Fandom: Ben10
Oryginalny tytuł i link do tekstu:
wasn't it always youAutor: callingthequits
Tłumacz: Fantasmagoria.
Beta: Każda zawleczona uciekła z dokumentu, ale za pomoc dziękuję bardzo Wirwannie. i Rasp. - bez was byłoby
jeszcze gorzej :*
Zgoda: Wciąż czekam
Pairing: Ben Tennyson/Kevin Levin
Gatunek: Romans
Ostrzeżenia: Hm, nie sądzę
T/N: Doprawdy poproszę o banner "tłumacz płakał, jak tłumaczył", czyli kolejny tekst z serii: przetłumacz to teraz tak, żeby po polsku też brzmiało, nawet jak się kurde nie da. No ale. Jakkolwiek, przedstawiam wam kolejne popełnione przeze mnie tłumaczenie! Popełnione, bo Rasp. mi to dała na listę tekstów do tłumaczenia, soł - jakby coś, to jej wina XD. Love ya <3
To nie zawsze byłaś ty
Ben i Gwen są do siebie cholernie podobni.
Na przykład, oboje noszą naprawdę schludne ubrania; Kevin nigdy nie widział, żeby były pogniecione. To nie jest fajne. To irytujące i nienaturalne. To nienormalne - sprawia, że krzywi się i marszczy brwi za każdym razem, gdy tylko o tym myśli.
Ponadto, z jakichś powodów, nigdy nie noszą luźnych ubrań. Co oznacza, że są albo ciasne, albo
bardzo ciasne. To nie jest śmieszne. Ani fajne. To źródło codziennej frustracji w jego życiu, której oni nie dostrzegają i to
nie jest fajne.
Po drugie, ich reakcje na związki. Szczerze. Potrafią sprawiać, że związki same się
dzieją, ale gdy inna osoba wykona ruch, odrzucają uczucia. Jeśli chodzi o to pierwsze, są prostolinijni, bezceremonialni i w pewnym sensie brutalni. Z kolei, gdy ktoś inny to zrobi, będą się rumienić. Będą się jąkać. Będą zaprzeczać. To takie głupie. Co to jest, do diabła?
I, okej, to naprawdę oczywiste, ale cholera, Kevin jest szczęściarzem. Oboje mają w sobie krew Anodytów, co jest dość oczywiste, ponieważ są kuzynami. W związku z czym są spokrewnieni. A ich babcią jest Verdona. Verdona, która jest całkowicie szalona. Ale także bez wątpienia atrakcyjna w swojej anodydzkiej formie. Tak jak Gwen. To było piękne. Kevin wcale nie trzyma kciuków z nadzieją, że Ben będzie wykorzystywał swoje moce Anodyty. Wcale. Ani o tym nie śni.
Następnie… następnie - ponieważ naprawdę nie może myśleć o niczym innym - ich oczy są niewiarygodnie zielone. Zielone jak Omnitrix, zielone jak kurtka Bena, zielone jak lasy, zielone jak moc. A posiadają dużo mocy. To było oczywiste już od czasów, gdy Ben był tym niechlujnym, nieznośnym dzieciakiem, a Gwen wciąż nie wiedziała nic o magii.
To cudowne i niesamowite, i cholernie gorące. Naprawdę gorące. Jak dwie sylaby cholernego gorąca.
Więc Kevin myśli o tym wszystkim i zarazem nie myśli o tych wielu różnicach, które ich dzielą. Jak to, że Ben jest chłopakiem, a Gwen dziewczyną. Czy to, że Ben naprawdę lubi koktajle, a Gwen niekoniecznie. Albo to, że Ben jest wieloma, różnymi kosmitami naraz, a Gwen tylko jednym. Lub to, że Ben jest niedojrzały cały czas, a Gwen wręcz przeciwnie. Ben jest porywczy i bardzo uczuciowy, a Gwen nie. Ben jest tym niesamowitym dzieciakiem, który jest po prostu niesamowity, a Gwen nie jest jeszcze na tym poziomie, nie dla Kevina.
To Ben jest tą osobą, z którą czuje się bardziej związany. Nie Gwen.
Więc Kevin myśli o tym i spogląda na tę dwójkę ludzi, których może szczerze nazwać swoimi przyjaciółmi, gdy ci stoją na zewnątrz samochodu po prostu rozmawiając, śmiejąc się i uśmiechając; czuje ból w sercu. Gdy spogląda w błyszczące oczy Bena, odbijające światła gwiazd, skupia swoją uwagę - może trochę zbyt długo - na jego wykrzywionych wargach, pozwala sobie myśleć o tym, jak bardzo smukłe są te biodra; nikt nie musi wiedzieć. Nawet on sam.
Ponieważ - może, czasem - kiedy pozwala sobie na myślenie o wszystkich tych różnicach między Benem a Gwen, nade wszystko wybija się jedna z nich.
Kevin kocha tylko jedno z tej dwójki.
Imię tej osoby nie brzmi, jak Gwen.
_________________________________________________________