Fandom: Merlin BBC
Oryginalny tytuł i link:
The Cold Light of DayAutor: Nicci
Tłumacz: sandwich
Beta: akken :*
Zgoda: jest
Paring: Merthur
Gatunek: Obyczajówka
Ostrzeżenia: Brak
N/T: Merlina dręczy poczucie winy, gdy używa magii, aby zdobyć serce Artura.
Merlin budzi się w jasny i chłodny poranek. W nocy spadł śnieg i musi rozbić lód w wiadrze z wodą, żeby się umyć.
Szybko bierze się za obowiązki — bardziej by się rozgrzać, niż z chęci ukończenia ich na czas.
Gajusz robi na śniadanie owsiankę i wreszcie Merlin zaczyna czuć ciepło, w środku jak i na zewnątrz.
Kiedy nie może już dłużej tego odkładać, idzie do komnat Artura. Książę jeszcze śpi, chrapiąc cicho pod górą z futer. Merlin pamięta, jak otulały go one w nocy — to wspomnienie jest tak intensywne, że drży.
Na stoliku przy łóżku stoi srebrny kielich. Nie różni się niczym od innych pucharów zdobiących królewski stół, ale Merlin wie, że Uther nigdy by się nie zgodził, aby pozostał w zamku, ze względu na jego magiczne właściwości. Ktokolwiek z niego wypije, przeznaczonym mu jest zakochać się w osobie, która rzuciła zaklęcie na puchar. Merlin o tym wie, bo to właśnie on go zaczarował.
To był trudny urok, ale nie jest dumny z faktu, że go opanował. Użył magii dla własnych, egoistycznych celów. Artur grał na strunach jego serca jak na harfie niemal od pierwszej chwili, kiedy się spotkali. Jednak przyszły król nie czuje nic do Merlina prócz sporadycznej wdzięczności i — to częściej — irytacji.
Czarodziej to zmienił. Lecz nie jest z tego dumny.
Futra falują. Artur siada i mruga, chcąc usunąć sen z powiek. Widzi przyjaciela stojącego u stóp łóżka i uśmiecha się.
— Już na nogach, Merlinie? Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że cię wykończyłem.
Czarodziej rumieni się i odwraca wzrok w poczuciu winy. Bardziej niż cokolwiek chce wyznać Arturowi swój grzech, ale nie wie, od czego zacząć.
— Powinienem rozpalić ogień — mruczy, biorąc niepewny krok w kierunku paleniska.
— A może wrócisz do łóżka — sugeruje książę. — Najpierw jednak przynieś mi miętowej herbaty, dobrze? Zachrypłem z jakiegoś powodu.
Merlin słyszy sarkazm w tonie przyjaciela. Gdyby nie to, że nadal przygniata go ciężar winy, poświęciłby chwilę, by napawać się tym, jak głośno i często Artur krzyczał w nocy jego imię.
— Tak, panie. — Kiwa głową. Pusty kielich wydaje się z niego kpić. Sięga po niego, by zabrać do lasu i zakopać tę godną potępienia rzecz gdzieś, gdzie nikt nie będzie mógł jej znaleźć.
Książę patrzy zdziwiony.
— Co to jest, u diabła?
— Grzane wino — odpowiada Merlin. — Zrobiłem je specjalnie dla ciebie, pamiętasz? Piłeś je wczoraj wieczorem.
Artur uderzając pięścią, poprawia poduszki.
— Hmm, właściwie nie. Nie piłem. Pachniało okropnie, Merlinie. Wlałem je do wychodka. — Patrzy na przyjaciela wielkimi oczami szczeniaka. — Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Radzę ci, poprzestać na czyszczeniu butów. W szynku kariery nie zrobisz.
Brwi Merlina unoszą się wyjątkowo wysoko.
— Nie piłeś? Ani trochę? Tak więc zeszłej nocy...?
— ...byłem kompletnie trzeźwy. A teraz przyniesiesz mi tę herbatę, czy mam cię wychłostać i zakuć w dyby?
Merlin nie potrafi ukryć szerokiego uśmiechu, nawet gdyby miał tym uratować swe życie.
— Miętowa herbata, robi się! — Wycofuje się z komnaty i zamyka za sobą drzwi. Artur może nie jest w nim szaleńczo zakochany, ale on może z tym żyć. Niemal popełnił ogromny błąd, ale katastrofa została zażegnana, a on dostał cenną lekcję.
Cóż, dwie lekcje, jeśli liczyć pozycje, jakie Artur pokazał mu poprzedniej nocy.
Które, oczywiście, policzył.
-koniec-