Tytuł: AU - Pająk #1
Oryginalny tytuł: Spider AU #1
Autor: QueNouilleCroustillante
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Link: https://archiveofourown.org/works/44019681/chapters/110680386Tkanina przesiąknięta miłością AU - Pająk #1
Rozdział 1: (Nie taki) malutki pająkHizashi rzucił się na drzwi. Kiedy nie drgnęły, krzyczał na nie, aż jego głos stał się chrapliwy i zgrzytliwy, mimo że wiedział, że cela nie przenosi dźwięku.
Zdrada bolała go bardziej niż tworzący się siniak na ramieniu i zbyt ciasne, wzmocnione kajdanki wokół nadgarstków.
Zsunął się na podłogę, przyciskając czoło do metalu. Gniew znikał, pozostawiając miejsce na puste rozczarowanie.
Naprawdę myślał, że byli załogą,
rodziną. Każde jego wspomnienie było teraz skażone i nie wiedział, czy naprawdę zauważył szepty urywające się, gdy wchodził do pokoju i chciwy błysk w ich oczach, czy też to wszystko sobie wyobraził.
To musiał być żart, nieporozumienie. Ci, którzy zaoferowali mu pokój dla siebie, pocieszali go i wracali z drobiazgami oraz bibelotami, gdy udawali się na planetę, aby wymieniać się częściami, gdy on zostawał przydzielony jako opiekun statku, nie mogli być tacy sami jak ci, którzy odurzyli jego jedzenie i szydzili z niego, gdy był ciągnięty do celi.
Musieli się z niego w tym momencie śmiać. Człowiek ze Świata śmierci, idący prosto w pułapkę, ponieważ ręka, która go przywołała była miła. Hizashi zaufał, obnażył swoją niepewność i słabości, by poczuć się bardziej komfortowo i spójrzcie, do czego go to doprowadziło. Rozbite okulary, wyrzucony jeden z aparatów słuchowych i sam w wzmocnionej celi własnego projektu.
Hizashi dusił się w swoim nieszczęściu i kontynuowałby to, gdyby włosy na jego karku nie stanęły dęba. Cisza nie była już taka niezakłócona. Ktoś tu był razem z nim.
Odwrócił się z szeroko otwartymi oczami. Ciemność nie puściła dobrowolnie drugiego mieszkańca celi, a bez swoich okularów wszystko znajdujące się dalej niż dziesięć centymetrów od jego twarzy było rozmazane do nierozpoznania. Lekko odwrócił głowę, tak że jego lewe ucho było skierowane w stronę niebezpieczeństwa.
— Kto tam jest?
Gdy nie usłyszał odpowiedzi, zmienił język na standardowy i powtórzył pytanie. Szok i wibrowanie zębów, gdy uderzył w drzwi, zostały łatwo zignorowane w obliczu narastającego strachu. Nagle cela nie wydawała się już tak cicha, tak bezpieczna - niebezpieczna, ale bezpieczniejsza od postępów ludzi, za których oddałby życie - jeszcze kilka chwil temu. Powiedział sobie, z całą udawaną brawurą i wypięta piersią: “Jestem człowiekiem, jestem mieszkańcem
Świata śmierci, nie ma (prawie) nic, co mogłoby mnie zabić”.
— No dalej, pokaż się!
Słychać było dźwięk czegoś twardego uderzającego o metal i zanim Hizashi zdążył pożałować, że zawołał nieznajomego, z ciemności wyłoniło się stworzenie, wprost w wpadając w mały strumień światła, który przesączał się przez wąski panel wizjera.
Na ułamek sekundy mózg Hizashi’ego nie nadążał za tym, co widział. Trybiki słyszalnie się obracały, aby przetworzyć widok przed nim. W chwili, gdy to jednak zrobił, Hizashi wydał z siebie przerażający krzyk.
Obcy natychmiast się wycofał, znikając w cieniu, co jeszcze bardziej przerażało Hizashi’ego, ponieważ był to
pająk w wielkości
pieska kanapowego. Teraz mógł być gdziekolwiek, a ciało Hizashi’ego jakość zdecydowało, że będzie swędziało, a każdy kosmyk włosów ocierający się o skórę będzie zagrożeniem, każdy hałas przekształci się w setki rojących się małych pająków, które wspinają się po jego nogach, próbując zjeść jego oczy i wpełznąć do ust. Napiął się, aż nie czuł swoich rąk, a jego głos stał się chrapliwy i bez tchu od krzyczenia na swoją załogę, która wiedziała, ze śmiertelnie boi się robactwa i która będzie się śmiać z jego strachu, ponieważ “one boją się ciebie bardziej niż ty ich”, ale która i tak pozbędzie się każdego zbłąkanego robactwa dla niego.
Jego ciało szybko zmęczyło się od rzucania się na drzwi, pomimo ogromnego pająka za nim. Jego oczy łzawiły, a łzy spływały po twarzy. Chciał ukryć swoje oblicze, odwrócić się, żeby pająk nie dotknął jego oczu i ust, ale nie mógł się zmusić, aby odwrócić się do niego plecami.
Jego załoga wiedziała, że panicznie bał się insektów. Nie mogli jedynie zmiażdżyć go swoją zdradą i obietnicą sprzedaży, musieli go również zamknąć w pomieszczeniu z
pająkiem.
Wytarł twarz o ramię. Bez okularów był już na wpół ślepy, nie było sensu pogarszać sobie wzroku łzami. Było trochę smarków, co było obrzydliwe, a jego nadgarstki bolały w miejscu, gdzie skóra ocierała się o kajdanki, a gardło piekło jak diabli i za każdym razem, gdy tylko myślał o swojej sytuacji, chciał sobie wypłakać oczy, bo
jak mogli mu to zrobić, skoro oddałby za nich życie, ale zamiast tego wziął głęboki oddech, który tylko pod koniec lekko zadrżał. Teraz był możliwie spokojny. Spokojny i opanowany, i tak, gotowy do ucieczki.
Poza tym, czym była odrobina złamanego serca między członkami załogi? Czy odrobina zdrady go powstrzyma? Absolutnie nie!
— Hej! Prze… przepraszam za — gestykulował niejasno na całą swoją osobę, ale jego związane ręce nie pozwalają mu na najlepszy zakres ruchu — wszystko to. — Cisza. Przełknął ślinę wokół guli w gardle. Jego usta były tak suche. — Nie spodziewałem się, że tam będziesz, ale może uciekniemy razem!
Ciemność wydawała się pulsować, zanim pająk - to nie pająk, to tylko kosmita wyglądający jak pająk - odpowiedział, ale Hizashi nie słyszał go zbyt dobrze, aby odróżnić słowa.
Podciągnął się na trzęsących się nogach. Nigdy nie nienawidził siebie bardziej niż wtedy, gdy powiedział:
— Hej, nie słyszę cię. Czy mógłbyś podejść bliżej? Tylko po to, żebym mógł cię zobaczyć. — Wskazał na najdalszy punkt, do którego docierało światło.
Hizashi czekał, przeszukując wzrokiem ciemność, gdy nic się nie poruszyło. Zamierzał krzyknąć kolejne przeprosiny, gdy na suficie pojawił się pająk, a jego nieoczekiwana pozycja sprawiła, że Hizashi podskoczył.
Sycząc na niego, pająk wycofał się w ciemność, ale jego nogi były nadal wystarczająco widoczne i był na tyle blisko, by Hizashi mógł je usłyszeć:
— Jeśli mnie skrzywdzisz, mój rodzic rozszarpie cię i zje.
Hizashi zamarł. Groźba ledwo do niego dotarła, nie wtedy, gdy pojawiła się tuż po
tym słowie. Rodzic?
Obcy syczał głośno, gdy instynktownie zrobił krok do przodu. Hizashi wycofał się, podnosząc ręce, zanim przypomniał sobie o swoich ograniczeniach.
— Ile masz lat?
Jego celem jest pocieszenie, gdy zadał to pytanie, tym samym tonem, którego używał wobec dzieci w kolonii, ale jakość skończyło się to bardziej histerycznym tonem, ponieważ dziecko czy nie, jego mózg nie przestawał na niego wrzeszczeć, aby
uważał na ogromnego pająka czyhającego tuż tam. O kami, on zje go żywcem.Pająk syknął na niego ponownie. Hizashi stłumił panikę, chociaż nie mógł powstrzymać się od odsunięcia się tak daleko, jak to było tylko możliwe. Kiedy obcy zdał sobie sprawę, że nie ruszy w ich stronę, odpowiedział:
— 112.
Hizashi w myślach zmienił to na liczbę, która mógł zrozumieć i natychmiast jego serce upadło na podłogę, rozpryskując się u jego stóp. Był najgorszym z najgorszych, był brudem pod butem, oficjalnie był największym dupkiem w całej galaktyce. Krzyczał na
siedmiolatka.
Co gorsza, pracował na statku, jadł i żył pełnią życia, podczas gdy dzieciak był uwięziony w celi przez nie wiadomo jak długi czas.
(Był taki głupi. Nie zaczął nic podejrzewać, gdy kapitan poprosił go o pomoc w budowie komory bezpieczeństwa, zbyt oczarowany nowością bycia otoczonym przez innych, którzy cieszyli się jego obecnością. Wszystko, czego chciał w tamtym momencie, to pomóc im poczuć się bardziej komfortowo, a jeśli istnienie celi zaprojektowanej tak, aby go powstrzymać na wypadek, gdyby “wpadł w szał” uspokajała ich, to wydawało się to być niską ceną za towarzystwo).
— Naprawdę przepraszam za moją reakcję. Trochę się wystraszyłem, to wszystko. Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję. — Dzieciak - jeśli będzie dalej nazywał go dzieckiem, może uda mu się oszukać swój mózg, by zapomniał o ich wyglądzie? - pocierał swoje przednie odnóża o siebie. — Przepraszam, że cię wystraszyłem.
— Nie bałem się.
Niestety dla serca Hizashi’ego obcy postanowił podpełznąć bliżej, by udowodnić swoją rację. Usta Hizashi’ego zdrętwiały, gdy ujrzał go tuż nad swoją głową, patrzącego na niego zbyt wieloma oczami i dopiero gdy ciemność zaczęła zasłaniać mu pole widzenia, zdał sobie sprawę, że hiperwentylował.
Hizashi zmusił się do wstrzymania oddechu.
To dziecko - powtarzał jak mantrę.
To małe dziecko, które tylko przypomina przerażającego pająka.— To wspaniale, mały słuchaczu! — Za każdym razem, gdy Hizashi dotykał ściany, wszystkie nogi pająka drgały. — Jesteś bardzo odważny.
Przechylił głowę, a ich zbyt wiele oczu na krótko zabłysły, gdy światło na niego padło pod odpowiednim kątem. Hizashi musiał po prostu udawać, że były psem lub kotem. Może krabem. Tak, to był tylko krab. Bardzo kudłaty, bardzo duży krab.
— Moi rodzic przyjdzie nas uratować. Jest silny, najsilniejszy! Dlatego nie musisz się bać.
To było o wiele mniej uspokajające, niż im się wydawało. Hizashi nie chciał spotkać większego pająka, ledwo radził sobie z tym. Wisiał jedynie na czterech tylnych odnóżach, a Hizashi obawiał się, że spadnie mu prosto na twarz.
Chciałby mieć wolne ręce, choćby po to, żeby móc się objąć. Potrząsnął głową, żeby oczyścić umysł.
Pamiętaj o celu: ucieczka. Wszystkie inne - jak płacz i opłakiwanie zdrady załogi oraz panikowanie z powodu istnienia gigantycznych pająków - może zostać omówione później.
To było całkiem słodkie, że próbował go uspokoić, choć trochę żałosne z jego strony. Był dorosłym, role powinny zostać odwrócone.
— Czy ktoś cię odwiedził, odkąd tu jesteś?
Zamiast odpowiedzieć, kosmita owinął kończyny wokół siebie na to pytanie, aż ich rozmiar zmniejszył się dwukrotnie.
— Czy wszystko w porządku? — Kosmita wycofał się, zbliżając się do zacienionej części celi. — Nie mówisz o tym mówić. To musiało być straszne być samemu.
— Byli wredni — powiedział, chowając głowę blisko sufitu. — Ten z ogonem i futrem zrobił mi krzywdę i zabrał ***, który zrobił dla mnie Wykluwający. A kiedy dają mi jedzenie, obrzucają mnie wyzwiskami.
Skulił się, aż przypominał małą wijącą się masę splątanych kończyn i zbyt wielu oczu.
— Bardzo mi przykro.
Hizashi był całkiem pewien, że mówił o tym, kogo uważał za swojego najlepszego przyjaciela. Do dzisiejszego dnia nigdy nie sądził, że ta osoba mogła być okrutna, ale wyśmiałby też każdego, kto powiedziałby mu, że zostanie zdradzony przez własną załogę, więc jego ocena charakteru nie była tak dobra, jak kiedyś wierzył.
Powinien był zauważyć znaki wcześniej. Cela nie była nowa, a na krawędzi drzwi znajdowały się ślady, które nie pasowały do nóg dziecka. Powinien był zadać sobie pytanie, dlaczego żadne z przydzielonych mu zadań nie znajdowało się w tej części ładunkowej. Jak długo znajdowało się to tuż pod jego nosem?
— Wyciągnę cię stąd. Obiecuję.
Dzieciak nagle zamarł, zanim jego nogi zaczęły gwałtownie drgać.
— Ukrywać się.
Zanim Hizashi zdążył odpowiedzieć, kosmita umknął z powrotem w ciemność. Hizashi odwrócił się do drzwi, ale rąbek jego spodni został odciągnięty do tyłu - prawie kopnął dzieciaka, ale w ostatniej sekundzie udało mu się odzyskać zdrowy rozum. Dziecko szepnęło z ledwo wyczuwalnym stuknięciem w jego but:
— Pospiesz się, chodź ze mną.
Chciał zostać tutaj, gdzie mógł zapytać, czy jakakolwiek część ich przyjaźni była prawdziwa w stosunku do tego, kto przynosił im jedzenie, ale mały słuchacz był natarczywy i prawdopodobnie śmiertelnie przestraszony. Hizashi podążył za nim, nawet jeśli bliskość sprawiała, że dreszcze przebiegały mu po plecach, a ramiona pokrywała się gęsią skórką. Musiał iść z lekko uniesionymi związanymi ramionami, aby ciężki metal nie uderzał go w pachwinę, gdy był prowadzony do odległego rogu celi, gdzie dzieciak próbował go wyciągnąć na sufit.
— Nie mogę się wspiąć po ścianie. Idź, ja tu zostanę.
Nie widział ani nie słyszał niczego, co powiedziało dziecko, ale po chwili kosmita wahając się czołgając wspiął się w górę, gdzie był bezpieczny.
Hizashi był za duży, żeby całkowicie się skryć, a celi było tylko tyle miejsca. Gdyby chcieli znaleźć jego lub dziecko, nie mieliby z tym żadnego problemu.
Ale on nie poruszył się, ignorując swędzące ramiona, którymi miał ochotę walnąć wyimaginowane robaki pełzające po nogawkach jego spodni. Jeśli się zbliżą, będzie bardziej zdolny do obrony dziecka z tego miejsca.
To dla dziecka - powtarzał sobie, kucając i podciągając kolana do klatki piersiowej. Ukrywał się tylko po to, żeby dzieciak się nie martwił.
Nie zmieniało to faktu, że ręce mu się trzęsły i wstrzymał oddech, bojąc się wydać jakikolwiek dźwięk, gdy klapka na dole otworzyła się, a do środka zostało wysunięte jedzenie. Czekał na drwiny i obelgi, ale osoba po drugiej stronie drzwi - cień, który Hizashi nie potrafił rozpoznać ani zidentyfikować - zajrzał do celi, szydząc z obrzydzeniem i odszedł.
Hizashi czekał, bo z pewnością to nie mogło być tylko to, nie kiedy był tutaj, ale policzył do 120 i nic się nie stało. Oczy go piekły i po raz drugi dzisiaj musiał otrzeć łzy z twarzy.
Coś szturchnęło go w ramię. Hizashi był tak zmęczony, że ledwo poczuł dreszcz paniki i uścisk w gardle, gdy włosy dzieciaka musnęły jego skórę.
— Czy wszystko w porządku? — zapytał, kiedy znów przemieścili się w plamę światłą. Hizashi chciał to wszystko przespać.
Nogi obcego delikatnie drżały. Trzymał Hizashi’ego między sobą a drzwiami, jakby ktoś w każdej chwili mógł wpaść,. Wręcz wisiał nad nim, biorąc pod uwagę jak bardzo się pochylał.
— Co to jest ***? — zapytał Hizashi, lekko spanikowany, próbując odwrócił uwagę dziecka od tego, co ich przerażało.
Odpowiedź zajęła mu chwilę, ale kiedy to zrobił, wyrażał oburzenie dziecka, które nie mogło pojąć, że ktoś nie wiedział o jego ulubionym animowanym serialu o strażakach.
— Nie wiesz, co to jest ***? Twój rodzic ci go nie dał? — Kiedy Hizashi pokręcił głową, obcy wydał pulsujący dźwięk, po czym przesunął kończynami po ramionach mężczyzny. Hizashi trzymał się całkowicie nieruchomo. Uznał, że miał poczuć się pocieszony, ale
w ogóle tego nie doceniał. Owłosione nogi obcego nieustannie łaskotały go nieprzyjemnie. Za namową Hizashi’ego dziecko kontynuowało i na szczęście
przestało go dotykać: — Mój rodzic zrobił to z nowego jedwabiu, a nie z mojego kokonu, ponieważ nie jest moim
Wykluwającym, ale powiedział, że zawsze będzie się mną opiekować, nawet jeśli moje *** nie pochodzi z mojego kokonu, ale nie ma problemu, jeśli nie masz ***. Mój Wykluwający powiedział, że rodzic jest rodzicem, nawet jeśli nie wykluł mnie, bo
zrobił dla mnie moje *** i to jest ważne, dlatego… dlatego…
Jego ciało rozszerzało się i kurczyło szybko w szczerze niepokojący sposób, a Hizashi natychmiast skarcił się za to, że tak pomyślał, gdy zdał sobie sprawę, że dzieciak płakał.
— Hej, oczywiście, że to twój rodzic — powiedział zaniepokojony i bezsilny. — Wszystko w porządku. Jest okej.
— Chcę moje *** — powiedział cicho i niepewnie. Ich przednie kończyny ocierały się o czoło, wielokrotnie wygładzając futro. — Chcę mojego Wykluwającego.
Hizashi przygryzł wewnętrzną stronę policzka. Jego umysł buntował się na ten pomysł, ale nie mógł tak po prostu zostawić dziecka. Kucając i odpychając od siebie wszelkie błąkające się myśli o ugryzieniu, otworzył ramiona tak szeroko, jak tylko mógł, gdy miał związane nadgarstki, i przełożył obręcz złożoną ze swoich rąk przez kosmitę. Zanim zdążył się nad tym zastanowić, uniósł dziecko i przyłożył je do swojej piersi.
Och, kami. Był lżejszy i bardziej miękki -
ech - niż się spodziewał. Dreszcz przebiegł mu po plecach, kiedy obcy się przesunął, wszystkie nogi zadrżały na jego klatce piersiowej i ramionach w sposób, który sprawił, że jego serce zaczęło bić szybciej. Ich futro było szczeciniaste i wbijało się w skórę niczym haczykowa strona paska z rzepem. W niczym nie przypominał miękkiego kota czy psa.
— Wszystko będzie dobrze. — Dziecko podskoczył na dźwięk jego głosu, napinając się, a potem przylgnął do jego torsu. Dwie nogi oparły się na jego ramionach, a Hizashi powstrzymał chęć zrzucenia dziecka. — Wkrótce zobaczysz się z rodzicem, okej?
Chodził po celi, nucąc każdą znaną mu piosenkę, żeby odwrócić swoje myśli od wyglądu dziecka, ale nie mógł się pozbyć drżenia w swoim głosie. Przynajmniej kosmita się uspokoił, trzymając jego koszulkę, z głową przyciśniętą do mostka.
Hizashi ich stąd zabierze.
OoO
— Byłeś świetny, Hitoshi, występ godny nagrody Emmy!
Hizashi oddychał ciężko, przeszukując kieszenie swojego nieprzytomnego - przynajmniej miał nadzieję, że cios w głowę nie był śmiertelny - byłego najlepszego przyjaciela. Klucz, paralizator, cukierki, przez które Hizashi zawsze się z nim drażnił, zostały szybko odrzucone na bok ze słyszalnym trzaskiem, bo nie był to moment na przeżywanie
emocji.
Zastanawiał się, czy “martwe ciało” wywołałoby w nim poczucie winy lub smutek i natychmiast odsunął od siebie tę myśl.
— W porządku, chodźmy. — Hizashi zrobił kilka kroków, zanim zauważył, że mały pająk za nim nie podążał. — Hitoshi?
Dzieciak zamarł w miejscu. Kończyny miał podwinięte w sposób, który sprawiał, że przypominał suche, martwe zwłoki pająków na parapetach, przez które zwykle Hizashi wariował.
— Hej, musimy iść. Wszystko w porządku, chodź już.
Hizashi nerwowo spoglądał na korytarz, spodziewając się, że wszyscy w każdej chwili zauważą nieobecność zastępcy dowódcy i zabrzmi alarm. Okej, zawsze zdarzają się nieoczekiwane małe komplikacje, nawet w dobrze opracowanym planie. Rzucając okiem na korytarz, aby upewnić się, że nikogo nie było, zrzucił z siebie koszulkę i ostrzegł Hitoshi’ego, zanim owinął w nią dzieciaka. Lubił Hitoshi’ego i nie chciał krzyczeć za każdym razem, gdy ich futro go dotknęło - musiał się z tym szybko oswoić, aby pozwolić mu pomóc w zdjęciu kajdan - ale nie mógł zmusić się, aby podnieść go gołymi rękami, bez względu na to, ile razy trzymał go w ramionach. Najpierw zapytał go, czy się z tym zgadza, ale musieli ruszyć się jak
najszybciej, więc zgarnął go wraz z koszulką i szybko odszedł, podczas gdy Hitoshi został bezpiecznie umieszczony z przodu, przytrzymywany przy jego torsie za pomocą improwizowanego nosidełka. Poklepał go po plecach, chociaż nie był pewien, jak ten gest przekładał się na jego gatunek, ponieważ Hitoshi w ogóle się nie poruszył, trzymając sztywno swoje ciało.
Nie widział żadnych innych cel, więc szybko ruszył dalej, przechodząc w ciężki trucht, który był przerywany momentami czuwania, gdy chował się za rogami i w szafkach. Oprócz tego, że raz prawie wpadli na patrol, droga do kapsuł ratowniczych była o wiele łatwiejsza niż planował, ale nie żeby narzekał. Był moment, gdy przypływ adrenaliny oczyścił mu umysł, ale lata treningu wzięły górę, gdy automatycznie przechodził przez ruchy, aby bezpiecznie odlecieć.
Hitoshi zaczął się poruszać na kilka minut po tym, jak osiągnęli prędkość nadświetlną, poprawiając się swoją pozycję w miejscu, gdzie trzymany był przez przód koszuli, tak że jego dwie przednie nogi wysunęły się ze środka, aby złapać włosy Hizashi’ego i je przytrzymać. Hizashi lekko zadrżał, gdy jego wrzeciona musnęły jego szyję, ale pogłaskał go po plecach, aby go pocieszyć.
— Wydostaliśmy się. Wszystko będzie dobrze. Już cię nie skrzywdzą. Może powiesz mi jaki jest identyfikator twojego rodzica?
Hitoshi nic nie powiedział, ukrywając swoją twarz wraz z licznymi, nieco przerażającymi, ale powoli systematycznie zbliżającymi się do słodkiego terytorium, oczami. Hizashi podniósł ręce, aby je położyć na jego plecach, a gdy nie uniknął jego dotyku, lekko przytulił dziecko. Pozwolił sobie na chwilę grymasu, zanim przybrał spokojną maskę. Da radę.
OoO
Nawet jeśli wciąż uciekali przez ostatnie dwa tygodnie, to Hitoshi powoli otwierał się na swój temat, gdy byli poza celą. Ostrożnie trzymał się blisko Hizashi’ego, ale był bardziej beztroski, biegał dookoła, jakby był naćpany cukrem i gadał z prędkością światła, podając losowe fakty o zwierzętach ze swojej rodzinnej planety. Może bez końca opowiadać o swoim ukochanym zwierzaku Shikim, co mniej więcej można było przetłumaczyć jako “słodkie, małe jajeczko”, a Hizashi nie mógł powstrzymać się od zachwycania się nad tym, jakie to było urocze.
Ale ostatnio Hitoshi był przygnębiony. Pomimo tego, że był łatwym dzieckiem w opiece, stał się marudny, nie chciał jeść i odmawiał opuszczenia małego gniazda z koców, które Hizashi i on zbudowali w kącie ukradzionego przez mężczyznę wahadłowca. Mieli spotkać się z jego rodzicem, ale przegapili kilka szans na to z powodu alertów z ostatniej chwili i podejrzliwego zachowania miejscowych. Efekt ciągłego przemieszczania się w środku nocy i dawania Hitoshi’emu nadziei na ponowne spotkanie z rodziną, zbierało swoje żniwo. Głupi komunikator, który by w wahadłowcu, nie miał funkcji połączeń głosowych, a Hizashi ledwo miał fundusze na zakup jedzenia i pakietów wypełniających replikator, nie mówiąc już o kupnie nowego komunikatora z działającym mikrofonem i kamerą.
Jedynym sposobem, w jaki Hizashi’emu udawało się pocieszyć dziecko, gdy te spazmatycznie płakało, było trzymanie go i nucenie, gdy chodził w kółko, głaszcząc dziecko po plecach, podczas gdy Hitoshi trzymał się jego koszulki.
Nie wiedział nic o typowym rozwoju dzieci dla gatunku, z którego pochodził Hitoshi, ale nawet gdyby wiedział i uznał, że Hitoshi był za stary na takie rzeczy, nadal trzymałby go w ramionach i używał swojej koszulki lub zabłąkanego koca jako nosidełka dla małych pająka, gdyby był zbyt smutny, aby kręcić się wokół, ale nie mógł znieść, że Hizashi był poza jego zasięgiem. Zasługują na tyle pocieszenia, ile mógł im dać.
OoO
Shota miał już dość spotkań, które nie doszły do skutku.
Przesunął wrzecionami po tash’m swojego syna, śledząc relief powtarzającego się wzoru meos, który migotał w splocie. Ci kłusownicy planowali to sprzedać, jakby mieli do tego
prawo, jakby to było zrobione po to, by ktoś inny, niż sam Hitoshi, nosił je i eksponował.
Mieli nawet czelność próbować mu to sprzedać, jakby jakikolwiek przedstawiciel jego gatunku kupił i splamił coś tak świetnego, próbując uzurpować sobie miłość Wykluwającego, starannie wplecioną w każdy wątek i skręconą w nic z ich własnego jedwabiu.
Ci kłusownicy pragnęli jedwabnej nici, więc Shota im ją dał. Powoli rozpuszczali się w kokonie wypełnionym enzymami, zamknięci w silnikach ich własnego statku, gdzie znajdą tylko ich stopione i strawione zwłoki.
Ich powolna śmierć nie ostudziła jego wściekłości. Jedynym powodem, dla którego nie próbować próbowali uzyskać więcej jedwabiu z Hitoshi’ego - gruczoły jego syna nie rozwinęły się jeszcze w pełni - było to, że członek ich załogi ich oszukał, ukradł ich fundusze i porwał Hitoshi’ego.
Shota był wściekły. Musieli się uważać za tak sprytnego, biorąc w posiadanie jego syna, gdy był młody i bezbronny. Nawet drwili z niego, podając mu miejsca spotkać, zanim wygodnie odlecieli.
Przytulił bliżej tash’m. Wkrótce znajdzie Hitoshi’ego. Ich mała gra dobiegała końca. Shota przez cały czas mapował ich trajektorię, zwracając uwagę na każde centrum handlowe i stocznie statków, w których się zatrzymali. Celowo pominął ostatnie miejsce spotkania, do którego został wysłany, aby dotrzeć do następnego punktu, który przewidział.
Nie mógł powstrzymać się od pokazania kłów, gdy jego ryzykowne zagranie opłaciło się. Jak w zegarku otrzymał wiadomość o tym, że “Przepraszam, ale musimy odejść, oto następne współrzędne”. Syknął, gdy zaraz potem przyszła kolejna wiadomość: “Hitoshi znowu płakał, ale się tym zająłem. Nie martw się
.”
Nie, tym razem nie uda się im uciec.
OoO
Shota wylądował, jego hemolimfa pompowała przez nogi. Trzymał komunikator w polu widzenia, czekając na kolejną wiadomość od tchórza, że właśnie przybyli, ale żadna nie nadeszła. Po rozmowie z pracownikiem odnalazł wahadłowiec porywacza.
To była żałosna wymówka statku. Shota nawet nie wiedział, jak udało im się uciec. Zablokował silniki jedwabiem, zerwał przewody i odłączył rdzeń od głównego komputera.
Teraz spróbuj odlecieć - pomyślał z zadowoleniem.
Wysłał drona zwiadowczego. Udało mu się zrobić zdjęcie obcemu, z którym Shota będzie musiał sobie poradzić. Zdjęcia były rozmazane, gdyż były zrobione w ruchu, ale mięsista skóra i długie kończyny przy ich skierowanych do przodu oczy były rozpoznawalne dla Shoty: To był
Człowiek.
Shota zdusił swój żal, gdy przeglądał zdjęcia, poszukując śladu swojego syna, ponieważ nie było żadnego dowodu na to, że jego drogi pajączek wciąż żył. Czuł gorączkowy pośpiech, gdy przeglądał materiał z drona, prawie upadając, gdy na dwóch ostatnich zdjęciach znalazł ślad dwóch wrzecion Hitoshi’ego. Fioletowe oznaczenie potwierdzały jego tożsamość. Były one ułożone w odmienny sposób na tych zdjęciach, co Shota potraktował to jako znak, że żyje.
Większość zredukowałoby straty, zaakceptowałoby, że szanse były przeciwko nim. Każdy inny Arakneeda nazwałby Shotę nielogicznym, ponieważ ryzykował życie dla młodego, którego nie sprowadził na świat.
(Shota kochał swojego pajączka - który już nie był małym dzieckiem, ale pomimo tego, że Shota nigdy nie przyczynił się do jego wyklucia ani nie był na miejscu, kiedy był prawdziwym małym dzieckiem, Hitoshi zawsze będzie jego - bardziej niż cokolwiek innego. Jeśli już, to byłoby nielogiczne zostawić
swoje dziecko na łasce, z której Ludzie nie byli znani).
Shota pozwolił sobie na kliknięcie żuwaczkami, aby zebrać się w sobie, zanim się ubrał. Założył zbroję na brzuch i wypluł młotek jedwabiu, który pokrył swoim jadem. Przyniósł ze sobą wystarczająco dużo żetonów kredytowych, aby kupić pięć księżyców, w przypadku gdyby Człowiek był skłonny wymienić je na życie młodego.
Podróż przez centrum handlowe uczyniło go właścicielem kilku broni zdolnych pokonać upartego Eer’ahseera. Prawdopodobnie nie zrobią one nic znaczącego przeciwko Człowiekowi, ale byłoby głupotą postawić wszystko na jedną kartę.
Po raz pierwszy od czasu schwytania Hitoshi’ego kończyny Shoty pulsowały energią, a jego umysł wyczyścił się ze wszystkich negatywnych myśli. Nawet z dodatkową wiedzą, że Hitoshi był przetrzymywany w niewoli przez jedną z najniebezpieczniejszych istot w całej galaktyce, jakie kiedykolwiek odkryto, Shota nie był zniechęcony zadaniem odzyskania swojego młodego.
W końcu on również był mieszkańcem Świata śmierci.
Notatki od autora: Shota i Hitoshi to mieszanka gatunków pająków: głównie wilczy pająk (samotny myśliwy, naprawdę dobry wzrok, noszący swoje dzieci na plecach = dadzawa), pająk myśliwy (ogromny, polujący, szybki, atakujący rzeczy, które zbliżają się do ich potomstwa), pająki skaczące (jeden z pająków z najlepszym wzrokiem, ale także samce zalecają się poprzez “taniec”, pokazywanie swoich kolorów i wydawanie dźwięków, chyba każdy wie, kogo *kaszle* Hizashi *kaszle* mam na myśli), pająki sieciowe (dadzawa, oczywiście) i inne, ale w większej skali. (Myślę, że to zabawne, że kanoniczny Shota ma poniżej średniej liczbę oczu, podczas pająk Shota ma ich powyżej).