Fandom/Fandomy: Harry Potter
Tytuł: Ślizgońska kolacja
Autor/autorzy: JokerFox.
Beta/bety: Brak, wytykajcie błędy, uroczyście przysięgam, że nie poprawię żadnego, bo edytowanie psuje formatowanie, ale możecie wytykać!
Pairing: Merlin/Artur
Gatunek: Hmmm... komedia?
Ostrzeżenia: -
N/A: Krótka dialogówka o tym, jak Merlin postanowił wziąć swojego kochanka i króla Camelotu jednocześnie na uroczyste, coroczne spotkanie Ślizgonów w Slytherin Manor.
Ślizgońska kolacja
― Nie mówisz poważnie.
― Oczywiście, że tak. Nie oszukiwałbym cię w takiej sprawie.
― Żartujesz sobie ze mnie. Wielokrotnie mnie oszukiwałeś w takich sprawach.
― Hmm… no dobra, prawda, ale tym razem mówię całkowicie poważnie.
― Jeśli tak, to powiedz mi tylko jedno - czemu to ma służyć? Jak chcesz się mnie pozbyć nie potrzebujesz do tego innych czarodziejów, Merlinie, wystarczy powiedzieć to sobie pójdę.
― Nie dramatyzuj, kochany. Nikt się ciebie nie będzie pozbywał, zadbam o to.
― Wiesz co, nie wątpię w twoje magiczne zdolności, ale zabieranie mnie prosto do paszczy lwa…
― Węża.
― ...co?
― Paszczy węża. Nie lwa. Najlepiej wybij sobie z głowy wszelkie porównania do lwów, jeśli możesz. W przypadku spotkania z Salazarem mogą okazać się dość… niefortunne.
― Widzisz?! Nawet nie jestem w stanie
nie popełnić nietaktu w rozmowie, ale to tylko oczywiście pod warunkiem, że w ogóle zdołam wydusić z siebie choć słowo, zanim mnie zabiją…
― Arturze. Nikt nie będzie nikogo zabijał. To wykwintna kolacja w ramach corocznego spotkania, wszelkie morderstwa są odgórnie zabronione przez gospodarza od kilku lat.
― Zaraz, zaraz. To oznacza, że wcześniej musiały być jakieś morderstwo, skoro takie prawo nie istniało od początku.
― … jeden przykry incydent, prawda. Biedny Malfoy. Ale! Teraz istnieje, więc twoje życie, jakkolwiek dla niektórych z moich towarzyszy może być nie do zniesienia, nie jest zagrożone. Żadne z nas nie sprzeciwi się w ten sposób Mistrzowi.
― A jednak tutaj jestem, z tobą, będąc, jak to wy nazywacie… a tak, mugolem. Czy to też nie jest jakoś przeciwko waszym prawom na tych spotkaniach?
― A wiesz, że nie. To nie w stylu Salazara, by przeoczył coś takiego, co oznacza, że zrobił to celowo.
― Po pierwsze - oszukujesz w tej chwili sam siebie, a po drugie - niby czemu miałby to zrobić? Nienawidzi nas!
― Nie nas, tylko ciebie…
―... tak, bo to ma sprawić, że poczuję się lepiej…
― ...a poza tym jeszcze cię nie poznał, więc możliwe, iż sprawisz, iż cię chociaż stoleruje. Pytasz dlaczego miałby to robić? Moim zdaniem przeczuwał, że coś takiego, jak ty i ja się zdarzy, ot co!
― Tak? A może po prostu jest zbyt przekonany o tym, iż to zbyt idiotyczne, by ktokolwiek z was na ten pomysł? W końcu ponoć wszyscy macie być sprytni i inteligentni…
― Jesteśmy…
―... a jednak wciąganie mnie w siedlisko węży uznajesz za doskonały pomysł, by spędzić wieczór! Jestem królem, Merlinie i naprawdę nie potrzebuję ściągać tego typu zagrożenia prosto na siebie i swoje królestwo tylko dlatego, że tobie się nudzi i chcesz zrobić jakąś awanturę!
― Dla twojego dobra uznam, że nie słyszałem ostatniego zdania.
― Może lepiej, żebyś słyszał.
― Posłuchaj mnie, Arturze. Czy mój plan kiedykolwiek zawiódł ciebie albo Camelot? No odpowiedz mi!
― ...nie.
― A czy kiedykolwiek, odkąd jesteśmy razem naraziłem życie twoje lub twoich rycerzy na bezpośrednie niebezpieczeństwo?
― Do teraz nie. Ale kolacja z Salazarem Slytherinem i resztą mu podobnych to będzie…
― Uda się, zobaczysz. Nie będą zachwyceni, możemy usłyszeć całkiem sporo nieprzyjemnych komentarzy ale nikt nie zrobi nam krzywdy, obiecuję.
― Nie możesz ręczyć w ten sposób za innych ludzi, Merlinie! Nigdy nie wiesz do czego ktoś jest zdolny. Ja widziałem ludzi chorych z nienawiści i czułem ich nieprzewidywalność…
― Wtedy sobie z nimi poradzę. Nie wydaje ci się, że już to wszystko przemyślałem? Od kilku lat zjawiając się na tych kolacjach budowałem grunt pod to, by cię tam zabrać. Poza tym, myślisz, że Mistrz jest głupi? Wie, że od lat stoję u twojego boku i pomagam ci mierzyć się z każdym niebezpieczeństwem - uważasz, że gdyby tak naprawdę chciał cię zabić to nie zrobiłby tego wcześniej?
― No tak, ponownie, bardzo pocieszające…
― Nie no, ale posłuchaj. Salazar Slytherin jest potężnym czarodziejem i owszem, nienawidzi mugoli, a jednak w przypadku gdy ja, jeden z jego najzdolniejszych i najbliższych mu uczniów wybrał ciebie nie powiedział mi na ten temat
nic. Nie zrobił mi awantury, nie kazał wybierać między sobą, a tobą, po prostu zignorował temat. To naprawdę najlepsze, na co mogłem liczyć w tym przypadku, biorąc pod uwagę, że jestem dla niego niczym syn.
― Tak, bo łatwiej jest ignorować to, czego się nie widzi! Myślisz, że jak wprowadzisz przez główne drzwi
jego własnej posiadłości mugola to będzie tak samo przychylny? Zaślepia cię oddanie do tego człowieka, Merlinie, a ja nie zamierzam poddawać się temu szaleństwu. Uważam, że to pora, abyś zaczął się szykować na
swoje wieczorne wyjście.
― Arturze… proszę. Zaufaj mi.
― …
― …
― … no dobrze, ale Excalibura biorę ze sobą. Nie zamierzam iść jak świnia na rzeź.
~*~*~
― Arturze…
― Zamknij się, Merlinie.
― … ale…
― Fajne te lochy… nie za ciepłe takie.
― …
― I bardzo dobrze utrzymane łańcuchy. I…
― Przynajmniej nas nie zabili.
― …
― …
― … jeśli nas wypuszczą, zabiję cię osobiście.