~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C]

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Salomanka
Team Villains
Team Villains
Salomanka


Female Wiek : 32
Skąd : Kołobrzeg
Liczba postów : 746
Rejestracja : 17/01/2015

[GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C] Empty
PisanieTemat: [GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C]   [GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C] EmptySob 21 Sie 2021, 01:13

Autor: Salomanka
Tytuł: Przyszłość
Beta: brak
Fandomy: Good Omens / Doctor WHO
Kanon: myślę, że tak
Pairing: IH, oczywiście
Długość: miniatura
Ostrzeżenia: maluteńki spoiler do Doctora Who, S02E01. Podkręciłam też tempo wydarzeń o kilka milionów lat :p
Nota: tekst pisany przy gorączce, ale lubię go i zamierzam się nim cieszyć nawet, jak wyzdrowieję Very Happy
Dedykacja: Fia., dla ciebie, bo tak dobrze rozumiesz piękno obu tych światów ^^



Przyszłość


Nazajutrz po Armageddonie, który szczęśliwie udało się w ostatniej chwili powstrzymać, pewien Demon wraz z niepewnym Aniołem rozpoczęli nowe życie. To znaczy życie mieli jedno, każdy własne, to samo od dnia stworzenia, ale teraz mogli żyć po swojemu, na dodatek razem.

Demon Crowley był tak przejęty możliwością robienia co tylko zechce, że zupełnie zapomniał udawać sen, Anioł Aziraphale natomiast udawał go aż nader gorliwie, przerażony możliwościami, które się przed nim otworzyły. On użyłby tutaj raczej słowa "obnażyły", uroczo się przy tym rumieniąc ze wstydu, jakby w ogóle nie dotyczyły go Rzeczy, które od wieków dzielił z Crowleyem, bratając się z nim.

Noc minęła im więc bardzo szybko, a od świtu rzucili się w wir pasjonujących ich zajęć; Anioł robił porządek w księgarni, zastanawiając się nad wykupieniem wakacji na typowo ludzki, powolny i zupełnie zwyczajny urlop, Demon spędził poranek na dokładnym i raczej czułym myciu swojego Bentleya, a popołudnie przesiedział w kinie, śmiejąc się ze starych filmów. Wieczorem wybrali się we dwóch do swojej ulubionej knajpki - stał się cud i objawił się wolny stolik - a jeszcze później pobratali się nieco tuż za drzwiami mieszkania Demona, i drugi raz już w jego łóżku. Zgodnie uznali, że takie życie zupełnie im odpowiada i cieszyli się na przyszłość nieskomplikowaną i całkowicie wolną od Niewysławialnych Planów.

Był dwudziesty pierwszy wiek; Ziemia w międzygalaktycznej klasyfikacji zajmowała dość niską pozycję, uchodząc za planetę zanieczyszczoną i skłonną do autodestrukcji. Kręciła się przyspieszając w tempie zbyt wolnym, by miało to budzić niepokój nawet wśród naukowców, znosiła ciężar decyzji o wycinaniu kolejnych hektarów lasów czy wybijaniu tych bardziej okazałych gatunków zwierząt, ogólnie jednak radziła sobie całkiem dobrze, a przynajmniej tak utrzymywali światowi przywódcy.

Demon co jakiś czas proszony był o konsultacje w Ostatnich Kręgach Piekieł, umacniając swoją pozycję głównego doradcy do spraw Ludzi na Ziemi. Zawsze służył Mrocznej Stronie zupełnie nieprzemyślaną radą, dobrze na tym wychodząc. Podsunął Książętom Ciemności między innymi wspaniały pomysł wprowadzenia globalnego, całkowicie darmowego dostępu do Internetu, a już w rok później opodatkował tę usługę, doprowadzając do bardzo satysfakcjonującego Belzebub przyrostu korzyści dla Tej Strony.

Druga Ta Strona, a przy takim nazewnictwie, jakim teraz posługiwali się Aziraphale i Crowley, aż śmiesznie łatwo można było je ze sobą pomylić, miała wobec Anioła o wiele mniejsze wymagania. Zadowalali się wysyłaniem mu grzecznościowego zaproszenia raz na kilka dziesięcioleci, uprzejmie dopytywali o sprawy na Ziemi i odsyłali bez wydawania się w i tak niepotrzebne im szczegóły. Obaj proszeni byli czasem o raport, zwykle po jakichś wyjątkowych okazjach, katastrofie naturalnej albo upadku Kościoła, dostrzeżeniu przez ludzi nadciągającego meteorytu czy też podczas cyklicznych imprez sportowych. Demon spisywał swoje spostrzeżenia kłamiąc jak najęty, Anioł kwiecistym stylem podkreślał zalety zaistniałych sytuacji, zręcznie unikając pisania niewygodnej często prawdy.

Szybko zrozumieli, że nie mogą liczyć na prawdziwą wolność od swoich dawnych pobratymców, jeśli zamierzają wciąż zamieszkiwać Ziemię. Wiele wieków szykowali się do podróży, wybierając zapomniane przez czas gwiazdy i planety, wiedząc, że razem daliby sobie radę wszędzie. Taka przygoda zbytnio przypominała im jednak ucieczkę, a oni nie chcieli rezygnować z tego, co zdołali przez tysiąclecia pokochać. Ich przywiązanie do Ziemii równe było miłości do siebie nawzajem, a prawo do przyznania tego miało smak zbyt słodki, by go odrzucić. Uznawszy, że podsyłanie raz na jakiś czas raportów, które i tak niewiele miały wspólnego z faktycznym stanem na Ziemi, to stosunkowo niska cena za tę pozorną co prawda, ale przyjemną wolność, wiedli życie starego, dobrego małżeństwa. Zajadali się ulubionymi potrawami, czytywali ukochane książki (Aziraphale) lub wyszukiwali kolejnych, muzycznych perełek (Crowley). Uważali, że urządzili się wprost doskonale, Bóg zapomniała o swoich planach, a może w ogóle zapomniała już o Ziemi, i nic złego wydarzyć się nie może.

Przeliczyli się jednak, i to srogo. Kiedy oni zajęci byli niespiesznym życiem, życie wokół nich zdecydowanie przyspieszyło. Ich Dawne Strony, ze spiskującymi w ukryciu Aniołami i Demonami knującymi całkiem jawnie, a także ta podstępna, zdradziecka Bóg, mieli swoje plany. Strony przyjęły widocznie, że dwóch starych oszustów, którzy już raz zlekceważyli tak piękny, przygotowywany przez tysiąclecia armageddon, nie musi nic wiedzieć o kolejnym, nie pofatygowali się więc, by ich wtajemniczyć w organizację następnej zagłady.

Czas mijał, ludzie korzystali z dobrodziejstw wytwarzanych przez siebie, ogłupiających technologii, podróżowali już nie tylko po świecie, ale i po kolejnych, coraz bardziej odległych galaktykach, a Anioł uczył się tańczyć. Demon od miliardów lat odmawiał choćby spróbowania sushi, przekonując się nareszcie do książek, a Słońce spalało się coraz szybciej, szykując się do wybuchu. Crowley zorientował się w sytuacji niemal w ostatniej chwili. Przypadkiem podsłuchał rozmowę Jakichś Ludzi o ostatecznej migracji i przenosinach na Nową Ziemię, bliźniaczą planetę w galaktyce M-87. Wrócił do domu, spojrzał na Anioła ponad swoimi okularami i oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu: "wyjeżdżamy". Spakowali się więc i ruszyli tam, gdzie większość ludzi, a kilka milionów lat później stara Ziemia, którą tak kochali, została spalona podczas eksplozji Słońca. Bóg pewnie przebierała nóżkami z radości. Belzebub wyraziła swą ekscytację jeszcze dosadniej, wręczając wielkie, pretensjonalne medale tym Demonom, którzy w czasie wybuchu przejęli kontrolę nad kilkoma turystycznymi statkami kosmicznymi i doprowadzili do katastrofy na gwiezdnej autostradzie.

Aziraphale i Crowley, nie odnajdując na Nowej Ziemi miasta ani tak tchnącego romantyzmem jak stary Paryż, stolica naleśników, ani równie co Londyn bliskiego ich nierównym gustom, zdecydowali się osiedlić w Nowym Nowym Jorku. Tym razem jednak pozwolili sobie na odrobinę szaleństwa, i zamiast zaszyć się w tym, co znajome i ukochane, zwiedzali miasto, poznając nowe zwyczaje i nie mogąc się nadziwić, jak wiele im umknęło, mimo iż od początku swojego istnienia mieszkali między ludźmi. Ci wyraźnie zmienili się, dojrzeli do swoistej ekstrawagancji, mając przy tym o wiele więcej szacunku do obcych im wcześniej zjawisk. Ogólnie jednak z każdym miliardem lat, jaki upłynął zupełnie nie wiadomo kiedy, przestali być istotami tak nieskomplikowanymi i niewinnymi, jak to sobie wyobrażali Demon wraz z Aniołem. Chociaż nigdy nie uskarżali się ani na brak towarzystwa, ani na nudę, zrozumieli, że ominęło ich coś bardzo ważnego.

Czynili sobie z tego powodu wymówki, uczciwie trzeba jednak przyznać, że nigdy nie oskarżali siebie nawzajem. Obaj brali całą winę na siebie, tłumaczyli się przed tym drugim, jakby chcieli przeprosić, i zachodzili w głowę jak to możliwe, że tak skopali jedyne zadanie, jakie im pozostawiono. Nowa Ziemia nie bardzo im się podoba, i byli zdania, że jeśli udało im się powstrzymać armageddon, daliby sobie radę i ze spaleniem się Słońca, gdyby tylko je wcześniej zauważyli.

To Aziraphale był tym, który zaproponował, by znaleźli sobie jakieś zajęcie wymagające częstszego obcowania z ludźmi, odwołując się przy tym dobrej i miłej natury Demona, chociaż ten takowej zdecydowanie nie posiadał. Anioł widział ich w roli bezinteresownych dobroczyńców, najlepiej lekarzy, mając do nich doskonale skrywaną słabość. W tajemnicy przed Crowleyem uważał osoby tej profesji za najbliższe Aniołom, tych utopijnych i bezwzględnie pozytywnych, nie prawdziwych. Demon wzbraniał się jednak przed zostaniem doktorem. Miał co prawda pewne doświadczenie w tej kwestii, w końcu raz odebrał nawet dziecko. To znaczy przekazał je tylko, ale na terenie szpitala, więc zdecydowanie liczyło się to jako odbyta praktyka lekarska. Z dziwną pokorą przystał jednak na pomysł Aziraphale'a, tłumacząc sobie, że nic nie zmusza go do faktycznej pomocy. Wystarczy, że w stylowym fartuchu będzie przechadzał się po oddziałach i odstraszał pomniejsze Demony zainteresowane przejęciem kontroli nad jednostkami gotowymi zwątpić w boskie miłosierdzie w obliczu nieuleczalnych chorób.

Odnaleźli wysoki gmach opatrzony zielonym półksiężycem, nowym symbolem medycyny. Potrzebowali cudu, by przyjęto ich do pracy, nawet jeśli zgłaszali się tylko w charakterze wolontariuszy. Siostry z Zakonu Miłosierdzia, kocice zarządzające szpitalem, zgodziły się ostatecznie wciągnąć ich na oddział 26. Później dowiedzieli się, że jest to piętro beznadziejnych przypadków, poziom dla pacjentów, których uleczenie wydawało się zupełnie niemożliwe.

Aziraphale przywdziewał strój przypominający zakonny habit i ruszał na obchód, ocierając spocone czoła, podając wodę spragnionym i odmawiając słowa starych modlitw z potrzebującymi pociechy. Crowley przeciwnie, zbuntował się przeciwko mundurkowi, włóczył się po głównym hallu i narzekał na brak sklepiku przy wejściu. Kiedy już trafiał na właściwy poziom, zamiast zabrać się do pracy, ucinał sobie pogawędki z pacjentami. Do kocich siostrzyczek nie miał zaufania, a to ludzie potrzebujący pomocy mieli być ich nowym projektem badawczym. Przyjaciółmi, mówiąc językiem Anioła.

Spodobał mu się zwłaszcza jeden, chociaż mając na uwadze poczucie estetyki Demona, postać zwana Twarzą z Boe wyglądała najmniej pociągająco. Crowley długo zdobywał zaufanie tej telepatycznej wielkiej głowy, niechętnej do rozmów z niegodnymi dostąpienia tego zaszczytu. Demon próbował różnych sztuczek, trochę z ciekawości, trochę dla wprawy, upewniając się, przy nie stracił swojego dawnego talentu do kuszenia. Twarz z Boe dał się zjednać nie osobistym urokiem czy talentem do konwersji, ale odnalezieniem łączącej ich nici - obaj byli starzy. Okropnie, nieprzeciętnie starzy. Pamiętali Ziemię z pięćdziesiątego pierwszego wieku, a dzięki nieprawdopodobnym podróżom, które przez lata odbywał Twarz z Boe, pamiętał on także i wcześniejsze czasy. Crowley spotkał się już oczywiście z opowieściami o podróżach w czasie, ale odrzucał je jako sprzeczne z naukami Bóg. Im dłużej jednak słuchał nowo poznanego osobnika, tym bardziej nie mógł się samemu sobie nadziwić, ile w nim jeszcze zostało wiary do Najwyższej.

Twarz z Boe, ogromna głowa zamknięta w słoiku, skrywał wiele tajemnic, ale szczęśliwie dla zafascynowanego Demona gotów był podzielić się większością z nich. Godzinami rozprawiali o Ziemi, jakby była ich dawną, utraconą przyjaciółką, i to Twarz miał co do ludzi ciekawsze spostrzeżenia i zabawniejsze  anegdoty, niż Crowley stworzony po to, by im towarzyszyć. Niechętnie mówił o sobie, ale Demon nigdy nie zwątpił w szczerość jego słów dotyczących innych - błyskotliwe opowieści wpisywały się w to, co stanowiło fundamenty wiedzy Crowley'a, jego własną, traktowaną z nonszalancją moralność i podszytą ckliwością ironię względem ludzkich przywar i słabości.

Okazało się, że mieli wielu wspólnych znajomych, wybitnych twórców sztuki, którzy nawet żyjąc tylko kilka dekad, trwale zapisali się w historii ludzkości, tworząc nieśmiertelne, wyraziste dzieła o przekazie dostatecznie uniwersalnym, by miały zostać zapamiętane na wieczność. O wieczności także rozmawiali, latach należących już do przeszłości i rzeczach, których nadejście jest nieuniknione, a także o Dzisiaj, tym mgnieniu zamykającym w sobie cały wszechświat.

Pewnego dnia Crowley przyprowadził ze sobą Aziraphale'a. Twarz z Boe nazywał już swoim przyjacielem, zakładając, że porozumienie jakie osiągnęli na telepatycznych pogawędkach pozwala mu na podobną zażyłość. Anioł zdążył się już wiele nasłuchać na temat głowy pływającej w słoju i wtłaczającej innym swoje myśli. Mimo entuzjazmu Crowley'a, sam nastawiony był raczej sceptycznie. Uważał, że powinni raczej zajmować się wszystkimi potrzebującymi, zamiast poświęcać się jednej osobie, czy też raczej samotnej głowie. Szybko zmienił zdanie, olśniony intelektem i manierami Twarzy z Boe. Tak, bywał czasem obcesowy albo oschły, ale przez większość czasu zachwycał posiadaną wiedzą, talentem do snucia opowieści i doskonałą znajomością ludzkiej natury. Anioł szybko zrozumiał, że Twarz miał coś, czego jemu i Demonowi zawsze będzie brakowało - cierpliwość.

Żył niemal tak samo długo, jak oni dwaj - cóż bowiem znaczy różnica kilku tysięcy lat, gdy ma się przed sobą życie wieczne - a wiedział i doświadczył znacznie więcej. Demon mógł stworzyć gwiazdy i planety, ale to Twarz z Boe na nich bywał, mieszkał tam i Przeżywał Przygody. Crowley'a i Aziraphale'a w pewnym momencie dopadła stagnacja, zachwyt codziennością wolną od obowiązku spowiadania się z dokonań służących obojętnym im celom. Anioł czytał o wielkich wyczynach, znał na pamięć autobiografie wielkich podróżników, twórców i działaczy społecznych, filozofów i artystów, ale były to tylko słowa. Wzniosłe, brzmiące dumnie i podniośle, ale w gruncie rzeczy zupełnie mu obce. Im dłużej słuchali Twarzy, tym wyraźniej dostrzegali, że żaden z nich nie przysłużył się specjalnie ludzkości, i chociaż oni pamiętali całe wieki istnienia Ziemi, nikt z żyjących już ludzi nie miał żadnych wspomnień, które by coś dla nich znaczyły. Rozminęli się, odrzucili Bóg, Mroczną i Jasną stronę, i to było dla nich dobre, ale po drodze utracili też ludzi, a to było już niedopuszczalne.

Po pewnym czasie Demon przestał udawać, że przychodzi do szpitala w jakimkolwiek innym celu niż spotkanie z przyjacielem, Anioł także zrezygnował z fartucha i tak potrzebnych mu wcześniej dzbanka wody i naręcza świeżych ręczników. Ramię w ramię wchodzili do budynku, windą wjeżdżali na 26 poziom i szli prosto do Twarzy, na długie godziny zagłębiając się w jego opowieści. Czuli się tak, jakby ich nauczał, wykładał prostą religię wszechświata, ale bez kazań, zasad i zakazów, a raczej poprzez ukazywanie trudów, jakie ludzkość pokonała, by przetrwać, wyrzeczeń, na jakie się zdobyli i osiągnięć możliwych tylko dzięki ich ogromnej determinacji w walce o przetrwanie na tym kapryśnym świecie. Nie było tam słowa o Bóg czy wierze, chyba że wiarą Twarzy z Boe był tajemniczy Doktor, który raz po raz ratował ludzkość, będąc jak cień nieuchwytny i zupełnie niedostrzegalny.

To Aziraphale był tym, który odważył się zapytać Twarz, dlaczego jest on pacjentem, i to na oddziale beznadziejnych przypadków. Twarz z Boe rozchylił lekko swoje ogromne, ciężkie powieki i wyznał, że czeka na Doktora; wezwał go, będąc niemal gotowym do dalszej drogi. Nie wytłumaczył swoich słów, ale następnego dnia, gdy Anioł i Demon podeszli pod szpital, dowiedzieli się, że cały personel został aresztowany, a na wolność wypuszczono setki, tysiące niepodlegających klasyfikacji istot ludzkich, więzionych dotąd w charakterze królików doświadczalnych.

Niecierpliwie czekali na możliwość wejścia na teren szpitala, dowiadywali się o stan pozostawionych w ośrodku pacjentów, zwłaszcza Twarzy. Nieudzielano informacji, mieszkańcy Nowego Nowego Jorku w ogóle sprawiali wrażenie całkiem przytłoczonych wydarzeniami, jakie miały miejsce w szpitalu, gdy już pierwsze wieści zaczęły przeciekać do medialnej chmury danych. W końcu dowiedzieli się jedynie tyle, że w dniu, kiedy szpital wstrzymał swą pracę, a z klatek uwolniło się pokaźne grono istot nie mających pojęcia o życiu poza więzieniem, Twarz z Boe zniknął, ruszając w dalszą drogę. Udało im się tylko przechwycić jeszcze plotkę o tym, jak Doktor pojawił się i uratował wszystkich obecnych tamtego dnia w szpitalu, ale nie dowiedzieli się niczego więcej.

Crowley był trochę rozczarowany niemożnością pożegnania się z Twarzą. Był gotów podziękować mu za wszystkie opowieści i całą mądrość, jaką im podarował, Anioł podejrzewał jednak, że Twarz o tym wiedział. I jak zwykle to Aziraphale miał pomysł na to, co powinni dalej robić, a Demon uznał ten plan za znakomity i bez protestów na niego przystał.

W ten sposób Anioł i Demon, dwie istoty wysłane na Ziemię, by chronić lub kusić ludzkość w oczekiwaniu na armageddon, pokrzyżowawszy pierwotny, Niewysławialny Plan i żyjący sobie dalej jak gdyby nigdy nic, kolejny raz wyłamały się pokładanym w nich niegdyś oczekiwaniom.

- Pamiętasz kiedy ostatnio proszono cię o jakiś raport? - rzucił kiedyś Crowley, i naprawdę jest to jedyna kwestia dialogowa w tym tekście, bo Aziraphale'a tylko pokręcił odmownie głową.

Tym, co robili później, i już nigdy nie przestali, była pomoc okazywana wszystkim, którzy wyrwali się z klatek doświadczalnych szpitala na Nowej Ziemi. Ci ludzie, twory wykreowane, by cierpieć, nie zaznawszy nigdy światła dnia, słodyczy, radości i powabu pierwszej miłości, potrzebowały ich bardziej, niż egoistyczni nieraz i zadufani w sobie ludzie. A gdy pierwsze pokolenia Nowych Ludzi przeminęły, następne wciąż pamiętały o swoim Aniele, który tracił czasem wiarę, i o Demonie, który nigdy nie zatracił swojej.

Wierzyli w przyszłość.


***
Powrót do góry Go down
Fia.
Team Villains
Team Villains
Fia.


Female Wiek : 33
Skąd : Poznań
Liczba postów : 410
Rejestracja : 23/12/2014

[GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C] Empty
PisanieTemat: Re: [GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C]   [GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C] EmptySob 21 Sie 2021, 01:13

Ojej. Naprawdę ten teks jest dla mnie? Dziękuję! <3 To taki miód na moje schorowane serduszko...

Tekst w gruncie rzeczy spokojny i wyważony, pozwalający dryfować pomiędzy oboma fandomami swobodnie i zaglądać do obu. Genialne posunięcie, które wysłało Anioła i Demona na Nową Ziemię - biorąc pod uwagę stagnację, którą opisujesz, to faktycznie gdyby nie ta podsłuchana rozmowa, mogliby się nie zorientować, że im planeta pada. A z drugiej strony - co to za radocha zniszczyć planetę, na której nie ma już ludzi?

Twarz z Boe - to jest dla mnie generalnie najbardziej enigmatyczna postać z DW, szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę pewną kwestię z serialu i to, kto przyznał się, że nią kiedyś był... Mam wrażenie, że Twarz mógłby być - i jest - swoistym mędrcem, nauczycielem... To, co podoba mi się w Twoim tekście to to, jak ostatecznie zawiązała się ta dziwna przyjaźń między Twarzą a IH. I podoba mi się to odniesienie do przygód. Anioł może i o nich czytał i je zna, ale to Twarz je przeżył.

Podoba mi się też zakończenie - to, jaki cel w końcu obrali sobie Anioł i Demon i co postanowili robić. Bo w zasadzie - w DH chyba nie ma informacji na temat tego, co stało się ostatecznie z tymi humanoidami, prawda? A jeśli jest to sobie zapomniałam, i mi z tym dobrze.

Jeśli chciałabym wrzucać tutaj ulubione cytaty, skopiowałabym lwią część tekstu, ale jedno muszę.
Cytat :
A gdy pierwsze pokolenia Nowych Ludzi przeminęły, następne wciąż pamiętały o swoim Aniele, który tracił czasem wiarę, i o Demonie, który nigdy nie zatracił swojej.
Kocham to podsumowanie chłopaków. Idealnie trafia...

No ja nie mam słów do Ciebie, masz talent i dziel się nim z nami!

Weny, niech zawsze Ci sprzyja,
Fia.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

[GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C] 185163a92861cff084f0f519850b7927a8896c81_hq

Powrót do góry Go down
 
[GO/Doctor Who][mM] Przyszłość [A/C]
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» [Doctor Who][mM] Dalek
» [Doctor Who][D] Cztery
» [Doctor Who][mM] Przeznaczenie ludu Gallifrey
» [Doctor Who][D] Stuk stuk

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Yaoi/Slash :: +12-
Skocz do: