~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [Skyfall][T][M] Jak uspokoić kota (Q)

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1145
Rejestracja : 16/01/2015

[Skyfall][T][M] Jak uspokoić kota (Q) Empty
PisanieTemat: [Skyfall][T][M] Jak uspokoić kota (Q)   [Skyfall][T][M] Jak uspokoić kota (Q) EmptyPią 31 Gru 2021, 16:14

Tytuł: Jak uspokoić kota (Q)
Oryginalny tytuł: How to Calm Your Cat (Q)
Autor: Only_1_Truth
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Tazkiel
Link: https://archiveofourown.org/works/27001063



Trójka to grupa część ósma: Jak uspokoić kota (Q)

Po tym, jak bardzo martwił się o to, co pokażą wyniki jego skanów, Q pomyślał, że martwił się wszystkimi możliwymi najgorszymi scenariuszami. A po tym, jak usłyszał, że jego skan nie był całkowitą porażką (pomimo tego, jak okropnie się skończył, kiedy przekształcił się i pognał aż do działu technicznego), przygotował się na coś przerażającego. Guz. To musiało to być. Coś śmiertelnie złego w jego mózgu.

Dlatego kiedy został poinformowany, że skan niczego nie wykazał, Q zdołał wrócić do mieszkania Jamesa i Aleka, zanim prawie zwariował. Był przygotowany na wszystko, a zamiast tego nie otrzymał nic.

— Q, musisz się uspokoić — powiedział Bond, bardziej zmęczony niż cokolwiek innego.

Q, który jako człowiek był w dość sporym konflikcie i nadal bardzo zirytowany nawet po przemianie, po prostu wygiął plecy i opuścił uszy. Nigdy w historii mówienie komuś, żeby się uspokoił, tak naprawdę ich nie uspokoiło - pomyślał dosadnie. Zrobił co w jego mocy, aby smagać ogonem na boki i udało mu się w połowie przyzwoicie nim machnąć, by pokazać swoją irytację. Ogon nadal go nie słuchał - kolejne przypomnienie, jak popieprzony był jako zmiennokształtny - i tylko to sprawiło, że jego bezsilny gniew wzniósł się na wyżyny. Warknął gardłowo i przeszedł na sztywnych nogach przez miejsce, gdzie kiedyś stało łóżko Aleka. Nie zawracali sobie głowy rozsunięciem łóżek, odkąd je połączyli. Oficjalnie powodem było to, że James i Alec byli zbyt leniwi.

Bond patrzył z tym roztargnionym spojrzeniem, które mówiło, że słuchał telepatycznie, chociaż jego wyraz twarzy stał się ściągnięty, a między brwiami utworzyła się bolesna linia. Q przypomniał sobie z opóźnieniem, że M ostatnio bardzo ciężko pracowała ze swoim podopiecznym - czasami Bond wracał do domu z migreną. Wydawał się jednak słyszeć Q przez ból głowy, jaki odczuwał, gdy westchnął i poddał się.

— W porządku, touché.

I mam pełne prawo być wściekłym!

— Masz — zgodził się James bez wahania, wciąż utrzymując coś, co dla kogokolwiek innego mogłoby wyglądać na jednostronną rozmowę.

Tak się złożyło, że w pokoju była tylko ich dwójka. To był weekend, a Alec był na nieznanych misjach (w “misjach” miały brać udział dziewczyny).

Nie mogąc powstrzymać swojego wędrowania po podłodze, Q syknął bez szczególnego powodu, krzycząc w głowie: Wszystko to i ja! Nadal nic nie wiem! Nie mogą nawet powiedzieć, że jestem nienormalny… to po prostu… niejednoznaczne! W tym momencie Q nie był pewien, czy był wściekły, sfrustrowany, przestraszony, czy po prostu zdezorientowany, co sprawiło, że był prawie bardziej podenerwowany niż wtedy, gdy jego profesor od darów zawiódł jego oczekiwania co do pomocy w jego przekształcaniu się. Zdał sobie sprawę, że gdyby nie był teraz kotem, to płakałby i krzyczał.

Wzdychając, ale nie mając dowcipnej uwagi, której mógłby użyć, James po prostu patrzył jak jego przyjaciel robił swój najlepszy koci odpowiednik tupania. Jednak po chwili jasnowłosy młodzieniec wyciągnął ręce z kieszeni, najwidoczniej podejmując decyzję.

— Chodź tutaj, Q — namawiał Bond, robiąc krok do przodu i kucając z rękami już wyciągniętymi w kierunku swojego aktualnego kociego towarzysza. Kiedy Q odwrócił się i syknął, zamiast natychmiast się zgodzić, James westchnął kolejny raz i przewrócił oczami. — Sprowokowanie ataku paniki nie poprawi sytuacji i nikt nie może wyciągnąć odpowiedzi z kapelusza niczym magik.

Bond miał rację, Q musiał to przyznać… a przynajmniej przed samym sobą. James prawdopodobnie odpierał to telepatycznie, ale to tylko doprowadzało Q do szaleństwa w danym momencie. A kto tak twierdzi? - wypalił Q, groźnie obnażając zęby mimo, że był o wiele mniejszy od Jamesa. Powiedzieli, że moje skany są doskonale czytelne, a nawet dostali obraz mojego mózgu podczas przemiany, więc jak oni, do jasnej ciasnej, nic nie wiedzą?! Pod koniec tej myśli Q poczuł, że jego oddech stał się szybszy i tak, wkraczał na terytorium ataku paniki. Po prostu nie mógł powstrzymać tej autodestrukcyjnej spirali, bo gdyby nie był słusznie zły, to kim by był?

Przestraszony nowymi emocjami, które przejęły nad nim kontrolę, Q warknął i odwrócił się, by rozpocząć kolejny cykl chodzenia. Tylko tym razem, gdy odwrócił się plecami do Jamesa, poczuł jak palce zaczepiają się o jego tors i ciągną go do tyłu w kierunku blond włosego młodzieńca. Wydając dźwięk oburzonej wściekłości, Q bezskutecznie próbował uzyskać przyczepność na podłodze, a potem telepata był w zasięgu jego pazurów.

— No chodź, Q, przestań się wiercić — powiedział James cierpliwym głosem, chociaż nie próbował powstrzymać Q, nawet gdy podniósł go za kark. Zwykle zrobienie mu tego było zarówno bardzo dziwne, jak i dziwnie uspokajające dla Q, ale teraz walczył z tymi wrażeniami z całej siły, pedałując łapami w powietrzu z imponującymi dźwiękami dochodzącymi z gardła. — Wiesz, że nie muszę być nawet telepatą, żeby wiedzieć, że przeklinasz — zauważył sucho James, przyglądając się Q, trzymając się ostrożnie poza zasięgiem jego łap.

Prawdopodobnie najgorsze było to, że twarz Bonda, z początkowo jedynie z uniesioną brwią, teraz przybrała nieco zbolały i pełen współczucia wyraz. Widoczna w tym uprzejmość groziła Q załamaniem oraz upadkiem tamy powstrzymującej jego smutek, zmieszanie i bezradność.

Dlatego kiedy Q robił co w swojej mocy, aby pozostać zrzędliwym i nieubłaganym, James skierował się do łóżka i usiadł na nim, chociaż w tym momencie jedynym, co zrobił, było podniesienie Q na poziom oczu i napotkanie jego wściekłego spojrzenia.

— Wiem, że jesteś teraz piekielnie sfrustrowany, ale pogodzisz się z tym — powiedział James stanowczo, ale spokojnie, jakby stwierdzając podstawowe fakty. Niebo było niebieskie, woda mokra, a gniew Q był autodestrukcyjny. Kiedy Q próbował machnąć łapą,  niebieskooki młodzieniec pokazał cześć swojego treningu MI6, ponieważ nie drgnął nawet wtedy, gdy wyciągnięte pazury Q minęły zaledwie o milimetry jego nos. Niezadowolony i odczuwający powoli zakłopotanie, Q schował pazury. — Teraz — ciągnął James, brzmiąc na niewzruszonego i cierpliwego pomimo wybryków Q. — Mówienie ci, żebyś się uspokoił, było głupie z mojej strony, przyznaję to, ale chcę pomóc się uspokoić, zanim dostaniesz kociego zawału serca, czy coś w tym rodzaju.

Narzekając pod nosem i myśląc z rozdrażnieniem, że wcale nie był tak zdenerwowany, Q spojrzał na swoje łapy, lekko je zginając. Jego wąsy drgnęły, ale nadal nie mógł przełknąć wszystkich uczuć, które w nim krążyły.

Może potrzebował małej pomocy.

