~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5)

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5) Empty
PisanieTemat: [Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5)   [Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5) EmptyNie 25 Lut 2024, 14:49

Tytuł: Mam ciebie dość
Oryginalny tytuł: I'm Sick Of You
Autor: Cogni_Diss
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam
Link: https://archiveofourown.org/works/38645970/chapters/96612738

Mam ciebie dość

Rozdział 1: Jęczenie do mojego ucha

Świat Yuji’ego stanął w płomieniach.


Płonął jasno w szeregu kolorów, których chłopiec nigdy nie uważał za możliwe. Zamknięcie oczu nie zrobiło nic, by chronić jego zmysły od ataku obrazów. Nieokrzesane iskry leciały wzdłuż rozbłysków słonecznych zbyt dużych, by określić ich kształt. Otaczające go uderzenia energii nakładały się na siebie, tworząc ciągle zmieniający się obraz, który Yuji dawno zrezygnować z utożsamiania z rzeczami, które znał.

Ale stosy płonęły najjaśniej.

Humanoidalne w swoim kształcie i rozrzucone po całym kampusie. Nie miało znaczenia, w którą stronę zwrócił się Yuji, ponieważ jego zdolność postrzegania ich wykraczała poza zdolność widzenia jego fizycznego ciała.

Ta kakofonia chaotycznej energii pochłonęła zmysły Yuji’ego, brutalnie pulsując w jego umyśle przez dowolne dostępne ujście. Jego oczy nie mogły tego znieść. Przeciążone paraliżującą ilością bodźców wzrokowych. Wiedział, że jego ciało nie radziło sobie lepiej, jego skóra piekła od płomieni, gdy gorące powietrze buchało tuż przed jego twarzą.

W każdym znaczeniu tego słowa, Yuji uważał, że się dusił. Nie z powodu kogoś, ale czegoś. Energia wokół niego zamknęła się, zmuszając jego ciało, by skuliło się mocniej, niż robiło to wcześniej, aby uciec przed nieskrępowanym szaleństwem wokół niego.

Bachor.

— Su… Suku…na!

Głos przekleństwa rozbrzmiał w uszach Yuji’ego, zmuszając jego ręce do przebicia się przez zmęczenie i chwycenie się za nie w daremnym wysiłku, by uciszyć głos, który tylko sprawiał mu więcej bólu.

Jesteś śmieciem. Katastrofą. Kompletnym żartem.

Yuji, który zwykle odpierał nonszalanckie obelgi, nie mógł zebrać energii, by się kłócić.

Zwłaszcza, gdy Sukuna miał rację.

Zniewaga klątwy sprawiło, że świadomość Yuji’ego co do jego obecnego stanu wysunęła się na pierwszy plan. Lód, który nie dawał wytchnienia, przeciął jego skórę. Jego odsłonięte ramiona krzyczały nawet po tym, jak Yuji wymachiwał nimi w poszukiwaniu pościeli, zatapiając palce głęboko w materiał, ciasno owijający jego ramiona, aby chronić się przed chłodnym nocnym powietrzem. Jego głowa była wciśnięta w jedną poduszkę, która pozostała na łóżku. Reszta rozsypała się wokół, gdy rzucał się za każdym razem, gdy ta plaga otaczających go świateł wyrywała go z jego azylu w postaci snu.

Ruch był udręką. Yuji zmusił swoje płuca do dalszej pracy, gdy kaszlał, oczyszczając gardło, tylko po to, by zacisnęło się, aby przełknąć żółć wydobywającą się z jego niespokojnego żołądka.

— Cho… chory. — Yuji wykrztusił słabo, drżąc pod swoim źle zbudowanym kokonem.

Chory nie było wystarczająco dokładnym określeniem, by opisać to, czego doświadczał, ale otwieranie ust, by coś powiedzieć, było tak samo złe, jak słyszenie tego. Dźwięk wciąż odbijał się echem w jego czaszce.

Chory? Naczynie Ryomen Sukuny nie choruje.

— Ból… Prawdopodobnie umie… umieram.

O tak. Jakie to opisowe! Z pewnością to wszystko wyjaśnia!

Yuji jęknął z powodu własnej niezdolności do komunikowania się, wykorzystując swoją frustrację do próby poruszania się, rezygnując z perspektywy przetrwania tego, cokolwiek to było. Jeśli nie była to choroba, to przypuszczalnie był pod wpływem klątwy lub jakiegoś następstwa trucizny z powodu jego rzekomej niemożności śmierci.

Próba, niestety, była odpowiednim słowem.

Jego ciało ważyło więcej, niż pamiętał. Stos niewidzialnych cegieł przyczepionych do jego ramion sprawił, że drżały zanim mógł usiąść prosto. Rezultatem była bezceremonialne powalenie się na prawy bok, gdy jego ramiona nie wytrzymały jego ciężaru i teraz były rozciągnięte wzdłuż jego ciała.

To było żałosne. Najwyraźniej nie nadajesz się do ruchu, chociaż wyobrażam sobie, że patrzenie, jak upadasz na podłogę, byłoby bardziej zabawne. Co po tym spodziewałeś się osiągnąć?

Głośny syk wydobył się z ust Yuji’ego z powodu jego piekących mięśni.

— I… Ieiri… — wyszeptał nastolatek, wyobrażając sobie słodkie uwolnienie od bólu po aktywacji jej techniki klątwy.

Wyśniona błogość Yuji’ego była krótkotrwała, gdy przypomniał sobie o długiej wędrówce, jaką zajęłoby mu dotarcie do budynku, w którym mieszkała. Potem było pytanie, czy nie spała o tej bezbożnej godzinie. Zniszczyło to nadzieje na udanie się do niej bezpośrednio, pozostawiając albo poleganie na Fushiguro, którego będzie musiał obudzić, albo na jego senseiu, o którym Yuji był przekonany, że nigdy nie spał.

Jedno i drugie rozwiązanie wymagałoby nawiązania kontaktu.

Dobrowolne pozbawiania się tlenu z płuc podczas krzyku, dopóki Fushiguro go nie usłyszy, nie wchodziło w rachubę. Nawet jeśli Yuji nie był na to zbyt słaby, stres wywoływany szeptem wystarczył, by powstrzymać go przed wypowiedzeniem większej liczby słów, niż musiał. Alternatywną opcją było odnalezienie telefonu i wezwanie pomocy.

Gdzie go znowu zostawiłem?

Yuji kręcił się na ślepo, nie otwierając oczu, kiedy przesuwał dłonią po materacu, jakby robił anioła w śniegu. Przed snem rzucił go w pobliżu poduszki, więc powinien być gdzieś tutaj…

Jaką śmieszną rzecz teraz robisz?

Dlaczego Sukunę obchodziło, co robił? Czy ta cholerna klątwa nie mogła zostawić go w spokoju? Z tego, co wiedział Yuji, to Sukuna mógł być odpowiedzialny za ten nieznośny stan, w jakim się znajdował. Do diabła, nastolatek posunąłby się do stwierdzenia, że klątwa prawdopodobnie cieszyła się jego cierpieniem.

— Telefon. Za… zadzwonię do sen… shiguro. — Te dwa słowa przypadkowo połączyły się, ale Yuji założył, że klątwa była na tyle sprytna, że domyślała się, co miał na myśli.

Żadna z jego dłoni nie natrafiła na nic, co przypominałoby komórkę. Najwięcej, co udało mu się osiągnąć, było uderzenie lewą ręką w ramę łóżka. Możliwe, że to cholerne urządzenie leżało gdzieś na podłodze i jeśli Yuji nie planował stoczyć się całkowicie, równie dobrze mógł pogodzić ze stratą komórki na ten moment.

Cholera.

Racja. Powodzenia z tym.

— Dupek.

Yuji skrzywił się z powodu ataku światła, które mocno wpływało na migrenę, która wzięła w imadło jego głowę. Nastolatek wzdrygnął się w odpowiedzi, oddychając głęboko walcząc z bólem, gdy każde uderzenie serca odbierało mu zdrowie psychiczne. Krzyki byłyby oczyszczające, ale udało mu się wydobyć tylko najcichsze jęki.

To było za dużo. Z wiele. Zbyt…

Nie mogę już tego oglądać — prychnął Sukuna. — Co sprawia, że jesteś taki nie do zniesienia?

Yuji był zaskoczony tym pytaniem, niepewny, dlaczego klątwa miałaby się tym przejmować. Odkładając na bok głębsze znaczenie tego, nastolatek był zbyt wyczerpany, by zawracać sobie głowę unikaniem pytania, choćby po to, by zaspokoić zainteresowanie Sukuny, by znów się zamknął.

— Za… za dużo światła.

Jakiego światła? Jest tu ciemno jak w głębokiej jaskini, idioto… — Sukuna urwał swoją wypowiedź, milcząc przez chwilę, by pomyśleć. — Opisz to.

— Boli… Wszędzie.

Nie to… Powiedz mi, jak wygląda to światło. Jestem pewien, że jesteś więcej niż zdolny do wykonania czegoś tak prostego.

To była najbliższa rzecz do komplementu, jaką Yuji usłyszał od klątwy.

Yuji otworzył oczy, pozwalając, by przed jego oczami pojawił się najmniejszy fragment otaczającej go sceny. Proces ten trwał nie więcej niż kilka sekund, znacznie dłużej niż to, czego potrzebował, by ponownie zasłonić oczy poduszką, którą przycisnął do twarzy. Nie zablokowało to nadmiaru bodźców wizualnych, które wciąż otrzymywał.

— To… Wszystko. To… za dużo kolorów. Wszystko inne. Pokój wygląda, jakby został podpalony, ale nie czuję żadnego dymu… To…

Co widzisz, kiedy odwracasz się w stronę pokoju Megumi?

— Co…? — Yuji nie musiał odwracać głowy, żeby odpowiedzieć, ale i tak wytężył się, by spojrzeć na ścianę, która dzieliła ich sypialnie. — Cholera. Jest taki jasny, jaśniejsze niż wszystko inne w pobliżu… Nie mogę tego znieść… Nie mogę…

W porządku! Przenieś swoją uwagę gdzie indziej, na kurwy nędzy! — Głos Sukuny sprawił, że Yuji odruchowo przekręcił się na drugi bok, jęcząc na nagły ruch swojego ciała. Jego głowa obracała się w kółko, aby ponownie skalibrować się do nowej pozycji, w której się znajdował. — Myślę, że domyślam się, co na ciebie wpływa.

— I?

Wyczuwasz przeklętą energię. Zatrważającą ilość. Bez wątpienia zdolność została pobudzona przez zjedzenie ostatniego palca.

— Czyli to twoja wina, że umieram?

Przywołanie wspomnienia Fushiguro podającego Yuji’emu palec Sukuny i tego jak wspomniana klątwa pochłonęła go bez jego zgody, tylko utwierdziło ten fakt.

Ból nie ustąpił, kiedy wrócił do szkoły. Podczas jazdy do domu czuł się po prostu tak, jakby ktoś walił go młotkiem po głowie, ale w tamtym czasie było to tak nieważne, że Yuji to zlekceważył. Dopiero, gdy ból nasilił się i stracił przez to zmysł wzroku, pożałował, że nic wcześniej nie powiedział.

Nie umierasz. Nie zadałem sobie trudu wskrzeszenia cię tylko po to, żebyś znowu umarł. Konsumujesz części mnie. W konsekwencji moja moc i zdolności w naturalny sposób przenikają do ciebie. Chociaż nie spodziewałem się, że tak szybko staniesz się wrażliwy na przeklętą energię. Przynajmniej teraz mi uwierzysz, kiedy powiem, że ledwo zacząłeś rozumieć jej niuanse.

— Świetnie.

Przynajmniej, jeśli i tak miałoby się to stać wcześniej czy później, lepiej że zdarzyło się to między misjami niż w ogniu bitwy. To jednak w najmniejszym stopniu nie rozwiązało problemu Yuji’ego.

— Mam… utknąć tak na zawsze?

Yuji nie mógł sobie wyobrazić, jak wykonuje poranną rutynę, nie mówiąc już o prowadzeniu walki.

Przyzwyczaisz się.

— Jak długo to zajmie?

Niecierpliwy, czyż nie? — Sukuna nie mylił się. Cierpliwość, jaką posiadał Yuji, opuściła go, zanim jego ciało padło bez życia na materac. — To nie jest umiejętność, którą możesz po prostu wyłączyć w dowolnym czasie.

Co oznaczało, że Yuji będzie musiał wyszkolić się w tym. Doskonalić tą umiejętność, tak jak zrobił to ze wszystkimi innymi rzeczami. Wspaniała myśl, która normalnie by go pobudziła do działania i zacząłby pracować w pośpiechu nad osiągnięciem celu nawet w dziwnych godzinach, takich jak ta, gdyby jego ciało nie zrezygnowało z perspektywy ponownej próby ruchu. Bez względu na to, jak to wyglądało, będzie musiał to znosić do rana.

Po prostu świetnie.

— Boli — mruknął Yuji, po raz kolejny oddychając głęboko przez ból. Jego płuca robiły, co mogły, ale jak da sobie z tym radę, kiedy w końcu zemdleje z powodu stresu związanego z tym wszystkim? Na pewno wkrótce to się stanie… — Czy nie możesz… czegoś zrobić? To twoja wina…

A dlaczego miałbym być skłonny ci pomóc? Co będę z tego mieć?

Zawsze był jakiś haczyk.

— Jestem zbyt zmęczony, by o tym myśleć. — Bawienie w tę grę dawania i brania w jego stanie było tylko proszeniem się o kłopoty. — Po prostu się zamknij, jeśli nie chcesz pomóc. Pogarszasz sytuację.

Ty bezczelny… pilnuj swojego języka!

— Pro… proszę, po prostu przestań. — Yuji wrócił do zakrywania uszu, wbijając paznokcie w skórę. Jednak jego wysiłki nie uciszyły głosu klątwy w jego głowie. — Miej litość.

Litość? Śmiesz prosić mnie o litość?

Jego błąd.

Yuji modlił się, by egocentryczna klątwa poszła wkurzyć się gdzieś indziej i po prostu zostawiła go, by cierpiał w spokoju.

Kiedy nastolatek pogodził się ze swoim losem, materac - Yuji był pewien, że jego skóra przylgnęła do niego w stanie przegrzania - zniknął bez ostrzeżenia. Podobnie jak jego poduszka i prześcieradło, które rozpłynęły się pod jego uściskiem, gdy wszedł w stan przyprawiającego o mdłości swobodnego spadania. Jego żołądek przewrócił się dwa razy bardziej niż jego ciało, grożąc wyrzuceniem swojej zawartości po uderzeniu w powierzchnię wody czekającej pod nim. Biorąc pod uwagę odległość, jaką miał do pokonania, uważał się za szczęściarza, że żadna z jego kości nie roztrzaskała się podczas uderzenia.

Chłód wody po początkowym szoku, który przeszedł przez organizm Yuji’ego, był… na swój sposób dziwnie orzeźwiający. Prawie połowa jego ciała została wystawiona na działanie łagodnych fal, które przepływały obok, aby powrócić do niesamowitego spokoju. Obszar, w którym to uczucie zdominowało jego zmysły, blokowało wiele drobnych bólów, którym był wcześniej poddawany. Jego rozgrzane ciało tego potrzebowało, sprzeciwiało się jedynie instynktownym reakcją, które pojawiły się wraz z przyzwyczajeniem do nowych bodźców.

— Jesteś naprawdę cholernie irytujący, wiesz o tym? Bo nie sądzę, żebyś był tego świadomy.

Leżąc na brzuchu, Yuji wyciągnął szyję do tyłu z brodą działającą jako wsparcie w kierunku głosu Sukuny, teraz rezonującego wokół niego, a nie z głębi jego podświadomości.

Klątwa stała przed nim z rękami skrzyżowanymi pod kimonem.

— Przepraszam. — Głos Yuji’ego zniekształcał się pod wodą, ponieważ nie zadał sobie trudu, by odchylić głowę dalej. Próba zaprzeczenia była bezcelowa.

— Powinieneś — skarcił Sukuna. — Pospiesz się i odpowiedz mi, jak się czujesz w tym momencie?

Jak się czuł…? Yuji zamrugał, wciąż nie mogąc w pełni otworzyć oczu, ponieważ otaczająca go przeklęta energia była tak jasna jak wcześniej.

Wszystko nadal było… intensywne. Apodyktyczne. Jednak obecność Sukuny nie była taka, jak oczekiwał Yuji. Założył, że patrzenie na niego będzie takie same jak patrzenie na Fushiguro. Źródło przeklętej energii z pewnością oślepiłaby go z tak bliskiej odległości.

Zamiast tego obecność klątwy wtopiła się w resztę jego domeny. To miało sens. Domeny były przedłużeniem tych, którzy je stworzyli, i jak to wcześniej wyjaśnił Sukuna, obecność Yuji’ego tutaj była jak przebywanie w samym umyśle klątwy. To uświadomienie wpłynęło na drugą obserwację nastolatka: otaczająca go przeklęta energia była z natury jednolita. Pulsowała w przewidywalny sposób, do którego powoli się przyzwyczajał, nawet jeśli każdy skok przeklętej energii Sukuny wciąż powodował spory dyskomfort.

Umysł Yuji’ego był w stanie odprężyć się na tyle, że nawet słowa, które wymienili między sobą, nie spowodowały natychmiastowego krzyku nastolatka i daremnego unikania.

Dlaczego Sukuna miałby to dla niego zrobić?

— Lepiej. Chyba. Nie jest tak źle jak wcześniej. Wciąż boli.

— Dobrze. Może w końcu przestaniesz o tym nieustannie jęczeć i zostawisz mnie w spokoju. Twój niekończący się bełkot myśli jest znośny tylko wtedy, gdy śpisz.

Racja. Oczywiście. To było dla jego korzyści.

Yuji nie mógł nic na to poradzić, że rozbawiło go własne rozumowanie. Jakby Sukuna zrobił cokolwiek z dobroci serca. Klątwa nie posiadała serca. Z pewnością można było zaufać temu założeniu. Gdyby Sukuna  je miał, to wyrzuciłby je przy pierwszej nadarzającej się okazji, wraz z wszelkimi “irytującymi” ludzkimi emocjami, które się z tym wiązały.

Boże, Yuji był taki zmęczony.

Wciągnięcie w domenę Sukuny było dalekie od lekarstwa na wszystkie problemy nastolatka. Nie mając energii do ruchu, Yuji pozwolił, by jego mięśnie zwiotczały na ziemi. Z twarzą częściowo zanurzoną w wodzie, odwróconą na bok na tyle, by nie utonąć i nie obudzić się z powrotem na zewnątrz.

— Masz zamiar leżeć tak całą noc? — Yuji poczuł, jak Sukuna szturchnął go ostro stopą w bok, krytykując go za wybór łóżka. — Czy można być jeszcze bardziej żałosnym? To obraźliwie, gdy widzę, jak moje naczynie zachowuje się w ten sposób.

— Prawdopodobnie. — Yuji ziewnął, krztusząc się i plując wodą, którą głupio wciągnął.

Jego umysł nie połączył kropek dotyczących jego obecnego stanu i działań, służąc jedynie do udowodnienia, że klątwa miała rację.

Wyczerpane westchnienie poprzedziło jawne rozczarowanie Sukuny.

— Jesteś beznadziejny.

Zanim Yuji zdążył nawet zebrać się na odpowiedź, dwie pary rąk chwyciły jego wiotkie ciało. W ciągu kilku sekund został obrócony, z głową przerzuconą przez ramię podtrzymujące jego ramiona, podczas gdy jego ręce zwisały poza zasięgiem wody.

Fakt, że Sukuna go niósł, nawet nie zarejestrował się w umyśle Yuji’ego, dopóki moment nie dobiegł końca. Klątwa wykonała wszystkie trzy kroki, zanim obaj skierowali się w wybranym przez niego kierunku, a kulminacją tego wszystkiego było to, że Sukuna upuścił Yuji’ego bez ostrzeżenia na łóżko podobne do jego własnego.

Tylko że to było bardziej miękkie.

I miało większą ilość poduszek.

Prawdopodobnie również więcej koców, gdyby nastolatek zadał sobie trud otwarcia oczu i sprawdzenia.

Od kiedy Sukuna ma łóżko w tym miejscu? Yuji próbował wyobrazić sobie, gdzie mógł to znaleźć. Być może zostało wyczarowane przez kaprys klątwy. A może świątynia, którą widział tylko przelotnie, zawierała odpowiedź, chociaż pytanie o to nie było dla Yuji’ego priorytetem.

Podsumowując, Yuji był śmiertelnie zmęczony. W tej chwili nie tonął w wodzie ani nie krzyczał z bólu. Rujnowanie tego przez kwestionowanie pierwszej dobrej rzeczy, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w tej domenie, która wcześniej budziła tylko strach, nie było warte zachodu.

— Jeszcze nie otrzymałem podziękowania za moją hojność, bachorze.

Sukuna - naturalnie - wciąż był obecny, jak zwykle spoglądając w dół z protekcjonalnym grymasem.

— Dzięki, Suku… — Reszta imienia Sukuny była ledwie słyszalna, nikła w poczuciu względnego spokoju, jakim został obdarzony.

— Nie wspominaj o tym. Kiedykolwiek. Albo zabiję cię po raz drugi.

Coś ciężkiego - kto inny jak nie Sukuna? - położyło się na łóżko obok niego, potrząsając wszystkim wokół, gdy klątwa ułożyła w jego pobliżu. Przestrzeń łóżka była wystarczająco duża, aby pomieścić ich oboje bez konieczności zbliżania się, ale Yuji nadal odczuwał niewielki rumieniec, który oblał jego twarz na całkowite niedowierzanie na sytuację, w której się znalazł.

Obwiniając swoją gorączkę za wywołanie tak dziwnej fantazji, Yuji zakopał się głębiej w najbliższą poduszką, nucąc leniwie, zgadzając się z wolą klątwy. W końcu jego teoria mogła być błędna.


Tak jakby ktoś i tak uwierzył Yuji’emu, gdyby powiedział, że Sukuna miał swoją łagodną stronę.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1136
Rejestracja : 16/01/2015

[Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5) Empty
PisanieTemat: Re: [Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5)   [Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5) EmptyNie 24 Mar 2024, 09:28

Rozdział 2: W moich ramionach

Sen, jak go tradycyjnie nazywano, był pojęciem ludzkim.

Aby zamknąć oczy i zrelaksować ciało, umysł wkraczał w coraz głębsze etapy nieświadomości, aż w końcu odbijał się rykoszetem, tuż poza zasięgiem rzeczywistości. Przez cały ten czas w mózgu uruchamiały się nerwy, tworząc szeroką gamę skojarzeń, których kulminacją było zbiorowe doświadczenie powszechnie określane jako śnienie.

Sukuna nie spał ani nie śnił.

Być może kiedyś tak było, kiedy jeszcze uważano go za człowieka, ale wspomnienia z epoki, która dawno minęła, były wyblakłe i pełne sprzeczności. Nie warte już energii, którą trzeba byłoby użyć na przeglądanie ich wszystkich. Sukuna po prostu przyznał, że był zaznajomiony z takimi ludzkimi doświadczeniami, ale jedynie ze zrozumieniem na poziomie powierzchniowym.

To dlatego Sukuna nie widział większego sensu zamykać oczu w swojej domenie. Można powiedzieć, że klątwa była już w swoim umyśle. Nie było metaforycznego wyłącznika prowadzącego do tego świata, do którego można by się wycofać głębiej. Zamknięcie oczu spowodowałoby jedynie zasłonięcie jego pola widzenia czarną zasłoną, a czas i tak płynął tak samo jak zawsze, gdy nie miał nic do roboty poza obserwowaniem wydarzeń na świecie tuż poza jego zasięgiem.

Było zatem zrozumiałe, że kiedy Sukuna otworzył oczy i znalazł się w niepewnej sytuacji, której nie był winien, klątwa była już na krawędzi nerwów.

Teraz, leżąc na boku, ramiona Sukuny obejmowały zwinięte w kłębek ciało swojego naczynia, przylegające do jego brzucha. Klątwa nie pamiętała, żeby położyli się w tej pozycji. Jego pierwszą reakcją było odepchnięcie bachora - dobrze wymierzony kopniak załatwiłby sprawę - i zbesztania go za to, że ośmielił się podejść tak blisko bez pozwolenia, ale Sukuna nie zrobił tego, gdy zdał sobie sprawę, że to nie Yuji się poruszył. To był Sukuna. Jego naczynie było zbyt wyczerpane, by nawet pomyśleć o próbie czegoś takiego. Wciąż znajdował się w tej samej pozycji, w której kilka chwil wcześniej zostawił go, gdy stracił przytomność.

A może było to bliżej paru godzin?

Sukuna mógł przypuszczać, że brakujący przedział czasowy pomiędzy momentem, w którym początkowo się położył, a momentem w którym bachor zbliżył się do niego musiał być znaczny biorąc pod uwagę, jak jego własne ciało czuło się w obecnym stanie.

Wygodnie.

To nie było całkowicie dokładnie. Nie było żadnego dyskomfortu, ale Sukuna był pewien, że sugerowanie, że znalazł choć odrobiny przyjemności w posiadaniu naczynia przy sobie w ten sposób, było trochę naciągane. Choć było jasne, że Yuji tego nie zainicjował, jego naczynie nadal było częściowo winne, biorąc pod uwagę, że to przeklęta energia Sukuny wciąż ciasno była owinięta wokół jego ludzkiej duszy, a ciało Sukuny jedynie ją naśladowało.

A skoro mowa o tym bachorze…

Yuji nie próbował się poruszyć, nie mówiąc już o reakcji na nagłe ruchy Sukuny, gdy klątwa oceniała ich położenie. Urywany oddech wydobywający się z ust chłopca wzbudził podejrzenia Sukuny, czy przypadkiem nie spał, ale po dalszej inspekcji klątwa stwierdziła, że jego naczynie spało głęboko. Jedyna różnica polegała teraz na tym, że zamiast koca to rękawy kimona Sukuny były trzymane mocno przez ręce jego naczynia i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie zostaną puszczone.

Choć było to irytujące, oderwanie palców Yuji’ego wiązało się z ryzykiem jego przebudzenia, a duma Sukuny nie chciała pozwolić na wyjaśnianie tej nietypowo swojskiej sceny. Ta, która ostatecznie trwała dalej, gdy Sukuna wyciągnął rękę, by dotknąć czoła Yuji’ego, coraz bardziej zaniepokojony faktem, że gorączka jego naczynia nie ustąpiła w ciągu nocy. Klątwa nie była pewna, czy też się pogorszyła, ale biorąc pod uwagę, że Yuji nie wydawał zbyt wiele hałasu poza subtelnym łapaniem powietrza, interwencja Sukuny musiała zrobić coś dobrego. Nawet jeśli to rozwiązanie było tylko tymczasowe.

Klątwa nie spodziewała się, że Yuji tak szybko rozwinie w sobie tak ostrą świadomość przeklętej energii, ani nie spodziewał się, że pojawi się ona tak nagle, że ciało jego naczynia nie będzie w stanie sobie z tym poradzić. Stres związany z tym wszystkim był przyczyną tej “choroby”. na którą narażony był Yuji, co oznaczało, że wyleczenie objawów fizycznych zapewni ulgę jedynie na krótki czas do momentu, aż bachor nabierze wprawy w filtrowaniu niepotrzebnych informacji przepływających przez jego zmysły.

Nie żeby marnował siły na wyleczenie bachora… Winił go za to! Tak jakby Sukuna chciał spędzić czas ze swoim naczyniem przytulającym się do niego jak drżący szczeniak! Jedyną pociechą w tym wszystkim było to, że Yuji w końcu się uspokoił. Jego emocje przestały niepokoić Sukunę, klątwa w końcu mogła usłyszeć jego myśli z jasnością, której tak bardzo mu brakowało.

Teraz, gdyby tylko mogło tak pozostać.

Był zdecydowanie najbardziej sprawiającym problemem naczyniem, z jakim można było mieć do czynienia. Obejmowało to wszystkie klątwy, które pojawiły się w ciągu ostatniego tysiąclecia i które próbowały użyć jego palców do uzyskania osobistej władzy.

Znacząca zmiana przeklętej energii świata zewnętrznego wzbudziła zainteresowanie Sukuny. Klątwa skierowała głowę w stronę sufitu, dostrajając się do zmysłów swojego naczynia w samą porę, aby usłyszeć, jak drzwi do pokoju Yuji’ego otwierały się powoli, jakby intruz wierzył, że był subtelny, gdy zdradzała go jego własna przeklęta energia.


Fushiguro Megumi.


Musiał być ranek, skoro Megumi był już na nogach. Działał jak w zegarku, wstając codziennie o tej samej porze, odkąd wprowadzili się do pokoju obok. Nie było wiadomo, dlaczego był w sypialni Yuji’ego, ale biorąc pod uwagę okoliczności, Sukuna podejrzewał, że Megumi wyczuł, że coś nie tak było z jego tak zwanym “przyjacielem”.

— Itadori, naprawdę cały czas śpisz…?

Szept Megumi rozniósł się po pokoju, po którym nastąpiły zaniepokojone kroki. Zatrzymały się mniej więcej w połowie drogi między drzwiami a łóżkiem Yuji’ego. Przekleństwo zostało wymówione pod nosem przez Megumi’ego, który cofnął się, dzwoniąc cicho z komórki, którą trzymał w dłoni.

Nie trzeba było zbytnio dostrajać się do przeklętej energii, aby wyczuć zaborczą obecność Sukuna nad Yuji’m. Energia klątwy była niewątpliwa. Po czasie spędzonym razem w domenie, jak to mogłoby nie być? Jednak ta cecha jeszcze bardziej skomplikowała sprawę, gdy na scenie pojawiła się Megumi z osobą, którą wezwał.

Sukuna nie musiał zgadywać, żeby domyślić się, kto to mógł być. Sukinsyn był już na korytarzu, zanim Megumi zdążył w ogóle zakończyć rozmowę.

— Twój wspaniały sensei jest tutaj, aby ci pomóc! Co wydaje się być problemem?

W swojej domenie Sukuna przewrócił się na plecy, wyciszając obu czarowników, wydając z siebie głośny i przeciągły jęk. Zastanawianie się nad kolejnym ruchem okazało się kłopotliwe, nawet jeśli odpowiedź powinna być oczywista.

Szczerze mówiąc, Sukuna powinna po prostu pozwolić temu bachorowi zająć się tą dwójką i mieć to już za sobą. Martwili się o Yuji’ego i na pierwszy rzut oka to opcja wydawała się najłatwiejsza, dopóki Sukuna nie zdał sobie sprawy, jaki powstałby przez to bałagan. Jeśli Megumi byłby dla Yuji’ego jak patrzenie w płomienie, z pewnością Gojo byłby pełnym słońcem. Wypuszczenie bachora spod bariery spowodowałoby tylko ból i wywołałoby wrzask oraz rzucanie się wokół. Nie zapominając o marudzeniu.

Może gdyby Sukunie udało się zmusić ich do zniknięcia na krótki czas, udałoby mu się obudzić swoje naczynie i znaleźć sposób, aby dostosować go do swoich wymagań, aby jego zmysły nie reagowały tak gwałtownie. Ale nawet to wydawało się zbyt kłopotliwe.

— Czy podszedłeś i potwierdziłeś to?

— Nie! Dlatego do ciebie zadzwoniłem!

— Odsuń się więc, drogi Megumi i pozwól mi się tym zająć!

Takie ukradkowe rozmowy nie miały sensu, jeśli były bliskie krzyku. To cud, że same ich głosy nie obudziły bachora, ale Gojo już wykonał kolejny krok i podszedł bliżej, by obserwować jego śpiące naczynie.

— Hej, Yuji. Czy wszystko w porządku? Chcesz dołączyć do nas w świecie żywych?

Dłoń zawisła nad ramieniem Yuji’ego, jakby grożąc, że potrząśnie nim, aby go obudzić, jeśli mężczyzna nie otrzyma żadnej odpowiedzi.

Sukuna ponownie spojrzał na bachora, mrużąc oczy na nagły dreszcz, który przeszedł przez ciało jego naczynia, sprawiając, że wtulił się mocniej w ramię Sukuny. To było równie urocze, co żałosne. Nieprzyzwoite! Gdyby ktoś odważył się podjąć próbę takiego lekceważącego zachowania, gdy Sukuna był w pełni mocy, odebrałby mu kończyny i obmył się w ich krwi na kpinę ich głupoty, ale to…

Pieprzyć to. Najwyraźniej wszystko się zmieniło.

Kiedy Sukuna sfałszował wiążącą przysięgę między sobą a swoim naczyniem, nie miał na myśli takiej sytuacji, aby ją wykorzystać.


Nie waż się.


Przejęcie ciała Yuji’ego różniło się od jego poprzednich doświadczeń. Chociaż Sukuna nie miał problemów z wyczuwaniem przeklętej energii - jego prawdziwa postać została z niej stworzona - resztkowe skutki niezdolności Yuji’ego do jej przetworzenia utrzymywały się jako wszechobecny letarg. Sukuna męczył się bardzo szybko, co zmusiło go do włożenia sporego wysiłku, aby zachować czujność, gdy leżał tyłem do nacierających czarowników, a obsceniczny pióropusz siwych włosów Gojo znajdował się na skraju jego pola widzenia.

— Och, czy to widzicie? To Sukuna! — Sztuczne zaskoczenie rozbrzmiało w pokoju, jakby ten mężczyzna nie spodziewał się tego.

Natomiast wcześniejsze wątpienie nastolatka stojącego za nim stało się jeszcze bardziej oczywiste, gdy szok wykrzywił twarz Megumi’ego. W jednej chwili chłopak odskoczył, trzymając jedną rękę na drugiej, przywołując swojego psa w wirze cienia. Choć zabawne było widzieć go tak chętnego do walki, uwaga Sukuny została ponownie przeniesiona na Gojo, który pochylił przerywając ich linię wzroku, aby mieć pewność, że nie zostanie zignorowany.

— Ale szukałem Yuji’ego. Dlaczego więc nie będziesz taki miły i nie zamienisz się z nim miejscami? To byłoby naprawdę fajne. Dzięki!

Czy ten człowiek naprawdę wierzył, że jego przyprawiający o mdłości uśmiech i nonszalancka wdzięczność wystarczyły, by wpłynąć na umysł Sukuny?

— Nie.

— Czemu nie?

To dręczenie nie miało się skończyć.

Sukuna, pomimo niechętnego ciała naczynia, podciągnął się i stanął bezpośrednio twarzą w twarz z Gojo. Kołdra, którą Yuji tak desperacko się trzymał, zsunęła się z jego ramion, gdy klątwa rozciągnęła jego szyję z kliknięciem, gromiąc spojrzeniem stojącego przed nim mężczyznę.

— Ponieważ tak powiedziałem. — Pies u boku nastolatka warknął, ukazując swoje długie kły, niezadowolony z jego odpowiedzi. — Kontroluj swojego kundla, Megumi. Nie chciałbym, żebyś tak szybko stracił kolejnego ze swoich cienie. Wiem, że najbardziej lubisz psy.

— Jakby cię to obchodziło! Nie wiem, jaki jest twój cel, ale już się zabawiłeś. —- Megumi uniósł pięści, przygotowując się do walki, nie zważając na ograniczoną przestrzeń, którą dzielili. — Teraz się wycofaj.

Zadziorny.

Zapanowała atmosfera pewności, jakiej wcześniej nie było. Megumi stał się silniejszy od ich ostatniej walki, ale jeśli myślał, że te ulepszenia były czymś, czym można było się pochwalić, jeśli chodziło o dopasowanie sile klątwy, był głupcem. Osłabione naczynie czy nie, Sukuna nie będzie przyjmował od nikogo rozkazów…

Sukuna złapał się za czoło, gdy bez żadnego ostrzeżenia puls energii wstrząsnął jego kontrolą nad naczyniem od środka. Nie był za to odpowiedzialny Yuji, gdyż wciąż był przytulony do echa duszy Sukuny, która wciąż pozostawała w jego domenie. Nie, był to okres, w którym wiążąca przysięga dobiegała końca. Jedna minuta była niewystarczająca. Sukuna został wyrzucony z miejsca kierowcy i powrócił do swojej świątyni. Zmuszony do szybkiego myślenia, klątwa ponownie wypowiedziała słowo rozkazu swojej przysięgi, odkrywając, że jedynym czynnikiem kontrolującym czas pomiędzy użyciem była jego własna szybkość reakcji. Choć wydawało się, że nadal będzie musiał przejść przez proces utraty kontroli, aby ją odzyskać, zamiast utrzymać jedną, nieprzerwaną sesję.

Osobom z zewnątrz wydawało się, że Sukuna po prostu zmagał się z silnym bólem głowy. Starał się utrzymać pozory i otrząsnął się z chwilowej utraty kontroli na tyle spokojnie, by uniknąć jakikolwiek wiary w tej dwójce, że ich Yuji powrócił. Jego naczynie zostało stłumione jedynie przez samą przysięgę. Wszelkie wysiłki Sukuny w przeciwnym razie zakończyłyby się niepowodzeniem, mimo że Yuji był w tak skompromitowanym stanie.

Jakimś cudem ten bachor wciąż był pełen niespodzianek.

— Nie wyglądasz zbytnio dobrze, Sukuna. — Gdyby okoliczności byłyby inne, Sukuna nie zawahałby się walną pięścią Gojo w szczękę. — Coś się stało…?

Sukuna pozwolił na tę drwinę u czarownika, ponieważ nie znał odpowiedniej odpowiedzi. Gojo był spostrzegawczy. Klątwa musiała przyznać przynajmniej tyle, ale potwierdzenie jakichkolwiek podejrzeń, jakie mógł mieć mężczyzna, w żadnym wypadku nie było mądrą decyzją. Wiążąca przysięga, która sprawiła, że Sukuna wskrzesił swoje naczynie, nie miała być powszechnie znana, a to mijało się z celem. Okłamywanie czarodzieja w związku z próbą przejęcia władzy przez Yuji’ego nie wyszłoby mu na dobre. Sugerowanie, że bachor stracił kontrolę, zaszkodziłoby jego pozycji wśród ludzi, którzy grożą mu egzekucją w każdej chwili, a przy jego obecnym stanie ich zdolność do obrony była ograniczona.

Niby byłoby to niemożliwe, ale szanse nie były tak pewne, jak wolałby Sukuna.

I w ten sposób klątwa milczała.

Gojo przechylił głowę, kiwając głową i wydając nieustanne buczenie, które wskazywało, że coś było przetwarzane w mózgu czarownika. Następnie mężczyzna zwrócił się do swojego ucznia, podejmując decyzję.

— Megumi, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę w spokoju?

Zostawić się z nim sam na sam?!

Nastolatek nie był zachwycony prośbą swojego nauczyciela, podobnie jak Sukuna, tylko z tego jednego powodu, że z tej dwójki Gojo nigdy nie byłby pierwszym wyborem klątwy, aby utknąć w jednym pokoju. Jednakże zgodzenie się z tym, co zaplanował Gojo, mogło okazać się lepszą opcją, więc Sukuna nadal milczał.

— To nie potrwa długo, obiecuję! Jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, ty i twoi shikigami możecie poczekać za drzwiami. Tylko nie wracaj, dopóki ci nie pozwolę. Rozumiesz?

Megumi, najwyraźniej chcąc dalej protestować, zrobił jednak to, co mu kazano i opuścił pokój. Zarówno on, jak i jego kundel stali tuż za drzwiami z zamiarem oparcia się o przeciwległą ścianę i kontynuowania obserwacji przebiegu ich rozmowy, zanim Gojo kopniakiem zamknął drzwi oddzielając ich. Nawet przy ich nowo nabytej prywatności, wrogie spojrzenie Megumi było wyczuwalne, przebijające się przez cienki kawałek drewna, które stanowiły sztuczkę Gojo w ochronie go.

Sukuna śledził ruchy Gojo po pokoju, podchodząc do krzesła przy biurku swojego naczynia i przesuwając go obok łóżka. Obracając je, Gojo usiadł na nim tyłem, kładąc ramiona na oparciu krzesła, aby oprzeć na nich podbródek, okazując tę samą troskę, jaką zawsze okazywał sprawom związanych z Sukuną.

Absolutnie żadną.

— Teraz kiedy jesteśmy tylko my, może powiesz mi, co jest nie tak z tobą i Yuji?

— Nic mi nie jest! — Nie była to do końca prawda, ale skoro wszystkie problemy Sukuny wynikały z powodu tego bachora, sprawiedliwe było, aby winę wzięło na siebie jego naczynie.

Ale coś jest nie tak z Yuji? — Gojo uśmiechnął się. — Prawidłowo? Mam rację, czyż nie?

Odsuwając na dalszy plan polegający na oderwania sobie uszu lub całkowitym wycofaniu się z powrotem do swojej domeny, modląc się, aby mężczyzna nie mógł za nim podążyć, Sukuna pozostał w obecności czarownika, aby zakończyć ten bałagan. Gojo, choć klątwa go nienawidziła, był zainteresowany przetrwaniem jego naczynia tak samo jak Sukuna. Co oznaczało, że choć Sukuna mógł sobie z tym poradzić sam, ten człowiek miał więcej cierpliwości niż on mógłby mieć w stosunku do wybryków bachora, co czyniło tę okazję doskonałą do zrzucenia odpowiedzialności na Gojo, pod warunkiem, że zostanie to zrobione prawidłowo.

— Bachor jest chory…

—… myślałem, że Yuji nie może zachorować.

Jeśli nie będziesz mi przerywać, to wyjaśnię. — Sukuna przesunął dłońmi po twarzy. Po co zawracać sobie głowę szukaniem odpowiedzi, skoro nie pozwalał mu dokończyć wypowiedzi?! — Ciało mojego naczynia nie reaguje dobrze na jego nagłą zwiększoną zdolność wyczuwania przeklętej energii. Przytłoczyło go to zeszłej nocy i nadal będzie go przytłaczać, dopóki sam nie wymyśli, jak sobie z tym poradzić. Wasza dwójka, która tu stoi, jest dla niego zbyt intensywna, aby mógł sam sobie z tym poradzić.

— A próba wykorzystania tej sytuacji nie wychodzi tak, jak myślałeś?

Dopóki nie był dostrojony do ich przysięgi, Sukuna pozwalał czarownikowi wierzyć, w co chciał na temat motywów klątwy.

— To pętla sprzężenia zwrotnego. Nawet w obecnej sytuacji stres związany z tym wszystkim nadal wpływa na ciało fizyczne bachora. Objawy są dla mnie niewielkie, ponieważ mogę je stosunkowo łatwo zwalczyć, ale gdybyśmy mieli się zmienić, prawdopodobnie by padł. To byłoby denerwujące.

— To nie dobrze. Nie chcielibyśmy denerwować Króla Przekleństw, czyż nie?

Sukuna ponownie poczuł przyciąganie ich wiążącej przysięgi, odciągając go od rozmowy z czarownikiem i z powrotem do jego domeny, a jego naczynie dalej w ogóle nie zauważyło tego wszystkiego. Klątwa miała ochotę obudzić teraz bachora i zażądać nowej przysięgi, jeśli to będzie się powtarzać, ale biorąc pod uwagę przebieg rozmowy, być może Sukuna będzie miał szczęście i szybko zakończy tę sprawę.

Niestety, gdy Sukuna ponownie przejął kontrolę usłyszał pytanie Gojo:

— Czy to Yuji próbuje skontaktować się ze swoim senseiem?

Oczywiście Gojo nie pozwolił, aby te małe pęknięcia minęły niezauważalnie.

— Nie. A nawet gdyby tak było, biorąc pod uwagę wzrost twojej energii, oślepiłbyś go, gdyby przejął z powrotem ciało. Twoja kontrola jest lepsza niż Megumi’ego, ale jeśli nie stłamsisz jej całkowicie, twoja przeklęta energia będzie równie problematyczna.

— Rozumiem. W takim razie można to łatwo rozwiązać.

Sukuna nie wątpił w niego. Ograniczenie swojej energii do praktycznie zera była dla mężczyzny tak proste, jak oddychanie, co uprościło to, co miało nastąpić dalej.

— Czy mogę teraz sprawdzić, co u Yuji’ego? A może jest jeszcze coś, co wielki Sukuna chce, żebym zrobił, zanim zobaczę twoje naczynie?

Klątwę nie obchodziło, w jaki sposób te słowa wyszły z ust Gojo. Chociaż miały oznaczać samo posiadanie, co naturalnie było prawdą, zarozumiały uśmiech sugerował większe przywiązanie. Jakby bycie przekleństwem i naczyniem nie było wystarczającym przywiązaniem. Gdyby mężczyzna wyraził się bardziej otwarcie na temat związku, którego nie powinien był częścią, Sukuna znalazłby sposób, aby wyrwać mu język.

— Możesz go zobaczyć, ale zrobimy to po mojemu.

Bachor będzie mu winien.

Sukuna złożył ręce tworząc gest wymagany do przywołania swojej domeny do rzeczywistości. Zanim przywołał ją za pomocą nazwy, zatrzymał się, aby zobaczyć, czy Gojo spróbuje go powstrzymać, ale czarownik z zapałem pomachał palcami, aby zachęcić klątwę do kontynuowania. Co za kpina - gdyby Sukuna nie był świadkiem ekspansji domeny Gojo na własne oczy, uznałby tego człowieka za idiotę (bardziej niż do tej pory) za to, że dobrowolnie pozwolił Sukunie przywołać swoją domenę.


— Złowroga Świątynia.


Przeniesienie jego domeny do rzeczywistości w intrygujący sposób połączył jedno i drugie. Domena Sukuny nie stwarzała żadnych barier, dzięki czemu obie przestrzenie mogły istnieć w tej samem przestrzeni fizycznej, a nie sprawiała, że jedna wyprzedzała drugą. Aby domena nie wciągnęła nikogo do środka, krawędzie biegły wzdłuż granic pokoju Yuji’ego, teraz będących poza zasięgiem wzroku w zamian za zalaną arenę, której rezydentem był Sukuna. Stała obecność drzwi wskazywała, że granice pierwotnego pokoju nadal istniały ze względu na tych, którzy utknęli po drugiej stronie.

Łóżko w pokoju jego naczynia zajęło miejsce destylarni Sukuny znajdującej się w świątyni, od której domena wzięła swoją nazwę. Pomieszczenie zostało rozbudowane wokół nich. Zęby wyrastały z ziemi obok, nie tak wysokie jak sama świątynia, z drugim zestawem zamykającym się od góry, wspólnie tworząc usta i wejście do osobistego sanktuarium klątwy. Sukuna zadbał o to, żeby Gojo został wypchnięty na zewnątrz tej wystawy. Opaska na oczach mężczyzny nie była w stanie ukryć rozbawionej ciekawości widocznej na jego twarzy.

I uwaga mężczyzny zwróciła się na Yuji’ego, co skłoniło Sukunę do zrobienia tego samego.

Wcześniej energia klątwy znajdowała się w dwóch miejscach, ale teraz jego obecność w domenie została przejęte przez jego pojawienie się w rzeczywistości, powodując, że jego obraz u boku Yujie’go zniknął, podczas gdy ten, który rozmawiał z Gojo pozostał. Nie pojawiając się już jako swoje naczynie, Sukuna oddał kontrolę nad ich fizycznym ciałem Yuji’emu, który pozostał zwinięty w kłębek tam, gdzie go pozostawiono. Ponieważ domena była już aktywna, przestrzeń działała jako środek dla jednoczesnego istnienia naczynia i klątwy. I choć Yuji mógł być w stanie to odrzucić, jeśli zechce, klątwa wątpiła, czy jego naczynie był na tyle świadomy, by w ogóle zdawać sobie sprawę z tego, co działo się wokół niego.

— Popatrz na niego! Trzęsie się! — Gojo zignorował wyraźne znaki architektoniczne z napisem “Nie wkraczać” i przeszedł przez wejście, aby podejść do śpiącego ucznia. — Jak okrutnym trzeba być, żeby nie dać mu koca?

Jaki byłby pożytek z koca, kiedy był zamian za niego owinięty w ramionach Sukuny?

— Och, przepraszam. Czy powinienem był też go rozpieszczać? — Sukuna syknął na wtargnięcie mężczyzny, nie znajdując pocieszenia na widok jego dłoni na twarzy Yujie’go.

— Ma gorączkę. Niską, ale jednak… Czy ty również masz…?

— Nawet o tym nie myśl.

— Za późno. Ale nie będę ryzykować utraty ręki, próbując odpowiedzieć na oczywistość.

Czarownik zwrócił się do swojego ucznia, delikatnie szturchając bachora, aż zaczął wykazywać oznaki poruszenia. Wraz z rozwojem domeny i kontrolą Gojo nad jego energią, przebudzenie nie powinno być bardziej bolesne niż wtedy, kiedy byli tylko we dwoje.

Po kilku sekundach z ust Yuji’ego wydobyło się słabe, niespójne mamrotanie, a po nim powieki próbowały z trudem unieść się, by spojrzeć na mężczyznę unoszącego się nad nim jak szalona kwoka.

— Go… jo… sen… sei?

— Żyjesz! To cud. — Gojo poklepał ledwo funkcjonującego bachora po ramieniu, co wywołało u niego zaskakujące wzdrygnięcie, gdy Yuji zarejestrował jego słowa.

— Żyje? Znowu umarłem?

Przerażone spojrzenie spoczęło na Sukunie, pozostawiając klątwę, aby powtórzyła wyjaśnienia, zanim Yuji wpadnie w jeszcze większą panikę.

— Idiota. Nie umarłeś i nie umierasz w tym momencie. Jesteś “chory”, pamiętasz?

— Och, tak… — Yuji zamilkł. — Chwila. W takim razie, co tutaj robi sensei? Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, było…

Na szczęście dla Sukuny, Gojo przerwał Yuji’emu, zanim klątwa musiała to zrobić.

— Razem z Megumi martwiliśmy się o ciebie. Najwyraźniej Sukuna osłaniał cię przed przeklętą energią, która przytłaczała twoją główkę. A tak przy okazji, jak się ona czuje?

— Jakby była używana do gry w piłkę nożną. — Bachor jęknął, próbując usiąść. — Wszystko jest nadal tak jasne, ale nie jest tak źle, jak wcześniej.

— Jasno… W ten sposób widzisz przeklętą energię wokół siebie?

— Tak. Potrafię rozpoznać, kiedy energia jest inna ze względu na różne kolory. Każdy z nim po prostu odczuwam inaczej. Ale kiedy wszystkie układają się na siebie, tworząc tylko jedną, pojawia się ogromny, dokuczliwy ból głowy, który nie chce minąć. — Choć było to zbyt uproszczone, był to jeden ze sposobów wyjaśnienia tego.

— Dobra wiadomość jest taka, że mam rozwiązanie, które nie obejmuje siania paniki wśród twoich kolegów z klasy. Pochyl się w moją stronę? — Niepewny, co Gojo zamierzał zrobić, Yuji zrobił, to co mu powiedziano. — Dobrze. Teraz zamknij oczy i nie ruszaj się. To zajmie tylko chwilę.

— Okej , ale co zamierzasz…?

Podniesienie rąk przez Gojo nie powinno było sprowokować Sukuny, jak to miało miejsce, niemniej jednak klątwa wyprostował się czujnie na skutek ruchów czarownika, na wypadek gdyby wydarzyło się coś, czego nie pochwalał. Ze swojego miejsca Sukuna obserwował, jak mężczyzna ściągnął opaskę z oczu i założył ją na Yuji’ego, szarpiąc za materiał i włosy, aż wszystko wydawało się dobrze dopasować.

— Świetnie! Wyglądasz zupełnie jak ja! No cóż, z wyjątkiem włosów… Może moglibyśmy to naprawić? Założę się, że Nanami dostałaby zawału…!

— Absolutnie nie.

Sukuna skrzyżował ramiona z pogardą, nie widząc sensu wtrącania się mężczyzny. Najwyraźniej jego naczynie podzielał to samo niezrozumienie.

— Chociaż fajnie jest nie męczyć się z tym, nie widzę sensu tego?

— To dlatego, że nic nie widzisz. Materiał mojej opaski został zaprojektowany tak, aby przepuszczał jak najmniej światła, ponieważ moja technika klątwy przyjmuje wiele bodźców wzrokowych na raz. Pomyśl o tym jak o parze kamer w wysokiej rozdzielczości, które wyczerpują moje baterie, gdy są nadużywane. Przeklęte wyczuwanie energii nie ogranicza się tylko do twojego wzroku, ale przekonasz się, że blokując większość jej, będziesz w stanie lepiej dostroić się do otoczenia. Gdy opanujesz wyczuwanie przeklętej energii w ten sposób, możesz wrócić do normalnego używania oczu. To powinno ograniczyć obciążenie twojego organizmu i złagodzić uczucie mdłości.

— Dziękuję, ale… Jestem pewien, że nie masz nic przeciwko temu, żebym to nosił? Nie potrzebujesz tego albo…

— Pamiętasz? Noszę również ciemne okulary przeciwsłoneczne. Ale nie martw się, mam więcej niż jedną opaskę na oczy. Poświęcenie jednej dla większego dobra to coś co mogę zrobić.

— To ulga… — Yuji zaczął kołysać się w miejscu, ostatecznie przewracając się z hukiem, gdy jego i tak już niska energia dobiegła końca. — Och…

— Jednak prawdopodobnie będziesz potrzebować kilka dni odpoczynku. Dla bezpieczeństwa. — Gojo bawił się różowymi kosmykami włosów Yuji’ego, po czym zwrócił się do stojącej obok nich klątwy. — Nie planujesz nic robić w międzyczasie, prawda?

— A gdyby tak nie było, dlaczego miałbym ci to ujawnić? — Sukuna prychnął wypowiadając swoją ripostą. — Dopóki to nie będzie mnie kłopotać, nie obchodzi mnie, co wy głupcy, zrobicie. Moja hojność sięga tylko tak daleko.

— Mmmm. — Yuji zanucił, a kącik zadowolonego uśmiechu wystawał znad poduszki, w którą się wtulił.

Gdyby jego naczynie wiedziało, co było dla niego dobre, powstrzymałby się nawet od myśli o powiedzeniu kolejnego słowa.

— Jeśli tutaj wszystko jest w porządku, będziesz musiał rozproszyć swoją domenę, zanim Megumi wyważy drzwi Yuji’ego. Poproszę Shoko, aby przyszła później, aby złożyła Yuji’emu wizytę domową, aby upewnić się, że jest na dobrej drodze do wyzdrowienia, a my wszyscy w mgnieniu oka wrócimy do naszej wyjątkowej normalności!

Po końcowych wyjaśnieniach Gojo uniósł kciuk w górę. Nie odwzajemniono tego gestu w żaden sposób, ponieważ jego naczynie było już na dobrej drodze do ponownego zaśnięcia, a Sukuna nie zamierzał uczestniczyć w czymkolwiek był ten rytuał afirmacji.

Klątwa niechętnie porzuciła swoją domenę, nie pozostawiając nawet zadrapania na człowieku, który go tak irytował. Jego ostatni dobry uczynek w tym stuleciu.

Inaczej niż wcześniej, obecność Sukuny zniknęła z rzeczywistości wraz z jego domeną, dlatego jego punkt widzenia był taki, że obserwował Gojo, Yuji’ego i wszelkie cechy charakterystyczne pomieszczenia jego naczynia znikające z jego domeny, aż nastała całkowita cisza. Dopóki pozostali współpracownicy bachora pójdą w ślady Gojo i utrzymają niski poziom przeklętej energii, Yuji poradzi sobie sam.

Będąc wyczerpany z innego powodu, Sukuna leżał z wyciągniętymi ramionami i planował odpocząć, dopóki z tego bałaganu nie wyniknie coś dziwnego. Rutyna, która stała się standardem w przypadku klątwy, choć było to smutne do przyznania. Jednak Sukuna zgodził się do jej kontynuowania, gdy jego prawe ramię dotknęło miejsca, w którym przez cały ten czas leżało jego naczynie.

Prześcieradła były jeszcze ciepłe. Zagłębienie od głowy bachora wciąż było widoczne na poduszce.

Wyciągnął tęsknie dłoń nad pustym miejscem, a reszta postaci Sukuny podążyła za nią, dopóki nie naśladował tej samej pozycji, w której obudził się nie tak dawno temu. Tylko że teraz między jego ramionami nic nie było.


Bachor.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 102 rozdziałów
Opublikowałam 15 miniaturek
Rozpoczęłam 14 opowiadań
Zakończyłam 9 opowiadań
Rozpoczęłam 4 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.
Powrót do góry Go down
 
[Jujutsu Kaisen][T][NZ] Mam ciebie dość [SR/YI](2/5)
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» [Jujutsu Kaisen][T][M] Zabijanie nudy [SR/YI]
» [Jujutsu Kaisen][T][M] Wspomnijmy tę mroźną zimową noc [SR/YI]
» [Jujutsu Kaisen][T][Z] Ty i ja przeciwko klątwie zwanej Bożym Narodzeniem [SR/YI] (2/2)
» [Jujutsu Kaisen][T][M] Udawaj, że widzisz mnie takiego, jakiego udaje [SR/YI]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Anime & Manga/Komiks & Serial/Film animowany :: Yaoi/Slash :: +12-
Skocz do: