Fandom/Fandomy: Sherlock BBC
Autor/autorzy: Ja, czyli Fantasmagoria.
Beta/bety: Olgie. <3
Pairing: sugerowany przez autorkę Johnlock bardziej widoczny w innych częściach serii
Gatunek: humor?
N/A: Jest to pierwsza część serii "Jedzeniowej", nie trzeba ich czytać chronologicznie lub nawet wszystkich razem, zwyczajnie teksty będą się odnosić do dziwactw związanych z odżywianiem się przez naszych panów
. Cała seria dla Wirki/przez Wirkę, soł wszystko przez nią i jej rosół! Tym razem jednak nie o rosole, a o słodyczach... nie przedłużając, zapraszam!
Dedykuję tekst oczywiście Olgie. i Tony., ku fluffowemu jutru, czy coś tam...
Jelly beans
Johna uznawano za człowieka, który akceptował dziwactwa ludzi bez względu na to, jakiego kalibru by one nie były. Skoro sam potrafił wyspać się jedynie wtedy, gdy materac pod prześcieradłem miał wysypany piaskiem (nawyk z wojny w Afganistanie) to kimże on był, żeby osądzać?
Nie sprawiało to jednak, że nie istniały takie cudaczności, które potrafiły wprowadzić go w konsternację i których, mimo usilnych chęci, pojąć nie mógł.
— Czy mógłbyś mi wyjaśnić, co ty właściwie robisz? — zapytał Sherlocka, który z koncentracją godną wyższej sprawy już od dobrych piętnastu minut układał jelly beans w jednokolorowe stosy.
Holmes spojrzał na niego wzrokiem, który jasno i wyraźnie komunikował, jak wysoko w skali idiotyzmu mieściło się to pytanie.
— Układam jelly beans w jednokolorowe stosy — stwierdził krótko, unosząc brew.
— Tak, tak, widzę mądralo — wymamrotał Watson i niezrażenie kontynuował. — Chciałbym tylko wiedzieć: po co?
— Żeby były w jednokolorowych stosach — odpowiedział detektyw, ciągle używając tego samego tonu.
— Ha, ha. — John zaklaskał w udawanym aplauzie. — Po co mają być w jednokolorowych stosach?
Przez chwilę miał wrażenie, że detektyw, tylko po to by go jeszcze bardziej wnerwić odpowie coś w stylu: „żeby były”. A wtedy prawdopodobnie by go czymś trzasnął. Jednakże Sherlock jedynie westchnął i odłożywszy ostatnią z fasolek z paczki na czerwoną kupkę, skupił całą swą uwagę na nim.
— Dlatego że mają różne smaki? — podsunął, biorąc do ust kilka niebieskich fasolek z kupki w tym samym kolorze.
— No... taka jest ich idea? — odpowiedział niepewnie doktor, jeszcze bardziej się gubiąc. — Czemu ktokolwiek miałby chcieć, by były w jednym smaku?
— Może dlatego, że jeśli zjesz najpierw truskawkową, a później rybną gwarantuje ci to szybki bieg do łazienki? — odpowiedział pytaniem Sherlock.
— No tak, to ma sens, ale... — Watson podrapał się po głowie. — W stosie czerwonych masz zarówno truskawkowe, jak i te o smaku pomidora. Twoim zdaniem to się nie gryzie?
— Oczywiście, że nie — odpowiedział zdziwionym tonem Holmes, marszcząc brwi. — Pomidor doskonale smakuje z truskawkami, przeciwieństwie do pomidora z kiwi. Albo truskawek z kiwi, fuj. Kiwi jest zielone.
John przez chwilę patrzył na Sherlocka ogłupiałym wzrokiem, w ogóle nie pojmując logiki jego wywodu.
— I?
— Zielony i czerwony razem smakują ohydnie.
— Bo... czerwony i zielony smakują razem ohydnie? — powtórzył Watson.
— Dokładnie — odrzekł Holmes, kiwając głową i sięgając do żółtej kupki, nucąc coś, co brzmiało jak przerobiona na "fasolkową" wersję piosenka Jacksona "Billie Jean"*. John już któryś raz w przeciągu tego miesiąca zaczął zastanawiać się, kogo on właściwie poślubił.
~*~*~*~*~**~*~**~*~*~*~*~
Przerobiona na fasolkową wersję wzięła się z tego, że piosenka ta wkręciła mi się przy czytaniu strasznie, ale zaczęłam to nucić jako "Jelly Bean it's not my colour", i nie mogłam się powstrzymać przed wstawieniem tego tutaj
.