Q na wiele małych sposobów wyczuł, że Bond rozluźnił się. Słyszał, jak wypuścił oddech, widział, jak linie jego ciała rozluźniły się na tyle, by było to subtelnie zauważalne, poczuł nawet ruch palców chwytających luźną skórę na jego karku. Kiedy Q spojrzał w górę zobaczył nawet coś w rodzaju zmęczonej ulgi, która na chwilę pojawiła się na twarzy Jamesa. Przypomniał sobie ponownie, że James wykazywał oznaki migreny i prawdopodobnie nadmiernie się wytężał, prowadząc teraz rozmowy ze swoim niewerbalnym towarzyszem. Gdy wstyd zaczął przeważać nad masą innych brzydkich uczuć Q, James nagle opuścił Q do końca na swoje kolana - ale zamiast puścić koci kark, obrócił nadgarstek tak, że Q znalazł się niespodziewanie na plecach. Przez chwilę zmiennokształtny był zbyt oszołomiony, by naprawdę ocenić sytuację.

— Pomogłeś uspokoić Aleka, więc teraz twoja kolej, dobrze? — powiedział James, trzymając Q za kark przez jeszcze kilka chwil, zanim puścił. Kiedy natychmiast próbował się przekręcić i przewrócić, będąc teraz głęboko zawstydzonym, a to uczucie było przeplatane z innymi emocjami, telepata powstrzymał go, chwytając go za przednie kończyny. — Uch, nie — zbeształ go James, a teraz Q spojrzał na niego z przekąsem. — Pozostań w miejscu. Prawie nie odpoczywasz w dobry dzień, a ja staram się ci pomóc.

Próbujesz pomóc, prawda? - Q odepchnął tę myśl jak najdobitniej, żeby ukryć, jak bardzo był niespokojny. Nie czuł się niekomfortowo sam w sobie, w rzeczywistości był całkiem ładnie rozłożony na nogach Bonda, jakby tam należał. Był jednak dotkliwie świadomy tego, jak niechroniony był jego brzuch i musiał sobie przypomnieć, że James nie miał zamiaru mu zaszkodzić. Po prostu nie mógł nic na to poradzić, że był teraz znacznie większy od Q.

Być może słysząc tę ostatnią niepewną myśl, wyraz twarzy Jamesa rozluźnił się lekko w krzywym uśmiechu. Wciąż trzymał przednie kończyny Q w dłoniach, ale poruszał kciukami, nieoczekiwanie ocierając opuszki łap Q, delikatnymi ruchami pasującym do jego zapewnienia:

— Wszystko w porządku, Q.

Jestem śmieszny, ot co.

— Cóż, czasami jesteś trochę śmieszny — przyznał James, uśmiechając się bardziej beztrosko. Q zdołał się zbliżyć do ludzkiego szyderstwa, odwracając wzrok. Potem spojrzał, gdy James przycisnął nieco mocniej kciukami jego łapy, sprawiając, że pazury Q magicznie pojawiły się. Małe, perłowe sierpy. — Po prostu nie przemieniaj się z powrotem, bo może to być niezręczne.

Przewracając oczami i bez przekonania kopiąc tylną, prawą łapą w nadgarstek Bonda, Q argumentował: Pamiętasz, że tak naprawdę nie jestem kotem? Dlatego to już jest  niezręczne.

— Niech więc tak nie będzie. Po prostu bądź trochę bardziej kotem — namawiał Bond. Nadal głównie chwytając przednie łapy Q, aby nie mógł się przewrócić na brzuch ani wywinąć, Bond wyprostował jeden palec, aby móc lekko szturchnąć Q pod brodę. Na początku Q odwrócił głowę, żeby sprzeciwić się temu, ale James zachęcał go: — Po prostu spróbuj przez chwilę. Nie mówię, że jest coś nie tak z tym, że czujesz się jak człowiek, nawet jeśli jesteś mały i pokryty futrem. — To ostatnie zdanie było tak głęboko pocieszające, że James musiał znowu przeczytać myśli Q, wyłapując niepewność niemalże przed tym, jak Q mógł ją poczuć. Q pozwolił sobie na lekkie rozluźnienie, umieszczając głowę w zasięgu lekko gładzącego go palca Bonda. Uśmiech Jamesa stał się szerszy, ale tym razem bez żartobliwej nuty. Po prostu wyglądał na zadowolonego. — Ale w tej chwili jesteś kotem i równie dobrze możesz się tym cieszyć.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić - zaprotestował Q, choć słabiej niż wcześniej. Nadal czuł się strasznie nieswojo, ale James nie tylko mocno go trzymał. Z uścisku, jak Q musiał przyznać, nie dało się wydostać, jednak Q uznał, że jest  całkiem przytulny. A wrażenie jakie odniósł po drapaniu go przez Bonda pod brodą było… miłe. Jeśli nie myślał o tym zbyt mocno.

Wciąż wychwytując myśli Q, James powiedział sympatycznie:

— W takim razie pomogę ci. Może to nawet będzie dla ciebie dobrą praktyka. Nie łączyć tak bardzo swojego ludzkiego ciała z kocim. Obiecuję, że nie zrobię niczego, co ci się nie spodoba.

Relaksując się coraz bardziej w cieple bijącym od odzianych w dżinsy ud Bonda, Q nie mógł nie przyznać, że James był naprawdę poważnym zagrożeniem, gdy był pomocny i rozsądny.

Po zachwyconym uśmieszku, który przemknął po twarzy Bonda, usłyszał tę myśl aż nazbyt wyraźnie. Niedokładnie stłumiony śmiech rozbrzmiał w tonie Jamesa, gdy puścił prawą przednią łapę Q, aby przesunął kciukiem w dół głowy Q.

— Obiecuję, że po tym, jak się zrelaksujesz, wrócę do swojego zwykłego, irracjonalnego ja. Wtedy będziesz rozsądniejszą osobą z nas dwóch.

W końcu poddając się temu pomysłowi, a przynajmniej akceptując, że to lepsze niż krążenie dookoła  miaucząc, Q zamknął oczy i przechylił głowę do tyłu, aby Bond mógł go łatwiej głaskać. Instynktownie rozszerzył wibrysy, a jego umysł odmalował bliskość dłoni Bonda, jako plamę koloru na wewnętrznej stronie jego zamkniętych powiek. Q wzdrygnął się, jak dziwny był dla niego ten zmysł, ale jak było to naturalne, gdy po prostu o tym nie myślał. Umowa - pomyślał, czując się, jakby po raz pierwszy skakał z trampoliny.

Na szczęście Bond już był w tym, czekając tylko na niego.

— Dobrze — mruknął James, bardziej cichym pomrukiem niż prawdziwym słowem.

Przestał gładzić bok gładkiej czaszki Q, a zamiast tego połaskotał tylko jednym palcem gęsty puch na jego policzku. To było dziwne… ale tylko dlatego, że ludzki Q uznałby to za dziwne. Powstrzymując tę myśl, Q wstrzymał na chwilę oddech, zdecydowany przyjąć to jako kot. Czy to było w porządku? Bond używał tylko koniuszków palców, aby wygładzić futro Q, od podstawy pyska, pod okiem i w kierunku jednego ucha. Tak, to było całkiem miłe. A kiedy Bond powtórzył to, było to całkiem uspokajające. Q bezmyślnie wygiął jedną łapę, która wciąż była w uścisku Bonda, a agent w szkoleniu puścił. Jego druga ręka powtórzyła to, co robiła pierwsza, udowadniając, że rzeczywiście słuchał upodobań i niechęci Q.

I tak po prostu siedzieli przez prawie godzinę, z Q zmieniającym się w płyn i prawie zapadającym się w dolinę między udami Bonda i Jamesem delikatnie masującym jego kocią twarz. Q w krótkim czasie musiał przyznać, że czuł się całkiem cudownie, kiedy Bond zakrył dłońmi jego uszy i potarł kciukami o ich podstawę, czasami gładząc policzki Q na tyle, by odciągnąć jego wargi od zębów. James zaśmiał się lekko, być może uznając za nieco zabawne obserwowanie, jak perłowe kły Q zostały ujawnione w udawanym warczeniu - nawet jak mruczenie wibrowało w klatce małego kota. James zaczął bardzo delikatnie głaskać pyszczek Q i był na tyle uważny, by wiedzieć, kiedy jego pieszczoty uszu Q zmieniły się z rozkosznych w zbyt szorstkie.

Q skończył z brodą wsunięta w klatkę piersiową, czując, jak futro prawdopodobnie sterczy mu wokół głowy z powodu elektrostatyczności wywołanej głaskaniem, i nie dbał o to.

— Proszę bardzo — zanucił bardzo cicho Bond, jakby Q spał i starał się go nie obudzić.

Q uniósł jedną powiekę, tylko po to, aby udowodnić, że był przytomny. Zobaczył Jamesa patrzącego na niego z uśmiechem, który można było opisać jedynie jako czuły i zadowolony. Ale również zmęczony.

Czując się prawie nieważki, jakby jego ciało było zbyt pełne obcych myśli, które teraz zniknęły - co sprawiło również, że jego umysł poczuł się niespodziewanie rześki i przytomny  - Q po raz pierwszy stał się uważny. James? - zapytał niepewnie w głowie, nie wiedząc, czy powinien się martwić.

Kąciki oczu i ust Bonda zacisnęły się, ale wydał z siebie:

—  Hmmm?

Był to dźwięk, który wskazywał, że słyszał. Q nie był tego  w stu procentach pewny, ale biorąc pod uwagę sposób, w jaki James na niego patrzył, to starszy chłopak miał trudności ze skupieniem się.

Q podniósł łapę, która do tej pory była przyciśnięta do jego klatki piersiowej, zwiotczała i bezwładna, i przycisnął ją do nadgarstka Bonda. Wszystko w porządku?

Pierwszą wskazówką, że telepatyczne łącze Bonda skończyło się, był fakt, że Bond odpowiedział tylko zmarszczeniem brwi. Potem jego wyraz twarzy stał się zdeterminowany, a dłonie, do tej pory luźno spoczywające obok głowy Q, napięły się. Wciąż bardzo ludzki umysł Q był w stanie natychmiast dodać dwa do dwóch i zdał sobie sprawę, że James samą determinacją próbuje ponownie uruchomić swoją telepatię. Jednak zamiast wychwycić zmartwione myśli Q, James nagle wzdrygnął się całym ciałem, wydając ostry dźwięk bólu, podrywając głowę, jakby cofając się od niechcianego dotyku.

— W porządku, okej, wszystko jest dobrze — powtórzył natychmiast Bond, po czym szybko przesunął rękę i przycisnął ją do klatki piersiowej Q, poprawnie zgadując, że Q natychmiast spróbuje się poderwać, by go sprawdzić. Szczerze mówiąc, Q poczuł, że prawie się zmienił, ale tym razem udało mu się zapanować nad impulsem, trzymając się swojej kociej postaci, pozwalając, by ręka Jamesa trzymała go na miejscu. Telepata zebrał się w sobie, unosząc wolną dłoń, by przez chwilę mocno przecierać oczy z pochyloną głową. Po chwili jasnowłosy chłopak wydał z siebie cichy jęk, który brzmiał boleśnie, ale potem podniósł głowę, otworzył oczy i odpowiedział czymś przypominającym jego zwykły, pewny siebie ton: — Wszystko w porządku, jestem tylko trochę… wyłączony. Wiesz, jaki jest mój dar. — Uśmiechnął się szybko i chociaż wyraźnie miało to być łobuzerskie i uspokajające, Q mógł przejrzeć ten uśmiech. Alec i James byli coraz lepsi w tworzeniu masek, ale Q nigdy nie potrzebował więcej niż sekundy, aby zobaczyć wady w ich przybranych pozach. — Obawiam się więc, że teraz cię nie słyszę. Ale z ostatniej myśli wnioskuję, że jesteś całkiem zrelaksowany. Mylę się?

Q skinął głową, dając widoczną odpowiedź, aby James nie próbował ponownie słuchać jego myśli, ponieważ Q wiedział, że to zrobi. Mimo tego, że MI6 myślało, że James może być trochę psychopatyczny, Q wiedział, że Bond troszczył się o właściwych ludzi. “Właściwi ludzie” to byli Alec i Q, według słów Aleca.

W tej chwili wydawało się, że Bond był zdeterminowany, aby ponownie skupić swoje wszelkie zmartwienia na obawach związanych z samopoczuciem Q, a zmiennokształtny kot, który mógł ponownie myśleć logiczne, a jego emocje wróciły do poziomu, z którym mógł sobie poradzić, przynajmniej na razie, nagle zdecydował, że na to nie pozwoli.

Pchając rękę Bonda wszystkimi czterema łapami, dopóki James jej nie uniósł, Q sięgnął po wcześniejsze doświadczenia. Mam zamiar się przemienić. I z powrotem przybrał swoją ludzką postać.

Szczerze mówiąc, bardzo zabawne było zobaczyć wyraz kompletnego szoku na twarzy Jamesa, kiedy nagle zamiast chudego kota miał na sobie całkiem ludzkiego nerda. Obecnie żaden z najlepszych przyjaciół Q nie był zbytnio zaskoczony, więc teraz rzadką gratką było, aby któryś z nich odczuwało to uczucie. Bond spojrzał na Q oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia, podczas gdy Q uparcie trzymał się jednej lekcji, którą właśnie ćwiczył. Nie myśl o tym, jak wstydliwe było, jako człowiek, siedzenie na kolanach przystojnego faceta. Nieustępliwie odmawiając zawstydzenia się, Q usiadł z nogami obejmującymi Bonda w talii i skrzyżował ręce, spoglądając w dół z, jak miał nadzieję, surowym spojrzeniem.

— Nadwyrężyłeś swój dar — oskarżył go.

Bond miał ręce na wpół uniesione, jakby obawiał się, że coś eksploduje, jeśli miałby czegokolwiek dotknąć. Zamrugał kilka razy, a potem przesunął językiem po wargach.

— Ummm… — zaczął z całkowitym brakiem swojego zwykłego sprytu, chociaż w końcu udało mu się go użyć. — Co sprawia, że tak myślisz?

— Dobry Boże, jesteś niemożliwy — prychnął Q, przewracając oczami.

James wydawał się powoli godzić ze zdziwieniem i chociaż napięcie wciąż było widoczne wokół jego oczu, wskazując na ból głowy, patrzył teraz w kierunku czubka głowy Q z figlarnym uśmiechem rosnącym na ustach. Ani potwierdzając ani nie zaprzeczając ocenie Q na jego temat, James zmienił główny punkt ich rozmowy:

— Q, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żebym powiedział, że twoje włosy w tej chwili… są raczej… spektakularne….

Teraz nadeszła kolej na Q, by jego myśli wykoleiły się i przez chwilę tylko wpatrywał się w Bonda, skonsternowany. Zdał sobie nagle sprawę, że przez ostatnią godzinę miał jego dłonie we włosach. Pospiesznie rozłożył ręce, unosząc dłonie, by poklepać się po głowie.

— Cholera — wymamrotał, częściowo zgorszony, a częściowo przerażony tym, jak bardzo sterczały jego włosy.

Czuł teraz, że James zaczyna się trząść pod nim ze śmiechu i zamiast odczuwać z tego powodu irytację, Q uznał, że nastrój był zaraźliwy. Kilka chwil później okazało się, że obaj  śmieją się tak mocno, że James musiał chwycić biodra Q, aby ten nie upadł, a zmiennokształtny oparł czoło na lewym ramieniu Jamesa tłumiąc śmiech w jego koszulce.

Kiedy śmiech ucichł, Q poczuł się bardziej komfortowo niż od czasu katastrofalnego pobytu w skrzydle medycznym w MI6. Niepokój wciąż dręczył go z tyłu jego głowy, ale był do opanowania - już nie autodestrukcyjny - i jakoś nawet ogromny wybuch śmiechu był oczyszczający.

— Dziękuję — mruknął Q z twarzą wciąż ukrytą na ramieniu Bonda.

— Hmmm — brzmiała łatwa, akceptująca odpowiedź Jamesa.

Jego kciuki w jakiś sposób wbiły się pod rąbek koszuli Q, ale powolne przesuwanie ich po skórze młodszego chłopaka, w tę i z powrotem i tak cały czas, metronomiczne oraz niezawodnie, było w jakiś sposób pocieszające, a nie zawstydzające. Q stwierdził, że dalej się odprężył.

— Naprawdę masz cholerną migrenę? — zapytał Q.

Odpowiedź Bonda wciąż była niewerbalna, ale tym razem znacznie mniej optymistyczna: niezadowolony jęk zawibrował nisko w jego gardle. Q prawie to poczuł. Było to jednak wyraźne jak głośne “tak”, choć potwierdzenie zostało udzielone raczej niechętnie. Q z oporem ześlizgnął się z kolan Bonda. Kiedy stanął stabilnie na podłodze, powiedział:

— Pójdę po środki przeciwbólowe. Światła zgaszone?

— Proszę.

Było to najbliższe przyznaniu się Jamesa do słabości, ale nadal sprawiło, że wnętrzności Q zatrzepotały z ciepłego uczucia, jakie go ogarnęło, ponieważ to było więcej niż James dał komukolwiek innemu (może oprócz Aleca). Zwykle nieugięty młodzieniec siedział tam, gdzie był, z rękami założonymi na kolanach i zamkniętymi oczami, podczas gdy Q wędrował po pokoju, aż znalazł butelkę paracetamolu, której szukał i wyłączył światła. Bond połknął bez popicia trochę więcej leków, niż było to zalecane, ale pomruk, który wydał z siebie po tym, był wyraźnie wdzięczny.

OoO

Kilka godzin później Alec wrócił do domu. Jego przygoda była udana i zabawna, pozostawiając pewną sprężystość w jego kroku. Planował w swoją opowieść dla współlokatora wymieszać pewną ilość kłopotów i zabawy na równi z wybuchami, które spowodował. Zamiast opowiadać o swoich działaniach zauważył, że w pokoju było ciemno i po cichym wejściu do środka odkrył, że jego podniecenie przeradza się w sympatię. Uśmiechnął się na widok nie tylko Jamesa, ale i Q przebywającego w pokoju, śpiących na łóżku. Nie był zaskoczony obecnością tego drugiego.

Jedyną niespodzianką było to, że Q miał kształt człowieka. Ponieważ Q zwykle dzielił z nimi posłanie tylko wtedy, gdy był malutkim sierściuchem. Alec przekrzywiał głowę pytająco, ale nie wydał żadnego dźwięku, żeby im przeszkadzać. Zamknął cicho drzwi. Zdjął buty.

Jedno niebieskie oko mogło się otworzyć, ale tylko wtedy, gdy Alec zmienił się w kruka i wylądował na łóżku obok łokcia Jamesa. Wyraźnie zmęczone oko, zamknęło się ponownie niemal natychmiast. James wiedział, że nic się nie stało, gdy tylko zobaczył cichą masę czarnych piór. Gdyby były jakieś kłopoty, Alec byłby głośniejszy.

Alec kręcił się wokół poduszki. Bond chrząknął z lekką irytacją, gdy skrzydło Aleca otarło się o czubek jego głowy. Telepata znów się uspokoił, gdy Alec przepraszająco musnął swoim dziobem skroń Bonda. Q wyglądał bardzo spokojnie, rozciągnięty prawie pod kątem prostym do ciała Bonda, ale z policzkiem na splocie słonecznym Jamesa i jedną ręką niedbale rozłożoną na poziomie jego pępka. Palce Bonda nadal były zatopione we włosach Q, jakby je przeczesywał, może prostując.

Najwygodniejsze miejsce znajdowało się między ramieniem a ciałem Bonda, ponieważ byłoby to nie tylko cudowne ciepłe miejsce dla kruka, który mógłby odpocząć, ale także umieściłoby Aleca w zasięgu Q. Nerd westchnął cicho przez sen, a Alec po cichu porządkował kępki jego włosów. Migrena Jamesa, napad wściekłości Q, a nawet nieustraszona przygoda Aleca - wszystko to zostało zapomniane w wygodnej ciszy.

Fin

Notka od tłumaczki: Ufff, skończyłam kolejną serię. Był to ostatni rozdział Trójka to grupa. Były to słodkie opowiadania, chociaż wielu z was dopatrywało się głębszej relacji między Jamesem a Q (nie martwcie się, ja również liczyłam na ich związek). Jak zawsze chciałam podziękować mojej becie Tazkiel, która ma ze mną wielką przeprawę, ale i tak sprawdza moje tłumaczenia i przenosi je na wyższy poziom. To dzięki niej macie opowiadania, które da się czytać. Jeszcze raz dzięki! I zapraszam w następnym roku do śledzenia 4 opowiadań, które będą regularnie się pojawiać.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 109 rozdziałów
Opublikowałam 16 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 10 opowiadań
Rozpoczęłam 5 nowych serii
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
 
[Skyfall][T][M] Jak uspokoić kota (Q)
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» [Skyfall][T][M] Jak wytrenować szpiegów
» [Skyfall][T][Z] Jak przetestować kwatermistrzów [3/3]
» [Skyfall][T][Z] Jak wychować zmiennokształtnych [2/2]
» [Skyfall][T][NZ] Psy stróżujące są wspaniałymi opiekunkami (13/33)
» [Skyfall] Jak przetrwać tydzień egzaminów

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Serial & Film & Adaptacje :: Ogólne :: +12-
Skocz do: