~.Imaginarium.~
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesRejestracjaSzukajZaloguj

 

 [Sherlock BBC][T][M] Rozdzieleni [SH/JW]

Go down 
AutorWiadomość
Lampira7
Pisarz
Pisarz
Lampira7


Female Liczba postów : 1128
Rejestracja : 16/01/2015

[Sherlock BBC][T][M] Rozdzieleni [SH/JW] Empty
PisanieTemat: [Sherlock BBC][T][M] Rozdzieleni [SH/JW]   [Sherlock BBC][T][M] Rozdzieleni [SH/JW] EmptyWto 28 Gru 2021, 08:19

Tytuł: Separated
Oryginalny tytuł: Rozdzieleni
Autor: MidnightMonster
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Relacje: Sherlock Holmes/John Watson
Uwagi: Jest to alternatywa, gdzie nasi bohaterowie są małżeństwem
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Tazkiel
Link: https://archiveofourown.org/works/11727591


Johnlock i pracownicy Scotland Yardu część 3: Rozdzieleni

Lestrade uciszył psa siedzącego między nogami, gdy czekali na pojawienie się pasażerów. Obok niego Sherlock nerwowo kręcił palcami i przygryzał dolną wargę.

Lestrade uśmiechnął się widząc jego oczywiste oczekiwanie. Młodszy mężczyzna był niczym dziecko w świąteczny poranek. Chociaż Lestrade nie był już tak zaskoczony tym, że detektyw aż tak bardzo chciał zobaczyć swojego męża. W zeszłym miesiącu dowiedzieli się, jak bardzo ważny był John dla Sherlocka.

OoO

Wszystko zaczęło się miesiąc i cztery dni temu, kiedy znowu zrobili udawane przeszukanie domu w poszukiwaniu narkotyków.

Kiedy przybyli Johna i Sherlocka nie było w domu, ale to nie powstrzymało ich przed spowodowaniem chaosu w ich mieszkaniu. Chociaż ich pies, Gladstone, naprawdę chciał, aby ich praca była tak trudna, jak to tylko było możliwe. Nic dziwnego, że Sherlock pozwolił Johnowi przywieźć czworonoga do domu tyle miesięcy temu.

W końcu Gladstone usadowił się w fotelu Sherlocka i pilnował każdego ich kroku. Jednak zanim się uspokoił, obsikał Andersona. Lestrade nie byłby zdziwiony, gdyby Sherlock wyszkolił go do tego.

Kiedy przeszukiwali rzeczy, Lestrade usłyszał zaskoczony dźwięk wydobywający się z Donovan. Uniósł wzrok i zobaczył, że trzymała list. Jej brwi były zmarszczone w skupieniu.

— Co to jest? — zapytał, a ona potrząsnęła głową spoglądając na niego.

— John Watson-Holmes — powiedziała z niedowierzaniem.

— I? — zapytał zmieszany Greg. O co jej chodziło?

— John Watson-Holmes. — Pomachała mu przed oczami listem. — Przyjął jego nazwisko...

Znowu wzięła list w obie ręce i po prostu się na niego gapiła. Prawdopodobnie prawda o małżeństwie Sherlocka dotarła do niej teraz, gdy miała w rękach dowód.

— To nadal absurdalne, że faktycznie wyszedł za niego za mąż — powiedział Anderson, dołączając do nich. Lestrade spojrzał na niego z naganą.

— Co w ogóle jest w liście? Dokumenty rozwodowe? — Anderson zaśmiał się i na tę uwagę twarz Grega przybrała surowy wyraz.

— Nie mam pojęcia, ale to od rządu — powiedziała Sally i odwróciła list, szukając więcej informacji.

— Otwórz go — stwierdził Anderson i wyrwał jej list z rąk.

Sally próbowała go odzyskać, ale było to bezowocne. Prawdopodobnie również była ciekawa treści, ale nie chciała być tą, która otworzy list.

Lestrade zdał sobie sprawę, że Anderson przekroczył swoje uprawnienia. Już miał wyrwać mu list, używając siły, gdyby musiał, ale przerwał mu głośny dźwięk rozrywanego papieru.

Był zszokowany, że Phil rzeczywiście to zrobił. Zanim się z tym pogodził, tamten już czytał list na głos, by wszyscy inni mogli poznać jego treść.

— Kapitanie Watson, z przykrością zawiadamiamy pana, że potrzebne są pana usługi… — To wystarczyło Lestrade’owi.

Doskoczył do Andersona, próbując mu wyrwać list, ale mężczyzna po prostu uniósł go nad głowę i kontynuował czytanie.

— Anderson, niech mi Bóg pomoże, jeśli się nie zamkniesz i nie oddasz…

— ...dla nas przez miesiąc…

Nagle od drzwi dobiegł głośny dźwięk ich otwierania.

Wszyscy zamarli i spojrzeli zaskoczeni na dwóch wściekłych mężczyzn stojących w progu. Z wyjątkiem Gladstone’a, który szczeknął radośnie na widok swoich panów, chociaż trzymał się z daleka, prawdopodobnie wyczuwając, że to nie był dobry czas na pieszczoty.

Lestrade stał na palcach z jedną ręka na ramieniu Philipa, gdy drugą próbował dosięgnąć listu. Po tym jak wszyscy zamarli, chwycił go szybko i zwrócił się do Johna i Sherlocka z niezręcznym kaszlnięciem.

Sherlock był blady, a jego postawa była sztywna. Otworzył szeroko oczy i wyglądał na przestraszonego. Lestrade nie lubił widzieć tej emocji u niego. To było nienaturalne. Obok detektywa leżało pudełko z dowodami. Greg skrzywił się w poczuciu winy. Z drugiej strony John stał obok Sherlocka jak żołnierz. Jego plecy były wyprostowane, a postawa napięte. Ręce miał zaciśnięte w pięści, a spojrzenie twarde.

Poruszył się pierwszy. Przemaszerował przez pokój i wyrwał list z bezwładnych dłoni inspektora. Kiedy stał i czytał, Sherlock podszedł do niego i spojrzał mu przez ramię.

Pracownicy Scotland Yardu nie poruszyli się. Głównie rzucali sobie nawzajem niezręczne spojrzenia, drgając niespokojnie w niesamowitej ciszy, która zapanowała w mieszkaniu. To było jak cisza przed burzą.

Sherlock podniósł rękę i odebrał list od Johna, który wpatrywał się w pustkę. Ręka detektywa drżała, gdy zgniótł papier w dłoni.

John słysząc to podniósł wzrok, ale wciąż był zagubiony we własnych myślach, jednak Andersonowi szybko udało się sprowadzić go z powrotem. Idiota.

— Czyli przyjąłeś jego nazwisko? — powiedział, żeby załagodzić sytuację.

Greg zamknął oczy i zacisnął usta czując mentalny ból z powodu głupoty swojego podwładnego.

John spojrzał na niego, a jego oczy pociemniały. Zanim zdążył się odezwać, Sherlock zaczął wyrzucać z siebie słowa:

— Mam szczerą nadzieję, że nie jesteś aż tak głupi, albo będę musiał być mocno rozczarowany, że nikt jeszcze cię nie zabił i nikt nie zapobiegł twoim narodzinom. — Jego głos był niski i zabójczy. Wyglądał, jakby miał zrobić to, czego cały świat nie był w stanie dokonać. — Oczekiwałem od ciebie czegoś więcej, Lestrade. — Wzrok detektywa przykuł go do miejsca, w którym stał. Nagle poczuł mdłości. — Nie miałeś nawet dowodów, ale oczywiście sądziłeś, że się nie zmieniłem. Poszedłeś i zorganizowałeś tę szaradę, nie zastanawiając się nad tym. Ponieważ ćpun zawsze będzie ćpunem, czyż nie, Lestrade? — warknął, a Greg ze wstydem spuścił wzrok. Sherlock wziął oddech, po czym zwrócił się do Sally, która ze strachem czekała na ostre słowa mężczyzny. — Nawet się nie dziwię w twoim przypadku. Wiedziałem, że nie masz kodeksu moralnego, wstydu ani rozumu od chwili, gdy zdałem sobie sprawę, że z nim sypiasz. — Wskazał głową na Andersona. — To były przyjemne pierwsze 3 sekundy, nie sądzisz? — Lestrade ledwo odważył się odetchnąć. Słyszał, że kontrola Sherlocka nad emocjami słabnie. Sherlock spojrzał wtedy na pozostałych pracowników Scotland Yardu. Powoli przyglądał się ich twarzom, wpatrując się w nich gniewnie. — Chciałbym zapytać kim jesteście, ale wasze głupie, puste spojrzenia mówią mi, że jesteście częścią jakże produktywnego NSY. — Greg był teraz pewien, że słyszał w tym desperację. — Mimo wy...

— Sherlocku, kochanie. — przemówił John cicho. Lestrade spojrzał na niego. Żołnierz patrzył na męża załamany. Sherlock zamknął oczy i wziął głęboki oddech. — Uspokój się. Jest w po...

W tym momencie Sherlock stracił panowanie.

— W porządku? W porządku?! — krzyknął i podszedł do Johna. Wepchnął mu list w twarz. — Jak to może być w porządku? Zabierając cię ode mnie. Chcą odesłać cię z powrotem do tego dołu śmierci. — Miał zamiar kontynuował, ale wtedy jeden z oficerów ruszył, prawdopodobnie do wyjścia, jednak udało mu się uderzyć w stół i w ten sposób szklanka stojąca na blacie poleciała z brzękiem na podłogę. Sherlock patrzył przez chwilę na roztrzaskane kawałki, po czym eksplodował. — Co jeszcze tutaj robicie? Zostawcie nas, wy kompletne imbecyle. Macie to, po co przyszliście. Weszliście do naszego prywatnego życia, odnaleźliście brudne sekrety i zniszczyliście naszą przestrzeń życiową! — krzyknął. W tym momencie wszyscy pracownicy Scotland Yardu  rzucili się do wyjścia.

Lestrade był ostatnim, który dotarł do drzwi. Odwrócił się, by przynajmniej spróbować przeprosić, ale słowa ugrzęzły mu w gardle.

Sherlock opierał się o ramię Johna, pozwalając swojemu mężowi przytulić się mocno. Trząsł się, gdy żołnierz trzymał go w kurczowym uścisku.

— Nie odchodź. Proszę, nie idź. Nie zostawiaj mnie.

Usłyszał, jak szepcze Sherlock. Zacisnął mu się żołądek.

Gdy zamykał za sobą drzwi, ostatnią rzeczą, jaką usłyszał były słowa Johna:

— Ciii, nie martw się, kochanie. Wrócę.

OoO

Trzy dni później Lestrade wrócił na Baker Street z ciężkim uczuciem w żołądku.

Wrócił, by przeprosić. Aby upewnić się, że wszystko było w porządku. Wrócił, aby pozbyć się poczucia winy, które ściskało mu żołądek i sprawiało, że czuł, że już nigdy nie będzie mógł zjeść.

Wszedł po schodach po tym, jak wpuściła go zasmucona pani Hudson.

Drzwi do mieszkania pozostawiono otwarte. Niepewnie zapukał we framugę, nie chcąc zakłócać spokoju.

— Ach, cześć Lestrade. — John przywitał go ciepłym głosem, gdy mijał go z torbą w rękach. — Sherlock jest w salonie — powiedział i zamknął drzwi do ich sypialni.

Greg przełknął i wszedł do środka. Zauważył detektywa siedzącego w fotelu z Gladstone’em na kolanach. Sherlock przytulał do siebie psa. Jakby to była jedyna kotwica w jego trwającym koszmarze.

Gdy zauważył Lestrade’a, rzucił mu spojrzenie, ale poza tym nie zareagował.

Greg odchrząknął i potarł kark. Nie miał pojęcia, co zrobić z rękami. Gdzie zwykle je ukrywał? Boże, czuł się takim głupcem.

— Chciałem tylko przeprosić. Przepraszam, że ci nie ufałem, wszedłem do twojego domu i naruszyłem twoją prywatność. Próbowałem ich powstrzymać, ale powinienem bardziej się postarać.

Kiedy skończył swoje przeprosiny, nie miał pojęcia, co teraz. Sherlock nie zareagował w żaden sposób. Po prostu patrzył prosto przed siebie.

— Dzięki, Gregory.

Usłyszał inspektor od stojącego za nim Johna. Był w swoim mundurze kamuflującym i ciężkich wojskowych butach. Greg spoglądał na niego, gdy ten podszedł do Sherlocka i uklęknął przed nim.

Gladstone z zapałem polizał jego twarz, a John uśmiechnął się słabo do psa i podrapał go za uchem. Potem ujął dłoń Sherlocka i wymamrotał kilka słów.

Lestrade odwrócił wzrok. Nie powinien tu być. To była prywatna chwila między kochankami.

— Muszę dostać się na lotnisko — powiedział John podnosząc się na nogi i ciągnąc za sobą Sherlocka. Jednocześnie Gladstone zeskoczył na podłogę i oparł się o ich nogi.

— Nie, nie musisz — powiedział nadąsany Sherlock, ale John tylko uśmiechnął się do niego.

— Tak. Muszę. A ponieważ odrzuciłeś propozycję podwiezienia przez swojego brata, musimy znaleźć taksówkę w godzinach szczytu, żeby dowiozła nas na lotnisko na czas.

John westchnął, ale nie wyglądał, jakby był naprawdę zdenerwowany, po prostu na zmęczonego.

— Jeśli nie może cię z tego wyciągnąć, to w ogóle nie powinien pomagać — warknął Sherlock.

W tym momencie Lestrade postanowił odezwać się.

— Przyjechałem samochodem. Przy włączonych syrenach powinniśmy zdążyć w pół godziny.

John próbował uśmiechnąć się do niego z wdzięcznością, ale mu się to nie udało.

Sherlock chrząknął i przypiął smycz do obroży Gladstone’a, gdy John zabierał swoje rzeczy.

Lestrade poszedł przodem i wsiadł do samochodu. Zostawił pozostałą dwójkę mężczyzn na górze, żeby mogli się pożegnać bez wścibskich oczu.

Dziesięć minut później znaleźli się w samochodzie. Usiedli razem z tyłu. Plecy Johna były proste, już przygotowywał się do nadchodzących miesięcy. Chociaż obejmował ramię Sherlocka, gdy detektyw położył mu głowę na ramieniu.

Sherlock patrzył w dół, jedną ręką trzymając spodnie na udzie Johna w śmiertelnym uścisku. Druga ręka trzymała smycz Gladstone’a, gdy pies kładł się na ich kolanach. Patrzył ze smutkiem na swoich panów, wyczuwając, że to dla nich zły czas.

Kiedy dotarli na lotnisko, nastrój Sherlocka się pogorszył. Gdy szedł obok Johna, brakowało mu zwykłej energii. Kiedy dotarli do punktu kontrolnego, Sherlock zatrzymał się. Wręczył smycz Lestrade’owi, który wziął ją bez słowa.

Sherlock spojrzał na Johna i uśmiechnął się słabo.

— Nie to sobie wyobrażałem, że będziemy robić, gdy będziesz miał na sobie swój mundur — powiedział, a John wybuchnął śmiechem.

Greg ujrzał, jak Sherlock uśmiechnął się słodko, obserwując intensywnie swojego męża. Zapewne starał się zapamiętać każdy jego szczegół.

John zrobił krok do przodu i objął detektywa. Pocałował go w policzek.

— Wrócę.

Sherlock skinął głową i zacisnął powieki, prawdopodobnie powstrzymując łzy.

— Będę czekać.

Potem rozstali się i John odwrócił się do niego, podczas gdy Sherlock odwrócił wzrok, mrugając mocno.

— Greg. — Wyciągnął rękę, a Lestrade uścisnął ją bez wahania.

— John — powiedział i próbował przybrać  wyraz twarzy świadczący o tym, że było mu przykro i że będzie próbował pilnować Sherlocka, kiedy Johna nie będzie.

Żołnierz skinął głową, najwyraźniej rozumiejąc. Wtedy ich wymiana spojrzeń została przerwana przez Gladstone’a, który skoczył na Johna. Jego przednie łapy oparły się o jego biodra, gdy próbował polizać mu twarz.

John zaśmiał się i potarł futro na czubku głowy psa.

— Bądź dla mnie dobrym chłopcem, gdy mnie nie będzie, Gladstone. Opiekuj się nim, dobrze? — zapytał i z ostatnim klepnięciem psiego łba, odsunął się i podniósł swoje rzeczy. Uśmiechnął się do nich smutno po raz ostatni, zanim odwrócił się i odszedł.

Greg obserwował go tak długo, jak tylko mógł. Jego mundur i sztywne ruchy sprawiały, że wyróżniał się z tłumu.

Inspektor odwrócił się do Sherlocka i zaklął, gdy zobaczył, że już go nie było.

OoO

Tydzień później spotkał się z Sherlockiem, po tym jak zostawił niezliczone wiadomości i nagrania na poczcie głosowej. Próbował go również odwiedzić na Baker Street, ale gospodyni nie pozwoliła mu wejść na górę. Powiedziała, że detektyw wyszedł, ale Lestrade wiedział, że było to kłamstwo, chociaż nic nie mógł na to poradzić.

Miał ciekawą sprawę. Seryjny morderca zostawiał fioletowe krawaty na drzwiach swoich ofiar. Również wszystkie ciała miały niebieski język, ale nikt nie wiedział dlaczego.

Kiedy Sherlock pojawił się na ostatnim miejscu zbrodni, miał ze sobą Gladstone’a. Pies nadal był radosny, ale Greg widział, że czasami rozglądał się, szukając mężczyzny, którego w tej chwili nie mogło tam być.

Sherlock nie powiedział wiele, kiedy przybył, w rzeczywistości ograniczył rozmowę do minimum. Funkcjonariusze go unikali i nawet Donovan i Anderson nie narzekali.

Uklęknął przy zwłokach i zaczął je oglądać przez kieszonkową lupę.

— Jaka trucizna powoduje obrzęk palców i niebieski język? — Nie zwracał się do nikogo konkretnego, albo tak to wyglądało dopóki nie zawołał: — John?

Sherlock spojrzał w górę obok siebie, gdzie normalnie stałby John z zaglądającym mu przez ramię z Gladstone’em. Jednak tym razem nikogo tam nie było i Sherlock zamarł, przypominając sobie, dlaczego tak było.

Oficerowie wokół poruszyli się niezręcznie. Sherlock potrząsnął głową, schował lupę i wstał.

Odtąd nie był cichy, spokojny. Warczał na wszystko i wszystkich. Był niegrzeczny i arogancki, gdy mówił, co wydedukował.

Lestrade nie mógł go za to winić. Mężczyzna prawdopodobnie był chory ze zmartwienia.

I tak minął miesiąc.

OoO

W tej sposób ponownie po trzydziestu dniach znaleźli się na tym samym lotnisku.

Według wszystkich był to dość piekielny miesiąc. Sherlock był na krawędzi więcej czasu niż nie, co było uzasadnione, ponieważ Lestrade dowiedział się, że John nie był przeciętnym lekarzem wojskowym, który pracował za liniami bezpieczeństwa.

Do diabła nie. Mężczyzna znajdował się w ogniu krzyżowym. Operował będąc pod ostrzałem. Miał za zadanie wydobyć kulę zaraz po tym, jak sięgnęła innego żołnierza  i załatać wojaka, tak aby mógł wrócić i walczyć dalej.

Szaleństwem było dowiedzieć się, że przyjazny, miły, ubrany w sweter John Watson ocalił tylu ludzi, ilu zabił podczas wojny. Nic dziwnego, że to on został wezwany, gdy armia potrzebowała lekarza.

Greg został wyrwany z zamyślenia przez Gladstone’a, który teraz stał i szczekał, radośnie machając ogonem. Lestrade odruchowo chwycił mocniej smycz, gdy pies próbował niczym pocisk wyrwać się do przodu.

— John — szepnął obok niego Sherlock, a potem rzucił się do przodu. Zderzył się z Johnem Watsonem, który upuścił torbę w samą porę, by móc pochwycić męża w powitalnym uścisku.

Kiedy się całowali, Greg był zajęty trzymaniem Gladstone’a, który był gotowy rzucić się na Johna, aby dać chwilę dwójce mężczyzn.

Inspektor podniósł wzrok, kiedy usłyszał śmiech dwóch szaleńców. Obaj mieli oślepiające uśmiechy i trzymali się za ręce.

— Na litość boską, pozwól mu iść, Lestrade — powiedział Sherlock i po tym słowach Greg puścił smycz.

Gladstone szczeknął głośno skacząc na Johna, liżąc go z entuzjazmem po twarzy. Tymczasem John śmiał się i próbował go odepchnąć. Sherlock również się śmiał, zanim John uwolnił się od psa.

Po tym młodszy mężczyzna ponownie przytulił Johna w czasie, gdy Gladstone skakał wokół nich, szczekając radośnie.

Greg trzymał się z tyłu. Z dumnym uśmiechem skrzyżował ręce na piersi.

Dobrze było zobaczyć, jak szczęśliwa rodzina ponownie się połączyła.

Koniec

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

2024 rok
Opublikowałam 95 rozdziałów
Opublikowałam 14 miniaturek
Rozpoczęłam 13 opowiadań
Zakończyłam 8 opowiadań
Rozpoczęłam 3 nowe serie
Zakończyłam 2 serie

Szukam bety! Zainteresowanych proszę o kontakt.

Myst likes this post

Powrót do góry Go down
 
[Sherlock BBC][T][M] Rozdzieleni [SH/JW]
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» [Gokusen][T][mM] Rozdzieleni przy urodzeniu?
» [Sherlock BBC][mM] Nieproporcjonalny [SH/JW]
» [Sherlock BBC][D] Instynkt
» [Sherlock BBC][mM] Abażur
» [SPN/Sherlock BBC][mM] Transakcja

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
~.Imaginarium.~ :: FANFICTION :: Serial & Film & Adaptacje :: Slash :: +12-
Skocz do: