzekł milczeć aż po grób. Był lojalnym przyjacielem i Harry wiedział, że utrzyma jego tajemnicę w sekrecie.

Z jedzeniem w żołądkach i lepszym zrozumieniem sprawy, zaczęli ponowne czytanie. Teraz przynajmniej mieli łatwiej, ponieważ mogli ominąć spore kawałki tekstu, które nie pasowały już na pierwszy rzut oka. Jednak i tak znalazł kilka ciekawych postaci: jedna z nich mogła kontrolować błyskawice, druga rozmawiać ze zwierzętami (chociaż, biorąc pod uwagę, że był wężousty, nie powinno go to tak zdziwić), a jeszcze inna potrafiła zmieniać kształty. Naprawdę go ciekawiło, jaką umiejętność on posiada. Czytali w przyjemnej ciszy, przerywanej mlaśnięciami Rona, gdy nagle…

— Aha! — krzyknęła Hermiona. — Myślę, że znalazłam! — Zdążyła już przejrzeć trzy wielkie książki, ale tym razem może to było naprawdę TO.

— No? Czym jestem? Czymś fajnym? — zapytał Harry. Ognisty oddech, ognisty oddech, proszę, niech to będzie ognisty oddech…

— Panie Potter, wydaje mi się, że jesteś Diligarianem.

— A to znaczy, że…

Hermiona zerknęła z powrotem do tekstu i zaczęła czytać:

— „Diligarianie należeli do największej rasy ziemskich wróżek; jednej z najstarszych i najrzadszych. Posiadały skrzydła, ale ich wzrost był taki sam jak przeciętnego człowieka. Nie wiadomo dokładnie, na jakich terenach żyły, ale ustalono, że preferowały miejsca suche i zalesione. Z powodu swojego bliskiego kontaktu z naturą, wierzy się, że byli wegetarianami…”

— Umm, Hermiono, nie chcę przerywać, ale dlaczego to wszystko jest w czasie przeszłym?

— Za chwilę, Harry. „Były to istoty nieśmiałe i kontakt z ludźmi utrzymywały w momentach, gdy nie czuły żadnego zagrożenia. Jednak wierzy się też, że posiadały namiętną, energiczną i uwodzicielską naturę…” — Harry zarumienił się straszliwie, słysząc ostatni fragment, ale nie odezwał się ani słowem. Hermiona czytała dalej: — „…dlatego też, ich imię pochodzi od łacińskiego odpowiednika słowa „kochanek”. Wszystkie źródła mówią, że były to jedne z najpiękniejszych i najbardziej kochających istot, jakie istniały. Największym honorem było zostanie życiowym towarzyszem Diligariana…”

— Towarzyszem?! — zapiszczał Harry.

— Nie przerywaj. „Ich duże, opalizujące skrzydła posiadały wzór biegnący po całej ich długości i były w pełni funkcjonalne. Ten sam wzór widniał również na ich skórze, sprawiając, że były szybko rozpoznawalne wśród innych ras. Mówi się również, że posiadały oczy w kolorze klejnotów. Ostatni Diligarian był widziany dwieście pięćdziesiąt lat temu. Uważa się je za istoty wymarłe.”

Hermiona skończyła i uniosła głowę, oczekując dumy w oczach przyjaciół z powodu jej znaleziska. Jedyne co znalazła to Harry’ego, który wyglądał jakby dostał tłuczkiem i pełnego sceptycyzmu Rona.

— Nie wydaje mi się, żeby Harry był… tym Dilicośtam, Hermiono.

— Diligarianem. Dlaczego nie?

— Ponieważ pasuje tutaj tylko to, że ma skrzydła i nie je mięsa.

— Nieprawda, Ronaldzie, jesteś po prostu nieuważny i nie słuchałeś. Po pierwsze, Harry jest nieśmiały, ale odkąd wrócił do Hogwartu zachowuje się figlarnie. Po drugie, często ma napady energii i bywa pobudzony. Dodam jeszcze, choć nie powinnam, że skrzydła są jedne i wyjątkowe dla danej rasy. No i dochodzą jeszcze jego oczy…

— Ale one wszystkie wymarły, prawda? Zresztą wszyscy mówią, że oczy mam po matce, a ona nie mogła być…

— Diligarianem.

— Dokładnie. Była mugolakiem.

— Oczy twojej mamy mogły świadczył o tym, że była tylko nosicielem genu. Magiczne istoty często szukają sobie towarzyszy wśród ludzi. Te geny mogą być w twojej rodzinie od, Merlin jeden wie, ilu lat, a to, że uważa się je za wymarłe nic nie znaczy.

Harry bardzo chciałby, żeby Hermiona przestała powtarzać słowo „towarzysz”. Wyciągnął rękę po książkę, która była przyczyną całego zamieszania i obok artykułu zobaczył mały rysunek. Od razu rozpoznał skrzydła. Różniły się tylko tym, że na obrazku spiralny wzór był niebieski. Diligarian miał również jasno niebieskie oczy i wzór na całej skórze. Wyglądało to trochę jak wielki tatuaż. Harry zerknął na okładkę: Encyklopedia Starożytnych Magicznych Istot.

— Chyba nie jestem tą kreaturą, Hermiono. Obrazek pokazuje niebieski wzór na skrzydłach i czarny na skórze, a ja nie mam takiego.

— Ponieważ mogłeś nie otrzymać całego dziedzictwa. Możesz być Diligarianem tylko w połowie. Dopóki nie uzyskam więcej informacji, możemy jednak stwierdzić, że znaleźliśmy naszego wróżka.

— W porządku. — Ron odłożył wielką książkę; wyglądał na szczęśliwego z faktu, że nie muszą już więcej czytać. — Skąd weźmiesz więcej książek?

— Mogłabym napisać do Biblioteki Ministerstwa i pozyskać stamtąd starsze książki, ponieważ w naszej szkolnej bibliotece nic więcej już nie ma.

— Możesz to zrobić?

— Oczywiście, że tak!

— Czekaj chwilę, Hermiono. — Harry wiedział, że to dobry pomysł; potrzebowali więcej informacji, ale nie chciał, żeby Ministerstwo też o tym wiedziało. — Jeśli poprosisz o te wszystkie książki o Dilgarianach ktoś mógłby zacząć węszyć. Znają nas i mogą się domyślić, o co chodzi.

— Nie martw się, będę zamawiać również książki dla siebie. Już od dawna chciałam to zrobić, ponieważ nasza biblioteka jest bardzo uboga w pewnych dziedzinach nauki. Poza tym to nie ma znaczenia, ponieważ i tak będziesz musiał zgłosić do Ministerstwa otrzymanie magicznego dziedzictwa. Chcesz, czy nie, jesteś teraz wróżkiem.

— A co się stało z fae’ą? — zapytał, zdając sobie sprawę, że Hermiona wróciła do poprzedniego określenia.

— Czy ty w ogóle słuchałeś? Pierwsza linijka tekstu mówiła, że należysz do wróżkowej rasy. Jesteś duży, a Diligarianie również byli. — Hermiona uśmiechnęła się lekko. Czy ona… Merlinie miał nadzieję, że nie, bo inaczej…

— Hej! — wykrzyknął Ron, który wyglądał w tym momencie jak jeden z bliźniaków. Nie dobrze. — Wróżek Harry! Genialne!

Świetnie. Po prostu świetnie.

— Wróżku Harry, cóż to za czary! Wróżku Harry, wielbię twe rozmiary!

Przyciągnął do siebie Harry’ego, zarzucając mu ramię na plecy — uważając jednak na skrzydła — i kontynuował swój śpiew, wymyślając wszystkie możliwe kombinacje. Hermiona, która wyglądała na rozbawioną, szybko do niego dołączyła, śmiejąc się głośno.

Harry próbował utrzymać urażoną minę. To nie było śmieszne. Bycie wróżkiem jest poważną i straszną rzeczą. Prawda? Oczywiście, że tak. Ale wkrótce nie był już w stanie i mimowolnie uśmiechnął się widząc Rona, który najwidoczniej miał przypływ inspiracji.

— Och, Harry, mój wróżku, cóż z ciebie za zwierz! Och, Harry, mój wróżku, Hagrid chce cię…

Słysząc to Hermiona umilkła i spojrzała dziwnie na swojego chłopaka, a potem przeniosła spojrzenie na Harry’ego. Znał to spojrzenie — mówiło „Już wiem!”. Mogły być kłopoty. I wyglądało na to, że Ron również coś wyczuł.

— Tylko żartowałem, Hermiono — powiedział. — Nie powinniśmy mówić nic Hagridowi, bo wszystko by rozgadał. Zresztą go interesują straszne bestie, a nie te słodkie.

— Jestem straszną bestią.

— Oczywiście, że jesteś. — Rudzielec przewrócił oczami.

— Nie myślałam o Hagridzie — wtrąciła dziewczyna — tylko o lataniu!

Z umysłu Harry’ego natychmiast zniknęły wszystkie myśli o strasznych bestiach.

— Huh?

— Twoje skrzydła to nie dekoracja, Harry. Są w pełni funkcjonalne i możesz na nich latać.

W pokoju ucichło, a na trójkę spadło nagłe zrozumienie. To był moment, w którym wszystkie kawałki układanki wpadają na swoje miejsce, a świat nabiera głębszego sensu. Jednak nie powinni podchodzić do tego aż z takim zdziwieniem. Każdy, kto spojrzałby na skrzydła Harry’ego, powiedziałby tylko: „No heloł? Pewnie, że może na nich latać”, ale skoro stwierdziła to nawet panna Granger, pozostawała im tylko jedna rzecz do zrobienia.

— W porządku — powiedział Harry. — Idziemy do Pokoju Życzeń. Trzeba to sprawdzić.


* * *


Harry wielbił Pokój Życzeń z dwóch powodów: za udostępnienie miejsca do szkolenia GD na piątym i szóstym roku oraz za to, że Pokój nigdy go nie zawiódł. Czegokolwiek by sobie nie zażyczył, dostawał to w oka mgnieniu. Dzisiaj pomieszczenie zmieniło się w coś podobnego do sali treningowej z tym wyjątkiem, że wydawało się w ogóle nie mieć sufitu.

— To niesamowite — sapnął Harry, ściągając z siebie Pelerynę Niewidkę.

— Tak, tak, ale zabierzmy się do latania. — Hermiona wpadła w swój naukowy tryb i nic nie mogło jej z niego wyciągnąć, dopóki nie udowodni swojej racji.

— W porządku, ale… eee, jak?

Hermiona przyjrzała się skrzydłom.

— Na jakiej zasadzie je kontrolujesz?

— A w ogóle mogę? Wszystkie ruchy zdają się wykonywać same z siebie.

— Nie bądź głupi, oczywiście, że masz nad nimi kontrolę. To część twojego ciała.

Harry wzruszył tylko ramionami.

— Co robiłeś, gdy się ruszały?

— Noo… Raz czy dwa po prostu poruszyły się same z siebie, a potem znów, kiedy siadałem…

— Czekaj, w jaki sposób? O czym myślałeś?

— Myślałem o tym, żeby ich nie uszkodzić i chciałem, żeby usunęły się z drogi.

— I udało się?

— Noo… Tak.

— W porządku, musimy popracować nad twoją wyobraźnią.

— Myślałem, że chcemy, żeby Harry latał.

— Bo chcemy! Musi najpierw nauczyć się kilku rzeczy. Dobrze, Harry, chcę żebyś zamknął oczy i wyobraził sobie twoje skrzydła w ruchu.

Harry zrobił jak mu kazano. Pomyślał o tym, jak poruszyły się wcześniej w dormitorium. Po chwili znów poczuł przepływ tego uczucia wzdłuż pleców.

— Świetnie! Możemy przejść dalej.

Trwało to dobrą chwilę. Hermiona kazała mu myśleć o różnych ruchach skrzydeł, a Ron starał się siedzieć cicho. Na początku próbował opowiadać o tym, jakie fajne rzeczy będą mogli robić, gdy tylko Harry nauczy się latać, jednak dość imponujące syknięcie Hermiony mówiące, że do koncentracji potrzebna jest cisza, szybko zamknęło mu usta.

— Myślę, że możemy przejść do latania.

Świetnie! Na to Harry czekał. Wiedział, że wszystko to, co kazała mu robić Hermiona było potrzebne, ale on uwielbiał latanie, a robienie tego bez miotły wydawało się niesamowicie ekscytujące. Może bycie wróżkiem nie będzie takie złe. Zamknął oczy i wyobraził sobie siebie jak lata. Zero reakcji. Dobra, w porządku, jeszcze raz. Pomyślał o wznoszeniu się w górę. Nic. Nawet najmniejszego drgnięcia.

— Są zepsute — powiedział w końcu.

— Nie gadaj głupot. O czym myślisz?

— O lataniu dookoła pokoju.

— Hej! — wtrącił Ron. — Może powinieneś pomyśleć o czymś innym, tak jak przy rzucaniu patronusa?

Hermiona zrobiła minę, jakby miała się rozchorować, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem. Chłopcy spojrzeli na nią zdziwieni, a ona trzymała się za brzuch, zaśmiewając się głośno i… Czy to były łzy? Harry czuł się zagubiony. W końcu ciekawość rudzielca zwyciężyła szok i zapytał:

— Hermiono, co jest takie śmieszne?

— Pomyśl o czymś miłym — wyparskała, wciąż chichocząc.

— Um, co?

— Och, daj spokój! Wiem, że Ron nie ma o tym pojęcia, ale ty, Harry? „Ze skrzydełek wróżki pył, a myśl piękna i wspaniała, tak jak skrzydła zadziała.”?

— Wróżki pył? A co to ma wspólnego z wróżkowym pyłem?

— No naprawdę! „Piotruś Pan!” Bajka dla dzieci!

— Nigdy tego nie widziałem.

— Ja też nie.

— Wiem, że ty nie, Ron, ale ty, Harry? Byłeś wychowany przez Mugoli. To była, i wciąż jest, bardzo popularna bajka.

— Jakby moi krewni pozwalali mi oglądać telewizję. No już, gadaj, co jest takie śmieszne i o czym jest ta bajka.

— Więc część, z której się śmiałam jest na samym początku. Trójka dzieci chce polecieć z Piotrusiem Panem do Nibylandii, a żeby to zrobić, Piotruś każe pomyśleć im o czymś miłym i posypuje ich pyłkiem ze skrzydełek Dzwoneczka.

— Kim jest Dzwoneczek?

— Mała wróżka i przyjaciółka Piotrusia.

— Hej! To robi z Harry’ego naszego Dzwoneczka!

— Dzięki, Ron.

— Nie ma sprawy… Dzwoneczku.

— Och, na wszystkie… Wracając do głównej sprawy: mam skrzydła, więc nie muszę myśleć o niczym miłym ani nie potrzebuje żadnego pyłu — czymkolwiek by on nie był.

— Może nie chodzi dokładnie o miłą myśl… Spróbuj pomyśleć o różnych rzeczach; może się uda.

Więc Harry znów spróbował. Pomyślał o lataniu dookoła pokoju. Nic. O łagodnym wznoszeniu się w górę. Znowu nic. Przypomniał sobie coś miłego — chociaż nigdy nie powie o tym przyjaciołom. Też nic. To bezsensu. Już nawet nie wiedział, o czym ma myśleć! Nagle zdał sobie sprawą, że wyobrażając siebie w powietrzu, nie pomyślał o skrzydłach. Wyglądało tak, jakby sam się unosił. Hmm… W takim razie, jakby wyglądały jego skrzydła, gdyby latał? Pomyślał o chmurach i sobie, kiedy…

— Udało ci się!

Chmury zniknęły, a Harry spadł z wysokości prawie dwóch metrów.

BUM!

— Och, Harry, wybacz! — krzyknęła Hermiona, podbiegając do niego z Ronem. — Ale udało ci się! Latałeś! O czym myślałeś?

— O chmurach — wymamrotał. — Pomyślałem o tym, jak to jest i chyba odleciałem. — Tyłek bolał go teraz jak sto diabłów.

— Mmm… Ciekawe. — Hermiona wyglądała na zamyśloną. No dobra, nie wyglądała tylko była. Ona zawsze myśli. — Spróbuj nie skupiać się na czynie, tylko na samym fakcie. I trzymaj oczy otwarte.

Łatwo ci mówić, pomyślał, ale to nie znaczy, że nie chciał spróbować. Znów pomyślał o swoich skrzydłach podczas latania. Jego umysł podsunął mu obraz, gdzie skrzydła poruszały się bardzo, bardzo szybko. Poczuł dziwne uczucie i… Ej, dlaczego ściany się ruszają? On lata!

— Świetnie, stary! — krzyknął Ron, podskakując jak wariat. — Spróbuj okrążyć pokój!

Zastanowił się chwilę i przeniósł ciężar ciała w przód, tak jak to robił będąc na miotle. Szczęście było po jego stronie, bo wyglądało na to, że tutaj mechanizm działania jest taki sam. Pochylenie w lewo, w prawo, wzniesienie w górę i opad w dół. No kto by pomyślał? Wlókł się jak ślimak, ale leciał. I to bez miotły! Fruwał tak przez kilka minut, aż w końcu postanowił wylądować przy Ronie. No może nie wylądować, a bardziej spaść, tyle, że z gracją.

BUM!

— Ha! Musimy popracować nad twoim lądowaniem, Dzwoneczku — powiedział rudzielec, pomagając mu wstać.

— Nie nazywaj mnie tak, wielkoludzie! — Harry uderzył go w ramię.

— Hej, ktoś musi pilnować, żeby sodówka nie uderzyła ci do głowy! Niewdzięczna praca, ale jak trzeba to trzeba.

— Och, jasne, jestem tego pewien.

Hermiona przyglądała im się z wyrazem współczucia na twarzy.

— No już dobrze — powiedziała. — Wystarczy tego. Harry, chciałabym, żebyś spróbował jeszcze jednej rzeczy.

— To znaczy, Miono?

— Wydaje mi się, że będziesz w stanie schować swoje skrzydła.

— Serio? Nie będę musiał używać Peleryny?

— Nie. Pomyśl o nich, wchodzących w twoje plecy.

— Uch…

— Po prostu spróbuj!

No dobra, skrzydła w plecach. Robiące się coraz mniejsze i mniejsze i… Och, fuj, co to za uczucie? Ugh, już wystarczy.

— Świetnie, Harry, nie widać ich! Dobra robota.

— Dobra? Nigdy więcej tego nie zrobię. Obrzydlistwo. — Na dodatek czuł teraz dziwny nacisk na środku swoich pleców. Tak jakby skrzydła zostały zapakowane w zbyt małe pudełko. I pewnie tak właśnie było.

— Musisz się do tego przyzwyczaić. Zresztą nie możesz chować ich całą wieczność; ludzie i tak się dowiedzą. — Ta dziewczyna myślała zbyt logicznie.

— Ale mogę spróbować.

— Nie, nie możesz. A teraz rozłóż je z powrotem.

Przez jakieś pół sekundy myślał o tym, żeby jej się sprzeciwić, ale kłótnia z Hermioną nie należała do najprzyjemniejszych życiowych doświadczeń. Potrafiła być straszna. Naprawdę straszna.

Jeśli chowanie było obrzydliwe, to rozkładanie wręcz przeciwnie. Uczucie było tak intensywne, że zachwiał się i upadł na jedno kolano.

— W porządku?

— Taaak. To było… inne. Trochę mi zejdzie zanim się przyzwyczaję. — Harry wstał i poruszył nimi. Inne, ale naprawdę przyjemne. To było chyba coś w rodzaju zadośćuczynienia za cierpienia przy ich chowaniu.

Kilka minut i schowane skrzydła później, trójka opuściła Pokój Życzeń. Hermiona naprawiła jego koszulkę i dzięki temu nie musiał paradować z wielkimi dziurami na plecach. Wychodzi na to, że za każdym razem, gdy będzie chciał rozłożyć skrzydła, będzie musiał zdejmować ubranie, żeby mu nie przeszkadzało. Nie miał pojęcia jak sobie z tym poradzi, ale z drugiej strony nie będzie tego robił za często, prawda? Pewnie, że nie. To musiało pozostać tajemnicą.

— Co teraz robimy? — zapytał.

— Idziemy coś zjeść! — wykrzyknął Ron.

— Idziemy do Dumbledore’a — powiedziała spokojnie Hermiona.

Zgadnijcie, kto wygrał?


* * *


Dyrektora spotkali tuż pod jego gabinetem.

— Cóż za miła niespodzianka! Co sprowadza waszą trójką w moje progi w te przyjemne, sobotnie popołudnie? — Harry miał przeczucie, że Dumbledore o wszystkim wie i tylko się z nimi zgrywa.

— Profesorze — zaczęła uprzejmie Hermiona — chcielibyśmy z panem porozmawiać na osobności.

— Oczywiście, panno Granger! Zapraszam was wszystkich na herbatkę.

Twarz Rona rozjaśniła się widocznie. Dumbledore zawsze miał pyszne ciasteczka.


* * *


— A więc, w czym jest problem? — zapytał mężczyzna, gdy siedzieli już w jego gabinecie z filiżankami w rękach, a Ron z talerzykiem pełnym słodkości.

Rudzielec spojrzał na Hermionę, a ona na Harry’ego. Ach, czyli on miał to zrobić. Odwrócił się w stronę mężczyzny, którego traktował jak swojego dziadka.

— Wygląda na to, że otrzymałem magiczne dziedzictwo, sir.

Oczy Dumbledore’a zamigotały radośnie.

— Naprawdę? A jakież to, jeśli można wiedzieć?

— Mam dziwne uczucie, że już pan wie, sir.

Mężczyzna zachichotał cicho.

— O dziwnych sytuacjach najlepiej jest mówić w normalny sposób — powiedział. — Poza tym, zawsze mogę się mylić, Harry.

Gryfon wątpił w to, ale nie naciskał.

— W porządku. Jestem Diligarianem. — No i już. Normalność. Był uosobieniem normalności.

— Wspaniale!

— To wszystko?

— Och, nie do końca.

— Oczywiście, że nie.

— Harry…

— Nic się nie stało, panno Granger. Nie, Harry, to nie wszystko. Obawiam się, że musisz zarejestrować otrzymanie swojego spadku w Ministerstwie Magii. W ich oczach jest to jak bycie Animagiem, rozumiesz?

— Ale nie chcę ogłaszać tego publicznie.

— Rozumiem twoją niechęć i to, że chcesz, żeby uszanowano twoją prywatność, ale niestety nie ma innego wyjścia, mój drogi chłopcze. Jeśli zataisz swoje dziedzictwo, a Ministerstwo się o tym dowie, mogą wywiązać się pewne nieprzyjemne konsekwencje.

— Chyba nie wsadzą mnie do Azkabanu, jeśli nie powiem im, że jestem wróżkiem, sir?

Dumbledore znów się zaśmiał. Harry’emu wydawało się, że bawi się zbyt dobrze.

— Nie, ale istnieje możliwość, że możesz stracić to, co otrzymałeś, swój tytuł i różdżkę. W skrócie: stracisz wszystkie swoje prawa jako Potter. To surowa kara, ale biorąc pod uwagę, że spadkobiercy posiadają zdolności przewyższające przeciętnych czarodziei, prawo stara się chronić obydwie strony.

Już nie wiedział, co gorsze: Azkaban, czy złamanie różdżki.

— Nie będzie tak źle — kontynuował profesor. — Poza tym za murami tego zamku istnieją ludzie, którzy staną w twojej obronie.

Harry westchnął ciężko.

— Rozumiem, dyrektorze. Nie podoba mi się to, ale rozumiem. W jaki sposób mam się zarejestrować?

— Akurat mam w swoim posiadaniu odpowiednią kopię papierów.

— Chwileczkę — wtrącił Ron, wciąż jedząc swoje ciasteczka — trzyma pan formularze rejestracji magicznych spadków?

— Dokładnie tak, panie Weasley. Trzymam sporo papierów Ministerstwa. Nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą, więc najlepiej być przygotowanym.

Dumbledore podniósł się ze swojego krzesła i zniknął za tylnymi drzwiami gabinetu. Po chwili wrócił ze zwojem pergaminu i pustą fiolką.

— Musisz po prostu napisać swoje imię, pochodzenie, spadek, jaki otrzymałeś oraz datę.

Harry wziął od niego potrzebne rzeczy i już miał zamiar pisać, kiedy uderzyła go nagle pewna myśl.

— Sir, nie jesteśmy do końca pewni, czy jestem Diligarianem. To wydawało się nam najbliższe prawdy.

— Jeśli nie masz nic przeciwko, Harry, chciałbym zobaczyć twoje skrzydła.

Nie mógł odmówić temu człowiekowi. Jakaś jego część uparcie trzymała się tego, że może dyrektorowi uda się to jakoś odwrócić. Czy naprawdę tego chciał? Owszem. Latanie było świetne, ale chociaż raz chciał być normalny. Rozpruł swoją koszulkę odpowiednim zaklęciem i rozłożył skrzydła. Fala przyjemności rozlała się po jego ciele i zachwiał się lekko, ale udało mu się ustać na nogach.

— Są piękne — szepnął Dumbledore, przyglądając im się z szeroko otwartymi oczyma.

Harry poczuł, że się rumieni, chociaż nie wiedział, dlaczego. To były cóż… Zwykłe skrzydła, ale jeszcze nikt nie określił ich w taki sposób.

— Więc? Czym jestem, sir?

— Diligarianem, Harry. Co do tego nie ma wątpliwości.

— Wiedziałam! — krzyknęła Hermiona. — Och, przepraszam, sir.

— Nic się nie stało, panno Granger. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, iż…

Rozmowa toczyła się dalej, podczas gdy on wypełniał swój formularz. Jego skrzydła były wciąż rozłożone, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Nie śpieszył się, żeby znów je schować. Odsunął je po prostu i znów usiadł na krześle. Zbyt zajęty pisaniem, nie zauważył spojrzenia dyrektora i jego małego uśmiechu. Chłopak już nauczył się je kontrolować, pomyślał starszy czarodziei. Wiedziałem, że sobie poradzi.

Harry wyprostował się i spojrzał na pergamin. Miał nadzieję, że wszystko jest w porządku; wydawało się być trochę za krótkie.

Ja, Harry James Potter, syn Lilian i Jamesa Potterów,
Otrzymałem w magicznym spadku geny Diligarianów dnia 12 września 1998.

Świetnie. Teraz tylko…

— Um, profesorze? — wtrącił Harry najgrzeczniej jak umiał. — Po co jest tak fiolka?

— To na próbkę twojej krwi, chłopcze, aby Ministerstwo miało jakiś niepowtarzalny dowód na otrzymanie spadku.

Harry nie lubił pobierania krwi, a najbardziej od czasu czwartego roku i trzeciego zadania w Turnieju Trójmagicznym, jednak teraz przynajmniej nie było psychopatycznego mordercy chcącego zniszczyć świat. Chodziło o przestrzeganie prawa, a Harry strasznie chciał zachować swoją różdżkę i nazwisko. Zamknął więc oczy i wyciągnął w stronę dyrektora rękę. Na szczęście mężczyzna musiał wiedzieć, o co chodzi i użył wierzchu jego dłoni, a nie przedramienia. Podciągnął lekko jego rękaw i przytknął do niej różdżkę. Hmm, nie jest tak źle, pomyślał Harry. Prawie jak zastrzyki, które dostawaliśmy w podstawówce. Dumbledore napełnił fiolkę do połowy i zaleczył rankę. Po chwili i ona, i formularz zniknęły w białej chmurce dymu. Typowe.

— A więc, moi drodzy, pewnie jesteście już bardzo zmęczeni dzisiejszymi wydarzeniami. Możecie wracać do siebie, a ja dziękuje wam za przemiłą herbatkę. Harry, jeśli będziesz czegoś potrzebował, pamiętaj, że zawsze możesz zwrócić się do mnie.

— Wiem, profesorze. — Harry wstał i złożył z powrotem swoje skrzydła, starając się za bardzo nie krzywić. — I dziękuje. Za wszystko.


* * *


Istnieje takie fajne powiedzenie: „Cisza przed burzą”. Nie używa się go do opisania pogody, ale raczej do sytuacji, kiedy przed wybuchnięciem jakiejś wielkiej afery, wszystko toczy się spokojnym rytmem. Taka właśnie była niedziela. Spokojna. Jednak wiedział, że momencie, gdy Ministerstwo odkryje jego zgłoszenie, Prorok Codzienny wydrukuje ogromny artykuł o spadku. Rita Skeeter będzie miała o czym pisać przez najbliższy miesiąc. Jego świat miał wywrócić się do góry nogami i dlatego większość dnia spędził w Pokoju Wspólnym z przyjaciółmi. On i Ron rozegrali kilka partii szachów, jedli słodycze, a kiedy zakochana para wyszła razem na spacer, Harry odrobił prace domowe. Normalny dzień. Będzie za nimi tęsknił.

Również wieczorem postanowił się wymknąć i poćwiczyć latanie w Pokoju Życzeń. Tym razem poszło mu lepiej i był w stanie okrążyć pomieszczenie więcej razy niż ostatnio. W zasadzie to było nawet lepsze niż latanie na miotle i odkrył, że może latać naprawdę szybko. Może nawet udałoby mu się prześcignąć własną Błyskawicę? To było chyba najlepsze, co mógł mieć z bycia wróżkiem. W powietrzu zawsze czuł się pełen gracji, a własne skrzydła ułatwiały mu sprawę. Gdy w końcu wylądował… No dobra, upadł na ziemię, położył się na zimnych kamieniem i rozmyślał.

Czarodziejski świat powinien akceptować magiczne spadki. Do cholery, Malfoy był Wilą, a on nawet o tym nie wiedział. Ale pomimo tego, że wydawało się to być normalne, Harry wiedział, że gdy jego sprawa wyjdzie na jaw, nikt nie skinie głową mówiąc „To super” i zapomni o wszystkim. Biorąc pod uwagę to, że nikt nie widział Diligarianów od setek lat… Harry jęknął cicho. Pewnie będą chcieli wysłać go do świętego Munga, żeby zrobić jakieś testy. A może umieszczą go w ZOO?
Gryfon wstał szybko i schował swoje skrzydła — tym razem nie musiał się wstydzić i skrzywił się straszliwie — oraz zreperował swoją koszulkę. Musiał wracać do dormitorium nim zapadnie cisza nocna. Ostatnią rzeczą, którą chciał, było złapanie przez Snape’a… Severusa. Wiedział, że złapałby go Mistrz Eliksirów, ponieważ tylko Mistrz Eliksirów łapie go, gdy łamie jakieś reguły.

Pokój Wspólny był prawie pusty i tylko kilkoro spóźnialskich kończyło swoje prace domowe. Harry ruszył schodami na górę do dormitorium. Plecy trochę go bolały. Chyba będzie musiał potrenować nad mięśniami odpowiedzialnymi teraz za latanie.

— Hej, stary — przywitał go Ron. — Wszystko gra?

— Jasne, jestem tylko zmęczony — odpowiedział cicho. Dean i Seamus wciąż byli na dole, ale Neville spał już w swoim łóżku.

— Dostałeś jakąś paczkę. Nie wiem, od kogo, ale leży na twoim łóżku.

Harry podszedł do łóżka. Pakunek był duży i owinięty brązowym papierem. Rozdarł go i odkrył, że to książka. Bardzo stara książka. Przeczytał tytuł i sapnął zdziwiony.

— Co jest, stary? — Ron podszedł do niego szybko.

— Sam zobacz.

Rudzielec przeczytał tytuł znad jego ramienia

— „Moje życie z Diligarianem pióra Lorda Thomasa McTorninga”. Och, świetnie! Pewnie zawiera dużo informacji. Od kogo to?

Harry przewrócił kilka kartek, gdy nagle wypadła spomiędzy nich mała karteczka. Od razu rozpoznał pismo.
Zawsze bądź gotowy.

— No i?

— Chyba od profesora Dumbledore’a.

— Na pewno się nam przyda. Pokażemy to jutro Hermionie. — Ron nigdy nie był tak podekscytowany wizją czytania i Harry wiedział, że robi to specjalnie dla niego.

— Brzmi świetnie. — Uśmiechnął się i ziewnął potężnie. Łóżko było zdecydowanie dobrym pomysłem.

Szybko przebrał się w pidżamę i zakopał w pościeli. Nie był sam. Miał znajomych, profesora Dumbledore’a, Rona i Hermionę. Ci ludzie nigdy nie będą traktować go inaczej. Severus również nie pomyślał nagle. On nigdy nie traktował cię specjalnie tylko dlatego, że jesteś pieprzonym Chłopcem — Który — Przeżył. A więc niech świat myśli, co chce. Są ludzie, dla których zawsze będzie „tylko Harrym”.

— Branoc, Ron.

— Dobranoc, Dzwoneczku.

Harry rzucił w niego poduszką.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b
Powrót do góry Go down
Alexandrine
Team Villains
Team Villains
Alexandrine


Female Wiek : 31
Skąd : Ostrów Wielkopolski
Liczba postów : 225
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPon 26 Lip 2021, 22:12

Masz rację, to jeden z fajniejszych rozdziałów Wróżka Harrego Wink Zawsze chce mi się śmiać jak myślę o wyliczance-rymowance Rona Wink a potem o Harrym który pragnie mieć ognisty oddech Wink to zabawne, bardzo. Bardzo lubię też opis wróżka jakim jest Harry, to tak bardzo posuje do jego postaci, jego chwilowo niewinnego ja i tego jak potem rozwinie się sytuacja z towarzyszem Wink nauka latania była urocza oraz jak działają skrzydła. Zawsze smuci mnie jak nawet najbliżsi przyjaciele Harrego do końca nie wiedzą jakie było jego życie u krewnych. Ale motyw Dzwoneczka uroczy Wink Bardzo chciałabym by ktoś kiedyś zobrazował to opowiadanie, jakiś fanart typu komiks i narysował te skrzydła, zawsze jak czytam ich opis są dla mnie niesamowicie wyjątkowe, strasznie lubię jak takie cechy są unikatowe jak choćby odcisk palca, w końcu nudno by było jakby wszystkie wróżkowe skrzydła byłyby takie same.
Czekam na kolejne przygody Harrego (i Severusa), błędów nie wyłapałam, weny Wink

Alexa


Ostatnio zmieniony przez Alexandrine dnia Pon 26 Lip 2021, 23:39, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPon 26 Lip 2021, 22:36

Bardzo przyjemny, lekki i zupełnie niewymagający rozdział, idealny do przeczytania, gdy powinno się już spać albo przynajmniej robić milion różnych głupot. Ja zdecydowałam się kolejny raz wrócić do Wróżka, i nie żałuję, chociaż budzik przypomina, że mam wstać za nieco ponad cztery godziny.nTen rodział jest o wiele bardziej stonowany, spokojny, taki niewymuszony... Nie śmieję się nad nim jak głupia, a zwyczajnie dajęporwać znajomej atmosferze zapewnianej przez niepewnego Pottera, głodnego Rona i wyróżniającą się swoim zamiłowaniem do książek Hermioną. totalny kanon, mimo skrzydeł, dziedzictwa i nieuniknionych konsekwencji informowania o wszystkim Ministerstwa Magii. Fenomen tego tekstu, chociaż wciąż pozostaje poza moimi granicami pojmowania, udziela mi się i tym razem, i naprawdę cieszę się z prostego faktu, że coś takiego w ogóle istnieje. Wróżek Harry, no kto by pomyślał... xD


Ostatnio zmieniony przez Salomanka dnia Wto 27 Lip 2021, 01:51, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Wirka.
Team Heroes
Team Heroes
Wirka.


Female Wiek : 33
Liczba postów : 1403
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyWto 27 Lip 2021, 01:28

W sumie zapamiętałam ten tekst jako bardziej fluffowy niż humorystyczny, ale te pierwsze rozdziały to po prostu dobry kawałek lekkiego humoru Smile Nie jest on zbyt nadmuchany, tylko taki w sam raz. Narracja momentami kojarzy mi się z tym typem mówienia lekko "przegiętych" kumpli, ten... specyficzny wysoki ton. To przyjemne w odbiorze Smile
Fajnie się czyta "na dobranoc". Wszystkie postacie właściwie są ujęte w swoich lekko przerysowanych ramkach (Hermiona jest więc Hermioną do kwadratu, Dumblu klasycznym fickowym Dumblem wzorowanym na tym 1książkowym i tak dalej).
Dziekuję i pozdrawiam
W.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Giphy
Powrót do góry Go down
JokerFox.
Team Villains
Team Villains
JokerFox.


Female Wiek : 29
Skąd : Poznań
Liczba postów : 846
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 29 Lip 2021, 12:31

Klep, dalej pochłania mnie życie

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

What good comes of something
When I'm just the ghost of nothing, nothing?
I'm just the man on the balcony
Singing "nobody will ever remember me"
(...)
A
composer but never composed
Singing "I only want what I can't have"
I only want what I can't have.


~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] TnTYADJ
Powrót do góry Go down
https://imaginarium.forumpolish.com
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 29 Lip 2021, 20:20

study

Rozdział IV – Bądź przy mnie

Harry nie mógł spać. Po małej, przyjacielskiej szarpaninie odzyskał w końcu swoją poduszkę i słuchał teraz głośnego chrapania Rona, samemu nie mogąc zasnąć. Bezczynnie wpatrywał się w zasłony łóżka, obawiając się tego, co przyniesie jutrzejszy dzień. A może to było już dzisiaj? Nieważne, takie leżenie nie ma najmniejszego sensu. Wstał szybko i naciągnął na siebie dżinsy oraz jakąś starą koszulkę. Na wszelki wypadek wziął też Pelerynę Niewidkę. Chodzenie nocą po szkolnych korytarzach było dość ryzykowne, ale lata praktyki zrobiły swoje i Harry’emu niemal zawsze udawało się nie wpaść na żadnego z nauczycieli.

Szybki Tempus powiedział mu, że było piętnaście minut po północy, a więc nie było tak źle. Może krótki spacer go zmęczy i uda mu się przespać kilka godzin… Och, kogo on oszukuje? Jego bezsenność jest już legendą, a jeśli nie jest, to powinna być. Zeszłoroczne wizje zsyłane przez Voldemorta oraz powojenne koszmary skutecznie uniemożliwiały mu zażycie polepszającego urodę snu. Poza tym jutrzejszy… To znaczy dzisiejszy dzień nie zapowiadał się przyjemnie. Jego przeszłość jako Chłopca — Który — Przeżył znowu zostanie rzucona mu w twarz i na dodatek dodadzą do tego cały ten magiczny spadek. Może i zaakceptował ten fakt, ale to wcale nie znaczy, że mu się to podoba i mógł sobie narzekać ile tylko chciał. Oczywiście tylko wtedy, gdy nikt nie słuchał. Szedł korytarzami, pozwalając swoim nogom działać samodzielnie i nie zwracał większej uwagi, gdzie go niosą.

W nocy zamek wyglądał zupełnie inaczej. Dzisiaj niebo było zasnute chmurami, więc i tak ciemne korytarze, niemal tonęły w mroku. We wszechogarniającej ciszy wydawało mu się, że słyszy szepty samego budynku. Jedynym sposobem poruszania się w takiej ciemności było użycie nikłego zaklęcia rozświetlającego, ale postanowił je sobie dzisiaj darować. Chodził tędy już tyle razy, że nawet światło świec pozwalało mu orientować się w terenie. A przynajmniej tak myślał. Minął właśnie jedną ze zbroi, gdy wpadł na coś żywego i ciepłego.

Oho, grawitacja jednak działa. I wyglądało na to, że nie tylko on padł dzisiaj jej ofiarą.

Lumos! — Harry natychmiast rozpoznał ten głos i chwilę później patrzył prosto w oczy bardzo zirytowanego Severusa Snape’a, siedzącego na podłodze szkolnego korytarza. Jego szanse na uniknięcie kary umykały mu właśnie sprzed nosa. Widzicie? To zawsze on łapie Harry’ego na łamaniu zasad. Przyjaciele, czy nie, straci dzisiaj sporo punktów.

— Potter!... Harry! — Widać Harry nie był jedynym, który ma z tym problemy. — Co robisz poza łóżkiem o tej godzinie? Chodzenie w ciemności nie jest bezpiecznym zajęciem, a na dodatek łamiesz szkolne zasady — coś, czego zapewne nie ma w twoim słowniku — jednakże…

— Przepraszam, Severusie. Nie mogłem spać i pomyślałem, że może mały spacer mnie zmęczy.

Harry nie wspomniał o tym, że Severus sam wędrował po korytarzu w ciemnościach. Ich znajomość była chyba zbyt świeża, jak na takie uwagi.

— To nie jest żadne usprawiedliwienie łamania zasad — powiedział mężczyzna ostrym tonem, ale nie pozbawił go jeszcze żadnych punktów, ani nie dał szlabanu, co było raczej dobrym znakiem.

Severus przyjrzał się młodzieńcowi uważnie. Wiedział, że powinien teraz go ukarać, ale nie mógł zaprzeczyć, iż rozumie skłonność Pottera do nocnych spacerów. Sam był człowiekiem, który preferował ciemną część doby i uwielbiał Hogwart tonący w mroku. Coś, co jak się domyślał, uwielbiał również Harry, bo na jego szóstym roku udało mu się go złapać wiele razy. Na początku robił to od razu, jednak później pozwalał chłopakowi trochę pochodzić, pilnując, żeby nie wpakował się w żadne tarapaty. Gdyby jednak ktoś go o to zapytał, gładko skłamałby, że czeka tylko na okazję, by złapać Pottera na łamaniu jeszcze większej ilości zasad, dzięki czemu mógłby odebrać mu więcej punktów.

Prawda była taka, że nocne spacery pomagały chłopakowi oczyścić umysł i profesor o tym wiedział. Czasami jednak dawał mu szlaban. Może i chciał jego dobra, ale to nie znaczy, że musi się nad nim użalać jak wszyscy jego durnowaci przyjaciele. Wtedy zachowywał się jak na Snape’a przystało. Za to teraz musi być Severusem — przyjacielem. Merlinie, co robią przyjaciele w takich okolicznościach?

— Co się dzieje, Harry? Wyglądasz na zmartwionego.

Żaden z nich nie zauważył, że wciąż siedzą na ziemi.

— Och, umm… — Harry nie był do końca pewien, co Severus chce osiągnąć. Pytał o jego problemy, próbował go bliżej poznać — być jego przyjacielem. To wciąż było nieznane mu terytorium.

Kurczę, zawieranie przyjaźni nigdy nie było tak dziwaczne. No dobra, może trochę było. Jednak dodajcie do tego fakt, że wasz nowy przyjaciel jest niemal dwa razy od was starszy, a przez ostatnie sześć lat próbował uczynić z waszego życia piekło. Dziwacznie jak cholera.

Ale jeśli Severus się starał, Harry też musi. Przynajmniej trochę. Musi mu powiedzieć o tym wszystkim. Poza tym, jeśli mężczyzna dowie się prawdy z artykułu Skeeter… Zadrżał lekko na tę myśl.

Najgorsze jednak było to, że „pobudzony Harry” starał się dać o sobie znać już od momentu, gdy Gryfon wpadł na Mistrza Eliksirów. Tylko cudem udało mu się utrzymać go w ryzach.

— A więc, sir — Severusie — jest coś, co musisz wiedzieć. — Uch, chyba poszło dobrze. Wpadki z imieniem nie bierzemy pod uwagę.

— Jesteś pewien, że opuściłeś dormitorium o tak późnej porze, tylko po to, żeby mnie znaleźć?

— Eee… nie, ale będzie lepiej, jeśli dowiesz się tego przed śniadaniem, więc wyszło to na plus. — Dlaczego oni wciąż siedzą na podłodze?

Severus musiał przyznać, że jest zaciekawiony powodem dziwnego zachowania młodzieńca.

— W porządku, mów.

— No więc… słyszałeś te pogłoski o mnie i magicznym spadku?

— Tak, Harry. Brzmiały jak typowe wymysły znudzonych idiotów. — Snape w końcu zdał chyba sobie sprawę, w jakiej pozycji się znajduje. Wstał powoli, prostując się na swoją całą, imponującą długość. Harry poszedł w jego ślady, potykając się lekko. Normalność.

— A więc… co do tego spadku to… um…

— Harry, jeśli chcesz, żebym cię wysłuchał, musisz najpierw zacząć mówić. Twój zasób słownictwa powinien się powiększyć przez te wszystkie lata, nie sądzisz?

Na święte sklątki tylnowybuchowe! Gryfon natychmiast rozpoznał firmowy sarkazm Severusa, ale tym razem nie miał on w sobie tyle jadu. Mężczyzna się z nim… droczył. Tak, to zdecydowanie nieznane terytorium.

— Jasne, dzięki. Możemy najpierw wejść do jakiejś klasy? Nie chcę, żeby ktoś podsłuchał, czy coś.
— Zapewniam cię, że jesteśmy tutaj zupełnie sami. Tylko kilkoro nauczycieli patroluje teraz korytarze i są oni przydzieleni do różnych skrzydeł zamku — oznajmił mężczyzna. — Jednak jeśli ci to pomoże, możemy wejść do klasy, która znajduje się na końcu tego korytarza.

Harry’ego naprawdę ciekawiło, czy Severus mówi w ten sposób cały czas. Tak formalnie. Skinął głową i ruszyli w ciszy. Gdy byli już w środku, mężczyzna spojrzał na niego wyczekująco.

— Skoro jesteśmy już sami, powiesz wreszcie, co cię gnębi?

— Jestem magiczną istotą. — Proszę. Zrobił to. Teraz tylko zszokowana mina…

— Wiem o tym.

Oczywiście, że wie. Tego mężczyzny nie da się zaskoczyć.

— Skąd?

— Domyśliłem się. Zacząłem coś podejrzeć już w momencie, gdy tak zmalałeś, a mój test potwierdził, że to nie jest wina żadnej mikstury. — Harry zarumienił się, przypominając sobie beknięcie. — A teraz jeszcze ty pytasz mnie o te pogłoski. Myślenie naprawdę nie boli, Harry.

To wszystko brzmiało zbyt pięknie.

— Chcesz wiedzieć czym jestem? — Harry nie wiedział dlaczego tak bardzo się denerwuje. Może to wina tego, że to na opinii mężczyzny zależało mu najbardziej.

— Jednak wciąż nie rozumiem dlaczego to nie mogło poczekać do…

— Ponieważ zarejestrowałem mój spadek w Ministerstwie i jestem pewien, że cała historia ukaże się jutro w Proroku i cały świat znowu dostanie na moim punkcie kota, więc chciałem, żebyś wiedział wcześniej, no bo w końcu jesteś… moim przyjacielem, a przyjaciele nie powinni dowiadywać się takich informacji z tanich brukowców i wiem, że powinienem powiedzieć ci wcześniej i bardzo, bardzo przepraszam. — Harry wziął głęboki oddech i umilkł. To było chyba najdłuższe zdanie w jego życiu.

Severus przyglądał mu się w ciszy, próbując przyswoić wszystkie informacje i znaleźć jakąś odpowiedź. Harry wyglądał na bardzo zdenerwowanego i coraz bardziej ciekawiło go, z jakiego powodu.

— Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym dostąpić zaszczytu tej wiedzy.

— Um… co?

Mężczyzna westchnął, a Harry’ego uderzyło to, że robi to nawet lepiej niż Hermiona. Dziewczyna mogłaby się od niego sporo nauczyć.

— Tak, Harry, chciałbym wiedzieć, jaki spadek otrzymałeś.

— Och, dlaczego nie powiedziałeś tak od razu? — Gryfon zignorował piorunujące spojrzenie profesora i cofnął się kilka kroków. Wskazał różdżką na swoje plecy, szepcząc zaklęcie, którego nauczyła go Hermiona. Dzięki niemu w jego zbyt dużej koszulce pojawiły się dwie dziury, gdzie zmieścić się mogły jego skrzydła. Chłopak był pewien, że Severus nigdy by nie zgadł, jaki spadek otrzymał.

Zamknął oczy i skoncentrował, rozwijając skrzydła. Tym razem uczucie przyjemności było o wiele silniejsze. Zachwiał się i upadł na ziemię, nie zauważając bladej poświaty, która otoczyła go przez moment. Merlinie, pomyślał. Tego nie było w planie… To chyba z powodu zmęczenia. Zerknął w górę i w końcu doczekał się upragnionej reakcji.

Severus wyglądał jak ryba. Bardzo wysoka i straszna, ale wciąż jak ryba. Jego usta wyglądały tak, jakby chciały coś powiedzieć, ale umysł zapomniał jak się to robi. Gdzie jest aparat, kiedy go potrzeba? Harry James Potter zszokował Severusa Snape’a do takiego stopnia. Gryfon próbował utrwalić ten obraz pod korą swojego umysłu, bo mężczyzna stał tak jeszcze przez chwilę, ale w końcu zdał sobie sprawę, co robi. Zamknął usta, a na jego twarz wypłynął wyraz uprzejmego zdziwienia. Jednak w jego oczach wciąż gościło niedowierzanie.

— Jesteś… jesteś…

— Wróżkiem. Wiem.

Snape przyglądał się opalizującym skrzydłom chłopca. Takiego spadku nie brał pod uwagę. Chociaż z drugiej strony gracja Harry’ego w powietrzu oraz skłonność do psot całkowicie za nim przemawiały.

— Chciałem powiedzieć fae’ą.

— Och, byłoby świetnie, bo to się nie rymuje, ale sam Dumbledore to potwierdził. Jestem wróżkiem. Tylko wiesz, takim dużym. — Harry podniósł się w końcu z podłogi i zamachał lekko skrzydłami; oczy Severusa rozszerzyły się jeszcze bardziej.

— Czy mogę zapytać, jakiego rodzaju?

Harry poczuł, że jego ciemna, pobudzona strona bierze nad nim górę. Chyba przez tak późną porę.

— Oczywiście, że możesz.

Cisza.

— A więc?

— Zapytałeś, czy możesz zapytać. Powiedziałem, że tak. — Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Wystarczy tego. Wiesz o co mi chodziło, a ten żart wcale nie był śmieszny. Jakim wróżkiem jesteś?

— Jestem Diligarianem. I zanim zapytasz — uniósł dłoń, powstrzymując mężczyznę przed zadaniem oczywistego pytania — to starożytna rasa, której nie widziano od setek lat i za wiele o nich nie wiem. Dzisiaj dostałem o nich książkę od dyrektora.

Mistrz Eliksirów w końcu zrozumiał. Harry miał rację, jutro prasa i cały czarodziejski świat będą stawać na rzęsach, gdy dowiedzą się o magicznym spadku Wybrańca. I czuł się zaszczycony faktem, że Harry chciał powiedzieć mu o tym sam. Wciąż nie mógł przestać gapić się na skrzydła i samego młodzieńca. Musiał przyznać, że to był bardzo… zachwycający widok.

— Czy jesteś w stanie schować je z powrotem?

— To obrzydliwe uczucie, ale tak.

— W takim razie zrób to. Jest już późno, odprowadzę cię do wieży. — Severus poczuł lekkie uczucie żalu na myśl, że tak piękna rzecz zaraz zniknie mu z oczu, jednak szybko je odegnał.

Kiedy szli ciemnymi korytarzami, Harry powiedział mężczyźnie wszystko, co wiedział o Diligarianach. No, prawie wszystko. Pominął kwestie życiowych towarzyszy i uwodzicielskiej natury, ponieważ szybciej wykąpie panią Norris niż powie o tym komukolwiek.

— Martwi mnie to, że ta rasa uznawana jest za tak rzadką — powiedział. — W zasadzie w książce znaleźliśmy, że wszystkie osobniki dawno już wymarły.

— Martwi cię, że to w jakiś sposób przywoła nieuzasadnione uczucie samotności i odosobnienia?

— Nie, boję się, że zamkną mnie w ZOO.

Mężczyzna parsknął śmiechem. Cicho, to fakt, ale parsknął. Coś, do czego Harry’emu wydawało się, że nie jest zdolny.

— Po pierwsze: humanoidów nie zamyka się w takich miejscach. Po drugie: tak, umiem się śmiać. Czy to takie dziwne?

— Jeśli odpowiem szczerze, zabierzesz mi punkty?

I znowu to parsknięcie! Może to był sen? Albo w jakiś dziwaczny sposób trafił do innej rzeczywistości, gdzie na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak samo, ale tak naprawdę jest zdrowo popieprzone? Czy trawa wciąż jest zielona? Czy quiddtich wciąż jest najlepszym sportem na świecie? Czy wszystkie fasolki Botta smakują teraz jak woszczyzna? Harry zatrzymał swój potok myśli i ruszył za profesorem, który nie odpowiedział na jego pytanie. Chyba będzie lepiej, jeśli nie będzie naciskał. Miał i tak dzisiaj cholernie dużo szczęścia. Z tego wszystkiego nie zauważył, że znów idzie z tyłu. Stare przyzwyczajenia ciężko jest wyplenić. Cisza trwała wokół nich, aż nagle…

— Jest takie mugolskie powiedzenie, Harry, które mówi: „Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.”

— Brzmi jak coś ze słownika cytatów profesora Dumbledore’a.

— A myślisz, że skąd go znam? To miało na celu grzeczne uświadomienie ci, że nie chcę, żebyś szedł za mną. Idź obok mnie.

Harry zachichotał i dogonił profesora. Usłyszał jak Mistrz Eliksirów mamrocze coś pod nosem i musiał przygryźć wargi, żeby nie zaśmiać się na głos.

W końcu dotarli do portretu Grubej Damy.

— Dziękuje, Severusie, za odprowadzenie mnie i… wysłuchanie.

— To nie był problem. Również chciałem ci podziękować za to, że powiedziałeś mi o tym osobiście. Gdybyś miał jeszcze jakieś zmartwienia, wiesz gdzie mnie szukać.

Harry skinął głową i odwrócił się, żeby obudzić Grubą Damę, gdy nagle poczuł lekkie stuknięcie w plecy. Zerknąwszy przez ramie, zobaczył skierowaną na siebie różdżkę mężczyzny.

— Wciąż miałeś dziury w koszulce.

— Och. — Poczuł jak na jego policzki wypływa rumieniec. — Dzięki. Um, dobranoc Severusie.

— Dobranoc, Harry.

Severus odszedł w dół schodów i Harry pogratulował sobie kolejnego kroku naprzód w rozwoju ich przyjaźni. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że było… dziwnie. Nie stracił…

— Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za łamanie ciszy nocnej, panie Potter.

Harry uśmiechnął się szeroko. Oto Snape, którego znał! Powiedział hasło bardzo złemu i zaspanemu portretowi i wszedł do Wieży. Pięć minut później spał jak niemowlę.

* * *

Kiedy następnego ranka Ron z rozmachem rozsunął zasłony łóżka przyjaciela, Harry już nie spał. Siedział oparty o poduszki, z książką od dyrektora na kolanach.

— A niech to, a chciałem cię obudzić taką piękną piosenką. Och, i znowu nuciłeś przez sen. Jak tam książka, Dzwonku? — zapytał, pochylając się nad Harrym. — Cholera jasna! Co to za język?

— Nie jestem do końca pewien. Rozpoznaje niektóre słowa, ale są dziwnie zapisane. — Brunet podał książkę przyjacielowi. Ciągłe gapienie się na nią przyprawiło go tylko o ból głowy.

Weasley przejrzał ją w całe dwie sekundy i odłożył na szafkę nocną. Było za wcześnie na rozwiązywanie takich łamigłówek.

— Powinniśmy pokazać ją Mionie — powiedział. — Na pewno będzie wiedziała, o co chodzi.

— A jeśli nie? — zapytał Harry, wstając i zbierając swoje szaty.

— Miej wiarę, Dzwonku! Miej wiarę. Ona zawsze wszystko wie. Bez tego nie byłaby Hermioną.

Rudzielec usiadł na swoim łóżku i zaczął nakładać buty. Był niemal całkowicie ubrany; brakowało tylko jego krawata. Harry uśmiechnął się pod nosem. Znaczyło to, że nie musi się śpieszyć z prysznicem. Znalezienie go zajmie Ronowi dobrych kilka minut. To był talent, ponieważ krawat znajdował się zawsze w najdziwniejszych miejscach, jak czyjeś buty albo łóżko.

— Chyba masz rację, ale… ej! Dzwonku?!

Ron wzruszył ramionami, szczerząc się radośnie.

— Dzwoneczek to takie długie imię. Dzwonek jest idealny.

— Nienawidzę cię. — Harry rzucił w niego parą skarpetek.

— Jasne, stary. — Ron uchylił się zgrabnie. — Ale lepiej przestań rzucać swoimi rzeczami. Kiedyś możesz ich nie odzyskać.

* * *

— To staroangielski. Nie mogę uwierzyć, że nie potraficie tego przeczytać — wymruczała Hermiona zza książki, gdy szli na śniadanie. Była strasznie podekscytowana od momentu, kiedy ją zobaczyła. Chłopcy już kilkakrotnie musieli ją ratować przed wpadnięciem na ściany i innych uczniów.

— Oczywiście, że umiemy. Tylko to wygląda jak kupka zlepionych ze sobą literek. — Ron nie był w dobrym humorze. Znalezienie krawata zajęło mu całe pół godziny i teraz byli spóźnieni na śniadanie. Na dodatek Hermiona odmówiła rzucenia zaklęcia prasującego na jego szaty, sugerując, że powinien bardziej dbać o swoje rzeczy. Więc głodny i pognieciony nie miał nastroju na słuchanie wymówek.

— Ron, kilka tekstów w bibliotece jest napisanych w tym języku.

— No i?

— No i jesteście niemożliwi! Obaj!

— To znaczy, że możesz to odczytać? — wtrącił Harry, podbiegając by dogonić Rona.

— Oczywiście, że mogę!

Gryfon miał nadzieję, że wyraz jego twarzy przypomina teraz minę zbitego szczeniaczka. Nic tak nie działało na Hermionę, jak ta mina.

— No dobrze, przeczytam ją wam, ale naprawdę uważam, że powinniście się nauczyć staroangielskiego. Napisanych jest tak kilka fascynujący… Przestań tak na mnie patrzeć, Ronaldzie Weasley!

Napięcie pomiędzy dwójką zakochanych rosło w każdej chwili. I to było… normalne. Harry wiedział, że za kilka minut się pogodzą i znowu będą parą gołąbków. Podejrzewał, że obydwoje lubią te kłótnie. To było takie małe urozmaicenie. W momencie gdy Hermiona mówiła coś o „zerowej motywacji do nauki”, Gryfon otworzył drzwi Wielkiej Sali.

Cisza.

Ta cisza wydawała się być nierealna. Wszystkie pary oczu zwrócone były na naszą trójkę bohaterów.

— No i się zaczęło — wyszeptał Ron, gdy ruszyli w stronę swoich miejsc.

— Ciekawe czy robili tak za każdym razem, gdy ktoś wchodził, czekając na mnie.

Czuł śledzące go spojrzenia. Już w Pokoju Wspólnym Hermiona powiedziała mu, że najlepszym sposobem przetrwania, będzie ignorancja. Nawet, jeśli było to cholernie trudne. Kiedy tylko usiedli, zalał ich ogrom pytań.

— To prawda? — Seamus niemal podskakiwał na swoim miejscu. — To, co piszą w Proroku. To prawda?

— Najpierw pokażcie mi artykuł. Później wam powiem. — Harry chwycił gazetę, a wielki nagłówek od razu uderzył go w oczy.

Rita Skeeter donosi!
Harry Potter jest Magiczną Kreaturą!
Doniesiono nam, że w sobotę, 12 września, Harry Potter, Chłopiec — Który — Przeżył — By — Zostać — Mężczyzną — Który — Wygrał, zgłosił do Ministerstwa otrzymanie magicznego spadku. Zapoczątkowało to falę pytań na całym świecie: dlaczego przebiegło to tak dyskretnie? Czy stoi za tym jakiś poważny spisek? Harry Potter przebywa w blasku fleszy już od urodzenia i do tej pory nikt nie ośmielił się wspomnieć o dziedzictwie Bohatera. I cóż to jest za dziedzictwo!

Harry Potter jest Diligarianem. Jest to starożytna, bardzo rzadka i bardzo potężna wróżkowa rasa. Czy to właśnie dzięki mocom tej rasy, Wybrańcowi udało się pokonać Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Z tym pytaniem zwróciłam się do eksperta, Gertrudy Spindleton, która…

Harry przestał czytać dalej. I tak wiedział, o czym będzie reszta. Bla bla bla, spisek, bla bla bla, Harry był superbohaterem o niezwykłej mocy, bla bla bla, Rita Skeeter wiedziała o tym od samego początku. Koniec. Przez ostatni rok dziennikarka pisała podobne artykuły i ktoś mógłby powiedzieć, że Harry jest chodzącym bogiem.

— Zadziwiające. Napisała coś prawdziwego. Panna Skeeter musi tracić wenę. — Harry podał gazetę Ronowi.

— A więc to prawda? — zapytał Dean.

— Ta część o mnie jako superbohaterze? Och, nie. Poza tym nie znoszę spandeksu*.

— Huh? Spandeksu? Pytam o część o tobie jako… eee…

— Dilgarianie — mruknęła Hermiona zza książki Dumbledore’a.

— Dokładnie.

O dziwnych sytuacjach najlepiej jest mówić w normalny sposób.

A co w ogóle jest normalne w tym świecie?

— Ano, jestem.

Reszta Wielkiej Sali, która wciąż słuchała z zapartym tchem, w końcu wypełniła się szeptami. Po chwili Harry został otoczony wianuszkiem ludzi zadającym pytania.

— Masz skrzydła?

— Możesz kontrolować ludzi przez ich myśli? — Hmm… Może Harry powinien przeczytać ten artykuł.

— Gdzie chowasz skrzydła?

— Czy to prawda, że możesz strzelać promieniami światła ze swoich palców? — Tak, Harry zdecydowanie powinien przeczytać artykuł. Co ta baba tam napisała? Pytania wciąż nadchodziły; ludzie przepychali się, żeby być bliżej Harry’ego.

— Wystarczy!

Sala ucichła i wszyscy odwrócili się ku źródłowi krzyku.

Malfoy?

— Jeśli naprawdę jesteście tak żałośni, żeby podniecać się zwykłym spadkiem, nie ma już dla was nadziei — powiedział głośno Ślizgon. Jego pogardliwa postawa działała pełną mocą. — Czy tak dziękujecie wojennemu bohaterowi? Nie wygląda dziwniej niż zwykle. Naprawdę, to tylko Potter.

Draco omiótł tłum spojrzeniem i wyszedł z Wielkiej Sali; jego osobisty wianuszek dziewczyn dreptał tuż za nim. Ludzie zaczęli wracać na swoje miejsca i Harry, pomimo że wciąż słyszał szepty na swój temat, mógł odetchnąć w miarę spokojnie.

Ale… czy to, co przed chwilą się zdarzyło, nie było czasem snem?

— Może coś sobie wyobrażam — zaczął Ron, gapiąc się na drzwi — ale… czy Draco Malfoy, Człowiek Fretka we własnej osobie, właśnie pomógł… Harry’emu?

— Och, dorośnij, Ron. — Hermiona jeszcze ani razu nie wynurzyła się zza książki. Musiała być naprawdę dobra. — Nie możesz zaprzeczyć, że od zakończenia wojny nawet on się zmienił. Przestał w końcu zaczepiać Harry’ego.

— Ale teraz nawet w piekle musiało powiać chłodem.

— Język, Ronaldzie! — Nawet sycząc nie oderwała wzroku od tekstu.

— To było dziwne. — Harry wsadził sobie do ust kawałek pomarańczy. Wciąż czuł na sobie spojrzenia, ale do tego był w miarę przyzwyczajony.

— W zasadzie macie teraz coś, co was łączy. Pewnie czuje się zazdrosny, że wszyscy traktują twój spadek jako coś wielkiego, podczas gdy jego kompletnie ignorują. Wile są bardzo narcystyczne.

— Może sobie wciąć całą tą uwagę. Ja jej nie potrzebuję.

Trójka zajęła się w końcu jedzeniem. Hermiona wciąż zaczytywała się w książce, podczas gdy Ron wciągnął Harry’ego w rozmowę o artykule na temat Armat Chudley’a. Wkrótce dołączyli do nich Dean, Seamus i Neville. Nie przestali jednak posyłać mu dziwnych spojrzeń, próbując dostrzec jakąś zmianę. Gryfon podniósł głowę i zerknął na stół nauczycielski. Dyrektor posłał mu dwa uniesione w górę kciuki, a Severus, to znaczy profesor Snape, skinął lekko głową. Ledwo zauważalnie, ale zawsze. Harry od razu poczuł się lepiej.

* * *

Dzień mijał w miarę spokojnie. Nauczyciele nie traktowali go inaczej nie zazwyczaj. McGonagall wciąż była surowa, Flitwick wciąż był oderwany od rzeczywistości, a Hagrid poklepał go po plecach i przeprosił, że nie może mu zbyt wiele pomóc.

— Obawiam się, cholibka, że nie wiem zbyt dużo o wróżkach, Harry. To nie moja działka.

— Nic się nie stało, Hagridzie. Sam nie wiem o nich zbyt wiele.

Jego koledzy i koleżanki otrząsnęli się z szoku i w końcu zaczęli robić to, czego się po nich spodziewał. Żartowali, plotkowali i drażnili się z nim. Kilkoro z nich podchodziło do niego z pytaniami o jego nowe „super moce”. Niektóre z nich wydawały się być naprawdę fajne i razem z Ronem spisali całą listę, żeby móc ją potem pokazać Hermionie.

— Och, to jest niezłe! — wykrzyknął rudzielec, gdy pierwszoroczny Krukon, uciekł nie czekając na odpowiedź. — Mam nadzieję, że możesz przechodzić przez ściany. Pomyśl ile szlabanów można uniknąć. To nawet lepsze niż laser w oczach.

— Połowa tych mocy nawet nie brzmi prawdziwie. — Harry zmarszczył brwi, zapisując ją na listę. — Ciekaw jestem skąd ludzie czerpią inspiracje.

Powstały też piosenki. Kilkoro Ślizgonów chodziło po korytarzach podśpiewując, gdy tylko był w zasięgu słuchu. Inni wymyślili przezwiska takie jak „księżniczka” i „wróżkowy chłopiec”. To ostatnie dość dobrze się przyjęło i po popołudniu wszyscy Puchoni wołali na niego jakąś odmianą „wróżka”.

To całe zamieszanie wokół jego osoby było wyczerpujące i gdy dzień miał się już ku końcowi, Harry usiadł na jednym z foteli w Pokoju Wspólnym, nie mając zamiaru więcej się z niego podnosić. Jego Gryfoni wciąż byli w szoku i nie traktowali go zbyt źle. Tylko Collin wciąż pytał, czy Harry może pokazać mu swoje skrzydła, by mógł zrobić chociaż jedno zdjęcie.

— Wybacz, Collin, ale nie zrobię tego. Nie pokażę ci skrzydeł. Wciąż jestem tylko Harrym i posiadanie skrzydeł tego nie zmienia. Chcę być traktowany tak jak przedtem, więc skrzydła pozostaną w ukrycia. To tylko ja — powiedział, wiedząc że słucha go cały Pokój. Był normalny. No, tak normalny jak tylko Harry Potter może być, ale zawsze. W tej samej chwili do środka weszła dwójka jego przyjaciół. Ha! Był uratowany. Ale gdy zobaczył wyraz twarzy Hemiony przestał się tak cieszyć. Wyglądała na podekscytowaną. Ron, z drugiej strony, miał dość niepewną minę.

— O co chodzi? — zapytał, kiedy podeszli bliżej.

Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i podeszła do niego szybko. Nie jest dobrze.

— Och, Harry, tu jesteś — wyszeptała. — Musimy porozmawiać. Mam dla ciebie ważne informacje z tej książki. Chodź szybko. — Pociągnęła go za rękę i ruszyła ku wyjściu. Ron ruszył za nimi.

— O co jej chodzi?

— Nie mam pojęcia. Poszedłem do biblioteki, żeby ją znaleźć i się pouczyć, a ona…

— Chciałeś się z nią pouczyć? — Harry zmrużył sugestywnie oczy, a rudzielec oblał się rumieńcem.

— Nie powiedziałem czego chcę się uczyć. W każdym razie, gdy tylko tam wszedłem, chwyciła mnie i zaciągnęła tutaj.

— Cicho bądźcie i chodźcie za mną.

— Tak, psze pani — powiedzieli równocześnie, próbując dorównać jej kroku.

* * *

— Po co to wszystko? — zapytał brunet, przyglądając się jak Hermiona rzuca kolejne zaklęcie wyciszające i blokujące w pustej klasie, gdzie się znajdowali. — I tak wszyscy wiedzą czym jestem.
— Chcesz zachować prywatność, czy nie?

Och, nie podobało mu się to. Ani trochę. Poluzował lekko krawat, siadając na najbliższym krześle.

— Tak, chcę. Powiesz nam wreszcie, o co chodzi?

Rudzielec usiadł obok niego i z uwagą przyglądali się dziewczynie, która krążyła po pomieszczeniu w tę i z powrotem.

— Książka Lorda McTorninga jest naprawdę fascynująca. Wygląda na to, że był towarzyszem Diligariana i postanowił spisać swoje doświadczenia i obserwacje związane z tą rasą. Żył jeszcze w czasach, gdy Anglosasi po raz pierwszy…

— Miono, jaki to ma związek z Harrym?

Harry sam miał to pytanie na końcu języka, ale nie chciał irytować Hermiony. W końcu tylko ona potrafiła odczytać książkę.

— W porządku, Ron. Mów dalej, Hermiono, proszę.

— Skoro tak ładnie prosisz, Harry — widzisz, Ronaldzie, taktu też można się nauczyć — przejdę od razu do sedna. Po pierwsze: skrzydła Diligarianów mogą zmieniać kolor. Dlatego ilustracja w książce różniła się od tego, co mamy w rzeczywistości. W książce Lorda są opisy i rysunki wszystkich typów.

— Co ma wpływ na tę zmianę?

— Głównie twój nastrój, ale też niektóre bodźce zewnętrzne.

— Super, więc jestem żywą pogodynką. Coś jeszcze?

— Co to pogodynka?

— Wytłumaczę ci to później, Ron. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego. Autor bardzo dużo czasu poświęca opisom swojej towarzyszki, którą nazywa Śnieżką.

— Przestań mówić o towarzyszach, proszę — wymamrotał Harry.

— Cicho bądź. Jeśli otrzymałeś cały spadek, a nie tylko część, możesz otrzymać specjalne moce jak…

— Laser w oczach?

— Co? Laser w oczach? Skąd bierzesz takie pomysły, Ron? — Dziewczyna była coraz bardziej zirytowana tym ciągłym przerywaniem.

— No… Ludzie pytali mnie o różne moce, które mogę mieć i zrobiliśmy listę.

— Pokażcie mi ją.

Gryfon wyciągnął kartkę z kieszeni i podał swojej bystrej przyjaciółce. W myślach prosił swoje dobre duchy o jakieś fajne umiejętności, ale nagle Hermiona zaczęła się śmiać. To nie był dobry znak.

— Nie masz nic z tej listy — oznajmiła, oddając ją. — Skąd ludzie mają takie pomysły? Z komiksów? Połowa z tych „mocy” jest głupia i bezużyteczna.

— Hej! — wtrącił Ron. — Laser w oczach nie jest głupi. I na pewno nie bezużyteczny.

Dziewczyna westchnęła.

— Harry, jeśli otrzymałeś cały spadek, będziesz mógł widzieć aury oraz łączyć się z naturą.

— Uch… — Harry czuł się zagubiony. Ron, co najdziwniejsze, nie.

— I w czym, do diabła, mu się to przyda? Co w ogóle znaczy „łączyć się z naturą”? Jak dla mnie brzmi jak kupa chorych bzdur!

— Nikt nie pyta cię o zdanie, Ronaldzie. Aura symbolizuje ludzką siłę życia. Diligarianie potrafili je widzieć i czerpać z nich informacje. A kontakt z naturą może oznaczać bardzo wiele rzeczy. Być może będziesz posiadał umiejętność hodowli roślin.

— Już to umiem. Nazywamy to ogrodnictwem.

— Nie w ten sposób. Z tego, co mówi McTorning, Śnieżka potrafiła wyhodować coś, kładąc po prostu dłoń na ziemi.

— Super, czyli jestem jak nawóz do roślin. Czy ten… kontakt ma jeszcze jakieś znaczenie?

— Na razie wiem tylko to.

— Czyli na pewno zostanę ulubionym uczniem profesor Sprout. A czy było coś jeszcze o transformacjach?

— Śnieżka była taka od urodzenia. Nie dostała spadku, ale związek z dojrzewaniem ma chyba spore znaczenie. Czemu?

— Chciałbym wiedzieć dlaczego tak się skurczyłem, a potem znów urosłem.

— A urosłeś?

Oczywiście, że urósł! Może i wciąż był niski, ale sięgał Ronowi prawie do karku i był niemal równy z Hermioną.

— A nie zauważyłaś?! Urosłem prawie trzy cale w tę noc, gdy… dostałem skrzydła.

— Myślę, że skrzydła przyciągnęły całą naszą uwagę, Dzwonku — wtrącił Ron.

— Może i tak, ale urosłem. — Harry wstał, aby to potwierdzić.

— Mogę dać ci tylko suchą teorię, Harry i to w zasadzie dlatego cię tutaj ściągnęłam.

Harry opadł z powrotem na siedzenie i potarł twarz dłońmi. Świetnie. Więcej faktów.

— Pewnie. Dawaj co masz — powiedział, znów na nią patrząc.

— Kwestia twojego towarzysza.

To nie będzie przyjemne. Harry nie odzywał się mając nadzieję, że Hermiona od razu porzuci ten temat. Chyba go jednak nie zrozumiała.

— Gdy Diligarian osiąga dojrzałość staję się… „świadomy” faktu posiadania towarzysza. To dzięki niemu uzyskuje pełnię swoich mocy, bo do tego momentu pozostaje w tak zwanym letargu. Brzmi znajomo?

Niestety tak. Brunet skinął głową, nie ufając swoim strunom głosowym. Ten fakt wprawiał go w zdenerwowanie i potrzebę zrobienia czegoś z dłońmi; teraz zaczął skubać sweter.

— Wydaje mi się, że przez to, że nie miałeś kontaktu z towarzyszem zaraz po swoich urodzinach i musiałeś tyle czekać, twoje ciało skurczyło się zbyt dużo. Jednak zaraz po kontakcie, wróciło do niemal prawidłowego wzrostu.

No i ma swoją odpowiedź. I chyba wystarczy tego jak na jeden dzień. Wstał i udając zmęczenie, ruszył w stronę drzwi.

— No to wszystko już wiemy. Jestem chodzącym nawozem i pogodynką w jednym. Wracajmy już do Pokoju Wspólnego i…

— Nie tak szybko, Harry Jamesie Potterze.

Oho, użyła drugiego imienia. Dlaczego w takich sytuacjach zawsze używa się tego imienia? Ron uśmiechał się perfidnie, bo to nie jego imię zostało powiedziane tonem wściekłej Hermiony. Odwrócił się, mając nadzieję, że i tym razem pomoże mu mina zbitego szczeniaczka.

— To nie zadziała. Siadaj na miejsce.

Fantastycznie. Harry wrócił na swoje krzesło. Zerknął na rudzielca, który wciąż uważał, że to jest strasznie śmiesznie, iż tym razem to nie jego tyłek jest w kłopotach. Hermiona odkaszlnęła, przyciągając ich uwagę. Przysunęła sobie własne krzesło i usiadła po prawej stronie Harry’ego.

— Kontynuując, uważam, że twoja transformacja nie przebiegła prawidłowo, ponieważ miałeś zbyt mały kontakt ze swoim towarzyszem. Musisz mu powiedzieć o wszystkim, żeby ustabilizować więź.

Harry nie był pewien, co Hermiona ma na myśli mówiąc o „więzi”, ale pamiętał wystarczająco z lekcji Opieki, żeby się zarumienić.

— Hermiono — zaczął — wiesz, że w tym zamku jest ponad setka ludzi. Szanse na znalezienie potrzebnej mi osoby są naprawdę…

— Myślę, że już wiem, kto nim jest.

Harry zamrugał kilka razy. W głębi serca spodziewał się tego, ale wciąż cholernie bał się odpowiedzi.

— Kto? — zapytał w końcu.

— Profesor Snape.

I znów zapadła cisza. I nie była to dobra cisza, ani taka gdzie kontempluje się coś wspaniałego. To była cisza, która mówiła wszystko za nich. Chłopcy gapili się na nią przez chwilę, próbując przyswoić sobie te cztery sylaby. Gdyby się postarali, mogliby usłyszeć Irytka buszującego w zbroi trzy piętra wyżej.

— Wybacz, Hermiono — odezwał się w końcu Ron. — Czy mogłabyś powtórzyć? Bo wydaje mi się, że zupełnie zwariowałem. — Pocierał ucho, jakby ktoś go w nie uderzył.

— Profesor Snape jest towarzyszem Harry’ego.

— Rozumiem — powiedział spokojnie. Po chwili wybuchnął: — CO TAKIEGO?! NIE MA MOŻLIWOŚCI, ŻEBY SNAPE BYŁ JEGO TOWARZYSZEM! CZYŚ TY OSZALAŁA?!

— Nie krzycz, Ron! Profesor Snape ma pełne prawo, żeby nim być. Harry jest pobudzony, gdy tylko się do niego zbliża, a jego największa transformacja miała miejsce zaraz po ich szlabanie! Czy stało się wtedy coś szczególnego, Harry? — Dwie pary oczu — jedne spokojne, a drugie rozjuszone — spojrzały na niego.

Harry był w lekkim szoku. Snape… Severus… nie mógł być jego towarzyszem. Prawda? Powrócił pamięcią do piątku. To żenujące beknięcie, prośba o przyjaźń, uścisk dłoni… Uścisk dłoni.

— Spytałem go, czy chce być moim przyjacielem. Uścisnęliśmy dłonie i poczułem coś w rodzaju… impulsu — odpowiedział, spuszczając głowę. Nie zauważył przez to otwartych ust Rona i małego uśmieszku Hermiony.

— Myślę, że to wystarczający dowód. Teraz musimy tylko…

— Czekaj chwilę! — Ron nie miał zamiaru poddać się bez walki. Ktoś musi tu być głosem rozsądku. — Harry nie może być ze Snape’em. Koleś jest wredny, tłusty, obrzydliwy i…

— Wcale nie! — Harry poderwał gwałtownie głowę. — Nie masz prawa tak o nim mówić! — Zły ruch, Harry. Uśmiech dziewczyny poszerzył się jeszcze bardziej. Ron był bliski ataku paniki.

Lubisz gnoja?

Słowa te spotkały się z gwałtownym „Ronaldzie Billiusie Weasley, uważaj, co mówisz!” i „On nie jest gnojem!”.

— Dobra, dobra. Przepraszam. Lubisz Snape’a, Harry?

Brunet zaczął się wiercić.

— Nie wiem. To wszystko zaczęło się tak nagle. Przykro mi, jeśli ci to przeszkadza.

— To jest… nie wiedziałem, że jesteś gejem. — Ron przypominał teraz balon, z którego nagle spuszczono powietrze.

— Ja też — powiedział cicho Harry. — Jesteś zły? — Nie chciał się do tego przyznać, ale był bliski płaczu. To był Ron. Jego pierwszy i najlepszy przyjaciel. Jeśli go teraz znienawidzi, to naprawdę…

— Nie.

— Huh?

— Nie jestem zły. Tylko zszokowany tym, że wybrałeś nietoperza z lochów za swojego…

— To nie on wybrał — wtrąciła Hermiona. — To kwestia przeznaczenia.

— A więc jak już mówiłem: nie jestem wściekły. Jesteś moim najlepszym kumplem. Może i nie masz dobrego gustu, ale…

— Nie powiem mu o tym. — Harry nagle zrozumiał, co mówiła przyjaciółka. To „przeznaczenie”. On nie miał z tym nic wspólnego. Przeznaczenie kierowało całym jego życiem. Miał nadzieję, że po wojnie skończą się te wszystkie głupie przepowiednie i inne bzdury, ale nie. Znowu „coś” mu mówi, że nie ma wyboru. Że Severus nie ma wyboru. Mężczyzna miał swoje własne życie, a teraz Harry ma tak po prostu wpaść i powiedzieć: Hej, twoim przeznaczeniem jest spędzenie życia z głupim, brzydkim i niedojrzałym dzieciakiem! Miłej zabawy. Na pewno nie. Dopiero co zostali przyjaciółmi.

— Ale, Harry, musisz! Jeśli jest twoim towarzyszem, ma prawo o tym wiedzieć.

— Nie. Masz rację, Hermiono, to przeznaczenie. Zero wyboru. A gwarantuję wam, że jeśli Severus miałby wybór, na pewno nie byłbym nim ja.

— Ale co z tobą? — zapytał Ron.

— Stary, dwie minuty temu byłeś skłonny go przekląć, a teraz sam mnie do niego przekonujesz?

— Nie lubię go, to fakt, ale tutaj nie ma to nic do rzeczy. Nie wolno bawić się z tym rodzajem magii i wiem wystarczająco dużo, żeby powiedzieć, że tylko ze swoim towarzyszem będziesz w pełni szczęśliwy. Pal licho, że to Snape.

— Brawo, Ron, niemal ci się udało — powiedziała Hermiona, chwytając dłoń Harry’ego. — Chodzi o to, że jeśli nie powstanie między wami więź, znów będziesz markotny, przygnębiony… możesz nawet umrzeć. Profesor Snape również może odczuwać podobne skutki.

— To brzmi jak niezły melodramat, nie uważacie? — próbował zażartować, jednak nikt się nie zaśmiał.

— Ale to prawda. Trzymanie tego w sekrecie pogorszy sprawę. No i nie masz pewności, co do reakcji profesora.

Nie, nie miał. Ale za to miał dobre wyobrażenie. Latające fiolki i bardzo Snape’owski, zdegustowany głos, syczący odmowę. To nie miało żadnych szans na powodzenie.

— Przyrzeknij nam, że mu powiesz.

Harry przyjrzał im się uważnie. Mieli rację, co do faktu, że Severus miał prawo wiedzieć. Byli przyjaciółmi, a przyjaciele nie mają między sobą sekretów. Prawda?

— Obiecuję, że powiem mu, gdy tylko będę miał okazję.

* * *

— Profesorze, czy mogę z panem porozmawiać? — zapytał Harry, podchodząc do biurka Mistrza Eliksirów następnego dnia tuż po zajęciach. Dzisiaj robili maści lecznicze, które miały być niebieskie. Harry’emu wyszedł pomarańcz. Poza tym pachniała jak trociny.

— Tak, Potter, o co chodzi?

— Um, sir, chciałem z panem porozmawiać o… eee…

— Mów, chłopcze. Za chwilę mam lekcję. — Gdyby nie błysk w oczach, Harry powiedziałby, że mężczyzna jest w pełnym Snape’owskim nastroju.

Teraz albo nigdy.

— Sir… — No dalej, szybciej. — Czy mógłby mnie pan podszkolić w eliksirach? Wydaje mi się, że niezbyt wszystko rozumiem.

Co takiego? Nie to chciał powiedzieć! Zerknął przez ramię i zauważył kilkoro Puchonów, ustawiających swoje kociołki. Zero prywatności. A więc wyszło na dobre; zbyt wiele podsłuchujących uszu. Powie mu, gdy będą sami.

Severus uniósł brew w niemym pytaniu.

— Czy dobrze zrozumiałem, Potter? Chcesz mieć dodatkowe lekcje eliksirów?

Nie dobrze. Teraz jest zażenowany.

— Nie nazwałbym tak tego, sir. Wiem, że potrzebuję pomocy i o nią proszę — powiedział cicho, wpatrując się w pióro leżące na biurku Severusa i błagając, by zaczęło tańczyć do najnowszego przeboju Jęczących Wiedźm. Wszystko, by odciągnąć uwagę mężczyzny od jego czerwonej twarzy.
Severus przyjrzał mu się uważnie zastanawiając się, czy to nie jest jakiś wyjątkowo głupi dowcip. Być może była to wymówka, żeby spędzić razem więcej czasu i poznać się jako przyjaciele. To pasowało do Gryfona; jednak młody człowiek, taki jak Harry, nie powinien tracić czasu z takim starym mężczyzną jak on. Będzie musiał znaleźć sposób, żeby to przerwać. Tak by nikt nie czuł się winny.

— Muszę powiedzieć, że pochlebia mi pan, panie Potter. Zgadzam się. Raz w tygodniu mogę panu pomóc i być może pod koniec roku będzie pan miał choć cień szansy, by zdać egzaminy. Jestem wolny w każdy piątkowy wieczór.

Żaden normalny siedemnastolatek nie poświęci wolnego piątku.

— Dobrze, sir. — Harry wciąż gapił się na pióro.

A więc wyglądało na to, że on nie jest normalnym siedemnastolatkiem. Severus nie miał pojęcia, co jest przyczyną tej nagłej zmiany. Potter może i był nieśmiały, ale nigdy apatyczny. Do klasy wchodziło coraz więcej uczniów. Musiał się śpieszyć; jeśli Gryfon chciał poświęcić swoje wolne wieczory — niech tak będzie. Może Severusowi w końcu uda się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

— Bardzo dobrze. Zaczniemy od tego piątku, panie Potter.

— Tak jest, sir. — Harry odwrócił i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.

Wtedy mu powie. Na pewno.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b
Powrót do góry Go down
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 29 Lip 2021, 20:28

Dla mnie to był najlepszy rozdział do tej pory. Prawdziwie zabawny, ale nie w takim przeraźliwie chichoczącym, nieco upokarzającym stylu, kiedy to piszczy się z uciechy, ale jak ktoś zapyta, to macha się ręką, by nie musieć używać zwrotu "Wróżek Harry", tylko takim... fajnym XD Odzywki Rona i Harry'ego dosłownie zabijają, ich dialogi to istne perełki, i nie było tutaj nic wymuszonego czy sztucznego. Oczywiście sytuacja z byciem Wróżkiem daleka jest od normalnej, ale takie swobodne podejście do tematu, lekkość pisania humorystycznych dialogów bez "przegięcia" w żadną stronę, naprawdę robi swoje. Dosłownie wsiąkłam w ten rozdział i jest mi przykro, że się skończył. Teraz mam chęć sięgnąć po dalszy ciąg, niemal tak, jakbym nie wiedziała, co tam się zaraz wydarzy Razz I chociaż Snape daleki jest od kanonicznego, to błyszczaca od przepełniającej ją mądrości Granger i obawy Pottera przed narzucaniem się Severusowi tuz po tym, jak postanowili być przyjaciółmi, HA, naprawdę wygrywają, i przywiązują mnie do tego opowiadania. Relacja w Proroku też zasługuje na uwagę, podobnie jak obrażony Malfoy i reakcja Severusa na skrzydła Pottera. Cały ten tekst to jeden wielki Moment, taka długa okazja do radości xD

Bardzo się cieszę, że tu jesteś, carietto, takie teksty to skarb, i dziękuję ci za to, że się nimi tutaj z nami dzielisz. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, chyba wytrzymam do twojej publikacji Razz


Ostatnio zmieniony przez Salomanka dnia Pią 30 Lip 2021, 01:47, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fia.
Team Villains
Team Villains
Fia.


Female Wiek : 33
Skąd : Poznań
Liczba postów : 410
Rejestracja : 23/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 29 Lip 2021, 23:29

Pacu pac

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] 185163a92861cff084f0f519850b7927a8896c81_hq

Powrót do góry Go down
Alexandrine
Team Villains
Team Villains
Alexandrine


Female Wiek : 31
Skąd : Ostrów Wielkopolski
Liczba postów : 225
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyCzw 29 Lip 2021, 23:33

Awww! <3 Jak zawsze! Świetny rozdział!
Podoba mi się, że ich przyjaźń jest na razie niepewna, powoli dopiero rozeznają się w byciu przyjaciółmi, powoli dzieje się to, a nie od razu "przeszłości nie ma, przyjaźń po grób". Zdecydowanie lepiej to do nich pasuje ; ) I super, że pokazuje to też z perspektywy Severusa, a nie tylko Harrego. Bardzo cieszę się, że Harry sam powiedział o dziedzictwie, to ważna rzecz w przyjaźni: szczerość i dzielenie się "sekretami".
Co do bycia towarzyszem, Hermiona jest czasem zbyt spostrzegawcza, ale z drugiej strony tyle obserwowała Harrego by odkryć kim jest, że nic dziwnego by odkryła w których momentach Harry staje się pobudzony i żywszy bardziej. W sumie to dobrze, w końcu szczęście tej dwójki to nasz priorytet. Uwielbiam Rona za w sumie całkiem niezłe pogodzenie się z faktem, że A: Harry jest gejem, B: jego towarzyszem jest Snape. Brawo Ron, pięć punktów dla Gryffindoru! A sam Harry, czy można mu dziwić się, że średnio lubi przeznaczenie, skoro póki co przynosiło samą śmierć i poświęcenie?

Weny!

Alexa

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Już niedługo powiem: „Dzień dobry Harry”, a ty z uśmiechem odpowiesz: „Witaj w domu Draco”.
Powrót do góry Go down
mea
Skryba
Skryba



Female Wiek : 39
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 3
Rejestracja : 01/08/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyNie 01 Sie 2021, 15:27

Jak dobrze że mam swój egzemplarz Wróżka wydrukowany i zbindowany, leżący w szufladzie, gotowy by go znowu przeczytać 😁 a ostatni raz to czytałam ładnych parę lat temu. Technicznie jest trochę niedociągnięć ale czy mi one przeszkadzają? Otóż przy tak kwikogennym jak to nazwala Salomanka fiku i ze świadomością kiedy to było tłumaczone, zupełnie nie! Oczywiście Severus jest tu tak bardzo nieseverusowy jak to tylko możliwe ale sama wiesz jaki mam sentyment do tego tekstu. Humor, fluff i towarzysze, niczego więcej mi dziś nie potrzeba 😁

Alexandrine and Salomanka like this post

Powrót do góry Go down
JokerFox.
Team Villains
Team Villains
JokerFox.


Female Wiek : 29
Skąd : Poznań
Liczba postów : 846
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyPon 02 Sie 2021, 21:22

Klep, jutro wszystko wyedytuje, obiecuje!

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

What good comes of something
When I'm just the ghost of nothing, nothing?
I'm just the man on the balcony
Singing "nobody will ever remember me"
(...)
A
composer but never composed
Singing "I only want what I can't have"
I only want what I can't have.


~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] TnTYADJ
Powrót do góry Go down
https://imaginarium.forumpolish.com
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyWto 03 Sie 2021, 21:27

Rozdział V – Debiut

Życie człowieka składa się z nieprzerwanych i powiązanych ze sobą momentów. Mogą być one duże lub małe; mogą zmieniać nasze życie lub być kawałkiem codziennej nudy. Chodzi o to, że to, co tworzy nasz świat, nigdy nie będzie niczym innym niż czymś szybkim i przelotnym i nigdy nie będzie miało nic wspólnego z hierarchią całego wszechświata. To tylko moment. Postrzeganie upływu czasu tej chwili zależy od konkretnej osoby. To, co dla jednego jest całym tygodniem, dla drugiego może minąć szybciej niż mrugnięcie okiem. Przecież często można usłyszeć: „Pamiętam jakby to było wczoraj”, „Kiedy ty tak urosłeś?”, „Przysięgam, że kładłem tu niedawno gazetę… och, to było trzy tygodnie temu? Nieważne.”. Te wypowiedzi mają za zadanie nam przypominać, że takie momenty mijają nas, nawet się nie żegnając. Ale zmieniliśmy temat — filozoficzne rozważania i teorie nie są dobrą próbą wyjaśnienia obecnej trudnej sytuacji Harry’ego.

W jakiś sposób, prawdopodobnie przez jakieś dziwne przemieszczenie się gwiazd w kosmosie, czas pomiędzy wrześniem i końcem października skurczył się do jednego dnia. Tylko tak nasz bohater mógł wyjaśnić to, że nim się obejrzał, nadszedł czas na świętowanie Halloween. Minęły już dwa miesiące. Jak? Gdzie ten czas uciekł?

A nie robił z nim nic takiego szczególnego. Szkoła, kilka innych zajęć i przyjaciele.
Właśnie — nauka zabrała mu go najwięcej, ponieważ wyglądało na to, że nauczyciele wymagają coraz więcej — a może to była Hermiona, która już zaczęła nakłaniać ich do nauki do końcowych egzaminów? I bardzo często ich wieczory były poświęcone na powtórki i pisanie prac.

Poza tym były jeszcze treningi quidditcha. Dzisiaj był pierwszy mecz sezonu — Lwy kontra Kruki — i przygotowywali się do niego jak szaleni. Harry, pomimo że nie był najstarszy, został kapitanem drużyny ze względu na swój staż w zespole. Na początku nie było zbyt różowo, ale po upływie czasu zaczęli się docierać i mają już na swoim koncie kilka świetnych meczy. W tym roku byli w fantastycznej kondycji, ale nie chciał spoczywać na laurach.

I gdyby tylko potrafił w jakiś sposób zmusić swojego obrońcę do zjedzenia śniadania.

— Wszystko będzie dobrze, Ron. Na ostatnim treningu radziłeś sobie świetnie i teraz na pewno będzie tak samo — powiedział, próbując pocieszyć przyjaciela. Ron nie jadł, a gdy Ron nie jadł — coś było nie tak.

— Ale wiesz przecież jak bardzo się denerwuję! Poza tym dodaj sobie fakt, że w zeszłym roku w ogóle nie graliśmy z powodu wojny. Jestem pewien, że zlecę dzisiaj z miotły — jęknął żałośnie rudzielec. Podniósł z talerza kawałek bekonu, przyjrzał mu się i odłożył z powrotem. To było poważne. Ron nigdy nie odmawiał mięsu, a odkąd Harry stał się wegetarianinem uznał, że musi zjeść wszystkie jego racje w tym zakresie. Nazywał to obowiązkiem prawdziwego, mięsożernego ssaka.

Zazwyczaj takie zmiany w jadłospisie były przyczyną bardziej poważnych problemów. Weźmy na przykład Harry’ego. Weasley na pewno nie zmieniał się w magiczną kreaturę, więc od razu nasuwa się logiczny fakt (albo nielogiczny, zależy kto jak na to patrzy), że Ron był zbyt zdenerwowany, by cokolwiek jeść. Potter musiał szybko coś wymyślić, jeśli chciał mieć dzisiaj obrońcę w drużynie.

— Słuchaj, wiesz przecież, co masz robić. Udawaj, że to trening i że nikt nie patrzy.

— Byłoby świetnie, Harry, gdyby nie to, że będą tam tłumy wrzeszczących ludzi na trybunach i prawie wszyscy pamiętają mecz na piątym roku. Już teraz słyszę „Weasley jest naszym królem”. — Ron pozieleniał lekko i Harry próbował przypomnieć sobie, co jego przyjacielowi udało się zjeść. Bułeczka i trochę jajek… fuj, nie chciał oglądać tego drugi raz. Może Hermiona będzie miała jakiś eliksir. Gdzie jest ta dziewczyna, gdy jej chłopak potrzebuje wsparcia?

Oho, o wilku mowa. Panna Granger właśnie weszła do Wielkiej Sali. W pomieszczeniu były tylko drużyny grające dziś mecz, ponieważ oni musieli wstać wcześniej oraz kilka innych postronnych osób. Hermiona zawsze schodziła życzyć im powodzenia; podeszła do nich, zajmując miejsce przy Ronie.

— Co z tobą? — zapytała, biorąc grzankę.

— A jak myślisz? — odparł szybko Harry. Nie chciał, aby Ron otwierał teraz usta; wciąż wyglądał na chorego. — Boi się meczu.

— Na pewno nic nie złapię! — Rudzielec rzucił na stół trzymane w ręku ciasteczko.

Gryfonka myślała przez chwilę, a potem jej twarz rozjaśniła się dziwne. Harry nie był pewien, ale mógł przysiąc, że Krzywołap robi dokładnie taką samą minę, gdy upoluje mysz. Hermiona nachyliła się i zaczęła szeptać do ucha Rona. Było to zachowanie, którego Potter nigdy wcześniej nie był świadkiem. Bladość zniknęła z policzków rudzielca, zastąpiona przez czerwone rumieńce; wyszczerzył się nagle i zaczął pochłaniać śniadanie ze swoją zwyczajową werwą.

— Czy chcę wiedzieć, co mu powiedziałaś?

— Dałam mu tylko kilka powodów dla złapania kafla. — Hermiona wciąż wyglądała jak swój kot, spokojnie jedząc grzankę.

— Wiedziałem, że nie chcę wiedzieć. — Potter sam lekko się zarumienił, a jego dłoń automatycznie przygładziła włosy. Był to zwyczaj, który wyniósł z domu Dursleyów i robił tak zawsze, gdy się zdenerwował. Nie do końca udało mu się od tego odzwyczaić, chociaż był już całkiem blisko. Powrócił do tego dwa tygodnie temu, kiedy na jaw wyszła kolejna cecha jego magicznego spadku.

Jego włosy zmieniły kolor na zielony. No dobra — może nie w całości, ale końcówki lśniły zielenią, która mogła konkurować z wiosenną trawą. Mówiono mu, że pasuje mu to do oczu. Urodzeni w mugolskich rodzinach przyjaciele, mówili, że ma fryzurę jak punk. Osobiście mu to nie przeszkadzało, chociaż wątpił w to, że wygląda jak punk. To była jedna z normalniejszych zmian, które zaszły w ostatnim czasie. Chodziło o to, że większość myślała, że pofarbował sobie włosy, by ściągnąć na siebie jeszcze większą uwagę. Bo oczywiście zmiana musiała zajść wtedy, gdy plotki zaczęły cichnąć. Świetne wyczucie czasu, doprawdy. Bycie w ciągłym centrum zainteresowania było ostatnim, czego Harry chciał, ale nie potrafił udowodnić, że nie zrobił tego specjalnie. Książka McTorninga nigdzie nie wspominała o zmianie koloru włosów. Hermiona nazwała to czymś unikatowym i specjalnym. No cóż, bardziej popularnym zwrotem, którym się do niego zwracano było teraz „żałosny wróżek”.

Tak naprawdę to po szkole zaczęły krążyć plotki, że Harry wymyślił cały ten spadek. Nigdy nie pokazał skrzydeł. Mógł zoperować sobie wzrok i zmienić fryzurę. Cały ten spisek został dokładnie przedstawiony w ostatnim wydaniu Proroka, ale Potter przestał się już tym wszystkim przejmować. Jeśli życie czegoś go nauczyło, to jednego — ludzie zawsze będą gadać. Miał dziwne przeczucie, że gdyby wokół jego osoby nie działo się nic dziwnego powstałyby plotki w stylu: Chłopiec — Który — Przeżył jest zbyt normalny! Na pewno ukrywa jakiś sekret. Może to rodzina trytonów trzymana po to, by ich śpiew doprowadzał małe dzieci do szaleństwa. Albo coś w tym rodzaju.

— Harry?

— Hmm? Wybacz, Hermiono, byłem gdzie indziej. Mówiłaś coś?

— O czym myślałeś?

— O trytonach.

— Huh?

— Nie ważne. Co chciałaś?

— Mówiłam, żebyś nie gładził tak włosów. W ten sposób nie zetrzesz tego zielonego koloru.

Harry opuścił dłoń; nie zdawał sobie sprawy, że wciąż to robił.

— Hej! To dobry pomysł — powiedział Ron z ustami pełnymi jedzenia. Ignorując syknięcie Hermiony, kontynuował: — Tego jeszcze nie próbowaliśmy, a przecież używaliśmy chyba wszystkich możliwych zaklęć. Chodź tutaj, może mi się uda to zetrzeć.

— Dzięki, ale nie, stary.

— No chodź, zawsze warto spróbować — nalegał rudzielec.

— Doceniam twoje starania, Ron, ale wydaje mi się, że ta metoda nic by nie dała, nawet gdybym wcześniej wsadził głowę do toalety i spuścił wodę.

— Och, to też jest dobre!

— Wracaj do żarcia, kretynie. — Harry rzucił w niego kawałkiem jabłka, samemu śmiejąc się cicho. Zerknął na Hermionę; dziewczyna patrzyła na niego zamyślona. Uch, wyglądało na to, że nadchodziły kłopoty lub zmiana nastroju rozmowy. Zależy co wypadnie pierwsze.

— Czy rozmawiałeś na ostatniej lekcji z profesorem Snape’em? — zapytała i Harry dokładnie wiedział, o co jej chodzi. No to mamy zmianę nastroju. Cudownie.

Gryfon westchnął. Dziewczyna zadawała to pytanie od czasu, gdy zaczął brać dodatkowe lekcje eliksirów. Obiecał, że powie mężczyźnie wtedy, kiedy będzie mógł. Okazji miał do tego wiele, ale jego umysł zawsze wymyślał jakąś wymówkę, by uniknąć wyjawienia Snape’owi, że jest jego towarzyszem.

— Nie, ponieważ był zajęty. Sprawdzał testy i nie chciałem mu przeszkadzać.

— To jedna z najbardziej żałosnych wymówek, Harry — powiedziała, kręcąc głową. — On zawsze je sprawdza. Musisz mu powiedzieć. Obiecałeś.

— Wiem, wiem, że obiecałem i zrobię to. Naprawdę. — Zaczął jeść jabłko, mając nadzieję, że Hermiona da mu spokój. Odetchnął z ulgą, gdy ona również wróciła do swojego śniadania. Wiedział, że później znów go o to zapyta, ale lepsza krótka chwila wytchnienia niż żadna.

Pomijając fakt, że dodatkowe lekcje eliksirów narodziły się z chęci uniknięcia dziwnej rozmowy, Harry musiał przyznać, iż są bardzo przydatne. Zarówno jego przyjaźń z Severusem, jak i zdolności w tej dziedzinie uległy znacznej poprawie.

Wszystkie opierały się na podobnych zasadach. Harry stawiał się na zajęcia i rozstawiał swój sprzęt, a Severus dawał mu eliksir do opracowania; zazwyczaj ten, którego sporządzanie oblał w przeszłości (a było ich sporo, z tego co udało mu się do tej pory zauważyć.). Przez następne godziny pracował nad nim, zadając co jakiś czas pytania, na które zawsze otrzymywał odpowiedź lub książkę, w której mógł ją znaleźć. Kiedy kończył, Severus, w swoim nauczycielskim tonie, krytykował jego pracę i proponował sposoby jak ją ulepszyć. Zawsze znalazł w niej coś złego; nawet, jeśli eliksir wyglądał dokładnie tak samo, jak opisywał go podręcznik.

Jego ulubionym komentarzem było: Brak ci finezji. Maltretujesz ten eliksir zamiast go mieszać.

W końcu bałagan był sprzątany. Zazwyczaj Severus robił to za pomocą różdżki, sprawiając po prostu, że eliksir znikał z kociołka. W takich momentach Harry zastanawiał się, gdzie lądują rzeczy, których zniknięcie spowodowała magia. Muszą przecież gdzieś lądować. Wyobrażał sobie zazwyczaj jakiś alternatywny wszechświat, w którym jakiś zwykły człowiek idzie ulicą, rozmyślając o swoich sprawach, kiedy nagle spada mu na głowę kociołek mazi. To musi być okropne miejsce. Nigdy nikomu nie powiedział o tych rozmyślaniach.

Czasami jednak eliksir nie lądował na człowieku z innego wszechświata, a w butelkach, które Severus trzymał w swoim składziku. Wtedy Gryfon wiedział, że pomimo komentarzy profesora, wykonał dobrą robotę. To była dla niego wystarczająca nagroda.

Później, kiedy wszystkie prace zostały skończone i jeśli Severus nie był zajęty sprawdzaniem testów, rozmawiali ze sobą. Nie czuli się już z tym dziwnie, ale i tak opierały się one tylko na ogólnych tematach, typu: Jak minęły ci lekcje? lub Ładna dziś pogoda. Wciąż nie czuli się zbyt pewnie, żeby poruszyć poważniejsze rzeczy, ale również byli zbyt uparci by się do tego przyznać. Czasami Harry zostawał i cicho kończył resztę prac domowych z innych przedmiotów.

Więc sami widzicie, że nigdy nie było dobrej okazji, by powiedzieć mężczyźnie, że jest towarzyszem gigantycznego wróżka.

Gryfon pokręcił głową, próbując otrząsnąć się z tych wszystkich rozmyślań. Powie Severusowi. Kiedyś. Być może. Jak do tej pory nie widać żadnych efektów ubocznych, więc nie ma co się z tym spieszyć. Nikt nie umarł ani nie zwariował. Chyba. Czasami trudno to stwierdzić. Wciąż nie podobała mu się ta cała sprawa przeznaczenia. Jego życie nie pozostawiało mu zbyt wiele miejsca na samodzielne wybory, ale tym razem będzie inaczej. Jeśli nic złego się z tego powodu nie stało, Severus nigdy się nie dowie. Poza tym, co może być gorszego?

— Gotowy, Ron? — zapytał w końcu, wstając i biorąc swoją miotłę. — Powinniśmy iść już do szatni.

— Asne, chwylunię. — Weasley podniósł się, wpychając do ust ostatni kawałek grzanki. — Esztem otowy.

— Jasne stary. Zobaczymy się później, Hermiono.

— Wydzenia, ochanie!

— Powodzenia, będę wam dopingować! A Ty, proszę, pogryź to.

Gdy tylko wyszli z Wielkiej Sali, rudzielec chwycił kark Harry’ego i zaczął pocierać jego włosy.

Jednak zieleń pozostała na swoim miejscu.

* * *

— No dobra, chłopcy — powiedziała Hooch do kapitanów drużyn. Harry stał naprzeciwko Krukona, raczej posępnego siedmiorocznego o imieniu Jacobson. — Chcę, żeby to była ładna i czysta gra. Podajcie sobie dłonie i zajmijcie pozycje.

Gryfon wyciągnął rękę. To była część, której najbardziej nie lubił. Dlaczego nie mogli od razu zacząć latać? Jego przeciwnik odwzajemnił uścisk, śmiejąc się.

— Powodzenia, Wróżku — rzucił. Bardzo sprytnie.

— Tobie też — odparł Harry, wracając do drużyny i przewracając oczyma. Znani ze swojego sprytu Krukoni nie wymyślili mu jeszcze żadnej nowej ksywki. Czuł się trochę zawiedziony.

Po chwili kafel, tłuczki i złoty znicz zostały wypuszczone ze skrzynki. Harry zajął swoje stałe miejsce, trochę ponad resztą zawodników, by wypatrzeć małą piłeczkę i wykrzykiwać komendy swoim współzawodnikom. Drugi szukający, który nazywał się chyba Smith, był kilka metrów za nim, mając nadzieję, że uda mu się podążyć za Harrym, kiedy ten spostrzeże znicz. Wyglądał na lekko podenerwowanego, ale Gryfon był zbyt zajęty przyglądaniem się jak jego ścigający podają sobie kafla, by to zauważyć.

Szło im całkiem nieźle. Wyglądało na to, że Ron był dzisiaj w formie i Harry pomyślał, że będzie musiał podziękować potem Hermionie. Jak na razie prowadzili dwudziestoma punktami, 60:40. Nie było źle, ale mogło być lepiej. Harry czuł się lekko podenerwowany faktem, że był w tym roku kapitanem i szukającym jednocześnie. Teraz wiedział jak musiał czuć się Olivier. Spróbował skupić się na poszukiwaniach skrzydlatej piłeczki, kiedy głos Deana Thomasa zakomunikował:

— KOLEJNE PUNKTY DLA RAVENCLAWU!

Świetnie, teraz mają tylko dziesięć punktów zapasu. Zerknął na Rona, który radził sobie wspaniale i zauważył, że twarz przyjaciela jest równie czerwona jak jego włosy. Wyglądał na wściekłego. Harry domyślał się, że jest to gniew skierowany na niego samego.

— RON! Idzie ci naprawdę dobrze! Skup się na rozgrywkach i treningach; to dzięki tobie mamy przewagę! — krzyknął najgłośniej jak potrafił. Rudzielec zerknął na niego i posłał mu lekki uśmiech, powracając szybko do gry.

Ginny przejęła kafla i wymijała teraz zgrabnie przeciwnych ściągających oraz tłuczki. Była blisko, akurat na linii strzału i…

— DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU!

Wspaniale! To powinno sprawić, że Ron poczuje się lepiej i Harry mógł wrócić do poszukiwania znicza. Zgrabnie wyminął nadlatujący ku niemu tłuczek. Jeden z jego własnych pałkarzy, Anthony Bellman z piątego roku, wybił go z powrotem na stronę Krukonów.

Gra ciągle trwała. Potter nie był pewien, ale wydawało mu się, że musiało minąć około dwóch godzin. Gdzie był ten znicz? Na tablicy widniało 110:80 i obie drużyny były coraz bardziej zmęczone. Harry spróbował skupić się, szukając tego małego, cholernego…
Jest! Złoty błysk tuż przy krukońskich obręczach. Zawrócił ostro w prawo i wystrzelił w tamtą stronę, starając się wykorzystać maksymalną prędkość Błyskawicy. Po krótkiej chwili Smith podążył za nim.

Znicz zaczął od niego uciekać, kiedy tylko znalazł się blisko. Och, nie tak szybko; teraz, kiedy Harry miał go w zasięgu wzroku, nie było szans, żeby mu umknął. Ruszył za nim w pogoń i wkrótce problem wymijania innych zawodników zaczął bardzo mu przeszkadzać. O mały włos nie wpadł na Ginny, której długie, rude włosy dały mu pewność, że to ona i na jakiegoś ścigającego Krukonów. Tłum na trybunach krzyczał szaleńczo, co sprawiało, że adrenalina w jego organizmie krążyła coraz szybciej. Znicz uniósł się w górę i natychmiast opadł w dół, gdy tylko Harry podążył za nim. Nie ze mną te numery, pomyślał, błyskawicznie krzyżując nogi i pochylając się na swojej miotle, wyciągnął w jego kierunku rękę. Poczuł jak dłoń dotyka skrzydełek piłeczki i natychmiast zacisnął na niej palce. Udało mu się! Jednak nie dane mu było długo cieszyć się z tego faktu, ponieważ dwie sekundy później poczuł silne uderzenie w bok. Cholerny tłuczek.

Zaskoczyło go to tak bardzo, że rozluźnił nogi i poczuł jak coś z niego spada — jego ochronny, twardy kombinezon. To właśnie on musiał przyjąć największe uderzenie i tylko dzięki niemu wciąż był przytomny. Jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Nie wiedział, czy to z powodu adrenaliny, czy niebiosa wiedzą dlaczego, ale wszystko wydawało się nagle zwolnić swój bieg. Widział, jak jego miotła spada i nawet o tym nie myśląc, wyciągnął dłoń, pragnąc, by do niego wróciła. Błyskawica podporządkowała mu się i zawróciła, wracając do spadającego Gryfona.

Ach, tak. Wciąż spadał. I to bardzo szybko. Ciekawiło go, dlaczego nikt jeszcze tego nie zatrzymał. Zazwyczaj jeden z nauczycieli lub sama pani Hooch wkraczali do akcji i lewitowali ucznia bezpiecznie ku ziemi. Nagle poczuł, że zwalnia i zaczyna bezpiecznie zniżać się ku gruntowi. Uśmiechnął się do siebie, wdzięczny, że ktoś znowu uratował jego tyłek. Pewnie profesor Dumbledore; będzie musiał mu podziękować, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja. Chwycił swoją miotłę i w końcu dotknął stopami boiska. Znicz wciąż znajdował się w jego dłoni i uniósł ją wysoko, spodziewając się usłyszeć wiwaty tłumu i jego współzawodników. Za chwilę Dean Thomas powinien krzyknąć GRYFFINDOR ZWYCIĘŻA. Jednak… nie usłyszał niczego.

Cały stadion — włączając w to zawodników obu drużyn — był pogrążony w ciszy. I to w takim rodzaju, który natychmiast sprawia, że stajesz się podejrzliwy. Harry nic z tego nie rozumiał: spadał już przecież kilkakrotnie, dostał parę razy tłuczkiem, ale nigdy nie wywoływało to aż takiej reakcji. A przynajmniej nie wtedy, gdy był przytomny. Nawet zbytnio się nie potłukł; potarł bok i rozejrzał się, starając zrozumieć dlaczego nikt się nie odzywa. Zerknął na graczy. Ich miny, a przynajmniej to, co mógł zobaczyć z tej odległości, wyglądały tak, jak gdyby właśnie po raz pierwszy zobaczyli ducha. Nawet pani Hooch wyglądała na zaskoczoną. Nie mógł być zbytnio zraniony; może kilka złamanych żeber. Nagle poczuł znajomy skurcz mięśni pleców, który mógł oznaczać tylko jedną rzecz.

Jego skrzydła…

Jego skrzydła… były… na wierzchu, gdzie każdy mógł je zobaczyć. Gdzie wszyscy je widzieli. Najwyraźniej w całym tym zamieszaniu ze spadaniem, musiały samoczynnie się rozwinąć i to dzięki nim opadł bezpiecznie na ziemię. I wszyscy to widzieli. Harry był teraz tak samo zszokowany jak reszta szkoły. Jak to się mogło stać? Zawsze coś czuł, kiedy rozwijał skrzydła. Świadomość przywrócił mu słaby odgłos kliknięcia. Albo kilkanaście odgłosów. Aparaty fotograficzne. Fantastycznie. Szybko schował je z powrotem — nie krzywił się już, pomimo okropnego odczucia — i wbił wzrok w ziemię. Mało nie wyskoczył ze skóry, kiedy pani Hooch zagwizdała, ogłaszając koniec meczu. Tłum musiał doświadczyć podobnej reakcji.

— GRYFFINDOR ZWYCIĘŻA! — krzyknął nieco niepewnie Dean, co dało w końcu początek wiwatom.

Gracze wylądowali, a drużyna Gryffindoru podeszła do niego. Wszyscy wciąż wyglądali na zszokowanych, poza Ronem, który miał na twarzy ogromny uśmiech.

— No, to na pewno zakończy wszystkie te plotki o tym, że niby wszystko zmyśliłeś. — Odwrócił się w stronę współzawodników. — Dajcie spokój, zachowujecie się jakby ktoś wam napluł do kremowego. Przecież WYGRALIŚMY!

Te słowa zdołały przełamać jakąś blokadę i wszyscy zaczęli wiwatować oraz gratulować Harry’emu złapania znicza. Klepali go po ramionach, unikając jego pleców i próbował nie krzywić się, kiedy bolące żebra dawały o sobie znać. Nagle poczuł lekki dotyk magii i odwrócił się szybko.

— Twoja koszulka była porwana. Wszystko w porządku? Założę się, że połamałeś kilka żeber. Ron i ja zaprowadzimy cię zaraz do skrzydła szpitalnego. Ach, no i gratulacje! Byłam pewna, że wygracie ten mecz — wyrzuciła z siebie Hermiona, szczerząc się od ucha do ucha. Jej głos brzmiał tak jakby krzyczała i dopingowała ich przez cały mecz, a szkarłatno — złoty szalik, był pognieciony i wymięty, co świadczyło, że musiała być zdenerwowana całym wydarzeniem. Może i narzekała na bezsensowność quidditcha, ale kiedy przychodziło co do czego, zawsze okazywała się największym fanem Gryfonów. Zwłaszcza, kiedy grał Ron. Jak gdyby na lekkie wspomnienie, podeszła do niego, ściskając i całując, co dało nam bardzo szczęśliwego i zaczerwienionego rudzielca.

* * *

— Dobra, sprawdźmy czy dobrze zrozumiałem. Jakimś sposobem, kiedy uderzył mnie tłuczek, moje skrzydła same się rozwinęły z taką siłą, że porwały moją koszulkę, strój i twardą kamizelkę. Potem, nie zdając sobie z tego sprawy, wylądowałem na ziemi i przywołałem do siebie Błyskawicę bez użycia różdżki i wypowiadania zaklęcia.

— To właśnie powiedziałam — odparła Hermiona, gdy szli do skrzydła szpitalnego. Większość uczniów wciąż była na zewnątrz, a ci, którzy byli w już w środku, gapili się na nich, nawet tego nie ukrywając. — Której części nie rozumiesz?

— Nie, nie. Rozumiem wszystko. Pomyślałem, że powtórzenie sprawi, że nie będzie to brzmiało tak… naciąganie.

— No i? — wtrącił Ron.

— No i co?

— Czy brzmi mniej naciąganie?

— Nie na dłuższą metę.

— Ale to się właśnie stało — powiedziała Hermiona. — A nawet więcej: twoje skrzydła zmieniły kolor.

— Naprawdę? — Harry zatrzymał się zaskoczony i skrzywił, kiedy poczuł bolesne ukłucie w żebrach. — Na jaki?

— Jak tylko się rozwinęły i podczas spadania ich wzór był żółty, a kiedy wylądowałeś z powrotem zmienił się na biel.

— A co oznacza żółty kolor?

— Może „Spadam! Pomocy!”?

— Dzięki, Ron, jestem pewien, że chodzi dokładnie o to.

— Nie ma za co, Dzwonku. Taka moja praca.

Trójka dotarła w końcu do skrzydła szpitalnego i tak szybko jak potraficie powiedzieć: “Quidditch to bardzo niebezpieczny sport, a wy jesteście zbyt młodzi, żeby go uprawiać i na pewno nosicie za mało ochraniaczy. Nie wspominając o tym, że pan, panie Potter, jest zbyt wielkim śmiałkiem” jego żebra zostały uleczone i mogli w końcu wrócić do Wieży, gdzie na pewno zaczęła się już impreza świętująca zwycięstwo.

— A więc… Wszyscy byli zszokowani, prawda? — zapytał w końcu Harry. Wiedział, że stwierdza oczywistość, ale chciał poznać ich opinię na ten temat.

— Tak, ale nie byli przestraszeni — powiedziała Hermiona.

— Na pewno nie. Wątpię, czy ludzie będą się bać gigantycznego wróżka.

— Hej, nie zaniżaj tak swojej oceny — wyszczerzył się Ron. — Założę się, że mógłbyś być straszny, gdybyś tylko chciał!

— Ostrożnie, stary, te żarty nie są już takie modne.

— Mówię poważnie, Dzwonku! Podczas wojny, kiedy wpadałeś w jakiś… tryb bitewny, stawałeś się całkiem onieśmielający. Jestem pewien, że teraz też tak możesz.

— Nawet jeśli to wtedy nie miałem wróżkowych skrzydeł. Nie ważne jak onieśmielający mogłem być, z nimi raczej to nie wyjdzie.

— Może i tak, ale zawsze pozostaje element zaskoczenia, prawda? „O cholera! To wielki wróżek, który zaraz zrobi mi coś strasznego!”. Wydaje mi się, że zastopowałoby to wielu wrogów.

— A więc sugerujesz, że powinienem użyć moich skrzydeł jako strategicznego punktu obrony?

— Pewnie! To coś jak w szachach: musisz zaskoczyć przeciwnika. Kiedy następnym razem zaczepi cię jakiś Ślizgon to rozwiń skrzydła, a gdy będzie stał zszokowany, przeklnij go za wszystkie czasy!
— Brzmi jak oszukaństwo.

— Dobra. Nie używaj ich, nie obchodzi mnie to, ale nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy umknie ci sprzed nosa jakaś genialna okazja dokopania tym gadom.

— Och, spójrzcie, jesteśmy na miejscu — wtrąciła Hermiona, nim Harry zdążył odpowiedzieć. Obaj chłopcy czuli, że dziewczyna miała jakieś ustalone ograniczenie dotyczące głupich i nieistotnych konwersacji, które mogła usłyszeć jednego dnia. Gdyby przekroczyła tę ilość, szansa, że jej mózg zamieni się w papkę wzrastała. Oni sami mieli takie ograniczenie, jeśli chodziło o egzaminy, a więc wszechświat pozostawał w ten sposób w równowadze. Jednak dokończą tę rozmowę, gdy Hermiony nie będzie w zasięgu słuchu.

Gdy przeszli przez dziurę, impreza, która musiała trwać już od jakiegoś czasu, ucichła niespodziewanie. Wszyscy się na nich gapili i Harry przygotował się na kolejną porcję pytań i szeptów.

— Wiwat na cześć naszego kapitana i szukającego w jednym oraz dla jego wybitnego obrońcy! — krzyknął Neville ze swojego miejsca przy kominku. Reszta domowników odkrzyknęła i wkrótce ludzie zaczęli podchodzić, gratulując mu wspaniałego chwytu i tego jak świetnie wytrenował drużynę. Chwycił butelkę kremowego i dołączył do tłumu. Na pewno będę gadać o jego skrzydłach, ale teraz liczył się sport. Niech quidditch zawsze będzie najważniejszy dla magicznej młodzieży. A Neville zyskał właśnie całą górę Czekoladowych Żab.

* * *

Przez następnych kilka dni pytania o jego skrzydła były na porządku dziennym. Wielu pytało, czy mogliby znów je zobaczyć, na co Harry zawsze grzecznie odmawiał. To był wypadek i nie miał zamiaru rozkładać ich dla każdego, kto chciał na nie popatrzeć. Gdyby to robił, musiałyby być one cały czas na wierzchu, a on nie był jakimś dzikim okazem… Nie ważne, jak bardzo Ron starał się go przekonać, że powinni pobierać za to opłatę.
Inni pytali dlaczego zmieniły kolor. Odpowiadał im wtedy dokładnie, że zależy to od nastroju, jednak sam nie wiedział, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło. Niektórzy pytali co czuje, kiedy lata.

Nie mógł przejść spokojnie korytarzem, ponieważ ludzie klepali go po plecach, jak gdyby szukając magicznego przycisku, który uwolniłby skrzydła.

Harry bardzo się starał odpowiedzieć na wszystkie pytania najlepiej jak potrafił. W końcu o dziwnych sytuacjach najlepiej jest mówić w normalny sposób, ale zaczynało być mu zbyt ciężko. Musi być jakaś granica odpowiadania wciąż na to samo, po której przekroczeniu człowiek zwyczajnie bzikował. Jedynymi osobami, które dawały mu spokój, byli oczywiście Ron, Hermiona, Neville i Luna. Luna, która uważała całą sytuację za cudowną, jednak przysięgała, że Diligarianie byli tak naprawdę tajemniczą przykrywką istnienia Hasających Pogwizdywaczy, czymkolwiek oni byli. Był po prostu wdzięczny, że nie klepie jego pleców i nie zadaje pytań.

Zaczął tęsknić za przezwiskami wymyślonymi przed meczem. Nie musiał strzępić języka, odpowiadając na to samo, kiedy ludzie nazywali go Zębową Wróżką czy Księżniczką. Zaczęli wołać na niego Wróżek, ale teraz było to samo, co wymyślony przez Rona Dzwonek. To było przezwisko, po którym zaraz następowało durne pytanie albo dotknięcie jego pleców. Nawet jego domownicy prosili o pokazanie im skrzydeł, z czego Collin okazał się być najgorszy. Udało mu się zdobyć kilka zdjęć podczas meczu, ale wciąż uważał, że to za mało. Chciał mieć zbliżenie.

Wszystko to doprowadziło do tego, że Harry był gotowy zrobić jedyną rzecz, której nie rozważałby nawet za milion lat, gdyby wszystko było normalne.

— Umm… Malfoy?

— O co chodzi, Wróżku? Nie widzisz, że próbuje się uczyć? W końcu udało mi się pozbyć tej masy dziewczyn, a teraz nadchodzisz ty.

Harry znalazł go samego w bibliotece i nie podszedłby do niego, gdyby blondyn nie miał racji: nie było wokół niego dziewczyn, a to było tak rzadkie, że Gryfon postanowił wykorzystać okazję.

— Wiem, przepraszam. — Wow, przepraszanie Malfoy’a było naprawdę dziwne, ale Hermiona jak zwykle miała rację. Podczas wojny Ślizgon o mały włos nie został Śmierciożercą, ale jednak udało mu się takiego losu uniknąć. Mało tego: oświadczył, że nie chce być po żadnej stronie, poza swoją własną i od początku roku znacznie złagodniał i przestał znęcać się nad innymi ludźmi tylko dla zabawy. I pomimo że Harry i tak nigdy nie zaprosiłby go na wypad na kremowe, wiedział, iż tylko on może coś mu doradzić. — Chciałem zadać ci tylko kilka pytań.

— To ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że cała masa ludzi zadaje je tobie.

— Wiem! — wykrzyknął Harry, opadając na wolne krzesło; nie dostrzegł jednak krzywego uśmieszku na twarzy blondyna. — O tym chciałem pogadać. Jak ty sobie z tym radzisz?

— Radzę sobie z czym, Wróżku? Musisz być bardziej dokładny. — Draco zamknął swoją książkę. Nie mógł uwierzyć, że będzie rozmawiał ze skrzydlatym Gryfonem na temat magicznych spadków. Będzie musiał to zaliczyć jako swój coroczny dobry uczynek.

— Z byciem magiczną istotą? Z pytaniami? Ze zgrają dziewczyn śledzącą każdy twój krok? Z radzeniem sobie… no wiesz, z byciem innym.

— Posłuchaj, Potter. — Czas na przezwiska się skończył, nieważne jak bardzo były zabawne. — Jeśli chodzi o magiczny spadek, od zawsze wiedziałem, że kiedyś zostanę Wilą. Moja matka jest półkrwi, a babka pełnokrwistą Wilą. Czytałem o nich oraz o spadkach przez całe moje życie, więc naprawdę nie mogę ci poradzić jak masz traktować tę całą niespodziankę.

Harry skinął głową. Ślizgon dorastał przecież w magicznym świecie. Podczas gdy on sam wątpił, czy jego rodzina wiedziałaby cokolwiek o Diligarianach, na pewno nie czułby się zaskoczony, gdyby to on miał tak możliwość. Malfoy kontynuował:

— Co do pytań, nie zadano mi nawet połowy tych, co tobie. Ludzie dowiadywali się, że jestem Wilą i mówili tylko: „Och, no tak, przecież jesteś bogaty”. — W jego głosie zabrzmiało zirytowanie, a Harry przypomniał sobie moment, gdy Hermiona wspominała o jego zazdrości o to całe zamieszanie wokół Gryfona.

— Ale zawsze otaczają cię najpiękniejsze dziewczyny ze szkoły — wtrącił, wiedząc, że to tania zagrywka na połechtanie ego Malfoy’a. Jednak jeśli chciał uzyskać odpowiedź od narcystycznej Wili, musiał się porastać.

Draco zadrżał widocznie.

— Nie przypominaj mi o tym — powiedział. — Na początku myślałem, że to cudownie, ale teraz nie mogę znaleźć chwili spokoju poza ścianami mojego pokoju. Dziewczyny wszędzie za mną łażą i zaczynam mieć tego dosyć.

— To tak jak ja tych wszystkich pytań i szeptów. Najpierw miałem nadzieję, że ucichną same, ale nawet się na to nie zanosi, a ja mam dosyć klepania mnie po plecach!

Mina Harry’ego musiała wyrażać tę samą powagę i szczerość, co ton jego głosu, ponieważ Ślizgon skinął głową i milczał przez kilka minut.

— Wszystko ucichnie, Potter — odezwał się w końcu. — Jeśli zauważyłeś, nie mam w tej chwili na głowie bandy zahipnotyzowanych panienek. Ludzie się do tego przyzwyczają, przestaną cię zaczepiać i klepać twoje plecy. Chcesz mojej szczerej rady, co mogłoby w tym pomóc?

Naprawdę chciał?

— Pewnie. Dawaj, co masz.

— Przejdź się kiedyś ze skrzydłami na wierzchu. Wszyscy tak reagują, ponieważ nigdy tak naprawdę ich nie widzieli. Jeśli to się zmieni, może w końcu przestaną zachowywać się jak idioci i gapić na ciebie.

— To może zadziałać — zgodził się Gryfon — ale nie chcę tego próbować jeśli istnieje możliwość, że mogę temu zapobiec. Wciąż jestem normalny i nie różnię się niczym od innych, a skrzydła wcale nie zmieniły tego faktu. Chcę, żeby widzieli we mnie tylko Harry’ego, a nie moje skrzydła.

— No to daj sobie trochę czasu, aż znowu poczujesz się zwyczajnie. Mi to pomogło. Na początku miałem wrażenie, że jestem odmieńcem i matka musiała mi pomóc przetrwać przez ten okres. Jednak ja dostałem spadek wiele miesięcy temu, a ty wciąż jesteś w tym świeży. I, Potter, zdradzę ci jeszcze jeden mały sekret.

— Czyli?

— Ty nigdy nie byłeś do końca normalny.

* * *

— Jesteś za wcześnie, Potter. Twoje dodatkowe lekcje zaczynają się równo o ósmej — powiedział Severus, otwierając drzwi. Zawsze używał jego nazwiska na wypadek gdyby po lochach kręcili się jacyś Ślizgoni.

— Przepraszam, sir, nie zdawałem sobie sprawy, która jest godzina. — To było kłamstwo. Wiedział o tym i wiedział, że Severus również o tym wie. Tak naprawdę Harry nie miał nic lepszego do roboty. Jego przyjaciele wybrali się gdzieś razem, a on sam kręcił się po szkole, aż w końcu jego nogi zaprowadziły go do drzwi Snape’a. W tamtym tygodniu był tylko kwadrans wcześniej, ale wiedział jak bardzo mężczyzna ceni sobie punktualność. — Jeśli pan chce, mogę wrócić w bardziej odpowiednim czasie.

— Nie bądź niemądry, Potter, byłoby to jawne marnotrawstwo. Wejdź i zabieraj się do pracy. — Severus otworzył drzwi szerzej, wpuszczając go do środka. Zamknął je za nim, podczas gdy Gryfon podszedł do swojego zwyczajowego miejsca pracy. — Dzisiaj zajmiesz się maścią leczniczą, którą warzyliście na początku tego roku. Pamiętasz ją?

— Chodzi ci o tę pomarańczową ciecz pachnącą trocinami? Tak, pamiętam.

Kąciki ust Snape’a zadrgały lekko, ale nie wyprowadziło go to z jego trybu nauczyciela. Swoją pracę traktował bardzo poważnie.

— Mam nadzieję, że tym razem uda ci się wykonać ją poprawnie. Odpowiedzi na wszystkie pytania znajdziesz w Eliksirach Leczniczych dla Zaawansowanych, które znajdują się na półce zaraz za tobą. Ja muszę zająć się oceną prac twoich bezmyślnych kolegów. — I z tym pozostawił go samemu sobie. Miał nadzieję, że tym razem mikstura nie będzie pomarańczowa.

Cisza trwała wokół nich, podczas gdy składniki były wrzucane do kociołka, a testy oceniane, zużywając całe morza czerwonego atramentu. Harry tylko raz zajrzał do książki poleconej mu przez mężczyznę. Sapnął lekko, kiedy zdał sobie sprawę, że za pierwszym razem zamienił kolejność dodawania. Na początku wydawało mu się to nieistotne, ale teraz widział czarno na białym, że to był jeden z głównych błędów.

Severus zerkał na niego co jakiś czas, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Zdolności Harry’ego w eliksirach już nie raz były przyczyną jakiejś eksplozji.

Znosi tę całą sytuację ze spadkiem całkiem dobrze, pomyślał, wracając wspomnieniem do meczu quiddticha i wydarzeń, które po nim nastąpiły. On sam widział już skrzydła i podejrzewał, że jego najbliżsi przyjaciele również, ale dla reszty szkoły musiał to być ogromny szok. I gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że Harry zniesie te wszystkie pytania i zaczepki z dojrzałością, do której dorósł półtora roku temu, Severus zaśmiałby mu się w twarz. Jednak wciąż nie przestał obserwować młodego Gryfona.

Gdy Harry pojawił się dwa tygodnie temu z zielonymi włosami, Snape nie był pod wielkim wrażeniem. Wygłosił trzydziestominutowy wykład na temat odpowiedniego ubioru i niewłaściwych sposobów ściągnięcia na siebie uwagi. Kiedy skończył, Harry zapytał go spokojnie, czy nie ma może eliksiru, który pomógłby mu przywrócić dawny kolor. Pewien, że wygrał, Severus podał mu fiolkę, której zawartość Potter natychmiast wypił. Po kilku minutach włosy powróciły do swojej dawnej barwy. Mężczyzna otworzył usta, by zacząć przemowę po raz kolejny, kiedy końcówki zalśniły zielenią.

Czy możesz mi wyjaśnić, co to ma znaczyć, Harry?

— Sam chciałbym wiedzieć. Były już takie, kiedy się obudziłem. Próbowaliśmy wszystkich zaklęć jakie znamy, ale kolor nie chciał zniknąć.

— I nie mogłeś mi tego powiedzieć zanim zmarnowałem swój oddech?

— Ale ty lubisz pouczać ludzi. Zresztą, wiedziałem, że każesz mi wypić jakiś eliksir i chciałem sprawdzić, czy zadziała.

— Głupi dzieciak.


Kiedy przyzwyczaił się do tej zmiany, musiał przyznać, że ta nowa fryzura pasowała do Harry’ego. Podkreśla kolor jego oczu — ta sama intensywna zieleń. A bez okularów widać je bardziej wyraźnie. Ale z drugiej strony wygląda teraz na bezbronnego.

— Um, Severusie?

Cholera, złapany na gapieniu się. Szybko wrócił do oceniania, ale zdał sobie sprawę, że wykonał już całą pracę. Jakim cudem?

— O co chodzi, Harry. Czy masz jakieś pytania?

— Nie. Już skończyłem.

Snape podszedł do niego i zerknął do kociołka. Mikstura była niebieska, więc na razie wszystko w porządku. Zamieszał ją kilka razy i nachylił się, by poczuć jej zapach.

— Wygląda jakby była mieszana przez trola — powiedział rozdrażniony, machając różdżką. Harry był pewien, że ciecz zniknie i modlił się o przebaczenie człowieka, któremu nagle spadnie ona na głowę, ale ze składziku przyleciało kilka szklanych fiolek i maść została natychmiast w nich zakorkowana.

Mężczyzna wrócił do swojego biurka, a Harry posprzątał po sobie i usadowił się na kanapie, która znajdowała się niedaleko niego. Coś, co również było już rutynowym zajęciem.

— Czy uczniowie dali już sobie spokój z tym incydentem na ostatnim meczu?

— Pytasz o to, czy moim skrzydłom udał się ten debiut? W pewnym sensie. Wciąż dostaję wiele pytań i wszyscy się na mnie gapią, ale powinni przejść z tym do porządku dziennego.

— Hmm… jak minęły twoje lekcje?

— Jaki jest twój ulubiony kolor?

Severus drgnął zaskoczony.

— Ja… słucham?

— Przepraszam, że nie odpowiedziałem na twoje pytanie: moje lekcje idą świetnie. Jaki jest twój ulubiony kolor?

— Czy mógłbym zapytać skąd u ciebie to poczucie…

— Rozmawiamy ze sobą, ale jedyne co o tobie wiem, to to, że uważasz dzieci za idiotów, którzy nie mają pojęcia o „sztuce warzenia eliksirów” — co wiedziałem już od dawna — a ty wiesz o mnie to, że śpię na lekcjach Binnsa — jak wszyscy zresztą. Przyjaciele powinni wiedzieć o sobie różne rzeczy. Nawet, jeśli są to głupie i bezsensowne fakty. — Harry nie miał pojęcia, co podkusiło go do zadania tego pytania.

— Zielony.

— Huh?

— Moim ulubionym kolorem jest zielony.

— Och.

— Wyglądasz na zaskoczonego.

— Nosisz dużo czerni.

— Mówisz o moich szatach.

— A o czym innym mam mówić?

Severus wstał i zaczął odpinać zapięcia swojej szaty. Harry’emu nagle zaschło w ustach, a jego policzki zaczerwieniły się. Co on wyprawia? Pomimo prób, nie był w stanie odwrócić wzroku. Cichy głosik w jego głowie postanowił wtrącić swoje trzy grosze: To najlepszy moment, żeby powiedzieć mu, że jest twoim towarzyszem.p Oszalałeś?!, wtrącił drugi. To najgorszy moment, by zrobić coś takiego. Gryfon mgliście zastanowił się nad tym, skąd w jego umyśle znalazło się tyle głosów. Wciąż się gapił, aż do momentu, gdy Snape w końcu odpiął wszystko, odsłaniając luźną, niebieską koszulkę.

— Jak pan widzi, panie Potter, tylko moje szaty są czarne — powiedział mężczyzna, siadając. Musiał przyznać, że rozbawiło go to nagłe podenerwowanie Harry’ego.

— To pewnie dlatego, że czarny jest bardziej onieśmielający i złowieszczy.

— Coś w tym stylu. Powiedz mi, czy podobały ci się liliowo-pomarańczowo-szafranowe stroje Lockharta?

Harry parsknął śmiechem.

— Nie, wyglądał raczej śmiesznie. Trudno było skoncentrować się na jego lekcjach.

— Więc sam widzisz. Lubię je w kolorze czarnym i dodatkowym plusem jest, że nie rozpraszają studentów.

— Och — mruknął chłopak. Wciąż był w lekkim szoku po poznaniu faktu, że jego profesor lubił mugolskie ciuchy.

— A czy teraz ty możesz mi powiedzieć, jaki jest twój ulubiony kolor?

— Um, lubię czerwony…

— Prawdziwy Gryfon.

— Tak, jasne. I lubię granatowy.

Brwi Severusa powędrowały w górę.

— Czy możesz mi powiedzieć dlaczego?

— To kolor nieba tuż przed zachodem słońca. Jest ładny.

— Ach.

Cisza.

— Teraz twoja kolej by zadać pytanie, Severusie. To coś jak gra; zadajemy je na przemian.

— To bezcelowe.

— Po prostu spróbuj.

— Świetnie — parsknął, zastanawiając się przez chwilę. Nigdy nie grał w coś w takiego i nie miał żadnego pomysłu. Tak naprawdę Severus nie pamiętał, kiedy ostatni raz grał w cokolwiek. — Jaka jest twoja ulubiona potrawa?

— Przed początkiem roku szkolnego powiedziałbym, że są to kanapki z bekonem, ale teraz wolę jabłka — uśmiechnął się Gryfon.

I tak to się zaczęło. Dzięki temu wszystkiemu Harry dowiedział się o Mistrzu Eliksirów kilku ciekawych rzeczy. Rzeczy, które powinni o sobie wiedzieć jako przyjaciele. Severus lubił francuską kuchnię, atmosferę nocy, jego drugie imię to Tobias, nienawidził wysokości — co było dla chłopaka dużym zaskoczeniem — a jego ulubioną muzyką była klasyczna, zwłaszcza utwory Czajkowskiego.
Rozmawiało im się coraz lepiej. Czasami poświęcali na odpowiedź kilka minut, a czasem odpowiadali jednym słowem, przechodząc szybko do następnego pytania. Severus wciąż siedział przy swoim biurku, ale opierał się wygodnie o krzesło w tak zwyczajnej pozie, że Harry by pewien, że nie jest on świadomy swojego zachowania. Snape nie był zwyczajnym człowiekiem. A przynajmniej tak sądził Gryfon. On sam siedział rozparty na kanapie, podpierając się jedną ręką. Zaczynał czuć lekkie zawroty głowy i z tego, co mówiła Hermiona, przyczyną była bliska obecność jego towarzysza. Starał się to zignorować, ale im dłużej rozmawiali, tym bardziej czuł się zrelaksowany oraz zamroczony. Żaden z nich nie zwrócił uwagi na fakt, że gra trwała już ponad godzinę.

Kiedy znów nadeszła jego kolej na zadanie pytania, jego usta zadziałały samoczynnie i powiedziały to, czego nigdy by nie zrobiły, gdyby myślał racjonalnie.

— Dlaczego zgodziłeś się zostać moim przyjacielem?

Snape milczał przez chwilę i Harry był pewien, że nie odpowie, kiedy nagle…

— Przez ostatnie lata obserwowałem jak zmieniasz się w dojrzałego mężczyznę, który nie jest rozpieszczonym dzieciakiem za jakiego zawsze cię miałem. Jesteś odważny, a nie egoistyczny. Wydajesz się mieć jakiś mózg, chociaż czasem wątpię w twoją zdolność rozumowania. Poza tym masz ciekawe poczucie humoru i stałeś się osobą, którą chciałbym poznać lepiej.

Chłopak milczał, zaskoczony szczerą odpowiedzią.

— Och nie, Harry, nie wywiniesz się. Według reguł, które sam mi wyjaśniłeś, obaj musimy odpowiedzieć na pytanie. Dlaczego zdecydowałeś zaprzyjaźnić się ze swoim posępnym nauczycielem eliksirów?

Severus znowu się z nim drażnił, co było na szczycie Dziesiątki Dziwnych Rzeczy. Zaraz z… No dobra, może było ich więcej niż dziesięć, biorąc pod uwagę fakt, że Harry ma spore doświadczenie życiowe. Ale mniejsza z tym, wciąż musiał odpowiedzieć na pytanie.

— Uratowałeś mi życie więcej razy niż mogę zliczyć. Zawsze się mną opiekowałeś, pomimo że jestem synem człowieka, który ci dokuczał. Trzymałeś mnie w ryzach i nigdy nie pozwoliłeś, żeby dotknął mnie kompleks bohatera. Czasami przesadzasz, to fakt, ale zdaję sobie sprawę z tego, że w tym przypadku jest to potrzebne. Poza tym moja odpowiedź jest podobna do twojej: podczas treningów nauczyłem się szanować twoje zdanie i czekałem na rozmowy z tobą. Jesteś zabawny, kiedy nie mówisz o mnie i chciałem poznać cię lepiej.

Harry zarumienił się już w połowie tej wypowiedzi, a dziwne uczucie w jego piersi i żołądku przybrało na sile. Skupił wzrok na kolanach, podczas gdy jedna z jego dłoni machinalnie wyciągała kłaczki z oparcia kanapy. Ciekawiło go, jaka będzie odpowiedź Severusa. Mężczyzna nie był znany ze swojej chęci dzielenia się uczuciami z innymi, a lata pracy szpiegowskiej nauczyły go skrytości. Czy Harry wprawił go tym w zakłopotanie?

— Czy mógłbym znów zobaczyć twoje skrzydła? — Pytanie było wypowiedziane cichym tonem, ale przestraszyło go niemal na śmierć.

Podniósł wzrok, niepewny, czy sobie tego nie wyobraził.

— Severusie?

— Czy mógłbym zobaczyć twoje skrzydła? — A więc to nie była jego wyobraźnia. I czy ktoś podkręcił tutaj temperaturę?

— Dobra — mruknął słabo, wstając. Rozdarł swoją koszulkę za pomocą zaklęcia i rozłożył skrzydła. Uczucie było tak silne, że musiał bardzo uważać, żeby się nie przewrócić. Wiedział teraz, że tak samo jak z zawrotami głowy, było to przyczyną bliskiej obecności towarzysza. Podniósł na niego wzrok.

Hmm, jego oczy wyglądają na niemal czarne. Są takie żywe.

Patrzyli na siebie przez chwilę. Czuł się dobrze ze skrzydłami na wierzchu. Zazwyczaj dwa razy w tygodniu zamykał się w Pokoju Życzeń, by polatać i poćwiczyć mięśnie, ale w całym tym zamieszaniu, nie znalazł na to chwili czasu. Zamachał nimi lekko, pozbywając się uczucia zdrętwienia i zauważył jak oczy mężczyzny rozszerzają się, śledząc ich ruchy.
Severus nie mógł się powstrzymać od wpatrywania się w Harry’ego i skrzydła. Uznał je za piękne już tej pierwszej nocy, gdy tylko je zobaczył i jego opinia w ogóle się nie zmieniła. Już wiele razy chciał poprosić Gryfona by znów mu je pokazał, ale nigdy nie potrafił zebrać w sobie wystarczająco wiele odwagi. Aż do tej pory. Może ta gra nie była jednak bezcelowa. Jego wzrok musiał być wysoce krytyczny, ponieważ Harry zarumienił się mocno. Jednak ani na chwilę nie odwrócił wzroku.

— Czy chcesz ich dotknąć?

— Słucham?

— Więc?

— Tak.

— Dobra…

Tkwili bez ruchu jeszcze przez kilka chwil — Severus przy swoim biurku, Harry blisko kanapy. Jednak mężczyzna wstał nagle, powodując, że Gryfon podskoczył zaskoczony i podszedł do młodego Diligariana, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak pomyślał, że nie mógłby się ruszyć z miejsca, nawet gdyby chciał, ponieważ wzrok Severusa działał na niego silniej niż zaklęcie paraliżujące. Pytanie, które zadał, zaskoczyło nawet jego samego. Jego przyjaciele nigdy nie dotknęli skrzydeł. Tak naprawdę to nawet on sam ich nie dotykał. Wyglądało na to, że uczucie oszołomienia ogarnęło jego ciało.

Snape był już przy nim i powoli uniósł dłoń, ku większemu skrzydłu z lewej strony. Zatrzymał ją milimetry od niego, jak gdyby bał się, że połamie je, gdy tylko go dotknie. Był tak blisko, że Harry mógł przysiąc, iżczuje ten dotyk oraz że Severus może poczuć łaskotanie ich magii. Chłopak przekręcił głowę i znów napotkał ciemny wzrok profesora.

Nie odwracając spojrzenia, Mistrz Eliksirów przesunął dłonią w górę i w dół, wciąż milimetry od celu. Harry zadrżał lekko, czując jak miękną mu kolana, a myśli wirują w głowie. Rumienił się jak szalony — czuł ciepło bijące od policzków i spływające wzdłuż karku. Dlaczego mężczyzna musiał patrzeć na niego w ten sposób?

W końcu, kiedy już obaj zdawali się nie wytrzymywać tego napięcia, Severus pokonał ostatnie drgnienie powietrza, pozwalając swoim palcom pogłaskać skrzydło sposobem, który mógłby zostać nazwany tylko czułą pieszczotą. Rezultat był natychmiastowy.

Obaj sapnęli, gdy poczuli silny prąd przepływający przez ich ciała, wielokrotnie silniejszy od tego, który nastąpił po ich pierwszym uścisku dłoni. Biały wzór zalśnił jasną zielenią i zaczął od niego bić blady blask. Harry pomyślał, że głupio byłoby nie powiedzieć teraz Severusowi, że jest jego towarzyszem. To była najodpowiedniejsza chwila. W tym samym czasie mężczyzna rozmyślał nad tym, czy uznał, że skrzydła są piękne same z siebie, czy dlatego, ponieważ należą do Harry’ego.

Jak gdyby w transie, Gryfon uniósł własną dłoń. Od twarzy Severusa dzieliło ją już zaledwie kilka centymetrów, kiedy dobiegł ich odgłos zegara wybijającego godzinę jedenastą. Czar prysł. Obaj zamrugali kilkakrotnie, próbując otrząsnąć się z szoku. Ręka chłopaka wciąż była w powietrzu i obaj patrzyli sobie w oczy.

— Myślę, że powinieneś już iść, Harry — powiedział cicho mężczyzna. Opuścił dłoń, ale skrzydła wciąż pozostały zielone.

— Ja…

— Minęła już cisza nocna.

W końcu Harry zniżył własną rękę.

— Dobra.

Z widocznym ociąganiem Severus odwrócił wzrok i odsunął się, wracając do biurka. Harry przerażony, że jego usta znów zaczną działać samoczynnie, chwycił swoją różdżkę i schował skrzydła, zasklepiając dziury w ubraniu. Chwycił torbę, kiedy Severus wrócił.

— To jest przepustka na przebywanie tak późno na korytarzu — powiedział, podając mu pergamin. Gryfon wziął go ostrożnie, starając się nie dotykać dłoni mężczyzny.

— Dzięki — mruknął, gapiąc się na ziemię. Jednak po chwili uniósł wzrok, chcąc jeszcze raz zobaczyć te oczy. Mistrz Eliksirów patrzył prosto na niego.

— Severusie…

— Musisz już iść, Harry — powtórzył. Mówili szeptem, tak jakby znajdowali się w jakimś świętym miejscu.

— Dobra…

Chciał powiedzieć coś bardziej inteligentnego, ale wyglądało na to, że tylko to jest w stanie z siebie wyrzucić. Odwrócił się powoli i ruszył w stronę drzwi.

— Harry…

— Tak? — Zerknął na mężczyznę, który wciąż stał w tym samym miejscu.

— Ja… Dobrej nocy, Harry.

— Dobranoc, Severusie.

Potterowi w końcu udało się przejść przez drzwi i ruszyć do Wieży, jednak po krótkiej chwili jego nogi odmówiły posłuszeństwa i musiał oprzeć się ciężko o ścianę. Jak miał zatrzymać w tajemnicy fakt, że Snape był jego towarzyszem — a teraz miał już stuprocentową pewność — jeśli zdarzają się pomiędzy nimi takie rzeczy? To nie Severus go wybrał — sam nigdy by tego nie zrobił. Bo dlaczego miałby? To było przeznaczenie. To gwiazdy mówiły mu, że nie ma innego wyboru. Osunął się na ziemię i wgapił w sufit. Zastanawiał się nad tym, czy tak naprawdę chce trzymać to w sekrecie przed wysokim, mrocznym i — jak podpowiadał mu jego umysł — przystojnym starszym mężczyzną. Nigdy jeszcze nie czuł czegoś takiego i nie miał nic przeciwko kolejnemu razowi. Zaczął powoli uderzać głową o twardą ścianę, mając nadzieję, że rozjaśni mu się wszystko i nabierze sensu. Ciekawe jakby zareagował, gdyby wiedział, że wspomniany wcześniej mężczyzna uderza głową o blat biurka, próbując rozjaśnić swoje własne myśli.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b
Powrót do góry Go down
Alexandrine
Team Villains
Team Villains
Alexandrine


Female Wiek : 31
Skąd : Ostrów Wielkopolski
Liczba postów : 225
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyWto 03 Sie 2021, 21:40

Czytałam ten rozdział z zapartym tchem trzy razy i zawsze mnie trzyma w napięciu! Tyle emocji w jednym rozdziale, niesamowite!
Mecz i zagrywka Hermiony by przekonać Rona, szatańskie zagranie, ale jakie skuteczne, jednak kobiety rządzą tym światem, albo po prostu penisy dają się prowadzić, czy coś 😅 nie ta głowa xDD
Rozmowa z Malfoyem też fajna, w sumie podziwiam, że Harry poszedł do niego i zagadał, wojna czy nie, nadal średnio dogadywali się, a może zwyczajnie nikt nie próbował? Hmm... Ale no, rada w sumie dobra, ale nie wyobrażam sobie żeby Harry byłby zdolny przejść przez korytarz, ciągle by go ktoś klepał. Szybciej mógłby przelecieć, tak myślę Wink)
Podoba mi się zabawa z pytaniami z Severusem, to w ogóle taka banalna gra a powinna być obowiązkowa w każdym związku z gotowym rozbudowanym zestawem pytań, tyle człowiek może się nauczyć o drugiej osobie dzięki temu, poznać ją. Można znać się wiele lat a nadal nie być świadomym podstawowych rzeczy o najbliższym człowieku w życiu. A tu z niewinnej rozmowy przeszli do całkiem poważnych tematów. I ta prośba o zobaczenie skrzydeł, myślałam że drugi raz powie coś innego, wycofa się, ale jednak Snape jest odważnym wężem, także było to rozkoszne, szkoda że wycofał się na końcu do swojej skorupy, speszył. Harry musi mu w końcu powiedzieć! Ileż można krążyć między sobą. Przeznaczenie czy nie, musi znać prawdę, przecież nawet z prawdą może decydować czy chce czy nie chce być jego towarzyszem, prawda ? A jak tu można nie chcieć ? Przecież to jest ich przeznaczenie I love youI love youI love you
Rozdział cudowny !
Weny !!

Alexa


Ostatnio zmieniony przez Alexandrine dnia Wto 10 Sie 2021, 00:31, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyWto 03 Sie 2021, 22:32

Bardzo cię przepraszam, że odpacanie tych komentarzy zajmuje mi - nam - tyle czasu, ale wiesz, AKCJA, więc tak jakby obpacanie czy obklepanie wszystkiego co się dało było, ekhm, dość istotne. Przybywam, by nadrobić stracone rozdziały, i okazać ci, że nic się nie zmieniło i dalej absurdalnie bardzo lubię ten tekst.

Tutaj najlepiej wypada to, co sprawdziło się i w poprzednich częściach, ten niewymuszony humor i przezabawne spostrzeżenia, jakie czyni zielonowłosy nagle Potter. To o kociołku mazi lądującym na głowie człowieka z alternetywnego wszechświata albo ten fragment o ciszy, co do której wiadomo, że nie znaczy nic złego - no perełki po prostu. Akcja z Severusem, chociaż irytująco powoli, idzie do przodu, co zdecydowanie cieszy, pogawędka z Malfoyem ma fantastyczną puentę, a całość czyta się tak samo dobrze, jak wcześniejsze rozdziały.

Dziękujemy ci, za wrzucanie kolejnych rozdziałów, tym bardziej, że robisz nimi zawsze po kilka dni przerwy Wink


Ostatnio zmieniony przez Salomanka dnia Sob 21 Sie 2021, 20:58, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Fia.
Team Villains
Team Villains
Fia.


Female Wiek : 33
Skąd : Poznań
Liczba postów : 410
Rejestracja : 23/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptyWto 03 Sie 2021, 22:46

Klepu typu pac

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] 185163a92861cff084f0f519850b7927a8896c81_hq

Powrót do góry Go down
mea
Skryba
Skryba



Female Wiek : 39
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 3
Rejestracja : 01/08/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 04 Sie 2021, 06:41

Okej, moje ulubione fragmenty tego rozdziału to Hermiona która motywuje Rona czynnościami seksualnymi, Severus próbujący odbarwić włosy Harryego eliksirem i jego komentarze na temat uwarzonych mikstur (genialne zwłaszcza kiedyczaraz potem pakuje je do fiolek). Poza konkursem oczywiście jest rozmowa o ulubionych rzeczach no i dotykanie skrzydeł. Z perspektywy lat uważam że ten fik powinien mieć wyższy rating 🤣 brak opisów nie oznacza że niektore sceny nie ociekają seksualną atmosferą 🤪
Powrót do góry Go down
JokerFox.
Team Villains
Team Villains
JokerFox.


Female Wiek : 29
Skąd : Poznań
Liczba postów : 846
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySob 07 Sie 2021, 13:59

Tylko klep, bo jednak jestem ziemniakiem niezdolnym do komentowania na razie.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

What good comes of something
When I'm just the ghost of nothing, nothing?
I'm just the man on the balcony
Singing "nobody will ever remember me"
(...)
A
composer but never composed
Singing "I only want what I can't have"
I only want what I can't have.


~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] TnTYADJ
Powrót do góry Go down
https://imaginarium.forumpolish.com
carietta
Skryba
Skryba
carietta


Female Wiek : 33
Skąd : Rzeszów
Liczba postów : 13
Rejestracja : 30/06/2021

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 11 Sie 2021, 19:50

Rozdział VI – Załóż się!

Harry miał dylemat. Nie było to jednak nic nowego, ponieważ Harry zazwyczaj takowe posiadał. Dylemat był po prostu inną nazwą problemu, a wiadomo, że problemy zawsze znajdowały Harry’ego. Ucieczka przed znęcającym się nad tobą kuzynem; życie w magicznym świecie, w którym jesteś sławny czy też próby przeżycia, kiedy czarnoksiężnik — psychopata pragnie twojej śmierci. No wiecie — dylematy. Jednak w tym momencie ten jeden szczególny dylemat zdawał się być najgorszy z tych wszystkich, które miał do tej pory. A to mówi samo za siebie.

Minęły trzy tygodnie. Trzy tygodnie od Zdarzenia i uwierzcie mi, że Harry zgodziłby się ze mną, że duża litera i pogrubienie są tutaj jak najbardziej na miejscu. Kiedy on i Severus zbliżyli się… Tak właściwie to do czego? Harry sam nie mógł wyjaśnić dlaczego pozwolił profesorowi na dotknięcie skrzydeł. Rezultat i trans, w który potem wpadł były przerażające. I podniecające, co przerażało go jeszcze bardziej. Nie wiedział czy powinien dziękować za powrót do normalności czy być z tego powodu smutnym.

Ich stosunki zdawały się być teraz utrzymywane na siłę, a biorąc pod uwagę, że byli przyjaciółmi, to nie było to dobre. Harry był pewien, że Severus poczuł coś, kiedy dotknął jego skrzydeł i właśnie dlatego kazał mu wyjść. Od tamtego momentu tak naprawdę ze sobą nie rozmawiali. Podczas zajęć Severus stawał się Snape’em i unikał Harry’ego za wszelką cenę. Co jakiś czas Harry czuł jednak na sobie jego spojrzenie, ale w momencie, gdy unosił głowę, mężczyzna natychmiast odwracał wzrok. Jedyną chwilą, kiedy profesor dostrzegł jego obecność był czwartkowy koniec lekcji, gdy powiedział mu, że jest zbyt zajęty by dalej przeprowadzać z nim dodatkowe zajęcia z eliksirów.

To wyjaśniło Harry’emu jedną rzecz — Severus Snape wiedział, że coś się święci i nie chciał mieć z tym absolutnie nic wspólnego. W końcu nie był głupim mężczyzną, a chłopak dostrzegł jego reakcję, gdy go dotknął. Może nie wiedział, że są towarzyszami, ale miał świadomość, że coś jest nie tak i postanowił unikać Harry’ego. A Harry powinien poczuć ulgę, bo przecież mężczyzna podjął decyzję. Miał wolną wolę — zero przeznaczenia i zero musisz to zrobić. Tak, Harry powinien być szczęśliwy, ale tutaj właśnie zaczynał się jego dylemat.

Bo Harry nie był szczęśliwy.

Od czasu Zdarzenia mógł myśleć tylko o tym, jak wspaniała była bliskość wysokiego Mistrza Eliksirów. Severus był jego towarzyszem. Hermiona tak powiedziała i Harry starał się temu zaprzeczać, ale teraz… Po tym jednym dotyku — tej jednej pieszczocie — tylko to miał w głowie. Rozmyślał o oczach mężczyzny, jego dłoniach, jego twarzy. Zasypiał myśląc o nim i tak samo się budził. Chyba wariował. Kompletnie i absolutnie świrował.
To jedyne wyjaśnienie.

Nawet to, że mężczyzna jasno dał mu do zrozumienia, że nie chce mieć z tym nic wspólnego, nie pomagało mu się uspokoić. Teraz chciał tylko… Och, kogo on oszukuje — pragnął powiedzieć Severusowi, że jest on jego towarzyszem. Jednak to znaczyłoby wyparcie się wszystkiego, co mówił na ten temat wcześniej. Chciał mieć wybór. Chciał, żeby Severus miał wybór. Z drugiej strony zaczął myśleć, iż jego wyborem był właśnie mężczyzna. Ale czy naprawdę chodziło o to? Może to sprawka przeznaczenia? Och, wydaje ci się, że masz nad tym kontrolę. Jak słodko.

Tak. Harry miał problem.

I dlatego siedział na drzewie.

Nie wiedział dlaczego siedzi na nim w połowie listopada w północnej Szkocji, ale właśnie tam rozmyślał o tym szczególnym, sarkastycznym mężczyźnie. Sam zdążył już zauważyć, że coraz więcej wolnego czasu spędza na dworze. Spacerował wzdłuż granicy Zakazanego Lasu lub po prostu tam siedział. A ostatnio zaczął wspinać się na drzewa.

Lubił to robić jeszcze przed przyjazdem do Hogwartu, ponieważ dawało mu to sporą przewagę w ucieczkach przed Dudley’em, który ze względu na swoją wagę, nie mógł wspiąć się za nim. Jednak drzewa straciły swój urok po tym, jak pies ciotki Marge zagonił go na jedno i zmusił do siedzenia na nim przez kilka godzin. Natomiast teraz tkwienie na niemal samym czubku najwyższego drzewa sprawiało, że czuł się spokojny. Pomagało też to, że w dole nie było żadnych złośliwych psów. Miał jak myśleć, a wiemy, że robił to ostatnio dosyć często.

Wiedział, że nie powinien tego tak roztrząsać, ale to wszystko było strasznie pogmatwane. Przeżył do tej pory tylko jedno pamiętne zauroczenie Cho Chang na czwartym i piątym roku, które zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Czyli jakieś dwa lata temu. Potem musiał skupić się na wojnie i treningach i nie było mowy o żadnych związkach. Czuł się świetnie, jeśli był w stanie zapamiętać, który but jest prawy, a który lewy i nie miał pojęcia jak udało mu się pokonać Voldemorta. Ron nazwał to „trybem wojennym”. Według niego było to szczęście głupiego, z którego również był znany.

Nie miał pojęcia jak to jest mieć towarzysza, a zwłaszcza, jeśli jest nim inny mężczyzna. I prędzej zje korzenie tego drzewa niż kogoś o to zapyta.

— Harry? Gdzie jesteś? — usłyszał nagle. Zerknął w dół i zobaczył Rona i Hermionę, idących wzdłuż granicy Lasu. Sam powiedział im tydzień temu, że lubił przesiadywać tutaj na drzewach. Przyjaciółka oznajmiła wtedy, że zaczyna się w ten sposób „łączyć z naturą”. Cóż, mógł się teraz łączyć z czymkolwiek: naturą, Narglami czy duszami, jeśli miałby gwarancję, że poczuje się przez to lepiej. Dwójka zbliżała się coraz bliżej i Harry zdecydował, że może się trochę zabawić.

— Widzisz go, Ron?

— Nie, żadnego małego, zielonowłosego, gigantycznego Wróżka w zasięgu wzroku. I pomyślałby kto, że on wyróżnia się z tłumu. HEJ, DZWONKU, GDZIE JESTEŚ?

— Tutaj.

— Kurwa, Harry! — wykrzyknął rudzielec, kiedy pojawiła się nagle przed nim twarz Harry’ego. Gryfon zszedł do najniższej gałęzi i utrzymując swój ciężar na kolanach, zwisał z niej do góry nogami. Ale było warto. — Mało nie dostałem zawału!

— Język, Ronaldzie! — Hermiona trzymała dłoń na sercu, również przestraszona tak nagłym pojawieniem się przyjaciela.

Harry zachichotał. Nie wstydził się już tego robić w ich towarzystwie, ponieważ oni dokładnie wiedzieli co to oznacza. Jednak nie był jeszcze taki swobodny przy reszcie szkoły.

— Wybaczcie, nie mogłem się powstrzymać. O co chodzi? Stało się coś? — zapytał, wciąż zwisając do góry nogami.

— Nie jest ci zimno? — odpowiedziała pytaniem Hermiona. Ona i Ron mieli na sobie zimowe płaszcze, podczas gdy Harry był ubrany bardzo lekko, jednak wcale nie czuł się zmarznięty.

— Nie bardzo. To dlatego tutaj przyszliście?

— Nie. No może tak. Długo cię nie było i zaczynaliśmy się martwić.

Ty zaczynałaś się martwić.

— Nie, Ron, my. Ciągle pytałeś czy Diligarianie nie mają w Lesie jakiś naturalnych drapieżników.

— Właśnie, że nie.

— Właśnie, że tak.

— Właśnie…

— Nic mi nie jest! — przerwał im Harry. — Myślałem sobie. Lubię drzewa.

— O tym właśnie tak rozmyślałeś?

— No nie, ale drzewa są naprawdę fajne i nieskomplikowane. Sprawiają, że inne rzeczy wydają się łatwiejsze. Są silne i mocne. Potrafią wiele przeżyć i dalej rosnąć, wciąż będąc pięknymi.

— Brzmisz jak moja ciotka Millie — powiedział Ron, którego zaczynała boleć głowa na myśl o tej całej krwi spływającej do mózgu Harry’ego.

— A co z nią?

— Kilka lat temu dołączyła do tej dziwacznej grupy „Kochających Matkę Ziemię”. Przytulają się do drzew, chodzą nago i… może lepiej będzie, jeśli się teraz zamknę.

— Nie musisz się martwić, nie mam zamiaru chodzić nigdzie nago.

— Och, kamień spadł mi z serca. Poza tym zmieniła swoje imię na Różyczkę Miłości. Myślałeś nad czymś takim?

— Jasne, chciałem oficjalnie nazwać się Dzwonkiem, specjalnie dla ciebie.

— Ach, jesteś słodki.

— Czy chodzi o profesora Snape’a? — zapytała Hermiona.

— Huh?

— Powód, dla którego jesteś na drzewie - czy chodzi o profesora Snape’a?

Chłopcy spojrzeli na nią dziwnie, zastanawiając się nad tym, o czym ona mówi. Harry zeskoczył na ziemię, stając obok nich. Dopiero po chwili zorientował się o co chodzi.

— Hej! — powiedział nagle Ron. — Chyba uzgodniliśmy, że nie będziemy o tym rozmawiać. A przynajmniej nie w mojej obecności.

— Nie, Ron, tylko ty tak powiedziałeś — stwierdziła dziewczyna.

— Harry, proszę, powiedz jej o czym myślałeś. — Trzeba tutaj wspomnieć, że Weasley był bardzo zły na profesora, po tym jak Gryfon powiedział im o Zdarzeniu i reakcji Snape’a.

Brunet wzruszył ramionami, nie patrząc na nich.

— Wybacz stary, myślałem o Severusie.

— Ale dlaczego? — jęknął Ron.

— Nie mogę na to poradzić. — Harry usiadł na zaśnieżoną ziemię. Biały puch pokrywał całe błonia, pomimo że spadło go zaledwie kilka cali.

— Musisz mu powiedzieć — odparła Hermiona, klękając naprzeciwko niego, a Ron szybko poszedł za jej przykładem.

Gryfon zaczął pomału odgarniać śnieg, odsłaniając zmarzniętą trawę.

— On wie, Hermiono. Może nie o tym, że jesteśmy towarzyszami, ale wie, że coś się święci. Jest bystry i na pewno poczuł to samo co ja, kiedy się dotknęliśmy…

— Czy musimy o tym rozmawiać?

— Tak, Ronaldzie, musimy. Kontynuuj, Harry.

Gryfon zamilkł na chwilę, nie wiedząc jak znów zacząć. Wciąż pomału odgarniał śnieg.

— Severus wie, że coś się święci — powiedział w końcu — i nie chce mieć z tym nic wspólnego. Unika mnie i odwołał wszystkie nasze dodatkowe zajęcia. Nie chce się nawet ze mną przyjaźnić.

— Wydaje mi się, że nie o to tutaj chodzi, Harry.

— Cóż, tak to wygląda z mojej strony.

— Nie pomyślałeś o tym, że on może być tym przestraszony tak samo jak ty?

— Przestraszony?

— Hermiono, Snape się nie boi — wtrącił Ron. — To ludzka emocja. On może ją tylko wywołać u innych.

— Severus też jest człowiekiem!

— Ale on cię ignoruje, Harry! Powinien być twoim towarzyszem, a oni się tak nie zachowują!

— Ponieważ on się boi! — naciskała Hermiona.

— Gówno prawda! Jeśli poczuł to samo co Harry, nie unikałby go teraz. Ten facet nie ma serca!

— Powiedz mi, w jakim ty świecie żyjesz, Ronie Weasley? — zapytała dziewczyna. — Czy wydaje ci się, że po tym jak Harry odkrył, że jest magiczną istotą, a Snape jego towarzyszem, od razu powinni zacząć się pieprzyć jak króliki?

Harry słysząc to, zaczął nieco głębiej oddychać.

— No raczej. Od tego są towarzysze, nie?

— Naprawdę tak pomyślałeś? — sapnął brunet.

— Wiem tyle, ile mówili mi moi bracia!

— A więc to wszystko wyjaśnia. — Hermiona potrząsnęła głową. — Towarzysz jest osobą, która jest jak najbardziej kompatybilna z daną istotą. Tak bardzo, że prowadzi ich ku sobie ich magia oraz instynkt. Nie skupia się to tylko na wskakiwaniu sobie do łóżek!

— Więc to kwesta kompatybilności?

— Tak, Harry. To nie wina gwiazd ani niczego innego. Istnieje jakiś konkretny powód, dla którego to profesor Snape jest twoim towarzyszem. Najprawdopodobniej i tak polubiłbyś go wcześniej czy później, nie będąc nawet Diligarianem. Dlatego musisz mu powiedzieć i uwierz, że na pewno nie zareaguje źle. Poza tym — jak sam wspomniałeś — on wie, że coś się święci.

— A jeśli zareaguje źle? Co wtedy? Zobacz tylko jak zachowuje się teraz. Nie możesz z pewnością stwierdzić, że nie odrzuci mnie, gdy tylko mu powiem. Kompatybilność nie ma tu znaczenia.

— A co to ma do rzeczy? Sam powiedziałeś, że profesor Snape powinien mieć wybór. Ma prawo cię odrzucić, prawda?

— Nie wiem.

— Myślę, że wiesz. Dlaczego tak ci zależy, Harry? Jaka jest różnica?

— Nie…

— Dlaczego, Harry?

— Ponieważ nie chcę, żeby mnie odrzucił? — powiedział w końcu cicho. Dlaczego ona tak naciskała na te cholerne uczucia? Położył dłoń na martwej trawie, którą w końcu kompletnie udało mu się wykopać spod śniegu.

— Dlaczego? — powtórzyła dziewczyna.

— Przestań, Hermiono, nie widzisz, że on nie chce…

— Ponieważ wydaje mi się, że go lubię.

— Lubiłeś go wcześniej. — Gryfonka coraz bardziej igrała z ogniem.

— Bo wydaje mi się, że mógłbym się w nim zakochać. Bo cieszę się, że Severus jest moim towarzyszem.

— Chyba siedziałeś na tym drzewie zbyt długo, Dzwonku.

— A co to ma do rzeczy? Nawet jeśli mu powiem, Severus i tak tego nie zaakceptuje. Chciałem, żeby miał wybór i wygląda na to, że już go podjął.

— Załóż się — powiedziała nagle Hermiona.

— Słucham?

— Załóż się ze mną.

Nie wyglądało to dobrze. Hermiona nie zakładała się nawet w błahych sytuacjach.

— O co? — zapytał nerwowo.

— O to, że następnym razem, gdy będziesz rozmawiał z profesorem Snape’em, zaproponuje ci powrót do dodatkowych zajęć.

Wyglądało na to, że wygrana przyjdzie łatwo, bo Severus z nim nie rozmawiał. Musiał być jakiś haczyk.

— Mam mu w tym pomóc?

— Nie. Sam do ciebie przyjdzie.

— Jaka jest wygrana? — wtrącił ożywiony Ron. On, w przeciwieństwie do swojej dziewczyny, zawsze przyjmował zakłady i wyzwania. Hermiona nazywała to punktowaniem męskiego ego, a on upierał się przy gryfońskiej dumie. Z jej powodu często też przyjmował zakłady w imieniu Harry’ego.

— Jeśli Harry wygra, a profesor Snape będzie dalej go unikał, pomogę wam w przygotowaniach do końcowych egzaminów.

— Dzwonku, musisz się zgodzić!

— Chwileczkę! Co jeśli przegram?

Jeśli przegrasz, będziesz musiał zostać na święta i powiedzieć profesorowi całą prawdę.

— Zwariowałaś! — krzyknął Ron, który najwidoczniej swój brak udziału w tym zakładzie nadrabiał gadaniem. — Harry miał w końcu przyjechać do mnie!

— Sam powiedziałeś, że nie może przegrać. — Hermiona uśmiechnęła się z jednym ze swoich strasznych uśmiechów i Harry natychmiast zrozumiał, że nie powinien przyjmować zakładu. Dziewczyny nie uważano za najbystrzejszą tylko dlatego, że dobrze się uczy. Wyciągnęła ku niemu rękę. — Zakład?

Harry gapił się nią, a jego własna dłoń wciąż leżała na martwej trawie.

— Proszę, Dzwonku! Pomyśl o Historii Magii!

Znajdował się teraz pomiędzy młotem i kowadłem. Ale co gorszego może się stać? Uniósł rękę i uścisnął dłoń dziewczyny.

— Zakład.

— Przysięgasz honorowo?

Brunet przewrócił oczami.

— Tak, Hermiono. Jestem Gryfonem, wszystko co mam, to honor. A ty?

— Oczywiście!

Hermiona była przygotowana na to, że dłoń przyjaciela będzie zimna. Nie miał na sobie nic ciepłego i cały czas grzebał w tym śniegu, jednak jego ręka okazała się zadziwiająco ciepła. Ciągle nią potrząsając, zerknęła na kawałek odkopanej, martwej trawy.

Cóż… to było coś nowego.

— Harry, chyba otrzymałeś kolejną część swojego spadku.

— Świetnie, co teraz? Czy mój nos jest zielony?

— Nie, to nie ma nic wspólnego z twoim wyglądem. Spójrz — powiedziała, puszczając jego dłoń i wskazując na obumarłą ziemię.

Tylko, że teraz już nie do końca martwą. Po środku, tam gdzie spoczywała dłoń Harry’ego, rosła teraz zielona i bardzo żywa trawa. Jakby tego było mało, znajdowało się tam też kilka malutkich żółtych kwiatków.

— Książka McTorninga wspominała o czymś takim. Spróbuj dotknąć drzewa.

Harry wykonał polecenie, dotykając zimnej kory. Po chwili oderwał ją, jednak nie wyglądało na to, aby coś się zmieniło.

— To chyba działa tylko na ziemi — powiedział, patrząc na swoją dłoń. — Albo to, albo się popsułem.

— Nie bądź taki pewny, Dzwonku. — Harry spojrzał na Rona, który gapił się w górę. Brunet podążył za jego spojrzeniem i zobaczył na gałęziach małe pączki roślin i zielone listki.

— Ależ będziemy mieli luzy na Zielarstwie — sapnął rudzielec, wciąż patrząc w górę.

— Wcale, że nie, ponieważ nikomu o tym nie powiemy.

— Dobra, wystarczy tego! — zawołała Hermiona. — Mam dość tych wszystkich sekretów i wydaje mi się, że ty również, Harry.

— Naprawdę?

— Tak, naprawdę.

Gryfon zerknął na Rona.

— Chyba mam dość już tych wszystkich sekretów.

— Och, przestań. Chodzisz, opowiadając wciąż, że to wszystko zaakceptowałeś, ale dalej się chowasz i uważasz za normalnego.

— Posłuchaj, Hermiono, przecież ludzie wiedzą. To nie sekret i widzieli zresztą moje skrzydła. Chcę być tylko…

— Normalny. Tak, tak, już to słyszeliśmy. Czy przestali cię o wszystko pytać?

— Nie, oni…

— Czy przestali cię szturchać?

— Nie, to…

— Czy chciałbyś, żeby to wszystko się skończyło?

— Tak, ale…

— Czy kiedykolwiek byłeś normalny?

Harry zaczynał się irytować.

— Nie! Nie byłem! Po prostu chciałbym, żeby ludzie zostawili mnie w spokoju i pozwolili być dziwakiem!

— Harry — zaczęła Hermiona niemal prosząco — nie chcę cię zdenerwować, ale byłeś strasznie smutny przez ostatnie tygodnie. Prawie w ogóle się nie odzywasz, nie jesteś aktywny ani zabawny. Nie śmiejesz się, chyba, że przy mnie i Ronie. W ogóle nie rozkładasz skrzydeł i całkowicie odrzucasz swojego towarzysza. Wpędzasz się depresję, Harry. Albo chcesz koniecznie porozmawiać z psychologiem w Mungu. Nie możesz tłumić emocji. Posłuchaj, co chciałbyś teraz zrobić?

— W tej chwili?

— W tej chwili.

— Dokładnie teraz?

— Tak.

— Rzucić śnieżką w Rona.

— Hej!

Harry zachichotał głośno.

— Wybacz, stary. Przynajmniej cię ostrzegłem.

— Czy nie czujesz się lepiej? — zapytała Hermiona. — Śmiejąc się trochę i sprawiając, że wyrosło kilka kwiatków? Założę się, że to twój najlepszy moment od tygodnia.

— No i co z tego? — Dziewczyna uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, a Harry miał wrażenie, że został w to wszystko wrobiony. Oparł się o drzewo i zamknął oczy. — Masz rację, przyznaję. Czuję się o wiele lepiej… Chciałbym móc nie trzymać tego w sekrecie i nie chcę się chować, ale…

— Więc nie rób tego.

* * *

— Jak twoje zajęcia, Severusie? — zapytał Dumbledore, popijając herbatę. Dyrektor często zapraszał go do siebie na takie właśnie spotkania, kiedy mieli do omówienia jakąś ważną sprawę lub po prostu, gdy chciał sprawdzić jak Snape sobie radzi. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale wiedział, że jego koledze często brakowało towarzystwa. I dlatego właśnie siedzieli teraz razem w jego gabinecie.

— Czy istnieje jakiś powód, dla którego tutaj jestem, Albusie? — Severus usiadł w fotelu naprzeciwko dyrektora. Jego herbata była niesamowicie słodka i przez tyle lat zdążył się nauczyć, że im więcej w niej cukru, tym poważniejszy problem. W czasie wojny często miał mdłości przy takich okazjach.

— W zasadzie to tak. — Dumbledore odstawił swój kubek, wiedząc, że Severus nie lubi owijania w bawełnę. — Chciałbym się dowiedzieć dlaczego zaprzestałeś dawania Harry’emu dodatkowych lekcji.

Na twarzy Snape’a nie było widać zaskoczenia, które poczuł.

— Nie wiedziałem, że o nich wiesz, Albusie.

— Harry wspominał mi o nich wiele tygodni temu przy herbacie.

— Czy w ten sam sposób dowiedziałeś się o ich odwołaniu?

— Nie, obawiam się, że to jest jedna z tych rzeczy…

— Tak, tak, „które się po prostu wie”. Twój kontakt z tym zamkiem jest oszałamiający.

— Dlaczego już go nie douczasz, Severusie?

— Ponieważ dzieciak nic z nich nie wynosił i marnował tylko mój cenny czas.

Jednak prawdziwym powodem było to, iż Severus uznał, że przebywanie w tak bliskim kontakcie z Harrym nie było dobrym pomysłem. To, co się zdarzyło na ostatnich zajęciach było… Tak naprawdę to sam nie wiedział czym. Nigdy w życiu nie czuł czegoś takiego i gdyby nie bicie zegara, kto wie, do czego mógłby się posunąć. Miał w swoim życiu kilku kochanków, ale żaden ich dotyk nie podziałał na niego tak jak ten od Złotego Chłopca Gryffindoru. I teraz mógł myśleć tylko o nim: o Harrym. Harrym jego uczniu. Harrym jego nowym przyjacielu. O Harrym i jego potarganych włosach, o jego dużych oczach, o pięknych skrzydłach i pełnych, różowych ustach… A wracając do tematu! — po prostu chodziło o to, że Severus uznał, iż nie powinien czuć czegoś takiego do młodszego, atrakcyjnego mężczyzny i im mniej przebywał w jego towarzystwie, tym mniejszą odczuwał pokusę by… by…

— Cóż, to nie dobrze. Wiem, że Harry chciał podjąć pracę Aurora i wspominał, że jego umiejętności w eliksirach są wciąż słabe — zauważył Dumbledore, wkładając sobie do ust ciasteczko.

— Chociaż raz powiedział prawdę.

Dyrektor posłał mu dziwne spojrzenie i Severus wiedział, że ma kłopoty.

— Mógłbym kazać ci kontynuować te lekcję.

— A ja mógłbym kazać ci utopić się w swojej herbacie i to wcale nie oznacza, żebyś to zrobił.

— Na niebiosa, Severusie, cóż za niezdrowe poczucie humoru. Nie mam zamiaru ci niczego rozkazywać. Te dni już dawno minęły.

— Dobrze. — Snape wciąż jednak czuł, że gra z dyrektorem w jakąś dziwną grę strategii i zastanawiał się, jaki będzie następny ruch.

— A co z twoją przyjaźnią z chłopcem?

Aha! Podstępny atak. Kolejny z serii: „Nazywam się Albus Dumbledore i wiem rzeczy, o których inni czarodzieje i mugole nie mają pojęcia.” Powinien się domyślić czegoś takiego. Jednak czy wtedy dalej byłby to podstępny atak? Cóż, nieważne.

— A co z nią?

— A więc przyznajesz się?

Cholera! Za szybko stracił panowanie nad tą rozmową.

— Zakładam, że Potter ci o tym powiedział. Jego żołądek musi być uodporniony na ten syrop, który nazywasz herbatą.

— Harry nic mi o tym nie wspominał, ale miałem swoje podejrzenia.

— Och, jestem pewien, że tak — warknął Snape. Z tego wszystkiego upił trochę napoju i natychmiast zaczął kaszleć. Dyrektor musiał już o wszystkim wiedzieć. — W takim razie chodziło tylko o to? Żebym przyznał się do przyjaźni z chłopakiem? W porządku, Potter… Harry… jest moim przyjacielem. Co z tego?

— Uważam, że to wspaniałe! Biorąc pod uwagę waszą przeszłość to, że potraficie odłożyć na bok waśnie jest naprawdę budujące. Jednak dlaczego zaprzestałeś lekcji?

— Konflikt interesów — odparł krótko. Znów czuł się jak małe dziecko na dywaniku dyrektora. Do diabła z nim i jego herbatą! Nie miał zamiaru mówić o swoich niestosownych myślach na temat chłopaka i miał nadzieję, że jego zimne spojrzenie odwlecze ich od tego tematu i nikt nie zostanie ranny.

— Rozumiem. Cóż, jestem pewien, że musisz już wracać do siebie. Zapewne masz dużo pracy przed kolacją. Koniec tygodnia to najcięższy okres zarówno dla uczniów jak i nauczycieli.

— Tak, tak. Herbatka była naprawdę cudowna. Musimy to jeszcze powtórzyć.

— Twój sarkazm nigdy nie traci swej ostrości, Severusie — zaśmiał się dyrektor.

— To wymaga dużej praktyki. — Snape wstał ze swojego miejsca i ruszył w stronę drzwi.

— Och, jeszcze jedno. — Mistrz Eliksirów odwrócił się i spojrzał na mężczyznę, którego nauczył się uważać za swojego mentora i ojca. — Harry ma ponad siedemnaście lat. Jest pełnoletni i nie ma żadnych praw zabraniających waszej dwójce wstąpienia w bardziej romantyczny związek — zauważył Albus, kończąc kolejne ciastko.

Szalony, uzależniony od cukru, kaczor! Nie odpowiadając na to stwierdzenie, Snape wyszedł z gabinetu najszybciej jak potrafił.

Dumbledore uśmiechnął się tylko i włożył do ust cytrynowego dropsa. Severus mu wybaczy. Kiedyś.

* * *

Harry nawet za milion lat ani za milion Galeonów nie powie Ronowi, że on i Malfoy wpadli na taki sam pomysł. Nie. Możecie go torturować, a on nawet nie piśnie. Ale wtedy się nie zgodził, więc dlaczego zdecydował się teraz? Ponieważ kiedy rudzielec to zasugerował, a Hermiona krzyknęła: „To genialne!” wiedział, że nie ma innego wyjścia. A jak wiemy, dziewczyna był czasem straszna. Niesamowicie bystra, ale nie rzadko też naprawdę przerażała Harry’ego. Poza tym miał dość gadania innych na jego temat. Jeśli nie traktowali go normalnie, kiedy wyglądał normalnie, mógł równie dobrze być dziwakiem.

I dlatego właśnie szedł na obiad do Wielkiej Sali ze skrzydłami na wierzchu. Tak jest. Na wierzchu! Ron zachowywał się jak jego osobisty ochroniarz, a Hermiona trajkotała radośnie, tak jak tylko ona potrafi. Brunet nie miał pojęcia dlaczego była tak podekscytowania. Może dlatego, że Weasley wpadł na dobry pomysł. Zawsze była rozradowana, kiedy Ron używał swojego mózgu.

Tak naprawdę, to jego skrzydła leżały płasko złożone na jego plecach, ale nie czuł się tak dobrze od dawna. Chowanie ich skutkowało stałym napięciem pleców i te kilka godzin w tygodniu, kiedy wykradał się polatać, nie zmniejszało tępego bólu.

Kiedy szli powoli do swoich miejsc przy stole, rozmowy powoli ucichały. Ludzie zaczęli zauważać.
— Teraz patrz. Z twoim szczęściem rozniosą to pewnie dalej. Sowy znów zaczną krążyć i cały cyrk rozpocznie się na nowo.

— Dzięki, Ron.

— Zawsze do usług, Dzwonku.

Harry usiadł i chcąc uchronić skrzydła, niechcący rozłożył je na całą ich wysokość. Usłyszał kilka sapnięć. To moja normalność, pomyślał. Chcieli je zobaczyć, więc pozwól im na to. Szepty roznosiły się po całym pomieszczeniu.

— Czy oni sobie żartują? Przecież to wszystko słychać. Brzmi jakbyśmy byli w gnieździe węży — powiedział Ron, nakładając sobie porcję kurczaka.

— To byłaby miła odmiana. Przynajmniej wiedziałbym o czym mówią. — Harry wziął sobie jabłko oraz bułkę i również zaczął jeść. Ciągle szeptano, ale nikt jeszcze do niego nie podszedł. Kto by pomyślał — boją się wielkiego Wróżka. Może powinien posłuchać rady Malfoy’a już wtedy? To chyba nie był taki głupi pomysł.

Nagle poczuł klepnięcie w plecy i drgnął zarówno on jak i jego skrzydła. Usłyszał kolejne głośne sapnięcia i odwrócił się.

To była mała Puchonka, prawdopodobnie z pierwszego roku. Ciekawiło go jak wielu znajomych namawiało ją, żeby do niego podeszła.

— Umm, hej.

Cóż, nie tego się spodziewał.

— Cześć…

— Chciałam tylko powiedzieć, umm…

— No co? Wyrzuć to z siebie? Nie widzisz, że facet potrzebuje jedzenia? Ałł, Hermiono! Za co to było?

— Maniery, Ronaldzie! — syknęła jego dziewczyna, kopiąc go mocno pod stołem.

Harry’emu było trochę jej żal. I tak się bała, a Ron uwielbiał przerażać pierwszorocznych jeszcze bardziej.

— O co chciałaś zapytać? — Wiedział, że to będzie pytanie. Musiało być.

— Twoje skrzydła są naprawdę śliczne.

— Huh?

Zachichotała. Jej twarz była czerwona z zażenowania.

— Twoje skrzydła. Są naprawdę śliczne — powtórzyła i odwróciła się, prawie biegnąc do swojego stołu i znikając w morzu innych chichoczących Puchonów.

— Nie tego się spodziewałem — powiedział oszołomiony Harry.

— A więc lepiej zacznij. — Hermiona upiła trochę dyniowego soku. — Ponieważ wydaje mi się, że wszyscy rozmawiają właśnie o tym.

Zanim Harry zdążył coś odpowiedzieć, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i do środka wszedł Severus. Mężczyzna zerknął w jego stronę, ale nie pokazał po sobie, że zauważył skrzydła i jak gdyby nigdy nic zajął miejsce przy stole nauczycielskim. Harry poczuł ukłucie smutku. Wyglądało na to, że naprawdę podjął decyzję. Cóż, przynajmniej Hermiona pomoże mu przy egzaminach.

— Hej, Wróżku!

Odwrócił się i zauważył siedzących niedaleko nich Deana i Seamusa.

— W końcu je pokazałeś, co?

— Coś w tym rodzaju.

— Mógłbym ich dotknąć? — zapytał ochoczo Irlandczyk.

— Umm, no nie wiem. — Harry’emu nie bardzo podobała się wizja ludzi dotykających jego skrzydeł. Nim jednak zdążył zareagować, Thomas nachylił się i dotknął prawego z nich.
Nie poczuł nic. Był świadom dotyku, ale nie miało to porównania z tym, co czuł przy Severusie. Żadnych prądów, a w zasadzie to coś zupełnie przeciwnego. Nie podobało mu się, że kolega zrobił to bez pozwolenia.

— Przestań, proszę. Nie powiedziałem, że możesz. To część mnie i ja decyduje kto może ich dotykać, a kto nie — powiedział, starając się być miłym i włożyć w to wystarczająco siły, by Seamus przestał. Zadziałało.

— Wybacz, stary, ale one są naprawdę piękne.

— A tak w ogóle — wtrącił Ron, chcąc pomóc przyjacielowi — słyszeliście, że Armaty Chudley’a mają nowego rezerwowego obrońcę, który…

Trzeba dodać, że rudzielcowi naprawdę zależało, żeby jego pomysł wypalił. Dzięki temu zapunktował sobie u Hermiony, która być może będzie mogła podziękować mu później, ale teraz udało się na szczęście sprowadzić rozmowę do bardziej przyziemnych tematów typu quidditch. Dzięki temu Harry niemal zapomniał, że jego skrzydła są na wierzchu, ponieważ nie czuł się tak dobrze od dawna. Bez swojej wiedzy znów stał się Pobudzonym Harrym i mówił bardzo szybko, gestykulował, a nawet chichotał z kilku żartów Rona. Hermiona nie odzywała się, siedząc z uśmiechem na ustach. Ich przyjaciel wrócił, koniec ukrywania się.

Opowiadał właśnie historię, kiedy to dwa lata temu udało mu się przechytrzyć Dudley’a. To była zabawna opowieść i Harry, który zjadł już sporo słodkości, mówił bardzo szybko, a jego skrzydła lekko trzepotały. Wymachiwał właśnie ręką, dochodząc do kulminacyjnego momentu, kiedy…

— Ależ ty jesteś przesłodki!

Gryfon odwrócił się — stała zanim Krukonka z siódmego roku.

— Słucham?

— Jesteś słodziutki! Nazywam się Maria. Wybierzesz się ze mną do Hogsmeade w następny weekend?

— Umm… — Nie podobał mu się ten pomysł. Lubił jedną osobę, a on na pewno nie pójdzie z nim do Hogsmeade. — Nie, przykro mi, ale dziękuje za zaproszenie. — Odwrócił się do przyjaciół. Cóż, to było dziwne.

— Ponieważ pójdziesz ze mną, prawda? — Obok dziewczyny stał teraz kolejny Puchon, którego Harry nie znał.

— Nie, przykro mi. — Dlaczego wszyscy chcieli iść z nim do Hogsmeade?

— Mogę dotknąć twoich skrzydeł? — Kolejny chłopak dołączył do dwójki.

— Umm…

— Masz śliczne oczy.

— Co? — Harry prawie nie zauważył szturchania, a wokół niego zbierało się coraz więcej ludzi. Przypomniał mu się dzień, kiedy Prorok wydrukował artykuł o jego spadku i wcale nie podobał mu się ten tłok. Ron wstał ze swojego miejsca, próbując ich przegonić, ale na nic to się zdało. Czuł, że ktoś dotyka jego skrzydeł i odwrócił się, ale dłoni i dotykania przybywało coraz więcej. Wiedział, że zaczyna panikować i nagle zrozumiał dlaczego książka wspominała o tym, że Diligarianie nie lubią tłumu.

— Przestańcie! Naruszacie moją przestrzeń osobistą! Odsuńcie się! — krzyknął, ale zanim ludzie zareagowali został uratowany przez…

Profesora Snape’a.

— Potter, pójdziesz teraz ze mną. Wystąpiły pewne problemy, które muszę z tobą omówić — powiedział mężczyzna, chwytając ramię chłopaka i podciągając go do góry.

— Um, sir?

— Zmień ton albo dostaniesz szlaban — warknął Snape, prowadząc go w stronę drzwi. Harry odwrócił się — Hermiona wciąż się uśmiechała, podczas gdy Ron wyglądał na tak samo zdezorientowanego jak on. Reszta ludzi przyglądała mu się z wyrazem współczucia na twarzy. Wiedzieli jak bardzo niesprawiedliwy może być profesor.

* * *

Severus był wściekły.

Był zszokowany, kiedy po wejściu do Wielkiej Sali zobaczył, że skrzydła Harry’ego są na wierzchu. Nie pokazał tego po sobie, ale to właśnie wtedy pojawiło się pierwsze ukłucie zazdrości. Podobało mu się to, że był jednym z wybranych, przy których Gryfon nie wstydził się ich rozwijać. Jednak rozumiał dlaczego chłopak chciał to zrobić — żeby pokazać ludziom, że to teraz część jego normalności. Ale i tak był zdenerwowany.

Przez cały posiłek przyglądał się rozmowom Harry’ego i jego przyjaciół. Miło było patrzeć jak szczęśliwy jest chłopak. Biła od niego beztroska, a zielone oczy błyszczały wesoło. Wyglądał uroczo. Severus przeklął się w myślach za używanie tego rodzaju słów, ale inaczej nie można tego było nazwać.

Słyszał też wiele szeptów, które sprawiały, że był jeszcze bardziej zazdrosny. Ludzie zauważyli jak dobrze Gryfon wygląda i mieli na dodatek czelność omawiać jego życie miłosne! Widział też jak wstają i podchodzą do chłopaka. Nie wiedział o czym rozmawiają, ale miarka się przebrała, kiedy zaczęli dotykać skrzydeł Harry’ego. Widząc panikę na jego twarzy, wstał od stołu i tak naprawdę nie zdając sobie z tego sprawy, podszedł do chłopaka i wyprowadził go z Wielkiej Sali. To były jego skrzydła i nikt inny nie miał prawa dotykać jego własności.

Trzymał go za ramię dopóki nie dotarli do jednego z pustych korytarzy.

— Mógłbyś mi wyjaśnić co to miało znaczyć?

— Uch, która część?

— Ta część, w której paradujesz ze skrzydłami na wierzchu?

— Hej! — sapnął Harry cicho na wypadek, gdyby ktoś mógł jednak tędy przechodzić. — Nie paradowałem! To część mojej osoby! Moi przyjaciele uznali, że trzeba do tego przyzwyczaić innych. Poza tym, to Malfoy pierwszy na to wpadł — wiń jego.

Obie brwi Severusa powędrowały w górę.

— Rozmawiałeś z młodym Malfoy’em?

— Tak, zadziwiające, wiem. Nawet się nie zabiliśmy.

— Cóż i tak zwróciłeś na siebie ogromną uwagę.

— No coś ty — mruknął Gryfon, gapiąc się w czarne oczy. — Muszę ci chyba podziękować za ratunek. Zaczynali się zachowywać dziwnie i nie mam pojęcia z jakiego powodu.

Ale ja mam, pomyślał Severus. Nawet w tej chwili musiał walczyć z urokiem Harry’ego. Do diabła z tymi oczyma.

— Jeśli masz zamiar robić to w przyszłości, będę musiał ograniczyć twój kontakt z innymi ludźmi lub poprosić o pomoc pana Weasley’a.

— Taak, Ronowi spodobałby się pomysł straszenia innych — powiedział Harry, nie spuszczając wzroku z oczu mężczyzny. Ciekawe jakie są jego włosy w dotyku.

— Uważam również, że roztropne byłoby wznowienie naszych dodatkowych zajęć. Pozwoliłoby ci to na zarówno podszkolenie twoich marnych informacji o eliksirach, jak i dałoby ci okazję do rozwinięcia skrzydeł bez wzbudzania sensacji.

— Dobrze — mruknął Gryfon, tak naprawdę nie słuchając.

— W porządku. — Severus nachylił się tak, że jego twarz znajdowała się tylko kilka cali od twarzy chłopaka. — I, Harry, nie pozwól innym ich dotykać — powiedział miękko, odgarniając z jego czoła kilka zbłąkanych kosmyków.

— Jasne…

Moment minął tak szybko jak się zaczął. Mężczyzna odsunął się, jak gdyby oparzony i wytrącił Gryfona z jego własnego transu. Harry nie poczuł jednak niczego dziwnego.

— Zobaczymy się w klasie, Potter. Pamiętaj o czym rozmawialiśmy — powiedział Severus i ruszył w stronę schodów prowadzących do lochów.

Znów przeklinał się w myślach. Chciał wygłosić reprymendę, a w zamian tego wznowił ich zajęcia. Ale uratował go Wielkiej Sali, prawda? Jednak co miało znaczyć te dotknięcie włosów? Wyglądało na to, że nie kontrolował się w obecności młodego Diligariana.

Severus doszedł do jednego wniosku: zaczynał po prostu wariować.

* * *

Harry wrócił do Wielkiej Sali wciąż będąc lekko zamroczonym i zajął miejsce przy przyjaciołach. W pomieszczeniu było teraz mało ludzi, a osoby, które otaczały go wcześniej, również zniknęły.

— W porządku, Dzwonku? — zapytał Ron, kończąc coś, co wyglądało na czekoladowe ciasto.

— Mmm — mruknął Harry. Wziął widelec i ukradł kawałek deseru z talerza przyjaciela. Chciało mu się czegoś słodkiego.

— Przegrałeś zakład, mam rację? — Hermiona brzmiała na zadowoloną z siebie. Miała ramiona skrzyżowane na piersiach, co niemal krzyczało: „A nie mówiłam!?”

— Czekaj, co? — Harry powrócił do rzeczywistości z siłą rozpędzonego hipogryfa. Racja! Przegrał zakład. Jęknął i odłożył widelec na miejsce.

— Naprawdę? Kurczę, to nawet nie trwało dnia! Oszukiwałaś Hermiono. — Ron oskarżycielsko wskazał palcem na dziewczynę.

— Wcale nie, wszystko było honorowo. Jestem tylko w stanie dobrze odczytywać sytuację. Wiesz, co to znaczy, Harry — powiedziała z uśmiechem, a on zdał sobie sprawę dlaczego była tak zadowolona przez cały wieczór. Straszne.

Pokiwał głową, ponieważ wiedział. Będzie musiał o wszystkim powiedzieć Severusowi. Jak wspominała Hermiona, przysięgał na honor, a był w Gryffindorze nie bez powodu. To ostatni raz, kiedy się z nią założył.

— A niech to! Też liczyłem na pomoc przy nauce do egzaminów — mruknął Ron.

Harry nie odezwał się. Jego umysł już skupiał się przerwie świątecznej, która była za dwa tygodnie.

Był podenerwowany tym, co stało się kilka chwil temu w opuszczonym korytarzu. Wydawało mu się, że Severus nie chce przebywać w jego towarzystwie, że podjął już decyzję. Jednak jego dotyk mówił co innego. O co tutaj chodziło? Harry będzie musiał się dowiedzieć.

Tak, święta zapowiadały się naprawdę interesująco.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] D1b222a163a3591c21ee979d9ce0b79b
Powrót do góry Go down
Alexandrine
Team Villains
Team Villains
Alexandrine


Female Wiek : 31
Skąd : Ostrów Wielkopolski
Liczba postów : 225
Rejestracja : 21/12/2014

[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] EmptySro 11 Sie 2021, 19:58

Ponownie cudowny rozdział, ale czego innego spodziewać się po Wróżku? Wink Zawsze nie lubiłam wtrącającej się Hermiony, irytowała mnie niesamowicie gdy brała sprawy w swoje ręce i wychodziło z tego więcej złego niż dobrego. Inaczej jest tutaj, bo nie stawia autorytetów wyżej niż szczęście Harrego i to jest miła odmiana. Podoba mi się ta ślizgońska wersja Hermiony która kalkuluje szczegóły z otoczenia by osiągnąć swoją (czy też Harrego) korzyść. Przecież to było piękne! Zakład z Harrym, szczególnie, że tak naprawdę Potter w obu sytuacjach jest wygranym, ale mniejsza. Czy ona zgadała się z Dumbledorem? Tak to wygląda, ale wiem, że to czysty przypadek. Cieszę się, że Harry w końcu ogarnął, że ukrywanie, że jest inny nie ma zbyt dobrego wpływu. Co prawda napad na jego skrzydła bym straszny, ale same pozytywy. Czuł się swobodnie, plecy go nie bolały, Severus zwrócił na niego swoją uwagę ponownie i wręcz chciał z nim spędzać czas. Cu-do-w-nie! Czekam na kolejne części i to jak będzie przebiegać ich relacja. Gdzie ta przerwa świąteczna gdy jej trzeba jak najszybciej ; )

Weny,
Alexa

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Już niedługo powiem: „Dzień dobry Harry”, a ty z uśmiechem odpowiesz: „Witaj w domu Draco”.


Ostatnio zmieniony przez Alexandrine dnia Pon 16 Sie 2021, 14:41, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sponsored content





[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty
PisanieTemat: Re: [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]   [HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10] Empty

Powrót do góry Go down
 
[HP][T][NZ] Klaśnij w dłonie [HP/SS] [7/10]
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Literatura & Ekranizacja :: Harry Potter :: Slash :: +12-
Skocz do: