Tytuł: Wiązania i brawura
Oryginalny tytuł: Bandages and Bravado
Autor: Demyrie
Zgoda na tłumaczenie: Czekam
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: Nie mam – zainteresowanych proszę o kontakt
Link: https://archiveofourown.org/works/11978778Wiązania i brawura
All Might miał kłopoty.
Oczywiście bycie bohaterem oznaczało ciągłe znajdowanie się w kłopotach, ale nie była to sytuacja “śmiercionośna”, a bardziej “bycie przyzwoitym człowiekiem i szanowanie delikatnych obyczajów społecznych”. Jeden z nich miał zgryźliwe postanowienie i oklaski tłumu. Drugie… wypuścił powietrze z napięciem, trzymając się z tyłu i chwytając się linii, która doprowadziłaby go do czwartego korytarza na drugim piętrze kompleksu apartamentów Aizawy Shoty, zaledwie kilka stóp od jego drzwi. Oparł kościste ramię o ścianę i z roztargnieniem poklepał pudełko z herbatą trzymane pod pachą, jakby martwił się, że może zniknąć tak samo jak on chciał to zrobić.
Nie, ta sytuacja raczej nie mogła się poprawić nawet przy użyciu uśmiechu i musiał przyznać, że wciąż przyzwyczajał się do tej zmiany atmosfery w pracy.
Aizawa z pewnością nie był najbardziej przyjazną osobą. Od początku było jasne, że on i wychowawca klasy 1-A nie będą bliskimi przyjaciółmi, ale to było przed atakiem na szkołę. Potrzebne było coś, aby wypełnić tę lukę, więc oto był z propozycją pokoju (kompaktowy zestaw markowych herbat, który jak przypuszczał było czymś, co można było ofiarować komuś, o kim się nic absolutnie nie wiedziało) i kilkoma wiadomościami od personelu, które miały posłużyć jako wymówki do rozpoczęcia rozmowy. Bycia przyjaznym.
Niemniej jednak wciąż był niespokojny, absolutnie pewien, że jego kolega z pracy nie miał ochoty go widzieć ani rozmawiać z nim o niczym ani o kim. Ilekroć myślał o zdystansowanym wychowawcy i jakiejkolwiek zdolności do nawiązywania relacji, jaką mogli mieć, wszystko wracało do pierwszego razu, kiedy naprawdę ze sobą rozmawiali. Szczęka All Mighta zacisnęła się na tę myśl.
Stali w korytarzu prowadzącym do głównej sali prezentacyjnej podczas jednego z jego pierwszych dni w kampusie jako All Might i już został złapany w jakąś niezręczną grę w utrzymywanie dystansu z ponurym widmem 1-A. Bez słowa jego kolega-bohater oraz nauczyciel, jakoś zdołał zablokować mu drogę z żałosną skutecznością przez około pięć minut, gdy zmierzał do drzwi, aż uśmiechnięty All Might fizycznie podniósł mniejszego bohatera i odstawił go na bok z ogłoszoną na głoś uprzejmością, a nawet pozdrowieniem.
Aizawa prawdopodobnie otrzymał nieoficjalne zadanie, którym nie był zachwycony, ale All Might nadal uważał, że była szansa, że był po prostu wyjątkowo kiepski w odczytywaniu sygnałów społecznych. Szedł dumnie do przodu, nie zważając na nic, ćwicząc swoją następną krótką przemowę. Potem usłyszał za sobą westchnienie Aizawy, a w następnej sekundzie trzask materiału. Był owinięty w kokon, uniesiony kilka centymetrów nad podłogą przez broń przechwytującą drugiego bohatera.
Zakrztusił się, szariąc. Jego umięśniona postać wierciła się w swoich sztywnych ograniczeniach, gdy jego ramiona były mocniej przyciśnięte do wypukłej klatki piersiowej. Cierpiący wyraz twarzy Aizawy tylko uczynił ten moment bardziej kłopotliwym.
Wbrew sobie, All Might napiął mocno swoje mięśnie z przyzwyczajenia. Grymas pojawił się na jego twarzy z powodu ukłucia bólu w jego boku.
— C…Co wyprawiasz, mój przyjacielu — zagrzmiał. — Znasz zasady, sensei… żadnego używania darów na korytarzach!
— Powinienem cię tu zatrzymać, dopóki inni nie skończą, ale jesteś bardzo kiepski w odczytywaniu sygnałów społecznych — mruknął drugi bohater w szalik, wyciągając telefon, opierając się o najbliższą ścianę.
All Might przełknął ślinę - czyli mężczyzna zdecydował się na pełne krępowanie ciała? Potem pomyślał o swoim zachowaniu. Fizycznie przeniósł drugiego bohatera, choć uprzejmie, więc nadał ton tej małej sytuacji z zakładnikiem. Odchrząknął, starając się nie wiercić w swoich więzach.
— Ach, rozumiem. — Zmusił się do uśmiechu. Próbował zasalutować, ale zdał sobie sprawę, że nie mógł. Zmarszczył brwi. — Przepraszam za mój entuzjazm. Wiadomość otrzymana!
Czekał wyczekująco, ale jedynymi dźwiękami były małe wiwaty dochodzące z telefonu Aizawy. Grał w jakąś grę. Polegała na zbieraniu kotów? All Might zaczerwienił się. Również miał ją w komórce.
Okej.
— Czy to nie jest coś, czym panna Midnight zajmuje się wolnym czasie, chacha?
— Dla ciebie to Midnight-sensei — odpowiedział tępo Aizawa. Stuknięcie w ekran. Stuk-stuk.
W tym momencie All Might fizycznie się pocił. Chociaż ograniczenia nie były napięte, presja psychologiczna była ogromna, a on już był zestresowany perspektywą pierwszego tygodnia w szkole. Jak się ubrać, co powiedzieć… gdzie się schować? Trzeba było go uwolnić, i to szybko, inaczej dzisiejsze popołudnie w ogóle nie przebiegnie zgodnie z planem. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka.
— A… Aizawa-sensei, gdybym nie wiedział lepiej… powiedziałbym, że ci się to podoba!
— Nic nie wiesz o moich gustach.
Aizawa spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy pod ciemnymi lokami. Rejestrując to, co właśnie powiedział, twarz All Mighta zamarła i pobladła.
— Jestem tylko skromnym bohaterem podziemia. Nie dość sławny, by udzielać sprośnych wywiadów do głównym artykułów pism dla dorosłych.
Szczęka All Mighta praktycznie opadła do podłogi, ale nagła para wydobywająca się z jego ciała przesłoniła wszystko inne. Sekundę później, nie w pełni All Might roztrzaskał tyłek o kafelki, będąc niewiele więcej niż skórą i kośćmi uwięzionymi w stosie ubrań i luźnych bandaży.
— Tak jest lepiej — powiedział Aizawa, prawie do siebie, prawie nie rzucając spojrzenia na stracha na wróble przed nim.
Mózg Toshinori’ego zablokował się, zapętlając frazę, gdy kaszlał w swój workowaty rękaw.
— Sprośne wywiady…?
— Tylko jeden. Całkiem jasne, że po tym twój zespół PR zaostrzył swoje standardy. Po prostu przyjazny rodzinie All Might, którego wszyscy znamy i kochamy… Ach, dzień dobry dyrektorze.
All Might prawie upadł na plecy, ukrywając upokarzające wytryśnięcie krwi z ust, obracając głowę w rozpięty kołnierz koszuli, kaszląc. Ich puszysty mentor stał w drzwiach z wyciągniętymi ramionami, paciorkowate oczy błyszczały z podniecenia.
— Aizawa! All Might! Jakie to szczęście, że znalazłem was tutaj! Przygotowaliśmy dla ciebie niespodziankę, All Mightcie — pisnął, po czym położył łapę na swoich starannie wypielęgnowanych wąsach. — Ale ojej, mój dobry człowieku, co robisz na podłodze?
— Upuściłem szalik. — Aizawa zaoferował wyjaśnienie, będące tak słabą wymówką, że nie powinien w ogóle tego mówić.
Z rumieńcem na twarzy, umierając wewnętrznie z zawstydzenia, All Might wstał z trudem, nienawidząc tego, jak jego ubranie wisiało i marszczyło się, a nawet zaczepiło o obcas buta, przez co potknął się podczas wstawania. Kiedy już się wyprostował, wypuścił drżący oddech i nerwowo poprawił swoją za dużą marynarkę. Dyrektor klasnął w łapy, uśmiechając się promiennie do innych nauczycieli, którzy towarzyszyli mu na korytarzu, którzy wyglądali na znacznie mniej przekonanych do zaistniałej sytuacji.
— To jest nasz All Might! Zawsze pomaga swoim przyjaciołom!
Bohater otworzył usta, by odpowiedzieć, ale Aizawa był już w połowie korytarza. Jego część umowy została wypełniona.All Might westchnął.
Ten bałagan był jego pierwszą prawdziwą interakcją z Aizawą, poza wpadką po dniu treningu dzieciaka. Od tego czasu był znacznie bardziej ostrożny w stosunku do drugiego nauczyciela, stąpając lekko i błądząc po stronie ciszy, kiedy chodziło o niego i dzieci.
Był nie czytelny dla innych… chociaż najwyraźniej znał innych. All Might westchnął ponownie, rumieniąc się.
Opinia Aizawy o nim musiała być jak najgorsza, co było głupią rzeczą, o którą trzeba było się martwić, ale i tak to go niepokoiło. Szczerze mówiąc, całkowicie wymazał ten wywiad w swoim umyśle. Błąd debiutanta, mylący każdy rozgłos z dobrym rozgłosem. To nie było nic szokującego - w przeciwnym razie nie zgodziłby się na to, ale i tak rumienił się przez połowę pytań - po prostu podniecająca mała wymiana zdań, która sugerowała, że był prawdziwym człowiekiem, który czasami uprawiał seks.
Jednak to, że Gran Torino przeczytał to na głos i fizycznie uderzył go w głowę wydaniem magazynu, sprawiło, że nigdy więcej nie chciał nikogo dotykać.
Głupi, głupi idiota. All Might skrzywił się, kręcąc głową. Gdzie ten człowiek w ogóle znalazł taki antyk?! Zrobił obliczenia w głowie i zaczerwienił się jeszcze bardziej. Mniej więcej w czasie, gdy udzielał ten wywiad, ten bohater byłby w liceum. W Akademii Bohaterów. Najlepszy czas na zakup czasopism dla dorosłych.
Potarł z żalem kark, odczuwając swój wiek.
Od tamtej pory udawało im się manewrować wokół siebie, ale teraz wszystko stało się poważniejsze. O wiele poważniejsze, niż kiedykolwiek sądził, że nauczanie może być, a rzeczywistość zamroziła jego zgięte, zmęczone ciało, dopiero co uwolnione od wszelkiego rodzaju opatrunków i bandaży. Teraz wszyscy ci wykładowcy zbierali kawałki po ataku, a na bardziej osobistym froncie Toshinori wiercił się w obliczu faktu, że nie mógł zmusić się do odwiedzenia swojego kolegi po fachu, po tym co się stało.
Aizawa nie tylko potrzebował pocieszenia - był nieprzytomny, nie mógł widzieć gości przez warstwy bandaży, nawet jeśli nie byłby w śpiączce farmakologicznej - ale tchórzostwo All Mighta bardzo go zawstydzało, ponieważ czuł się odpowiedzialny za złamane ciało tego odważnego człowieka. Był za to odpowiedzialny.
Jeśli nie on, to kto?
Wszystko to, w połączeniu z troską reszty personelu, zostało znanego i całkowicie skurczonego bohatera przed drzwiami mieszkania Aizawy ze skromnie zapakowanym prezentem i poczuciem strachu, wiedząc, że to zły pomysł, ale nie widząc innego wyjścia w tej sytuacji. Zwłaszcza, jeśli mielimy razem uczyć w niedającej się przewidzieć przyszłości.
Biorąc głęboki oddech, All Might podniósł rękę, by zapukać i zawahał się, spoglądając jeszcze raz na swoje chude, pochylone ciało z odległym poczuciem obrzydzenia. Jego własne fioletowe kłykcie się zagoiły, ale nadal czuł ból, ból odczuwany tylko przez niego, gdy uderzał kościstą pięścią w tanią płytę pilśniową. Czekał.
Drzwi otworzyły się po długiej minucie i pierwszą rzeczą, którą zobaczył była blizna pod prawym okiem Aizawy, przez co wydawał się jeszcze bardziej wychudzony niż zwykle. Skłonił się, mówiąc coś uprzejmego i rutynowym sprawdzaniu, co u niego. Ręce miał już spocone. Upewnił się, że jego mowa była krótka i prosta, bez odrobiny polotu. Zaoferował pudełko.
Aizawa przyjrzał mu się uważnie po drugiej stronie progu, po czym cofnął się i gestem bez słowa zaprosił go do środka.
All Might starał się nie rozglądać się po zaciemnionym mieszkaniu z przyzwyczajenia lub z nerwów, idąc za drugim mężczyzną do jego prostej kuchni i usiadł przy jego małym stoliku, gdy ten mu go wskazał. Był dziwnie wysoki i nowoczesny, jak stoliki w kawiarni. Reszta kuchni była czysta, blaty puste, ale mocno pachniało tutaj kawą. Drugi bohater ze skinem głowy wziął pudełko z herbatą i postawił ciemnoniebieski kubek przed splecionymi dłońmi All Mighta razem z kilkoma poobijanymi opakowaniami cukru zabranych z różnych sieci restauracji.
— Na wypadek, gdybyś chciał to zrobić w amerykańskim stylu — powiedział, dając Toshinori’emu coś innego, czego mógł być boleśnie skrępowany.
Przez chwilę milczeli. Towarzyszył im tylko brzęk filiżanek i szum gotującej się wody. To było surrealistyczne, ale nie było niewygodne. Prawdopodobnie pierwszy raz był sam na sam z drugim nauczycielem. Starał się nie machać nogami siedząc na wysokim krześle i powstrzymać się od wszelkiego rodzaju małych, uprzejmych rozmów.
Po chwili Aizawa podszedł i wrzucił torebkę herbaty do jego kubka, zalewając ją wrzątkiem. Ostrożnie mieszając swój napój, z unoszącym się odległym brzoskwiniowym aromatem, All Might bez przekonani chwycił się wszystkich wygodnych wiadomości od personelu, które wyleciały mu z głowy jak kule w maszynie losującej po tym, jak zobaczył Aizawę stojącego prosto i poruszającego się, aczkolwiek powoli.
Wyglądał wystarczająco dobrze. Przynajmniej zdjęto z niego bandaże, a nawet udało mu się wcześniej przepchnąć przez komentowanie festiwalu sportowego. Jego charakterystyczna broń przechwytująca leżała w stosie przy drzwiach, prawdopodobnie tam, gdzie chował ją po szkole. Dobrze wyglądał.
Ale tym, co go bolało, gdy mężczyzna chodził po mieszkaniu w koszulce z krótkimi rękawami, spodniach od dresu i skarpetkach, były blizny na jego ramionach. Były to cienkie, lśniące linie niczym szczeliny w ziemi, otaczające jego przedramiona i złowrogo rozgałęziające się ponad łokciami. W szczególności na jednym łokciu.
Czasami, gdy uszkodzenia były rozległe i wymagały operacji - szczególnie niechlujne złamania najeżone odłamkami kości - nawet moce Recovery Girl pozostawiały takie ślady. Dłonie All Mighta uniosły się, palce zgięły, jakby chciał je prześledzić, chociaż znajdował się po drugiej stronie pokoju. Potem schował ręce pod stołem, kładąc je na kolanach.
Po prostu to powiedz. Powiedz to teraz.— Przepraszam — powiedział przez zaciśnięte gardło.
Aizawa chrząknął, pochłonięty przygotowywaniem własnego napoju na blacie kuchennym.
— Ach, czyli to dlatego. — Mieszał powoli, łyżka stukała o kubek. Prychnął, odgarniając niesforne włosy z twarzy. — Zapomnij o tym. O ile sam tego nie zrobiłeś, ani ich do nas nie przysłałeś, nie chcę przeprosin.
Nas. All Might zacisnął pięści, rana w jego boku zakuła ostrym bólem. Czy zaliczał się do “nas”? Choć nie potrafił tego ująć w słowa, Aizawa zawsze wydawał się wyznaczać granicę i umieszczać go po drugiej stronie, gdy chodziło o szkołę. O klasę.
— To moja wina, że w ogóle znalazłeś się w takiej sytuacji. Ty i dzieci. Gdybym nie zmarnował całej swojej energii na zajmowanie się tymi… złodziejami torebek… — Urwał, czując uścisk w gardle od wszystkiego, z czym walczył od wielu tygodni.
— Tak. To było niesamowicie głupie.
All Might wyczerpany opuścił głowę na dłoń. Talent Aizawy do brutalnej szczerości już nie był zaskakujący, ale wciąż to bolało, nawet jeśli wiedział, że to nadchodziło. Zasłużył na to, nawet nie uchylił się przed tym ciosem. Żałosny.
Ale wspomnienie Aizawy zmiażdżonego pod tymi lśniącymi węzłami ciemnoniebieskich mięśni potwora o wyłupiastych gałkach ocznych, łamiącego go… Wzdrygnął się. Roztrzaskane gogle, powiększająca się kałuża krwi. Dawno temu minęły czasy, kiedy jego zwycięstwa przychodziły za darmo.
— Wiesz, że nie możesz już tego robić — powiedział Aizawa, opierając się o przeciwległy blat, popijając kawę z jedną ugiętą nogą w kolanie.
All Might chciał mu powiedzieć, że nie powinien pic jej tak późno wieczorem, ale sen był wyraźnie skomplikowaną sprawą dla Aizawy, który zawsze wyglądał na pół żywego w dobre dni.
— Muszę zrobić to, co trzeba. — All Might spojrzał w dół na paczki cukru rozrzucone na stole, jakby to one były winne. — W przeciwnym razie, kim jestem?
Aizawa prychnął szyderczo w swój kubek.
— Mówisz jakbyś był nowicjuszem. Samokrytyczne frazesy po tak długim czasie?
Jego grymas pogłębił się. Pozorne frazesy kłuły w tym ciele, a jego całe życie na służbie drażniło jego uschłe ciało tym bardziej im słabszy się stawał. Ledwo zdążył tam dotrzeć na czas, ledwo ich uratował, z trzystoma uderzeniami. Frustracja i złość spowodowały, że dłonie zacisnęły się wokół ciepłego kubka. Zdawał sobie sprawę, że miał ochotę rozbić go na kawałki.
Piętnaście minut. To wszystko, czym teraz był.
I nie był nawet szczególnie dobry w tym.
— Nie zrozumiałbyś — wycedził.
— Nie zrobiłbym tego? Twój nieomylny,
bezmyślny obowiązek wobec społeczeństwa prawie nas zabił — warknął Aizawa. — Jesteś częścią zespołu i pracujesz w bardzo niekorzystnej sytuacji. Musisz teraz wybierać swoje bitwy.
— Nie, nie zrobię tego — odparował. Potem dodał: — Nie mogę.
— Możesz i będziesz.
Gotował się w nim gniew, stary i nowy. Nienawidził tego, jak to zanieczyszczało jego oddech, zatykało mu klatkę piersiową, prawie tak bardzo, jak nienawidził…
— Może takim właśnie jesteś bohaterem…
All Might usłyszał złość we własnym głosie i wbił palce w kubek. Ceramika zaskrzypiała, jak zaciśnięte zęby. Poczuł smak krwi w gardle i zaczął naciskać drżącymi palcami na kubek. Potem coś poruszyło się na obrzeżach jego wizji i jego nadgarstek szarpnął się na bok ze słyszalnym szarpnięciem, wystawiony na działanie imadła tak silnego, że jego palce zostały rozdzielone.
Jęknął i puścił kubek, który zakołysał się, a potem opadł na bok, rozlewając gorącą brzoskwiniową herbatę na stół. Potknął się, wstając. Jego nerwy były nadszarpnięte. Na drugim końcu białego materiału otaczającego jego nadgarstek, Aizawa patrzył na niego chłodno. Z rękami zręcznie owiniętymi wokół szalika, przyciągnął go niemal komicznie, aż do drzwi mieszkania.
— To mój ulubiony kubek.
Czas stanął w miejscu, gdy był schwytany w kuloodporny materiał przeznaczony dla złoczyńców. All Might spodziewał się czegoś więcej, ale nic się nie wydarzyło. Potem ten sam gniew usłużnie wypełnił pustkę.
— Dość tych twoich tanich sztuczek — warknął, a jego ciało nagle przeszyło ciepło i szarpnął rękę.
Przez to jego postawa została otwarta na atak. Materiał zacisnął swój uścisk, a inne pasmo chwyciła jego wolny nadgarstek z trzaskiem. Szorstki materiał trzymał żałosny staw, który był niczym u ptaka. Mocno naciągnięty. Trzymany.
W tym nieoczekiwany momencie z pustym spojrzeniem innego nauczyciela i związanymi nadgarstkami, All Might przeszedł od frustracji do wściekłości w słonecznym rozbłysku wstydu. Cały stłumiony gniew i daremność - ironicznie nieważki ciężar jego miażdżącej postaci, drapanie betonu o kolana, gdy czekał, aż ktoś fizycznie zaniesie jego zakrwawione ciało z ruin USJ - wybrał to miejsce i w ten moment, by uwolnić się w tych wiązaniach.
One For All płonął w jego przepastnej piersi, zgorzchniały ze wściekłości i strachu przed ograniczeniami i bezsilnością oraz własnym torturującym powolnym zanikaniu. Jego mięśnie spuchły groteskowo jak dogasające węgle pękające i strzępiące się od ostatniego wybuchu gorąca, a krew wzbierała mu się w gardle z napięcia transformacji. Kiedyś robił to bez wysiłku, teraz to była agonia. Pogrążył się jedynie mocniej w bólu, moc przeszywała jego szyję i plecy.
Miało to niewiele wspólnego z człowiekiem przed nim, ale raczej z tym, co mówił. Co All Might - Toshinori - już wiedział. Jak zwykle, jego ciało po prostu poruszało się samo, tym razem z żalu z powodu tego, czego po prostu nie mogło już robić.
Pomiędzy strumieniami białej pary, zapadnięte oczy Aizawy zalśniły czerwienią, a loki swobodnie uniosły się nad jego ramionami.
Toshinori w końcu dostrzegł go przez swoją własną wściekłą mgłę, rozpoznał jego twarz. Jego stan. Uczucie czystej paniki ogarnęło bohatera na chwilę przed tym, jak każda odrobina złotej mocy popłynęła w dół i na zewnątrz jego ciała, jakby został uderzony w jelita -
przez jelita, lodowata woda wypłukiwała ciepło z jego żył. Kolanami uderzył w podłogę. Westchnął.
Zbyt wcześnie. Zbyt wiele.
All Might zakaszlał, sapiąc. Łzy zapiekły mu w oczach. Kolejny ból wypełnił jego złamane ciało.
Agonia przebiła trzykrotnie zszyte wnętrzności poległego bohatera. Zakaszlał, plamiąc krwią laminowaną płytkę przed nim. Raz i drugi. Jego klatka piersiowa unosiła się, świszczący oddech wydobywał się gdzieś z wnętrza pozostałego płuca.
— Gdybym nie wiedział lepiej — głos Aizawy miękki i z nutą niebezpieczeństwa rozbrzmiał nad jego głową — powiedziałbym, że próbujesz mnie sprowokować, All Mightcie.
Bohater Eresarhead górował przed nim w samych spodniach od dresu i w czarnej koszulce z szeroko rozstawionymi nogami, z bronią przechwytującą zaciśniętą wokół własnego tułowia i w pobielałych dłoniach. Jego bicepsy i przedramiona napięły się, a postrzępione blizny odbijały się w słabym świetle kuchni. All Might gapił się, a jego wizja była zamglona i zaczerwieniona na brzegach. Nawet nie poczuł, jak nowe pasma materiału obejmują jego ramiona, mumifikując go.
— Nie byłem zachwycony, kiedy usłyszałem, że dołączysz do kadry nauczycielskiej — powiedział lodowato Aizawa po długiej chwili ciszy, patrząc gniewnie na zgarbionego bohatera. — Pomijając twój brak referencji, wyraziłem pewne obawy przed dyrektorem związane z przejściem między twoją starą rolą a pracą nauczyciela oraz wszelkimi dziecięcymi zachowaniami, które mogą wyniknąć z niewłaściwego zarządzania.
— Jak śmiesz — wydyszał All Might przez krew w ustach. Z trudem napełnił klatkę piersiową powietrzem na tyle, by móc mówić. — Nazywasz to dziecinnością, gdy w taki sposób wykorzystujesz swoje ofiarowane przez Boga umiejętności na innym bohaterze.
— Twoje dni jako zawodowego bohatera dobiegły końca, Toshinori Yagi.
Jego imię - jego pełne imię, imię chłopca, który patrzył, jak jego mistrzyni umiera - było antymaterią, która powaliła ostatnią wolę jego walki. Choć było to niemożliwe, skurczył się jeszcze bardziej, pochylając głowę. To był sekret. Kto zdradził jego sekret?
— A jeśli nie dostałeś notatki, nie należysz już do siebie.
— Nigdy tak nie było — syknął Toshinori z trzęsącymi się ramionami. Wiązania zacisnęły się. Ostrzegawczy uścisk.
Toshinori splunął krwią na podłogę z całą pogardą, na jaką było go stać, po czym zaniósł się mokrym, dudniącym kaszlem.
— Masz jednak teraz godziny pracy. Nie możesz już przychodzić i wychodzić, jak chcesz, powiewając swoją głupią peleryną. Nie, gdy jesteś odpowiedzialny za dzieci — warknął Aizawa. — Walczymy o zreformowanie systemu, który nagradza efektowne samobójstwo. Mają mnóstwo symboli samozniszczenia, a ja nie zamierzam stracić tej klasy przez pochopne decyzje i chwilową sławę.
Twarz młodego bohatera zapłonęła gniewem, a jego wąska warga wykrzywiła się w pogardzie.
— To czego potrzebują, to stabilność, przewodnictwo, osobistą odpowiedzialność. A jeśli uznam, że tego nie zapewniasz, usunę cię z drogi.
I z tymi słowami, Aizawa zamrugał. W ciszy i w pustce, która nastąpiła, jego włosy opadły niczym czarny dym, zasłaniające ramiona. Odetchnął.
— Teraz, czy rozumiesz, że to jest ważniejsze od ciebie? Bez względu na jakiego się uważasz.
Ostatnie złowrogie smugi zimna opuściły zgięte ciało Toshinori’ego, ale niewiele więcej się zmieniło. Klęczał bez ruchu, wstrząśnięty. Smutek i gniew walczyły w wypalonej pustce. One For All i tamta chwila. Gwałtowna troska Aizawy o swoich uczniów, wstrząsnęła nim i zawstydziła. Czy w ogóle był wystarczająco dobry, by tu być?
Szelest tkaniny przed nim. Ramiona Toshinori’ego opadły na podłogę, prowadzone przez rozluźniające się więzy, aż Aizawa uklęknął przed nim.
Cisza była ogłuszająca, przerywana jedynie szaleńczym biciem serca Toshinori’ego. Ciepła krew spłynęła mu po brodzie, rozbryzgują się na krwi już rozmazanej na podłodze. Jego oddech, płytki i trzepotliwy, szarpał go za gardło. Gdziekolwiek się ostatnio pojawiał, tam zostawiał plamy. W pewnym sensie, czy on również nie był tylko pozostałością?
— Jestem zmęczony. — Aizawa westchnął w końcu, trzymając głowę w dłoni. Odgarnął włosy z twarzy, przecierając oczy z grymasem. — Nie jesteś zmęczony, Toshinori? Obaj wyglądamy jak gówno, a ja potrzebuję snu.
— Pokój nigdy nie odpoczywa.
To był cichy szept. Automatyczna odpowiedź. Żałosna.
Boże, ale on siebie nienawidził, gdy był taki. Nawet Aizawa westchnął niecierpliwie.
— Tylko, że nie jesteś pokojem, idioto. Jesteś z krwi i kości.
Za duże ubrania Toshinori’ego były w nieładzie, na wpół rozdarte przez nieudaną transformację. Jego koszula podjechała na jego wychudzonym torsie, a Toshinori nie miał nawet powodu, by to zauważyć, dopóki Aizawa nie przesunął się z wyciągniętą ręką w jego pole widzenia. Blade palce mężczyzny, pomalowane w różowe paski od skrętu materiału broni przechwytującej, opadły w dół i w lewo, w kierunku jego blizny, a Toshinori zadrżał fizycznie, wdychając powietrze, jakby został uderzony, a następnie zginając się wpół w gwałtownym ataku kaszlu.
Ręka Aizawy zamarła. Unosiła się nad sękatą stertą tkanki bliznowatej, krawędzie były ledwo widoczne pod tandetną koszulą. Potem opadła. Żylasty tyłów Toshinori’ego, został pozbawiony więzów, materiał zwisał niezauważalnie, gdy drżał z wysiłku, by przywrócić oddech do normalności.
Jeden kawałek szacunku, krystalicznie czysta granica.
Nic nie wyrażające spojrzenie Aizawy zdawało się oceniać i kalkulować wytyczoną linię. Poszarpane drgania ciała drugiego bohatera, rozbity kubek, smugi herbaty i krwi. Okropna cisza.
— Potrzebujesz odpoczynku — powtórzył, odwracając wzrok. Jego głos był ciężki, prawie znudzony.
Bezceremonialne więzy cofnęły się ze szurającym dźwiękiem, pozostawiając kończyny Toshinori’ego zaciekle mrowiące. Jego stawy rozluźniły się i ledwo udało mu się nie przewrócić. Przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się w kałużę krwi przed sobą, gdy Aizawa wstał gwałtownie, wydając z siebie gorzkie cmoknięcie.
— Więc odpocznij. Nie obchodzi mnie, jak dostaniesz swój odpoczynek. Po prostu odpocznij i przyjdź jutro na zajęcia przygotowany. Nie mam na to czasu.
Toshinori wstał powoli, odrętwiały. Obolały. Nie mógł podnieść głowy, a kiedy mu się to udało, zobaczył tylko pudełko designerskiej herbaty na blacie i cały koszmar stawał się coraz bardziej realny. Jak mógł stanąć twarzą w twarz z Aizawą następnego dnia, następnym tygodniu? Przed uczniami?
— Tak bardzo… przepraszam — powiedział cicho, a jego ciało zadrżało z intensywności jego żalu i rozwijającego się poczucia winy.
— Jesteś wrzodem na tyłku — mruknął Aizawa, obracając się i stawiając stół na nogi, który musiał przy tym wszystkim przewrócić się. Potem wyjął ścierki z szuflady. Jego ruchy zostawiały czerwone ślady w zamglonych oczach Toshinori’ego. Ułożył materiał na mokrej powierzchni i zatrzymał się z szmatą zaciśniętą mocno w pięści. — Potrzebujesz pisemnej wiadomości?
Odejść. Powinien to zrobić. Toshinori potrząsnął głową.
Powinien był odejść, kiedy skończył przepraszać, a nie wyładowywać swoje problemy na tym człowieku. Automatycznie poprawił koszulę i podniósł marynarkę, przyglądając się plamą krwi na koszuli i spodniach, tak naprawdę ich nie widząc. Musiał mieć zapiętą marynarkę, by nie przestraszyć przechodniów w drodze do domu.
Zacisnął powieki.
Tyle z twoich przeprosić. Yagi, idioto, co zrobiłeś?— Proszę, nie miej mi tego za złe.
Było wszystkim, co mógł powiedzieć przy drzwiach, ledwie mając odwagę powiedzieć cokolwiek. Aizawa nie podniósł wzroku znad wycierania rozlanej herbaty. Spody jego skarpetek były przemoczone i zaczerwienione.
— Nie dawaj mi to tego powodu.
Kubek był stłuczony, małe odłamki granatu porozrzucane wokół. Musiało się to stać, kiedy stół się przesunął. Wzrok bohatera unikał lepkiej czerwonej plamy tuż obok. Jego ulubiony kubek.
Toshinori wyszedł i zamknął drzwi, wycierając resztki krwi z policzka i kulejąc z miażdżącą, ostrożną powolnością schodząc po schodach na ulicę.
Może w tych czasach, zamiast był w kłopotach, był po prostu kłopotem.
KoniecWiązania i brawura 2