Fandom: Sherlock BBC
Autor: DallasEve aka Tony
Beta/bety: Fia, M., Wirka
Paring: Mystrade (w domyśle Johnlock w tle)
Gatunek: kryminał
Ostrzeżenia: brak
N/A: Seria przyimkowa! Spin-off do
W zamknięciu. Napisane na akcję Ofiary i Oprawcy 2016 w ramach promptu 15: Napisz tekst z motywem Escape Roomu. Dla Olgie - chciałaś więcej Mystradu, nie ma problemu ^^ Mam tylko nadzieję, że Cię nie zawiodłam
W ciemności
Mycroft nie do końca wiedział, dlaczego zgodził się na tę całą maskaradę.
Oczywiście, gdyby został o to poproszony przez kogoś innego, nie przez swojego brata i Grega, zapewne siedziałby teraz w swoim fotelu, sącząc szkocką i czekając na powrót Lestrade’a z pracy. Starszy Holmes nie uważał czasu spędzonego w ten sposób za stracony.
Co robił zamiast tego? Szedł z workiem na głowie, prowadzony przez jakichś ludzi do miejsca, którego nigdy wcześniej nie widział, żeby się z niego wydostać. Od tak, dla zabawy. Mycroft nie był pewny, w jakim pokręconym mózgu powstał ten pomysł. Był też ciekaw, co właściwie stało się z Sherlockiem. Chwilę po tym, jak założono im worki na głowy, dobiegł ich krzyk i przekleństwa detektywa, potem usłyszeli trzask - jakby zamykanych drzwi - i wszystko nagle ucichło.
Mycroft był pewny, że jego młodszy brat rozwiązałby wszystkie zagadki i wydostał się z pomieszczenia w nie więcej niż połowę przeznaczonego na to czasu. Byłby tym zafascynowany, w przeciwieństwie do starszego Holmesa. Rozważania mężczyzny przerwał nagle dotyk zimnego metalu na nadgarstku. Kajdanki. Szczęk zatrzaskiwanych bransoletek - czterokrotny - pozwolił Mycroftowi wydedukować, że w istocie - Sherlock został zabrany i najprawdopodobniej zamknięty w innym pomieszczeniu, niż reszta z nich.
- Witajcie - ochrypły głos zdawał się dobiegać zewsząd, i sprawił, że Mycroft podskoczył zaskoczony, co doprowadziło go do lekkiego zażenowania. - Miło mi, że przyszliśśśście. To zawsze miła odmiana, kiedy obiad przychodzi do ciebie sssssam i nie mussssisz na niego polowaććć… Mam jeszcze cośśś do zzzzzrobienia, ale za godzinę nadejdzie pora possssiłku i wrócę po Wasssss .
Mycroft bardziej poczuł niż usłyszał zamykające się za nimi drzwi, ponieważ stało się to niemal bezszelestnie. Och, na litość, co on tu właściwie robił? Sięgnął wolną ręką do głowy, ściągnął worek i westchnął, zrezygnowany. Ciemność zdawała się być nieprzenikniona, jedynym wyróżniającym się elementem było mruganie czerwonego światełka kamery bezpieczeństwa pod sufitem. Jaki w ogóle był sens zakładania im czegokolwiek ograniczającego widoczność, jeśli i tak niczego nie widać?
- Mycroft? - głos Lestrade’a dobiegał gdzieś z przodu, ale Homles nie potrafił określić, jak daleko Greg się znajduje - Wszystko w porządku?
- Tak. Tylko nic tu nie widać.
- Zaraz powinniśmy znaleźć jakieś światło… John?
- Jestem. Chyba wymacałem kanapę, może gdzieś… o.
Nikłe światło rozbłysło w pomieszczeniu. Mycroft rozejrzał się, w pierwszej kolejności odnajdując wzrokiem Grega, a potem resztę grupy. John stał z przodu kolumny, tuż obok kanapy, ściskając w ręku latarkę i świecąc nią po zaplamionych ścianach i zagraconym, ogromnym pokoju. Zaraz za nim znajdował się Lestrade, potem Molly, a na samym końcu starszy z braci Holmes. Każde z nich miało jedną rękę przykutą do wspólnego łańcucha. Wspaniale.
- A zatem… jaki mamy plan?
***
Trzydzieści minut później jedynym osiągniętym przez nich postępem były ściągnięte kajdanki, dwie kolejne latarki i trzy klucze, które wydawały się do niczego nie nadawać. Mycroft zaczynał robić się rozdrażniony ilością wskazówek. Był przekonany, że co najmniej połowa z cyfr i znaków, które znaleźli, nie miała żadnego znaczenia. John i Greg próbowali na chybił trafił ustawiać na kłódkach kolejne znalezione przez nich cyfry, jednak bez skutku. Molly natomiast krążyła wokół, usiłując pomagać Watsonowi i co jakiś czas rzucając tęskne spojrzenia w kierunku wszystkich trzech par drzwi w pokoju. Najwyraźniej nie wiedziała, za którymi z nich znajdował się Sherlock (tymi koło komody; dla Mycrofta było to oczywiste).
- Myc, pamiętasz ten drugi…
- Trzy zero dziewięć.
Greg spojrzał na swojego kochanka krzywo, jednak wypróbował podany przez niego kod, z powodzeniem otwierając zamek w drzwiach do sąsiedniego pomieszczenia, na co Molly i John wyraźnie się ożywili. Mycroft czuł, że Lestrade jest niezadowolony z jego braku zaangażowania we wspólne działania, Holmes jednak nie zamierzał dać się wciągnąć w te beznadziejne próby dopasowania niepasujących do siebie rzeczy. Postanowił zająć się czymś, czymkolwiek, żeby Greg nie okazywał swojego niezadowolenia tak ostentacyjnie.
Przeszedł przez pomieszczenie, oświetlając każdą ścianę po kolei. Zatrzymał się na dłużej na wiszącej szafce z lustrem. Otworzył ją, a kiedy dostrzegł w środku rząd buteleczek z różnymi pigułkami i wskazówki, aż zatarł ręce z zadowolenia. Oto kawałek układanki - nie tak losowy, jak reszta znajdujących się w tym pomieszczeniu zagadek. Tu zadanie było kompletne, w szafce było kilka obrazków z konkretnymi tabletkami i zdjęcie,na którym znajdowały się fragmenty cyfr.
Mycroft z zasady nie miał nic przeciwko zagadkom; wręcz przeciwnie. Lubił jednak, kiedy dostosowane były one do jego poziomu, czyli opierały się bardziej na logice niż na losowości. Z czymś, co prawie można było nazwać w jego przypadku radością, zabrał się do analizowania zawartości szafki.
Nagły rozbłysk światła oślepił Holmesa, sprawiając, że odruchowo uniósł ręce do oczu. Kilka dźwięków nałożyło się na siebie: dwie upadające latarki należące do Johna i Lestrade’a (najwyraźniej oni również podnieśli ręce) i trzask zamykanych drzwi. Mycroft otworzył oczy, mrugając szybko, jednak światło już zgasło, pozostawiając tylko mroczki i ograniczoną widoczność.
- Gregory? - Holmes próbował wykorzystać latarkę do odnalezienia się w ograniczonej przestrzeni, ale wcześniejsze oślepienie wciąż dawało mu się we znaki.
- Mycroft. Co to było?
Odpowiedź nie nadeszła, bo starszy Holmes poczuł na swojej szyi zaciskające się ręce. Chwilowo zamurował go ten jawny napad na jego nietykalność cielesną, jednak po chwili otrząsnął się i sięgnął obiema rękoma do dłoni napastnika, nie zauważając nawet, że wypuścił z dłoni latarkę. Jednocześnie stare nawyki kazały mu spróbować spacyfikować osobnika nogami. Kiedy w końcu działania Mycrofta osiągnęły oczekiwane rezultaty i chwyt nieco zelżał, mężczyzna ledwie był w stanie złapać oddech, a szyja paliła go żywym ogniem. Padł na kolana, oddalając się błyskawicznie od atakującego go człowieka, który upadł na ziemię zmożony bólem.
Ciemność wokół niego była nieprzenikniona, dokładnie tak, jak na początku. Pokój grzmiał od szybkich kroków, oddechów i trzasków przesuwanych przypadkiem przedmiotów. Rozległ się też dźwięk odpinanej kabury, który Mycrof błyskawicznie rozpoznał. Greg, pomyślał i ruszył w jego stronę, przekonując się, że to najlogiczniejsza rzecz, jaką mógł zrobić. W końcu i tak było ciemno, nie dało się tu nigdzie ukryć, a we dwójkę zawsze łatwiej będzie można stawić czoła czającym się w mroku napastnikom. W życiu nie przyznałby się, że zwyczajnie chciał w tym momencie być blisko Lestrade’a i mieć pewność, że nic mu nie jest.
- Greg? - wyszeptał Mycroft w ciemność, mając nadzieję, że detektyw jest już blisko.
- Mycroft. Co się tu, do cholery, dzieje?
- Nie wiem. Masz latarkę? Gdzie...
W pomieszczeniu rozległ się wrzask bólu, a potem donośny łoskot ciała upadającego na posadzkę. Obudziło to w detektywie policyjne instynkty. Złapał Mycrofta i pociągnął go w kąt, a sam zaczął szukać latarki. Nie było słychać ani Johna, ani Molly, przez co starszy Holmes zaczął nabierać złych przeczuć. Istniała szansa - bardzo mała, ale jednak - że była to jedna z atrakcji tego miejsca. Jednak dużo bardziej prawdopodobna teoria zakładała, że poza nimi były w tym pomieszczeniu co najmniej trzy osoby, które chcą śmierci Mycrofta. Bo na kogo innego można by przeprowadzić zamach? Kto jest zazwyczaj jedną z najlepiej strzeżonych osób w kraju, a teraz był zupełnie bez ochrony?
- Znalazłem. Myc, zostań tu i nigdzie się nie ruszaj. Spróbuję znaleźć Johna i Molly, powinni być w drugim pokoju - wyszeptał Lestrade, podnosząc się z kolan i ruszając wzdłuż ściany.
Mycroft wiedział, że nie może się teraz kłócić. Jego ukochany wpadł w tryb bojowy, był dowódcą i nie przyjmował niesubordynacji. Holmes spróbował kucnąć, jednak uderzył w coś głową i z trudem powstrzymał się od wydawania jakiegokolwiek dźwięku. Najwyraźniej Greg wciągnął go po stół znajdujący się w rogu pokoju.
Wiedziony odruchem Mycroft sięgnął do kieszeni i zaczął przeklinać w myślach ludzi, którzy zabrali ich telefony przed wejściem do pokoju. Ciekawe, czy była to część spisku, czy normalna procedura w tym miejscu. Holmes nie zdążył tego przeanalizować do końca, bo w sąsiednim pomieszczeniu rozległ się dźwięk, którego nie dało się pomylić z żadnym innym - huk wystrzału. Mycroft nie zastanawiał się nad tym, co robi, kiedy ruszył za Lestrade’m, żeby upewnić się, że jest on cały i zdrowy.
Wędrując wzdłuż ściany, Holmes nagle potknął się o coś leżącego na podłodze. Ledwo udało mu się zachować równowagę. Ciało, pomyślał i ukucnął. Z ulgą stwierdził, że nie jest to żadna znana mu osoba. Bez skrupułów przeszukał kieszenie nieprzytomnego napastnika, odnajdując tam scyzoryk. Wiedziony instynktem, sięgnął również do oczu mężczyzny i uśmiechnął się półgębkiem, kiedy poczuł pod palcami noktowizor. Zaczął go zakładać, kiedy usłyszał jakąś szamotaninę i krzyki.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Poza nim i dużą ilością mebli, nikt inny nie znajdował się w tym pokoju. Szybkim krokiem przemierzył resztę dzielącego go od drzwi dystansu, będąc teraz pewnym, że o nikogo się nie potknie. Nagle wszystkie dźwięki ustały, a kiedy w końcu Holmes otworzył szerzej drzwi i zajrzał do pomieszczenia, zamarł.
Pod ścianą tuż obok wejścia leżał nieznany mu człowiek, a wokół jego głowy utworzyła się pokaźna kałuża krwi. To on został postrzelony, stwierdził Holmes z niejaką ulgą. Mężczyzna przeniósł wzrok na resztę pomieszczenia, które okazało się być “ustrasznioną” wersją gabinetu dentystycznego (Mycroft powstrzymał się od wzdrygnięcia; nigdy nie lubił takich miejsc. Ani dentystów). Pod przeciwległą ścianą Holmes dostrzegł trzy stojące postacie i kolejną, siedzącą, pomiędzy nimi.
- Mycroft, to ty stoisz w drzwiach? - dobiegł go głos Molly.
- Tak. Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. John… znajdź lepiej coś zimnego, zanim oko zacznie Ci puchnąć.
***
Spośród trzech napastników jeden był martwy, jeden nieprzytomny, a ostatni jedynie ranny. Mycroft bez problemu wyciągnął z niego informacje - miał w tym wprawę jak mało kto - i nie był specjalnie zdziwiony, że to Moriarty stał za tym wszystkim. Wysłał ich, aby uprowadzili braci Holmes i przyprowadzili ich do niego. Nie był to pierwszy raz - Mycroft już kilkakrotnie udaremniał podobne próby, za każdym razem zanim właściwie zdążyło do nich dojść, tym razem po prostu napastnicy byli o krok bliżej. Teraz jednak starszy Holmes był głęboko zirytowany i poruszony faktem, że dopuścił tych bandytów tak blisko Lestrade’a.
- Mycroft? Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby Moriarty chciał was zabić, a nie porwać, wszyscy byśmy…
- Tak, Gregory. Wiem o tym. Niepotrzebnie Cię na to wszystko narażam… -
ale potrzebuję Cię za bardzo, żeby przestać, dokończył w myślach, wiedząc, że detektyw zdaje sobie z tego sprawę - Chodźmy wypuścić mojego brata i wyjdźmy stąd wreszcie. John, kod do zamka w jego drzwiach to jeden, dziewięć, zero, dziewięć - powiedział Holmes, ściągając noktowizor.
John, z latarką w dłoni, od razu ruszył w stronę zamkniętych drzwi. Nie pytał, skąd Mycroft wytrzasnął ten kod - nauczył się już nie zadawać pytań, na które odpowiedź zajmuje zbyt wiele czasu, Lestrade natomiast zmierzył Mycrofta spojrzeniem, w którym podziw mieszał się ze złością.
- Jak długo wiedziałeś?
- Wystarczająco długo - Mycroft sięgnął po rękę Gregory’ego i złożył na niej krótki pocałunek - Wypuśćmy go i wróćmy do domu. Chcę usiąść z Tobą w fotelu i napić się szkockiej.
Nigdy nie wiadomo, kiedy któregoś z nas może zabraknąć...