Tytuł: AU - Pająk #2
Oryginalny tytuł: Spider AU #2
Autor: QueNouilleCroustillante
Zgoda na tłumaczenie: Czekam
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Link: https://archiveofourown.org/works/44328415Tkanina przesiąknięta miłością 1Tkanina przesiąknięta miłością 2AU - Pająk #2
— Hizashi, przestań. Straszysz go. — Shota warknął na męża.
Kołysał pająka - strażnicy nazwali go Arach-coś tam. Shota nie był w stanie zrozumieć całego słowa, nie wtedy, gdy był zajęty zdejmowaniem opaski na oczy oraz knebla i wciąż zmagał się z obcym językiem - i tym, żeby ich nie zaatakować.
— Straszyć? JEGO STRASZYĆ? — Hizashi położył dłoń na twarzy, drżąc. — To
pająk, och Sho, proszę ja…
Shota zignorował krzyk drugiego. Odepchnął tak delikatnie jak mógł głowę pająka, gdy ten zamierzał go ugryźć, surowo cmokając w geście napomnienia. Obcy nadal kręcił się bojaźliwie, unikając jego dotyku. Shota zdjął z siebie szalik, który cudem udało mu się zatrzymać przy tym wszystkim, owijając nim pajączka, wystarczająco ciasno, aby pochwycić wszystkie jego kończyny, dzięki czemu nie zaczepiały się o jego ubrania ani włosy, ale nie na tyle ciasno, by nie mógł nimi poruszać. Zostało mu również wystarczająco dużo materiału, by przywiązać mały pakunek do klatki piersiowej, zwalniając przy tym ręce.
— Czemu to nie może być, no nie wiem, dziwny, zdeformowany kot z sześcioma nogami. Właściwie nie, to za dużo nóg nawet dla kociaka…
Pajączek znów zasyczał. Shota pogłaskał go po plecach, mając nadzieję, że go w ten sposób uspokoi. Ku jego zaskoczeniu, przestał syczeć, nagle milcząc. Dwie z jego nóg wysunęły się, by spocząć na jego ramionach, ale szybko schował je z powrotem w improwizowanej chuście, gdy Hizashi krzyknął:
— Shota, ostrożnie, on…!
— To tylko dziecko — przerwał ostrzejszym głosem niż zamierzał. Wiedział, że Hizashi nie potrafił kontrolować swojego strachu, ale pajączek nie przestawał się trząść i naprawdę był tylko małym dzieckiem, jeśli dobrze zrozumiał gesty strażników. Zdjął koszulę i owiną ją wokół pajączka, klepiąc drżącego obcego po plecach. Rozluźnił się całkowicie, gdy tylko owinął ich koszulką. — Wiem, że się boisz, ale to tylko dziecko — spróbował Shota, łagodniejszym tonem.
Poczucie winy gryzło go, gdy widział Hizashi’ego milczącego jak trup z poszarzałą twarzą. Jego zwykle zadbane włosy były tłuste i splątane. Gumkę zgubił gdzieś pomiędzy porwaniem a obudzeniem się w tej celi.
— Hizashi. — Poczekał, aż mąż spojrzał na niego, a nie na pajączka. — Przepraszam. Nie powinienem na ciebie krzyczeć.
Zaciskając usta, Hizashi trzęsącymi się rękami zamigotał: “Czy to… Czy to naprawdę jest dziecko?”
Shota spojrzał w dół na pajączka. Jego liczne oczy były o wiele za duże w stosunku do twarzy, a dwa wyraźne wypukłości sprawiały wrażenie, jakby miał ogromne kły, chociaż Shota był prawie pewien, że je posiadał, po wcześniejszej próbie ugryzienia go. Paski fioletu biegły przez czubek jego głowy i pierwsze cztery odnóża, równoważąc czerń.
— Strażnicy byli milsi, gdy o nim mówili i rozmawiali z nim używając wyższego tonu, ale nie wiem, jak bardzo może być
młody. — Kołysał obcego w swoich ramionach, chodząc po celi, ale nie zbliżał się do Hizashi’ego. — Może maluch albo przedszkolak? Są naprawdę mali. — Hizashi rzucił mu zdezorientowane spojrzenie. Shota westchnął w duchu i odwołał swoje słowa. — Mały jak na kosmitę, który nie jest prawdziwym pająkiem.
Hizashi potarł swoją twarz, ciągnąc skórę w dół.
— Dobrze, okej, ale! — Wskazał oskarżycielsko palcem prosto na Shotę — Jeśli dowiemy się, że to czterdziestoletni mężczyzna, będę się z ciebie śmiał do końca życia.
— Oczywiście, Hizashi.
— I powiem o tym każdemu, kogo spotkamy.
Shota pocierał plecy obcego, gdy nabierał odwagi, aby znów przytulić do go do szyi.
— Tak, nie wątpię.
Ramię Hizashi’ego opadło. Wzdrygnął się, ale Shota dostrzegł, że było w tym trochę dramatyzmu.
— Dobra. Masz jakiś plan?
— Jeszcze nie zapamiętałem rotacji strażników, ale moglibyśmy poczekać, aż przyjdą nas nakarmić. — Shota zatrzymał się w miejscu, słysząc nucenie Hizashi’ego. Znał to spojrzenie, ten figlarny błysk w jego oczach, który zawsze poprzedzał moment, zanim ktoś wpadał w ich pułapkę lub gdy wiedział coś, czego inni nie wiedzieli. — O czym myślisz?
Hizashi chwycił za kraty. Odwrócił się do niego, a na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech. Jego zielone oczy były szeroko otwarte, tak że cała źrenica stała się widoczna. Shota zdał sobie sprawę, że ludzie uważali ten szczególny wyraz twarzy za niepokojący, ale zawsze był dziwnym człowiekiem o jeszcze dziwniejszych gustach, więc odwzajemnił uśmiech ukazując zbyt wiele zębów, chociaż przewrócił oczami na teatralność Hizashi’ego, ponieważ nie mógł pozwolić, aby jego mąż myślał, że był głupcem. Hizashi zawsze musiał być dramatyczny, nawet w takich sytuacjach. Shota nie wybrałby bycia z żadną inna osobą niż on.
Hizashi chwycił za metal, rozszerzył swoją pozycję, tak aby jego stopy były w jednej linii z ramionami i zaczął rozsuwać metalowe pręty. Shota jedynie patrzył, jak Hizashi tworzył wystarczająco dużą przestrzeń, aby mogli przejść. Wyrwał się z transu dopiero, gdy Hizashi pocałował swój napięty biceps.
— Powinniśmy byli poczekać, aż znajdziemy więcej informacji o kosmitach — wykrztusił, wciąż w szoku po pokazie siły Hizashi’ego.
Hizashi niedbale odrzucił jego obawy.
— W pewnym momencie obudziłem się na krótko.
Naprawdę się nas bali. Jak “krzyczymy i używamy się nawzajem jako tarcz”. A ja tylko otworzyłem oczy i lekko się poruszyłem! Założę się, że posikają się ze strachu, jeśli pobiegniemy w ich stronę.
To nie wyjaśniało, jak Hizashi był w stanie zginać metal
gołymi dłońmi. Shota pochylił się do przodu, aby przyjrzeć się bliżej, gestykulując w kierunku zdeformowanych prętów.
— Jak?
Hizashi rozciągnął się, kończąc w innej pozycji, tym razem z wypiętą klatką piersiową i zgiętymi bicepsami.
— Kiedy nas wrzucono do środka, złapałem jeden z kijów, które trzymał strażnik, zanim zemdlałem. Złamał mi się od tak w ręku! — Uderzył knykciami w zdeformowane pręty. — Są one takie same w dotyku i zapachu, więc zgadłem, że mogę to zrobić.
Shota wiedział, że w te historii wiele brakowało. Nie miał takich samych ran i czerwonych śladów na skórze, co jego mąż. Przyjrzał się Hizashi’emu, szukając innych ukrytych obrażeń. Kiedy ich nie znalazł, postanowił odpuścić. Były pilniejsze sprawy, takie jak ucieczka przed tymi kosmitami.
— No chodź, Sho. — Zanim Shota zdążył go powstrzymać, Hizashi wyszedł z celi, przyjmując pewna postawę. — Myślę — powiedział z niemal maniakalnymi gestami — że nie docenili naszych możliwości. Założę się — kontynuował, odchylając się na piętach, z rękami włożonymi nonszalancko w kieszenie — że nie mają z nami szans.
Shota mógłby pocałować tego mężczyznę. Hizashi musiał wyczytać to z jego postawy, ponieważ wyrzucił ręce przed siebie.
— Mo… może kiedy nie będziesz niósł wielkie pajęcze dziecko.
Jego rozczarowanie zostało złagodzone świadomością, że
uciekają.
— Przyjmijmy kontrolę nad tym statkiem.
OoO
Hizashi obracał się na krześle, długie nogi wysunęły się za małego siedzenia. Na całym ramieniu i twarzy jego męża znajdowała się zaschnięta krew, która rozprysła na niego, gdy uderzył strażnika w głowę. Hizashi zatrzymał swój ruch za pomocą stopy, opierając głowę na dłoni z łokciem wspartym o podłokietnik krzesła. Właśnie skończyli przeszukiwać statek. Na szczęście odnaleźli śluzę powietrzną, za pomocą której mogli wyrzucił ciała wszystkich strażników po pewnym majstrowaniu przy niej. Na szczęście obrazki instrukcji były wystarczająco łatwe do rozszyfrowania. Shota nie wyobrażał sobie życia z odorem krwi i gnijącego mięsa.
Prysznic byłby jednak miły. Nie mieli jeszcze energii, żeby dokładniej zbadać pomieszczenia, bo byli zbyt zajęci pozbyciem się robactwem i odbyciem przyspieszonego kursy („Łapiesz, Sho? Kurs przyspieszony, przyspieszony statek…” “Zamknij się, Hizashi”) na temat konserwacji i pilotowania statku kosmicznego.
— Hizashi…
— Hmmm? — Jego mąż polerował paznokcie o koszulkę, oglądając odpryskujący lakier z grymasem.
Powstrzymanie rozpaczy było łatwe, kiedy walczyli o życie, ale Shoto czuł zmęczenie wynikające z opadającej adrenaliny. Jego wcześniejsze wątpliwości powróciły grożąc, że pociągnął go w dół.
— Jak wrócimy do domu?
Hizashi przestał się obracać na krześle. Po zmarszczce między brwiami i po zaciśniętych ustach, Shota poznał już odpowiedź. Gestykulacja Hizashi’ego była mniej energiczna, trzymał dłonie blisko ciało. Jego postawa była zrezygnowana.
— Nie wiem.
Shota zamknął oczy, pozwalając głowie opaść do tyłu. Było źle.
Kółka potoczyły się po metalowej podłodze. Ciepłe dłonie schwytały jego, splatając ich palce. Swędząca, sucha krew kruszyła się w zgięciach ich dłoni, ale nie cofnął ręki, wdzięczny za dotyk. Hizashi kręcił kciukiem kółka na grzbiecie jego prawej dłoni, zanim suche usta dotknęły wewnętrznej jego strony nadgarstka, tuż nad punktem tętna. Shota spojrzał na Hizashi’ego spod rzęs, podążył za linią jego gardła aż do muszli ucha, w kierunku jego zielonych (a raczej czerwonych, jeśli wierzyć jego mężowi, który nie był daltonistą) oczu.
— Damy radę, Sho. Razem. Dom jest tam gdzie ty.
Uśmiechnął się, chociaż jego oczy piekły, pocieszony świadomością, że byli w tym razem. Zawsze.
Pajączek poruszył się w prowizorycznej chuście, by spojrzeć na Hizashi’ego, przez co jego mąż wrzasnął blisko jego uszu. Hizashi gorączkowo odepchnął krzesło, palce zacisnęły się mocno na podłokietnikach. Krzesło prawie się przewróciło, ale Hizashi odzyskał równowagę w ostatniej chwili, kładąc dłoń na sercu i gwałtownie wciągając oddech.
Wygładził ubranie, jakby miał jeszcze jakąś godność do uratowania - znali się odkąd mieli piętnaście lat, nie istniała już żadna godność u nich obu - i gestem ręki wskazał na Shotę, wpatrując się w sufit, aby nie musieć patrzeć na ich nieoczekiwanego towarzysza.
— Co więc zrobiły z pajęczym dzieckiem?
Pajączek nie odszedł od niego odkąd go podniósł, uparcie czepiając się jego klatki piersiowej, nawet gdy zdjął koszulkę i szalik. Musiał go przywiązać z powrotem do tułowia, gdyż obcy wciąż się zsuwał, zapominając się trzymać. Wyglądało na to, że podobał im się szalik; gdy sądził, że Shota nie patrzył, przesuwał po nim nogami, pocierał nim twarz. Shota przyznawał, że był uroczy.
Podniósł coś, co jak miał nadzieję, było tłumaczem, które znalazł w szufladzie i trzymał je nad głową pajączka.
— Czy wiesz, jak skontaktować się z twoimi opiekunami? Kontakt z opiekunami? Z rodzicami?
Szybko założył słuchawki na uszy, stukając w urządzenie, aby zmienić język. Żaden nie był znajomy, tylko seria dziwnych bulgotań, kliknięć lub charków.
— Sho, daj mi to.
Pochylając się nad własnym krzesłem, wyciągnął słuchawkę. Hizashi schwytał ją z werwą, umieszczając je na uszach, trzymając małe palce na zewnętrznej obudowie.
— Ustawienie głośności jest z boku.
Hizashi pokiwał głową, kręcąc bocznymi pokrętłami, aż głośność była wystarczająca, aby móc wszystko dokładnie słyszeć. Stuknął w urządzenie kilka razy, słuchając oferowanych języków, zanim zdecydował się na jeden z nich.
— Okej, mój ulubiony, zbierający bezpańskich, słuchaczu, użyj tego swojego głębokiego głosu i mów do mnie słodko. Zobaczmy, czy to maleństwo nauczy się japońskiego.
Zajęło mu to żenująco dużo czasu, zanim zrozumiał plan męża. Kilka razy odchrząknął, czując, jak koniuszki jego uszu robią się różowe.
— Lubię koty — powiedział na głos, jednocześnie migając to. Krótkie, łatwe zdania. — Jestem głodny. Chcę wody.
Pajączek przycisnął głowę do jego klatki piersiowej, tuż pod gardłem. Jego ręka nieświadomie uniosła się, by pogłaskać go po plecach, gdy zaczął wyrecytować serię zdań.
Gdy skończyły mu się pomysły, Shota zaczął tracić tę małą nadzieją, jaką miał, aż do momentu, gdy zmrużone oczy Hizashi’ego otworzyły się gwałtownie na pełną szerokość.
— Myślę, że to mamy! Używaj terminów, które mały słuchasz mógłby użyć, aby znaleźć swoich rodziców, prawo, lewo, naprzód, tedy, takie rzeczy!
Shoto zrobił to, o co poprosił go mąż. To było dziwne. Zazwyczaj Hizashi wypełniał ciszę i to on uważnie go słuchał. Zamiana ról była myląca.
Ponieważ Hizashi miał talent do języków i był najmądrzejszą osobą, jaką znał Shota, pstryknął palcami, gdy dzień już się kończył - tak przynajmniej mówił wewnętrzny zegar Shoty - z pewnym uśmiechem.
— Dobra, myślę, że to zrozumiałem, mały słuchaczy, powiesz mi, jak wrócić do twojego większego pająka.
Shota założył drugie słuchawki, które znalazł w jednej z przegródek pod krzesłem, na głowę małego kosmity. Hizashi czekał, aż przestanie stukać w bok urządzenia, zanim powtórzył pytanie, ku zaskoczeniu Shoty, w obcym języku, którego właśnie się nauczył, wydając szczebiotliwe skrzeczenia i pieszczotliwe syki. Dziecko słuchało go uważnie, a Hizashi jeszcze nie zauważył, że pochylił się i przysunął bliżej.
Shota nie rozumiał, dlaczego urządzenie rozumiało japoński, ale nie mogło przetłumaczyć języka pajączka bezpośrednio na japoński. To było zbyt zawiłe dla zmęczonego mózgu Shoty. Zrozumie to - lub, co bardziej prawdopodobnie, Hizashi wyjaśni mu to - później.
Shota zmarszczył brwi, patrząc na pajączka. Położenie dłoni na plecach dziecka potwierdziło jego odczucia; pajączek dudnił przy jego piersi, mrucząc, co ledwo czuł przez koszulę. Czy tak właśnie rozmawiał?
Głośny wybuch śmiechu wyrwał Shotę z zamyślenia. Odwrócił się w stronę Hizashi’ego, który trzymał dłoń na ustach, a jego spojrzenie było pełne rozbawienia. Nogi pajączka wiły się, zatrzymując się dopiero, gdy Shota chwycił je, nucąc cicho pod nosem:
— O co chodzi? Co powiedział?
— Mówi, że
jesteś ich ojcem. Odmawia mi powiedzenia, jak wrócić do domu. — Hizashi śmiał się, aż nagle jego śmiech zmienił się w histeryczny, a sam zbladł, gdy coś sobie uświadomił. — Czy to sprawia, że on jest również moim dzieckiem?
KoniecTkanina przesiąknięta miłością 3