~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1128
Rejestracja : 16/01/2015

[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty
PisanieTemat: [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)   [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) EmptySro 01 Gru 2021, 07:36

Tytuł: Szukając pomocy
Oryginalny tytuł: Seeking Help    
Autor: EiswolfZero
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Tazkiel
Link: https://archiveofourown.org/works/11803338/chapters/26625495

Szukając pomocy

Rozdział 1

Nieczęsto Wally czuł, że sprawy wymknęły mu się spod kontroli. Przynajmniej w taki sposób, że musiał poprosić kogoś o pomoc. I to nie było z powodu dumy ani niczego takiego.

Wally naprawdę lubił pomagać innym i współpracować z ludźmi. Ale coś było w poproszeniu kogoś, aby pomógł jemu. Wiedział, jak radzić sobie z własnymi problemami i dlatego nie prosił innych o pomoc.

Ale nie dzisiaj.

Ludzie coraz częściej przychodzili do niego z prośbami i rozumiał, że wygodnie było go zapytać. Te osoby lubiły prosić go o pomoc, bo lubił pomagać i potrafił robić szybko różne rzeczy.

Jedynym problemem był teraz brak czasu. Jasne, zawsze chciał coś zrobić, cokolwiek, żeby nie zwariować, ale musiał również jeść i spać.

Ostatnio nie miał tego za wiele, a ze względu na wzmożoną aktywność jego metabolizm zaczął działać do tego stopnia, że ledwo zaspokajał swój głód.

Nie, musiał przyznać, że potrzebował pomocy.

Dlatego w Strażnicy szukał Batsa. Zajęło mu jedynie dwie minuty, żeby wejść do pokoju, w którym znajdował się poszukiwany mężczyzna. Podbiegł do niego.

— Bats — przywitał go Wally z małym uśmiechem. — Masz chwilę?

Batman spojrzał na zbliżającego się Speedstera i ostro skinął głową, wskazując, że był naprawdę zajęty i Wally powinien po prostu przejść do rzeczy i skończyć z tym.

— Wiem, jak to może zabrzmieć, ale… czy można zmniejszyć mi ilość pracy na rzecz Ligi? Po prostu, cóż… — Wally odchrząknął zakłopotany, teraz gdy wypowiedział swoją prośbę na głos. Prawdopodobnie brzmiał jak rozdrażnione dziecko.

Jedynie, o co chciał poprosić, to odcięcie niektórych próśb, które otrzymał, bez względu na to, jak wygodne to było lub, że nie miał nic przeciwko nim. Po prostu chciał odpocząć i…

Wyraz twarzy Batmana był dziwny. Zwykle krzywił się na ludzi lub patrzył na nich gniewnie, albo tak naprawdę jego twarz nie wyrażała niczego. Tego właśnie oczekiwał Wally, jakiejś odmowy. Ale ten wyraz był nowy, jakby Bruce był… rozczarowany?

Wally przygotował się na wszystko, co mogło nadejść.

— Flash… każdy musi mieć swój udział w Lidze. Wiesz równie dobrze jak ja, że wszyscy zgodziliśmy się na to, aby podzielić pracę równo między wszystkich członków. Z pewnością twoje obciążenie zmniejszyło się, biorąc pod uwagę naszą najnowszą partię nowych członków. Powinieneś mieć znacznie mniej pracy, niż przydzielono ci początkowo.

Jeden z palców Wally’ego drgnął, a jego twarz zrobiła się gorąca pod kapturem kostiumu. Mniej? Mniej?! Wally był prawie pewien, że od czasu zostania bohaterem nigdy nie miał tak wiele pracy, jak w ciągu ostatnich kilku tygodni.

Z pewności w ich interesie leżało, żeby wszyscy pracowali?

— Ale Bats…

— Żadnych "ale" Flash. Jeśli to naprawdę za dużo, być może będziemy musieli usiąść z innymi członkami i zobaczyć, jaki jest tego powód. Jednak na razie wszystko jest równo podzielone między wszystkich i znam twój udział w pracy. — Głos Bruce’a był surowy i twardy.

Temat został wyraźnie zakończony i prośba Wally’ego została odrzucona.

Wally patrzył, jak Bats wracał do swojej pracy. Rozpacz drapała go w pierś, sprawiając, że czuł, jakby spoczywał na niej duży ciężar. Ale jeśli Bats powiedział, że wszystko było równo podzielone, musiał w to wierzyć.

Może po prostu marudził. Bycie jednym z założycieli z pewnością oznaczało więcej pracy. Mógł sobie z tym poradzić. Oczywiście, że musiał. Nie było mowy, żeby Wally pozwolił innym zebrać się na niepotrzebnym spotkaniu, ponieważ nie radził sobie ze swoją sprawiedliwą częścią pracy.

Wally odwrócił się i opuścił Strażnicę. Równie dobrze mógłby się przespać, zanim nadejdzie kolejny telefon, co prawdopodobnie nastąpi wkrótce.

OoO

Pięć tygodni później Wally rozważał niezapowiedziane wakacje. Po prostu ucieczkę.

Był wyczerpany aż do szpiku kości, a wszechobecny głód osiągnął punkt, w którym był naprawdę bolesny, zamiast takiego, który mógł zignorować.

Ale Wally wiedział, że po prostu nie mógł zniknąć w tym momencie. Ludzie zauważyliby to po kilku godzinach, a on naprawdę nie chciał stawić czoła gniewowi wściekłej Ligi. Przynajmniej nie pozostałym z założycieli.

Dlatego Wally zdecydował się na drugą rzecz, z którą nie chciał się zmierzyć. Rozczarowanie Batsa.

Znalezienie Batsa nie było trudniejsze niż ostatnim razem i Wally był po prostu zadowolony, że złapał go samego. Naprawdę nie chciał, żeby ktokolwiek inny był świadkiem jego porażki. W każdym razie nie od razu.

Wally zdjął kaptur swój kaptur, czując że go uciska, mimo że kostium był trochę luźny na nim, i podszedł do stołu. Nerwowo położył dłoń na blacie i postukał w niego palcami, ale natychmiast się zatrzymał.

Nie warto było denerwować Batsa od samego początku.

Kiedy nie zaczął od razu mówić, Bats podniósł wzrok i przyjrzał się twarzy Wally’ego, marszcząc brwi.

— Wally…?

Przez chwilę Wally myślał, że mógł usłyszeć zaniepokojony ton w głosie Batsa, ale szybko to odrzucił. Bruce był prawdopodobnie zły, że tak szybko znów mu przeszkadza.

Twarz Wally’ego napięła się. Rysy jego twarzy napięły się, gdy zamrugał kilka razy, aby pozbyć się łez.

Świetnie. Nawet jeszcze nic powiedział i już płacze.

W tym momencie Bats wstał z głową lekko przechyloną na bok, aby ocenić sytuację. Otworzył usta, żeby zapytać, co się dzieje, ale zanim to zrobił, Wally zaczął mówić.

— Nie mogę już tego robić! Wiem, że powiedziałeś, że każdy musi wykonać swoją część pracy, ale już nie mogę. Przepraszam, próbowałem, ale nie mogę.

Wally próbował określić, czy naprawdę był tak niedojrzałą osobą, jaką się czuł w tamtej chwili.

Ale nie było nawet mowy, by spróbował normalnie rozmawiać. Zamiast tego usłyszał, jak jego własny głos się chwieje, w niektórych momentach się łamie, a w oczach zbierały mu się łzy  Jego twarz była prawdopodobnie czerwona od zakłopotania i porażki.

— Robię wszystko, tak szybko, jak tego potrzeba, ale potrzebuję przerwy, Bruce. Potrzebuję przerwy tak bardzo, że jestem gotów polecieć na Słońce z pomocą Zielonej Latarni tylko po to, żeby odpocząć!

Przez chwilę naprawdę musiał złapać oddech. Jego uczucia wirowały w żołądku i sprawiały, że czuł mdłości, mimo że nie jadł od dłuższego czasu.

— Wa…

Nie! Nie mogę! Nie mogę!Nie mogę!Nie mogę! — wydyszał Wally, czując się tak, jakby zaczynało mu brakować powietrza, podczas gdy łzy spływały mu po policzkach, a dłonie zacisnęły się w pięści. Całe jego ciało było napięte do tego stopnia, że prawie pękło.

— Muszę spać, Bruce, muszę jeść! Rozumiem, że jest mi łatwo robić różne rzeczy, ale przygotowania do imprezy?! Sprzątanie po innych?! Czy ich sprawiedliwy udział w Lidze działa tylko dlatego, że jest szybciej kiedy ja to robię i lubię pomagać?! Nie mogę już tego robić… — Pod koniec głos Wally’ego stał się cichy, aż bohater zamilkł.

Skierował wzrok na stopy Batsa, czekając na wyrok za niemożność wykonania swojej pracy. Na rozczarowanie.

Zaległa między nimi cisza, Bruce prawdopodobnie próbował zdecydować, jak poradzić sobie z niechętnym Speedsterem.

Chociaż Wally zastanawiał się nad tym przez ostatnie kilka tygodni, to niczego nie wymyślił. Przynajmniej nie mógł sobie wyobrazić, co powie Bruce.

Może otrzyma najostrzejsze ze wszystkich spojrzeń Batmana. Co prawdopodobnie było najłagodniejszą ze wszystkich opcji.

— Wally — zaczął ponownie Bruce, podchodząc o krok bliżej, wpatrując się w twarz Wally’ego, który nie podniósł głowy.

Bruce jedną ręką ujął podbródek Wally’ego i uniósł jego głowę, przechylając ją w lewo i prawo w kontrolowanych i powolnych ruchach.

Czegokolwiek szukał, nie wydawał się zadowolony ze znalezienia tego. Jeśli grymas Bruce’a był czymś, co można było uznać za wskazówkę co do jego stanu emocjonalnego.

— Co masz na myśli, kiedy mówisz, że nie odpoczywasz? Lub o pracy innych ludzi?

Czy Bruce był poważny?! Oczywiście, że tak, ale Wally nie był pewien, czy dobrze słyszał. Może już padł ze zmęczenia i miał halucynacje.

— Mówiłem poważnie. Ludzie cały czas do mnie dzwonią. Rozumiem, że wszyscy wiedzą, że lubię pomagać i że jestem zbyt głupi, aby odmówić, ale powiedziałeś, że wszyscy… powiedziałeś, że wszyscy muszą wykonywać swoją pracę, a… najwyraźniej nie mogę robić swojej.

Musiał wyglądać żałośnie. Z czerwoną twarzą, mokrymi policzkami i zaczerwienionymi oczami. Z potarganymi włosami i wychudzonym ciałem. Z…

— Dlaczego ludzie do ciebie dzwonią, Wally? Od kiedy? Kto powiedział, że to w porządku? Kiedy mówiłem, że każdy musi wykonywać swój sprawiedliwy udział w pracy, miałem na myśli pracę, którą Superman i ja delegujemy. Jeden z nas robi plan, a drugi go aprobuje, nic więcej nie musisz robić.

Głos Bruce’a był prawie łagodny, podczas gdy ręką na brodzie Wally'ego przesunęła się po jego policzku, przeczesując rude włosy. Wally zamarł i dopiero wtedy Bruce odsunął się cofając o krok.

— Twój komunikator — zażądał nagle Bruce i otworzył swoją dłoń w rękawiczce, czekając.

Zdezorientowany Wally tylko wpatrywał się w rękę Batmana, zanim wyćwiczonym ruchem wyciągnął komunikator z kaptura kostiumu. Umieścił go na wyciągniętej dłoni.

— Ale co jeśli…

— Pozwól, że zajmę się wszelkimi prośbami, które przyjdą do ciebie. Będziesz miał wolne przez cały tydzień, ponieważ Bruce Wayne poprosił cię o pomoc jako mechanika w Gotham. Poinformuję Alfreda, że zostaniesz na kilka nocy.

Tak po prostu. Najwyraźniej tak łatwo było rozwiązać jego problemy.

Wally wpatrywał się w Bruce’a z tępym wyrazem twarzy. Zajęło mu chwilę, zanim właściwie sformułował słowa, ponieważ było to tak odległe od wszystkiego, co sobie wyobrażał.

Co?

— Ja… um… Bruce? Nie musisz... Nie musisz pozwalać mi spać u siebie. Właściwie to… — Wally odchrząknął nerwowo. — Wystarczy, że dajesz mi tydzień wolnego. Naprawdę nie…

— Nie. Zostaniesz, będziesz jadł i spał tyle, ile potrzebujesz. Alfred narzeka, że i tak nic nie jem. Być może odwrócisz jego uwagę ode mnie.

Logiczne, Wally wiedział, że Bruce miał poczucie humoru i potrafił być zabawny, ale usłyszenie prawdziwego żartu - przynajmniej Wally był pewien, że to żart - było po prostu bardzo dziwne.

Powoli ponownie skierował wzrok na podłogę, zadowolony, że znowu poszedł do Batsa. Ulżyło mu. Napięcie opuściło jego ciało i jeszcze bardziej czuł, jak był wyczerpany.

Był gotowy, by położyć się do łóżka i spać całymi dniami.

— Dziękuję — mruknął i zamknął oczy, opuszczając ramiona.

Ręka na jego ramieniu sprawiła, że Wally ponownie uniósł wzrok, a jego spojrzenie napotkało spojrzenie Bruce’a.

— Chciałbym… przeprosić. — Bruce utrzymywał kontakt wzrokowy z Wallym. — Za to, że wcześniej nie słuchałem.

Wally zareagował  lekkim uśmiechem, na który po bardzo krótkiej chwili Bruce odpowiedział.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 95 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.


Ostatnio zmieniony przez Lampira7 dnia Sro 29 Gru 2021, 08:20, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1128
Rejestracja : 16/01/2015

[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty
PisanieTemat: Re: [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)   [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) EmptySro 08 Gru 2021, 20:46

Rozdział 2

Wally obudził się nagle zaskoczony i boleśnie świadomy swojego ciała. Zdezorientowany i zmieszany, w ponurym humorze otworzył oczy widząc ciemny pokój. Przez chwilę nie był do końca pewien, gdzie się znajdował, poza tym, że na pewno nie była to jego sypialnia.

Aż świadomość zaistniałej sytuacji wróciła do niego. No tak.

Był w rezydencji Wayne’a, w jednym z pokoi gościnnych i w jednym z ogromnych łóżek.

Boże, dlaczego się obudził? Jego głowa lekko pulsowała z bólu, mięśnie i kości były ciężkie z wyczerpania.

Wally położył się do łóżka dwie godziny temu, przekonany, że będzie spał przez resztę tygodnia, po tym jak Alfred podał mu jeden z najlepszych posiłków w całym jego życiu.

Wzruszając ramionami, Wally pomyślał, że równie dobrze mógłby znów wrócić do snu. Odwrócił się na drugi bok i podciągnął prześcieradło do nosa. Wziął głęboki oddech zanim ponownie zamknął oczy. Jego ciało zapadło się w wygodny materac łóżka, mięśnie bolały go z doznanej ulgi.

Może Bruce niedługo wróci? Wally tak naprawdę nie wiedział go przez te dwa dni, odkąd tutaj był, aby odzyskać siły. Nie, żeby Alfred nie był świetnym towarzyszem, zwłaszcza że Wally tylko jadł, spał i słuchał głosu Alfreda.

Mrugając ponownie, otworzył oczy. Wally ledwo widział krawędź łóżka. Jego oczy również były zmęczone, jakby oglądał za dużo telewizji. Co nie zdarzyło się od lat, ze względu na jego szybkie uzdrawianie.

A jednak teraz takie były. Zmęczone i wysuszone. Chciał je zamknąć i wrócić do snu.

Zamknął ponownie oczy i zmusił swój umysł do odpoczynku. Nie miało znaczenia, gdzie był Bruce. Nie wtedy, gdy Wally tak bardzo potrzebował snu i próbował zasnąć…

Oczy Wally’ego ponownie się otworzyły. Usiadł na łóżku. Wspaniale. Mimo zmęczenia był całkowicie rozbudzony i nie mógł ponownie zasnąć.

Z westchnieniem zrzucił prześcieradło na drugą stronę łóżka i wstał. Równie dobrze mógł poszukać Alfreda. Może trochę gadaniny znowu go zmęczy.

Potrząsając głową, Wally włożył koszulę i uznał, że widok jego bokserek nie przestraszy zbytnio Alfreda.

Przebiegł przez rezydencję, aż znalazł Alfreda w miejscu, w którym najmniej się go spodziewał, a była to kuchnia.

Zdezorientowany wszedł do środka i zaciągnął się głęboko. Pyszny zapach jedzenia był intensywny.

— Rany, Alfredzie, dlaczego wciąż… już gotujesz? — zapytał Wally, podchodząc do starszego mężczyzny, próbując rzucić okiem na to, co przygotowywał.

Alfred zerknął na niego, zanim powrócił do swojego zadania.

— Mistrzu Wallace, dlaczego się obudziłeś? Spałeś ledwo kilka godzin.

— Tak, ale się obudziłem i nie mogę ponownie zasnąć. A teraz twoja kolej na wyjaśnienia.

Wally uśmiechnął się z zakłopotaniem, czekając na odpowiedź na swoje pytanie.

Nie otrzymał jej. Zamiast tego Alfred delikatnie złapał go za ramię i popchnął go na krzesło stojące przy stole. Bez większych wyjaśnień postawił przed nim talerz ze zbyt dużą ilością jedzenia dla zwykłego człowieka wraz ze szklanką wody i potrzebnymi sztućcami.

— Um… dzięki.

Wally posłał w jego stronę zmęczony uśmiech i podniósł widelec. Był niezmiernie wdzięczny drugiemu mężczyźnie, że tak dużo gotował i zapewnił mu jedzenie przez ostatnie dwa dni, ale nawet Alfred musiał spać. O ile Wally był świadomy, Alfred zawsze był na nogach w tym samym czasie, co on.

Czy Alfred był superbohaterem, który po prostu jeszcze się nie ujawnił?

— Alfredzie? — Uniósł wzrok z ustami pełnymi jedzenia i czekał, aż drugi mężczyzna zwróci na niego uwagę.

— Tak, mistrzu Wallace?

— Nie jesteś potajemnie metaczłowiekiem, którego moc polega na tym, że nigdy nie może zasnąć?

Alfred zamarł i obaj mężczyźni spojrzeli na siebie, zanim mały uśmiech pojawił się na twarzy Alfreda. Postawił drugą szklankę na stole, tym razem z sokiem.

— Wydaje się, że potrzebujesz więcej snu, niż wcześniej myśleliśmy. Jedz.

Alfred odwrócił się po tym i zaczął zmywać brudne naczynia, podczas gdy Wally praktycznie wpychał w siebie jedzenie.

Już miał zaoferować swoją pomoc, gdy pojawił się przed nim kolejny talerz. Czyli Alfred naprawdę miał supermoce. Nie mógł oszukać Wally’ego.

Chociaż jego sekret był u Wally’ego bezpieczny. Zwłaszcza, jeśli jedzenie wciąż będzie tak pyszne.

Jedzenie w jego żołądku było zawsze gorące, czasem trochę za tłuste. Sprawiało, że czuł się ciężko. Dokładnie to, czego potrzebował głodny speedster, taki jak Wally.

Rutyna otrzymywania nowego talerza z jedzeniem trwała jeszcze do około pięciu dokładek, dopóki Alfredowi nie skończyło się jedzenie, a Wally zaczął czuć się źle, że nie pomaga mu w sprzątaniu. Wiedział, że Alfred nigdy nie pozwoliłby mu na to, dopóki sam znajdował się w tej kuchni.

Oznaczało to jedynie, że Wally musiał później zakraść się do kuchni.

Właśnie, kiedy był pewien, że wymyślił odpowiedni plan, Alfred odezwał się ponownie.

— Nawet jeśli nie możesz zasnąć, mistrzu Wallace, spróbuj skorzystać z kanapy w pokoju pod drugiej stronie korytarza. Tam możesz poczekać na mistrza Bruce’a. Dzwonił wcześniej.

Wally musiał poświęcić chwilę, by przetworzyć słowa drugiego mężczyzny.

— Tak… dlaczego nie? — Wally nie był do końca pewien, dlaczego Alfred chciał, żeby poczekał na Bruce’a, ale nie miał nic przeciwko temu. — Idziesz ze mną?

— Niedługo przyjdę — padła łagodna odpowiedź, podczas gdy Alfred dalej zmywał naczynia.

Wciąż czując się źle, że pozwolił Alfredowi wykonać całą pracę, Wally uciekł do wspomnianego pokoju i natychmiast opadł na kanapę.

Była ładna, przytulna i wysłużona. Zdecydowanie zamierzał na niej poczekać z uginającym się pod nim siedzeniem.

Położył się, wpychając twarz między siedzenie a oparcie, zwijając się w kłębek.

Właściwie kanapa również miło pachniała. W łagodny i uspokajający sposób. Tak jak powinien pachnieć dom. A przynajmniej Wally uważał, że powinien mieć właśnie taki zapach.

Zamrugał kilka razy i wsłuchiwał się w cichy dźwięk odkładanych na siebie talerzy.

Zanim się zorientował, Wally zapadł w mocny sen.

OoO

Odkładając ostatni talerz na bok, bo nie było sensu chować go do kredensu, gdy za kilka godzin znowu będzie go potrzebować, Alfred przeszedł przez korytarz do sąsiedniego pokoju.

Znalazł tam Wally’ego śpiącego na kanapie.

Podszedł do niego i delikatnie przykrył Wally’ego kocem, uśmiechając się lekko na myśl, że Bruce również wydawał się zawsze zasypiać na tej kanapie.

OoO

Bruce’a dziwiło, jak Wally mógł to znosić tygodniami. Dwa dni nieustannego upominania ludzi nie było jego idealnym pomysłem spędzania czasu.

Batman był potrzebny w Gotham. Miał chronić swoje własne miasto, a jedyne, co dzisiaj zrobił, to pełnienie dyżurów w Lidze, informowanie ludzi, jaka była ich praca i upominanie, żeby przestali marnować jego czas - i czas innych, ważnych dla niego osób.

I nawet po ostatnich dwóch godzinach nie był blisko tego, nawet pomimo nagłej przerwy, jeśli chodziło o połączenia.

Nie, żeby na tą konkretną rzecz narzekał. Nie, kiedy ciszę można było w każdej chwili zakłócić, a że to nastąpi, tego Bruce był pewien.

Gdyby tylko wysłuchał Wally’ego, kiedy młodszy mężczyzna powiedział mu, jak bardzo był przytłoczony. Wtedy to wszystko nie narosłoby tak bardzo. Ale nie zrobił tego i Bruce miał zamiar upewnić się, że to naprawi.

Przez kilka minut pozwalał, by dźwięk palców przebiegających po klawiaturze obmył go. Lekko się odprężył, gdy kontynuował swoje badania.

Tylko po to, by napiąć mięśnie szczęki na tyle mocno, że aż zabolało, kiedy usłyszał w uchu charakterystyczny dźwięk aktywującego się komunikatora.

Hej, Flash! Jak się masz? Posłuchaj, zastanawiałem się, czy

— Nie — stwierdził Bruce. Jego głos był zimny i zdystansowany.

Cisza między nimi rosła, a głos po drugiej stronie nie rozłączył się. Bruce’a już nawet nie obchodziło, kto potrzebuje pomocy, gdyż chciał zakończyć rozmowę.

Um… Batman? Czy ja…

— Nie, nie wykręciłeś złego numeru. To jest komunikator Flasha, ale ponieważ nie pracuje teraz, zajmuję się wszystkim, co go dotyczy.

O! To… miłe, jak sądzę. Ja tylko…

— Nie skontaktujesz się ponownie z Flashem z wyjątkiem sytuacji towarzyskich lub z powodu nagłego wypadku w Lidze. Obecnie masz do swojej dyspozycji czterech innych bohaterów, którzy pomagają w sprzątaniu, a Flash byłby jednym z nich, gdybyśmy chcieli, aby tam był.

To była nagana, którą mógł teraz wyrecytować we śnie. Oczywiście fraza zawsze była inna, ale znaczenie pozostawało takie samo.

— Nikt nie będzie ponownie kontaktować się z Wallym w sprawach prostych, z którymi każda osoba mogła i powinna poradzić sobie sama.

Osoba pod drugiej stronie odchrząknęła, wyraźnie zdenerwowana swoim nagłym pechem w interakcji z Batmanem.

Tak! Oczywiście, to znaczy, nawet nie chciałem zapytać o to Flasha, bo widzisz…

— Dlaczego się z nim skontaktowałeś?

Cóż, teraz z perspektywy czasu, myślę, że to było…

— Dlaczego. — Jego cierpliwość wyczerpywała się, Bruce nie chciał słuchać więcej bzdur.

—…

Pytając ponownie, a raczej wrzeszcząc do komunikatora o powód połączenia, Bruce zanotował, aby przydzielić swojemu rozmówcy najbardziej żmudne zadania, jakie Liga miała do zaoferowania przez następne kilka tygodni.

Chciałem zapytać, czy mógłby zaopiekować się moją siostrzenicą! — Głos po drugiej stronie był bardziej piskliwy niż normalnie.

Opieka nad dzieckiem.

Aby opiekował się dzieckiem.

Ten facet chciał poprosić Wally’ego o opiekę nad dzieckiem.

Co do…

— Co dokładnie Flash może zrobić szybciej w kwestii opieki nad dzieckiem, czego ty nie możesz zrobić?

Jego ciało było gotowe do fizycznej walki. Umysł Bruce’a już formułował różne sposoby uderzenia drugiego bohatera.

Nie… nie wiem! Ale… ale dobrze sobie radzi z dziećmi i…

— Twój udział w jakichkolwiek misjach zostaje zawieszony na następne dwa miesiące po zakończeniu bieżącego zadania. — Oznaczało to tylko jedno: obowiązki administracyjne.

Bruce wyjął komunikator z ucha i położył go obok klawiatury. Wiedział, że sprawy wymknęły się spod kontroli, kiedy ktoś chciał poprosić Wally’ego o upieczenie ciasta na przyjęcie, ale… opieka nad dzieckiem? Wally nie mógł zrobić nic szybciej niż ktokolwiek inny, ponieważ czas wciąż płynął w tym samym tempie co zwykle. A to, że Wally żył w innym tempie, nie oznaczało, że był szybszy w opiece nad kimś.

Ściskając grzbiet nosa, Bruce zdecydował, że czas wracać do domu. Ktoś inny może mieć oko na Gotham lub skontaktować się z nim, jeśli pojawi się coś wielkiego.

Zamknął każdy otwarty program, zabrał ze sobą komunikator Wally’ego i poszedł do teleportera.

OoO

Bruce wpatrywał się w Wally’ego, który spał na jego kanapie.

Kiedy wrócił do domu, wziął najpierw prysznic, założył spodnie dresowe i koszulę, aby później coś zjeść i trochę odpocząć.

Chociaż wydawało się, że jego ulubione miejsce spoczynku było obecnie zajęte.

Stojąc tam, jakby czekając na coś, Bruce pochylił się lekko i podciągnął nieco wyżej koc, który Wally prawie zrzucił na podłogę.

Przez chwilę muskał palcami policzek Wally’ego, wpatrując się w punkt kontaktu między nimi. Delikatnie przyłożył dłoń do twarzy rudzielca. Bruce zawsze był zaskoczony, jak bardzo Wally był ciepły.

Czy Wally’emu było zimno w temperaturach, które były normalne dla innych? Bruce czasami zastanawiał się nad tym, dopóki coś innego nie odwróciło jego uwagi. Zauważył jednak, że Wally miał na sobie grubsze ubrania, kiedy na zewnątrz było całkiem ciepło.

Z drugiej strony widział też Wally’ego czującego się komfortowo jedynie w swetrze podczas zimy, więc może rzeczywiście przez większość czasu było mu gorąco.

Powinien kiedyś zapytać o to speedstera.

Bruce potrząsnął głową i wychodząc z pokoju, skierował się do kuchni.

— Dlaczego — zaczął Bruce, gdy wszedł do pomieszczenia — Wally śpi na kanapie, kiedy mam do zaoferowania wiele łóżek? Czy to, na którym spał, nie jest odpowiednie?

Alfred zaśmiał się, potrząsając głową.

— Mistrz Wallace nie mógł spać, więc postanowił dotrzymać mi towarzystwa. Przypuszczam, że zasnął przy tym.

— Wally nie mógł spać? Czy nie jest bardzo wyczerpany?

Jak dziwnie. Bruce wyraźnie pamiętał, jak bardzo zmęczony był Wally. Ledwo zdołali nakłonić go do zjedzenia czegoś, zanim zasnął.

— Och, jest całkowicie wyczerpany. Bardziej niż się spodziewaliśmy. Wcześniej zapytał mnie, czy mam tajne moce.

W tym momencie Bruce musiał się uśmiechnąć. To brzmiało jak Wally, niezależnie od jego stanu wyczerpania.

— Nie obwiniam go za to, biorąc pod uwagę, że sam od lat zastanawiam się nad tym.

Spojrzenie, jakie posłał mu Alfred, powiedziało Bruce’owi dokładnie, co o tym myślał starszy mężczyzna, zanim zmienił temat.

— Głodny, mistrzu Bruce?

— Wystarczy kanapka, dziękuję. — Bruce skinął głową w podzięce.

— Och, nie. Usiądziesz i zjesz miskę zupy. Mistrz Wallace zjadł dość dużo i jestem pewien, że nie będzie miał pretensji, jeśli ty też zjesz. — Powiedziawszy to, przygotował dla Bruce zupę i postawił ją na stole. — Proszę.

Bruce tak naprawdę nie mógł spierać się z Alfredem, widząc, że drugi mężczyzna zawsze będzie miał ostatnie słowa. Cóż, przez większość czasu.

— Dziękuję, Alfredzie.

— Nie ma za co.

Alfred wrócił do przygotowywania posiłku, który zamierzał ugotować w następnej kolejności, a Bruce cieszył się swoją miską zupy.

I chociaż cieszył się znajomą cisza między nimi, Bruce poczuł potrzebę rozmowy.

— Później zaniosę Wally’ego do jego pokoju. Kanapa jest dla niego za mała i prawdopodobnie obudzi się obolały — powiedział Bruce między kęsami jedzenia.

Zamyślony pomruk dobiegł od Alfreda.

— O ile sobie przypominam, spałeś na tej kanapie wiele razy, pomimo doskonale funkcjonalnego łóżka. A jeśli moja pamięć dobrze mi służy, mistrz Wallace szybko się regeneruje. Jestem pewien, że nie będzie miał nic przeciwko chwilowemu bólowi mięśni. Przynajmniej śpi teraz.

— Masz rację — przytaknął Bruce i dokończył zupę.

Wally prawdopodobnie nie miałby nic przeciwko temu. W końcu kto wie, jak często spał na własnej kanapie, mimo że była raczej niewielka.

Wziął miskę i wstał, by podać ją Alfredowi.

— Dobranoc, Alfredzie. Pamiętaj, żebyś również odpoczął. — Uśmiechnął się lekko do mężczyzny, zanim wyszedł z kuchni.

— Dobranoc, mistrzu Bruce. — Dobiegło z kuchni, gdy Alfred subtelnie zignorował drugie stwierdzenie Bruce’a.

Bruce potrząsnął głowa i zatrzymał się przy drugim pokoju, by spojrzeć jeszcze raz do środka. Wally wciąż znajdował się w tej samej pozycji co poprzednio. Bruce skierował się do swojej sypialni.

Wczołgał się do swojego łóżka i naciągnął na siebie kołdrę, szybko zasypiając.

Dziesięć minut później jego własny komunikator zasygnalizował połączenie przychodzące. Stuknął w niego delikatnie, nie otwierając oczu. To nie był pierwszy raz, kiedy odebrał taką rozmowę, tylko po to, żeby sprawdzić, czy było to naprawdę ważne, czy nie.

— Batman — powiedział Bruce.

Wiem, zadzwoniłem do ciebie… czy cię obudziłem? — Oczywiście Clark musiał się o to martwić. Zawsze się czymś martwił.

— Co jest? — Bruce nie zamierzał nawet odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Obaj znali odpowiedź i wiedzieli, że nie będzie to ostatni raz, kiedy Clark go obudzi.

Krąży plotka, że faktycznie masz komunikator Flasha i odsuwasz ludzi od misji za dzwonienie na ten komunikator — wyjaśnił Clark powoli, a Bruce nie był w stanie stwierdzić, czy wydawał się rozbawiony, czy zirytowany tą sprawą.

Oczywiście reszta pierwotnej siódemki wiedziała o sytuacji i była świadoma faktu, że Bruce miał komunikator Wally’ego. Wszyscy to akceptowali.

Z drugiej strony, Bruce tak naprawdę nie zostawił miejsca na dyskusję, po prostu przedstawił fakty i powiedział, co postanowił. Nie było żadnych sprzeciwów.

— Czy masz problem ze sposobem w jaki radzę sobie z tą sprawą?

Być może Clark chciałby, żeby złagodniał. Coś czego Bruce nie zrobi. Słuchał Clarka, ale czasami Superman był trochę zbyt delikatny i Bruce skutecznie to wyrównywał.

Drugi bohater zaśmiał się.

Nie, w ogóle. Jestem pewien, że cokolwiek zrobiła ta osoba, zasłużyła na to. Właściwie nikt mi o tym nie mówił, ale słyszę ich rozmowy toczące się wokół. — Clark nigdy nie lubił podsłuchiwać innych, ale tym razem wydawało się, że nie mógł się powstrzymać. — Chciałem tylko poinformować o obecnej sytuacji. Może to zadziała na twoją korzyść, a połączenia będą się stopniowo zmniejszać.

— Może. Mogę napisać oficjalną wiadomość na temat tego, jak każdy powinien wykonywać swoją pracę.

Ale to też mogło mieć swoje konsekwencje. Wiedział, że ludzie od czasu do czasu lubią spotykać się i dzielić się swoją pracą. Co zwykle było w porządku.

Problem polegał na tym, że ta sytuacja z Wallym wymknęła się spod kontroli.

Rozwiążemy to. Wszyscy wiemy, że to nie było w porządku i to nasza wina. Ale… daj nam czas. — Naiwne słowa. Z drugiej strony Bruce nie spodziewał się niczego innego od Clarka.

— Przede wszystkim nie powinno to zajść tak daleko — Bruce skrzywił się, po raz kolejny rozważając wezwanie do opieki nad dzieckiem.

Masz rację, ale nie możesz się o to obwiniać w nieskończoność.

Bruce nic na to nie odpowiedział. Jak zwykle napisał raport o sytuacji i był w nim szczery. Co oznaczało, że uwzględnił część, w której wysłał Wally’ego na odpoczynek.

Ale nie rozmawiał o tym osobiście z Clarkiem.

Bruce — powiedział ściszonym głosem Clark, całkiem świadomy tego, co Bruce czuł na temat używania prawdziwych imion przez komunikator. — Każdy mógł tak zareagować. Nie miałeś pojęcia. Liczy się to, że upewniłeś się, że ma teraz wszystko, czego potrzebuje, aby odpocząć. Wszystko będzie dobrze.

Początkowo Bruce nie chciał już odpowiadać, ale zrezygnował z tego.

— Dobranoc, Supermanie.

Dobranoc, Batmanie.

Jak zwykle Clark nawet nie brzmiał na zdenerwowanego, po prostu jak ktoś, kto uśmiechając się życzył dobrej nocy.

Rozmowa zakończyła się i Bruce westchnął, zamykając oczy, próbując ponownie zasnąć.

OoO

Wally wrzucił do ust kolejny plasterek szynki z jajkami, kiedy Bruce wszedł do kuchni. Pomimo bałaganu na talerzu i tłuszczu na twarzy, Wally uśmiechnął się do niego szeroko.

— Dzień dobry!

Wciąż był zmęczony, ale był wystarczająco szczęśliwy, by brzmieć na podekscytowanego, kiedy zobaczył Bruce’a.

W odpowiedzi otrzymał uniesioną brew.

— Jest pierwsza po południu, Wally.

— A jednak oboje się właśnie obudziliśmy, więc dzień dobry!

Wally uśmiechnął się promiennie, a potem roześmiał się, czując się trochę głupio. Może to był widok Batmana w dresach.

Oczywiście widział wcześniej Batmana w stroju treningowym, ale to było zanim Liga przyjęła w swoje szeregi więcej bohaterów. Obecnie prawie nigdy nie widywał Batmana bez kostiumu, a jeśli nawet, to było to głównie w gazetach.

Cała ta sprawa była głupia, czuł się zakłopotany tylko dlatego, że Bruce miał na sobie spodnie dresowe i właśnie się obudził. Włosy drugiego mężczyzny były rozczochrane, a na jego twarzy wciąż były ślady od poduszki.

Niemniej jednak w jakiś sposób Bruce wyglądał przystojnie. Wally zarumienił się na tę myśl.

Wsunął do ust całą kromkę chleba, aby to ukryć.

Bruce wydawał się tego nie zauważać. Usiadł przy stole, podczas gdy Alfred kładł przed nim posiłek.

— Masz tłuszcz na twarzy.

— I co z tego? — zapytał Wally żując i spojrzał na Bruce’a, po czym położył przed sobą kolejny talerz szynki i jajek. — Ponieważ zjem jeszcze dwie takie porcje, nie widzę sensu wytarcia twarzy… ale jeśli ci to tak bardzo przeszkadza… — Mówiąc to wytarł tłuszcza kostkami palców, a następnie oblizał je. Odwrócił wzrok na następny pełny talerz.

Tym razem to Bruce się w niego wpatrywał, zwłaszcza gdy speeder oblizywał się i wydawał z siebie dźwięki zadowolenia. Bruce zamarł na minutę, po czym odchrząknął i zaczął jeść.

— Co będziesz robić później? — zapytał Bruce, nagle całkiem ciekawy, co Wally robił w rezydencji, kiedy nie jadł ani nie spał.

— Prawdopodobnie znowu pójdę spać — wymamrotał Wally przy ostatnim kęsie jedzenia i przeciągnął się, zanim oparł się o oparcie krzesła.

Bruce poderwał głowę do góry.

— Czy nadal jesteś wyczerpany? Spałeś trzy dni. — Wcale mu się to nie podobało.

Oczywiście Wally mógł spać i wciąż być wyczerpany, ale z pewnością jego zmęczenie powoli ustępowało?

Wally tylko wzruszył ramionami.

— W tej chwili nadal jestem dość zmęczony… Myślę, że muszę ponownie naładować akumulatory. Nie martw się. Z pewnością jest to łatwiejsze tutaj niż w domu równoważąc pracę… — Wally urwał i ziewnął.

Bruce’owi nadal się to nie podobało. Sen był ważny, ale organizm również mógł być wyczerpany zbyt dużą jego ilością.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Wally ponownie się odezwał.

— A jeśli chcesz, możemy spędzić razem czas?

Jedna z brwi Bruce’a uniosła się na pytanie drugiego bohatera.

— Czy już tego nie robimy?

— Miałem na myśli wspólne oglądanie filmu czy coś podobnego! Boże, Bruce — roześmiał się Wally. Wyglądał na szczęśliwego. — Po prostu narzekałeś, że cały czas śpię. Film utrzyma mnie przytomnego.

Przez kilka sekund drugi mężczyzna nie odpowiadał. Potem skinął lekko głową.

— W porządku. Moglibyśmy skorzystać z sali teatralnej, ale przypuszczam, że w zasadzie możemy obejrzeć film w każdy dowolnym miejscu w rezydencji.

— Ummm… Podobała mi się kanapa, na której spałem. Co o tym myślisz?

Bruce ponownie uniósł wzrok znad swojego talerza, aby spojrzeć na Wally’ego. Wiedział, że kanapa była wygodna, ale że aż tak? Nie była największą z tych jakie posiadał, a miał ich sporo, na których Wally mógł spać całkiem wygodnie. Wydawało się jednak, że drugi bohater woli tę małą, starą kanapę.

Może trochę przypominała mu tą, którą miał w swoim mieszkaniu.

— Przypuszczam, że możemy na niej obejrzeć film.

Wally rozpromienił się szczęśliwy i Bruce tylko skinął głową, zanim skończył jeść. Mógł poświęcić trochę czasu na obejrzenie filmu z Wallym. Potem wróci do zarządzania sytuacją w Lidze.

Kiedy Bruce oświadczył, że skończył, Wally zerwał się ze swojego siedzenia, idąc już ochoczo do drugiego pokoju.

— Wiem dokładnie, co będziemy oglądać. Założę się, że to pokochasz. Masz… milion filmów, czy musimy kupić go online?!

Wally rzucił się na kanapę i obrócił się, by wygodnie usiąść na jednym końcu, wpatrując się w Bruce’a.

— Mogę to kupić. Gdzieś mamy DVD, ale wątpię, że mamy to, co chcesz obejrzeć.

Oczywiście istniało duże prawdopodobieństwo, że Bruce posiadał film, który Wally chciał obejrzeć, ale nie miał ochoty go szukać. Poza tym to nie tak, że brakowało mu pieniędzy.

Wręczył Wally’emu pilota, zanim zajął miejsce, pozwalając drugiemu mężczyźnie poruszać się po menu w poszukiwaniu filmu.

— Idealnie, jest!

Wally zerknął na Bruce’a, kiedy pojawiła się ikonka filmu, a Bruce zgodził się na niego bez słów, w dziwny sposób sprawiając, że Wally poczuł się jak w domu.

Bruce szybko połączył kropki, gdy spojrzał na ekran.

— Czy to jakaś parodia Supermana? Początek wydaje się nieco przesadzony, ale reszta wydaje się być… satyrą. Czy Clark o tym wie...

Bruce odwrócił się, by spojrzeć na Wally’ego ze zdziwieniem odkrywając, że ten spał.

Film został chwilowo zapomniany, gdy Bruce zastanawiał się, dlaczego drugi bohater już zasnął. Wally albo był naprawdę wyczerpany, albo było w tym coś więcej. Coś, co Bruce miał nadzieją, było po prostu jego zwykłą, unoszącą głowę paranoją.

Bruce delikatnie chwycił ramię Wally’ego i przyciągnął go lekko do siebie. Pozycja, w której zasnął rudzielec, prawdopodobnie wywołałaby ból po obudzeniu się, a Bruce wolał zapobiec takim… niedogodnościom.

Nie liczył na to, że Wally natychmiast uczepi się jego ramienia, opierając na nim głowę.

— Wally… jeśli mnie puścisz, to będziesz się mógł położyć.

Usłyszał coś w rodzaju “uch” lub “nie”, a następnie Wally natychmiast zasnął ponownie, pozostawiając Bruce’a uwięzionego tam, gdzie był.

Batman z westchnieniem odchylił się do tyłu, wracając do swojej zrelaksowanej pozycji, stwierdziwszy, że nie zaszkodzi, jeśli skończy oglądać ten film.

Na wszelki wypadek, gdyby Wally zapytał go o to, kiedy się obudzi.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 95 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1128
Rejestracja : 16/01/2015

[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty
PisanieTemat: Re: [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)   [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) EmptySro 15 Gru 2021, 10:30

Rozdział 3

Mistrzu Bruce, żądam twojego natychmiastowego powrotu.

Batman spiął się za kierownicą i spojrzał na kokpit Batmobilu, już kalkulując, który zakręt pozwoli mu najszybciej wrócić do bazy.

— Czy jesteśmy atakowani?

Mistrz Dick zaszczycił nas swoją obecnością.

Bruce’owi zajęło chwilę uwolnienie się od napięcia i spojrzał na obraz wideo przedstawiający Alfreda. Już miał zapytać, dlaczego powinien wrócić z tego powodu, gdy mężczyzna dodał szybko:

Znalazłem pustą puszkę po farbie, mistrzu Bruce. — Głos Alfreda był ciężki i poważny,przez co rozdzwoniły się dzwonki ostrzegawcze w głowie Batmana.

Strach osiadł w żołądku Bruce’a.

— Jaki kolor?

Niebieski.

Wdech. Wydech. Niebieski.

— Mogło być gorzej, przynajmniej wiemy, że to nie będzie Batmobil.

Po tym, jak otrzymał informację o sytuacji, śpieszył się do bazy.

— Nie, ale nie znalazłem również przemalowanego przedmiotu. Rozejrzenie się w jaskini niczego nie ujawniło.

Cóż, to nie było dobre. Znając ich prawdopodobnie był to jakiś gadżet, którego będzie potrzebował natychmiast i dopiero, kiedy go wyciągnie odkryje, że został przemalowany.

Może mimo wszystko Wally nie był tak zmęczony.

OoO

Bruce spotkał się z Alfredem w jaskini. Podczas ich spekulacji pozbył się garnituru i założył wygodne ubranie przed wejściem na górę.

Nie było sensu łamać sobie nad tym głowy, musieli zapytać od razu.

Dick spotkał go w drodze do kuchni, trzymając w rękach stos brudnych talerzy.

— Hej, Bruce — przywitał go Dick z chytrym uśmiechem i kontynuował swoją wędrówkę. Bruce poszedł za nim.

— Nie uprzedziłeś o swojej wizycie.

— Tak. Pomyślałem, że Wally może będzie chciał mieć inne towarzystwo oprócz twojej zrzędliwej osoby i niesamowitego kucharza jakim jest Alfred.

Obaj dotarli do kuchni, gdzie Dick umieścił delikatnie stos brudnych naczyń w zlewie.

— Śpi teraz — dodał po namyśle Dick i zmarszczył brwi, w końcu spoglądając na Bruce’a.

Wyraz twarzy Bruce’a pozostał neutralny, nawet jeśli dostarczone informacje nie zgadzały się z jego wiedzą. Wally właśnie się obudził, kiedy odszedł jako Batman. To prawda, że było to kilka godzin temu, ale Wally powinien być na nogach znacznie dłużej.

— Jest zmęczony, oczywiście, że śpi.

— Tak, ale… — Dick zawahał się, zanim mówił dalej: — Byliśmy w trakcie grania w grę, kiedy zasnął. Powiedział, że jest zmęczony i zasnął.

Troska Dicka była oczywista i naturalna dla kogoś, dla kogo Wally był bliską osobą.

To było to samo, co Bruce czuł na spotkaniu Ligi.

— Ale też czuje się coraz lepiej — powiedział Dick uśmiechając się lekko, ale nie wyglądało to naturalnie. Jakby sam próbował się o tym przekonać.

— Dlaczego tak mówisz?

— Wally powiedział, że ból w końcu ustał.

Bruce wyprostował się sztywno. Wally cały czas cierpiał? Dlaczego nic nie powiedział?!

— Ból? — powtórzył niepewnie Bruce.

Dick skinął głową i oparł się o blat, żeby wyjaśnić.

— Tak, jak… on zawsze jest głodny, czyż nie? I powiedział, że od czasu… incydentu głód był naprawdę bolesny. Być tak głodnym, że aż jest to bolesne... Ale, jak powiedziałem, wydaje się, że ten ból się skończył.

Żołądek Bruce zacisnął się ze strachu i poczucia winny. Dlaczego Wally miałby zachowywać tę informację dla siebie? Z pewnością wiedział, że w tej rezydencji mógł zjeść wszystko, na co miał ochotę. Mówili mu nawet wiele razy, że powinien po prostu o to zapytać.

Musiał porozmawiać z Wallym.

— W każdym razie… muszę już iść. W Blüdhaven dzieje się dziś coś wielkiego. Powiedz Wally’emy, że wrócę w weekend. Chociaż już mu o tym mówiłem. — Dick zaśmiał się i odsunął się od blatu. — Chciałbym tylko móc podsłuchać jedno z tych wezwań, które otrzymujesz na komunikator Wally’ego.

Bruce spojrzał na Dicka, po czym odwrócił się i wyszedł z nim z kuchni.

— Musisz jedynie dołączyć do Ligi — powiedział.

Obaj jednak wiedzieli, że Dick nie chciał tego zrobić.

Dick potrząsnął głową i odwrócił się, zanim pomachał.

— Pa, Bruce!

Bruce patrzył, jak Dick odchodził, zanim skręcił w innym kierunku, aby poszukać Wally’ego.

Nie zajęło mu to dużo czasu, biorąc pod uwagę, że znajdował się w pokoju rozrywki. Wydawało się, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Po wejściu zobaczył Wally’ego zakopanego pod kocem i poduszkami na środku podłogi. Kontroler leżał wciąż tuż obok niego.

Przynajmniej Dick wyłączył telewizor.

Z westchnieniem podszedł bliżej i położył kontroler przy telewizorze. Potem upadł na kolana obok Wally’ego i delikatnie dotknął jego ramienia.

— Wally? Obudź się, jest coś, o czym musimy porozmawiać. — To nie mogło czekać. Nie, kiedy Bruce mógł znowu wyjść z rezydencji i nie porozmawiać z drugim superbohaterem, bo ten spał.

Wally poruszył się i wtulił się bardziej w poduszki. Dick naprawdę się postarał znajdując ich tak wiele.

Potrząsając ponownie ramieniem Wally’ego, Bruce patrzył, jak ten ze zmęczeniem otworzył oczy.

— Bruce? — wymamrotał Wally, a Bruce skinął głową.

Zdezorientowany rudzielec usiadł i zamrugał, podczas, gdy Bruce dokładnie mu się przyglądał.

Włosy speedstera były potargane, a spojrzenie zmęczone. Ale nie bardziej niż ostatnim razem. Przynajmniej nie wyglądał już tak blado.

Wally wyciągnął ręce nad głowę, rozciągając się i nie pragnąc niczego więcej, jak opaść z powrotem w stos… poduszek? Cóż, to było dziwne. Rozbawiony rozejrzał się, myśląc, że musiał zasnąć.

Dopóki nie przypomniał sobie.

Zasnął.

Z jękiem uderzył się w twarz i potrząsnął głową.

— Zasnąłem! Czy Dick już poszedł?

— Dick nie miał o to pretensji. Powiedział, że wróci w weekend — wyjaśnił Bruce i usiadł na podłodze. Przyciągnął jedną nogę bliżej i położył rękę na kolanie.

Bruce pozwolił Wally’emu martwić się o to przez kolejną minutę, aż w końcu rudzielec zwrócił na niego całą swoją uwagę.

Bruce od razu przeszedł do rzeczy.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi, że cierpisz?

Wally spoglądał na niego w niezrozumieniu.

— Powiedziałeś Dickowi, że ból ustał — rozwinął Bruce, obserwując minę, jaką zrobił Wally.

— Och.

— Tak, och. Wally, musisz nam mówić o takich rzeczach.

— To nic wielkiego. — Wally potrząsnął głową, ale spoważniał, gdy zobaczył minę Bruce’a. Nie wydawał się zbytnio zgadzać z jego oceną. — Posłuchaj, to po prostu coś… jestem zawsze głodny, Bruce. A czasami jestem na tyle głodny, że to boli. Ale z czasem zacząłem ignorować ten ból. Jasne, ostatnie kilka tygodni było… um… trudne, ale poza tym do zniesienia. To naprawdę nie jest wielka sprawa.

Bruce chrząknął.

— Czy razem z Alfredem nie powtarzaliśmy ci w ciągu ostatnich kilku dni, żebyś coś powiedział? Kiedy jesteś głodny, kiedy jesteś zmęczony, lub coś jest nie tak. Nie możemy ci pomóc, jeśli nam o tym nie mówisz. Zrozum — westchnął Bruce, przesuwając nieco nogi, żeby usiąść wygodnie na podłodze. — Nie obchodzi mnie, jak bardzo jesteś głodny lub nienasycony. Jesteś głodny. A jeśli jesteś na tyle głodny, że czujesz ból, musisz mi o tym powiedzieć. W razie potrzeby zamówię dla ciebie cały bufet imprezowy. Wymyślimy rozsądną wymówkę, dlaczego go potrzebuję bez urządzania przyjęcia.

Wally uśmiechnął się nieco.

— Bo jesteś bogaty.

Bruce patrzył na Wally’ego przez kilka sekund, po czym potrząsnął głową.

— Bo jestem bogaty. Chociaż dziennikarze w dzisiejszych czasach lubią bardziej rozbudowane historie.

Obaj jednak wiedzieli, że Bruce ucieknie się do tej marnej wymówki, jeśl już do tego dojdzie, kiedu nic innego nie przyjdzie im do głowy.

— Nadal jesteś zmęczony?

Wally potrząsnął głową i przeczesał palcami włosy.

— Nie tak bardzo. Czuję się teraz całkiem rozbudzony. Czemu pytasz?

— Potrzebuję, żebyś coś dla mnie zrobił — powiedział poważnym głosem Bruce.

Lekkie przekomarzanie między nimi nagle zniknęło.

— O tak, jasne. O co chodzi? Muszę tylko… — Wally zamierzał wstać, ale Bruce chwycił go za nadgarstek i delikatnie pociągnął w dół, tak że Wally znów usiadł. Zdezorientowany spojrzał na Bruce’a. — Co?

Bruce puścił nadgarstek Wally’ego i zacisnął usta.

— Widzisz, dokładnie takie zachowanie spowodowało to wszystko. Nie możesz tak po prostu zgadzać się, gdy ktoś poprosi cię o zrobienie czegoś. Musisz ich najpierw wysłuchać, a potem zdecydować, czy chcesz pomóc.

— To nie jest to samo? — odpowiedział Wally lekko rozbawiony. Zaniepokojenie Bruce’a o niego było.. miłe. Zarumienił się nieco. — To.. ty prosisz.

— Wyjaśnij?

— To znaczy, jesteś Batmanem. O cokolwiek mnie poprosisz, będzie to rozsądne. Czyż nie?

Zaskoczony Bruce wpatrywał się w Wally’ego. Jego twarz była lekko zaczerwieniona. Potrząsając głową starszy mężczyzna stłumił każde uczucie, które zaczynało kwitnąć w jego klatce piersiowej.

— Nie o to chodzi. Nawet ja mógłbym stawiać nierozsądne żądania. Może poproszę cię o coś, czego nie chcesz zrobić.

— Wtedy odmówiłbym później. Naprawdę nie podpisałbym cyrografu lub czegoś takiego.

Wally roześmiał się i na dokładkę pokręcił głową.

Bruce jednak tylko podniósł głowę, odwracając ją na bok.

— Tak jak to robiłeś w ciągu ostatnich kilku tygodni?

Wally nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Bruce oczywiście miał rację. Ale jakoś czuł się tak, jakby to on był tutaj winnym. Jasne, nie był w stanie odmówić ludziom, ale to tylko dlatego, że nie spodziewał się, że wszystko potoczy się tak źle. W końcu poprosił o pomoc.

Zniechęcony tym Wally spojrzał na swoje dłonie leżące na kolanach i zmarszczył brwi. Rumieniec wciąż istniał. Nie chciał zawieść Bruce’a, ale jednocześnie miał na myśli to, co powiedział. Zrobi to, o co poprosi go Bruce. Batman nie był kimś, kto poprosi go o upieczenie ciasta.

Z westchnieniem ramiona Wally’ego opadły.

Dopóki nie poczuł na sobie ręki. Podnosząc wzrok, Wally spojrzał na Bruce’a, który pochylał się w jego kierunku. Zamrugał, a rumieniec na jego twarzy stał się wyraźniejszy.

Wally naprawdę chciał uciec wzrokiem w bok. Zawsze miał problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego z Bruce’em. Albo niebieskie oczy wpatrywały się prosto w niego, dostrzegając wszystko, albo wpatrywały się w niego soczewki bez źrenic, a Wally nie wiedział, co drugi bohater myśli.

Nie, żeby kiedykolwiek miał z tym doświadczenie, ale bez towarzyszącemu Batmanowi kostiumu czuł, że miał nieco większe szanse niż zwykle, by odgadnąć myśli Bruce’a.

Ale Wally nie odwrócił wzroku. Nie mógł.

Może to była jego wyobraźnia, ale czuł, że Bruce nachylił się odrobinę bardziej. Ręka drugiego mężczyzny była ciepła, prawie parząca. Ironiczne biorąc pod uwagę, że to Wally miał wyższą temperaturę ciała.

— Powinieneś coś zjeść.

Mrugając z zaskoczenia, Wally potrzebował chwili, by zebrać się w sobie. Że co?

— Co?

— Powiedziałem, że może powinieneś coś zjeść. Tylko dlatego, że twój stan się poprawił, nie oznacza to, że powinieneś czekać, aż znowu się pogorszy — powiedział Bruce i nagle wstał, biorąc Wally’ego za rękę i zmuszając go do wstania razem z nim.

— Och… tak… jasne. Dlaczego by nie. Również będziesz jadł? — zapytał Wally.

Czując się nieco zbity z tropu, po prostu poszedł za Bruce’em. Zaledwie kilka chwil temu był pewien, że poczuł oddech mężczyzny na swojej twarzy. Musieli być bliżej siebie, niż sądził.

Czy za dużo odczytywał w tej sytuacji? Prawdopodobnie? Może wciąż potrzebował więcej snu, żeby to sobie poukładać.

Bruce spojrzał na Wally’ego. W drodze do kuchni wciąż trzymali się za ręce, ponieważ żaden z nich nie zaprotestował przeciwko temu.

OoO

Wally znalazł się w kuchni, a Bruce zaczął wyjmować rzeczy z lodówki.

Natychmiast ogarnęła go panika i przeniósł się, by zabrać rzeczy, które Bruce właśnie wyjął.

— Co ty robisz?!

Obaj wpatrywali się w siebie. Wally trzymał jedzenie blisko siebie, podczas gdy Bruce stał z pustymi rękami, gdzie zamarł w poprzedniej pozycji.

— Przygotowuję jedzenie?

— Alfred powiedział, że nie wolno ci tego robić — powiedział defensywnie Wally, odkładając wszystko na blat. — Mogę zrobić nam coś do jedzenia. Albo możesz zawołać Alfreda.

Bruce zmrużył oczy i po prostu poszedł wyjąć więcej składników, tylko po to, aby Wally znów je zabrał.

— Jestem w stanie przyrządzić parę rzeczy. Nie jestem beznadziejny w kuchni. — Nie skomentował tego, aby pójść po Alfreda.

— Nie — sprzeciwił się Wally. — Słyszałem jedną historię i ta wystarczyła, aby wiedzieć, dlaczego nie wolno ci gotować. Jasne, opowieść była śmieszna jak diabli, ale nie chcemy tego powtarzać.

Teraz była to tylko kwestia dumy. Wydymając klatkę piersiową, Bruce podjął zamiar upewnienia się, że udowodni, że poradzi się w kuchni, robiąc coś więcej w niej niż tylko spożywanie posiłku.

Bruce był pewien, że postawiłby na swoim, gdyby nie odezwał się komunikator w jego uchu. A Wally również miał się podać i sądząc, po spojrzeniu Wally'ego obaj to wiedzieli.

Warcząc, Bruce przeprosił i wyszedł z kuchni, przyjmując połączenie.

— Batman.

—…

— Zacznij mówić albo się rozłącz.

Ktokolwiek był po drugiej stronie połączenia, najwyraźniej zniechęcił się na tyle, że faktycznie zakończył rozmowę. Bruce’owi to nie przeszkadzało.

OoO

Wally obserwował Bruce’a opuszczającego kuchnię, a potem natychmiast zabrał się do pracy, aby przyrządzić tłuczone ziemniaki smażone na patelni z grillowanym mięsem.

Bruce nie byłby w stanie nic powiedzieć ani zrobić, gdyby już zaczął. Byłoby to tylko marnowaniem jedzenia, gdyby drugi mężczyzna byłby na tyle małostkowy, aby uprzeć się, że sam coś ugotuje.

Śmiejąc się do siebie, Wally odłożył rzeczy, których nie potrzebował, i starał się podsłuchać rozmowę toczącą się poza kuchnią.

Oczywiście ciekawie byłoby usłyszeć, jak przebiegają niektóre połączenia do jego komunikatora, ale ostatecznie Wally był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ufał Bruce’owi i wiedział, że poradzi sobie z tym w sposób czysto biznesowy.

Potrząsając głową, Wally podniósł wzrok, kiedy Bruce wrócił do pokoju, wydając się być tylko odrobinę w gorszym nastroju niż przed chwilą.

— Wszystko w porządku? — zapytał Wally, pilnując, żeby mięso nie przypaliło się z jednej strony.

Bruce tylko pokręcił głową i podszedł bliżej, opierając się lekko o plecy Wally’ego, żeby spojrzeć mu przez ramię na posiłek, który przygotowywał rudzielec.

— Mówiłem ci, że umiem gotować.

Szkoda, że byłeś zbyt zajęty, aby zacząć — zadrwił Wally, wpatrując się w skwierczące mięso, próbując ukryć rumieniec. To było zupełnie normalne być tak blisko, kiedy jeden z nich gotował, a drugi był tego ciekawy.

Prawda?

Odchrząkując, Wally odsunął się odrobinę i wskazał na stół.

— W takim razie bądź użyteczny i rozłóż talerze oraz inne rzeczy.

Talerze oraz inne rzeczy — powtórzył rozbawiony Bruce. Odwrócił się, żeby to zrobić.

Wally wsłuchiwał się w dźwięk ceramiki na marmurze, a następnie w metaliczny brzęk sztućców.

Zamrugał kilka razy, żeby wyrwać się z oszołomienia i skoncentrował się na jedzeniu, zdejmując patelnię z ognia i mieszając, kiedy było to potrzebne.

Po zrobieniu tego, Wally szybko przeszukał ponownie lodówkę. Znalezione warzywa dodał do mieszanki.

Przekonany, że wszystko było już gotowe, Wally odwrócił się chcąc poinformować Bruce’a, że już skończył.

Zrobiwszy to odkrył, że Bruce znów był całkiem blisko niego, obserwując go przy gotowaniu.

Wally starał się nie dopatrywać w tym zbyt wiele, przesuwając patelnie i garnek na blat. Jedzenie było gotowe do podania.

Bruce usiadł i patrzył, jak Wally przekłada potrawę na talerze, odkładając je z powrotem w miejsce, skąd je wziął.

— Też mógłbym zrobić to wszystko.

Jasne — odparł Wally napiętym głosem i z rozbawieniem widocznym w oczach.

Bruce wyraźnie widział wysiłek, jaki drugi bohater wkładał w to, aby się nie roześmiać.

Mógłbym — nalegał, co prawdopodobnie w ogóle mu nie pomagało. — Powinienem. W końcu jestem gospodarzem.

— W takim razie następnym razem — powiedział Wally, siadając i uśmiechając się do Bruce’a z lekko zarumienioną twarzą. — Na razie po prostu cieszmy się pierwszym posiłkiem, który tutaj ugotowałem.

Nie mówiąc nic więcej, Wally zaczął jeść ze swojego przeładowanego jedzeniem talerza.

— Pierwszym — powtórzył raz jeszcze Bruce. — Sprawiasz, że brzmi to tak, jakbyś miał kiedykolwiek znowu gotować w tej rezydencji.

Bruce również zaczął jeść i musiał przyznać to Wally’emu. Jak na coś zrobione w tak krótkim czasie, nawet nie wiedząc, co było w lodówce, jedzenie było całkiem dobre. Kiedy Bruce wyjął składniki, nie wiedział nawet od czego zacząć.

— Dlaczego nie? Potrafię gotować. — Zaśmiał się Wally z ustami pełnymi jedzenia. Udało mu się nawet wzruszyć ramionami. Chociaż uniesiona brew Bruce’a opowiadała inną historię.

Bruce tylko wzruszył ramionami, kiedy ponownie zwrócił swoją uwagę na posiłek.

— Albo ja gotuję następnym razem, albo Alfred… a kiedy Alfred dowie się, że gotujesz w jego domu, to i tak będzie koniec. Kuchnia nie zostanie pozostawiona bez opieki, dopóki tutaj będziesz.

Następująca po tym cisza powiedziała Bruce’owi, że wygrał tę kłótnię. Uśmiechnął się lekko do siebie, nie odzywając się ponownie, dopóki nie skończył jeść. Wally również zachowywał się zaskakująco cicho.

Obaj pozostali w kuchni, gdy Wally zaczął zbierać talerze po zakończonym posiłku.

Bruce pochylił się i położył łokcie na stole, a brodę oparł na dłoniach.

— Przyniosłeś telefon?

Zdezorientowany tym przypadkowym pytaniem, Wally tylko mrugnął patrząc na Bruce’a, zanim parsknął.

— Zabrałeś mi go, kiedy tu przyjechałem. Nie pamiętasz? — Bruce mówił wtedy o odpoczynku, który potrzebował i nie rozpraszaniu się grami.

Nie żeby to było możliwe. Większość gier na telefonie była zbyt wolna i przez to nudna.

— Pamiętam — odparł Bruce.

Co sprawiło, że jego pytanie stało się jeszcze dziwniejsze. Jeśli nie doznał nagłego ataku amnezji, to po co w ogóle o to pytał?

— Oddam go, jest tylko w innym pokoju.

— Serio? Super. Obiecuję, że nie będę pisał sms-ów przez całą noc — zażartował Wally, mrugając do Bruce’a. — Co będziemy teraz robić?

Ponieważ teraz, kiedy Wally się obudził, szybko się nudził. Jasne, mógłby coś jeszcze zjeść, ale wtedy jego wspólny czas na bratanie się z Brucem byłby jeszcze krótszy, ponieważ mężczyzna prawdopodobnie po prostu przeprosiłby i odszedł.

— Odpoczniesz. W końcu jest późno, a ty zasnęłaś wcześniej. — Spowodowany tym dąs u Wally’ego sprawił, że kącik ust Bruce zadrżał. — A może… mógłbyś mi powiedzieć co ty i Dick zaszczyciliście nowym kolorem.

Na wspomnienie malowania plecy Wally’ego zesztywniały, gdy wpatrywał się w stół. Tak szybko zostali wykryci? Bruce nawet nie był w domu, aż tak długo. Można było to zrobić tylko w jeden sposób.

— Um… nie jestem do końca pewny…

— Jeśli powiesz mi teraz, co razem z Dickiem pomalowaliście na błękit, to nie będziesz musiał ponosić konsekwencji tego.

Wally milczał jeszcze przez chwilę, drapiąc się po brodzie. Ale obaj wiedzieli, że Bruce i tak nie kupi tego niewinnego zachowania.

— Mogło być o wiele gorzej. Dziecięcy niebieski nie jest złym kolorem — przekonywał Wally i spojrzał na Bruce’a, uśmiechając się nieco.

— Wally, co to było?

— I zostawić Dicka, wielkiemu, złemu wilkowi? Nie. Pozwolę ci to znaleźć samemu.

Uśmiech Wally’ego zmienił się w nieco psotny, mimo że rzeczywiście był zdenerwowany przeciwstawiając się Bruce’owi w ten sposób.

Ale Bruce tylko skinął głową i po prostu wstał.

— W takim razie oddam ci teraz twój telefon, a potem pójdziesz spać.

Wally siedział i po prostu patrzył, jak Bruce odchodził, zdziwiony faktem, że ten nie był zbytnio zły. Właściwie w ogóle się nie złościł? Po prostu łagodna frustracja, jeśli Wally miałby to nazwać. Dziwne.

Boże, zamierzał teraz skakać na każdy dźwięk, spodziewając się, że Batman go zaatakuje. Z jękiem położył głowę na stole.

OoO

Bruce po prostu poszedł do swojej sypialni, która była dość daleko, aby odzyskać telefon Wally’ego. Jasne, naprawdę chciał wiedzieć, co zostało przemalowane, ale Bruce doceniał również lojalność Wally’ego wobec Dicka.

Dał rudzielcowi możliwość wybrnięcia z tego w łatwy sposób, ale ten wybrał trudny. Gdyby Bruce nie znał siebie lepiej, to byłby prawie dumny z Wally’ego.

Wyjął telefon z szuflady szafki nocnej, przyglądając mu się, zanim wrócił do kuchni.

To, co go przywitało, to Wally z głową oparta na stole, wyglądający jak ktoś, kto wiedział, co oznaczało wybór lojalności dla swojej przyszłości.

Rozbawiony Bruce położył telefon obok głowy Wally’ego i dotknął jego ramienia, aby ponownie ustawić go w pozycji pionowej.

Wally tylko spojrzał na Bruce’a, zanim wstał i chwycił swoją komórkę.

— Robisz to celowo.

Bruce tylko uniósł pytająco brew.

— Wiesz dokładnie, o co mi chodzi! Dobranoc — wydyszał Wally i wyszedł z kuchni.

Na chwilę zatrzymał się. Wydawało się, że coś kontempluje, ale w końcu tylko potrząsnął głową i ruszył dalej.

— Dobrej nocy — powiedział Bruce, kiedy Wally wyszedł z kuchni i spojrzał na stół oraz brudne talerze.

To było… miłe. Po prostu bycie z Wallym, gdy ten drugi gotował. Jedzenie z nim. Oczywiście, Wally dużo jadł, ale to była część jego uroku. Czy nie?

Rozbawiony sobą Bruce wyłączył światła i wrócił do swojej sypialni. Nie zamierzał wracać tak wcześnie w nocy, ale równie dobrze mógł wykorzystać to i się wyspać, wiedząc, że nigdzie nie było widać Batsygnału.

OoO

Dwa dni później Wally zdołał ominąć Alfreda i faktycznie zakradł się do kuchni, żeby umyć wszystkie pozostawione tam naczynia. Obserwował wystarczająco długo, jak robił to starszy mężczyzna i trzymał się na uboczu. Śmierć nie przyjdzie po niego tylko dlatego, że posprzątał po sobie i pomógł przy okazji Alfredowi.

Po raz pierwszy, odkąd odzyskał swój telefon, odezwał się dźwięk przychodzącej wiadomości. Co było nie lada czymś. Naprawdę nikt do niego nie napisał przez cały ten czas?

Nie było żadnych nowych sms-ów od kiedy Bruce oddał mu komórkę.

Wycierając ręce, Wally chwycił telefon leżący na blacie i odblokował go, by odczytać wiadomość.

Od Dicka: hej, czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?

Dziwne. Wally był prawie pewien, że nie umieścił Dicka pod swoim prawdziwym imieniem jako kontaktu.

Do Dicka: jasne, o co chodzi?

Nie było żadnej odpowiedzi i Wallu zaczął się trochę martwić. Czy Dick był w niebezpieczeństwie? Czy powinien użyć swojej mocy i sprawdzić, co u niego?

Właśnie gdy miał podjąć decyzję znów pojawił się sygnał nadchodzącej wiadomości.

Od Dicka: uh, och

Od Dicka: przygotuj się

Zdezorientowany wpatrywał się w ekran, ale zanim zaczął odpisywać, by wyrazić swoje zmieszanie otrzymał kolejnego sms-a.

Od Nieznany numer:
czy nie słuchałeś, kiedy powiedziałem, żebyś nie godził się od razu?

Cóż… z pewnością musiał porozmawiać z Dickiem o rzucaniu go na pożarcie wilkowi. Przekazał swoje niezadowolenie w formie zbyt wielu emotikonów, zanim odpowiedział Bruce’owi.

Do Nieznany numer: cholera, Bruce! czy zmieniłeś imiona i nazwiska w moich kontaktach???

Do Nieznany numer: to zabawne, choć uważam, że moje nicki były lepsze

Od Nieznany numer: czy nie przeglądałeś telefonu, kiedy ci go oddałem?

Do Nieznany numer: nie było żadnych powiadomień, więc nie zawracałem sobie tym głowy

Do Nieznany numer: miałeś okazję zrobić mi żart, ale wybrałeś bycie okropnym

Do Nieznany numer: no cóż

Od Nieznany numer: czy celowo ignorujesz ten problem, czy tak łatwo zapominasz?

Wzdychając, Wally potrząsnął głową. Naprawdę nie było sposobu, aby to obejść.

Do Nieznany numer: słuchaj

Do Nieznany numer: nie możesz oczekiwać, że odmówię Dickowi

Do Nieznany numer: jest moim najlepszym przyjacielem, oczywiście że powiem tak

Do Nieznany numer: właściwie nie odmówię Dickowi, Alfredowi czy innym założycielom Ligii. jesteście moimi przyjaciółmi

Gdziekolwiek był teraz Bruce z pewnością miał czas na natychmiastową odpowiedź. Wiadomości przychodziły szybko po sobie.

Biorąc pod uwagę porę dnia, prawdopodobnie był gdzieś w Gotham jako Bruce Wayne.

Od Nieznany numer:
nie wspominaj o tym przez telefon

Od Nieznany numer: uważasz całą Ligę za swoich przyjaciół

Co do… Wally zerknął na swój telefon. Dlaczego, do diabła, Bruce zadał sobie trud, aby go zganić, tylko po to, aby samemu wspomnieć o Lidze?

Prawdopodobnie już umieścił na ich telefonach jakiś program szyfrujący.

Do Nieznany numer: istnieją różne poziomy przyjaźni

Do Nieznany numer: mogę i powiem “nie” każdemu, kto nie jest założycielem

Do Nieznany numer: i zapytam zanim się zgodzę

Do Nieznany numer: obiecuję?

Od Nieznany numer:
nie brzmisz zbytnio przekonująco

Do Nieznany numer: to dlatego, że to sms

Jego ostatnia wiadomość musiała być bardziej przekonująca, ponieważ nie otrzymał nic przez kilka chwil.

Po pięciu minutach Wally zrezygnował z czekania na odpowiedź i wrócił do sprzątania. Prawie skończył, Alfred mógł się teraz pojawić lada chwila.

Wziął drugi talerz do umycia, kiedy jego telefon ponownie zabrzęczał, dwa razy. Wally jęknął i prawie uderzył mokrą dłonią o czoło. Na szczęście zatrzymał się, zanim było za późno.

— Bruce, proszę cię — jęknął do nikogo poza sobą i szybko ponownie wytarł dłonie.

Od Nieznany numer: jak definiujesz różne poziomy przyjaźni?

Od Nieznany numer: czy istnieją również podpoziomy między założycielami?

Cholerny Bruce i jego potrzeba przeanalizowania wszystkiego. Czy naprawdę chciał mieć taką rozmowę przez telefon? Serio?

Do Nieznany numer: to nie fair z twojej strony, że o to pytasz

Do Nieznany numer: to tak, jakby zapytać, kogo lubię najbardziej z was wszystkich

Ha. To sprawiło, że Bruce zaczął myśleć o dylematach Wally’ego. Jakby rudzielec tak po prostu ujawnił swoich ulubionych ludzi.

Od Nieznany numer: jak to?

Od Nieznany numer: pytam tylko, jak definiujesz te podpoziomy przyjaźni

Od Nieznany numer: nikt nie lubi wszystkich tak samo

Co było prawdą, ale nie do końca do tego zmierzał Wally. To było bardziej jak Bruce proszący go o sporządzenie listy od jednego do innego numeru i wypełnienie jej nazwiskami.

Niezupełnie coś, co chciał, żeby Bruce wiedział, gdy był świadomy, że Bruce znalazłby się na niej dość wysoko.

I czy nie byłby to wspaniały powód do zadawania jeszcze dziwniejszych pytań?

Więc, nie. Nie zrobi tego.

Do Nieznany numer: nie odpowiem na to

Do Nieznany numer: i przestań marszczyć brwi

Do Nieznany numer: nie powiem ci, jak lubię wszystkich innych w porównaniu do ciebie

Od Nieznany numer: to jest rozsądne

Od Nieznany numer: ale odpowiedziałbyś na pytanie dotyczące mnie?

Cóż… to było do kitu. Bruce miał go w tym momencie. Oczywiście mógłby po prostu napisać, że nie zrobi tego lub przestać pisać, ale to również byłoby niemiłe. A Bruce zaakceptował jego powody, dla których nie odpowiadał na jego pytania.

Wally musiał podejść do tego ostrożnie.

Do Nieznany numer: może?

Bruce prawdopodobnie zamierzał teraz wykorzystać jego tendencję do godzenia się na wszystko. Wally niemal wyczuł satysfakcję, jaką drugi mężczyzna prawdopodobnie teraz odczuwał.

Ale żadna wiadomość nie nadeszła.

Gdyby powiedzenia były dosłowne, to teraz Wally stałby na krawędzi. Ale tak nie było, więc tylko wpatrywał się w swój telefon, wstrzymując oddech.

Boże, Bruce mógł być taki podły. Czy robił to celowo?

Od Nieznany numer: za jakiego przyjaciela mnie uważasz?

I czy to nie było najdziwniejsze pytanie w historii?

Zamiast jąkać się, jak to miałoby miejsce podczas rozmowy, Wally po prostu pisał i kasował co rusz wiadomość. Nie wiadomo, jak szczerze miał odpowiedzieć na to pytanie. Jak zdefiniowałby Bruce’a jako przyjaciela? Jak mógł to wyrazić słowami?

Od Nieznany numer: Wally

Czy jego odpowiedź trwała zbyt długo? Bruce też kazał mu czekać. To nie było sprawiedliwe.

Od Nieznany numer: Lubisz mnie?

— Co?! — Wally krzyknął do telefonu, nie wierząc własnym oczom.

— Mistrzu Wallace, co tutaj robisz?!

Alfred bardzo mocno przestraszył Wally’ego, sprawiając, że podskoczył ze zdziwienia i prawie wrzucił telefon do wypełnionego zlewu.

Wally złapał komórkę, która kilka razy wyślizgnęła mu się z rąk i przyciągnął ją do piersi, wpatrując się w Alfreda, podczas gdy jego twarz zarumieniła się.

— Mistrzu Wallace…

— Przepraszam Alfredzie, muszę natychmiast iść!

Po tym Wally zniknął, zostawiając zdezorientowanego Alfreda i chowając się w swoim pokoju.

Tam poświęcił czas na ponowne przeczytanie wszystkich wiadomości. Musiał upewnić się, że niczego źle nie zinterpretował.

Tym razem Wally naprawdę desperacko szukał właściwych słów, aby odpowiedzieć bez wyjawiania wszystkiego. To było możliwe. Prawda?

Wznawiając pisanie i ponownie usuwając wiadomość, Wally opracował tekst, którego ułożenie zajęło wieki. I nadal brzmiał głupio.

Biorąc nerwowy oddech, jego kciuk zawisł nad przyciskiem wysyłania.

Nadal mógł się wycofać. Albo przyjąć to, co miało nadejść po tym, jak wyśle wiadomość.

Zanim Wally mógł zachorować fizycznie od zastanawiania się nad tym, nacisnął “wyślij”.

W tym samym czasie, jego telefon zawibrował. Obaj wysłali nową wiadomość.

Wpatrując się w ekran, oddech Wally’ego przyśpieszył. Czy to się naprawdę działo? Oczywiście, że tak. W końcu to było jego życie.

Sfrustrowany rzucił się na łóżko i naciągnął koc na twarz.

OoO

Do Nieznany numer: to naprawdę zależy od tego, jak zdefiniujesz lubienie. Bo jeśli masz na myśli, że cię lubię, to bym powiedziałbym tak. Ale jeśli masz na myśli JAK cię lubię, to nie powiedziałbym ci tego przez telefon. Bo chciałbym wiedzieć, czy ty także mnie LUBISZ, będąc z tobą twarzą w twarz.

Od Nieznany numer: muszę iść teraz na spotkanie. Porozmawiamy później

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 95 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1128
Rejestracja : 16/01/2015

[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty
PisanieTemat: Re: [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)   [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) EmptySro 22 Gru 2021, 05:42

Rozdział 4

Więc to takie było uczucie. Wiedzieć, że śmierć wisi nad twoją głową. Ponieważ Bruce nie pozwoli mu po tym żyć. A gdyby to zrobił, to Wally i tak umrze z czystego zakłopotania.

Praktycznie się przyznał. Jasne, zrobił to w bardzo… zawiły sposób, ale Bruce był detektywem. Był cholernym Batmanem.

Nie było mowy, żeby tego nie zrozumiał.

Patrząc przed siebie, Wally zastanawiał się, dlaczego jego życie potoczyło się w ten sposób.

— Nawet nie próbujesz mnie pokonać — narzekał Dick, naciskając przyciski na swoim kontrolerze.

Wally jednak po prostu naciska na niektóre z nich, najwyraźniej nie myśląc o grze.

Dick pojawił się godzinę po tym, jak Wally próbował zignorować problem i zaciągnął go na dół, żeby zagrać w grę. W końcu obiecał, że przyjedzie na weekend.

Wally zamrugał, gdy na ekranie telewizora pojawił się komunikat głoszący, że to Dick jest zwycięzcą.

— Słuchaj — zaczął Dick. - Jeśli chodzi o to, że napisałem ci sms-a, aby cię przetestować to przepraszam. Okej? Ale Bruce ma rację. Nie możesz zgadzać się na wszystko.

W powolnym ruchu Wally zmrużył oczy i odwrócił się, by spojrzeć na Dicka, zapominając o grze.

— Wiedziałeś, że ci nie odmówię.

— Prawda, ale Bruce najwyraźniej o tym nie wiedział. — Dick uśmiechnął się do niego złośliwie.

Wally tylko zmarszczył brwi i obiecał sobie, że powie Bruce’owi, co zaszczycili nowym malowaniem. Jeśli oferta nadal była dostępna.

Jeśli Bruce najpierw go nie zabije.

Jęknął i ukrył twarz w dłoniach, lekko ją pocierając.

— Nie o to chodzi? — zapytał Dick i przesunął się bliżej, próbując zrozumieć, z czym borykał się drugi bohater. A wtedy nastąpiło długie i wymowne: — Ooooo.

Wally powoli opuścił dłonie i spojrzał na Dicka. Niech go szlag i to, że był tak dobry w dedukowaniu. Chociaż istniała niewielka szansa, że wpadł na zły pomysł.

— Chodzi o to, o czym rozmawialiście po tym? Z pewnością mam rację. Pomyślmy… — mruknął Dick. Położył rękę na brodzie, aby naśladować pozę służącą do myślenia, próbując sobie wyobrazić, o czym mogli rozmawiać jego adopcyjny ojciec i najlepszy przyjaciel. — Nie kłóciliście się za dużo z tego powodu, czyż nie? Wiem, jaki potrafi być Bruce, ale na pewno nie było tak źle.

Czy Dick był poważny? Gdyby pokłócił się z Brucem, to Dick byłby prawdopodobnie pierwszą osobą, której by o tym powiedział. Gdyby to nie było zbyt osobiste. Oczywiście to takie było, ale nie chodziło o pokłócenie się. Chociaż gdyby Wally dobrze rozegrał swoje karty, mógłby użyć tego jako przykrywki i trzymać Dicka z dala od prawdy.

— Cha, cha. Masz rację. To była dość okropna kłótnia.

Dick wpatrywał się w Wally’ego, a na jego twarzy powoli pojawiał się uśmiech.

— Przyznałeś się?

Jeśli Wally był w czymś dobry, to w tym, że rumieniąc się przyjmował kolor swoich włosów. Chociaż tym razem mógł prześcignąć samego siebie.

— Co?! Nie! Pokłóciliśmy się… Naprawdę! To było okropne!

— Och, Wally… Wally, Wally, Wally. — Dick powtórzył parokrotnie jego imię, potrząsając przy tym głową. — Obaj wiemy, że jesteś beznadziejnym kłamcą. Wyczułbym ten blef z drugiego końca miasta.

I co? Może Dick mógłby to zrobić. Może naprawdę był tak kiepski w kłamaniu. Ale czy Dick nie wiedział, że był zdesperowany? Że Wally był już martwy i zasługiwał na pewną ignorancję? Z pewnością mogliby zignorować ten problem.

Nagle wokół jego barków pojawiło się ramię.

— Posłuchaj, chcesz, żeby Bruce zwracał na ciebie uwagę, może nawet chcesz się dostać do jego spodni, mam nadzieję, że nigdy więcej nie każesz mi tego mówić, i to jest w porządku.

Wally nie kazał Dickowi powiedzieć tego na głos i z pewnością wolałby, żeby się od tego powstrzymał. Ponieważ był teraz prawie pewien, że skóra na jego twarzy zaraz stopi się od gorąca odczuwanego z rumieńca. Istniała pewna ilość ciepła, jakie ludzkie ciało mogło znieść. Okej?

— Słuchasz mnie? Zaufaj mi, kiedy ci mówię, że Bruce również jest tobą zainteresowany. Kolejna rzecz, której nie chcę ponownie mówić na głos.

Podczas, gdy Dick używał kpiącego tonu, Wally wyraźnie słyszał kryjącą się pod tym wszystkim szczerość.

Słyszał, że Dick był szczery w tym, co powiedział.

— Jesteś zbyt optymistyczny w tej sprawie — mruknął Wally i zakreślił kciukami kółka na kontrolerze.

— Nie jestem. Pokaż mi tylko, co napisaliście do siebie. Wtedy będę mógł poprzeć moją teorię faktami.

— Absolutnie nie.

Jasne, ich rozmowa była całkiem grzeczna. Jak dzieciaki pytające się nawzajem, czy się lubią. Z perspektywy czasu było to dość głupie.
Dick wyciągnął wolną rękę.

— Daj mi swój telefon.

— Szkoda, że zapomniałem go ze sobą wziąć, kiedy mnie tutaj przyciągnąłeś.

— Szkoda, że schowałeś go do kieszeni, kiedy cię tutaj przyciągnąłem.

Wpatrywali się w siebie. Jeden uparcie, a drugi z porozumiewawczym uśmiechem.

Wtedy Dick zdjął swoją rękę z ramion Wally’ego i odwrócił się, by spojrzeć na swój telefon i…

Czy to nie mój telefon?

— Czy to nie jest moje? Ukradłeś to!

— Tak — powiedział Dick, fachowo rozszyfrowując blokadę komórki Wally’ego.

— Przestań!

Wally rzucił się na Dicka, co spowodowało, że ten się cofnął i odwrócił się plecami. Wally próbował sięgnąć po telefon, ale Dick trzymał go z dala od niego, skutecznie obracając się z nim za każdym razem, gdy Wally zdołał się do niego zbliżyć. Jeszcze trochę mocowali się na podłodze, wydając z siebie: “Ała!” lub “Przestań!” od czasu do czasu, dopóki ktoś nie krzyknął obok nich.

Obaj zamarli i spojrzeli w stronę drzwi. Alfred stał tam, oceniająco unosząc jedną brew.

Wally siedział obecnie na plecach Dicka, pszyszpilając go do ziemi i próbując sięgnąć po telefon, podczas gdy drugi bohater wyciągał się tak daleko, jak tylko mógł, aby mu to uniemożliwić.

— Panie Dick, mistrz Bruce chcę abyś coś dla niego zrobił. — Alfred brzmiał tak sucho, jak zawsze. Jeśli uważał ich pozycję za zabawną, to nie pokazywał tego.

— Tak powiedział?! Zejdź ze mnie Wally. — Dick prawie zrzucił z siebie Wally’ego, stając nagle i poprawiając ubranie.

— Mój telefon. — Wally natychmiast złapał Dicka za ramię. Nie było mowy, by pozwolił mu uciec z nim. A Dick, o dziwo, po prostu mu go przekazał.

— Wiesz, że mogłeś użyć swojej szybkości? — Po tym oświadczeniu Dick mrugnął, zanim odwrócił się w stronę Alfreda, zostawiając Wally;ego, by ten się dąsał. — O co chodzi z Bruce’em potrzebującym mojej pomocy?

— Mistrz Bruce nie potrzebuje twojej pomocy. Doszło do zasadzki i został umieszczony pod ochroną policji. Nie może sam ściągać napastnika — wyjaśnił Alfred, gdy Dick podszedł do niego. — To dość niefortunne.

Alfred odwrócił się, by iść za Dickiem do Jaskini Nietoperza, kiedy Wally odchrząknął i nagle stanął przed nim.

— Um… czy dzwonił do ciebie ze swojego telefonu?

Co prawdopodobnie było dziwnym pytaniem w tej sytuacji, ale Wally musiał wiedzieć, czy Bruce już coś wydedukował z jego odpowiedzi, czy zostało mu jeszcze trochę czasu.

— Zadzwonił z komisariatu policji. Najwyraźniej atak zniszczył wszystkie urządzenia elektroniczne.

— Wspania… to znaczy… to… naprawdę okropne. Dlaczego mieliby to zrobić? Przestępcy w dzisiejszych czasach.

Wally widział zmieszanie Alfreda, może nawet ciekawość. Prawdopodobnie dlatego, że Wally nie był znany z tego, że cieszył się z destrukcji.

— Rzeczywiście… — Po krótkiej odpowiedzi i skinieniu, Alfred poszedł za Dickiem.

Wypuszczając powietrze z płuc, Wally był wdzięczny z tę krótką chwilę spokoju i ciszy.

Kiedy Bruce wrócił, Wally musiał przetestować wody i sprawdzić, czy Wayne zdążył przeczytać już jego wiadomości.

Tak. Właśnie to zamierzał zrobić.

OoO

Właściwie to nie było to, co zrobił Wally.

Zajmował się tym i owym, nawet potajemnie posprzątał kilka pokoi, żeby się czymś na razie zająć. Aż usłyszał zbliżające się kroki. Zbyt ciężkie, jak na Alfreda i zbyt… potężne jak na Dicka. Jasne, Bruce i Dick mogli się skradać jak nikt inny, ale ta osoba nie próbowała się skradać.

Zebrawszy się w sobie, Wally stanął w miejscu i przemyślał, to co miał do powiedzenia. Jakich wskazówek miał szukać. Być chłodnym i rozsądnym.

Naturalnie Wally wpadł w panikę, kiedy ta osoba była tylko kilka kroków od otwartych drzwi.

Oczywiście, pobiegł.

Trzy pokoje dalej wpadł na ścianę, zbyt zajęty sprawdzaniem, czy jest śledzony, aby patrzeć przed siebie.

Jęcząc i potykając się, Wally przyłożył dłonie na twarzy, oddychając głęboko, by stłumić ból.

— Uch… przestań — jęknął do nikogo w szczególności.

Ból powoli ustąpił, więc położył jedną rękę na ścianie, żeby się na chwilę podeprzeć. Naprawdę nie był ścigany. Dziwne. Myślał, że w tym domu nie byłoby to możliwe.

Opuszczając ramiona, Wally odwrócił się w stronę ściany, na która wpadł i zatrzymał się jak wryty, widząc małe kropelki krwi na ścianie. Natychmiast oderwał rękę od muru i zobaczył, że zostawił krwawy odcisk dłoni.

Jego ręce były zakrwawione. Cholera.

Wally wytarł miejsce pod nosem rękawem, by nie mieć do tego wszystkiego zeschniętej krwi na sobie. Wspaniale. Dlatego tak bardzo bolała go twarz.

Po prostu świetnie.

Musiał to posprzątać, zanim ktoś inny tutaj przyjdzie.

Nie marnując więcej czasu, Wally przemknął przez posiadłość i zebrał potrzebne mu rzeczy. Na szczęście dla niego był wystarczająco szybki, żeby krew nie wyschła zbyt mocno. Chociaż powinien uważać, aby przypadkowo nie wcierać ją w ścianę, zamiast jej usuwać.

Wally odstawił wiadro z wodą i delikatnie dotykał mokrą szmatką ściany. Najpierw musiał pozbyć się największej plamy, a potem mógł zająć się resztą.

Już prawie kończył. Jeszcze kilka pociągnięć tu i tam i nikt by się nie dowiedział.

— Co robisz?

Wally pawie znów wbił twarz w ścianę. Prawie.

— Bruce! Nic, tylko sprzątam i um… nie mów Alfredowi!

— Co ci się stało?!

Nagle Bruce znalazł się przy nim, z ręką na jego brodzie, przechylając głowę rudzielca z lewej na prawą stronę. Racja. Wciąż był zakrwawiony i prawdopodobnie wyglądał niczym mały koszmar.

— Ach, nic mi nie jest. Czasami się to zdarza.

Wally próbował uspokoić Bruce’a. I to nawet nie było kłamstwo. W jego zawodzie i z jego mocami? Tak, wpadanie na ściany było częstym zjawiskiem.

Bruce zmrużył oczy i spojrzał z Wally’ego na ścianę i z powrotem.

— Unikasz mnie.

— Co?! Ja? Nigdy!

Próbowałeś mnie uniknąć i wpadłeś na ścianę.

Prawdopodobnie Bruce uznałby to za nieco zabawne, gdyby twarz Wally’ego nie była pokryta zaschniętą krwią.

Słyszenie o kimś, kto z duża prędkością wpada na ścianę brzmiało bardziej zabawnie niż oglądanie wyniku tego.

Wally po prostu zamknął usta i zarumienił się. Nie żeby było to widoczne pod tą całą czerwienią. Jego włosy i krew. Był czerwonym bałaganem.

Następująca po tym ciszę potwierdziła teorię i Bruce powoli puścił podbródek Wally’ego.

— Czy istnieje powód, dla którego mnie unikasz?

— Nie wiem. Istnieje?

Wally poruszał się teraz po cienkim lodzie. Bruce wciąż był tajemniczy jak zawsze, a Wally wciąż nie wiedział, czy przeczytał jego wiadomość.

Choć w oparciu o ich obecną interakcję wydawało się, że tak nie było. Co sprawiło, że jego zachowanie było prawdopodobnie bardzo dziwne. Wbieganie na ściany i unikanie Bruce’a.

— Czy… będziesz miał coś przeciwko, jeśli się umyję?

To była rozsądna prośba. Wally był tego pewien. I nie dlatego, że próbował udawać, że nie wiedział o czym wcześniej rozmawiali.

— W żadnym razie. Będę ci towarzyszył.

Bruce skinął głową i zaczął mijać Wally’ego, zatrzymując się tylko po to, aby zobaczyć, czy drugi bohater rzeczywiście za nim podąża.

— Nie powiesz Alfredowi? Mam na myśli ścianę.

— Zabawne. To moja rezydencja, ale martwisz się reakcją Alfreda. — Niezależnie od tego, jak zabawne to było, Bruce brzmiał jedynie na lekko rozbawionego. Co sprawiło, że Wally poczuł się winny z kilku powodów. Rujnowanie ściany. Ignorowanie faktu, że była to rezydencja Bruce’a. Czuł się jak dupek. Już miał wyrazić swoje przeprosiny, kiedy Bruce kontynuował rozmowę: — ale nie musisz się martwić. Po prostu wyremontuję cały pokój.

Wally gapił się na Bruce’a.

Wyremontować cały pokój? Z tego powodu? Przez niego? Naprawdę był dupkiem, czyż nie? Zrujnował cały pokój.

Obaj szli w milczeniu. Bruce wydawał się stosunkowo spokojny, podczas gdy Wally nie czuł takiego wzburzenia od dawna.

W końcu dotarli do łazienki i Wally odkręcił gorącą wodę, by porządnie umyć twarz. Mógłby nawet trochę się przestraszyć, widząc swoje odbicie, gdyby nie to, że był do tego przyzwyczajony.

Albo że jego szybkość pozwalała mu wyglądać, jakby był do tego przyzwyczajony. Małe błogosławieństwa i tak dalej.

Po umyciu rąk zaczął używać ich do wycierania zaschniętej krwi. Woda bardzo w tym pomogła.

W lustrze Wally widział Bruce’a stojącego w drzwiach i obserwującego go. Natychmiast skupił się na własnym odbiciu, a nie na Bruce’ie.

Schylając się, skończył obmywać twarz i chwycił ręcznik, żeby się osuszyć.

— Co do twojego tekstu… — powiedział nagle Bruce, a Wally zamarł.

Wpatrywał się w kran. Ręcznik częściowo zakrywał mu twarz. Musiał wyobrażać sobie mówiącego Bruce’a. Naprawdę nie było innego wytłumaczenia. Wally zrelaksował się. Nie było żadnych poszlak, że Bruce… to przeczytał.

Powoli opuścił ręcznik i zwrócił się do Bruce’a, ale ten wyglądał tak samo jak zawsze. Wciąż się na niego wpatrywał. Choć tym razem nie za pomocą lustra.

— Co? — Gdyby Wally po prostu grał głupiego, mógłby się dowiedzieć, o co chodziło. Bruce odpowiedziałby na własne pytanie albo…

— Twoja wiadomość. Przepraszam, że nie odpowiedziałem na nią od razu.

Gdyby nie przeprosiny, Wally mógłby po prostu paść zemdlony lub zrobić coś równie zawstydzającego. W tej chwili tylko lekko się zarumienił i potrząsnął głową.

— Jest… w porządku. Musiałeś… musiałeś iść na to spotkanie i… takie tam...

Wspaniale. Super. Totalna beznadzieja. Boże, był w tym okropny.

Bruce spojrzał, z czymś co mogło być wesołością, na Wally’ego i podszedł bliżej.

Łazienka była ogromna, ale Wally wciąż czuł się uwięziony między Brucem a umywalką.

Nadal trzymał ręcznik, który był prawdopodobnie jedyną rzeczą trzymającą Wayne’a z dala.

Nie żeby Bruce coś zrobił? Chociaż może Wally właśnie poruszał się z większą prędkością. To mogłoby być możliwe. Mrugając kilka razy, sprawdził, jak szybko Bruce wydaje się oddychać i odkrył, że och, nie przyspieszył przypadkowo.

W rzeczywistości Bruce po prostu tam stał.

I wpatrywał się w niego.

Co Wally miał teraz powiedzieć? O wiadomości?

— Jak tak szybko uciekłeś policji?

Dobrze. To nie było pytanie, które chciał zadać. Ale i tak było dobre.

Bruce spojrzał na Wally’ego, zanim spojrzał na ręcznik w jego dłoniach i również delikatnie go chwycił.

— Upierałem się, że wszystko będzie dobrze i pozwolili mi odejść, pod warunkiem, że odprowadzą mnie do domu. Zrobili to.
Ach, tak łatwo było uciec policji?

— A Dick?

— Dick — zaczął Bruce i powoli zabrał Wally’emu ręcznik, by położyć go na umywalce za nimi — obecnie aresztuje przestępców, którzy próbowali mnie zaatakować.

Wspaniale.

Wally zastanawiał się nad tym w głębi umysłu. To naprawdę nie była nagląca sprawa, ale i tak jego usta pytały o to.

— Co do twojej wiadomości, Wally — zaczął znowu Bruce i sądząc po jego minie, wiedział, jak bardzo to denerwowało Wally'ego — nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz.

Naprawdę nie chciał, ale tylko dlatego, że nie wiedział, jaki będzie wynik. Każdy możliwy wynik byłby przerażający.

Bruce mógł go odrzucić. Albo co gorsza, faktycznie czuł to samo? Co wtedy by się stało? A było tak wiele możliwości pomiędzy, że było możliwe, że byłoby to coś innego. Z drugiej strony, Wally zawsze zadawałby sobie pytanie o to, gdyby teraz odpuścił.

— Nie… w porządku. — Może jego głos był trochę zbyt wysoki. Być może.

Bruce tego nie skomentował.

— Czyli… lubisz mnie?

Po raz kolejny Wally chciał wiedzieć, czy to się naprawdę dzieje, czy to był jakiś dziwny sen spowodowany gorączką. Nie żeby miał gorączkę. Ale marzenia, ich miał dużo.

Najdziwniejsze było usłyszenie, jak Bruce Wayne pyta niczym uczennica, czy Wally go lubił.

Wally właściwie użył tego wyrażenia w swojej panice i niezdolności do wyrażenia rzeczy w sposób, dzięki któremu brzmiały dobrze.

Wziął głęboki oddech.

— Tak… lubię cię… bardzo, ale… — Wally urwał i spojrzał ponad ramieniem Bruce’a —...po prostu cię lubię.

— Ale co?

Bruce niczego nie zdradzał i gdyby nie życzliwe spojrzenie, jakie otrzymał Wally, mógłby prawie pomyśleć, że Bruce będzie się z niego wyśmiewać.

— Lubię cię — powtórzył Wally i ponownie spojrzał wprost na Bruce’a. — Może nawet się w tobie kocham.

Tam. To była najbardziej dorosłe wyznanie uczuć na jakie mógł się zdobyć.

Bruce zamruczał, co było dziwną odpowiedzią na wyznanie i uniósł rękę, by objąć twarz Wally’ego. Druga wkrótce podążyła za nią i Bruce pochylił się.

Rumieniąc się szaleńczo, Wally stał zupełnie nieruchomo, bojąc się przerwać ten moment, który mieli. Ale Bruce wciąż się zbliżał, nawet nieco przechylił głowę i zatrzymał się w pewnej odległości.

— Czy nadal boli cię nos? — Był to szept, niski i wywołujący mrowienie w kręgosłupie.

— Nie… jedynie… to dziwne uczucie.

Wally nie mógł się teraz skupić na swoim nosie. Nie z uczuciem oddechu Bruce’a na twarzy.

— Mmm, dobrze — mruknął Bruce i zamknął dzielącą ich lukę.

Ich usta spotkały się i nagle Wally znów wiedział, jak się poruszać. Przycisnął się delikatnie do Bruce’a. Zetknął się z jego ustami z własną lekko pochyloną głową, skrępowaną dłońmi po obu stronach jego twarzy. Nie minęło dużo czasu, zanim ich języki spotkały się nagle, a Wally nie był pewien, kto zaczął to pierwszy.

Napierali na siebie, ich wargi ocierały się o siebie tylko po to, by znów się spotkać. Kiedy się rozdzielili, plecy Wally’ego były przyciśnięte do umywalki, a Bruce opierał się o jego klatkę piersiową.

Naprawdę nie miał nic przeciwko temu. Jego rumieniec wciąż był silny, ale przynajmniej miał teraz swoją odpowiedź. Wally był prawie pewien, że to było jedna cholerna odpowiedź.

— Co… teraz zrobimy? — Ponieważ było to uzasadnione pytanie, które ludzie zadawali w takiej sytuacji. Okej?

— Możemy dalej się całować w tej łazience. — Bruce wyszczerzył się i pochylił się jeszcze bardziej. — W łazience można zrobić o wiele więcej rzeczy. — A to zdecydowanie nie pomagało żarowi promieniującemu z twarzy Wally’ego. — Zamierzamy jednak znaleźć Alfreda i coś zjeść. Jestem pewien, że nie jadłeś z powodu tych wiadomości.

Wally przewrócił oczami i odwrócił wzrok od Bruce’a, co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę, jak blisko był. Wayne był wystarczająco wysoki, by zasłonić większość jego widoku.

Ale Bruce nie mylił się i na wzmiankę o jedzeniu jego żołądek zdecydował się odezwać.

Zdrajca.

— W porządku — zadrwił i poruszył się trochę, żeby wydostać się spomiędzy Bruce’a i zlewu.

Bruce nie pomagał w żaden sposób, pozwalając Wally’emu wyślizgnąć się, zanim faktycznie się wycofał.

Uśmiechając się teraz, zamiast szczerzyć się, Bruce spojrzał na Wally’ego, po czym odwrócił się i wyszedł z łazienki.

Wally natychmiast podążył za nim.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 95 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1128
Rejestracja : 16/01/2015

[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty
PisanieTemat: Re: [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)   [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) EmptySro 29 Gru 2021, 08:30

Rozdział 5: Epilog

Wally zatrzymał się dwa kroki od sypialni Bruce’a i rozejrzał się. Hm. Jeszcze go nie było? Mógłby przysiąc, że słyszał, jak rozmawiał z Alfredem minutę temu.

Kręcąc głową, miał już wyjść, gdy zobaczył urządzenie komunikacyjne na stole obok łóżka.

Wally podbiegł do niego i włożył go sobie do ucha z zaciekawieniem uruchamiając go stuknięciem.

Czy to był “jego” czy “Batsa”?

Batman — przywitał go znajomy głos.

— Supes! — Wally natychmiast się uśmiechnął.

Flash! Dobrze cię słyszeć? Czemu nie śpisz?

— Późna przekąska i tak dalej. Czemu się obudziłeś? Czy to nie jest… pierwsza w nocy?

Właściwie druga i mam dyżur przy monitorach.

— Ach, jedyną rzecz, za którą naprawdę nie tęsknię. — Wally pokiwał porozumiewawczo w duchu.

Clark zaśmiał się w odpowiedzi.

Również za tobą tęsknimy Wally. Bez ciebie jest tu strasznie cicho.

— Ha! Założę się, że mówisz to tylko po to, żebym poczuł się dobrze. Co o tym, że słyszałem, iż Kara próbowała rozpocząć konkurs podnoszenia ciężarów?!

Nie przypominaj mi. Wieki zajęło przekonanie wszystkich, że to zły pomysł!

Wally tylko roześmiał się i przeczesał ręką włosy, tylko po to, by zostać zaskoczony, gdy ktoś pochwycił go za rękę i obrócił go.

Bruce stał przed nim z lekko zmarszczonymi brwiami. Siła jego piorunującego spojrzenia ucierpiała z powodu tego, że ociekał wodą i stał w samym ręczniku.

Cóż, to wyjaśniało, dokąd poszedł.

— Posłuchaj Supes. Muszę iść, ale niedługo wrócę. Obiecuję!

Oczywiście. Uważaj na siebie, Flash! Miłej nocy.

Połączenie zostało zakończone i Wally wyjął komunikator z ucha, uśmiechając się do Bruce’a.

— Clark za mną tęskni.

— Wiem. — Oczywiście Bruce wiedział. Wziął komunikator od Wally’ego i włożył go sobie do ucha. — Nie jesteś jeszcze dopuszczony do służby.

— Powiedziałem, że niedługo, a nie teraz.

— Musisz jeszcze nauczyć się mówić “nie”.

Co mogłoby być słusznym argumentem, gdyby nie niesamowity pomysł Wally’ego.

— Wiem, przypominasz mi o tym, ale — nastąpiła dramatyczna pauza — co jeśli obiecam, że zgłoszę ci jakąkolwiek prośbę o pomoc pod koniec dnia lub natychmiast? Twoja potrzeba kontrolowania będzie usatysfakcjonowana i będę mogę wrócić do swoich obowiązków bohatera.

To był dobry pomysł. Przemyślany. Bruce nie mógł trzymać Wally’ego z dala od kostiumu Flasha. Nie, jeśli naprawdę chciał go założyć. Chociaż wciąż nie wrócił w stu procentach do siebie, Wally czuł się wystarczająco dobrze, by zacząć działać.

A jeśli Batman będzie przez chwilę kontrolował jego komunikację, to co w rzeczywistości może pójść nie tak?

Bruce zmrużył oczy, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. Myśl o powrocie Wally’ego do służby, kiedy nie był w stanie odmówić, nie była miła.

Miał również dość pracy bez sprawdzania komunikacji Wally’ego.

— W porządku.

Wally uśmiechnął się szeroko do Bruce’a i rzucił się na niego, obejmując większego mężczyznę. Tylko po to, by po chwili się od niego oderwać.

— Jesteś najlepszy, co również prowadzi mnie do innej rzeczy! Chciałem wiedzieć, czy umowa nadal jest dostępna?

— Umowa?

— Taaa, no wiesz? Powiem ci, co pomalowaliśmy na nowy, piękny kolor i tylko Dick będzie miał kłopoty? — Ponieważ Dick na to zasłużył.

Bruce spojrzał na Wally’ego, sceptycznie unosząc jedną brew.

— Skąd ta nagła zmiana, jeśli chodzi o lojalność?

— Ponieważ Dick wiedział, co się stanie, kiedy zapytał mnie, czy mogę coś dla niego zrobić. Wiedział. — Jak mógł nie wiedzieć? Wally zawsze trzymał stronę swojego najlepszego przyjaciela, ale i tak musiał zostać ukarany.

Bruce skrzyżował ramiona, przyjmując imponująca postawę, biorąc pod uwagę, że miał na sobie jedynie ręcznik.

— Nie bylibyśmy razem, gdyby tego nie zrobił.

— To nie ma znaczenia! Może ma, ale wiem, że chcesz wiedzieć, co pomalowaliśmy.

Wally mógł o tym milczeć i nigdy się nie dowiedzieć, kiedy Bruce to odkryje. Z wyjątkiem artykułów prasowych, ale to wymagałoby dużo szczęścia.

— Zgoda. Ale pamiętaj, że muszę ci wymierzyć małą karę. Coś nieszkodliwego.

To nie była umowa, na która liczył Wally, ale ubodzy nie mogli wybierać? Jasne, Wally mógł nic nie mówić, ale wtedy jego kara mogłaby być naprawdę okropna.

— Dobra, mamy umowę. Trochę cię tam wprowadziliśmy w błąd. Nie pomalowaliśmy niczego, ale wypełniliśmy farbą twoje wybuchowe Batrangi. Nadal działają, ale również malują wszystko na ładny niebieski kolor!

Wally uśmiechnął się do Bruce’a, pomimo kary, jaka czekała go w przyszłości. Po prostu uznał to za zabawne. Wyobrażenie sobie Batmana, który chciał pokrzyżować czyjeś plany, tylko po to, by samemu się zdziwić, było zbyt dobre.

Od samego początku spodobał mu się ten pomysł.

Cholera, wyglądało to nawet tak, jakby kącik ust Bruce’a uniósł się do góry!

To liczyło się jako zwycięstwo równie dobre jak każde inne.

— Nooo… co do mojej kary…

Może jeszcze mógłby jej uniknąć. Z rozbawionym Bruce’em i mieszkanką wyglądu szczeniaka i seksownym wydęciem warg, Wally wciąż mógł mieć szansę, by wyłgać się z tego.

— Obowiązek monitorowania. Przez tydzień. — I to było to.

Co?! Właśnie powiedziałem Clarkowi, jak bardzo za tym nie tęsknię!

Zdesperowany Wally opadł na łóżko Bruce’a i ukrył twarz w świeżej pościeli.

— Słyszałem to.

— To niesprawiedliwe!

— Wynagrodzę ci to.

— Och, naprawdę, a jak myślisz czym...

Ręcznik, ciepły i mokry ręcznik wylądował na twarzy Wally’ego, podczas gdy materac łóżka opadł nieco niżej, gdy ciężar wylądował obok rudowłosego bohatera.

— Jestem prawie pewien, że coś wymyślę — powiedział Bruce z uśmieszkiem.

Koniec

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 95 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Sponsored content





[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty
PisanieTemat: Re: [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)   [DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5) Empty

Powrót do góry Go down
 
[DC Comics][T][Z] Szukając pomocy [BW/WW](5/5)
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» [DC Comics][T][mM] Świat jest lepszy z tobą [BW/WW]
» [DC Comics][T][M] Przytulanki Batflasha [BW/WW]
» [MCU/DC Comics][T][M] Pajęcza głowa
» [MCU/DC Comics][T][M] Opuszczając ten świat
» [DC Comics][T][M] Nigdy nie jest za daleko [BW/WW]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Anime & Manga/Komiks & Serial/Film animowany :: Yaoi/Slash :: +12-
Skocz do: