Tytuł: Pajęcza głowa
Oryginalny tytuł: Spiderhead
Autor: emmacortana
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Link: https://archiveofourown.org/works/32792506Uwagi: Spider-Man tracił do świata DC Comics, a dokładniej do Gotham.
Pająk i nietoperzowi przyjaciele część 1
Pajęcza głowa— Dlaczego Spider-Man?
To pytanie zadawano Peterowi niemal od pierwszego założenia maski.
— Myślałem, że masz być największym detektywem na świecie — drażnił się. — Sam to rozwiąż.
Batman zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywiły się w niezadowoleniu.
— Jedyne zdolności pająka, jakie posiadasz, to przyklejanie się do rzeczy i strzelanie sieciami… i są one sztuczne. Równie dobrze mógłbyś być Sticku-Manem.
Peter jęknął.
— Właściwie wszystkie moje moce są związane z pająkami — poinformował. — Proporcjonalna siła, szybkość, zmysły i wytrzymałość pająka. I mój opatentowany pajęczy zmysł… Właściwie nikt tak naprawdę nie wie, co to jest — przyznał.
— A czy przypadkiem nie uzyskiwałeś po prostu takich samych wyników jak pająk?
— Koleś, nazywam się Spider-Man. Zastanów się, co to dosłownie oznacza. — Peter uważał, że ujawnienie, w jaki sposób zdobył swoje moce, może nie być jeszcze najlepszym pomysłem, ale mógł to zasugerować. — Mam na myśli to, że genetycznie jestem po części pająkiem, po części człowiekiem. Dlatego wybrałem pająka.
Batman prawdopodobnie kandydował na najmniej wyrazistą osobą, jaką Peter kiedykolwiek spotkał, ale nawet on nie potrafił ukryć lekkiego grymasu obrzydzenia.
— Czy któryś z twoich rodziców jest
pająkiem?
— Coś w tym stylu — zgodził się Peter. Właściwie w ogóle, ale hej, przynajmniej na chwilę odstraszy Nietoperze. — Myślałeś, że dlaczego jestem taki podobny do pajęczaka? Sądziłem, że już to rozgryzłeś.
Batman wyglądał na szczerze zaniepokojonego myślą o narodzinach Petera z człowieka i pająka. Szczerze mówiąc, na jego miejscu Peter czułby to samo, ale w tym momencie było to po prostu śmieszne.
— Zakładałem, że poważnie podchodzisz do swojej roli.
— Umiejętności aktorskie. — Peter uśmiechnął się. — Ale nie. Właściwie to staram się ukrywać swoje najbardziej pajęcze zachowania — przyznał. — Zwykle wprawia to ludzi w panikę i nie wygląda to najlepiej w moim wizerunku jako zwykły przeciętny obywatel.
W głosie Batmana było słychać niechętną intrygę, gdy zauważył:
— Nie musisz ukrywać się będąc w kostiumie. Ludzie już wiedzą, że jesteś Spider-Manem, dlaczego więc nie będziesz z tego korzystać?
Peter przechylił głowę w jego stronę.
— Kilka razy to zrobiłem — zdradził. — Wiele zachowań przychodzi mi instynktownie. Podoba mi się ta pozycja. — Ponownie pochylił się w pozycji przysiadu, podkreślając jego nienaturalne, nieludzkie wykrzywienie. — Prawdopodobniej prędzej czy później zrozumiesz, co mam na myśli mówiąc o strasznych zachowaniach.
Na czworakach pełz po gruncie, z nadludzką szybkością dotykając ziemi jedynie opuszkami palców rąk i nóg. Jak pająk poruszający się na swojej sieci. Bardziej czuł, niż widział, że Batman stał w sztywniejszej postawie.
Parsknął z rozbawieniem. Jeśli nietoperz nie radził sobie z jego pełzaniem, to niech poczeka, aż pozna niektóre z jego bardziej… przerażających zachowań.
OoO
Peter zdecydował, że powinien ich wszystkich przekonać do swoich pająkowatych skłonności.
Nawet jeśli technicznie rzecz biorąc nie był w połowie pająkiem i chociaż nigdy tak naprawdę nie sprawdził, jaka część jego DNA została zmieniona przez ukąszenie, wiedział, że znaczna część jego ciała była nieludzka. Zmiany zaszły dalej niż sześciopak i lepszy wzrok.
Ale jego krótka rozmowa z Batmanem zapadła mu w pamięć, ponieważ miał rację. Naprawdę nie było już powodu, aby ukrywać swoje cechy, nie gdy już ustalono, że miał motyw pająka. I to nie tak, że się ich wstydził lub bał, jak na początku, gdy zaczęły się pojawiać.
Przeważnie po prostu zwisał do góry nogami z sufitu na cienkiej pajęczynie lub biegał jak pająk z miejsca na miejsce. Nie powstrzymywał swojego ciała przed naturalnym wykrzywieniem się w sposób, w jaki ludzie nie powinni.
Spotykał się z dziwnymi spojrzeniami, ale nie oceniającymi - przeważnie zaciekawionymi, a nawet zafascynowanymi, i w porządku, czasami niespokojnymi.
Pewnej nocy Spider-Man złapał faceta, którego Batman tropił przez trzy dni.
— Dobra robota, Spider-Man — powiedział, wymawiając słowa niezręcznie, ale szczerze.
Peter jedynie zasalutował, nie zawracając sobie głowy odpowiedzią. Szczerze mówiąc, również był z siebie całkiem zadowolony. To było szybkie myślenie i sprytna pułapka wymagająca zarówno minimalnego ryzyka, jak i wymaganej energii. Był coraz lepszy w tej całej sprawie bycia bohaterem.
Przez chwilę panowała cisza. Peter z radością obserwował, jak Batman unieruchomienia przestępcę na dobre, a Oracle wysłała po niego kilku gliniarzy. Wtedy Nietoperz nagle przemówił:
— Czy ty… czy ty wydajesz taki dźwięk?
Peter był zaskoczony i niskie buczenie na chwilę ustało. Zarumienił się, niezwykle zadowolony, że jego maska to ukrywała.
— Och, tak. — Pochylił głowę, nieśmiało pocierając kark. — Mam dzisiaj dobry humor — powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało. Co w pewnym sensie tak było.
Batman wydawał się być przez to wytrącony z równowagi.
— Co to jest? Ten hałas.
Dźwięk powrócił, choć cichszy i bardziej świadomy.
— Hmm, czy wiesz, że niektóre gatunki pająków mruczą?
OoO
Zaczął witać niektóre Nietoperze cichym ćwierkaniem.
Lub równie często, gdy Nietoperze postanawiały go przestraszyć, wyskakując znikąd (do cholery, pajęczy zmyśle), odpowiadając sykiem lub okazjonalnym warczeniem.
Czasami robił to bez powodu, tylko po to, żeby je zszokować.
To było bardzo zabawne.
— Spider-Manie co, to kurwy nędzy, robisz?
To Spoiler o to zapytała. Peter nie spojrzał na nią, nie przerywając swojego emocjonującego meczu z przeciwnikiem.
— Walczymy o terytorium — warknął, pochylając się nisko w kucki i wykonując groźny ruch do przodu, cały czas warcząc.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Nietoperze przetwarzały tę informację. Następnie odezwał się Nightwing.
— To coś jest wielkości paznokcia. Nie musisz walczyć o terytorium.
Peter jedynie obnażył zęby, pomimo swojej maski.
— To mi
groziło — bronił się. — Zajmuję się tym. Poza tym jest to jeden z czterech najbardziej jadowitych gatunków w New Jersey. Znam się na tym — dodał, widząc ich puste spojrzenia.
Batman spojrzał na niego groźnie - ale z drugiej strony, kiedy tego nie robił?
— Po prostu na to nadepnij — burknął i prawdopodobnie był to jedyny raz w historii, kiedy zachęcał Spider-Mana do zabicia wroga.
Peter krzyknął, w końcu odrywając wzrok od pająka.
— Czy jesteś
szalony? To woreczek żółty! Oprócz posiadania cytotoksyny,
zjadają inne pająki. Nie zamierzam
umierać.
— Spider-Manie — warknął Batman —
właściwie nie jesteś pająkiem. Nie może cię zjeść. Uważaj tylko, żeby cię nie ugryzł i zabij go.
Peter syknął - ale to było bez znaczenia. Pająk, z którym toczył walkę na spojrzenia, po prostu odwrócił się i odszedł. Peter lamentował z oburzenia.
— Właśnie sprawiłeś, że przegrałem! O mój Boże, to takie upokarzające, nie mogę uwierzyć, że przegrałem z
woreczkiem żółtym.
Nightwing podszedł do pajęczaka i nadepnął na niego. Peter z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w plamę na podłodze.
—
Dziękuję. — Spoiler westchnęła całkowicie wyczerpana tym wszystkim.
Peter przez tygodnie śnił koszmary, że był zdeptany przez Nightwinga. Nie żeby kiedykolwiek im powiedział - po pierwsze, mieli już dość tego.
OoO
Peter chodził po ścianach, bo się nudził.
Obserwacja celu była naprawdę najgorszą częścią tej pracy i nawet niesamowite oraz wcale niezręczne towarzystwo Batmana nie wystarczyło, aby uchronić go przed oszaleniem z nudów. Na początku jedynie chodził po ścianach i suficie opuszczonego budynku, który wybrali jako punkt obserwacyjny, co z jakiegoś powodu denerwowało Batmana jeszcze bardziej niż jego pełzanie.
— Jak długo jeszcze? — narzekał jak dziecko, które miało wpaść w szał.
Batman wyglądał, jakby poczuł obrzydliwy smak w ustach.
— Jeszcze chwilę.
Peter westchnął.
— Świetnie. W takim razie pójdę ułożyć się wygodnie. — Jakby nie próbował tego zrobić już kilka razy, po prostu nie mogąc usiedzieć spokojnie wystarczająco długo. Ale tym razem zdjął jedną ze swoich rękawiczek.
Batman rzucił mu krótkie, pytające spojrzenie, po czym wrócił do wpatrywania się przez lornetkę. Peter nie zwracał na niego uwagi. Wspiął się po ścianach do zakurzonego kąta pokoju i zaczął zakładać gniazdo.
— Co robisz? — Batman zmrużył oczy, co naśladowały soczewki w jego masce.
Peter nie przejmował się tym.
— Układam się wygodnie — powtórzył, wystrzeliwując pasmo jedwabnej nici z jednej ze swoich naturalnych przędzalnic na nadgarstkach. W ciemnym kącie znajdowała się już pajęcza sieć, naprawdę idealne miejsce, ale pająk ją porzucił i opadł na podłogę w chwili, gdy Peter się zbliżył. — Tak, dziękuję. Widzisz,
to rozsądny pająk. Zdał sobie sprawę, że jestem od niego wyraźnie większy i poddał mi się. Steatoda nobilis — powiedział czule. — Dobry gatunek. Dokładnie od niego pochodzę.
Batman faktycznie na chwilę porzucił swoją obserwację przez lornetkę.
— Należysz do ich gatunku? — zapytał z niedowierzaniem, a potem dodał: — Twoja pajęczyna rzeczywiście pochodzi z twojego ciała?
Peter prychnął.
— Właściwie należę do wielu gatunków. Dlatego mam taką mieszankę zachowań. Pająk, który mnie stworzył, był mutantem genetycznym, na którym eksperymentowano aż do śmierci. — I wiedział, co robił, formułując w ten sposób swoją odpowiedź, ale szczerze mówiąc, to nie było
kłamstwo. Tylko trochę przeinaczenie faktów. — I mam zarówno sztuczną jak i biologiczną pajęczynę. Najpierw stworzyłem strzelanki sieciowe, ale potem,
niespodzianka, wytwarzam również te rzeczy.
— W takim razie po co nadal używasz strzelanek?
Peter nie zatrzymał swoich działań, szybko i skutecznie budując swoje gniazdo.
— Większy zasięg — odpowiedział. — Mają również większą wytrzymałość na rozciąganie i zużywają mniej energii. Naturalne pajęczyny nigdy nie były przeznaczone do wystrzeliwania. Używam moich wyrzutni sieciowych, żeby się huśtać i łapać przestępców, a moich naturalnych używam, kiedy chcę zrobić sieć, przykleić coś
szczególnie ciężkiego lub żeby wytrzymały dłużej niż trzy godziny.
Zadowolony ze stanu swojej sieci, wczołgał się na nią, dotykając pajęczyny niczym pająk. To była
bardzo duża pajęczyna - zakrywała większą część ściany i miała kilka metrów długości. To wystarczyło, aby Peter poczuł się jak w domu. Westchnął zadowolony i zasnął.
Obudził się, gdy Batman niepewnie rzucał kawałki gruzu w jego pajęczynę.
Peter w pierwszej chwili nie zdał sobie z tego sprawy. Obudził się i podekscytowany swoim połowem pobiegł w stronę miejsca, skąd rozchodziły się wibracje w jego sieci…
Poczuł rozczarowanie, gdy nie znalazł ofiary. A potem miał kryzys związany z tym czego do cholery spodziewał się? Siorbania muchy wielkości człowieka? Serio?
Przynajmniej Batman wyglądał na załamanego tym widokiem.
— Musimy iść — powiedział Peterowi. — Przybyli kupcy.
Peter z ponurym humorem zszedł ze swojej pajęczyny.
Walka szła dobrze, dopóki tak nie było. Facet trzymał karabin maszynowy wymierzony pomiędzy Batmanem i Peterem i chociaż naprawdę łatwo byłoby uniknąć kuli, w pokoju znajdowały się również materiały wybuchowe i nie mogli sobie pozwolić na żadne zabłąkane kule w tak bliskiej odległości od nich.
— Nie podchodź! — krzyczał, mierząc raz w jednego raz w drugiego bohatera. — Poślę was wszystkich do piekła.
Peter pochylił się, chrząkając i jęcząc, a jego plecy wyginały się w sposób w jaki żaden człowiek nie powinien być w stanie zrobić.
— Jezu Chryste — szepnął przestępca.
Batman faktycznie wyglądał na zmartwionego.
— Spider-Manie, co robisz?
Młodszy bohater dyszał, ciężko i głośno.
— Wzywam ich — jęknął.
— Co?
— Pająki! — Wykonywał gwałtowne ruchy, powoli unosząc ramiona w górę jak Pajęczy Jezus czy coś. — Wzywam pająki! Wzywam ich na pomoc, ponieważ jestem Bogiem Pająkiem, a moi bracia przybędą armiami.
Karabin upadł z brzękiem na podłogę. Przestępca podniósł ręce wysoko w geście poddania.
— Poddaję się, koleś! — krzyknął spanikowany. — Zatrzymaj się!
Peter powoli zaprzestał drgań swojego ciał, rozluźniając się.
— Dziękuję, bracia, za chęć pomocy, ale nie jest ona już potrzebna — powiedział, odchylając głowę do tyłu, przemawiając do nieba.
Batman szybko zabezpieczył mężczyznę, a policja przybyła, aby aresztować wszystkich bandytów.
— Naprawdę możesz to zrobić? — zapytał później zaniepokojony Batman.
Peter znów mruczał, zachwycony przebiegiem nocy.
— Żartowałem — powiedział i zaćwierkał dwa razy w nikczemnej radości. — Wykorzystałem tę sztuczkę kilka razy. Nie uwierzysz, jak dobrze to działa.
Szczęka Batmana była luźno w zdumieniu, co Peter uważał za niezwykle zabawne.
— Jak bardzo jesteś pająkiem? A jak bardzo ludzki?
Peter rzeczywiście potrzebował czasu, aby to rozważyć.
— Nigdy tak naprawdę tego nie sprawdzałem — przyznał. — I tylko trzy osoby kiedykolwiek widziały, jak zachowywałem się jak pająk. Myślę jednak, że moje geny pająka są naprawdę połączone z genami ludzkimi. Mam na myśli osiem oczu i w ogóle.
Dodał to jako żart, ale ze zdziwieniem zauważył, że Batman otworzył szeroko oczy. No cóż, utrzyma to twierdzenie. Może to nawet pomoże mu trzymać ich z daleka od swojej tajnej tożsamości.
— To nie było bardzo pająkowate zachowanie — powiedział stanowczo Batman. — Możesz robić to lepiej.
Peter zaćwierkał radośnie, zgadzając się.
— Jeśli jednak kiedykolwiek zobaczysz, że robię taki wyczyn, nie martw się. To wszystko na pokaz. — Batman odprężył się niemal niezauważalnie. Peter przechylił głowę w kontemplacji. — Nie tak ich bym wzywał.
Ruszył naprzód, czekając, aż Batman pójdzie za nim, cały czas mrucząc.
OoO
— Spider-Manie, skup się.
Peter skierował swoją uwagę z powrotem na dyskusję Nietoperzy dotyczącą tego, jak najlepiej wydobyć informacje bez uciekania się do tortur, i usłyszał, co mówili. Groźby uszkodzenia ciała, zły gliniarz, gorszy gliniarz, Red Hood chcący po prostu zastrzelić gościa, uch, świetnie. Jego myśli znów powędrowały dalej.
Bzzzzz.
—
Spider-Manie. — Batman brzmiał na zniecierpliwionego, jakby Peter celowo sprawiał trudności.
Peter napotkał jego spojrzenie.
— Przepraszam — wymamrotał nieco nieśmiało. — To mucha.
— Zignoruj ją — warknął, a Peter przewrócił oczami.
— Spróbowałbyś tego przy super zmysłach — odpowiedział. — To tak, jakby szumiało mi u podstawy czaszki.
— Po prostu to zabij — wtrącił Nightwing, odchylając się do tyłu, balansując na dwóch tylnych nogach krzesła. — A może również po tym będziesz miał koszmary?
Peter spojrzał na niego gniewnie, ale mimo to wstał. Słyszał brzęczenie, widział muchę z niewiarygodną szczegółowością. Śledził swoją ofiarę, powoli zbliżając się coraz bardziej do ściany, a potem nagłym ruchem, tak szybkim, że prawie niewyraźnym, złapał ją w dłonie.
Czuł, jak mucha brzęczała w jego splecionych dłoniach, gdy podchodził do okna.
— Przepraszam, mały kolego — powiedział swobodnie do muchy. — Wyglądasz przepysznie, ale dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. Jestem w pewnym sensie na diecie wegetariańskiej… Cóż, jem mięso, ale staram się już nie jeść owadów. — To był szalony okres. — Proszę bardzo — powiedział, otwierając okno i pozwalając owadowi odlecieć.
Subtelnie oblizał wargi, obserwując, jak mucha odlatywała.
W pokoju panowała cisza, gdy Peter wrócił na swoje miejsce.
— Co powiedziałeś? — Wskazał na Batmana, który się w niego wpatrywał.
— Czy ty właśnie stwierdziłeś, że ta mucha wyglądała
przepysznie? — zapytał Red Hood.
Peter skrzywił się. Och. Czyli pozwolił, aby wymknęło mu się to na głos.
— Nie rozumiem, dlaczego jesteście zawsze tak zaskoczeni, gdy robię coś pajęczego — powiedział. — Jestem
pająkiem, kiedy to do was dotrze?
— Jesz
robaki? — Tym razem zapytała Spoiler, wyglądając na odpowiednio zniesmaczoną.
— Jadłem — poprawił ją Peter. — Teraz jestem zreformowany. Ech, przez przypadkiem zjadłem pewnego przyjaciela i naprawdę nie było już odwrotu.
— Zjadłeś swojego
przyjaciela? — Nightwing wydawał się być bardzo zdenerwowany tym odkryciem. — Twój przyjaciel był
robakiem?
Peter powstrzymał się od wzdrygnięcia pełnego bólu.
— Bardziej jak przyjaciel przyjaciela? — zaoferował słabo, krzywiąc się, przypominając sobie Antero. — Ten facet, którego znam, Ant-Man, potrafi rozmawiać z mrówkami. Jego córka i ja byliśmy przyjaciółmi, więc byłem w jego domu i właśnie zobaczyłem tę mrówkę, i och, wyglądała niesamowicie smacznie. Okazało się, że miała na imię Antero i Ant-Man przez następny tydzień szukał go i płakał. Powiedział, że mi wybaczy, jeśli obiecam, że będę starać się zrefundować.
— Ant-Man — powiedział Batman pozbawionym wyrazu głosem. — Znasz faceta o imieniu Ant-Man, który potrafi rozmawiać z mrówkami.
Peter przytaknął. Antero naprawdę smakował wyśmienicie - był odpowiednio soczysty.
— Mrówki i pająki — wymamrotał pod nosem Red Hood. — Pająki i mrówki. Co dalej, osy?
Peter skrzywił się, myśląc o dziewczynie Scotta.
— Cóż, właściwie…
— Przestań — rozkazał Red Hood, przykładając palce do skroni. — Nie chcę wiedzieć.
Peter wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem do weneckiego lustra, które dawało widok na ich najnowszego złoczyńcę, który może, ale nie musiał, wiedzieć, gdzie znajduje się więcej dostaw Czarnej Maski.
— Wiesz, ta rozmowa podsunęła mi pewien pomysł…
OoO
Złoczyńca obudził się w sieci Petera.
Była bardzo rozległa - zajmowała większą część pokoju, a Peter musiał użyć obu swoich przędzalnic, żeby ją zrobić. Czaił się, szarpiąc za pajęczynę, starając się sprawiać wrażenie jak najbardziej pajęczego.
— Nie śpisz — powiedział wesoło. — Och, uwielbiam, kiedy nie śpią. Smakują lepiej… Wiem, że technicznie to niczego nie zmienia, ale połowa zabawy tkwi w samym
doświadczeniu, nie uważasz? Co za zabawa jest w robaku, który śpi i jest nudny?
— Co robisz? — zapytał złoczyńca, próbując brzmieć twardo, ale zakończył z piskiem przerażenia.
Peter przechylił głowę, a potem, dla pewności, przechylił ją jeszcze bardziej, aż wydawało się, że prawie złamał sobie kark.
— Czy to nie jest oczywiste? — zapytał, skubiąc pasmo pajęczyny biegnące bezpośrednio do prawej stopy złoczyńcy. — Złapałeś się w moją pajęczynę. Jesteś uwięziony, a
ja mam zamiar
pożywić się.
— Spider-Man nie zabija ludzi — powiedział złoczyńca, jakby chciał się upewnić. — Batman również.
Peter zaśmiał się, wydając z siebie chichotliwy dźwięk, który bardziej przypominał szczęk szczękoczułek pająka niż śmiech.
— Widzisz tutaj Batmana? — zapytał rozbawiony. — Nie sądził, że będziesz gadał. Uwierz mi, obaj widzieliśmy już szumowiny takie jak ty.
Nigdy nie mówicie, więc nie ma sensu próbować. — Nie, Batman myśli, że jesteś cały i zdrów, zamknięty w celi i gnijący w niej przez resztę życia, ale tak naprawdę jesteś
ze mną sam na sam i
zamierzam cię zjeść.
Złoczyńca trząsł się teraz ze strachu i dwie sekundy dzieliły go od sikania się w spodnie.
— Nie rób tego.
Peter pochylił się do przodu, siedząc na swojej pajęczynie.
— Zrobię to. Właśnie tak, zjadłem wszystkich, którzy kiedykolwiek o tym wiedzieli. — Uśmiechnął się z zachwytem, widząc, jak niespokojny stawał się złoczyńca. Powiedziałby, że w każdej chwili się załamie. — Jestem pająkiem, naturalnym drapieżnikiem. Poluję i zjadam zdobycz. Bądź dumny, że jesteś jedną z niewielu osób, które wiedzą, jakim jestem pajęczakiem. Ugryzę cię, a mój jad stopi twoje wnętrzności pozostawię tylko skorupę ciała…
— Nie! Przestań! — Złoczyńca płakał. Dobrze, z jego kartoteki wynikało, że zabił niewinną starszą panią. — Powiedz Batmanowi, że będę mówić. Proszę, będę gadać. Nie… nie jedz mnie.
Peter uspokoił się. Zamiast pozwolić swojej satysfakcji wyjść na jaw, próbował sprawić, by rozczarowanie zabarwiło ton jego głosu.
— Szkoda — westchnął, wracając do drzwi. — Ty również wyglądałeś przepysznie.
OoO
— Właściwie to nie jesz ludzi?
Peter uśmiechnął się niepokojąco.
— Tak — zapewnił wszystkie Nietoperze. — Nie jem ludzi. Mam jednak jad. — Kliknął kila razy zębami, obserwując, jak każdy Nietoperz zbladł w tym samym czasie.
— Czyli
mógłbyś jeść ludzi — wnioskował Nightwing, niezwykle zaniepokojony. — Po prostu zdecydowałeś, że nie będziesz tego robić. Ze względu na swoją moralność.
— Każdy mógłby zjeść człowieka — zauważył Peter. — Po prostu zrobiłbym to w szczególnie dziwny sposób. Zwykle nie pozwalam, aby moje naprawdę dzikie instynkty zawładnęły mną. Lubię jednak koktajle — dodał tęsknie. — Lubię owijać je w swoją pajęczynę, a potem siorbać. Jest to tak samo dobre jak robienie tego naprawdę.
Nightwing zamilkł na chwilę.
— Dobrze wiedzieć — powiedział, a następnie poklepał Petera po ramieniu. — Niezła robota w sprawieniu, że zaczął mówić, ale sądzę, że wypowiem się w imieniu nas wszystkich, gdy powiem, że nigdy więcej tego nie zrobimy.
Spoiler wydała z siebie dźwięk potwierdzenia.
— Jak to zrobiłeś? — zapytała, wskazując na jego ciało. — Te ruchy. Wyglądało to tak, jakbyś był zrobiony ze śluzu.
— Masz na myśli to? — zapytał, kucając na podłodze i poruszając się nienaturalnie szybko i cicho, a jego stawy poruszały się w sposób, w który nie powinien być możliwy. — Jestem elastyczny.
— Nie,
ja jestem elastyczny — prychnął Nightwing z jakimś wyrażającym przerażenie wyrazem twarzy. —
To jest nieludzkie. — W jego słowach nie było żadnej podłości, tylko fascynacja z nutką zazdrości i mdłości.
Peter zamrugał oczami patrząc na niego ze swojej pozycji na ziemi, chociaż nie było tego widać przez jego maskę.
— Pająki nie mają kości.
Nikt nie wiedział, co na to powiedzieć.
Peter wspiął się po ścianie, trzymając się i zwisając jedynie na stopach i czubkach palców.
— W każdym razie właśnie zużyłem tam sporo swojej biologicznej sieci i skoro tamten facet siedzi teraz w porządnej celi, to jeśli nie macie nic przeciwko temu, to może złapię kilka minut drzemki w swoim stworzonym łóżeczku?
Zwłaszcza, że wciąż mieli pracę do wykonania, na przykład podążenie informacjami dostarczonymi przez złoczyńcę, ale Peter naprawdę potrzebował drzemki. A dzięki pajęczynie będzie mógł wyczuć, że ktoś podszedł zbyt blisko, jak na jego gust.
Barman spoglądał na niego gniewnie, ale nie warczał z jakąś dezaprobatą, więc Peter przyjął to jako zgodę.
Pokazał kciuki w górę Nietoperzom, po czym popełz po suficie, wracając do pokoju przesłuchań.
— Skończyły mi się również aminokwasy i białka — zawołał niedbale — dlatego nie zwracajcie na mnie uwagi, kiedy będę zjadać własną sieć. Redukuj, używaj ponownie, poddawaj recyklingowi i tak dalej.
OoO
Peter miał kości.
Były po prostu… luźniejsze niż powinny.
Nie powiedział im tego, bo zabawne było widzieć, jak stają się nerwowo, kiedy stawał się taki wiotki.
OoO
Nietoperze zaczęły przynosić mu koktajle, gdy mieli wyznaczone spotkanie. Z fascynacją obserwowali, jak zdejmował rękawiczki i okręcał kubek pajęczyną, aż wystawała tylko słomka.
— Skąd pochodzi jad? — zapytał pewnego dnia Batman, zerkając na miejsce, gdzie maska Petera unosiła się tuż nad jego ustami. — Nie masz kłów.
Z radością popijał koktajl, który dostał od Nightwinga, zanim ten został odwołany z jakiegoś powodu. Był o smaku mango.
— Nie potrzebuję ich — powiedział wesoło. — Wychodzi z jednego z moich gruczołów ślinowych… i tylko wtedy, gdy tego chcę lub gdy umieram z głodu. Raz nawet przeprowadziłem na nim badania laboratoryjne — wspomniał w zamyśleniu. — To dziwny koktajl kilku rodzajów jadów… zarówno cytotoksyn, jak i neurotoksyn. Pochodzę z dziwnej mieszanki pająków.
Batman milczał przez chwilę.
— Czy może to być zabójcze?
Peter wzruszył ramionami. To nie tak, że kiedykolwiek to testował czy coś.
— Tak. Z tego, co odkryłem w drodze humanitarnych eksperymentów, neurotoksyna jest na pierwszym miejscu. To właśnie czasami zalewa mi usta. — Smakuje trochę… mydlanie? Nie jest to nieprzyjemny smak, choć trochę zasadowy. — Cytotoksyna wydobywa się tylko wtedy, gdy ugryzę.
Zassał napój przez słomkę, jego policzki zapadły, a z jego piersi wydobyło się głębokie mruczenie. Gdyby istniały owady o smaku mango, to przyjaciele Scotta czy nie, nic nie powstrzymałoby go od życia na diecie pajęczaków.
— Kiedy powiedziałeś, że masz więcej odstraszających zachowań pająków, nie do końca się tego spodziewałem — przyznał Batman. — Założyłem, że będą to bardziej… cechy osobowości lub twoje pełzające ruchy, a nie różnice biologiczne i dietetyczne.
Peter uśmiechnął się do niego szeroko, pokazując zęby.
— Właściwie zniosłeś to o wiele lepiej, niż sądziłem — skomplementował. Nawet jeśli bohater czasami zauważalnie się niepokoił, obserwując Petera. — Nawet w kategoriach pająków, jestem dziwny. Nawet ja przeraziłem się niektórymi swoimi mocami.
Batman lekko skinął głową.
— Kiedy powiedziałeś, że jesteś genetycznie zmodyfikowany…
Peter przygryzł wargi, uśmiechając się, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
— Jestem mieszanką kilkunastu różnych gatunków pająków i czymś zupełnie innym — wyjaśnił bardziej szczegółowo niż poprzednio. — Pająk, który mnie tak ukształtował, był częścią międzygatunkowego eksperymentu genetycznego. Mnóstwo złożonego i pokrojonego w kostkę DNA oraz duża ilość promieniowania. Mam na myśli, że eksperymentowałem już kilka razy, ale nigdy nie domyśliłem się, co wymyślili.
— Czy dlatego tak długo ukrywałeś swoje cechy? — Szczęka Batmana była mocno zaciśnięta i wydawał się jeszcze bardziej spięty niż zwykle.
Peter przygryzł dolną wargę.
— Tam, skąd pochodzę, ludzie tacy jak ja nie są mile widziani — wyjawił. — Meta mogą być zamykani, poddawani eksperymentom i torturowani i to wszystko legalnie, przez bardzo wpływowych ludzi. Nigdy nie miałem większych problemów jako Spider-Man… opiekowała się mną bardzo wpływowa osoba — powiedział tęsknie myśląc o Tony’m. — Przez większość czasu grałem w dość niskiej lidze. Jedynie wykonywałem przyziemną pracę. Ale gdyby odkryto, że jestem Spider-Manem lub chociaż meta, zostałbym rzucony na pożarcie wilkom.
Jego pajęczy zmysł wykrywał mocno ukrytą wściekłość, którą Peter starał się zignorować.
— A skąd pochodzisz?
Peter parsknął śmiechem.
— Tego ci nie powiem — powiedział z rozbawieniem. — I nie martw się o meta… ostatnio słyszałem, że doszło do ogromnej ucieczki z więzienia, ale właśnie dlatego nigdy tak bardzo nie przyglądałem się moim genom. Mam na myśli, że chciałem, jestem trochę kujonem — przyznał zawstydzony — ale ochrona mnie przed polityczną areną dotyczącą praw meta ludzi to jedno, ale w przypadku mojego
aresztowania, mój opiekun musiałby mieć silną obronę. Nie mógłby tego zrobić, gdyby wiedział dokładnie, jak bardzo
nie jestem człowiekiem.
Popijał swój koktajl, ale jego apetyt nieco osłabł z powodu aktualnego tematu. Tęsknił za Tony’m, tęsknił za bezpieczeństwem, które czuł wiedząc, że sam cholerny Iron Man zawsze go wspierał.
— Jesteś człowiekiem — powiedział Batman. W jego głosie było mniej charakterystycznego warczenia, niż Peter kiedykolwiek słyszał. — Niezależnie od ośmiu oczu i wszystkiego innego.
Zamrugał zaskoczony, a potem jak za pęknięciem tamy cały wyraz jego twarzy się zmienił. Uśmiechnął się promiennie do Batmana niczym samo słońce.
— Ja również lubię tak myśleć — zgodził się radośnie. — W pewnym sensie moja relacja z moim mentorem jest podobna do tego w jaki jesteś ze swoją załogą — powiedział Peter w zamyśleniu. — Próbował mnie nakłonić do zaakceptowania zarówno mojej pajęczej jak i ludzkiej części. Nawet nie narzekał na całą pajęczynę w swoim domu.
— Gdzie jest teraz? — Pytanie miało swoją wagę, jakby Batman w jakiś sposób już znał odpowiedź. Spider-Man był notorycznie samotnikiem, zwłaszcza, że wielokrotnie odmawiał przyłączenia się do drużyny Nietoperzy. Istniały dwa przypuszczenia, dlaczego tak było.
— Nie wiem — odpowiedział szczerze Peter. — Ale mam nadzieję, że nic mu nie jest. Liczę, że wkrótce po mnie przyjdzie. Tęsknię za nim.
Skończył koktajl i przechylając się przez krawędź dachu wyrzucił pusty kubek do otwartego śmietnika, o którym wiedział, że tam będzie. Powinien wrócić do domu - rozprawili się już z handlem narkotykami, zanim Nightwing odszedł, a Peter zwykle nie zostawał w pobliżu po takich sprawach.
— Na cóż, B-man, było fajnie — powiedział Peter, ciągnąc krawędź maski w dół. — Powtórzmy to kiedyś.
Batman szybko skinął głową, co nie było charakterystyczne dla jego zrzędliwości. Peter zasalutował i wyrzucając przed siebie sieć opuścił dach.
OoO
Gothan było
do bani.
Peter nienawidził Gothan. Nowy Jork
z pewnością nigdy nie był dla niego tak podły - z wyjątkiem czasów, w których był, ale co tam. Tak czy inaczej, umierał wijąc się na ziemi.
— Cholera jasna! — krzyknął facet w masce Supermana z niedowierzającą radością w głosie. — To rzeczywiście zadziałało.
Leżący na ziemi Peter jęczał pomiędzy atakami kaszlu, gdy próbował wypluć własne płuca. Gardło go
paliło, zmysły wariowały i
ledwo widział.
Jego dłoń błądziła na oślep w górę, do słuchawki pod maską, włączając ją po raz pierwszy tej nocy.
— Hej, Oracle? — zakrztusił się. Jego głos był niski, szorstki i łamał się. — Potrzebuję wsparcia.
— Spider-Man? — odpowiedziała przez urządzenie, brzmiąc na zaskoczoną i więcej niż zaniepokojoną. Nie często wzywał pomoc, przeważnie był typem dziecka, który brał na siebie za dużo. — Wysyłam wsparcie. Czy wszystko w porządku?
— Jest wspa… — Próbował jej odpowiedzieć, zanim kopnięcie w brzuch pozbawiło go tchu. Okej, nie radził sobie dobrze, ale nic mu nie będzie. Nadchodziło wsparcie. Zwinął się ochronnie, a jego ciało lekko drżało.
Facet w masce Flasha piał z zachwytu.
— Kto by pomyślał? Spider-Man zabity przez spray na owady.
Tak, spoko, pierdol się - pomyślał złośliwie Peter. Pieprzyć ich i ich głupi handel narkotykami, który nie zainteresowałby Petera, gdyby ich towar nie był chrzczony. To było ich szczęśliwe zrządzenie losu, że trutka na owady, który akurat wzięli do magazynu, by użyć w swoich narkotykach była
również śmiertelnie trująca dla Petera.
Wyostrzone zmysły Petera słabły i wszystko się rozmazywało. Przez gęstą mgłę gazu nie mógł oddychać, bo jego płuca przeszywał ból. I oczywiście nie miało to wpływu na całą grupę przestępców i tylko
Peter został całkowicie spieprzony przez spray na owady.
Nie widział nadchodzącego kopnięcia, ani następnego, ani kolejnego. Mało przytomnie, zdał sobie, że nie powinien tracić czujności - nie wtedy, gdy wciąż leżał na ziemi.
Ale to było takie łatwe.
Jedynie, czego był świadomy, to moment, w którym ból ustał.
Jęcząc, zamrugał. Jego umysł był ociężały, ciało wiło się na ziemi z bólu i oparów gazów, jak pająk, którego przewrócono na grzbiet i oderwano obie nogi.
Postać klęknęła obok niego.
— Nie ruszaj się — powiedziała głosem, wyraźnie przypominającym Batmana.
Peter całkowicie to zignorował, ponieważ jeśli Nietoperz tu był, to niedoszła Liga Sprawiedliwości została pokonana, a Batman nie wiedział, czego potrzebował. Wziął wdech i zakrztusił się powietrzem.
— Zabierz mnie stąd — krztusił się, wijąc się na ziemi.
Nastąpiło krótkie wahanie, po czym ramiona wsunęły się pod jego ciało i płynnie go podniosły. Peter desperacko trzymał się świadomości. Jego klatka piersiowa unosiła się ciężkością. Czuł, jak ziemia mknęła pod nim, gdy szybko oddalali się od miejsca zdarzenia.
Wkrótce został upuszczony i oparty o ceglaną ścianę. Jego palce natychmiast uniosły się w górę, drgając i szarpiąc materiał, odsuwając maskę z ust i nosa, aby mógł
oddychać.
Zamiast zaczerpnięcia powietrza wykrztusił krew.
Był świadom paniki emanującej od Batmana, co nie było częstym zjawiskiem, co jeszcze bardziej go przerażało. Jego klatka piersiowa zapadała się pod ciężarem oddechów.
Ale teraz, gdy nie był w oparze sprayu czuł, że jego drogi oddechowe oczyszczają się, dzięki wspaniałemu, kojącemu, czystego powietrza - cóż, tak czystego, jak to tylko możliwe w Gothan, co wcale nie było zbyt czyste. Potrzebował tylko chwili lub dwudziestu, żeby się otrząsnąć i wybełkotał to do Barmana pomiędzy świszczącymi wdechami.
W końcu jego płuca nie
płonęły tak bardzo, raczej
paliły. Położył dłoń na piersi i czuł, jak unosiła się i opadała z trudnością.
— To było
do bani — sapnął, a jego głos brzmiał szorstko. Miał wrażenie, że jego gardło stoczyło trzy rundy z papierem ściernym. — Pokonałeś ich?
Batman zignorował jego pytanie i zamiast tego zadał swoje.
— Co to było? — zażądał. Peter z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że jedna z dłoni mężczyzny wciąż znajdowała się na jego ramieniu i przyciskała go do ściany. — Dławiłeś się.
Peter milczał przez chwilę. Naprawdę? Nie pamiętał zbyt wiele z tej całej sytuacji. Wierzchem dłoni wytarł ślinę i krew z ust. Jego dolna warga była rozcięta i piekła pod jego dotykiem.
— Chlorek etylu — wykrztusił. — Pięta Achillesowa.
— Spray na owady — powiedział stanowczo Batman. — Jesteś podatny na spray na owady.
—
Zwłaszcza na chlorek etylu — zgodził się Peter, próbując złapać oddech. — Jest trujący. Zabija… pająka we mnie. Wszystko będzie dobrze za… tydzień?
Usta Batmana były mocno zaciśnięte.
— Zabieram cię do jaskini — powiedział stanowczo, a Peter wzdrygnął się.
— Nie! — Znowu zakaszlał, a Batman napierał na niego mocniej, zmuszając go do odchylenia się do tyłu i udrożnienia dróg oddechowych, zamiast zwijać się z bólu. — Nic mi nie jest. Już wcześniej przez to przechodziłem. — I będzie musiał przechodził po raz kolejny, jeśli te dupki komukolwiek o tym powiedzą. Poprosi Batmana, żeby umieścił ich w izolatce czy coś.
— Potrzebne są badania krwi — nalegał. — Właśnie wdychałeś truciznę.
— Musiałbym zażyć większą dawkę, żeby była zabójcza — odparował Peter, co z perspektywy czasu mogło nie być najlepszym pomysłem. — Nic mi nie jest. Muszę jedynie… złapać oddech.
Batman warknął z dezaprobatą.
— Możesz nie zdejmować maski — próbował wytłumaczyć. — Zbadam cię i odpoczniesz kilka godzin.
Peter już kręcił głową.
— Będę w domu — westchnął. — Kończę wcześniej. Może wezmę kilka dni wolnego.
Będzie dobrze. — Uśmiechnął się słabo, pokazując swoje zęby. Co może nie było tak uspokajające, jak miał nadzieję, biorąc pod uwagę krew w ustach i ogólną sytuację.
Batman miał zamiar ponownie zaprotestować, może nawet nakazać mu, żeby przestał być głupi, ale Peter podniósł jedną rękę i położył drżącą dłoń na zgięciu łokcia ręki Batmana, którą trzymał Petera w stabilności.
— Będę
w domu — powtórzył.
Batman pozostał przy nim, dopóki nie mógł oddychać bez krztuszenia się.